niedziela, 21 grudnia 2014

Rozdział 17

Obudziłam się z potwornym bólem głowy, usiłowałam otworzyć oczy, ale powieki wydawały się być jakby sklejone, przetarłam je dłonią i powoli uchyliłam. Oślepiło mnie jasne światło świetlówek przez które niewiele dało się dostrzec. Usiadłam na łóżku i od razu tego pożałowałam, pulsujący ból w głowie jedynie się nasili. Zignorowałam go przypominając sobie po co tu jestem, mieliśmy plan i musiałam go przestrzegać. Spojrzałam na swoją rękę, no jasne od razu mogłam się domyśleć o co chodzi, faszerowali mnie jakimiś lekami, bez dłuższego namysłu szarpnęłam wenflon. Zabolało. Zacisnęłam zęby przyciskając dwa palce do krwawiącego miejsca. Wstałam z łóżka kierując się w stronę drzwi. Musiałam wymknąć się stąd niezauważona, nie było to trudne ponieważ na korytarzu nie było nawet żywej duszy. Przypomniałam sobie wskazówki Luke'a trzecie drzwi po prawej powinny prowadzić do pokoju pielęgniarek, stanęłam przed nimi, ze środka dobiegały odgłosy rozmów i cichych śmiechów, musiałam improwizować aby je stamtąd wyciągnąć. Weszłam do pierwszej lepszej sali, na łóżku leżał starszy nieprzytomny mężczyzna. Bingo. Pomyślałam i odłączyłam od prądu całą aparaturę, w pomieszczeniu od razu rozległ się alarm. Stanęłam pod ścianą, kiedy drzwi zostały otwarte byłam skryta za nimi, trzy pielęgniarki stanęły przy łóżku pacjenta usiłując zrozumieć co się stało. Korzystając z zamieszania wyszłam na korytarz, pokój pielęgniarek był pusty, otworzyłam pierwszą szafkę z brzegu lekarstwa, igły, strzykawki, nie o to mi chodziło. Kolejny traf okazał się celny złapałam jeden z fartuchów pielęgniarek i pośpiesznie naciągnęłam na siebie, związałam włosy w wysoki kucyk i jakby nigdy nic opuściłam pomieszczenie. Wyjęłam telefon i wybrałam numer Luke'a odebrał niemal natychmiast.
-Co z tobą i gdzie jesteś?? -był zdenerwowany, ale też po części zmartwiony przynajmniej tak mi się wydawało.
-Spokojnie nic mi nie jest, po prostu dali mi jakieś świństwo i zasnęłam, wszystko idzie po naszej myśli jestem gotowa do drugiej części planu. A tak właściwie udało ci się wyciągnąć Beau??
-Jasne wszystko jest w porządku czekamy na parkingu na ciebie i Jai'a- westchnął ciężko. -Tylko uważaj na siebie kochanie-dodał ciszej. Mimowolnie uśmiechnęłam się sama do siebie, uwielbiałam kiedy był taki opiekuńczy. Rozłączyłam się i włożyłam telefon do kieszeni. Wzięłam wózek stojący na korytarzu i przyspieszyłam tempo, niebawem ktoś miał spostrzec nieobecność Beau a wtedy będzie tu policja. Nie mieliśmy zbyt dużo czasu, a ja byłam niedoświadczona w takich akcjach, to nie wróżyło nic dobrego. Weszłam do pokoju zamykając za sobą drzwi.
-Nareszcie jesteś dlaczego tak długo?? Zaczynałem się już martwić-usłyszałam głos przyjaciela.
-Wystąpiły małe komplikacje, ale już wszystko w porządku-spojrzałam na niego, był już ubrany i gotowy do wyjścia, na szczęście Luke przyszedł do niego rano i pomógł mu się ubrać, bo teraz, w pośpiechu byłby z tym nie mały problem. Pomogłam mu przesiąść się na wózek, dobrze że był silnym mężczyzną bo sama nie dała bym rady go podnieść. Wyjechaliśmy na korytarz, naciągnęłam mu kaptur na głowę, a sama starałam się nie patrzeć na nikogo. Brakowało tylko tego żeby ktoś teraz nas rozpoznał i cały nasz wysiłek poszedłby na marne. W końcu jednak szczęście nam dopisało, opuszczając budynek szpitala odetchnęłam z ulgą, jednak nie był to jeszcze koniec.
-Tutaj są, to oni-usłyszałam za sobą kobiecy krzyk, momentalnie się odwróciłam sprawdzając o co chodzi, zobaczyłam pielęgniarkę pokazującą prosto na nas, dołączyło do niej dwóch ochroniarzy z pistoletami w dłoniach. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe, musiałam podjąć decyzję która być może miała zdecydować o moim życiu lub śmierci. Od mojego celu dzieliło mnie góra kilkanaście metrów, drzwi czarnej furgonetki otwarły się i ze środka wysiadł Luke jego zatroskana mina pomogła mi zdecydować, puściłam się biegiem w jego stronę. Wyciągnął broń i wymierzył ją prosto w stronę mężczyzn, którzy dokładnie w tym momencie zaczęli strzelać. Droga do samochodu była najdłuższymi kilkoma sekundami mojego życia, wydawało mi się że wszystko zwolniło do tego stopnia że mogłam zobaczyć trajektorię lotu kul, potrafiłam zapamiętać dokładnie każdy szczegół, oczy Luka beznamiętnie wpatrzone w cel, bezradność Jai'a który przykuty do wózka nie mógł pomóc bratu, moje roztrzęsione ręce, zupełnie jakby mój mózg miał nagle większą pojemność. Wreszcie znalazłam się przy samochodzie, Beau otworzył drzwi i pomógł mi wciągnąć Jai'a do środka, wśliznęłam się na miejsce pasażera.
-Luke wsiadaj- krzyknęłam, chcąc mieć go jak najszybciej przy sobie. Wiedziałam że nie jestem w stanie zapewnić mu bezpieczeństwa, ale czułam się pewniej mając go bliżej siebie. O dziwo wykonał moje polecenie bez słowa. Podał mi broń przenikając mnie doszczętnie swoim spojrzeniem.
-Wiesz co masz robić prawda??-pokiwałam tylko głową i wymierzyłam w tylna szybę której ku mojemu zdziwieniu nie było, jedynie szkło rozsypane po wnętrzu samochodu symbolizowało że kiedyś była ona na swoim miejscu. Jai i Beau położyli się na siedzeniu usiłując uniknąć postrzelenia. Samochód ruszył z piskiem opon a ja zaczęłam strzelać, na początku na oślep, dopiero po pewnym czasie zaczęłam lepiej celować, przynajmniej tak mi się wydawało, ale mimo wszystko żadna z moich kul nie trafiała do celu. Wyjechaliśmy na ulice ale Luke wcale nie miał zamiaru zwalniać tempa, właściwie to go rozumiałam zaraz miała się tu pojawić policja, lepiej żebyśmy byli wtedy jak najdalej stąd. Usiadłam z powrotem w fotelu odkładając broń.
-Wszyscy cali??-spokój w głosie Luke'a doprowadzał mnie do szału, jak można w takiej sytuacji być tak opanowanym?? Najwyraźniej musiałam się jeszcze wiele nauczyć.
-Tak-Beau skwitował krótko, najwyraźniej nie był w nastroju do rozmowy, pewnie był zły na brata, że przez jego naiwność wszyscy mogli zginąć.
-Ja też, tylko wiecie co mogliście być bardziej delikatni- Jai jak zawsze musiał wyskoczyć z żartem w swoim typie, czy on naprawdę nie widział że zamiast zabawny jest irytujący.
-Następnym razem braciszku zostawimy cię na pastwę piesków może wtedy docenisz, że ktoś dla ciebie ryzykuje życie-starszy bliźniak ostudził jego entuzjazm. Przewrócił oczami i złapał się za żebra zaciskając zęby.
-Boli cię??-zapytałam najłagodniej jak tylko dałam radę.
-Trochę, ale da się przeżyć- uśmiechnął się blado wciąż dociskając rękę do bolącego  miejsca.
-Jak wrócimy do domu zmienię ci opatrunek, może to...-nie skończyłam bo Luke szarpnął mnie za ramię odwracając w swoją stronę. Jego oczy pierwszy raz od dawna zrobiły się niemal czarne, to był zły znak.
-Ał, to boli-usiłowałam wyrwać rękę z jego żelaznego uścisku, ale moje starania poszły na marne.
-Nie będziesz mu niczego zmieniać-wycedził przez zęby, znowu zaczęłam się go bać już dawno tak się nie zachowywał, ostatni tydzień był idealny, więc dlaczego wrócił do tego co było wcześniej. Nawet na sekundę nie popatrzył na drogę, rozumiałam że jest dobrym kierowcą ale to była już przesada.
-Patrz na drogę-nie umiałam ukryć tego że byłam zdenerwowana.
-Nie będziesz mi mówić co mam robić- nienawiść w  jego głosie była tak wyraźna, że po moich plecach przeszły ciarki.
-Luke puść ją-mój przyjaciel stanął po mojej stronie. Posłuchał go, puścił mnie, ale do końca drogi nie odezwał się już ani słowem. Kiedy dojechaliśmy do domu, wysiadł z samochodu trzaskając drzwiami. Nie miałam zamiaru za nim iść, to on musiał mnie przeprosić naskoczył na mnie bez powodu, wiedziałam że jak trochę ochłonie to do mnie przyjdzie.
-Beau pomógł byś mi zaprowadzić Jai'a do łóżka??
-Jasne-odpowiedział, ale widziałam że robi to niechętnie. Chwyciliśmy Jai'a z obu stron i powoli krok po kroku doprowadziliśmy do jego łóżka. Beau wychodząc z pokoju zamknął za sobą drzwi.
-On wciąż jest na mnie wściekły-westchnął ciężko układając się wygodniej.
-Właśnie widzę, ale nie rozumiem dlaczego przecież to ty zostałeś poważniej ranny dostałeś nauczkę, więc o co mu chodzi??
-Dokładnie o to-uniosłam jedną brew nie do końca rozumiejąc o co chodzi. Z jego pomocą pozbyłam się jego koszulki.-Nie jest zły dlatego, że naraziłem jego, tylko dlatego że naraziłem siebie-zdjęłam stary opatrunek, a do rany przyłożyłam wacik nasączony płynem dezynfekującym. Zacisnął zęby i zmarszczył czoło, na chwilę zatrzymując powietrze w płucach.
-Przepraszam- westchnęłam.-Jest wobec ciebie nadopiekuńczy??
-Nie tylko wobec mnie, wobec nas obu, jest z nas najstarszy i traktuje nas jak ojciec którego nigdy nie mieliśmy- zdekoncentrowałam się na chwilę, jak to nie mieli ojca i dlaczego ja o niczym nie wiedziałam?? Jai zauważył najwyraźniej moje zamyślenie. -Luke o niczym ci nie powiedział prawda??-nie miałam ochoty kłamać.
-Jakoś nie wspomniał.
-U niego to normalne rzadko wraca do naszego dzieciństwa, może to dlatego że nawet nie pamiętamy ojca zostawił nas kiedy biliśmy małymi dziećmi.
-Przykro mi- odpowiedziałam szczerze.
-Nie musi ci być przykro jakoś wyrośliśmy na prawdziwych mężczyzn w przeciwieństwie do niego.
Drzwi pokoju otwarły się z impetem i stanął w nich Beau.
-Nie będę wam za długo przeszkadzać, chciałem tylko powiedzieć że ja i Luke organizujemy małą imprezę, jak skończycie i będziecie mieć ochotę dołączyć to zapraszam.
Zanim zdążyliśmy cokolwiek odpowiedzieć już go nie było.
-Teraz ty odpowiedz mi na jedno pytanie-spojrzałam na niego podejrzliwym wzrokiem, przykładając do rany nowy opatrunek.-Tylko szczerze.
-No dobrze-starałam się zachować spokój, ale nie wiem czemu zaczynałam się denerwować.
-Dlaczego jesteś z Luke'iem?? Dlaczego taka dziewczyna jak ty, z dobrego domu, chodząca do dobrej szkoły, mająca wielkie perspektywy na przyszłość, chcesz być z kimś przez kogo możesz to wszystko stracić. On cię zdradził, spał z moją dziewczyną, nie rozumiem dlaczego pozwalasz się tak traktować.-
Na chwilę pogrążyłam się w myślach, właściwie sama nie znałam odpowiedzi na to pytanie, dlatego nigdy go sobie nie zadawałam.
-W zasadzie to sama nie wiem dlaczego tak jest, czuje jakby ciągnęło mnie do niego coś czemu nie jestem się w stanie oprzeć. Masz racje moje dotychczasowe życie z perspektywy kogoś innego wydawało się idealne, bogaci rodzice, najlepsza szkoła, piękny dom, ale ja czułam się jak w więzieniu, sama nie miałam władzy nad swoim życiem, zawsze to ktoś inny decydował co będzie dla mnie najlepsze. Kiedy poznałam Luke'a pokazał mi że może być inaczej, że to ode mnie zależy mój los, pokazał mi inny świat w którym się zakochałam, tak samo jak w nim.-Na moich ustach mimowolnie pojawił się uśmiech. -Ja wierzę w to że on się zmieni, wierzę w to że dla mnie przestanie brać.
Z parteru zaczęła dobiegać głośna muzyka domyśliłam się że pewnie impreza którą organizowali Luke i Beau już się zaczęła, nie miałam ochoty w niej uczestniczyć Luke nie przeprosił mnie jeszcze za swoje zachowanie, więc nie miałam zamiaru wpraszać się w jego towarzystwo. Po chwili ciszy Jai w końcu zabrał głos.
-Mam wielką nadzieję, że wam się uda, on traktuje cię inaczej niż wszystkie swoje poprzednie dziewczyny, myślę że masz wielką szansę go zmienić-przerwał na chwilę.- Zdziwiło mnie to jak bardzo jemu na tobie zależy, to właśnie dlatego jest tak zazdrosny boi się że wybierzesz kogoś innego, lepszego od niego.
-To przecież bzdura- zaprotestowałam.
-Ja to wiem i ty to wiesz, a teraz może lepiej tam idź, bezpieczniej będzie jeśli go przypilnujesz. Ale pierwsze chodź tu siostrzyczko- rozłożył szeroko ramiona w zapraszającym geście.
-Siostrzyczko??-spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
-No wiesz jesteś teraz z moim bratem, więc tak po części to jesteś moją siostrą.
Bez dłuższego namysłu wtuliłam się w niego, jego silne ramiona objęły moje ciało. Przez moment zapomniałam gdzie się znajduję.
-Dobrze leć już-ocknęłam się słysząc jego głos. Wykonałam jego polecenie, teraz musiałam znaleźć Luke'a, wciąż byłam na niego zła, ale mieliśmy sobie do wytłumaczenia kilka spraw. Przede wszystkim to dlaczego nie powiedział mi, że wychowywał się bez ojca. Skoro mieliśmy tworzyć jakikolwiek związek powinniśmy zbudować go na szczerości. Schodząc po schodach zobaczyłam tłum ludzi wypełniający niemal cały parter, jedni tańczyli, inni sączyli drinki rozmawiając, niestety nigdzie nie mogłam wypatrzeć  mojej zguby. Przepchnęłam się w stronę kuchni, stanęłam w drzwiach i świat zawirował przed moimi oczami, miałam nadzieję że mam halucynacje, że mój mózg po prostu płata mi figle. Wszystko tylko nie kolejny raz to. Luke całował ciemnowłosą dziewczynę siedzącą na blacie, zaplatała się na nim pilnując by był jak najbliżej niej, byli sobą tak zafascynowani,że nawet nie zauważyli mojej obecności. To był koniec, koniec wszystkiego i doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. Kierując się w stronę garażu złapałam którekolwiek kluczyki, odezwało się srebrne volvo. Wsiadłam  do środka i ruszyłam z piskiem opon. Tym razem nie chciało mi się już płakać, byłam po prostu na siebie zła, byłam zła, że okazało się że jestem tak naiwna, myślałam że mogę go zmienić, że będzie tylko mój a tymczasem to ja byłam dla niego jedną z wielu. Jak mogłam być tak głupia.
Ktoś z tyłu uderzył w mój samochód, szarpnęłam kierownicą żeby nie wypaść z drogi. Czarne audi znalazło się przy moim boku i ponowiło atak, tym razem moje starania poszły na marne, straciłam panowanie nad autem i znalazłam się poza drogą. Dwóch mężczyzn wysiadło z samochodu mierząc do mnie z pistoletów.
-Wysiadaj i żadnych pochopnych ruchów bo rozwalę ci łeb.
Nie miałam ochoty na drażnienie ich, wykonałam ich polecenie przeklinając w myślach to że nie mam przy sobie broni. Poczułam uderzenie w tył głowy i odpłynęłam w krainę snów.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
A teraz kilka ogłoszeń parafialnych:
Po pierwsze dziękuję za coraz większą liczbę wyświetleń i pozytywnych komentarzy które motywują mnie do dalszej pracy.
Po drugie niestety na okres świąt będę musiała zawiesić bloga, mój tata właśnie wrócił z Francji, mam nadzieję że zrozumiecie. Postaram się wrócić do pisania jak najszybciej się da.
Kocham was ;*

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Rozdział 16

Pierwszy raz od dłuższego czasu miałam chwilę na to żeby wszystko spokojnie przemyśleć, aby znaleźć wszystkie za i przeciw. Zdawałam sobie sprawę z tego że nie ważne ile by było tych przeciw i tak nie potrafiła bym tego przerwać, to było jak uzależnienie, jak coś co odbierało mi życie ale nie potrafiłam też żyć bez tego. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że czułam się najszczęśliwszą kobietą na świecie. Drzwi sali otworzyły się, stanął w nich Luke z poważną miną. Coś się stało, musiało się coś stać.
-I co, dogadaliście się??-pokiwał przecząco głową, po czym szeroko się uśmiechnął, uderzyłam go w ramie. -No  wiesz jak możesz mnie tak straszyć-złapał mnie za biodra i przyciągnął do siebie.
-Mówiłem ci już kiedyś że jesteś moim aniołem- zmarszczyłam brwi nie do końca rozumiejąc o co mu chodzi.- Gdyby nie ty pewnie nigdy bym się z nim nie pogodzili- złożył delikatny pocałunek na moich ustach, była to z jego strony forma podziękowania.- Jak ty to robisz??
-Mam swoje sposoby- puściłam mu oczko, wyplątując się z jego objęć, ruszyłam przed siebie nie zwracając uwagi na to czy idzie za mną, kiedy stałam już na końcu korytarza postanowiłam sprawdzić dlaczego jeszcze do mnie nie dołączył. Stał jak posąg w miejscu w którym go zostawiłam wpatrując się tempo w ziemię.
-Ej mieliśmy wracać do domu prawda??-na jego ustach zagościł złośliwy uśmieszek, jakby wiedział coś czego mi nie było dane wiedzieć. Teraz to ja pogrążyłam się w myślach. Do rzeczywistości wróciłam dopiero kiedy dojechaliśmy do domu, zatrzymał się przed wjazdem do garażu.
-Idź do domu, ja zaparkuje samochód i zaraz do ciebie dołączę.-Zmarszczyłam brwi przyglądając mu się podejrzliwie, nie wiedzieć czemu miałam przeczucie że coś przede mną ukrywa. Spostrzegł moje zmieszanie i zbliżył się do mnie na tyle że dokładnie czułam na wargach jego oddech. -Spokojnie, wszystko będzie dobrze, obiecuje ci że niczego nie wezmę- dopiero kiedy o tym wspomniał zdałam sobie sprawę że właśnie tego się bałam, bałam się tego kiedy mnie zostawiał bo zawsze wracał inny, odmieniony, jakby był zupełnie inną osobą, nie chciałam żeby narkotyki zniszczyły to że powoli odzyskiwałam do niego zaufanie. Pocałował mnie delikatnie nieco zmniejszając moje obawy. Dokładnie wiedział co zrobić żebym mu uwierzyła. Wysiadłam z samochodu kierując się w stronę drzwi wejściowych. Chciałam mu wierzyć ale doświadczenie podpowiadało mi coś zupełnie innego, jego nałóg był silniejszy od tego co do mnie czuł, i doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. Weszłam do środka, dom wydawał się zupełnie opustoszały, to dziwne przecież James i Daniel powinni tu być. Stanęłam na środku salonu nasłuchując czy przypadkiem z piętra nie dochodzą żadne odgłosy, ale niczego nie zdołałam usłyszeć. Drzwi prowadzące do garażu otwarły się, nie odwróciłam się dokładnie wiedząc kto przyszedł. Tak naprawdę bałam się, bałam się na niego spojrzeć, jeżeli znowu coś wziął i jego oczy kolejny raz są tak przerażające, po prostu nie miałam odwagi tego sprawdzić. Podszedł do mnie od tyłu i odsunął włosy z mojej szyi, wszystkie mięśnie mojego ciała automatycznie się spięły, zdawałam sobie sprawę że jeżeli jest pod wpływem jakiejś substancji może być agresywny, a wtedy musiała bym się bronić. Poczułam na skórze dotyk czegoś zimnego, zobaczyłam łańcuszek ze złotą przywieszką w kształcie serca, przyglądnęłam się jej uważniej, widniał na niej napis ''Forever''.Wciąż stałam nieruchomo bojąc się że to tylko sen i wystarczy jeden mój ruch żeby znowu zrobił się niebezpieczny.
-To dla ciebie, chce żebyś miała coś co będzie ci zawsze przypominać o tym że cię kocham, o tym że jesteś moją księżniczką i jedną kobietą która się dla mnie w życiu liczy. Obiecaj mi, że nigdy go nie zdejmiesz, że niezależnie od tego co się stanie i jak to wszystko się dalej potoczy będziesz miała go zawsze przy sobie.-Jego spokojny głos był dla mnie jak ukojenie, w końcu mogłam przestać się martwić.
-Obiecuje- wyszeptałam, a jego usta które delikatnie dotknęły mojej szyi, uniemożliwiły mi normalne oddychanie. Jego dłonie delikatnie dotykały mojego brzucha, powoli podciągając koszulkę, złapałam je splatając nasze palce.
-Przestań, a James i Daniel co będzie jeżeli tu wejdą??
-Są w Chicago załatwiają swoje sprawy nie będzie ich jeszcze przynajmniej trzy tygodnie- oderwał się ode mnie jedynie na chwilkę, po moim ciele przeszedł dreszcz kiedy zdałam sobie sprawę że wybił mi z ręki ostatni argument. Właściwie to byłam szczęśliwa, przynajmniej nie mogłam wymyślić kolejnej wymówki żeby nie zrobić tego na co właściwie miałam ochotę. Odwróciłam się i popatrzyłam głęboko w jego czekoladowe oczy w których kolejny raz pojawiły się iskierki. Teraz moja kolej, teraz nadszedł czas żebym to ja powiedziała mu co do niego czuje.
-Kocham cię- wyszeptałam niepewnie usiłując przybrać jak najbardziej naturalny ton głosu. Uśmiechnął się promiennie ukazując swoje idealnie białe zęby.
-Ja ciebie też kocham - nasze usta złączyły się w taki sposób, że zupełnie straciłam oddech. Zdawałam sobie sprawę, że to co robię to głupstwo, że prędzej czy później to wszystko skończy się dla mnie źle, ale liczyła się tylko ta chwila, tylko to że mogłam go mieć tylko dla siebie. Chciałam być jak najbliżej niego, tylko jego bliskość tak na mnie działała, tylko jego dotyk sprawiał że dostawałam gęsiej skórki, tylko jego usta sprawiały że zapominałam jak się oddycha. Ściągnęłam pośpiesznie jego koszulkę nie chcąc żeby dzieliła nas jakakolwiek zbędna bariera, nie pozostał mi dłużny, zanim zdążyłam do końca zrozumieć co się ze mną dzieję, jego zwinne ręce pozbyły się górnej części mojej odzieży. Przyciągnął mnie do siebie mocno, a mój oddech stał się szybszy niż kiedykolwiek, nad czym zupełnie przestałam panować. Zanim dotarliśmy do sypialni, pozbyliśmy się już prawie wszystkich ubrań. Jego łóżko tym razem wydawało się być wygodniejsze niż kiedykolwiek, oparł się na rękach po obu stronach mojej głowy przyglądając mi się uważnie, uniosłam brew nie wiedząc o co mu chodzi.
-Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jaka jesteś piękna- w odpowiedzi wplątałam palce w jego włosy przyciągając go do siebie na tyle, abym mogła go pocałować. Zamknęłam oczy czując jego dłonie delikatnie przemierzające moje ciało, zanurzyłam się w moim własnym prywatnym świecie w którym nie liczyło się nic i nikt oprócz niego.

Obudziłam się wyspana i uśmiechnięta od ucha do ucha co w ostatnim czasie zdarzało się bardzo rzadko, wspomnienie wczorajszej nocy samo wywoływało uśmiech na twarzy. Jednak miejsce obok mnie było puste, wstałam niezdarnie z łóżka i wyciągnęłam z szafy jedną z koszulek Luke'a, założyłam ją na siebie a jej zapach przywołał kolejną falę wspomnień. Czułam jakbym była zupełnie innym człowiekiem, nową osobą dla której liczy się jedynie jej miłość. Zeszłam na dół, przy blacie w kuchni stał mój chłopak, mój książę z bajki. Przygryzłam wargę powstrzymując się od westchnienia na widok jego idealnie wyrzeźbionego ciała,do tej pory zastanawiało mnie jakim cudem ktoś może być tak idealny jak on.  Ta sytuacja przypominała mi kadr z komedii romantycznych gdzie po wspólnie spędzonej nocy mężczyzna przygotowuje śniadanie dla swojej kobiety, kiedy podeszłam bliżej cała iluzja znikła obok talerza z naleśnikami leżał pistolet, no tak przezorny zawsze ubezpieczony. Musiałam przywyknąć do takiej rzeczywistości w końcu zakochałam się w kryminaliście, gdyby ktoś powiedział mi coś takiego trzy tygodnie temu roześmiała bym się mu w twarz, dziś byłam za to najszczęśliwszą kobietą świata.



Od tamtego dnia minął dokładnie tydzień, każdy kolejny dzień wyglądał podobnie: odwiedziny w szpitalu, spędzanie tam niemalże całego dnia, później wracanie do domu gdzie w końcu mieliśmy trochę czasu tylko dla siebie. Dzisiejszy dzień miał wyglądać zupełnie inaczej, Beau czuł się już na tyle dobrze, że jutro miał wyjść ze szpitala, oznaczało to jednak nie małe kłopoty, był osobą poszukiwaną przez policję co oznaczało że skoro tylko poczuje się lepiej zostanie aresztowany. Tak więc dziś musieliśmy wyciągnąć ze szpitala nie tylko jego ale również Jai'a, gdyby został tam sam dostał by zapewne policyjną ochronę co tylko utrudniło by ucieczkę, niestety nie wrócił jeszcze do pełni sił i mógł poruszać się tylko na wózku. Nie mielimy jednak innego wyjścia, dzisiaj był ostatni dzień w którym nasz plan miał prawo się powieść. Zajechaliśmy przed budynek szpitala, Luke zaciskał ręce na kierownicy tak mocno że zbielały mu kostki, denerwował się nie mniej niż ja, pomimo tego że wszystko było dopięte na ostatni guzik. Sięgnął do schowka przy moich nogach i wyciągnął z niego dwie czerwone kapsułki.
-Wiesz co masz robić prawda??-podał mi je do ręki. Podniosłam wzrok usiłując nie pokazać po sobie że też się denerwuję, jego oczy były nadzwyczajnie ciemne, nie lubiłam kiedy nabierały takiego koloru, zazwyczaj nie oznaczało to nic dobrego.
-Jasne że wiem, spokojnie wszystko pójdzie dobrze-sama nie wierzyłam w to co mówię, pocałował mnie namiętnie jak zawsze niwelując tym mój strach.
-Uważaj na siebie-troska w jego głosie była czymś zupełnie nowym.
-Zawsze uważam -wysiadłam z samochodu nie chcąc żeby wyczuł, że jednak się waham.
Plan był jasny i czytelny dokładnie wiedziałam co i kiedy mam zrobić, wchodząc do budynku położyłam na swoim języku obie kapsułki ze sztuczna krwią. Stanęłam na środku korytarza, jedne z drzwi prowadziły do pokoju Beau, moje zadanie polegało na odwróceniu uwagi personelu kiedy Luke go stąd zabierze. Oparłam się o barierkę i zaczęłam ciężko oddychać, pomimo iż nie byłam najlepszą aktorką tym razem musiałam dać z siebie wszystko i nabrać wszystkich. Rozgryzłam jedną kapsułkę z krwią i zaczęłam kaszleć wypluwając na podłogę czerwony płyn, przyłożyłam rękę do klatki piersiowej imitując kłopoty z oddychaniem. Niemal natychmiast przy moim boku pojawiła się pielęgniarka przytrzymując mnie za ramię, zaczęła coś do mnie mówić, ale byłam tak skupiona na odgrywaniu swojej roli że zupełnie nie zwróciłam na to uwagi. Osunęłam się na kolana po czym upadłam na ziemię rozgryzając drugą kapsułkę, zamknęłam oczy a po moim policzku spłynęła cienka stróżka płynu.

niedziela, 7 grudnia 2014

Rozdział 15

Poczułam dotyk czyichś zimnych palców na policzku, niechętnie otworzyłam zaspane oczy.
-Dzień dobry śpiąca królewno-usłyszałam głos mojego przyjaciela, byłam pewna że wciąż śnię.
-Jai obudziłeś się?? -zapytałam zszokowana podnosząc się z łóżka na którym oparta spałam. W moim otoczeniu nic się nie zmieniło, chłopak wciąż leżał na sali szpitalnej podpięty do pikających urządzeń. Nie byłam w stanie stwierdzić ile czasu minęło od kiedy tu weszłam.Właściwie zmieniło się tylko jedno, nie był już nieprzytomny, wpatrywał się we mnie swoim jak zawsze rozbawionym wzrokiem.
-Nie martw się, nie pozbędziecie się mnie tak łatwo.
-Zgłupiałeś??-denerwowało mnie jego lekceważące podejście do tego jak blisko był śmierci.-Nawet nie wiesz jak mnie nastraszyłeś, kiedy leżałeś w kałuży krwi a ona do ciebie mierzyła-do moich oczu mimowolnie napłynęły łzy.-Myślałam że to już koniec -dodałam ciszej.
-Ej, spokojnie nic mi nie jest-spochmurniał nieco, a na jego twarzy pojawił się grymas bólu.
-Właśnie widzę- rzuciłam sarkastycznie, nic nie odpowiedział, leżał z nieobecnym wzrokiem wbitym w sufit.
-Jak ci się udało powstrzymać ją od zabicia mnie- zamarłam ściskając mocniej jego dłoń, nie chciałam mu teraz o tym mówić, nie kiedy mogło mu się od tego pogorszyć. Spojrzał na mnie pytająco. Byłam pewna że już wiedział, wyczytał wszystko z mojej twarzy.
-Przepraszam- wyszeptałam.-Ja naprawdę nie chciałam, to był impuls,musiałam to zrobić, miałam przy sobie broń, nie umiem najlepiej celować , po prostu strzeliłam, ale ja nie chciałam, naprawdę nie chciałam jej zabić.-zaczęłam się chaotycznie tłumaczyć, nie byłam w stanie zapanować nad tonem mojego głosu. Przyciągnął mnie do siebie, przytuliłam się do niego delikatnie uważając aby nie sprawić mu bólu. Zamarłam czują zniewalający zapach jego skóry.
-Spokojnie to nie woja wina-wyszeptał.-To ona, to ona jest wszystkiemu winna- westchnął ciężko, czułam jak jego klatka piersiowa delikatnie się unosi. Przycisnął mnie do siebie mocniej. -Od początku wiedziałaś- przerwał na chwilę.-Od razu wiedziałaś jaka ona jest, powinienem był cię posłuchać, wtedy nie doszło by do tego wszystkiego.-W jego głosie wyczułam jak wielkie ma poczucie winy.
-Przestań tak mówić, byłeś po prostu zakochany. Z miłości robi się różne głupie rzeczy, ale to nie znaczy że masz się obwiniać. Sam widzisz co ja robię przez to że jestem zakochana, mieszanie się w sprawy gangów nie jest najmądrzejsze z mojej strony a mimo wszystko to robię.
-To coś innego, przynajmniej nie narażasz tym innych, a ja, przeze mnie Beau jest ranny-pierwszy raz od dłuższego czasu od warzyłam się spojrzeć na jego twarz, łzy w jego oczach zupełnie zbiły mnie z tropu, nie mogłam znaleźć odpowiednich słów żeby przemówić mu do rozumu.
-Nie możesz się...-zaczęłam ale przerwał mi dźwięk otwieranych drzwi. Odruchowo spojrzałam w ich stronę. Luke wydawał się lekko zszokowany sytuacją którą zastał, właściwie nie dziwiłam się mu to nie wyglądało na zwykłe przyjacielskie stosunki.
-Jessica chodź ze mną idzie tu policja lepiej żeby nas tu nie spotkali-podniosłam się niezdarnie i podążyłam za chłopakiem. Złapał mnie za rękę ciągnąc przez niekończący się gąszcz szpitalnych korytarzy.Wiedziałam że jest zły, ale nie miałam pojęcia dlaczego.
-A co z Jai'em przecież pójdą do niego.
-Spokojnie on wie co ma mówić, poradzi sobie.
Stanęliśmy przed drzwiami do magazynu w którym sprzątaczki chowały swoje przybory. Otworzył drzwi i kazał mi wejść do środka. Posłusznie wykonałam jego polecenie nie chcąc denerwować go jeszcze bardziej. Zamknął nas od środka, zaciskał zęby, robił to zawsze kiedy był wściekły.
-O co chodzi?? Dlaczego jesteś na mnie zły??-starałam się zabrzmieć jak najbardziej naturalnie i łagodnie chociaż wkurzał mnie tym, że robi jeszcze więcej kłopotów wtedy kiedy mamy ich pod dostatkiem.
-O co mi chodzi tak??- mówił cicho, ale w tonie jego głosu było słychać że ledwo nad sobą panuje.- Wydaje mi się że w czymś wam przeszkodziłem wchodząc do sali-nie mogłam w to uwierzyć on naprawdę myślał, że mnie łączy coś z Jai'em, przecież to niedorzeczne.Chciałam coś powiedzieć ale uciszył mnie gestem dłoni. -Wiem że jest ode mnie lepszy zawsze tak było, to on był zawsze tym lepszym dzieckiem, zdolniejszym, grzeczniejszym. Nawet teraz jest ode mnie lepszy potrafi się lepiej kontrolować i nie jest agresywny. Rozumiem dlaczego wolisz jego.-Nie chciałam żeby dłużej tak uważał musiałam mu udowodnić, że się myli, że tylko on jeden się dla mnie liczy. Złapałam za jego koszulkę i przyciągnęłam go do siebie z całej siły, za uwarzyłam że był lekko zdezorientowany moim zachowaniem, ale zignorowałam to wpijając się w jego usta. Teraz byłam już pewna co do niego czuje, byłam pewna że już nigdy z nikim nie poczuje się tak jak z nim, właśnie teraz, nasz związek nie miał należeć do najłatwiejszych ale byłam pewna że jestem w stanie zrezygnować dla niego z całego mojego życia. Jego wargi smakowały niesamowicie, zresztą jak zawsze, był w stanie odebrać mi nimi resztki rozsądku. Przez to jak dotykał mojej skóry dostawałam gęsiej skórki, moje ciało domagało się jedynie jego bliskości, chciałam zapomnieć o całej rzeczywistości i dać się ponieść tej chwili, byłam gotowa pozwolić mu na wszystko. Jednak coś w mojej podświadomości na to nie pozwalało, im bardziej chciałam zagłuszyć ten głos, tym głośniejszy się stawał.
-Luke-wyszeptałam, sama nie wierzyłam sobie, że chce to przerwać. Oderwał się ode mnie i spojrzał mi w oczy.-Nie tutaj i nie teraz proszę. -Przewrócił oczami zagryzając dolną wargę.
-Dlaczego zawsze mi to robisz?? Prowokujesz mnie a później przerywasz w takim momencie.- Zbliżył usta do mojego ucha.-Wiesz że to dla mnie jak tortura -wyszeptał po czym pocałował mnie namiętnie, kiedy zaczęłam odwzajemniać jego pocałunek przerwał go brutalnie. To miałam być dla mnie nauczka, teraz zrozumiałam jak bardzo denerwujące musi być dla niego to, że zawsze mu się wymykam.
Stałam nieruchomo usiłując dojść do siebie, Luke otworzył drzwi i rozejrzał się po korytarzu.
-No dobrze droga wolna możemy iść-nie czekając na moją odpowiedź złapał mnie za rękę, dotarliśmy na miejsce, miał rację w pobliżu nie było widać żadnych policjantów. Oparł mnie o drzwi, uśmiech ani na chwilę nie schodził z jego twarzy.
-Idź tam pożegnaj się z nim, bo jedziemy do domu.
-Nie boisz się mnie tam samej wpuszczać??-zapytałam uśmiechając się zalotnie.
-Nie nie boję a wiesz dlaczego??- kolejny raz złączył nasze usta w namiętnym pocałunku, odbierając mi trzeźwe myślenie. -Bo jesteś moja i tylko moja.
Otworzył drzwi, weszłam do środka ledwo zdając sobie sprawę z tego co się wokół mnie dzieje. Ocknęłam się dopiero widząc Jai'a. Usiadłam na krześle stojącym przy łóżku.
-I jak lepiej ci już- zapytałam z troską w głosie.
-Tak była tu policja ale ich spławiłem powinni dać nam spokój przynajmniej na razie. -Byłam szczęśliwa że jest mu lepiej, ale męczyła mnie jeszcze jedna sprawa, powinien pogodzić się ze swoim bratem.
-Luke czeka za korytarzu-zaczęłam niepewnie.- Myślę, że powinniście ze sobą porozmawiać.-Odwrócił głowę wbijając wzrok w okno.
-A ja myślę że nie mam o czym z nim rozmawiać- westchnęłam ciężko.
-Posłuchaj mnie masz prawo zrobić co zechcesz ale to twój brat, powinniście się pogodzić. Chyba nie pozwolisz na to żeby ona was poróżniła. Ja dałam radę mu wybaczyć, chociaż myślałam, że nigdy do tego nie dojdzie, ty też powinieneś spróbować.-Widziałam że jego upór się łamie, nie był już tak pewny swego i właśnie o to mi chodziło. Wyszłam z sali, na korytarzu czekał już na mnie Luke, wstał kiedy usłyszał otwierające się drzwi.
-Myślę że powinieneś do niego wejść, musicie sobie wyjaśnić kilka rzeczy- wszedł do środka nie odzywając się do mnie ani słowem. Usiadłam na krzesełku, z niecierpliwością czekając na ponowne otwarcie się drzwi.