niedziela, 26 października 2014

Rozdział 9

Kierowaliśmy się w stronę domu. Luke złapał moją rękę splatając nasze palce. Byłam szczęśliwa że w końcu wszystko było jasne. Czułam coś do niego nie potrafiłam do końca wytłumaczyć co, chciałam po prostu przy nim być, chciałam czuć przy sobie jego obecność. Mimo wszystko wciąż męczyła mnie jedna myśl, nie umiałam zapomnieć o tym że jest mordercą. Musiałam znać prawdę.
-Wiesz co?? Kiedy byliśmy na policji pokazali mi zdjęcia osób które rzekomo zabiliście. To prawda?? Ja chce, ja muszę to wiedzieć.
Poczułam jak jego ciało się spina.
-Skoro chcesz to powiem. Jestem mordercą, zabijałem ludzi- jego głos nie wyrażał zupełnie żadnych uczuć. Wyrwałam rękę z jego uścisku. Najgorsze nie było to że się przyznał, ale to jakie miał do tego podejście. Usłyszałam pisk opon i samochód zatrzymał się na środku drogi, jadący za nami zaczęli pipczeć. Złapał moją twarz w dłonie zmuszając do spojrzenia mu w oczy.
-Spokojnie nie zabijam przypadkowych osób na ulicy, do tej pory zabiłem cztery osoby. Wszyscy zagrażali mi, albo komuś z mojej ekipy, w takich sytuacjach nie liczą się konsekwencje tylko to żeby chronić tych na których ci zależy. Wierzysz mi??
-Sama nie wiem. Nie wiem już w co mam wierzyć.
Zbliżył się do mnie i delikatnie pocałował.
-Zaufaj mi, nie skrzywdzę cię przysięgam.
-Wierzę ci. Może zgłupiałam już do reszty ale ci wierzę.
Pocałował mnie kolejny raz ale tym razem bardziej namiętnie, przez moje ciało przeszły ciarki. Popatrzyłam na sznur aut stający za nami. Zaśmiałam się a Luke mi zawtórował.
-Myślę że powinniśmy już jechać.
-Skoro tak uważasz.
Resztę drogi przebyliśmy w zupełnym milczeniu, cały czas trzymając się za ręce. Nie umiałam przestać się uśmiechać. Weszliśmy do domu w którym o dziwo panowała zupełna cisza.
-Co jest przecież mieli być w domu- wyciągnął broń, kierując się w stronę salonu trzymał ją przed sobą. Wszedł do pokoju i opuścił pistolet, uznałam to za znak i weszłam do środka. To co zobaczyłam zupełnie mnie zamurowało na kanapie siedział Jai obejmując ramieniem jasnowłosą dziewczynę która chowała twarz w dłoniach. Od razu ją poznałam, to ona była na tym zdjęciu, to ona postrzeliła Jai'a. Wszyscy stali wokół nich jakby na coś czekając.
-Co ona tu robi??- Luke wycedził przez zęby.
-Uspokój się ona nie jest groźna- odpowiedział młodszy bliźniak.
-Ostatnio też nie była groźna, w ogóle od kiedy to jesteście z nią w tak dobrych stosunkach.
James podszedł do niego i przykładając rękę do jego ramienia pokazał żeby wyszli. Postanowiłam pójść z nimi, wolałam mieć Luke'a na oku, wiedziałam że lepiej będzie jeżeli trochę się uspokoi. Weszliśmy do kuchni.
-James o co do cholery w tym wszystkim chodzi??
-Przyszła tu dzisiaj rano cała zapłakana i opowiedziała dość ciekawą historyjkę.
-Niby jaką?? -warknął Luke przemierzając w zdenerwowaniu pomieszczenie. Usiadłam na blacie nie chcąc wchodzić mu w drogę.
-Uważa że Chris ją bił i zmuszał do tego żeby z nim była a kiedy powiedziała mu że zakochała się w Jai'u wyrzucił ją na ulicę.
-I wy jej w to wierzycie??
-Wygląda na to że mówi prawdę.
-Dobra niech wam będzie tylko muszę porozmawiać z tym tłumanem żeby kolejny raz się w nią tak nie wkręcił.
Zeskoczyłam z blatu łapiąc Luke'a za rękę, spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem.
-Lepiej będzie jeśli ja z nim porozmawiam
-Nawet nie wiesz co ona mu zrobiła.
-Wiem opowiedział mi o tym.
Jego źrenice zrobiły się jeszcze większe niż zwykle.
-Opowiedział ci o tym jak go postrzeliła??
-Dlaczego tak cie to dziwi??
-Do tej pory tylko nasza piątka o tym wiedziała, mieliśmy nie wtajemniczać w to nikogo z zewnątrz.
Zbliżyłam się do niego i delikatnie pocałowałam.
-Tylko że ja nie jestem już kimś z zewnątrz.
Nie czekając na jego odpowiedź ruszyłam w stronę salonu, miałam teraz jeden cel wybić z głowy mojego przyjaciela dziewczynę która może być dla niego zagrożeniem. Zdziwiło mnie to co powiedział Luke, nie podejrzewałam że on nikomu tego nie mówił, ale to dużo dla mnie znaczyło on mi ufał a ja nie mogłam go teraz zawieść.
-Jai musimy porozmawiać- stanęłam przy drzwiach wyjściowych czekając aż do mnie dołączy.
-Jestem zajęty.
-Ale to ważne nie może czekać.
Przewrócił oczami i wstał z kanapy na której wciąż siedziała blondynka. Rozglądnęłam się upewniając że nikt nas nie podsłuchuje.
-Jai martwię się o ciebie.
-Niby czemu??
-Martwię się że ona namiesza ci w głowie pamiętaj że już raz cię skrzywdziła tacy ludzie się nie zmieniają.
-Wszyscy traktujecie mnie jak jakiegoś niedorozwiniętego dzieciaka wiem co robię i wiem komu mam wierzyć dajcie sobie w końcu spokój.
-Po prostu się o ciebie martwimy nie chcemy żebyś cierpiał.
-Posłuchaj mnie jeżeli dwoje ludzi jest sobie przeznaczonych to prędzej czy później się spotkają i będą razem niezależnie od tego co inni myślą na ten temat. Teraz mówisz mi że powinienem uważać a sama uległaś Luke'owi chociaż mówiłem ci że on tylko gra. Nikt nie jest w stanie stanąć na drodze prawdziwej miłości. Nie martwcie się o mnie będę na siebie uważał, kocham Nathalię i będę z nią czy wam się to podoba czy nie.
Wrócił do domu trzaskając za sobą drzwiami. Miał rację chciałam go pouczać a tymczasem sama nie słuchałam jego rad. On przecież znał Luke'a lepiej niż ktokolwiek inny, nie mogłam teraz o tym myśleć, nie miałam na to siły. Ktoś objął mnie od tyłu, poczułam zapach perfum Luke'a, wtuliłam się w niego.
-I jak udało ci się go przekonać??
-Nie, nie ma szans, on ją kocha.
-Trudno zobaczymy jak będzie, on w końcu przekona się że ona tylko kombinuje.
-Nie ufam jej.
-Nie martw się wszyscy będziemy ją mieć na oku.
Odsunął moje włosy delikatnie dotykając wargami mojego karku. Uśmiechnęłam się przykładając dłoń do jego policzka.
-Wiesz co chyba będziemy mieć jeszcze jeden problem.
-Jaki??
Popatrzyłam na swoje ubranie które całe skropione było krwią, najwyraźniej stałam za blisko blondyna kiedy Jai do niego strzelał.
-Chciałabym się przebrać -zmarszczyłam nos.-Ale nie mam tutaj żadnych ubrań.
Roześmiał się kierując w stronę garażu.
-Chodź załatwimy to.
Wsiedliśmy do samochodu.
-Co niby masz zamiar zrobić??-bałam się jego kolejnych pomysłów w końcu niczego nie mógł zrobić tak jak inni.
-Spokojnie pojedziemy do twojego domu spakujesz najpotrzebniejsze rzeczy i wrócimy. A co myślałaś że będziemy napadać na sklep w biały dzień??- roześmiał się patrząc mi w oczy.
-Przy tobie nigdy nic nie wiadomo-pocałowałam go w policzek. Złapałam jego rękę splatając nasze palce.
-Twoich rodziców teraz nie będzie prawda??
-Myślę że tak o tej porze powinni być w pracy mama wraca o 16 więc powinniśmy zdążyć.
Zajechaliśmy na podjazd przed mój dom, dopiero kiedy stanęłam przed drzwiami zdałam sobie sprawę że nie mam kluczy. Odwróciłam się w stronę Luke'a parząc na niego błagalnym wzrokiem.
-Oj mój biedaku -odsunął mnie na bok podchodząc do drzwi z pistoletem w ręce. Złapałam go w ostatnim momencie.
-Zgłupiałeś?? Nie rób tego mamy alarm.
-Przecież znasz kod.
Odsunęłam się zdając sobie sprawę że miał rację, no cóż jeszcze nie miałam doświadczenia we włamaniach wiec może po prostu pozwolę mu działać. Usłyszałam strzał Luke wszedł do środka, w całym domu rozległ się alarm, usiłowałam go wyłączyć ale kod nie pasował.
-Szybko mamy tylko kilka sekund zanim przyjedzie policja.
Wbiegłam na piętro złapałam torbę i zaczęłam pakować do niej najpotrzebniejsze rzeczy. Chłopak stanął przed drzwiami balkonowymi.
-Posłuchaj mnie zeskoczę na dół ty się spakuj i zrób to samo co ja.
-O nie, nie ma mowy nie wyskoczę.
Podszedł do mnie łapiąc w dłonie moją twarz.
-Zaufaj mi złapię cię.
Popatrzyłam w jego oczy w których kolejny raz zobaczyłam iskierki.
-Dobrze niech będzie.
Pocałował mnie namiętnie. Wróciłam do pakowania kątem oka widząc jak wyskakuje z balkonu.
-Kto tam jest??-usłyszałam z dołu głos ojca, więc najwyższy czas się zbierać. Zarzuciłam torbę na ramię wychodząc na balkon, właśnie w tym momencie do mojego pokoju wszedł mężczyzna.
-Jessica co ty tu robisz, i jak ty wyglądasz- spojrzałam za siebie, na dole stał Luke z rozłożonymi rękami. Nie zastanawiając się długo skoczyłam zamykając oczy, chłopak ugiął kolana łapiąc równowagę.
-Spokojnie możesz już otworzyć oczy-wykonałam jego polecenie spoglądając na jego rozbawioną twarz.

2 komentarze: