niedziela, 21 grudnia 2014

Rozdział 17

Obudziłam się z potwornym bólem głowy, usiłowałam otworzyć oczy, ale powieki wydawały się być jakby sklejone, przetarłam je dłonią i powoli uchyliłam. Oślepiło mnie jasne światło świetlówek przez które niewiele dało się dostrzec. Usiadłam na łóżku i od razu tego pożałowałam, pulsujący ból w głowie jedynie się nasili. Zignorowałam go przypominając sobie po co tu jestem, mieliśmy plan i musiałam go przestrzegać. Spojrzałam na swoją rękę, no jasne od razu mogłam się domyśleć o co chodzi, faszerowali mnie jakimiś lekami, bez dłuższego namysłu szarpnęłam wenflon. Zabolało. Zacisnęłam zęby przyciskając dwa palce do krwawiącego miejsca. Wstałam z łóżka kierując się w stronę drzwi. Musiałam wymknąć się stąd niezauważona, nie było to trudne ponieważ na korytarzu nie było nawet żywej duszy. Przypomniałam sobie wskazówki Luke'a trzecie drzwi po prawej powinny prowadzić do pokoju pielęgniarek, stanęłam przed nimi, ze środka dobiegały odgłosy rozmów i cichych śmiechów, musiałam improwizować aby je stamtąd wyciągnąć. Weszłam do pierwszej lepszej sali, na łóżku leżał starszy nieprzytomny mężczyzna. Bingo. Pomyślałam i odłączyłam od prądu całą aparaturę, w pomieszczeniu od razu rozległ się alarm. Stanęłam pod ścianą, kiedy drzwi zostały otwarte byłam skryta za nimi, trzy pielęgniarki stanęły przy łóżku pacjenta usiłując zrozumieć co się stało. Korzystając z zamieszania wyszłam na korytarz, pokój pielęgniarek był pusty, otworzyłam pierwszą szafkę z brzegu lekarstwa, igły, strzykawki, nie o to mi chodziło. Kolejny traf okazał się celny złapałam jeden z fartuchów pielęgniarek i pośpiesznie naciągnęłam na siebie, związałam włosy w wysoki kucyk i jakby nigdy nic opuściłam pomieszczenie. Wyjęłam telefon i wybrałam numer Luke'a odebrał niemal natychmiast.
-Co z tobą i gdzie jesteś?? -był zdenerwowany, ale też po części zmartwiony przynajmniej tak mi się wydawało.
-Spokojnie nic mi nie jest, po prostu dali mi jakieś świństwo i zasnęłam, wszystko idzie po naszej myśli jestem gotowa do drugiej części planu. A tak właściwie udało ci się wyciągnąć Beau??
-Jasne wszystko jest w porządku czekamy na parkingu na ciebie i Jai'a- westchnął ciężko. -Tylko uważaj na siebie kochanie-dodał ciszej. Mimowolnie uśmiechnęłam się sama do siebie, uwielbiałam kiedy był taki opiekuńczy. Rozłączyłam się i włożyłam telefon do kieszeni. Wzięłam wózek stojący na korytarzu i przyspieszyłam tempo, niebawem ktoś miał spostrzec nieobecność Beau a wtedy będzie tu policja. Nie mieliśmy zbyt dużo czasu, a ja byłam niedoświadczona w takich akcjach, to nie wróżyło nic dobrego. Weszłam do pokoju zamykając za sobą drzwi.
-Nareszcie jesteś dlaczego tak długo?? Zaczynałem się już martwić-usłyszałam głos przyjaciela.
-Wystąpiły małe komplikacje, ale już wszystko w porządku-spojrzałam na niego, był już ubrany i gotowy do wyjścia, na szczęście Luke przyszedł do niego rano i pomógł mu się ubrać, bo teraz, w pośpiechu byłby z tym nie mały problem. Pomogłam mu przesiąść się na wózek, dobrze że był silnym mężczyzną bo sama nie dała bym rady go podnieść. Wyjechaliśmy na korytarz, naciągnęłam mu kaptur na głowę, a sama starałam się nie patrzeć na nikogo. Brakowało tylko tego żeby ktoś teraz nas rozpoznał i cały nasz wysiłek poszedłby na marne. W końcu jednak szczęście nam dopisało, opuszczając budynek szpitala odetchnęłam z ulgą, jednak nie był to jeszcze koniec.
-Tutaj są, to oni-usłyszałam za sobą kobiecy krzyk, momentalnie się odwróciłam sprawdzając o co chodzi, zobaczyłam pielęgniarkę pokazującą prosto na nas, dołączyło do niej dwóch ochroniarzy z pistoletami w dłoniach. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe, musiałam podjąć decyzję która być może miała zdecydować o moim życiu lub śmierci. Od mojego celu dzieliło mnie góra kilkanaście metrów, drzwi czarnej furgonetki otwarły się i ze środka wysiadł Luke jego zatroskana mina pomogła mi zdecydować, puściłam się biegiem w jego stronę. Wyciągnął broń i wymierzył ją prosto w stronę mężczyzn, którzy dokładnie w tym momencie zaczęli strzelać. Droga do samochodu była najdłuższymi kilkoma sekundami mojego życia, wydawało mi się że wszystko zwolniło do tego stopnia że mogłam zobaczyć trajektorię lotu kul, potrafiłam zapamiętać dokładnie każdy szczegół, oczy Luka beznamiętnie wpatrzone w cel, bezradność Jai'a który przykuty do wózka nie mógł pomóc bratu, moje roztrzęsione ręce, zupełnie jakby mój mózg miał nagle większą pojemność. Wreszcie znalazłam się przy samochodzie, Beau otworzył drzwi i pomógł mi wciągnąć Jai'a do środka, wśliznęłam się na miejsce pasażera.
-Luke wsiadaj- krzyknęłam, chcąc mieć go jak najszybciej przy sobie. Wiedziałam że nie jestem w stanie zapewnić mu bezpieczeństwa, ale czułam się pewniej mając go bliżej siebie. O dziwo wykonał moje polecenie bez słowa. Podał mi broń przenikając mnie doszczętnie swoim spojrzeniem.
-Wiesz co masz robić prawda??-pokiwałam tylko głową i wymierzyłam w tylna szybę której ku mojemu zdziwieniu nie było, jedynie szkło rozsypane po wnętrzu samochodu symbolizowało że kiedyś była ona na swoim miejscu. Jai i Beau położyli się na siedzeniu usiłując uniknąć postrzelenia. Samochód ruszył z piskiem opon a ja zaczęłam strzelać, na początku na oślep, dopiero po pewnym czasie zaczęłam lepiej celować, przynajmniej tak mi się wydawało, ale mimo wszystko żadna z moich kul nie trafiała do celu. Wyjechaliśmy na ulice ale Luke wcale nie miał zamiaru zwalniać tempa, właściwie to go rozumiałam zaraz miała się tu pojawić policja, lepiej żebyśmy byli wtedy jak najdalej stąd. Usiadłam z powrotem w fotelu odkładając broń.
-Wszyscy cali??-spokój w głosie Luke'a doprowadzał mnie do szału, jak można w takiej sytuacji być tak opanowanym?? Najwyraźniej musiałam się jeszcze wiele nauczyć.
-Tak-Beau skwitował krótko, najwyraźniej nie był w nastroju do rozmowy, pewnie był zły na brata, że przez jego naiwność wszyscy mogli zginąć.
-Ja też, tylko wiecie co mogliście być bardziej delikatni- Jai jak zawsze musiał wyskoczyć z żartem w swoim typie, czy on naprawdę nie widział że zamiast zabawny jest irytujący.
-Następnym razem braciszku zostawimy cię na pastwę piesków może wtedy docenisz, że ktoś dla ciebie ryzykuje życie-starszy bliźniak ostudził jego entuzjazm. Przewrócił oczami i złapał się za żebra zaciskając zęby.
-Boli cię??-zapytałam najłagodniej jak tylko dałam radę.
-Trochę, ale da się przeżyć- uśmiechnął się blado wciąż dociskając rękę do bolącego  miejsca.
-Jak wrócimy do domu zmienię ci opatrunek, może to...-nie skończyłam bo Luke szarpnął mnie za ramię odwracając w swoją stronę. Jego oczy pierwszy raz od dawna zrobiły się niemal czarne, to był zły znak.
-Ał, to boli-usiłowałam wyrwać rękę z jego żelaznego uścisku, ale moje starania poszły na marne.
-Nie będziesz mu niczego zmieniać-wycedził przez zęby, znowu zaczęłam się go bać już dawno tak się nie zachowywał, ostatni tydzień był idealny, więc dlaczego wrócił do tego co było wcześniej. Nawet na sekundę nie popatrzył na drogę, rozumiałam że jest dobrym kierowcą ale to była już przesada.
-Patrz na drogę-nie umiałam ukryć tego że byłam zdenerwowana.
-Nie będziesz mi mówić co mam robić- nienawiść w  jego głosie była tak wyraźna, że po moich plecach przeszły ciarki.
-Luke puść ją-mój przyjaciel stanął po mojej stronie. Posłuchał go, puścił mnie, ale do końca drogi nie odezwał się już ani słowem. Kiedy dojechaliśmy do domu, wysiadł z samochodu trzaskając drzwiami. Nie miałam zamiaru za nim iść, to on musiał mnie przeprosić naskoczył na mnie bez powodu, wiedziałam że jak trochę ochłonie to do mnie przyjdzie.
-Beau pomógł byś mi zaprowadzić Jai'a do łóżka??
-Jasne-odpowiedział, ale widziałam że robi to niechętnie. Chwyciliśmy Jai'a z obu stron i powoli krok po kroku doprowadziliśmy do jego łóżka. Beau wychodząc z pokoju zamknął za sobą drzwi.
-On wciąż jest na mnie wściekły-westchnął ciężko układając się wygodniej.
-Właśnie widzę, ale nie rozumiem dlaczego przecież to ty zostałeś poważniej ranny dostałeś nauczkę, więc o co mu chodzi??
-Dokładnie o to-uniosłam jedną brew nie do końca rozumiejąc o co chodzi. Z jego pomocą pozbyłam się jego koszulki.-Nie jest zły dlatego, że naraziłem jego, tylko dlatego że naraziłem siebie-zdjęłam stary opatrunek, a do rany przyłożyłam wacik nasączony płynem dezynfekującym. Zacisnął zęby i zmarszczył czoło, na chwilę zatrzymując powietrze w płucach.
-Przepraszam- westchnęłam.-Jest wobec ciebie nadopiekuńczy??
-Nie tylko wobec mnie, wobec nas obu, jest z nas najstarszy i traktuje nas jak ojciec którego nigdy nie mieliśmy- zdekoncentrowałam się na chwilę, jak to nie mieli ojca i dlaczego ja o niczym nie wiedziałam?? Jai zauważył najwyraźniej moje zamyślenie. -Luke o niczym ci nie powiedział prawda??-nie miałam ochoty kłamać.
-Jakoś nie wspomniał.
-U niego to normalne rzadko wraca do naszego dzieciństwa, może to dlatego że nawet nie pamiętamy ojca zostawił nas kiedy biliśmy małymi dziećmi.
-Przykro mi- odpowiedziałam szczerze.
-Nie musi ci być przykro jakoś wyrośliśmy na prawdziwych mężczyzn w przeciwieństwie do niego.
Drzwi pokoju otwarły się z impetem i stanął w nich Beau.
-Nie będę wam za długo przeszkadzać, chciałem tylko powiedzieć że ja i Luke organizujemy małą imprezę, jak skończycie i będziecie mieć ochotę dołączyć to zapraszam.
Zanim zdążyliśmy cokolwiek odpowiedzieć już go nie było.
-Teraz ty odpowiedz mi na jedno pytanie-spojrzałam na niego podejrzliwym wzrokiem, przykładając do rany nowy opatrunek.-Tylko szczerze.
-No dobrze-starałam się zachować spokój, ale nie wiem czemu zaczynałam się denerwować.
-Dlaczego jesteś z Luke'iem?? Dlaczego taka dziewczyna jak ty, z dobrego domu, chodząca do dobrej szkoły, mająca wielkie perspektywy na przyszłość, chcesz być z kimś przez kogo możesz to wszystko stracić. On cię zdradził, spał z moją dziewczyną, nie rozumiem dlaczego pozwalasz się tak traktować.-
Na chwilę pogrążyłam się w myślach, właściwie sama nie znałam odpowiedzi na to pytanie, dlatego nigdy go sobie nie zadawałam.
-W zasadzie to sama nie wiem dlaczego tak jest, czuje jakby ciągnęło mnie do niego coś czemu nie jestem się w stanie oprzeć. Masz racje moje dotychczasowe życie z perspektywy kogoś innego wydawało się idealne, bogaci rodzice, najlepsza szkoła, piękny dom, ale ja czułam się jak w więzieniu, sama nie miałam władzy nad swoim życiem, zawsze to ktoś inny decydował co będzie dla mnie najlepsze. Kiedy poznałam Luke'a pokazał mi że może być inaczej, że to ode mnie zależy mój los, pokazał mi inny świat w którym się zakochałam, tak samo jak w nim.-Na moich ustach mimowolnie pojawił się uśmiech. -Ja wierzę w to że on się zmieni, wierzę w to że dla mnie przestanie brać.
Z parteru zaczęła dobiegać głośna muzyka domyśliłam się że pewnie impreza którą organizowali Luke i Beau już się zaczęła, nie miałam ochoty w niej uczestniczyć Luke nie przeprosił mnie jeszcze za swoje zachowanie, więc nie miałam zamiaru wpraszać się w jego towarzystwo. Po chwili ciszy Jai w końcu zabrał głos.
-Mam wielką nadzieję, że wam się uda, on traktuje cię inaczej niż wszystkie swoje poprzednie dziewczyny, myślę że masz wielką szansę go zmienić-przerwał na chwilę.- Zdziwiło mnie to jak bardzo jemu na tobie zależy, to właśnie dlatego jest tak zazdrosny boi się że wybierzesz kogoś innego, lepszego od niego.
-To przecież bzdura- zaprotestowałam.
-Ja to wiem i ty to wiesz, a teraz może lepiej tam idź, bezpieczniej będzie jeśli go przypilnujesz. Ale pierwsze chodź tu siostrzyczko- rozłożył szeroko ramiona w zapraszającym geście.
-Siostrzyczko??-spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
-No wiesz jesteś teraz z moim bratem, więc tak po części to jesteś moją siostrą.
Bez dłuższego namysłu wtuliłam się w niego, jego silne ramiona objęły moje ciało. Przez moment zapomniałam gdzie się znajduję.
-Dobrze leć już-ocknęłam się słysząc jego głos. Wykonałam jego polecenie, teraz musiałam znaleźć Luke'a, wciąż byłam na niego zła, ale mieliśmy sobie do wytłumaczenia kilka spraw. Przede wszystkim to dlaczego nie powiedział mi, że wychowywał się bez ojca. Skoro mieliśmy tworzyć jakikolwiek związek powinniśmy zbudować go na szczerości. Schodząc po schodach zobaczyłam tłum ludzi wypełniający niemal cały parter, jedni tańczyli, inni sączyli drinki rozmawiając, niestety nigdzie nie mogłam wypatrzeć  mojej zguby. Przepchnęłam się w stronę kuchni, stanęłam w drzwiach i świat zawirował przed moimi oczami, miałam nadzieję że mam halucynacje, że mój mózg po prostu płata mi figle. Wszystko tylko nie kolejny raz to. Luke całował ciemnowłosą dziewczynę siedzącą na blacie, zaplatała się na nim pilnując by był jak najbliżej niej, byli sobą tak zafascynowani,że nawet nie zauważyli mojej obecności. To był koniec, koniec wszystkiego i doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. Kierując się w stronę garażu złapałam którekolwiek kluczyki, odezwało się srebrne volvo. Wsiadłam  do środka i ruszyłam z piskiem opon. Tym razem nie chciało mi się już płakać, byłam po prostu na siebie zła, byłam zła, że okazało się że jestem tak naiwna, myślałam że mogę go zmienić, że będzie tylko mój a tymczasem to ja byłam dla niego jedną z wielu. Jak mogłam być tak głupia.
Ktoś z tyłu uderzył w mój samochód, szarpnęłam kierownicą żeby nie wypaść z drogi. Czarne audi znalazło się przy moim boku i ponowiło atak, tym razem moje starania poszły na marne, straciłam panowanie nad autem i znalazłam się poza drogą. Dwóch mężczyzn wysiadło z samochodu mierząc do mnie z pistoletów.
-Wysiadaj i żadnych pochopnych ruchów bo rozwalę ci łeb.
Nie miałam ochoty na drażnienie ich, wykonałam ich polecenie przeklinając w myślach to że nie mam przy sobie broni. Poczułam uderzenie w tył głowy i odpłynęłam w krainę snów.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
A teraz kilka ogłoszeń parafialnych:
Po pierwsze dziękuję za coraz większą liczbę wyświetleń i pozytywnych komentarzy które motywują mnie do dalszej pracy.
Po drugie niestety na okres świąt będę musiała zawiesić bloga, mój tata właśnie wrócił z Francji, mam nadzieję że zrozumiecie. Postaram się wrócić do pisania jak najszybciej się da.
Kocham was ;*

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Rozdział 16

Pierwszy raz od dłuższego czasu miałam chwilę na to żeby wszystko spokojnie przemyśleć, aby znaleźć wszystkie za i przeciw. Zdawałam sobie sprawę z tego że nie ważne ile by było tych przeciw i tak nie potrafiła bym tego przerwać, to było jak uzależnienie, jak coś co odbierało mi życie ale nie potrafiłam też żyć bez tego. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że czułam się najszczęśliwszą kobietą na świecie. Drzwi sali otworzyły się, stanął w nich Luke z poważną miną. Coś się stało, musiało się coś stać.
-I co, dogadaliście się??-pokiwał przecząco głową, po czym szeroko się uśmiechnął, uderzyłam go w ramie. -No  wiesz jak możesz mnie tak straszyć-złapał mnie za biodra i przyciągnął do siebie.
-Mówiłem ci już kiedyś że jesteś moim aniołem- zmarszczyłam brwi nie do końca rozumiejąc o co mu chodzi.- Gdyby nie ty pewnie nigdy bym się z nim nie pogodzili- złożył delikatny pocałunek na moich ustach, była to z jego strony forma podziękowania.- Jak ty to robisz??
-Mam swoje sposoby- puściłam mu oczko, wyplątując się z jego objęć, ruszyłam przed siebie nie zwracając uwagi na to czy idzie za mną, kiedy stałam już na końcu korytarza postanowiłam sprawdzić dlaczego jeszcze do mnie nie dołączył. Stał jak posąg w miejscu w którym go zostawiłam wpatrując się tempo w ziemię.
-Ej mieliśmy wracać do domu prawda??-na jego ustach zagościł złośliwy uśmieszek, jakby wiedział coś czego mi nie było dane wiedzieć. Teraz to ja pogrążyłam się w myślach. Do rzeczywistości wróciłam dopiero kiedy dojechaliśmy do domu, zatrzymał się przed wjazdem do garażu.
-Idź do domu, ja zaparkuje samochód i zaraz do ciebie dołączę.-Zmarszczyłam brwi przyglądając mu się podejrzliwie, nie wiedzieć czemu miałam przeczucie że coś przede mną ukrywa. Spostrzegł moje zmieszanie i zbliżył się do mnie na tyle że dokładnie czułam na wargach jego oddech. -Spokojnie, wszystko będzie dobrze, obiecuje ci że niczego nie wezmę- dopiero kiedy o tym wspomniał zdałam sobie sprawę że właśnie tego się bałam, bałam się tego kiedy mnie zostawiał bo zawsze wracał inny, odmieniony, jakby był zupełnie inną osobą, nie chciałam żeby narkotyki zniszczyły to że powoli odzyskiwałam do niego zaufanie. Pocałował mnie delikatnie nieco zmniejszając moje obawy. Dokładnie wiedział co zrobić żebym mu uwierzyła. Wysiadłam z samochodu kierując się w stronę drzwi wejściowych. Chciałam mu wierzyć ale doświadczenie podpowiadało mi coś zupełnie innego, jego nałóg był silniejszy od tego co do mnie czuł, i doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. Weszłam do środka, dom wydawał się zupełnie opustoszały, to dziwne przecież James i Daniel powinni tu być. Stanęłam na środku salonu nasłuchując czy przypadkiem z piętra nie dochodzą żadne odgłosy, ale niczego nie zdołałam usłyszeć. Drzwi prowadzące do garażu otwarły się, nie odwróciłam się dokładnie wiedząc kto przyszedł. Tak naprawdę bałam się, bałam się na niego spojrzeć, jeżeli znowu coś wziął i jego oczy kolejny raz są tak przerażające, po prostu nie miałam odwagi tego sprawdzić. Podszedł do mnie od tyłu i odsunął włosy z mojej szyi, wszystkie mięśnie mojego ciała automatycznie się spięły, zdawałam sobie sprawę że jeżeli jest pod wpływem jakiejś substancji może być agresywny, a wtedy musiała bym się bronić. Poczułam na skórze dotyk czegoś zimnego, zobaczyłam łańcuszek ze złotą przywieszką w kształcie serca, przyglądnęłam się jej uważniej, widniał na niej napis ''Forever''.Wciąż stałam nieruchomo bojąc się że to tylko sen i wystarczy jeden mój ruch żeby znowu zrobił się niebezpieczny.
-To dla ciebie, chce żebyś miała coś co będzie ci zawsze przypominać o tym że cię kocham, o tym że jesteś moją księżniczką i jedną kobietą która się dla mnie w życiu liczy. Obiecaj mi, że nigdy go nie zdejmiesz, że niezależnie od tego co się stanie i jak to wszystko się dalej potoczy będziesz miała go zawsze przy sobie.-Jego spokojny głos był dla mnie jak ukojenie, w końcu mogłam przestać się martwić.
-Obiecuje- wyszeptałam, a jego usta które delikatnie dotknęły mojej szyi, uniemożliwiły mi normalne oddychanie. Jego dłonie delikatnie dotykały mojego brzucha, powoli podciągając koszulkę, złapałam je splatając nasze palce.
-Przestań, a James i Daniel co będzie jeżeli tu wejdą??
-Są w Chicago załatwiają swoje sprawy nie będzie ich jeszcze przynajmniej trzy tygodnie- oderwał się ode mnie jedynie na chwilkę, po moim ciele przeszedł dreszcz kiedy zdałam sobie sprawę że wybił mi z ręki ostatni argument. Właściwie to byłam szczęśliwa, przynajmniej nie mogłam wymyślić kolejnej wymówki żeby nie zrobić tego na co właściwie miałam ochotę. Odwróciłam się i popatrzyłam głęboko w jego czekoladowe oczy w których kolejny raz pojawiły się iskierki. Teraz moja kolej, teraz nadszedł czas żebym to ja powiedziała mu co do niego czuje.
-Kocham cię- wyszeptałam niepewnie usiłując przybrać jak najbardziej naturalny ton głosu. Uśmiechnął się promiennie ukazując swoje idealnie białe zęby.
-Ja ciebie też kocham - nasze usta złączyły się w taki sposób, że zupełnie straciłam oddech. Zdawałam sobie sprawę, że to co robię to głupstwo, że prędzej czy później to wszystko skończy się dla mnie źle, ale liczyła się tylko ta chwila, tylko to że mogłam go mieć tylko dla siebie. Chciałam być jak najbliżej niego, tylko jego bliskość tak na mnie działała, tylko jego dotyk sprawiał że dostawałam gęsiej skórki, tylko jego usta sprawiały że zapominałam jak się oddycha. Ściągnęłam pośpiesznie jego koszulkę nie chcąc żeby dzieliła nas jakakolwiek zbędna bariera, nie pozostał mi dłużny, zanim zdążyłam do końca zrozumieć co się ze mną dzieję, jego zwinne ręce pozbyły się górnej części mojej odzieży. Przyciągnął mnie do siebie mocno, a mój oddech stał się szybszy niż kiedykolwiek, nad czym zupełnie przestałam panować. Zanim dotarliśmy do sypialni, pozbyliśmy się już prawie wszystkich ubrań. Jego łóżko tym razem wydawało się być wygodniejsze niż kiedykolwiek, oparł się na rękach po obu stronach mojej głowy przyglądając mi się uważnie, uniosłam brew nie wiedząc o co mu chodzi.
-Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jaka jesteś piękna- w odpowiedzi wplątałam palce w jego włosy przyciągając go do siebie na tyle, abym mogła go pocałować. Zamknęłam oczy czując jego dłonie delikatnie przemierzające moje ciało, zanurzyłam się w moim własnym prywatnym świecie w którym nie liczyło się nic i nikt oprócz niego.

Obudziłam się wyspana i uśmiechnięta od ucha do ucha co w ostatnim czasie zdarzało się bardzo rzadko, wspomnienie wczorajszej nocy samo wywoływało uśmiech na twarzy. Jednak miejsce obok mnie było puste, wstałam niezdarnie z łóżka i wyciągnęłam z szafy jedną z koszulek Luke'a, założyłam ją na siebie a jej zapach przywołał kolejną falę wspomnień. Czułam jakbym była zupełnie innym człowiekiem, nową osobą dla której liczy się jedynie jej miłość. Zeszłam na dół, przy blacie w kuchni stał mój chłopak, mój książę z bajki. Przygryzłam wargę powstrzymując się od westchnienia na widok jego idealnie wyrzeźbionego ciała,do tej pory zastanawiało mnie jakim cudem ktoś może być tak idealny jak on.  Ta sytuacja przypominała mi kadr z komedii romantycznych gdzie po wspólnie spędzonej nocy mężczyzna przygotowuje śniadanie dla swojej kobiety, kiedy podeszłam bliżej cała iluzja znikła obok talerza z naleśnikami leżał pistolet, no tak przezorny zawsze ubezpieczony. Musiałam przywyknąć do takiej rzeczywistości w końcu zakochałam się w kryminaliście, gdyby ktoś powiedział mi coś takiego trzy tygodnie temu roześmiała bym się mu w twarz, dziś byłam za to najszczęśliwszą kobietą świata.



Od tamtego dnia minął dokładnie tydzień, każdy kolejny dzień wyglądał podobnie: odwiedziny w szpitalu, spędzanie tam niemalże całego dnia, później wracanie do domu gdzie w końcu mieliśmy trochę czasu tylko dla siebie. Dzisiejszy dzień miał wyglądać zupełnie inaczej, Beau czuł się już na tyle dobrze, że jutro miał wyjść ze szpitala, oznaczało to jednak nie małe kłopoty, był osobą poszukiwaną przez policję co oznaczało że skoro tylko poczuje się lepiej zostanie aresztowany. Tak więc dziś musieliśmy wyciągnąć ze szpitala nie tylko jego ale również Jai'a, gdyby został tam sam dostał by zapewne policyjną ochronę co tylko utrudniło by ucieczkę, niestety nie wrócił jeszcze do pełni sił i mógł poruszać się tylko na wózku. Nie mielimy jednak innego wyjścia, dzisiaj był ostatni dzień w którym nasz plan miał prawo się powieść. Zajechaliśmy przed budynek szpitala, Luke zaciskał ręce na kierownicy tak mocno że zbielały mu kostki, denerwował się nie mniej niż ja, pomimo tego że wszystko było dopięte na ostatni guzik. Sięgnął do schowka przy moich nogach i wyciągnął z niego dwie czerwone kapsułki.
-Wiesz co masz robić prawda??-podał mi je do ręki. Podniosłam wzrok usiłując nie pokazać po sobie że też się denerwuję, jego oczy były nadzwyczajnie ciemne, nie lubiłam kiedy nabierały takiego koloru, zazwyczaj nie oznaczało to nic dobrego.
-Jasne że wiem, spokojnie wszystko pójdzie dobrze-sama nie wierzyłam w to co mówię, pocałował mnie namiętnie jak zawsze niwelując tym mój strach.
-Uważaj na siebie-troska w jego głosie była czymś zupełnie nowym.
-Zawsze uważam -wysiadłam z samochodu nie chcąc żeby wyczuł, że jednak się waham.
Plan był jasny i czytelny dokładnie wiedziałam co i kiedy mam zrobić, wchodząc do budynku położyłam na swoim języku obie kapsułki ze sztuczna krwią. Stanęłam na środku korytarza, jedne z drzwi prowadziły do pokoju Beau, moje zadanie polegało na odwróceniu uwagi personelu kiedy Luke go stąd zabierze. Oparłam się o barierkę i zaczęłam ciężko oddychać, pomimo iż nie byłam najlepszą aktorką tym razem musiałam dać z siebie wszystko i nabrać wszystkich. Rozgryzłam jedną kapsułkę z krwią i zaczęłam kaszleć wypluwając na podłogę czerwony płyn, przyłożyłam rękę do klatki piersiowej imitując kłopoty z oddychaniem. Niemal natychmiast przy moim boku pojawiła się pielęgniarka przytrzymując mnie za ramię, zaczęła coś do mnie mówić, ale byłam tak skupiona na odgrywaniu swojej roli że zupełnie nie zwróciłam na to uwagi. Osunęłam się na kolana po czym upadłam na ziemię rozgryzając drugą kapsułkę, zamknęłam oczy a po moim policzku spłynęła cienka stróżka płynu.

niedziela, 7 grudnia 2014

Rozdział 15

Poczułam dotyk czyichś zimnych palców na policzku, niechętnie otworzyłam zaspane oczy.
-Dzień dobry śpiąca królewno-usłyszałam głos mojego przyjaciela, byłam pewna że wciąż śnię.
-Jai obudziłeś się?? -zapytałam zszokowana podnosząc się z łóżka na którym oparta spałam. W moim otoczeniu nic się nie zmieniło, chłopak wciąż leżał na sali szpitalnej podpięty do pikających urządzeń. Nie byłam w stanie stwierdzić ile czasu minęło od kiedy tu weszłam.Właściwie zmieniło się tylko jedno, nie był już nieprzytomny, wpatrywał się we mnie swoim jak zawsze rozbawionym wzrokiem.
-Nie martw się, nie pozbędziecie się mnie tak łatwo.
-Zgłupiałeś??-denerwowało mnie jego lekceważące podejście do tego jak blisko był śmierci.-Nawet nie wiesz jak mnie nastraszyłeś, kiedy leżałeś w kałuży krwi a ona do ciebie mierzyła-do moich oczu mimowolnie napłynęły łzy.-Myślałam że to już koniec -dodałam ciszej.
-Ej, spokojnie nic mi nie jest-spochmurniał nieco, a na jego twarzy pojawił się grymas bólu.
-Właśnie widzę- rzuciłam sarkastycznie, nic nie odpowiedział, leżał z nieobecnym wzrokiem wbitym w sufit.
-Jak ci się udało powstrzymać ją od zabicia mnie- zamarłam ściskając mocniej jego dłoń, nie chciałam mu teraz o tym mówić, nie kiedy mogło mu się od tego pogorszyć. Spojrzał na mnie pytająco. Byłam pewna że już wiedział, wyczytał wszystko z mojej twarzy.
-Przepraszam- wyszeptałam.-Ja naprawdę nie chciałam, to był impuls,musiałam to zrobić, miałam przy sobie broń, nie umiem najlepiej celować , po prostu strzeliłam, ale ja nie chciałam, naprawdę nie chciałam jej zabić.-zaczęłam się chaotycznie tłumaczyć, nie byłam w stanie zapanować nad tonem mojego głosu. Przyciągnął mnie do siebie, przytuliłam się do niego delikatnie uważając aby nie sprawić mu bólu. Zamarłam czują zniewalający zapach jego skóry.
-Spokojnie to nie woja wina-wyszeptał.-To ona, to ona jest wszystkiemu winna- westchnął ciężko, czułam jak jego klatka piersiowa delikatnie się unosi. Przycisnął mnie do siebie mocniej. -Od początku wiedziałaś- przerwał na chwilę.-Od razu wiedziałaś jaka ona jest, powinienem był cię posłuchać, wtedy nie doszło by do tego wszystkiego.-W jego głosie wyczułam jak wielkie ma poczucie winy.
-Przestań tak mówić, byłeś po prostu zakochany. Z miłości robi się różne głupie rzeczy, ale to nie znaczy że masz się obwiniać. Sam widzisz co ja robię przez to że jestem zakochana, mieszanie się w sprawy gangów nie jest najmądrzejsze z mojej strony a mimo wszystko to robię.
-To coś innego, przynajmniej nie narażasz tym innych, a ja, przeze mnie Beau jest ranny-pierwszy raz od dłuższego czasu od warzyłam się spojrzeć na jego twarz, łzy w jego oczach zupełnie zbiły mnie z tropu, nie mogłam znaleźć odpowiednich słów żeby przemówić mu do rozumu.
-Nie możesz się...-zaczęłam ale przerwał mi dźwięk otwieranych drzwi. Odruchowo spojrzałam w ich stronę. Luke wydawał się lekko zszokowany sytuacją którą zastał, właściwie nie dziwiłam się mu to nie wyglądało na zwykłe przyjacielskie stosunki.
-Jessica chodź ze mną idzie tu policja lepiej żeby nas tu nie spotkali-podniosłam się niezdarnie i podążyłam za chłopakiem. Złapał mnie za rękę ciągnąc przez niekończący się gąszcz szpitalnych korytarzy.Wiedziałam że jest zły, ale nie miałam pojęcia dlaczego.
-A co z Jai'em przecież pójdą do niego.
-Spokojnie on wie co ma mówić, poradzi sobie.
Stanęliśmy przed drzwiami do magazynu w którym sprzątaczki chowały swoje przybory. Otworzył drzwi i kazał mi wejść do środka. Posłusznie wykonałam jego polecenie nie chcąc denerwować go jeszcze bardziej. Zamknął nas od środka, zaciskał zęby, robił to zawsze kiedy był wściekły.
-O co chodzi?? Dlaczego jesteś na mnie zły??-starałam się zabrzmieć jak najbardziej naturalnie i łagodnie chociaż wkurzał mnie tym, że robi jeszcze więcej kłopotów wtedy kiedy mamy ich pod dostatkiem.
-O co mi chodzi tak??- mówił cicho, ale w tonie jego głosu było słychać że ledwo nad sobą panuje.- Wydaje mi się że w czymś wam przeszkodziłem wchodząc do sali-nie mogłam w to uwierzyć on naprawdę myślał, że mnie łączy coś z Jai'em, przecież to niedorzeczne.Chciałam coś powiedzieć ale uciszył mnie gestem dłoni. -Wiem że jest ode mnie lepszy zawsze tak było, to on był zawsze tym lepszym dzieckiem, zdolniejszym, grzeczniejszym. Nawet teraz jest ode mnie lepszy potrafi się lepiej kontrolować i nie jest agresywny. Rozumiem dlaczego wolisz jego.-Nie chciałam żeby dłużej tak uważał musiałam mu udowodnić, że się myli, że tylko on jeden się dla mnie liczy. Złapałam za jego koszulkę i przyciągnęłam go do siebie z całej siły, za uwarzyłam że był lekko zdezorientowany moim zachowaniem, ale zignorowałam to wpijając się w jego usta. Teraz byłam już pewna co do niego czuje, byłam pewna że już nigdy z nikim nie poczuje się tak jak z nim, właśnie teraz, nasz związek nie miał należeć do najłatwiejszych ale byłam pewna że jestem w stanie zrezygnować dla niego z całego mojego życia. Jego wargi smakowały niesamowicie, zresztą jak zawsze, był w stanie odebrać mi nimi resztki rozsądku. Przez to jak dotykał mojej skóry dostawałam gęsiej skórki, moje ciało domagało się jedynie jego bliskości, chciałam zapomnieć o całej rzeczywistości i dać się ponieść tej chwili, byłam gotowa pozwolić mu na wszystko. Jednak coś w mojej podświadomości na to nie pozwalało, im bardziej chciałam zagłuszyć ten głos, tym głośniejszy się stawał.
-Luke-wyszeptałam, sama nie wierzyłam sobie, że chce to przerwać. Oderwał się ode mnie i spojrzał mi w oczy.-Nie tutaj i nie teraz proszę. -Przewrócił oczami zagryzając dolną wargę.
-Dlaczego zawsze mi to robisz?? Prowokujesz mnie a później przerywasz w takim momencie.- Zbliżył usta do mojego ucha.-Wiesz że to dla mnie jak tortura -wyszeptał po czym pocałował mnie namiętnie, kiedy zaczęłam odwzajemniać jego pocałunek przerwał go brutalnie. To miałam być dla mnie nauczka, teraz zrozumiałam jak bardzo denerwujące musi być dla niego to, że zawsze mu się wymykam.
Stałam nieruchomo usiłując dojść do siebie, Luke otworzył drzwi i rozejrzał się po korytarzu.
-No dobrze droga wolna możemy iść-nie czekając na moją odpowiedź złapał mnie za rękę, dotarliśmy na miejsce, miał rację w pobliżu nie było widać żadnych policjantów. Oparł mnie o drzwi, uśmiech ani na chwilę nie schodził z jego twarzy.
-Idź tam pożegnaj się z nim, bo jedziemy do domu.
-Nie boisz się mnie tam samej wpuszczać??-zapytałam uśmiechając się zalotnie.
-Nie nie boję a wiesz dlaczego??- kolejny raz złączył nasze usta w namiętnym pocałunku, odbierając mi trzeźwe myślenie. -Bo jesteś moja i tylko moja.
Otworzył drzwi, weszłam do środka ledwo zdając sobie sprawę z tego co się wokół mnie dzieje. Ocknęłam się dopiero widząc Jai'a. Usiadłam na krześle stojącym przy łóżku.
-I jak lepiej ci już- zapytałam z troską w głosie.
-Tak była tu policja ale ich spławiłem powinni dać nam spokój przynajmniej na razie. -Byłam szczęśliwa że jest mu lepiej, ale męczyła mnie jeszcze jedna sprawa, powinien pogodzić się ze swoim bratem.
-Luke czeka za korytarzu-zaczęłam niepewnie.- Myślę, że powinniście ze sobą porozmawiać.-Odwrócił głowę wbijając wzrok w okno.
-A ja myślę że nie mam o czym z nim rozmawiać- westchnęłam ciężko.
-Posłuchaj mnie masz prawo zrobić co zechcesz ale to twój brat, powinniście się pogodzić. Chyba nie pozwolisz na to żeby ona was poróżniła. Ja dałam radę mu wybaczyć, chociaż myślałam, że nigdy do tego nie dojdzie, ty też powinieneś spróbować.-Widziałam że jego upór się łamie, nie był już tak pewny swego i właśnie o to mi chodziło. Wyszłam z sali, na korytarzu czekał już na mnie Luke, wstał kiedy usłyszał otwierające się drzwi.
-Myślę że powinieneś do niego wejść, musicie sobie wyjaśnić kilka rzeczy- wszedł do środka nie odzywając się do mnie ani słowem. Usiadłam na krzesełku, z niecierpliwością czekając na ponowne otwarcie się drzwi.

niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział 14

Dzięki specyficznemu podejściu Luke'a do przepisów drogowych do szpitala dojechaliśmy w piętnaście minut. Oboje byliśmy zdenerwowani ale on trochę lepiej radził sobie z maskowaniem tego, na jego zupełnie skamieniałej twarzy nie malowały się żadne uczucia, jedynie jego oczy wszystko zdradzały kiedy od czasu do czasu zerkał na mnie z niepokojem widziałam jak bardzo jest mu ciężko.  Ja nie radziłam sobie z tym aż tak dobrze przez cały czas nerwowo przygryzałam wargę, co jakiś czas przeczesywałam palcami włosy usiłując ukryć jak bardzo drżą mi dłonie. Jakby mało było tego że martwiłam się o Jai'a i Beau, niedawne wyznanie Luke'a nie dawało mi spokoju. Czułam że powinnam mu była wtedy coś odpowiedzieć, ale nie byłam w stanie określić co do niego czuje. Gdyby nie to że spał z dziewczyną własnego brata nie miałabym żadnych wątpliwości, ale teraz po prostu się bałam.
Weszliśmy do szpitala trzymając się za ręce, chyba mimo wszystko potrzebowaliśmy swojej bliskości. Podeszliśmy do recepcji.
-Chciałbym się czegoś dowiedzieć o Beau Brooks'ie i Jaidon'ie Brooks'ie- ton jego głosu był nad wyraz spokojny, wciąż zastanawiałam się jak on to robi. Rudowłosa kobieta zaczęła wpisywać dane do komputera.
-Pan Beau Brooks jest na OIOM'ie, a Jaidon znajduje się właśnie na bloku operacyjnym-zamarłam słysząc te słowa. Co prawda wiedziałam że jest poważnie ranny, ale do tej pory jakoś nie do końca to do mnie docierało. Luke złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą przez szpitalny korytarz.
-Mam pomysł może ty pójdziesz zobaczyć co z Beau a ja postaram się znaleźć blok operacyjny.
Przystanął na chwilę przyglądając mi się uważnie. W jego oczach było widać że zaczyna się coraz bardziej martwić, stały się niemal zupełnie czarne.
-Jesteś tego pewna??
-Tak jestem, jestem już dużą dziewczynką postaram się nie zgubić.- Kącik jego ust mimowolnie się uniósł.
-No dobrze skoro tak uważasz dołączę do ciebie jak tylko dowiem się co z Beau- złożył delikatny pocałunek na moim czole i ruszył w swoją stronę. Stałam przez chwilę w jednym miejscu zaskoczona  jego gestem czułości, nie byłam przyzwyczajona do tego że robił takie rzeczy. Otrząsnęłam się dopiero po kilku minutach i zdałam sobie sprawę po co tu jestem. Znalezienie mojego celu na szczęście nie zajęło mi zbyt wiele czasu. Stanęłam przed szklanymi drzwiami. Niestety wisiała na nich kartka z napisem: ''Wstęp tylko dla personelu''. Oparłam czoło o szybę wpatrując się w pusty korytarz.
Wiedziałam że to wszystko to po części moja wina, gdybym nie zadzierała z Nathalią nie chciała by się na mnie mścić i nie podrywała by Luke'a, on ma swój rozum to prawda, ale po narkotykach jest jakby obcy. W tej całej sytuacji najbardziej szkoda mi było Jai'a, nie zasłużył sobie na coś takiego, był po prostu zakochany a ona tak go wykorzystała. Zobaczyłam pielęgniarkę zmierzającą w moim kierunku, otworzyła drzwi.
-Chciałabym się dowiedzieć co z Jaidon'em Brooks'em??-zapytałam usiłując zabrzmieć ja najbardziej naturalnie.
-Przykro mi nie mogę pani nic konkretnego powiedzieć, ale operacja trwa musi pani poczekać na lekarza.
 Wróciłam do mojej wcześniejszej pozycji, nie zwracając uwagi na to w którą stronę poszła pielęgniarka. Poczułam na biodrach czyjeś dłonie, odwróciłam się momentalnie, ulżyło mi kiedy spotkałam się z czekoladowymi tęczówkami Luke'a.
-I co z nim??-spytałam nie odrywając od niego wzroku.
-Nic mu nie będzie, rozmawiałem z nim czuje się już lepiej ale będzie musiał tu zostać przynajmniej tydzień-westchnął ciężko.- A wiesz już co z Jai'em.
-Nie nic mi nie powiedzieli, operacja trwa, ale nie wiem nic konkretnego.
Od tamtej pory nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa, siedzieliśmy od czasu do czasu zmieniając jedynie pozycje. Nawet nie zdałam sobie sprawy kiedy zmorzył mnie sen.


Obudziłam się zdrętwiała i obolała siedząc na jednym z krzeseł na szpitalnym korytarzu. Spostrzegłam że obok mnie rozciągnięty na kilku krzesłach śpi Luke, jego głowa spoczywała na moich kolanach. Musiałam przyznać że kiedy spał był jeszcze przystojniejszy niż na co dzień. Nie mogłam się powstrzymać i zaczęłam delikatnie opuszkami palców śledzić rysy jego twarzy.Uśmiechnął się delikatnie i otworzył oczy. Nachyliłam się nad nim i zaczęłam szeptać mu do ucha:
-Przepraszam nie chciałam cię obudzić- popatrzył mi głęboko w oczy.
-Mmm mogłabyś mnie tak budzić codziennie- podniósł się i delikatnie pocałował moje usta.
Odwróciłam głowę usiłując zachować spokój. Usiadł koło mnie patrząc na mnie błagalnym wzrokiem.
-Myślę że powinniśmy porozmawiać.
-Proszę cię nie teraz to nie jest najlepszy moment- nie chciałam rozpoczynać teraz drażliwego tematu.
-A ja myślę że to właśnie odpowiedni moment. Nie dam rady dłużej się z tym męczyć, rozumiesz?? Wiem jesteś na mnie zła i masz do tego pełne prawo, ale proszę tylko o to żebyś mnie wysłuchała. To wszystko co się stało nie tylko między nami, ale też między mną a Nathalia czegoś mnie nauczyło-na samo wspomnienie dziewczyny zacisnęłam zęby.-Kiedy zostawiłaś mnie samego zacząłem się zastanawiać kim ja w ogóle jestem, człowiekiem który jest w stanie zdradzić jedyną dziewczynę która widziała we mnie kogoś lepszego niż ja sam, i to z kim, z dziewczyną własnego brata bliźniaka. Teraz oboje mnie nienawidzicie i macie rację, ja sam siebie nienawidzę.- Zakrył twarz dłońmi, a łokcie oparł na kolanach. Ciężko mi było słuchać tego co mówił, byłam na niego zła, ale nie do tego stopnia, wiedziałam że gdyby nie narkotyki nie zrobił by czegoś takiego. Kucnęłam przed nim łapiąc za jego nadgarstki.
-Posłuchaj mnie wszystko jeszcze można naprawić, musisz tylko się postarać. Jeżeli zerwiesz z narkotykami raz na zawsze wszystko się jeszcze ułoży. Zza drzwi wyszedł lekarz, Luke zerwał się momentalnie, stanęłam za nim. Serce waliło mi jak oszalałe, zaczęłam coraz mocniej ściskając jego ramie. Bałam się informacji które może przynosić mężczyzna.
-Operacja się powiodła, co prawda doszło do zatrzymania akcji serca-na te słowa w moim gardle powstała wielka kula.-Ale udało nam sie nad tym zapanować, pan Jaidon znajduje się teraz na OIOM'ie jeżeli macie państwo ochotę to jedno z was może do niego wejść.

Stanęliśmy pod drzwiami za którymi znajdował się Jai. Luke miał zamiar wejść do środka, ale złapałam go za nadgarstek. Popatrzył na mnie zdziwionym wzrokiem.
-Nie sądzę żeby to był dobry pomysł.
-Niby dlaczego??
-Posłuchaj mnie on wciąż jest na ciebie zły, nie sądzę żeby twoja obecność mogła mu pomóc wyzdrowieć, on teraz potrzebuje spokoju, jeszcze przyjdzie czas na to żebyście się pogodzili.-Niechętnie ustąpił mi miejsca przy drzwiach. Weszłam do środka i łzy mimowolnie spłynęły mi po policzkach. Mój przyjaciel leżał na szpitalnym łóżku podpięty do niezliczonej liczby urządzeń. Złapałam go za rękę delikatnie ją głaszcząc.
-Jai przepraszam cię za wszystko, pewnie  nigdy nie wybaczysz mi tego że ją zabiłam ale zrobiłam to żeby cię ratować mam nadzieję że kiedyś to zrozumiesz.

niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 13

Przed wyjściem do szkoły postanowiłam zajrzeć do samochodu. Co prawda prawdopodobieństwo tego że policjanci przeszukując go nie znaleźli mojego pistoletu zawiniętego w koszulkę i schowanego pod siedzenie było minimalne, ale wolałam mieć pewność że tata nie trafi na niego przypadkiem szukając swojego złotego pióra. Na moje szczęście broń była na swoim miejscu, odetchnęłam z ulgą wsuwając ją za pasek spodni, trochę dziwnie się czułam mając ją przy sobie, ale przeczucie że stanie się coś złego nie odstępowało mnie nawet na chwilę. Wchodząc na teren szkoły poczułam na sobie zdumione spojrzenia wszystkich zgromadzonych na parkingu, pewnie sądzili że skoro ostatnim razem kiedy tu byłam zostałam porwana już tu nie wrócę. Zignorowałam ich wchodząc do środka, zaraz po przekroczeniu progu podeszło do mnie kilka osób które kojarzyłam z mojej klasy ale nigdy nie utrzymywałam z nimi jakichkolwiek kontaktów, więc nie byłam w stanie przypomnieć sobie nawet ich imion. Zaczęli się nawzajem przekrzykiwać pytając czy nic mi nie jest i jak się czuję, usiłowałam każdemu z nich w miarę kulturalnie odpowiadać, jednak po chwili zaczęło mnie to irytować. Z niezręcznej sytuacji wybawił mnie chłopak o kruczoczarnych włosach którego pojawienie się sprawiło że wszyscy momentalnie ucichli. Zaczęłam się zastanawiać czy czasem coś ważnego mnie nie ominęło, nie przypominałam sobie kogoś kto miał w szkole tak wielki autorytet. Podszedł do mnie luźnym krokiem, dotknął mojego policzka delikatnie go gładząc, odruchowo odsunęłam się na bezpieczną odległość a po moich plecach przeszły ciarki.
-Sama jest sobie winna, skoro jest tak głupia że wplątała się w kryminał to niech teraz cierpi.
Złowrogi ton jego głosu sprawił że momentalnie wmurowało mnie w ziemię, przecież nikt nie nie miał prawa wiedzieć o moim drugim życiu. Ludzie z którymi chodziłam do szkoły pochodzili z najlepszych domów więc wątpię żeby mieli cokolwiek wspólnego z czymkolwiek co jest nielegalne. Kim więc u licha był ten chłopak. Poczułam się zagrożona, a na sytuacje zagrożenia zawsze reagowałam tak samo. Ucieczką. Wybiegłam z budynku nie obierając żadnego konkretnego kierunku. Wiedziałam że nie mogę wrócić do domu, nie udało by mi się wytłumaczyć rodzicom dlaczego nie chce już chodzić do tej szkoły, nigdy mnie nie słuchali.  Z drugiej strony do Luke'a też nie mogłam wrócić nawet jeżeli mówił prawdę i znaczę dla niego coś więcej musiał się zmienić, nie mogłam żyć w ciągłej niepewności i strachu myśląc tylko o tym czy znowu czegoś nie weźmie. Błąkałam się po mieście dobrych kilka godzin, kiedy zorientowałam się że zupełnie nieświadomie dotarłam w okolice ich domu. Nie rozumiałam dlaczego mój mózg płata mi takie figle i postanowił zaprowadzić mnie właśnie w to miejsce. A może po prostu podświadomie wciąż coś mnie tu ciągnęło, może miało to dotyczyć mojego dziwnego przeczucia. Na wszelki wypadek postanowiłam sprawdzić czy wszystko jest w porządku w końcu jak by nie patrzeć Jai wciąż był moim przyjacielem a po tym co Luke mu zrobił musiał być załamany. Sama przed sobą usiłowałam ukryć to że mimo wszystko chciałam też sprawdzić co z nim, nie umiałam tak po prostu go wykreślić z moich myśli i moich wspomnień. Stanęłam przed drzwiami, moja odwaga jakby zupełnie ze mnie wyparowała. Przez dłuższą chwilę wahałam się czy powinnam kolejny raz ingerować w ich życie. Z rozmyślań wyrwał mnie strzał. Nie, to nie możliwe na pewno musiałam coś sobie uroić, przecież nie byli by tak głupi żeby demaskować się w ten sposób. Kolejny raz moich uszu doszedł ten sam odgłos. Tym razem byłam już pewna ktoś strzelał. Nacisnęłam klamkę, drzwi na szczęście były otwarte. Wyciągnęłam broń i trzymałam ją przed sobą na wyprostowanych rękach. Weszłam powoli do środka rozglądając się uważnie Na podłodze w salonie leżał Beau z raną postrzałową brzucha. Odruchowo sprawdziłam mu puls. Żył.
Usłyszałam niepokojące odgłosy dobiegające zza ściany. Zaczęłam się skradać jak kot. Zobaczyłam blondynkę stojącą nad zakrwawionym nieprzytomnym Jai'em, mierzyła do niego z pistoletu. Zrozumiałam że życie mojego przyjaciela leży tylko i wyłącznie w moich rekach. Weszłam do pokoju popychając drzwi tak aby uderzyły o ścianę.
-Żuć to albo rozwalę ci ten głupi łeb-wycedziłam przez zęby. Nie zareagowała. Pewnie uważała że nie mam na tyle odwagi, musiałam działać. Nacisnęłam na spust, nie umiałam najlepiej celować, ale najwyraźniej udało mi się trafić. Dziewczyna upadła. Uklękłam przy Jai'u przykładając rękę do jego klatki piersiowej. Sprawdziłam jego puls, był słabo wyczuwalny. Z pomiędzy moich palców zaczęła wypływać czerwona ciecz. Usłyszałam czyjeś kroki, byłam tak zrozpaczona że nie miałam siły nawet sprawdzić kto to.
-Co tu się u licha dzieje??- kiedy usłyszałam głos Luke'a nieco mi ulżyło, przynajmniej jemu nic nie było.
-Dzwoń po karetkę, szybko - wyłkałam, sama nie wiem kiedy zaczęłam płakać.
Zniknął na chwilę za drzwiami. Nie przestawałam uciskać krwawiącego miejsca ale to nic nie pomagało.


Po piętnastu minutach karetka zabrała obydwu chłopaków, dziewczyna nie żyła a śledczy z policji mieli przyjechać dopiero za chwilę. Stałam na środku pokoju wpatrując się w swoje zakrwawione ręce, nie umiałam przestać płakać, sama nie wiem czemu. Po części dlatego że byłam zupełnie bezradna, nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić, ale byłam też morderczynią nie mogłam o tym zapomnieć. Czułam jakby całe moje życie właśnie się kończyło. Luke złapał mnie i z całej siły przyciągnął do siebie, może i zupełnie zgłupiałam ale właśnie tego teraz potrzebowałam, jego ramiona były ostatnią rzeczą która łączyła mnie jeszcze z rzeczywistością.
-Spokojnie już po wszystkim- wyszeptał mi spokojnie do ucha. Usiłował być twardy ale w jego głosie wyczułam drżenie niepewności.
-Po wszystkim ja zabiłam człowieka- wycedziłam przytulając się do niego mocniej. Zapach jego skóry nieco mnie uspokajał.
-Gdybyś tego nie zrobiła ona zabiła by Jai'a.
-I tak nie wiemy czy Jai przeżyje.
-Przeżyje jest silnym mężczyzną już nie z takich sytuacji wychodził cało.-Zdawałam sobie sprawę że chce mnie tylko uspokoić ale wierzyłam mu.
-A Beau??
-Jego rany są mniej poważne nic mu nie będzie.
-Co się teraz ze mną stanie?? Pójdę do więzienia przecież ją zabiłam- zupełnie się załamałam.
-Nie pozwolę na to, obiecałem że nie pozwolę cię skrzywdzić i tak będzie, rozumiesz??
-Ciekawe dlaczego miałabym ci wierzyć- chciałam powiedzieć mu wszystko co o nim myślę.- Będziesz mnie bronił dopóki znowu czegoś nie weźmiesz tak?? Później to ty będziesz dla mnie zagrożeniem.
Złapał moja twarz w dłonie zmuszając do spojrzenia mu w oczy.
-Nie będzie tak rozumiesz??- zbliżył usta do mojego czoła.- Nie będzie tak bo cię kocham-wyszeptał. Musiałam przyznać że umiał sobie wybrać moment na takie wyznania.

niedziela, 16 listopada 2014

Rozdział 12

Znajdowałam się  w szarym pokoju bez okien, jedyne światło rzucała żarówka zawieszona pod sufitem. Zaczęłam szarpać rękami skutymi za plecami, ale skończyło się to jedynie zdartą skórą na nadgarstkach. Usłyszałam otwierające się drzwi odruchowo spojrzałam w ich kierunku, przewróciłam oczami kiedy spostrzegłam w nich tego samego policjanta który przesłuchiwał mnie kilka dni temu. Mężczyzna usiadł na przeciwko mnie złośliwie się uśmiechając.
-No to znowu się widzimy panno Evans- ton jego głosu sprawił że zacisnęłam zęby. -Nie sądziłem że tak szybko do nas wrócisz.
-Na pana miejscu tak bym się nie cieszyła-parsknęłam.
-Dodrze, dobrze a więc może lepiej zacznijmy od początku. Co wiesz o Luke'u Brooks'ie i jego ekipie??
-Nic nie powiem- wbiłam wzrok w blat stołu. Tylko tak mogłam się kontrolować, sama musiałam sobie poukładać w głowie to co o nim wiem.
-Jesteś mądrą dziewczynką, od zawsze dobrze się uczyłaś miałaś miałaś wzorowe zachowania, mogłabyś skończyć studia i zostać kimś, naprawdę chcesz to zaprzepaścić dla chłopaka który takich jak ty miał już dziesiątki o ile nie setki, ja wiem teraz jesteś w nim zakochana i myślisz że właśnie dla ciebie się zmieni, ale to twoja przyszłość i twoja sprawa zastanów się czy chcesz przez niego spędzić kilka lat w więzieniu. To nie jest miejsce dla osób takich jak ty, a nawet jeżeli uda ci się to przetrwać życie z wyrokiem na kącie nie jest takie proste jak ci się wydaję.
Jego  słowa w ogóle na mnie nie działały, miałam teraz dużo ważniejsze sprawy do przemyślenia.  Zastanawiałam się czy dalsze pomaganie mu i krycie przed policja było z mojej strony rozsądne, byłam ciekawa czy gdyby znalazł się na moim miejscu też bronił by mnie nawet za karę więzienia.
-Widzę mała że nie masz zamiaru współpracować- pewnym krokiem przemierzył dzieląca nas odległość. Obrócił mnie razem z krzesłem pochylając się nade mną tak że nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów.- Tobie się wydaje że to jest jakaś zabawa?? Oni są mordercami rozumiesz to jeżeli zaraz nie wyśpiewasz wszystkiego co o nich wiesz sam dopilnuje żebyś dostała najwyższy wymiar kary zrozumiałaś??
-Nikt nie będzie mi mówił co mam robić.
Splunęłam prosto w jego twarz, nie interesowały mnie konsekwencje, musiałam mu pokazać że nie pozwolę się zastraszyć. Wymierzył mi siarczysty policzek.
-Pożałujesz tego mała idiotko.
Wyszedł z pokoju trzaskając za sobą drzwiami.

Rodzice odebrali mnie z posterunku dwie godziny później, oboje byli na mnie wściekli, chociaż publicznie starali się tego nie pokazywać, jak zwykle w oczach innych musieli uchodzić za idealnych.  Wsiadłam do Mustanga razem z tatą, mama wracała swoim samochodem. Droga do domu przebiegła całkiem spokojnie przez większość czasu żadne z nas nie miało zamiaru przerywać panującej ciszy. Dopiero pod koniec drogi tata zebrał w sobie wystarczająco odwagi.
-Naprawdę aż tak bardzo zależy ci na tym chłopaku??
-Nie chce o tym rozmawiać- szepnęłam wlepiając wzrok w szybę.
-Dobrze skoro nie chcesz. Po prostu się o ciebie martwię boję się że on zniszczy ci życie.
-Nie masz się o co martwić ta historia jest już dla mnie skończna-najtrudziej było mi sie do tego przyznać przed samą sobą wiedziałam że oznacza to że mam go już nie zobaczyć. Teoretycznie po tym co mi zrobił powinno mi to sprawić radość, ale mój mózg nie umiał przyjąć tego do wiadomości. Weszłam do domu i od razu skierowałam się w stronę schodów. Tata złapał mnie za ramie i odwrócił w swoją stronę. Musiał chyba odczytać z mojej twarzy to że nie byłam z tego powodu zadowolona bo od razu spochmurniał.
-Mama chciała z tobą porozmawiać-wiedziałam co to oznacza: kłopoty. Usiadłam na kanapie w salonie, oparłam łokcie o kolana. Mama wpadła do salonu jak burza, wiedziałam że nie będzie łatwo wytłumaczyć jej że już skończyłam z tamtym życiem, że od teraz z powrotem chce być grzecznym dzieckiem nie sprawiającym najmniejszych problemów wychowawczych.
-Co ty sobie wyobrażasz gówniaro- no i zaczyna się.-Razem z ojcem wypruwamy sobie żyły żebyś miała wszystko co najlepsze, chodzisz do najlepszej szkoły w okolicy, masz najlepszych korepetytorów, a ty co robisz?? Włóczysz się z jakimiś gangsterami i bierzesz udział w nielegalnych wyścigach. I to ma być twoja wdzięczność??- Przemierzała pokój w zdenerwowaniu co jakiś czas gniewnie na mnie zerkając.- Jeżeli będzie taka potrzeba siłą oddzielimy cię od tego chłopaka. Posłuchaj jeśli jeszcze raz dowiem się że się z nim spotkałaś pojedziesz do Australii do szkoły z internatem.-Tego było dla mnie za wiele, nie mogła mi tego zrobić.
-Ale mamo- wyjęczałam żałośnie.
-Cicho decyzja została podjęta, a teraz idź do swojego pokoju bo jutro masz szkołę.
Bez słowa wbiegłam na górę, miałam ich dość, miałam dość ich wszystkich, czy nikt nie rozumiał że ja też mam uczucia?? Położyłam się na łóżku, potrzebowałam nowego planu, planu na życie.
Usłyszałam stukanie w szybę, rozglądnęłam się po pokoju ale nikogo w nim nie było, wstałam i podeszłam do drzwi balkonowych, tuż za nimi stał Luke, nie wiedziałam jak mam zareagować, stałam jak posąg nie poruszając się nawet o centymetr. Nie umiałam wytłumaczyć sobie dlaczego moje serce na jego widok zaczynało szybciej bić. W głębi jego oczu można było dostrzec przenikający go ból. Podniósł trzymaną w ręce kartkę i przyłożył ją do szyby. Widniał na niej starannie napisany  tekst: ''Jesteś pierwszą osobą przy której poczułem coś takiego, uświadomiłem sobie że mogę być kimś więcej niż tylko naćpanym gangsterem zabijającym ludzi, to dzięki tobie tak się czuję, to ty jako jedyna zobaczyłaś we mnie coś więcej. Wiem, nie jestem idealny, nie jestem dla ciebie dobrym chłopakiem, ale jeżeli pomożesz mi nad tym pracować to się zmienię, obiecuje. Potrzebuje tylko drugiej szansy, a będę wszystkim czego potrzebujesz.''
 Do moich oczu mimowolnie napłynęły łzy, nie umiałam tego powstrzymać. Gdybym wiedziała że to co napisał jest prawdą już byłabym w jego objęciach, ale został mi jeszcze zdrowy rozsadek który podpowiadał że nie mogę mu już ufać. Przyłożył dłoń do szyby, nadzieja paląca się w jego oczach była taka niesamowita, nie mogłam tak po prostu mu jej odebrać, to byłoby dla mnie jak odebranie mu życia. Również przyłożyłam dłoń, tak że dzieliła nas jedynie cienka płyta szkła. Pokiwałam przecząco głową tylko na tyle było mnie stać, zacisnęłam zęby usiłując powstrzymać łzy, nie mogłam patrzeć na jego reakcję. Zaczął pisać coś na odwrocie kartki. Kiedy przyglądałam się jego skupionym rysom twarzy zastanawiałam się dlaczego jeszcze mu nie uległam, przecież czułam coś do niego, coś czego nie czułam nigdy wcześniej do nikogo. Naprawdę chciałam to skończyć w ten sposób. W końcu przyłożył kartkę z powrotem
''Nie pozwolę ci odejść teraz jesteś moim światem. Będę o ciebie walczył''
Wiedziałam że dłużej nie dam rady być na tyle silna, wróciłam na łóżko i cała przykryłam się kołdrą zwijając w kłębek. Nie byłam już w stanie opanować moich łez, nawet nie chciałam nad nimi panować. Wiedziałam że Luke jest chłopakiem którego pokochałam, ale musiałam pokazać mu że musi przestać brać, żeby to zrozumiał musiałam być nieugięta. Byłam tak zmęczona że nie zdawałam sobie sprawy kiedy zasnęłam. Obudziłam się rano od razu siadając na łóżku, nie umiałam kontrolować płytkiego oddechu, miałam okropne uczucie że stało się coś złego.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam was że taki krótki i ogólnie nie najlepszy ale nie miałam weny.
Dziękuje za wyrozumiałość, postaram się żeby następny był dłuższy.

niedziela, 9 listopada 2014

Rozdział 11

Przez ponad dwie godziny błąkałam się po nieznanej mi okolicy. W końcu uznałam że jestem na tyle spokojna aby móc tam wrócić i  nikogo przy tym nie rozszarpać. Miałam w głowie ułożony prosty plan, wystarczyło jedynie zmusić Luke'a do tego żeby przestał brać a jego agresywne oblicze zniknie. Sama nie wiem dlaczego chciałam mu pomagać może po prostu byłam naiwna, właściwie to byłoby do mnie podobne uwielbiałam wmawiać sobie różne rzeczy, ale była jeszcze druga możliwość, może to właśnie ja miałam go z tego wyciągnąć, może to przez to że mi zaufał powinnam nauczyć go innego życia. Przede wszystkim musiałam z nim porozmawiać. Weszłam do domu rozglądając się po salonie w którym nie było ani żywej duszy. Usłyszałam hałasy dochodzące z kuchni i postanowiłam sprawdzić co się dzieje. Zobaczyłam Jai'a krzątającego się po kuchni całą jego koszulkę pokrywały plamy z sosu pomidorowego. Przewróciłam oczami opierając się o jedyny czysty kawałek blatu.
-Gdzie Luke?? -zapytałam niepewnie nie patrząc na niego.
-Na górze nie schodził od czasu waszej kłótni.
-Kłótni??-zatkało mnie, przecież nikt nie miał prawa wiedzieć o tym co się między nami stało.
-Tak Nathalia o wszystkim mi powiedziała-podszedł do mnie łapiąc moje obie dłonie między swoje.- Posłuchaj mnie martwię się o ciebie wiem jaki potrafi być Luke i boje się że może zrobić ci krzywdę.
''Już zrobił'' odezwał się wewnętrzny głos w mojej głowie, usiłowałam go zagłuszyć ale to nic nie dawało, jedyną nadzieją było skierowanie moich myśli na coś zupełnie innego.
-Jesteś pewien że Nathalia powiedziała ci o wszystkim??-spojrzałam w jego zdziwione oczy.-Mogę się założyć że nie wspomniała ci o tym jak groziła mi że jeżeli sama nie zniknę z waszego życia to mi w tym pomoże.-Rysy jego twarzy momentalnie spoważniały, a jednak nie ufał jej tak bezgranicznie.
-To nie możliwe, nie wierze ci, musiałaś ją po prostu źle zrozumieć.
-Jeszcze kiedyś przejrzysz na oczy i zobaczysz jaka jest na prawdę mam nadzieję że nie będzie za późno.-Wyszłam z kuchni nie mając ochoty spędzać czasu z osoba która mi nawet nie wierzy. Wchodziłam po schodach układając sobie w myślach scenariusz mojej rozmowy z Luke'iem, to było dla mnie ważne żeby zrozumiał że chce go zmienić dla jego własnego dobra, a nie przez moje zachcianki. Stanęłam przed drzwiami do jego pokoju biorąc głęboki oddech. Przekroczyłam próg i od razu tego pożałowałam. Zobaczyłam wpółnagą  blondynkę siedzącą na kolanach jednego z bliźniaków. Całowali się. Gdyby nie to że przed chwilą rozmawiałam z Jai'em pomyślała bym że to on. Ale to oznaczało że...
Tego było dla mnie za wiele. Trzasnęłam za sobą drzwiami chciałam żeby zauważyli moja obecność, zbiegłam na dół zeskakując po dwa schodki na raz, po drodze do garażu złapałam jeszcze kluczyki od Mustanga. Wsiadłam do samochodu, nie miałam konkretnego planu, chciałam po prostu wydostać się z tego domu wariatów, ręce trzęsły mi się do tego stopnia że nie umiałam trafić kluczykiem w stacyjkę. Kiedy w końcu udało mi się uruchomić silnik zobaczyłam Luke'a opierającego się jedną ręką o maskę samochodu, drugą podtrzymywał ubrane w pośpiechu nie zapięte spodnie. Nie mogłam na to patrzeć, zacisnęłam zęby, nie mogłam się rozpłakać, nie tu, nie przy nim. Nie chciałam  żeby wiedział że zraniło mnie to co zrobił. Wcisnęłam gaz, a silnik zawył musiał wiedzieć że nie żartuje i musi mnie stąd wypuścić. Błagalny wyraz jego twarzy sprawił że poczułam jakbym to ja była winna a przecież to on mówił że jestem wyjątkowa a potem przespał się z dziewczyną własnego brata. Chyba zrozumiał że nie ma żadnych szans i odsunął się na bok. Kiedy wyjechałam na ulicę w końcu poczułam się wolna, wolna od tego wszystkiego, łzy zaczęły swobodnie spływać po moich policzkach. Zatrzymałam się kilka kilometrów dalej na zupełnie pustej plaży. Dałam upust swoim emocjom zaczęłam krzyczeć na cały głos, to zawsze mi pomagało kiedy już sama ze sobą nie mogłam sobie poradzić. Oparłam głowę na kierownicy nie mając już na nic więcej siły. Cały czas zastanawiałam się jak można być takim człowiekiem, jak można zdradzić własnego brata bliźniaka, przecież wie jak bardzo Jai ją kocha.
Koniec tego, koniec myślenia o nim, nie zasłużył sobie na miejsce w moim życiu. Teraz miałam ważniejszy problem zbliżała się noc a ja nie miałam gdzie spać oczywiście mogłam spędzić ta noc w samochodzie ale miałam lepszy plan. Wzięłam torbę z tylnego siedzenia wyjęłam z niej krótką czarną spódniczkę i top odkrywający brzuch, przebrałam się i zrobiłam makijaż. Moja pamięć na szczęście mnie nie zawiodła i bezbłędnie trafiłam na ulicę na której odbywały się wyścigi. Wysiadłam z samochodu i podeszłam do grupki osób stojącej na środku placu.
-Chcę się zgłosić do wyścigu- oczy wszystkich zgromadzonych utkwiły na mojej osobie, wciąż czułam się nieswojo jako gwiazda wieczoru, ale powoli się do tego przyzwyczajałam.
-Ty chcesz się ścigać??-wysoki brunet o piwnych oczach podszedł do mnie ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. -Dobrze niech ci będzie ale mam nadzieję że zdajesz sobie sprawę że nowicjusze stawiają własny samochód.
-To że jestem nowa nie znaczy że jestem głupia wiem jak to działa.
-Dobrze skoro uważasz że wiesz co robisz wyścig zaczyna się za dziesięć minut jedno okrążenie wokół miasta. Jeśli wygrasz, w co wątpię- dorzucił z perfidnym uśmieszkiem- zachowasz swój samochód i zgarniesz całą pulę, jeśli przegrasz samochód trafi do zwycięscy. Mam nadzieję że wszystko jasne??
-Jasne- parsknęłam pod nosem.
Na ulicę z piskiem opon wjechały trzy sportowe samochody: czarny, granatowy i srebrny. Od razu je rozpoznałam, identyczne stały w podziemnym garażu, cofnęłam się trochę mając nadzieję że mnie nie zauważą, nie miałam teraz ochoty na rozmowę z Luke'iem, mało tego nie chciałam go nawet oglądać. Usiadłam na masce, przyjechali wszyscy oprócz Jai'a i Nathalii, nie dobrze to znaczy że on wie o wszystkim. Mimo tego że w ostatnim czasie mi nie wierzył i był dla mnie niemiły było mi go szkoda jego własny brat bliźniak zrobił mu coś takiego. Wiem jak to jest kiedy zdradza cię osoba której ufałeś, niestety już kilkakrotnie w moim życiu doświadczyłam czegoś takiego. Podniosłam głowę kiedy ktoś zasłonił mi światła rzucane przez samochody.
-Co ty tu robisz??-zmartwiony ton głosu Luke'a sprawił że prawie zrobiło mi się go szkoda. Prawie.
-Nie twój interes-wycedziłam przez zęby wlepiając wzrok w jakiś bliżej nieokreślony punkt.
-Myślę że powinienem wiedzieć co robi moja dziewczyna żeby móc zapewnić jej bezpieczeństwo. -Kiedy nazwał mnie swoją dziewczyną coś we mnie pękło, zacisnęłam pięści usiłując oddalić od siebie chęć sięgnięcia po pistolet.
-Twoja dziewczyna chyba coś ci się pomyliło myślałam że odbijasz dziewczynę własnemu bratu?? -wstałam i ruszyłam przed siebie, nie miałam ochoty słuchać tego co ma do powiedzenia, złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie.
-Puść mnie-prawie krzyknęłam ale on nawet nie drgnął, szarpnęłam ręką ale jego uścisk był zbyt silny.
-Przepraszam, sam nie wiem jak do tego wszystkiego doszło, ja naprawdę nie chciałem zrobić ci krzywdy.
-To już nie moja sprawa prawie mnie zgwałciłeś a później przespałeś się z dziewczyna własnego brata proszę cie nie bądź żałosny- spuścił wzrok patrząc na mój nadgarstek zaczerwieniony od jego uścisku.
-Proszę cię nie startuj w tym wyścigu- wypuścił moją rękę jednocześnie przykładając dłoń do mojego policzka.
-Jestem dorosła i nie mam zamiaru słuchać niczyich nakazów.
Wsiadłam do samochodu ustawiając się na linii startu, rozglądnęłam się dookoła, koło mnie stało srebrne volvo należące najprawdopodobniej do Luke'a gdyż siedział za jego kierownicą. Jego osoba tak bardzo zajęła moje myśli że nie zauważyłam znaku startu i ruszyłam kilka sekund później niż moi przeciwnicy. Dogonienie ich jednak nie było dla mnie większym wyczynem. Kiedy około połowa stawki była już za mną usłyszałam policyjne syreny. Zjechałam na jedną z bocznych uliczek, nie miałam dziś ochoty uciekać przed policją, wolałam to przeczekać. Jednak spokój nie był mi dany, znikąd tuż przed maską mojego samochodu pojawił się radiowóz, odruchowo zaczęłam cofać, po chwili spostrzegłam że ulica z drugiej strony również jest zablokowana.

wtorek, 4 listopada 2014

Rozdział 10

Momentalnie stanęłam na własne nogi. Usłyszałam głos ojca krzyczącego coś z balkonu zignorowałam go biegnąc w stronę auta.  Nie chciałam kolejny raz słuchać jego zakazów i nakazów, byłam dorosła i zaczęłam samodzielne życie już nikt nigdy nie będzie mi  rozkazywał. Luke złapał mnie za rękę sprowadzając na ziemię.
-Wydaje mi się czy spodobało ci się nowe życie??
Uśmiechnęłam się pod nosem zdając sobie sprawę że miał rację, pierwszy raz czułam coś takiego, pierwszy raz byłam szczęśliwa łamiąc zasady.
-Szczerze?? Czuje jakbym dopiero teraz zaczęła żyć.
-Wiedziałam że się w to wkręcisz, nie jesteś taka jak na początku myślałem, ale wiesz co mogłabyś się już przebrać bo trochę mnie obrzydzasz w tym ubraniu.
-Dobrze, dobrze przebiorę się jak tylko dojedziemy do domu.
-A nie możesz zrobić tego teraz??
-Tutaj przy tobie nawet na to nie licz- pokręciłam głową.
-Możesz iść na tył.
Rozglądnęłam się po samochodzie usiłując zrozumieć na czym polegał jego podstęp. Uśmiechnęłam się przechodząc na tylne siedzenie. Wyjęłam z torby czarne szorty i biały podkoszulek. Rozśmieszało mnie to że miał mnie za tak naiwną, to że do tej pory miał do czynienia z takimi dziewczynami nie znaczy że ja też taka byłam. Zdjęłam koszulkę zasłaniając nią lusterko.
-Naprawdę myślałeś że jestem taka głupia??-delikatnie musnęłam jego policzek.- Tylko nie podglądaj bo pożałujesz.
-No i jak niby twoim zdaniem mam sobie poradzić jeżdżąc bez lusterka??
-Podobno jesteś najlepszym kierowcą jeśli to prawda to sobie poradzisz.
Nie czekając na jego odpowiedź zaczęłam się przebierać. Ubrałam koszulkę, kiedy kończyłam ubierać szorty poczułam na sobie czyjś wzrok spoglądnęłam na Luke'a z wielkim zainteresowaniem wpatrującego się w lusterko, które ku mojemu zdziwieniu było odsłonięte.
-No wiesz jak mogłeś-uderzyłam go w ramie przechodząc z powrotem na przednie siedzenie.
-Przepraszam cię ale to było silniejsze ode mnie, nie umiałem się powstrzymać- zrobił minę zbitego pieska. -Jak mógłbym nie spojrzeć jeśli moja dziewczyna ma takie piękne ciało.- Usiadłam w fotelu nie patrząc na niego nawet przez chwilę.
-Niby od kiedy to jestem twoją dziewczyną??
-Od kiedy poczułem do ciebie coś czego nie czułem do żadnej innej dziewczyny.
Nie odzywałam się ani słowem cały czas wpatrując się w okno. Poważnie analizowałam to co powiedział, wiedziałam że nie mogę mu ufać tak do końca, ale był teraz częścią mojego życia byłam szczęśliwa, że coś dla niego znaczę. Chwycił moja dłoń, którą zgrabnym ruchem wyjęłam z jego uścisku. Nie byłam już na niego zła ale chciałam żeby się trochę postarał.
Zaparkował samochód w podziemnym garażu. Momentalnie z niego wyskoczyłam kierując się w stronę drzwi. Złapał mnie w talii opierając o ścianę, przywarł do mnie tak mocno że dokładnie czułam jak spina się każdy mięsień w jego ciele.
-Od teraz jesteś moją księżniczką- pocałował mnie w taki sposób, że zaczęło mi brakować powietrza, jednak w tym momencie była to drugorzędna potrzeba przede wszystkim potrzebowałam jego bliskości. Zawinęłam ręce na jego szyi chcąc być tak blisko niego jak to tylko możliwe. Złapał za moje uda i uniósł mnie do góry, zaplotłam nogi na jego biodrach. Wchodził na górę nie przerywając naszego pocałunku, kopnął drzwi pokoju otwierając je, opadliśmy na łóżko nie odrywając się od siebie nawet na chwilę. Podciągnęłam jego koszulkę chcąc mieć pełny dostęp do jego idealnego ciała. Oderwał się ode mnie i ściągnął ją do końca. Opuszkami palców kreślił wzory na moim brzuchu, zamknęłam oczy usiłując wyłączyć myślenie, chciałam pozwolić się ponieść tej chwili nie zważając na późniejsze konsekwencje. Kiedy jednak jego dłoń zbliżyła się do zapięcia moich szortów uznałam że to odpowiedni moment aby to przerwać.
-Luke przestań- starałam się opanować drżenie mojego głosu.
-Coś się stało??- zmartwiony ton jego głosu sprawił że zaczynałam czuć się winna. Spuściłam wzrok nie mogąc wytrzymać jego przenikliwego spojrzenia.
-Nie- westchnęłam.-A właściwie to tak.
-Nie chcesz tego prawda??
-To nie tak- zacięłam się na chwilę zastanawiając się jak przekazać mu to w sposób który zrozumie.-Chce tego i to bardzo ale dla mnie to znaczy dużo więcej niż dla ciebie. Nigdy jeszcze nie byłam z żadnym mężczyzną i zanim do czegokolwiek między nami dojdzie chcę mieć pewność że jestem dla ciebie jedyna.
Złapał moją brodę delikatnie ją podnosząc, zmusił mnie żebym spojrzała mu w oczy. Wiedziałam że to co robię jest słuszne , ale mimo wszystko bałam się jego reakcji, w sumie jak by nie patrzeć znałam go dopiero kilka dni.
-Jeszcze nigdy żadna dziewczyna nie opierała mi się tak jak ty, doprowadzasz mnie tym do szału. Mógłbym cię zmusić do tego żebyś była moja.- Na samą myśl o tym po moim ciele przeszły ciarki.-Ale tego nie zrobię, a wiesz dlaczego?? Bo znaczysz dla mnie więcej niż wszystkie dziewczyny z którymi do tej pory byłem. Będę na ciebie czekał, będę czekał ile tylko będzie trzeba żebyś mi zaufała.
Uśmiechnęłam się sama do siebie, przekręcając się na bok. Luke położył się tuż za moimi plecami mocno mnie przytulając, bawił się kosmykami moich włosów od czasu do czasu składając delikatny pocałunek na moim karku. Prawie zasnęłam kiedy on nagle zerwał się z łóżka, spojrzałam na niego zdezorientowana.
-Przepraszam cię zaraz wrócę- zanim zdążyłam zareagować zniknął za drzwiami pokoju. Chyba jednak nigdy nie uda mi się go w pełni zrozumieć, zawsze kiedy wydaje mi się że coś o nim wiem robi coś takiego. Podeszłam do okna i usiadłam na parapecie, byłam teraz we własnym idealnym świecie, nie było w nim zmartwień ani problemów, po prostu czułam się szczęśliwa. Nie wiedziałam że do pełni szczęścia wystarczy tak niewiele. Usłyszałam kroki, nie odwróciłam się doskonale wiedząc kto wszedł do pokoju. Chwycił mój nadgarstek i szarpnięciem zmusił do tego żebym wstała.
-Ała to boli-krzyknęłam spoglądając na niego. To nie był już ten sam chłopak, w jego oczach widać było jedynie czystą nienawiść, zaczęłam się go bać. Wiedziałam o co chodzi, on znowu coś wziął i dlatego tak się zachowuje. Najgorsze było to że nie wiedziałam do czego jest zdolny.
-Wiesz co?? Znudziło mi się czekanie będziesz moja tu i  teraz.-Zaczęłam panikować rzucałam się i wyrywałam ale jego uścisk nie słabł nawet na chwilę. Popchnął mnie na łóżko, zaczynając rozpinać swoje spodnie, adrenalina w moich żyłach zadecydowała za mnie, wymierzyłam mu kopniaka prosto w krocze i wybiegłam z pokoju. Usiadłam na podłodze w kuchni podciągając kolana pod brodę, to wszystko zupełnie mnie przerastało, myśl że następnym razem mogłabym nie mieć tyle szczęścia i nie udało by mi się uciec sprawiała że łzy same spływały po moich policzkach.
-O czyżby księżniczka miała dość udawania jednej z nas??-podniosłam wzrok i zobaczyłam blondynkę wchodzącą do pomieszczenia.
-Nie twój interes-wycedziłam przez zęby.
-A może właśnie mój, nie pasujesz do tego świata, więc im szybciej z niego znikniesz tym lepiej.
-Nie martw się tak łatwo się mnie nie pozbędziesz-roześmiała się wlepiając we mnie swoje puste oczka.
-Nie udawaj takiej twardej już ja znam takie jak ty. Nastawiasz chłopaków przeciwko mnie więc będziesz musiała stąd zniknąć, jeżeli nie sama to z moją pomocą.
Wstałam i podeszłam do niej, czułam się silniejsza niż kiedykolwiek wiedziałam że muszę chronić ludzi na których mi zależy, a ona w tym momencie była dla nich zagrożeniem.
-Posłuchaj mnie to że oni ci uwierzyli to nie znaczy że ja ci wierze widzę że coś kombinujesz i dopóki ja jestem w tym domu nie licz na to że pozwolę ci ich skrzywdzić.
Wyszłam z kuchni kierując się w stronę drzwi wyjściowych, musiałam się przejść, musiałam ochłonąć bo czułam że zaraz oszaleję. W salonie na kanapie leżał pistolet nie wiem dlaczego ale wzięłam go chowając za pasek szortów, miałam dziwne przeczucie że będzie mi jeszcze  potrzebny.

niedziela, 26 października 2014

Rozdział 9

Kierowaliśmy się w stronę domu. Luke złapał moją rękę splatając nasze palce. Byłam szczęśliwa że w końcu wszystko było jasne. Czułam coś do niego nie potrafiłam do końca wytłumaczyć co, chciałam po prostu przy nim być, chciałam czuć przy sobie jego obecność. Mimo wszystko wciąż męczyła mnie jedna myśl, nie umiałam zapomnieć o tym że jest mordercą. Musiałam znać prawdę.
-Wiesz co?? Kiedy byliśmy na policji pokazali mi zdjęcia osób które rzekomo zabiliście. To prawda?? Ja chce, ja muszę to wiedzieć.
Poczułam jak jego ciało się spina.
-Skoro chcesz to powiem. Jestem mordercą, zabijałem ludzi- jego głos nie wyrażał zupełnie żadnych uczuć. Wyrwałam rękę z jego uścisku. Najgorsze nie było to że się przyznał, ale to jakie miał do tego podejście. Usłyszałam pisk opon i samochód zatrzymał się na środku drogi, jadący za nami zaczęli pipczeć. Złapał moją twarz w dłonie zmuszając do spojrzenia mu w oczy.
-Spokojnie nie zabijam przypadkowych osób na ulicy, do tej pory zabiłem cztery osoby. Wszyscy zagrażali mi, albo komuś z mojej ekipy, w takich sytuacjach nie liczą się konsekwencje tylko to żeby chronić tych na których ci zależy. Wierzysz mi??
-Sama nie wiem. Nie wiem już w co mam wierzyć.
Zbliżył się do mnie i delikatnie pocałował.
-Zaufaj mi, nie skrzywdzę cię przysięgam.
-Wierzę ci. Może zgłupiałam już do reszty ale ci wierzę.
Pocałował mnie kolejny raz ale tym razem bardziej namiętnie, przez moje ciało przeszły ciarki. Popatrzyłam na sznur aut stający za nami. Zaśmiałam się a Luke mi zawtórował.
-Myślę że powinniśmy już jechać.
-Skoro tak uważasz.
Resztę drogi przebyliśmy w zupełnym milczeniu, cały czas trzymając się za ręce. Nie umiałam przestać się uśmiechać. Weszliśmy do domu w którym o dziwo panowała zupełna cisza.
-Co jest przecież mieli być w domu- wyciągnął broń, kierując się w stronę salonu trzymał ją przed sobą. Wszedł do pokoju i opuścił pistolet, uznałam to za znak i weszłam do środka. To co zobaczyłam zupełnie mnie zamurowało na kanapie siedział Jai obejmując ramieniem jasnowłosą dziewczynę która chowała twarz w dłoniach. Od razu ją poznałam, to ona była na tym zdjęciu, to ona postrzeliła Jai'a. Wszyscy stali wokół nich jakby na coś czekając.
-Co ona tu robi??- Luke wycedził przez zęby.
-Uspokój się ona nie jest groźna- odpowiedział młodszy bliźniak.
-Ostatnio też nie była groźna, w ogóle od kiedy to jesteście z nią w tak dobrych stosunkach.
James podszedł do niego i przykładając rękę do jego ramienia pokazał żeby wyszli. Postanowiłam pójść z nimi, wolałam mieć Luke'a na oku, wiedziałam że lepiej będzie jeżeli trochę się uspokoi. Weszliśmy do kuchni.
-James o co do cholery w tym wszystkim chodzi??
-Przyszła tu dzisiaj rano cała zapłakana i opowiedziała dość ciekawą historyjkę.
-Niby jaką?? -warknął Luke przemierzając w zdenerwowaniu pomieszczenie. Usiadłam na blacie nie chcąc wchodzić mu w drogę.
-Uważa że Chris ją bił i zmuszał do tego żeby z nim była a kiedy powiedziała mu że zakochała się w Jai'u wyrzucił ją na ulicę.
-I wy jej w to wierzycie??
-Wygląda na to że mówi prawdę.
-Dobra niech wam będzie tylko muszę porozmawiać z tym tłumanem żeby kolejny raz się w nią tak nie wkręcił.
Zeskoczyłam z blatu łapiąc Luke'a za rękę, spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem.
-Lepiej będzie jeśli ja z nim porozmawiam
-Nawet nie wiesz co ona mu zrobiła.
-Wiem opowiedział mi o tym.
Jego źrenice zrobiły się jeszcze większe niż zwykle.
-Opowiedział ci o tym jak go postrzeliła??
-Dlaczego tak cie to dziwi??
-Do tej pory tylko nasza piątka o tym wiedziała, mieliśmy nie wtajemniczać w to nikogo z zewnątrz.
Zbliżyłam się do niego i delikatnie pocałowałam.
-Tylko że ja nie jestem już kimś z zewnątrz.
Nie czekając na jego odpowiedź ruszyłam w stronę salonu, miałam teraz jeden cel wybić z głowy mojego przyjaciela dziewczynę która może być dla niego zagrożeniem. Zdziwiło mnie to co powiedział Luke, nie podejrzewałam że on nikomu tego nie mówił, ale to dużo dla mnie znaczyło on mi ufał a ja nie mogłam go teraz zawieść.
-Jai musimy porozmawiać- stanęłam przy drzwiach wyjściowych czekając aż do mnie dołączy.
-Jestem zajęty.
-Ale to ważne nie może czekać.
Przewrócił oczami i wstał z kanapy na której wciąż siedziała blondynka. Rozglądnęłam się upewniając że nikt nas nie podsłuchuje.
-Jai martwię się o ciebie.
-Niby czemu??
-Martwię się że ona namiesza ci w głowie pamiętaj że już raz cię skrzywdziła tacy ludzie się nie zmieniają.
-Wszyscy traktujecie mnie jak jakiegoś niedorozwiniętego dzieciaka wiem co robię i wiem komu mam wierzyć dajcie sobie w końcu spokój.
-Po prostu się o ciebie martwimy nie chcemy żebyś cierpiał.
-Posłuchaj mnie jeżeli dwoje ludzi jest sobie przeznaczonych to prędzej czy później się spotkają i będą razem niezależnie od tego co inni myślą na ten temat. Teraz mówisz mi że powinienem uważać a sama uległaś Luke'owi chociaż mówiłem ci że on tylko gra. Nikt nie jest w stanie stanąć na drodze prawdziwej miłości. Nie martwcie się o mnie będę na siebie uważał, kocham Nathalię i będę z nią czy wam się to podoba czy nie.
Wrócił do domu trzaskając za sobą drzwiami. Miał rację chciałam go pouczać a tymczasem sama nie słuchałam jego rad. On przecież znał Luke'a lepiej niż ktokolwiek inny, nie mogłam teraz o tym myśleć, nie miałam na to siły. Ktoś objął mnie od tyłu, poczułam zapach perfum Luke'a, wtuliłam się w niego.
-I jak udało ci się go przekonać??
-Nie, nie ma szans, on ją kocha.
-Trudno zobaczymy jak będzie, on w końcu przekona się że ona tylko kombinuje.
-Nie ufam jej.
-Nie martw się wszyscy będziemy ją mieć na oku.
Odsunął moje włosy delikatnie dotykając wargami mojego karku. Uśmiechnęłam się przykładając dłoń do jego policzka.
-Wiesz co chyba będziemy mieć jeszcze jeden problem.
-Jaki??
Popatrzyłam na swoje ubranie które całe skropione było krwią, najwyraźniej stałam za blisko blondyna kiedy Jai do niego strzelał.
-Chciałabym się przebrać -zmarszczyłam nos.-Ale nie mam tutaj żadnych ubrań.
Roześmiał się kierując w stronę garażu.
-Chodź załatwimy to.
Wsiedliśmy do samochodu.
-Co niby masz zamiar zrobić??-bałam się jego kolejnych pomysłów w końcu niczego nie mógł zrobić tak jak inni.
-Spokojnie pojedziemy do twojego domu spakujesz najpotrzebniejsze rzeczy i wrócimy. A co myślałaś że będziemy napadać na sklep w biały dzień??- roześmiał się patrząc mi w oczy.
-Przy tobie nigdy nic nie wiadomo-pocałowałam go w policzek. Złapałam jego rękę splatając nasze palce.
-Twoich rodziców teraz nie będzie prawda??
-Myślę że tak o tej porze powinni być w pracy mama wraca o 16 więc powinniśmy zdążyć.
Zajechaliśmy na podjazd przed mój dom, dopiero kiedy stanęłam przed drzwiami zdałam sobie sprawę że nie mam kluczy. Odwróciłam się w stronę Luke'a parząc na niego błagalnym wzrokiem.
-Oj mój biedaku -odsunął mnie na bok podchodząc do drzwi z pistoletem w ręce. Złapałam go w ostatnim momencie.
-Zgłupiałeś?? Nie rób tego mamy alarm.
-Przecież znasz kod.
Odsunęłam się zdając sobie sprawę że miał rację, no cóż jeszcze nie miałam doświadczenia we włamaniach wiec może po prostu pozwolę mu działać. Usłyszałam strzał Luke wszedł do środka, w całym domu rozległ się alarm, usiłowałam go wyłączyć ale kod nie pasował.
-Szybko mamy tylko kilka sekund zanim przyjedzie policja.
Wbiegłam na piętro złapałam torbę i zaczęłam pakować do niej najpotrzebniejsze rzeczy. Chłopak stanął przed drzwiami balkonowymi.
-Posłuchaj mnie zeskoczę na dół ty się spakuj i zrób to samo co ja.
-O nie, nie ma mowy nie wyskoczę.
Podszedł do mnie łapiąc w dłonie moją twarz.
-Zaufaj mi złapię cię.
Popatrzyłam w jego oczy w których kolejny raz zobaczyłam iskierki.
-Dobrze niech będzie.
Pocałował mnie namiętnie. Wróciłam do pakowania kątem oka widząc jak wyskakuje z balkonu.
-Kto tam jest??-usłyszałam z dołu głos ojca, więc najwyższy czas się zbierać. Zarzuciłam torbę na ramię wychodząc na balkon, właśnie w tym momencie do mojego pokoju wszedł mężczyzna.
-Jessica co ty tu robisz, i jak ty wyglądasz- spojrzałam za siebie, na dole stał Luke z rozłożonymi rękami. Nie zastanawiając się długo skoczyłam zamykając oczy, chłopak ugiął kolana łapiąc równowagę.
-Spokojnie możesz już otworzyć oczy-wykonałam jego polecenie spoglądając na jego rozbawioną twarz.

piątek, 17 października 2014

Rozdział 8

Ciśnienie mojej krwi ciągle rosło nie umiałam sobie wytłumaczyć dlaczego jeszcze nie wydrapałam mu oczu w tym momencie byłam do tego zdolna. Przeczesałam palcami włosy i spostrzegłam że Luke co jakiś czas zerka na mnie kątem oka.
-Długo masz zamiar się tak dąsać- jego głos sprawił że aż zazgrzytałam zębami.
-Ja się dąsam tak?? Bardzo ciekawe, po prostu staram się nie zadawać z prymitywami którzy używają innych tylko i wyłącznie do zaspokojenia swoich idiotycznych potrzeb. Wiesz co może jest sporo dziewczyn które polecą na twoją ładną buźkę ale ja taka nie jestem więc z łaski swojej odpieprz się ode mnie raz na zawsze i daj mi święty spokój.-Ulżyło mi kiedy w końcu wyrzuciłam to wszystko z siebie, nie obchodziło mnie co on teraz zrobi chciałam żeby wiedział co o nim myślę.
-O nie, nie będziesz tak do mnie mówić mała-zawrócił samochód którego opony zapiszczały o asfalt.
-Zwariowałeś?? Co ty chcesz zrobić??
-Pokarze ci kto tu rządzi.
-Przestań się wygłupiać wracajmy już- jego oczy przybrały niemal zupełnie czarną barwę, wiedziałam że to nie wróży nic dobrego. Zacisnął ręce jeszcze mocniej na kierownicy. Zaczęłam się go bać te jego napady furii były po prostu przerażające. -Proszę cię wracajmy.-Na jego ustach zagościł zadziorny uśmieszek. Wjechaliśmy na zatłoczoną ulicę od razu zrozumiałam o co mu chodziło wszystko tylko nie to, wszystko tylko nie kolejny wyścig. Luke wysiadł z samochodu, otworzył drzwi po mojej stronie i spojrzał na mnie groźnym wzrokiem. Pokiwałam głowa pokazując mu że nie chcę tego robić. Chwycił mnie za ramię i siłą wyciągnął z auta.
-Nie chcę znowu się ścigać- wyszeptałam posłusznie idąc za nim.
-A kto powiedział że ty będziesz się ścigać- rzucił spoglądając na mnie przez ramię.
Zupełnie przestałam rozumieć o co mu chodzi i na czym miała polegać jego kara.
Podeszliśmy do sporej grupy osób z której moją uwagę zwrócił szczupły blondyn opierający się o srebrne Camaro. Od zawsze uwielbiałam te samochody więc nic dziwnego że moja uwaga skupiła się głównie na nim.
-Kogoż to moje piękne oczy widzą- chłopak wstał i podszedł do Luke'a.
-Nie musisz się podlizywać, chce się ścigać.
-Widzę że stawiasz sprawę jasno-przeczesał palcami włosy.-Dobrze niech będzie tylko powiedz mi co ty mi możesz zaoferować.
Na twarzy Luke'a pojawił się lekki uśmiech.
-Mam coś czego nie możesz sobie kupić- szarpnął mnie i postawił przed sobą.-Jeśli wygrasz możesz spędzić z nią noc.
Kiedy usłyszałam co powiedział zupełnie mnie zamurowało. Nie miał prawa robić czegoś takiego , nie miał prawa traktować mnie jak swoją własność. Miałam prawo decydować o swoim życiu.
-O nie nie ma mowy- cofnęłam się. Blondyn przyglądał mi się pożądliwym wzrokiem. Chciałam stamtąd uciec, miałam dość tego jak oni wszyscy mnie traktowali.
-Mmm niech będzie lubię niegrzeczne dziewczynki.
-Więc umowa stoi,jedno okrążenie wokół miasta i jest twoja.
-No mała możesz się już szykować na niezłą zabawę. W końcu spędzisz noc z prawdziwym mężczyzną a nie czymś takim.-Przejechał palcami po moim karku, odruchowo zrobiłam dwa kroki do tyłu.
-Pierwsze musisz wygrać- parsknęłam.Znałam umiejętności Luke'a i wiedziałam że jeśli się postara wygranie z tym lalusiem nie będzie stanowiło dla niego problemu. Do mnie należało teraz najtrudniejsze zadanie, musiałam przekonać go żeby chciał wygrać. Biorąc pod uwagę jak bardzo był na mnie zły, nie miałam zbyt dużych szans. Musiałam uruchomić swoje zdolności aktorskie, które na moje nieszczęście były na średnim poziomie. Wsiadł do samochodu, nachyliłam się do okna patrząc na zacięte rysy jego twarzy.
-Luke możemy porozmawiać??- starałam się aby mój głos brzmiał jak najbardziej przyjaźnie.
-A mamy o czym??-spojrzał na mnie gniewnym spojrzeniem, przed samochodem stanęła dziewczyna z flagą. Czyli to moja ostatnia szansa. Bez większego namysłu wpiłam się w jego usta, w tym momencie to była jedyna rzecz która przyszła mi do głowy, ku mojemu zdziwieniu odwzajemnił mój pocałunek. Spojrzałam głęboko w jego czekoladowe oczy które wydawały się być już mniej przerażające.
-Proszę cię wygraj to dla mnie-zamiast odpowiedzi usłyszałam warkot silnika. Zanim zdążyłam zrozumieć co się dzieję oba samochody były już spory kawałek ode mnie. Czułam że wszyscy na mnie patrzą no jasne w końcu kolejny raz byłam gwiazdą wieczoru, powoli  zaczynałam się już do tego przyzwyczajać. Było to coś nowego życie szarej myszki skończyło się już na zawsze od teraz cały czas miałam być atrakcją. Stanęłam obok linii mety, wpatrując się w zakręt zza którego po chwili wyłonił się czarny Mustang, czyli jednak moje metody przekonywania działają. Moja radość była chyba trochę przedwczesna. Luke zahamował zostawiając na asfalcie czarne pręgi. Auto zatrzymało się tuż przed linią. Na reakcję przeciwnika nie trzeba było długo czekać przejechał obok niego wyszczerzając swoje równiutkie zęby w idiotycznym uśmieszku. Sam wyraz jego twarzy przyprawiał mnie o dreszcze. Podeszłam do Luke'a który właśnie wysiadał z samochodu, nie umiałam już udawać byłam na niego wściekła i chciałam żeby to wiedział.
-Musiałeś to zrobić prawda??- wykrzyczałam. Uśmiechnął się pod nosem, chciałam go uderzyć, zacisnęłam pięści.
-No mała więc teraz jesteś moja -do porządku doprowadził mnie głos dochodzący zza moich pleców. Popatrzyłam na Luke'a błagalnym wzrokiem ale on był zupełnie niewzruszony.
-Proszę cię- szepnęłam, doskonale wiedziałam że mnie słyszy, byłam coraz bliższa płaczu.
Nie miałam zamiaru go błagać, mam swoją godność, nie będę przepraszać za to że powiedziałam mu prawdę. Odwróciłam się i bez słowa ruszyłam w stronę samochodu blondyna, wsiadłam do niego nie odrywając wzroku od ziemi. Po chwili całe wnętrze wypełniło się zapachem jego perfum od których zaczęło mi się robić niedobrze. Nie miałam pojęcia jak wybrnąć z tej sytuacji, zaczęłam żałować że nie poprosiłam Jai'a o broń. Zjechaliśmy na jedną z bocznych ulic, nie byłam przyzwyczajona do bywania w takich miejscach, od zawsze kojarzyły mi się z marginesem społecznym od którego zawsze starałam się trzymać jak najdalej. Nie traktowałam ich jako gorszych ludzi, po prostu się ich bałam. Chłopak zatrzymał samochód, bez namysłu wyskoczyłam z niego i zaczęłam biec przed siebie, to była moja jedyna szansa. Poczułam uścisk na ramieniu, zostałam pchnięta na ścianę, nie zdążyłam zareagować kiedy chłopak przyparł mnie do niej.
-Nie tak szybko mała, pierwsze odbiorę swoją nagrodę- wsunął ręce pod moją koszulkę, zaczęłam odpychać go z całych sił. Usłyszałam strzał, blondyn upadł na ziemię, rozglądnęłam się w poszukiwaniu strzelca, zobaczyłam Jai'a stojącego przy swoim samochodzie, w rękach trzymał pistolet. Podbiegłam do niego i wtuliłam się z całej siły. Pierwszy raz od dłuższego czasu poczułam się bezpieczna.
-Spokojnie już nic ci nie grozi.
-Zabierz mnie stąd proszę- wyszeptałam nie mogąc już powstrzymać się od płaczu.
-Dobrze wsiadaj.
Wykonałam jego polecenie, starłam dłonią łzy z policzków. Moje serce waliło jak oszalałe. Podjęłam chyba najtrudniejszą decyzję w moim życiu wiedziałam że muszę
z tym skończyć.
-Chce wrócić do domu- Jai popatrzył na mnie zdziwionym wzrokiem.
-Jesteś tego pewna?? Przecież wiesz że będzie cię tam szukać policja.
-Mam to gdzieś wolę już siedzieć w więzieniu niż być narażona na kolejne idiotyczne pomysły Luke'a.
-Nie pozwolę ci na to-zmarszczyłam brwi patrząc na niego podejrzliwie.
-Co??
-Nie chcę żebyś przez niego musiała siedzieć w więzieniu.
Zatrzymaliśmy się na poboczu, wysiadłam z samochodu rozglądając się wokół siebie. Staliśmy pośrodku wielkiego lasu, chłopak złapał mnie za rękę ciągnąc między drzewa.
-Gdzie ty mnie prowadzisz??
-Do Luke'a musicie sobie to wszystko wytłumaczyć.
-O nie, nie ma mowy- stanęłam w miejscu wyrywając dłoń z uścisku Jai'a. Zrobił dwa kroki do tyłu. Zobaczyłam Luke'a stojącego kilka metrów ode mnie. Straciłam nad sobą kontrolę, podeszłam do niego wymierzając mu siarczysty policzek.
-Ty pieprzony idioto- usiłowałam uderzyć go drugi raz ale był ode mnie szybszy.Przywarł torsem do moich pleców, objął mnie rękami uniemożliwiając jakikolwiek ruch.-Jai pomóż mi-krzyknęłam, miałam nadzieję że i tym razem przyjdzie mi z pomocą.- Puść mnie słyszysz-usiłowałam się wyrwać, szarpiąc się na wszystkie strony.
-Uspokój się przecież wiesz że nic ci nie zrobię.
-Nic mi nie zrobisz?? Ciekawe, nie sądzisz że już mi coś zrobiłeś??
-Przepraszam, przepraszam za wszystko, to nie tak jak myślisz. W tym wszystkim nie chodzi o ciebie, chodzi o mnie.-Poczułam jego ciepły oddech na policzku.
-Jak to o ciebie??-wciąż byłam na niego zła ale nie umiałam ukryć tego że zaciekawił mnie tym co powiedział.
-Wiesz że w moich fachu nie mogę ufać nikomu, zaufanie nieodpowiedniej osobie może kosztować życie. I właśnie o to chodzi. Bałem się że straciłem kontrolę, dlatego ten wyścig, chciałem sam sobie udowodnić że wciąż mogę robić to co chcę, ale nie mogę. Nigdy nie sądziłem że coś takiego się stanie, ale zaufałem ci. -Nie mogłam wydusić z siebie nawet jednego słowa, nie rozumiałam dlaczego właśnie teraz mi o tym powiedział. Kolejny raz próbował namieszać mi w głowie.-Kiedy cię śledziłem wydawało mi się że jesteś taka sama jak wszystkie córeczki bogatych rodziców, zapatrzona w siebie lalka która traktuje wszystkich z góry, ale jesteś bardziej podobna do nas. Nie boisz się niebezpieczeństwa, masz swój honor i umiesz postawić na swoim, fascynujesz mnie tym.
-Ja już nie wiem w co mam wierzyć. Kiedy wydaje mi się że jesteś najgorszym mężczyzną jakiego spotkałam w życiu robisz coś takiego i zupełnie zmieniasz moje nastawienie. Chciałabym wiedzieć jaki jesteś naprawdę??
-Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. Teraz mam dla ciebie coś specjalnego.-Spięłam wszystkie mięśnie myśląc nad tym co tym razem dla mnie przygotował.
-Jeśli to coś w rodzaju tego wyścigu to chyba nie chcę wiedzieć.
-Spokojnie zaufaj mi i zamknij oczy-niepewnie wykonałam jego polecenie. Poczułam jego silne dłonie na biodrach, prowadził mnie powoli krok za krokiem. Rozłożył moje ręce na boki splatając nasze palce. Usłyszałam fale miękko rozbijające się o skały.
-Możesz otworzyć oczy-popatrzyłam przed siebie, dokąd tylko sięgałam wzrokiem widziałam jedynie lazurowo błękitną wodę znad której leniwie wyłaniały się pierwsze promienie wschodzącego słońca.
-To jest niesamowite. Skąd ty znasz takie miejsca??
-Nie jestem taki zły jak myślisz- uśmiechnął się pod nosem.-To taka moja samotnia, przyjeżdżam tu kiedy chce coś przemyśleć. Wiesz że jesteś pierwszą osobą oprócz Jai'a która wie o istnieniu tego miejsca.
Popatrzyłam głęboko w jego czekoladowe oczy, w których pojawiły się błyszczące iskierki. Zbliżył swoje usta do moich, przez głowę przebiegło mi tysiąc myśli, wciąż nie byłam pewna czy mogę mu wierzyć. Przecież mnie zawiódł nie mogłam tak po prostu o tym zapomnieć. Pocałował mnie namiętnie, skutecznie przerywając moje rozważania.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Od razu przepraszam że tak długo to trwało. Postaram się żeby nowy rozdział pojawiał się przynajmniej raz w tygodniu.

sobota, 4 października 2014

Rozdział 7

Wsiadłam do samochodu rodziców nie odzywając się ani słowem, nie miałam zamiaru z nimi rozmawiać. Z doświadczenia wiedziałam że lepiej po prostu przeczekać ich napady furii niż pogarszać swoją sytuację zbędnym tłumaczeniem i tak by tego nie zrozumieli. Nie zrozumieli by dlaczego bronię mordercy, ale on nie jest zły wiem to, widziałam to w jego oczach jest po prostu zagubiony. Ja nie umiem go skreślić tylko dlatego że wybrał złą drogę. Rodzice krzyczeli do siebie, najprawdopodobniej oskarżając się nawzajem o to kto zawinił i dlaczego jestem takim nieudanym dzieckiem, przywykłam do tego że tak o mnie mówią. I tak z pewnością dostanę jakiś kosmiczny szlaban przez który będę musiała siedzieć całe dnie w domu, jakoś nie umiałam się tym przejmować. Moje myśli zajmowało teraz coś zupełnie innego chciałam wiedzieć czy Luke też wyszedł na wolność, czy dzięki moim zeznaniom go wypuścili. Wiem to głupota że wzięłam wszystko na siebie, ale nie umiałam inaczej. Powoli zaczynało już świtać, a moje oczy coraz bardziej się kleiły. Jedyne czego mi było trzeba to sen po tak długim dniu i męczącej nocy padałam z nóg. Weszliśmy do domu, a ja od razu skierowałam się w stronę schodów, wchodziłam na pierwszy stopień kiedy drogę zagrodziłam mi mama.
-A gdzie ty się wybierasz moja panno??-ton jej głosu był ostry i oschły.
-Idę spać jestem bardzo zmęczona.
-Zmęczona?? Nie trzeba było robić sobie wypadów na nielegalne wyścigi. Za godzinę zaczynają się lekcje nie myśl że dam ci opuszczać szkołę przez twoją głupotę.-Skrzywiłam się patrząc na nią błagalnym wzrokiem, wiedziałam że to nic nie da ale chciałam przynajmniej spróbować.
-Proszę padam z nóg, nie dam rady pójść do szkoły.
-Pójdziesz i nie dyskutuj ze mną, idź się przebrać i umyć ojciec za dwadzieścia minut odwiezie cię do szkoły.
Wbiegłam do pokoju, spakowałam książki i ściągnęłam z siebie koszulkę Luke'a którą też włożyłam do torby nie umiałam tego wytłumaczyć ale chciałam czuć przy sobie jego obecność. Szybki prysznic nieco mnie przebudził, ale nie na tyle żebym nie ziewała co dwie minuty. Ubrałam jeansy i białą koszulkę z nadrukiem, poczesałam się i zeszłam na dół, tata już czekał przy drzwiach gotowy do wyjścia, zmarszczyłam nos na znak że to wcale mi się nie podoba i wyszłam z domu. Przez  większość drogi nie odzywał się do mnie, widziałam jego skupioną minę więc wiedziałam że intensywnie o czymś myśli, chyba nie chciałam wiedzieć o czym. Podjechaliśmy przed budynek szkoły kiedy już miałam wysiąść złapał mnie za rękę.
-Kim tak naprawdę jest dla ciebie ten chłopak??-zdziwiło mnie jego pytanie myślałam że po tym co powiedziałam na policji wszystko jest już jasne, najwyraźniej jednak nie było.
-Mówiłam już nie znam go po prostu pomógł mi uciec przed policją i tyle.
-Nie wieżę ci, wiem że sama nie wpadła byś na ten pomysł więc albo on cię szantażuje, albo coś do niego czujesz- byłam tak oburzona jego stwierdzeniem że wysiadłam z samochodu trzaskając drzwiami, nie miałam ochoty wysłuchiwać jego chorych insynuacji. Kiedy tylko przekroczyłam próg szkoły zauważyłam że coś jest inaczej wszyscy nagle zamilkli wlepiając we mnie swoje puste spojrzenia, nie miałam pojęcia o co im chodzi przecież nie mogli wiedzieć o moim nocnym występku. Na szczęście dzwonek wybawił mnie z tej niezręcznej sytuacji usiadłam w ostatniej ławce, na szczęście pierwsza lekcja to biologia więc może uda m się choć chwilę zdrzemnąć. Nauczycielka zaczęła pisać coś po tablicy kiedy drzwi do sali zostały otwarte z takim impetem że uderzyły o ścianę, a ja podskoczyłam na krześle. Do klasy wszedł Luke przynajmniej na początku tak mi się wydawało po chwili poznałam że to jego wredny brat bliźniak, tylko co on tu robi.
-Przedstawiam wam nowego kolegę od dziś będzie uczęszczał do waszej klasy.
Pięknie jeszcze tego mi brakowało, miałam nadzieję że przypadkiem trafił do mojej klasy. Zsunęłam się po krześle w nadziei że uda mi się pozostać niezauważoną, moje starania poszły jednak na marne bo Jai usiadł właśnie koło mnie. Tak to właśnie moje szczęście, nie ma to jak dzielić ławkę z gangsterem-mordercą który na dodatek mnie nienawidzi po prosty pięknie.
-Wczoraj byłem chyba troszkę niemiły, myślę że możemy zacząć od nowa, a więc jestem Jai-Uśmiechnął się promiennie ukazując rzędy białych zębów. Zdziwiła mnie nagła zmiana jego zachowania jednego dnia mnie nienawidzi a następnego chce się zaprzyjaźnić. Nie wierzyłam mu ani trochę.
-Jessica-mruknęłam pod nosem.
-Od razu przepraszam cię za to co teraz zrobię- nie wiedziałam o co mu chodzi aż do momentu w którym złapał mnie w pasie przyciągając do siebie a do skroni przyłożył lufę pistoletu. Wszyscy patrzyli na nas z rozdziawionymi ustami. Wiedziałam po prostu wiedziałam że nie można mu ufać.
-Teraz wypuścicie nas stąd albo ją zabije.
Nikt nie odważył się mu sprzeciwić,więc wyjście z budynku nie stanowiło większego problemu. Wepchnął mnie do czarnego terenowego samochodu i usiadł za kierownicą.
-Odbiło ci??-wykrzyczałam do niego a on tylko się uśmiechnął.
-Co nie podoba ci się bycie porywaną??
-Szczerze nie bardzo, czego wy jeszcze ode mnie chcecie- od razu spoważniał.
-Postanowiłem ci pomóc- zauważył chyba że nie wiem o co mu chodzi bo nie musiałam prosić żeby kontynuował.- Wiem że pomogłaś mojemu bratu, wzięłaś wszystko na siebie więc teraz jesteś jedną z nas, a my dbamy o swoich nie pozwolimy żebyś trafiła do więzienia.
-Mam ci w to uwierzyć jeszcze wczoraj miałeś ochotę mnie zabić a teraz chcesz mnie chronić to chore- byłam tak wzburzona że sama nie umiałam się kontrolować. Zatrzymał samochód na poboczu przeczesując palcami włosy.
-Opowiem ci wszystko bo ci ufam, nie znasz nas a pomogłaś mojemu bratu-westchnął ciężko-  Masz rację na początku byłem dla ciebie trochę niemiły ale mam swoje powody. Wszystko zaczęło się rok temu poznałem niesamowitą dziewczynę i zakochałem się w niej jak wariat-na jego ustach zagościł lekki uśmiech.-Spędziłem z nią dwa najlepsze miesiące w moim życiu,  byłem najszczęśliwszym facetem na świecie, do pewnego dnia. To była jedna z normalnych akcji potrzebowaliśmy broni więc włamaliśmy się do magazynu jednego z gangów, niestety nie wszystko poszło po naszej myśli, zostaliśmy nakryci a ona okazała się być ich informatorką, szef tego gangu był jej narzeczonym a ja byłam jedynie pionkiem w ich grze. Doszło do strzelaniny, strzeliła do mnie patrząc mi prosto w oczy, a ja byłem gotów oddać za nią życie. Byłem w śpiączce przez prawie dwa miesiące, kiedy tylko się obudziłem postanowiłem że już nigdy nikomu nie zaufam. Ty to zmieniłaś widzę że Luke ci ufa, udowodniłaś że jesteś po naszej stronie, wiem że zrobiłaś to przez to że namieszał ci w głowie on już taki jest, nigdy nie był zakochany, przez co łatwiej mu wykorzystywać kolejne dziewczyny, chce po prostu żebyś wiedziała że jeszcze żadnej nie był wierny, nie licz na to że dla ciebie się zmieni.-Zrobiło mi się go niesamowicie szkoda, rozumiałam go wiedziałam przecież jak to jest się zawieść na osobie której się ufa. Nie wiedziałam tylko dlaczego opowiadał mi tyle o Luke'u przecież nie byłam z nim i nie rozumiałam dlaczego wszyscy tak myślą.
-Dlaczego uważasz że w ogóle chciałabym być z Luke'iem??-uśmiechnął się wyjeżdżając z powrotem na drogę.
-Uwierz mi nie jestem ślepy widzę jak na niego patrzysz po tylu jego dziewczynach mam już doświadczenie.
Czyli miałam rację chciał tylko mojej pomocy a ja jak głupia dałam się nabrać pięknie po prostu gratuluje głupoty. Teraz sama zastanawiałam się jak mogłam być tak naiwna i wziąć wszystko na siebie on wyjdzie z całej tej sprawy bez szwanku a ja trafię do więzienia bo mu uwierzyłam.
-Dlaczego mi o tym wszystkim powiedziałeś??-przygryzł dolną wargę jakby nie chciał czegoś wygadać.
-Uważam że jesteś inna niż dziewczyny z naszego otoczenia, boję się że związek z Luke'iem może cię zniszczyć, a na sumieniu mam już za wielu niewinnych ludzi.-Zauważyłam że jego oczy przybrały ciemniejszej barwy. Wjechaliśmy do garażu i zjechaliśmy na dół. No tak ich willa była spaloną lokalizacją. Weszliśmy do domu,panowała w nim zupełna cisza.
-Gdzie oni są??-zapytałam niepewnie opierając się o ścianę. Jai zaczął miotać się po kuchni robiąc jedzenie.
-Obstawiam że przygotowują się do akcji.
-Jakiej akcji??
-Dziś w nocy jedziemy odzyskać twój samochodzik-mruknął nalewając ciasto na patelnię.
-Nie dość jeszcze macie problemów z policją??
-Oj ty nawet nie wiesz jakie my mamy problemy.-Postawił na stole talerz z naleśnikami a ja przypomniałam sobie jak bardzo długo nic nie jadłam.-Proszę to dla ciebie pomyślałem że pewnie jesteś troszkę głodna.
-Troszkę to mało powiedziane- Przysiadłam się do talerza i zaczęłam jeść muszę przyznać że jak na gangstera na co dzień latającego z bronią umiał obłędzie gotować. -Roześmiał się wychodząc z kuchni.
-Muszę na chwilę wyjść, bądź grzeczna i nic nie kombinuj-mimo że uraziło mnie to że chciał mi rozkazywać, nie chciałam się wdawać z nim w kłótnie przecież ledwo co się 'zaprzyjaźniliśmy'.
Zjadłam wszystkie naleśniki przygotowane przez chłopaka i postanowiłam porozglądać się po domu. W salonie panował względny porządek co mnie nieco zdziwiło biorąc pod uwagę że mieszkają tu sami faceci, na szafkach stały różne zdjęcia moją uwagę przykuło jedno, Jai całował na nim jakąś jasnowłosą dziewczynę, czyżby była to ta sama osoba o której mi opowiadał, nie przecież trzymanie wspólnych zdjęć z osobą która tak go zraniła byłoby nielogiczne. Weszłam na piętro kierując się do pierwszych drzwi po lewej były jednak zamknięte, kolejne tak samo, do trzech razy sztuka popchnęłam drzwi i weszłam do jasnego pokoju w którym panował niesamowity bałagan, mój mózg postanowił przypomnieć mi o tym jak bardzo jestem zmęczona, i jak niesamowicie zachęcająco wyglądało łóżko, położyłam się i od razu zrozumiałam do kogo należy ten pokój. Nie umiałam sobie tego wytłumaczyć w żaden  sposób ale zapach Luke'a byłam w stanie poznać wszędzie. Nie musiałam długo czekać na sen.


Poczułam czyjś ciepły oddech na karku, obudziłam się i spostrzegłam że Luke leży tuż za moimi plecami obejmując mnie w talii. Momentalnie zerwałam się z łóżka budząc go przy tym. Przetarł zaspane oczy przyglądając mi się podejrzliwie.
-Ej kotku wracaj do łóżka.
-Do łóżka chyba sobie ze mnie kpisz- wykrzyczałam .
-Daj spokój wczoraj sama się pchałaś a dzisiaj udajesz świętą-o nie, nie mogłam sobie pozwolić żeby ktokolwiek tak mnie traktował. Teraz zrozumiałam o czym mówił Jai. Wyszłam z pokoju trzaskając drzwiami, miałam dość, dość tego wszystkiego. Najgorsze było to że nie mogłam wrócić do domu, nie chciałam iść do więzienia, nie dała bym sobie tam rady. Usiadłam na ziemi podciągając kolana pod brodę. Błagam niech to wszystko się już skończy. Usłyszałam otwierające się drzwi, zwinęłam się jeszcze bardziej.
-Hej mała co się stało??-usłyszałam głos Jai'a, odruchowo rzuciłam mu się na szyję. Ostrzegał mnie, chciał mnie chronić a ja go nie słuchałam teraz miałam za swoje. Przytulił mnie mocno. Czułam że odkąd mi się zwierzył połączyła nas jakaś specyficzna więź.
-Miałeś rację-wyszeptałam nie rozluźniając uścisku.
-Z czym??
-Luke traktuje mnie jak zwykłą dziwkę-po moich policzkach mimowolnie spłynęły łzy. Jai starł je palcem patrząc mi w oczy.
-Spokojnie-złapał mnie za rękę i zaprowadził do salonu, usiadł na kanapie a ja koło niego.-Posłuchaj Luke z natury nie jest złym człowiekiem, ale często bierze, i to go zmienia po narkotykach robi się agresywny. Mówiłem mu to, tłumaczyłem że narobi sobie przez to problemów, ale sama widzisz że nie chce mnie słuchać.-Odgarnęłam włosy za ucho, analizując wszystkie informacje.
-Nawet jeżeli to prawda i to przez narkotyki tak się zachowuje to niczego nie zmienia, ja nie pozwolę się tak traktować.
Drzwi wejściowe zostały otwarte i do środka weszli James, Skip i Beau w wyśmienitych nastrojach.
-O widzę że ktoś tu już nawiązuje nowe znajomości-głos zielonookiego brzmiał aż nadzwyczaj przyjaźnie co mnie jeszcze bardziej zdziwiło wszyscy nagle zaczęli być dla mnie nad wyraz mili. James rozłożył na stole jakieś plany, wszyscy zebrali się wokół nich, nie chciałam im przeszkadzać, wolałam poprzyglądać się im z oddali.
-Ej mała teraz jesteś jedną z nas, nie powinnaś nam czasem trochę pomóc??-Jai roześmiał się patrząc na mnie. Wstałam i podeszłam do stołu.
-Mogę spróbować ale ostrzegam że nie znam się za bardzo na waszych sprawach.
-Właśnie po to tu jesteś, żebyśmy cię wszystkiego nauczyli. Dobra James jaki jest plan??
-To nie będzie dla nas nadzwyczajnie trudne zadanie. W nocy jest tam tylko dwóch policjantów, podepnę się do systemu i wyłączę kamery i alarmy, Skip będzie mnie osłaniał. Beau i Jai wy zajmiecie się gliniarzami będą tutaj, pokazał palcem miejsce na mapie, Luke jest najlepszym kierowcą więc wyciągnie samochód. Jessica możesz dołączyć do kogo chcesz, tylko postaraj się nie rzucać w oczy bo jesteś teraz poszukiwana.
Spostrzegłam Luke'a schodzącego po schodach, udałam że go nie widzę i skupiłam się na planach leżących przede mną.
-O któż to postanowił nas zaszczycić swoją obecnością-Jai warknął a ja uznałam że sarkazm dodaje mu uroku.
-Zamknij się Jai albo zetrę ci z twarzy ten twój idiotyczny uśmieszek.
Poczułam na biodrach czyjeś dłonie, nie zareagowałam wiedziałam do kogo należą. Przyciągnął mnie do siebie kładąc brodę na moim ramieniu.
-Przepraszam mała i dziękuje za to co dla mnie zrobiłaś- usiłował pocałować moją szyję ale odsunęłam się, ściągając z siebie jego ręce.
-Dobrze, dobrze ale teraz mamy na głowie ważniejsze sprawy- spojrzałam na drugiego bliźniaka który krzątał się po pokoju najprawdopodobniej czegoś szukając.-Jai mogę jechać z tobą??
-Jasne że możesz niech tylko znajdę kluczyki- roześmiał się a ja podeszłam do kanapy podnosząc jedną z poduszek.-Tego szukasz??-Złapał kluczyki i pocałował mój policzek.
-Dzięki jesteś niesamowita.
Zeszliśmy na dół wsiadłam do samochodu Jai'a, chłopak usiadł obok mnie. Wciąż czułam na sobie spojrzenie Luke'a, wiedziałam że stawianie mu się nie jest najlepszym pomysłem, ale ja miałam swoja godność, nie mogłam pozwolić żeby się mną bawił.
-I jak gotowa??
-Sama nie wiem jeszcze nie zdążyłam przyzwyczaić się do mojego nowego życia.
-Myślę że spodoba ci się ta adrenalinka, widzę że masz charakterek, poza tym jesteś pierwszą dziewczyną która postawiła się Luke'owi więc myślę że będziemy się z tobą dobrze bawić.
-Chciałabym też tak myśleć.
Na zewnątrz było już ciemno, spojrzałam na telefon była 23:25, odblokowałam ekran 47 nieodebranych połączeń i 39 sms-ów. Nie miałam ochoty ich odbierać. Jai zahamował gwałtownie przez co omal nie wylądowałam na szybie. Spojrzałam na niego groźnym wzrokiem.
-Jesteśmy na miejscu-powiedział pogodnie.
-Kiedyś za to oberwiesz-wysiadłam z samochodu, znajdowaliśmy się najprawdopodobniej na obrzeżach miasta przed policyjnym parkingiem.
Usiadłam na masce, na resztę ekipy nie trzeba było długo czekać. James stanął przed drzwiami wpisując kod, ku mojemu zdziwieniu był poprawny. Muszę kiedyś z nim porozmawiać o tych jego sztuczkach. Weszliśmy do środka, trzymałam się jak najbliżej Jai'a. Daniel wyłamał zamek stając na czatach, czyli pierwsza część planu za nami. Nie jest źle nie wiedziałam że tak łatwo pójdzie. Ktoś złapał mnie od tyłu zakrywając usta, zaczęłam się wyrywać ale był silniejszy.
-Uspokój się bo nas nakryją-usłyszałam głos Luke'a, wykonałam jego polecenie, wiedziałam że tylko wtedy mnie puści. Podziałało.
-Zgłupiałeś??
-Pójdziesz ze mną.
-Niby czemu mam z tobą pójść??
-Nie dyskutuj ze mną- złapał mnie za ramię ściskając coraz mocniej. Szłam za nim coraz poważniej zastanawiając się nad tym czy nie wziąć pistoletu i nie strzelić do niego. Zaczynał mnie denerwować, nie byłam jego własnością. Dostaliśmy znak od Jai'a że możemy wkraczać do akcji. Wsiedliśmy do samochodu który o dziwo miał już całe opony. Wyjechanie na ulicę nie stanowiło dla Luke'a problemu pomimo licznych przeszkód na drodze, może faktycznie był najlepszym kierowcą.