czwartek, 11 lutego 2016

Rozdział 46

Czytasz= skomentuj (z góry dziękuje;*)

Musiałam przyznać że nasze małżeństwo nie było stereotypowe, no dobrze trwało dopiero dwa miesiące i dwanaście dni, ale jak na razie nie przejawialiśmy żadnych objawów zmieniania się w typowe kłótliwe małżeństwo które z czasem coraz bardziej nienawidzi siebie nawzajem. Chyba za bardzo usiłowałam porównywać nasz związek z małżeństwem moich rodziców, zawsze uważałam że oni nie byli odpowiednio dobrani, skoro nie potrafili nawet ze sobą rozmawiać. My byliśmy inni, zupełnie inni spędzaliśmy razem tyle czasu ile tylko się dało i wciąż nie mogliśmy się sobą nacieszyć, może to kwestia tych straconych kilku miesięcy, teraz po prostu chcieliśmy nadrobić stracony czas. Ale szczerze mówiąc sama wątpiłam w ten scenariusz nie wierzyłam w to że kiedykolwiek będziemy zupełnie zaspokojeni swoją bliskością, taki moment miał chyba nigdy nie nadejść. Chociaż będziemy musieli się rozstać, i to dużo szybciej niż bym tego chciała. Stop. Koniec. Nie pozwolę na to żeby przyszłość na którą nie mam wpływy niszczyła mi najpiękniejsze momenty.
Usadowiłam się między nogami Luke'a kładąc sobie miskę z popcornem na kolanach, objął mnie ramionami i przyciągnął do siebie tak żebym oparła się o jego tors. Położyłam głowę na jego ramieniu i przyglądnęłam się złośliwemu uśmieszkowi który gościł na jego twarzy.
-To na czym skończyliśmy?- zapytałam, chociaż doskonale wiedziałam o czym rozmawialiśmy.
-Na tym że nasza córeczka będzie się nazywała Charlotte a w skrócie Charlie.
Wzięłam garść popcornu i włożyłam mu ją siłą do ust, chciałam żeby chociaż na chwilę się zamknął, czasami po prostu niemiłosiernie działał mi na nerwy.
-Nie ma szans, chcesz wpędzić nasze maleństwo w kompleksy?? Nie pozwolę żeby miała imię jak dla chłopca.
Chciał zaprotestować, ale nie mógł przełknąć kuli jedzenia tkwiącej mu w ustach. Perfidnie wykorzystałam sytuację.
-No to może Cassandra, Casie to słodkie imię i w przeciwieństwie do Charliego można tak nazwać tylko dziewczynkę.
Wreszcie uporał się z moją ''blokadą głupich pomysłów'' i biorąc dramatyczny teatralny oddech przeszedł do kontrataku.
-Dobrze niech ci będzie ale za to ja wybieram drugie umie i nie masz nic do gadania.
Spiorunowałam go wzrokiem, ale tylko się uśmiechnął przygryzając wargę.
-Hmm...- udawał zamyślonego kreśląc palcami wzory na moim przedramieniu. -Cassandra Amelia Brooks czy to nie brzmi cudownie.
Już miałam go uderzyć łokciem w żebra żeby przestał sobie ze mnie żartować, ale w porę zdążyłam się powstrzymać. On mówił zupełnie poważnie, a mi zaczęła podobać się ta wersja, naprawdę brzmiała wyjątkowo.
Zmarszczyłam nos i wróciłam do oglądania filmu szczerze mówiąc przez rozpraszanie mojego męża nie znałam nawet jego fabuły, ale nie chciałam pokazywać mu jak bardzo spodobał mi się jego pomysł.
-W sumie brzmi całkiem ciekawie, ale co będzie jeśli urodzi się chłopiec??
Oboje postanowiliśmy że nie chcemy znać płci dziecka, wiedziałam co to dla mnie oznacza, miałam się nigdy nie dowiedzieć czy na świecie pojawił się mój syn czy córka, ale to nie miało dla mnie najmniejszego znaczenia, kochałam to maleństwo, niezależnie od wszystkiego.
-Teraz to ja wybieram pierwsze imię- niemalże krzyknął mi do ucha próbując zapewnić sobie pierwszeństwo. Przewróciłam oczami i dałam za wygraną, mogłam pozwolić mu na to żeby coś zaproponował, w końcu w razie gdyby mi się nie spodobało i tak miałam jeszcze czas na to żeby przekonać go do mojej wersji, nie ważne jak bardzo byłby pewny swego i tak prędzej czy później zawsze mi ulegał. Najwyraźniej miałam wielką siłę perswazji.
-Dobra niech ci będzie, co proponujesz??
-Nathan i bez dyskusji, zawsze chciałem żeby mój syn tak się nazywał.
Spojrzał na mnie swoimi błagalnymi czekoladowymi oczami. Zaczęłam się zastanawiać czy on czasami nie próbuje wziąć mnie na litość, ale nawet mu się to udawało, chyba ostatnio zaczęłam tracić pazury, robiłam się dla niego zbyt pobłażliwa.
-Nawet mi się podoba, ale tylko pod jednym warunkiem.
-Zgodzę się na wszystko-zapewnił bez namysłu, i właśnie na to liczyłam.
-Na drugie imię będzie miał Jai.
Obserwowałam jak od razu zacisnął zęby i wzniósł oczy ku niebu.
-Ale nie na to.
Wiedziałam że będzie protestował, ale jego opór nie miał żadnych szans, w tym wypadku nie zgadzałam się na żaden kompromis. Odwróciłam się tak żeby móc spojrzeć mu w oczy, oparłam ręce po obu stronach jego ciała i delikatnie go pocałowałam. Miałam zamiar zniszczyć go jego własną bronią.
-Po tym wszystkim co Jai dla nas zrobił chyba należy mu się przynajmniej tyle.
Przygryzłam wargę i pociągnęłam za kołnierzyk jego koszulki, moim celem było rozproszenie go do tego stopnia że nawet nie zauważy kiedy się ze mną zgodzi.
-A niby co on takiego dla nas zrobił- jego oschły ton zmroził mi krew w żyłach. Nigdy nie przypuszczałam że żywił do własnego brata aż tak wielką urazę, w zasadzie nawet nie rozumiałam o co był tak bardzo na niego wściekły. Owszem w kilku sprawach mieli różne zdanie, zawsze inaczej patrzyli na świat, ale to chyba nie upoważnia go do używania takiego tonu, w końcu to jego brat, który zawsze chciała dla niego jak najlepiej. Ja widziałam to wyraźnie, ale on chyba nie dostrzegał pewnych rzeczy.
-Nie rozumiem dlaczego jesteś nim tak zafascynowana. Zawsze stajesz po jego stronie mino że to ja jestem twoim mężem, zastanawiałaś się czasami nad tym jak ja się czuję kiedy tak bardzo go wychwalasz?? Kiedy uważasz go za swojego najlepszego przyjaciela sprawiasz mi ból. Za każdym pieprzonym razem kiedy mówisz o nim z taką fascynacją coś rozrywa mnie od środka. On nigdy nie chciał żebyśmy byli razem, od samego początku tylko czatował na to żebyśmy się w końcu rozstali. - Jego oczy pociemniały, patrzył na mnie, ale miałam wrażenie że mnie nie widzi, że jestem zupełnie przezroczysta. Ciarki przeszły mi po plecach, już od dawna nie widziałam go w podobnym wydaniu. Starałam się nie pokazywać po sobie tego że mnie przestraszył, nie bałam się jego, ale bałam się jego słów. -Ale ty zawsze widziałaś w nim tylko swojego rycerza, pocieszyciela do którego leciałaś za każdym razem, po każdej kłótni. A ja po prostu się bałem, wiedziałem że ma na ciebie tak wielki wpływ że jeżeli tylko zechce namówi cię do tego żebyś ode mnie odeszła, i wreszcie to zrobił, doprowadził do naszego rozstania.
Nie wiedziałam co mam powiedzieć, byłam w tak ogromnym szoku że nie potrafiłam logicznie rozszyfrować jego słów. Czy on na prawdę uważał że to Jai namówił mnie do tego żebym go zostawiła?? Czy przez tyle czasu żywił w sobie urazę do niego i podsycał ją z każdym dniem. Przecież to niedorzeczne, Jai nie miał nic wspólnego z moim wyborem, podjęłam decyzję samodzielnie, zdając sobie sprawę ze wszystkich jej konsekwencji. Musiałam to wszystko odkręcić i to jak najszybciej, nie mogłam pozwolić na to żeby on dalej żył w błędnym przekonaniu.
-Ja nie miałam pojęcia- usiadłam na swoich piętach i spuściłam wzrok. Wolałam dać mu trochę przestrzeni zanim się uspokoi.
-Nie miałaś pojęcia że o wszystkim wiem.
Roześmiał się sucho i potarł twarz dłońmi.
-Tak wiem o tym że on nie raz namawiał cię do tego żebyś ode mnie odeszła, mało tego, sam bezczelnie mi się do tego przyznał, uznał że z dala ode mnie będzie ci lepiej. Ale ja nie jestem głupi, wiem co nim kierowało, chciał mi dopiec, zemścić się na mnie za to że to zawsze ja miałem większe powodzenie u kobiet, widział jak mi na tobie zależy i chciał to zniszczyć. Jak zawsze, on zawsze stawiał siebie w centrum wszechświata i robił wszystko tak jak mu było wygodnie.
-Przestać- warknęłam w końcu. Miałam dość jego słów, dość tej nienawiści. Kierowało nim coś co nigdy nie istniało, ubzdurał sobie swoją własną wersje wydarzeń i tak kurczowo się jej trzymał że musiałam nim porządnie wstrząsnąć żeby wybić go z tego amoku.
Spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem, nie spodziewał się takiej mojej reakcji, ale skoro myślał że będę bezczynnie siedzieć i wysłuchiwać głupot które opowiadał, to się grubo mylił. Przez chwilę oboje milczeliśmy, wiedziałam że muszę właściwie ważyć słowa, on miał zrozumieć mój punkt widzenia, a nie odebrać to jako atak na niego. A w jego przypadku granica między tymi dwoma była na prawdę cienka.
-Jai nigdy nie zrobił nic przeciwko tobie, wiem jak to wygląda, i jak możesz to odczuwać, ale nie zawsze wszystko jest takie jakie się wydaje na pierwszy rzut oka.
-No nie- wstał i zaczął chodzić po pokoju przyciskając sobie dłonie do głowy. -Ja po prostu nie wierzę ty znowu zamierzasz go bronić??
-Nie nie zamierzam go bronić -ściszyłam głos. Stąpałam po cienkim lodzie, to że nie brał już narkotyków nie oznaczało że zmienił się jego wybuchowy charakter.
-Chcę po prostu żebyś zrozumiał.
-Co takiego mam zrozumieć?? To że mimo tego że teraz jesteś moją żoną i tak trzymasz jego stronę, chyba nie na tym polega małżeństwo nie sądzisz kochanie.
Zignorowałam jego aluzję, musiałam być spokojna, kłótnia zupełnie w niczym nam teraz nie pomoże.
-Masz rację, Jai kilka razy postępował na prawdę nieuczciwie, nie powinien załatwiać niektórych spraw za twoimi plecami, ale przynajmniej pomyśl nad tym czy sam go do tego nie zmusiłeś. Masz rację, on kilka razy namawiał mnie do tego żebym od ciebie odeszła, żebym zostawiła to wszystko, i zaczęła życie na własną rękę, chciał mi nawet w tym pomóc. Ale to nigdy nie było działanie wbrew tobie. Skąd on mógł wiedzieć że traktujesz mnie poważnie, skoro to co robiłeś zupełnie przeczyło twoim słowom. Nawet ja nie mogłam być tego pewna, za każdym razem kiedy już zaczynałam w to wierzyć ty sprowadzałeś sobie kolejną dziewczynę mając gdzieś to co ja czuję. Przespałeś się nawet z jego dziewczyną, skoro w twoim mniemaniu tak właśnie miała wyglądać miłość, to ja w zupełności rozumiem to dlaczego on chciał mnie chronić. -Starałam się zachować niewzruszony ton głosu, ale emocje które odczuwałam były zbyt silne żeby dało się je kontrolować. -Jai nie miał nic wspólnego z moim wyjazdem do Australii to była moja decyzja, od początku do końca. Owszem przez cały ten czas utrzymywałam z nim kontakt, ale on był wtedy po twojej stronie. Miałam ci o tym nie mówić, ale skoro tak stawiasz sprawę to dowiesz się o wszystkim. -Wzięłam głęboki oddech i wbiłam wzrok we własne dłonie, nie chciałam na niego patrzeć, bo wiedziałam że brakło by mi odwagi.- On namawiał mnie do powrotu, za każdym razem kiedy rozmawialiśmy mówił mi co się z tobą dzieję, pomimo że wcale nie chciałam tego słuchać. To właśnie dzięki niemu wiedziałam że tym razem mogę ci zaufać, więc nie mów mi że on nic dla nas nie zrobił, bo zrobił dużo więcej niż ktokolwiek inny, gdyby nie on nie było by mnie tutaj teraz. Więc następnym razem dobrze się zastanów zanim kolejny raz go o coś oskarżysz.
Poczułam jak siada obok mnie na kanapie, kiedy uniosłam wzrok zobaczyłam że schował twarz w dłoniach. Chyba wreszcie udało mi się osiągnąć to co zamierzałam, zamiast oceniać chociaż raz zastanawiał się nad swoim zachowaniem. Przysunęłam się do niego i położyłam brodę na jego ramieniu, chciałam żeby wiedział że jestem przy nim nie zależnie od tego jak beznadziejnie się czasem zachowuje.
-Jestem palantem- powiedział szorstko. -Chyba w końcu powinienem przeprosić go za to że oskarżałem go o wszystko co najgorsze mnie w życiu spotkało.
-On już ci to wybaczył.
Odwrócił się w moją stronę, był tak blisko że stykaliśmy się czołami, jego oczy znowu zrobiły się jaśniejsze, patrzył na mnie w taki sposób że nie umiałam określić o czym teraz myślał.
-Jesteś moim aniołem, wiesz o tym??-zapytał, ale nie pozwolił mi odpowiedzieć. Jego wargi dotknęły moich, a ja nie chciałam przerywać tego momentu żadnymi słowami, jednak kącik moich ust mimowolnie powędrował w górę. Dobrze było mieć go przy sobie kiedy miałam pewność że jest mój, i tylko mój.
Nagle drzwi wejściowe zostały otwarte z takim impetem że uderzyły w ścianę wydając tępe uderzenie. Oboje z Luke'iem momentalnie od siebie odskoczyliśmy, nie spodziewaliśmy się żadnych gości, a taka niezapowiedziana wizyta nie wróżyła niczego dobrego.
-No witam was moje wy gołąbeczki mam nadzieję że wam nie przeszkadzam.
Do salonu jak burza wpadł Max wymacując na oślep kijem bejsbolowym. Nie wyglądał tak jak go zapamiętałam, potargane włosy kilka centymetrów dłuższe niż kiedyś niedbale opadały mu na czoło, luźne ubrania wisiały na nim jak na szkielecie. Jednak nie to najbardziej przykuło moją uwagę, najbardziej ze wszystkiego zmieniły się jego oczy, gościła w nich czysta furia, bez grama choćby najmniejszych ludzkich uczuć. Luke wstał szybciej ode mnie widziałam jak mocno zacisnął pięści i napiął mięśnie całego ciała. Jednym susem przeskoczył kanapę i znalazł się dwa metry bliżej Max'a niż ja, nie miałam pojęcia co zamierza, sama też nie wiedziałam co mam zrobić. Mój mózg odmówił pracy na tak wysokich obrotach, nie umiałam racjonalnie ocenić sytuacji, ale wiedziałam że na pewno nie podoba mi się to że Luke jest tak blisko zagrożenia.
Max wymachiwał kijem we wszystkie strony uniemożliwiając zbliżenie się do niego na tyle żeby można go było obezwładnić.
-No co macie takie miny nie spodziewaliście się mnie??-zapytał z jadem. -No tak jasne w końcu nie jestem kimś na tyle ważnym żeby poinformować mnie o waszym ślubie prawda??
Uderzył w szafkę na której stały ramki ze zdjęciami, na podłogę posypało się szkło, a drewno jęknęło pod naporem jego kolejnych ciosów. Luke co chwilę zerkał na mnie ukosem, starając się nie stracić Max'a z pola widzenia, zastanawiałam się czy on jest bardziej przyzwyczajony do takich sytuacji i czy ma jakiś plan awaryjny. Chyba zgłupiałam, przecież nikt nie ma planu na nagłe wtargnięcie do domu wariata z kijem bejsbolowym. Najwyraźniej po prostu umiał lepiej kryć swoje emocje niż ja, ręce trzęsły mi się do tego stopnia że wsunęłam je między nogi żeby nie widzieć ich drgań, serce waliło mi jak oszalałe, a ja bałam się wziąć oddech.
-Spokojnie odłóż ten kij a obiecuje że nikomu nic się nie stanie.
Luke próbował przemówić mu do rozsądku, tak opanowanym głosem, że byłam pod wrażeniem tego jak dobrze potrafi się kontrolować, ja nie byłam w stanie nawet otworzyć ust.
-Lepiej się zamknij bo to tobie coś się dzisiaj stanie.
Wymierzył czubkiem kija prosto we mnie.
-Ale to po ciebie tutaj przyszedłem.
Ruszył powoli w moją stronę, ale Luke stanął między mną a nim, zasłaniając mnie swoim ciałem.
-Obiecałaś mi coś i nie dotrzymałaś słowa mała suko. Powiedziałaś że będziesz moja już na zawsze, a ja dopilnuje tego żeby tak było. Znosiłem wszystko co robiłaś, wybaczyłem ci to że jak dziwka się z nim przespałaś, ale z tym już koniec, teraz będziemy grać na moich zasadach czy ci się to podoba czy nie.
Roześmiał się szorstko, a jego śmiech odbijał się echem w mojej głowie. W niczym nie przypominał opiekuńczego mężczyzny którego kiedyś znałam, teraz był inny, zimny i wyrachowany. Wtedy byłam prawie pewna tego że nie jest w stanie nikogo skrzywdzić, ale teraz nie było żadnej możliwości zapanowania nad nim. Był jak zwierze napędzane popędem a nie rozumiem. Był zdolny do wszystkiego a ja nie miałam zamiaru ryzykować. Zamachnął się i kij o kilka centymetrów minął głowę Luke'a. Szybkim ruchem odkleiłam pistolet przyklejony od spodu stołu, Luke poukrywał broń w różnych strategicznych punktach domu, nie rozumiałam po co to robił, aż do teraz.
-Nie ruszaj się bo strzelę- zagroziłam celując prosto w głowę Max'a. Spojrzał na mnie przez chwile, nieco zdezorientowany. Czy on na prawdę myślał że będę takim łatwym łupem?? Czy myślał że jeśli zacznie mi grozić po prostu z nim pójdę?? Przecież to niedorzeczne, wziął nas z zaskoczenia i liczył na to że będziemy nieuzbrojeni. Skoro tak to nieźle się przeliczył, nie miałam zamiaru pozwolić mu na to żeby skrzywdził osobę którą kocham.
Stałam w bezruchu kiedy Luke przejął inicjatywę i wyjął mi broń z ręki, nie protestowałam, i tak nie czułam się na tyle silna żeby pociągnąć za spust.
-Jess, idź na górę ja to załatwię- powiedział spokojnym tonem nie spuszczając wzroku z celu. Nie drgnęłam, chyba nie byłam gotowa opuścić tego pomieszczenia, bałam się stracić kontrole.
-O nie nigdzie nie pójdziesz.
Max zrobił krok do przodu, ale Luke wciąż mierzył prosto w jego czoło, nie odważył się podejść bliżej. A jednak zostały mu resztki zdrowego rozsądku- przemknęło mi przez myśl, ale od razu skarciłam samą siebie, wciąż trzymał kij w rękach. Był zagrożeniem i musiałam to sobie zakodować.
-Jess- Luke warknął przez zęby. Moja obecność tutaj tylko pogarszała sprawę, może kiedy zniknę Max'owi z oczu opamięta się i zrozumie jaki błąd popełnił.
Powoli skierowałam się w stronę schodów, cały czas czułam na sobie jego wzrok, ścisnęło mnie w gardle i kiedy znalazłam się na pierwszym stopniu schodów odwróciłam się.
-Luke proszę cię nie zrób mu nic złego.
Sama nie rozumiałam dlaczego to powiedziałam, ale czułam że powinnam. Byłam coś winna Max'owi za to że tak dobrze opiekował się mną przez te kilka miesięcy kiedy było mi tak ciężko. Nie ważne że wtedy był innym człowiekiem, nie chciałam żeby cokolwiek mu się stało z mojego powodu.
Kiedy znalazłam się w sypialni nie mogłam zebrać myśli, bałam się o Luke'a, ale wiedziałam że panuje nad sytuacją. Starałam się nasłuchiwać, ale na dole panowała grobowa cisza. Sekundy ciągnęły mi się w nieskończoność, aż do momentu w którym usłyszałam potworny huk. Wystrzał. A po nim trzy kolejne. Później powróciła cisza, przez kilkanaście sekund słyszałam jedynie nierówne bicie mojego serca. Kiedy w drzwiach pojawił się Luke wpadłam mu w ramiona, przytulił mnie bez słowa i pogłaskał po głowie.
-Spokojnie on już cię nie skrzywdzi. Musiałem to zrobić, inaczej nie dałby nam spokoju, a ja nie mogę ryzykować twojego bezpieczeństwa.
Nic nie odpowiedziałam, nie umiałam. Przytuliłam się do niego mocniej, chciałam zapomnieć o całej rzeczywistości. Liczył się tylko on.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak jak obiecałam jest troszeczkę szybciej, mam nadzieję że się podoba.
Dziękuje za wszystkie komentarze, to dla mnie naprawdę wielka motywacja.
Całuski,
Jess

czwartek, 4 lutego 2016

Rozdział 45

Luke wyszedł ze szpitala dwa tygodnie temu, okazało się że jak zwykle miał więcej szczęścia niż rozumu i nic poważnego mu się nie stało. Ale po mojej głowie wciąż błądziły myśli, bałam się że któregoś razu może mu zabraknąć chociaż odrobiny tego szczęścia, kiedy przemyślałam to ile razy groziło mi śmiertelne niebezpieczeństwo ile razy lądowałam w szpitalu odkąd go poznałam. Wyznaczyłam sobie nowy cel, być może niemożliwy do zrealizowania, ale ja lubiłam bezsensowne plany. Postanowiłam nauczyć go życia bez wyścigów, bez ciągłego narażania się i balansowania na krawędzi. Musiałam w kilka miesięcy zmienić go w odpowiedzialnego ojca, który poradzi sobie z samotnym wychowywaniem dziecka, uśmiechnęłam się sama do siebie, porywałam się z motyką na słońce i musiałam wygrać tą wojnę. Tak właśnie to będzie prawdziwa wojna, mój ukochany uzależniony od adrenaliny chłopak na pewno nie podda się bez walki.
Zajechałam na pojazd przed domem i wyciągnęłam zakupy z bagażnika, jak na razie to ja zajmowałam się domem, chociaż uzmysłowienie mu tego że powinien odpoczywać i nie przemęczać się przynajmniej dopóki do końca nie wyzdrowieje to jak mówienie do ściany, on jest uparty jak osioł, a może i gorzej.
Na klamce wejściowych drzwi zawieszony był mały pluszowy miś. Zmarszczyłam brwi i przeczesałam wzrokiem okolice, chyba zaczynałam być nadwrażliwa, zawsze spodziewałam się tego że ktoś może mnie śledzić, zupełnie irracjonalne uczucie a jednak nie umiałam go przezwyciężyć. Otworzyłam drzwi i niepewnie weszłam do środka, odłożyłam zakupy na półkę w przedpokoju i ruszyłam w głąb domu.
-Luke wróciłam gdzie jesteś??- zawołałam, ale nie usłyszałam żadnej odpowiedzi.
A może moje nierealne obawy tym razem się sprawdziły, ciarki przeszły mi po plecach na samą myśl że coś mogło stać się Luke'owi. Na schodach zobaczyłam kolejnego pluszaka, wzięłam głęboki oddech biorąc go do ręki. Co to w ogóle miało znaczyć?? To jakaś zabawa?? Jeśli tak to zupełnie nie śmieszna. Trop z kolejnych zabawek doprowadził mnie przed drzwi pokoju z którego nigdy nie korzystaliśmy, stał pusty i czekał na to aż ktoś w końcu zaangażuje się w jego urządzenie. Zagryzłam wargę i otworzyłam drzwi, to co zobaczyłam zupełnie zaparło mi dech, pokój był gotowy, pomalowany beżową farbą, z idealnie dopasowanymi kremowymi meblami, nad łóżeczkiem stojącym w rogu wisiała karuzela z małymi pluszowymi zwierzątkami. Jednak najbardziej moją uwagę przykuł Luke stający na środku pokoju w czarnym garniturze, chyba nigdy w życiu nie widziałam go tak eleganckiego. Musiałam zrobić przedziwną minę bo uśmiechnął się triumfalnie podchodząc do mnie, złapał mnie za ręce i wprowadził do pokoju, byłam mu wdzięczna że to zrobił bo chyba z wrażenia nie czułam już własnych nóg. Rozejrzałam się po pokoju, aż wreszcie natrafiłam na jego oczy, przyglądał mi się z taką fascynacją jakby widział mnie po raz pierwszy, a jego oczy miały czysty czekoladowy kolor i zupełnie niesamowity wyraz. Chciałam mu zadać tyle pytań, ale głos jakoś grzązł mi w gardle.
Jego usta delikatnie dotknęły moich i połączył nas w coraz to bardziej namiętnym pocałunku. Doskonale wiedział jak rozproszyć wszystkie moje myśli. Kiedy wreszcie odzyskałam oddech postanowiłam wyjaśnić dręczące mnie kwestie.
-Jak?? Kiedy ty to wszystko zrobiłeś??
Starałam się nie spuszczać go z oka i pilnować na każdym kroku, przecież zobaczyłabym gdyby znikał na kilka godzin w pustym pokoju. Miałam wrażenie że zwariuje, mój mózg działał na najwyższych obrotach, a mimo wszystko nic z tego nie rozumiałam.
-Mam swoje sposoby- zaśmiał się. -I od razu się tłumacze nie przemęczałem się, przysięgam że na siebie uważałem.
-Akurat- wyrwało mi się zanim zdążyłam się powstrzymać. Najwyraźniej go rozbawiłam bo parsknął śmiechem.
-Widzę że jak zawsze mi wierzysz- starał się udawać obrażonego, ale nie mógł powstrzymać się od śmiechu. -Czyli że ci się podoba??
Nie rozumiałam po co w ogóle pytał, wydawało mi się że moja reakcja była już dość jasnym komunikatem. Przygryzłam wargę ale do moich oczu i tak napłynęły łzy, w ostatnim czasie częściej dawałam się ponosić emocjom, wzruszałam się przynajmniej kilka razy dziennie, ale teraz nie umiałam nawet określić tego co czułam.
-To... to jest niesamowite.
Zarzuciłam ręce na jego szyję i mocno się do niego przytuliłam, nie chciałam o tym myśleć ale kolejny raz dopadły mnie wyrzuty sumienia, nie czułam się dobrze ukrywając przed nim coś tak ważnego jak moja choroba, ale wiedziałam że tak będzie lepiej. Postanowiłam i miałam zamiar wytrwać w tym postanowieniu.
-Cieszę się że ci się podoba, ale to dopiero początek niespodzianek.
Przymrużyłam oczy kiedy złapał mnie za ręce, od pewnego czasu nie bałam się już jego niespodzianek, właściwie nie bałam się ich odkąd przestał brać narkotyki, ale teraz ciekawość wyżerała mi dziurę w żołądku.
Uklęknął na jedno kolano ani na chwilę nie zrywając naszego kontaktu wzrokowego. Jak każda dziewczyna w takim momencie pomyślałam tylko o jednym, ale to nie było możliwe, Luke był inny, nigdy nie zależało mu na formalizowaniu związku. Chociaż w mojej głowie zapaliła się mała iskierka, ostatnio zadziwiał mnie na każdym kroku więc dlaczego miałby nie zrobić tego teraz??
-Przez ostatnie wydarzenia dużo zrozumiałem, chyba wreszcie zacząłem dorastać i patrzeć na pewne rzeczy z zupełnie innej perspektywy. Zanim pojawiłaś się w moim życiu było mi dobrze, a przynajmniej tak mi się wydawało, nie byłem do nikogo przywiązany nie miałem żadnych zobowiązań. A za najważniejsze uważałem to, że nie muszę się o nikogo troszczyć, w moim świecie byłem tylko ja i właśnie to się liczyło. Ale ty wszystko zmieniłaś, na początku buntowałem się przeciwko tym zmianom, bałem się ich, w moim świecie przywiązanie zawsze oznaczało słabość. Od kiedy się pojawiłaś czułem że nic już nie będzie takie samo, czułem że przede wszystkim muszę cię chronić, zapewnić ci bezpieczeństwo, i to bez względu na to czy będziesz ze mną czy nie. Dawałem plamę, i to nie jeden raz, wreszcie sam stałem się dla ciebie zagrożeniem, czułem się jak potwór krzywdząc to co najbardziej kocham. Teraz dzięki temu wszystkiemu jestem już inny, i przysięgam ci że zrobię wszystko żebyś była szczęśliwa i wreszcie dostała to na co tak na prawdę zasługujesz. Zaczynając od teraz. -Wyjął z kieszeni malutkie czerwone pudełeczko i otworzył je ukazując srebrny pierścionek z błyszczącym brylantem. -Jessico Emilio Evans czy uczynisz mnie najszczęśliwszym facetem na świecie i zostaniesz moją żoną??
Spojrzał na mnie tymi swoimi czekoladowymi oczami z taką ufnością że nie umiałam się temu oprzeć.
Przygryzłam wargę z nerwów, zaczynało robić mi się słabo, z jednej strony nie posiadałam się przez to z radości, była tak ogromna że mogłabym przenosić nią góry, albo nauczyć się latać, ale na drugim końcu szali stało coś czego nie umiałam zidentyfikować, napajało mnie niepokojem i coraz bardziej przeciągało na swoją stronę. Nie rozumiałam dlaczego to czułam, dlaczego czułam się źle?? W mojej głowie pojawiła się blokada uniemożliwiająca mi logiczne postrzeganie sytuacji, wiedziałam że sama jestem temu winna, ten niepokój to po prostu świadomość że nie chce zaczynać naszego małżeństwa od kłamstwa, no może nie kłamstwa, ale na pewno ukrywania prawdy. Zrozumiałam że cisza trwa o kilka sekund za dużo, szybko przekalkulowałam najważniejsze fakty. Kocham go i nic tego nie zmieni, a już na pewno nie jakaś głupia choroba, w końcu miłość to oszczędzanie drugiej osobie cierpień, więc postępuje właściwie. Podniosłam samą siebie na duchu i upewniłam w tym co właśnie chciałam zrobić.
-Tak Luke wyjdę za ciebie- powiedziałam na tyle pewnym głosem ile tylko dałam radę. Naprawdę byłam tego pewna, byłam pewna jego i mnie aż do końca.
Założył mi pierścionek na palec i wziął tak mocno w objęcia że zupełnie się w nim zatopiłam, czułam że łzy spływają mi po policzkach, ale nie umiałam ustalić dlaczego, czułam się zupełnie skołowana, ale szczęśliwa, przede wszystkim szczęśliwa.
-Miałem nadzieję że to powiesz -wyszeptał z twarzą wciąż wtuloną w moje włosy.- A teraz chodź-złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą na dół. Wariat, zupełny wariat, już od dawna wiedziałam że mu odbiło, ale nie miałam pojęcia że aż do tego stopnia.
-Mogę wiedzieć gdzie teraz idziemy?? -zapytałam udając poirytowaną, ale naprawdę bawiła mnie ta jego zabawa, lubiłam kiedy mnie zaskakiwał.
-Mówiłem ci że to nie koniec niespodzianek.
-A zaręczyny przypadkiem nie były drugą niespodzianką??
-Racja-podrapał się po głowie, przygryzając wargę. Uwielbiałam kiedy to robił wyglądał wtedy jak typowy buntownik, który jest tak pewny swego uroku, że każda kobieta traci przy nim głowę. O tak to właśnie była definicja mojego chłopaka, a właściwie to narzeczonego, chyba trochę mi zajmie przywyknięcie do nowej rzeczywistości.
-Ale czy powiedziałem że niespodzianki skończą się na dwóch?? Uznajmy że będzie to dzień niespodzianek, co ty na to??
-Zgoda jeśli tylko wszystkie będą tak genialne jak te.
-Będą nawet lepsze -szepnął zbliżając się do mnie tak bardzo że nasze usta dzieliło zaledwie kilka milimetrów. Poczułam dreszcz na skórze spowodowany jego bliskością. Pocałował mnie, ale nasz pocałunek nie był taki jakiego się spodziewałam, ledwie musnął moje usta i znalazł się tuż przy drzwiach wyjściowych.
-Kate jest twoja-krzyknął i zniknął za drzwiami. Spojrzałam na dziewczynę która wyszła z kuchni. Uśmiechała się do mnie serdecznie a ja stałam wciąż wstrząśnięta tym co się przed chwilą wydarzyło, najpierw mi się oświadcza a teraz znika bez słowa. Tak to bardzo w jego stylu.
-On zupełnie zbzikował, chyba będę mu musiała znaleźć psychiatrę, najlepiej dobrego psychiatrę- powiedziałam bardziej do siebie niż do Kate i uśmiechnęłam się pod nosem. Na samą myśl o tym co jeszcze Luke dla mnie przygotował czułam mrowienie w brzuchu.

-Długo jeszcze??- zaczynałam się wiercić kiedy Kate robiła mi makijaż. Wmówiła mi że to Luke kazał jej pierwsze przebrać mnie w coś co tak delikatnie otulało moje ciało że prawie w ogóle tego nie czułam, a później zrobić mi makijaż jednak najgorsze w tym wszystkim było to że nie mogłam na to patrzeć. Zaraz po wyjściu Luke'a kazała mi zamknąć oczy i nie podglądać, kilka razy naprawdę poważnie nęciło mnie żeby przynajmniej podejrzeć pół okiem, ale stwierdziłam że skoro Luke nie chciał żebym to widziała to najwyraźniej miał w tym jakiś swój cel. Ciekawość zżerała mnie od środka, a ja robiłam się przez nią coraz bardziej niecierpliwa i marudna, czym chyba coraz bardziej dawałam w kość Kate, która za każdym razem kiedy się ruszałam wypuszczała głośno powietrze i groziła że jeśli się nie uspokoję nigdy tego nie skończy. Zebrałam w sobie ostatki sił i starałam się nie ruszać. Po dwudziestu minutach wreszcie oznajmiła mi że skończyła, po tonie jej głosu można było wywnioskować że jest dumna ze swojego dzieła, ja też chciałam zobaczyć to co ze mną zrobiła.
-Mogę wreszcie otworzyć oczy-zapytałam z nadzieją. Może troszkę chciałam ją wziąć na litość, ale tylko troszeczkę.
-Oczywiście że nie, i ani mi się waż podglądać bo normalnie zabije- powiedziała to tak poważnym głosem, że aż się roześmiałam.
-Wiesz co to są zwykłe tortury powinnam się za to do ciebie nie odzywać do końca życia.
Teraz to ona się roześmiała i pomogła mi wstać.
-Nie martw się kiedy zobaczysz co on dla ciebie przygotował zmienisz zdanie i wszystko mi wybaczysz.
-Nie liczyłabym na to- skwitowałam krótko.
-Dobra, dobra a teraz mnie nie denerwuj bo jeszcze wprowadzę cię prosto w ścianę.
Złapała mnie za ręce i pociągnęła za sobą.
-I tak ci tego nie wybaczę.
Nie odpowiedziała, słyszałam tylko jak usiłuje stłumić śmiech. Co ją tak bawiło?? Czy ja naprawdę byłam aż tak śmieszna?? A może miała rację i niespodzianka przygotowana przez Luka miała zrobić na mnie aż takie wrażenie że zapomnę o tym przez co musiałam tu z nią przejść. Tylko co to takiego mogło być, starałam się wytężyć myśli, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Zupełnie jakbym miała w niej czarną dziurę.
-Wsiadaj do samochodu-usłyszałam głos Jai'a tuż za plecami i niemalże dostałam przez niego zawału.
-Jai to ty??-zapytałam, chociaż doskonale wiedziałam że to on. -Nareszcie może ktoś normalny wytłumaczy mi co się tutaj dzieje.
Poczułam jego dłonie na ramionach, wsadził mnie do samochodu nie licząc się zupełnie z moją wolą.
-Przykro mi Jess, ale niczego nie mogę ci powiedzieć.
-No nie- zaprotestowałam. - I ty przeciwko mnie, nie spodziewałam się że ty też będziesz wplątany w ten spisek.
-Tak jakoś wyszło- roześmiał się i zamknął drzwi.
Super nie mogłam uwierzyć w to że Luke wszystkich przeciągnął na swoją stronę. Teraz już nie miałam szans, musiałam zdać się na nich i być posłuszną, może to trochę wbrew mojej naturze, ale ten jeden raz mogę zrobić wyjątek. W końcu komu miałabym zaufać jeśli nie moim przyjaciołom.
Droga dłużyła mi się w nieskończoność, musiałam przyznać że z zamkniętymi oczami ciężko jest ocenić odległość. Jai i Kate siedzieli z przodu i coś do siebie szeptali, ale pomimo tego że wysilałam się ile mogłam nic z tego nie rozumiałam. Po pewnym czasie przestałam już nawet próbować, zaczęłam nakręcać kosmyki włosów na palec, ale Kate od razu zareagowała i stwierdziła że zaraz zniszczę jej arcydzieło, poddałam się odchyliłam głowę i myślami wróciłam do pokoiku naszego maleństwa. Nigdy nie sądziłam że Luke okaże się być taki odpowiedzialny, prawdą było to że ostatnie czego się po nim spodziewałam to urządzenie pokoiku dla dziecka. Zmienił się, w ostatnim czasie diametralnie, podobało mi się to że przynajmniej ten jeden raz była to zmiana na lepsze, wreszcie nie musiałam się martwić o to że nawywija jakiś głupstw.
Poczułam że samochód się zatrzymuje, od razu poprawiłam się na siedzeniu i o mały włos nie rozglądnęłam się po okolicy.
-Jesteśmy na miejscu??-zapytałam, ale Jai zdążył już otworzyć mi drzwi. Podał mi rękę, ale odepchnęłam ją i wysiadłam o własnych siłach przytrzymując sukienkę żeby się o nią nie potknąć.
Zasłonił mi oczy dłońmi i lekko popchnął mnie do przodu dając mi znak że mam iść.
-Ej no nie sądzisz że to już lekka przesada?? Przecież i tak mam zamknięte oczy.
-Może i tak ale ja muszę mieć pewność.
Ruszyłam posłusznie do przodu kiedy zdałam sobie sprawę że najmniejszy opór nie ma żadnego sensu, i tak nie jestem w stanie z nim wygrać. Czułam jak bardzo był podekscytowany, aż drżały mu ręce, nigdy wcześniej nie widziałam takiej jego reakcji. Ścisnęło mnie w żołądku dokładnie w momencie w którym kazał mi stanąć, powoli odsłonił moje oczy a obraz który mi się ukazał pochodził ze snu, byłam pewna że to musiał być sen. Znajdowaliśmy się nad brzegiem morza, woda w promieniach zachodzącego słońca przybrała lekko fioletową barwę, a na środku srebrzystej plaży stał łuk z różowych i białych kwiatów. Ale nie to najbardziej przykuło moją uwagę, dużo bardziej zwróciłam uwagę na to że byli tu wszyscy którzy byli dla mnie najważniejsi. Luke najwyraźniej nie chciał brać ślubu bez swoich przyjaciół. Brać ślubu, czy to czasami nie jest niemożliwe, jeśli chodzi o nas, po tym wszystkim co przeszliśmy, po wszystkich wzlotach i upadkach mieliśmy wreszcie wyjść na prostą, zacząć nowe wspólne życie. Na samą myśl o tym bezwiednie zaczęłam iść w jego kierunku, tym razem coś przyciągało mnie do niego jeszcze bardziej niż zwykle. Kate złapała mnie za ramie i zmusiła do tego żebym na nią spojrzała.
-Ale ty jesteś narwana- roześmiała się i wcisnęła mi do ręki bukiet z tych samych kwiatów którymi ustrojony był łuk.-Ja rozumiem że nie możesz się doczekać ale powinnaś mieć jeszcze coś pożyczonego.
Rzuciłam jej nienawistne spojrzenie, jak mogła odciągać w czasie najwspanialsze wydarzenie mojego życia przez jakieś przesądy. Zdjęła bransoletkę i wcisnęła mi ją na nadgarstek.
-No dobrze teraz już chyba wszystko jest na swoim miejscu.
Nie czekałam ani chwili, nie miałam zamiaru ulegać kolejnym jej pomysłom. Zdjęłam buty i rzuciłam je na bok, miałam to zrobić zaraz w momencie w którym zdałam sobie sprawę że jesteśmy na plaży, uwielbiałam dotyk piasku na bosych stopach. Musiałam przyznać że Luke zrobił to idealnie, nie mogłam wyobrazić sobie lepszej scenerii do tego żeby wreszcie został moim mężem.
W garniturze wyglądał niesamowicie, a jego rozczochrane włosy stanowiły wprost zabójczy kontrast, nie umiałam uwierzyć w własne szczęście, z wszystkich tych wspaniałych dziewczyn z którymi się spotykał wybrał akurat mnie, to dla mnie był gotów się zmienić i rzucić wszystko czym zajmował się do tej pory. Miałam najwspanialszego mężczyznę na świecie, i nigdy w to nie wątpiłam.
Cały czas patrzyłam w jego oczy, aż do momentu w którym stanęłam obok niego i złapał mnie za dłonie, pochylił się do mnie tak blisko żeby to co mówił zostało tylko między nami.
-Pamiętasz, kiedyś obiecałem ci że zorganizuje ślub niespodziankę, wreszcie dotrzymałem słowa. Wyglądasz dziś nieziemsko, zupełnie jakbym trzymał mój prywatny kawałek nieba.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No i nareszcie jest, wiem, wiem trochę to trwało i przepraszam was za to. Ale mam nadzieję że wam się podoba.
Aha i jeszcze jedno dziękuje za wsparcie podczas sesji (na szczęście wszystko zdałam), dzięki temu mogę poświęcić więcej czasu na pisanie więc rozdziały będą pojawiać się szybciej.
Całuski,
Jess