poniedziałek, 23 marca 2015

Rozdział 26

Obudził mnie opuszkami palców śledząc kształty mojego ciała. To był jeden z tych momentów w których za wszelką cenę chciałam zatrzymać czas, wszystko było tak idealne, że aż nierealne. Zaczęłam podejrzewać że to jedynie mój sen przecież w prawdziwym życiu nie może być tak perfekcyjnie. Poczułam jego oddech na szyi i nie dałam rady powstrzymać się od uśmiechu.
-Dzień dobry księżniczko -przywitał mnie delikatnym pocałunkiem w policzek. Nie umiałam się temu oprzeć położyłam się na plecach i wtuliłam w niego z całej siły. Byłam szczęściarą, największą szczęściarą na świecie on mnie kochał i tego byłam pewna bardziej niż czegokolwiek innego. Ale mój zdrowy rozsądek jak zawsze musiał odzywać się w najmniej odpowiednim momencie. Nie mogłam tak po prostu zapomnieć o tym co zdarzyło się wczoraj. Zdawałam sobie sprawę z tego że to ja miałam na niego największy wpływ, a to była duża odpowiedzialność. To ja miałam mu udowodnić że da się żyć bez narkotyków, to było ciężkie zadanie, bardzo ciężkie ale wykonalne. W końcu podobno dla miłości nie ma rzeczy niemożliwych.
-Powiedz mi czy całe nasze życie będzie taką huśtawką??-odsunął się na tyle żeby móc patrzeć mi w oczy.- Pomiędzy tym co najpiękniejsze a tym co najgorsze.- Zmarszczył brwi a jego oczy przybrały nieco ciemniejszy kolor.
-Chodzi ci o wczoraj, tak??-kiwnęłam głową potwierdzając jego przypuszczenia.- Wiem poniosło mnie trochę ale kiedy pomyślałem że ktoś inny mógłby cię dotykać, że ktoś znowu mógłby cię skrzywdzić po prostu nie wytrzymałem- wbił wzrok w nasze złączone dłonie. Wiedziałam co ma na myśli, ale byłam już wystarczająco silna żeby zmierzyć się z tymi wspomnieniami.
-To po części też moja wina, nie powinnam była cię prowokować, ale to nie zmienia faktu że musisz nauczyć się inaczej rozwiązywać problemy. Prawie go zabiłeś a on nie był wart tego żeby za niego iść na dożywocie.
-Wiem i przepraszam -pocałował mnie delikatnie.-Ale obiecuje ci że od teraz wszystko się zmieni.
-Słyszałam to już wiele razy nie wiem czy mogę ci wierzyć- zawisnął nade mną opierając dłonie po obu stronach mojej głowy. -Jesteś moim skarbem i dobrze wiesz że nie mógł bym cię skrzywdzić.
Jego oczy koloru mlecznej czekolady błyszczały jak nigdy wcześniej, włosy odwijające się w każdym możliwym kierunku i kolczyk w lekko rozchylonych wargach tworzyły połączenie które skutecznie odbierało mi zdrowy rozsądek. Nie potrafiłam myśleć o niczym oprócz tego jak bardzo chciałam go pocałować. Nie musiałam długo czekać na spełnienie moich pragnień. Jego usta po raz kolejny sprawiły że odpłynęłam do mojego własnego prywatnego świata, w którym byłam tylko ja i on, i nikt więcej nie miał tam wstępu. Przerwał nasz pocałunek zrywając się z łóżka jednym zgrabnym ruchem. Byłam nieco zdezorientowana, nie mogłam zrozumieć dlaczego tak nagle przerwał coś co tak wspaniale się zapowiadało. Uśmiechnął się tajemniczo ubierając spodnie.
-Byłbym zapomniał mam dla ciebie małą niespodziankę.
-Niespodziankę??-zmierzyłam go wzrokiem, nie chciałam żeby zauważył że zaczęłam się denerwować. Nie chodziło o to że nie lubiłam niespodzianek po prostu tych w jego wykonaniu nieco się bałam.
-Spokojnie kochanie jestem pewien że ci się spodoba- pocałował mnie w czoło. - A teraz spakuj się i zejdź na duł jak będziesz gotowa. -Jak zawsze zniknął pozostawiając więcej pytań niż odpowiedzi. Spakuj?? Nic z tego nie rozumiałam.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~Jai~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Musiałem dopaść tego cymbała i porządnie przemówić mu do rozsądku. To już nie była zabawa i on w końcu musiał to zrozumieć, musiał docenić to że ma dziewczynę która naprawdę go kocha. Usłyszałem jak zbiega po schodach, postanowiłem nie czekać i załatwić sprawę od ręki.
-Luke...-zaszedłem go od tyłu, kiedy przegrzebywał kolejne półki w salonie. -Musimy  pogadać.
-Koniecznie teraz, nie mam czasu ani ochoty z tobą rozmawiać- odpowiedział nawet nie odwracając się w moim kierunku. Od początku wiedziałem że ta rozmowa nie będzie należała do łatwych ale najwyraźniej postanowił utrudnić mi ją jeszcze bardziej.
-Nieważne czy tego chcesz czy nie musisz mnie wysłuchać- nie odezwał się więc potraktowałem to jako pozwolenie. -Chodzi o Jessicę martwię się o nią.
Odwrócił się rzucając mi nienawistne spojrzenie.
-Ile razy mam ci mówić że nie masz się o co martwić.
-Ja jednak myślę że mam, ty nie zdajesz sobie sprawy z tego jaki wielki skarb przy sobie masz. Chyba zapominasz że ona nie jest taka jak twoje dotychczasowe dziewczyny i nie możesz jej tak traktować.
-Jest ze mną szczęśliwa więc przestań mnie pouczać- nie wierzyłem w to co powiedział czy on naprawdę był tak głupi żeby wierzyć w to że ona jest szczęśliwa. Ktoś w końcu musiał otworzyć mu oczy i tym razem to ja byłem tym kimś.
-Tak jasne i płakała ze szczęścia.
-Płakała- zmarszczył brwi a głos lekko mu zadrżał.-To nie możliwe, kłamiesz.- Wiedziałem że nie przyjmie tego po męsku, w końcu dużo prościej było posądzić kogoś o kłamstwo niż przyznać się samemu przed sobą do tego że popełniło się błąd.
-Znalazłem ją w garażu zwiniętą przy samochodzie. Nie chciała żeby ktokolwiek widział że płacze. Przy tobie udaje silną a ty jej we wszystko wierzysz. -Przysiadł na oparciu kanapy wbijając wzrok w podłogę. Widziałem że moje słowa nie były mu obojętne zaczął analizować swoje zachowanie i właśnie o to mi chodziło do tego chciałem go zmusić. -Posłuchaj mnie jesteś moim bratem więc dam ci jeszcze jedną szansę ale przysięgam ci że jeżeli kolejny raz ją zdradzisz, albo skrzywdzisz w jakikolwiek sposób sam namówię ją do tego żeby od ciebie odeszła.
Podniósł na mnie wzrok zaciskając pięści.
-Słuchaj nie będziesz mi groził ani rozkazywał, to nie twoja sprawa co robię w swoim związku, a jeśli spróbujesz nastawić ją przeciwko mnie bądź pewien że po prostu cię zabije. Ona jest moja i kocha mnie tak bezgraniczną miłością że mógłbym ja zdradzać codziennie a ona i tak by przy mnie była. Twoje głupie gadanie nic ci nie da, więc bądź na tyle dobry i przestań marnować mój czas.
Sam nie mogłem uwierzyć w to co on powiedział cały czas zarzekał się że ja kocha i chce się dla niej zmienić a teraz. Musiałem jej o tym powiedzieć skończyły się czasy dobrego brata który zawsze stawał po jego stronie. Zobaczyłem jak Jessica schodzi po schodach z dużą torbą w ręce, czyżby usłyszała naszą rozmowę i sama chciała od niego odejść, w takim razie musiałem jej pomóc, jednak Luke mnie ubiegł i znalazł się przy niej w ułamku sekundy stając mi na drodze.
-Jess idź do samochodu -zdziwił mnie jego przyjazny ton jeszcze chwilę temu był wściekły, zazwyczaj nastrój nie zmieniał się u niego tak szybko. Byłem tak zajęty analizowaniem sytuacji że nie zdążyłem zareagować kiedy wyszła z domu posyłając mi na pożegnanie szeroki uśmiech.
-Co ty robisz??-zapytałem brata z wyrzutem.
-Zabieram ją jak najdalej od ciebie- wyszedł trzaskając za sobą drzwiami.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~Jessica~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

-A więc możesz mi w końcu powiedzieć dokąd jedziemy - zapytałam kiedy splótł nasze palce.
-Czy ty zawsze musisz być taka ciekawska dowiesz się kiedy dojedziemy na miejsce-dobijała mnie ta jego tajemniczość, postanowiłam działać metodą małych kroczków i wyciągnąć od niego jakąkolwiek informację.
-To przynajmniej powiedz mi czy to daleko??- przewrócił oczami patrząc na drogę.
-Nie dasz za wygraną prawda??
-Nie- odpowiedziałam z dumą szeroko się uśmiechając.
-Jakieś 5 minut drogi mam nadzieję że wytrzymasz tyle nie zadręczając mnie pytaniami.
Zmrużyłam oczy udając że zastanawiam się nad odpowiedzią.
-Postaram się wytrzymać- wiedziałam że to nie będzie łatwe, to pięć minut miało należeć do najdłuższych w moim życiu. Zajęłam się śledzeniem życia ludzi za oknem, każdy w zamyśleniu zmierzał w swoją stronę, mężczyzna w garniturze zbierał do teczki dokumenty rozrzucone po ulicy, dziewczyna w mundurku szkoły do której jeszcze nie tak dawno uczęszczałam studiowała książkę do matematyki. Dziwnie było stwierdzić że wszyscy inni żyją takim samym życiem jak do tej pory podczas kiedy moje własne zostało obrócone do góry nogami. Kątem oka spojrzałam na mojego chłopaka który w skupieniu oddawał się swojemu ulubionemu zajęciu. Jednak za nic nie podjęła bym innej decyzji, byłam szczęśliwa że wybrałam właśnie jego, że wybrałam tą drogę. Straciłam całe moje dotychczasowe życie, ale zyskałam coś co jest dla mnie dużo cenniejsze.
-Dlaczego tak mi się przyglądasz??-zapytał odwracając się w moją stronę. Kiedy nasze oczy się spotkały moje serce zaczęło mocniej bić.
-Po prostu zastanawiam się jakie wielkie mam szczęście że ciebie spotkałam -odpowiedziałam odruchowo nawet przez chwilę nie zastanawiając się co on sobie o mnie pomyśli. Kąciki jego ust uniosły się w szerokim uśmiechu.
-To ja mam szczęście że taka księżniczka jak ty zechciała być właśnie ze mną- pociągnął mnie za rękę i delikatnie musnął wargami wierzch mojej dłoni. Właśnie za to tak bardzo go kochałam, za takie czułe gesty o które nikt nigdy by go nie podejrzewał.
-To już tutaj- zakomunikował zajeżdżając na podjazd przed sporych rozmiarów domem o jasnej elewacji i ciemnym dachu. -Jestem dumny że dałaś radę wytrzymać bez marudzenia.
Rzuciłam mu lekceważące spojrzenie wysiadając z samochodu. Byłam pewna że nigdy tutaj nie byłam, a przynajmniej nie przypominałam sobie takiej sytuacji. Coraz mniej rozumiałam.
-Właściwie to co to za dom i dlaczego mnie tutaj zabrałeś??
-Tak właściwie-wyciągnął moją torbę z samochodu.-To nasz dom-rzucił mijając mnie.
Stałam jak wryta analizując to co powiedział, w szczególności skupiłam się na słowie ''nasz'' co on przez to rozumiał?? Mnie i jego czy jego razem z całą ekipą. Nie to nie miałoby sensu. Dogoniłam go dopiero kiedy otwierał drzwi.
-Ale jak to nasz?? -zapytałam stając tuż obok niego.
Uśmiechnął się szeroko i zanim zdałam sobie sprawę z tego co się działo znajdowałam się u niego na rękach.
-Niechaj tradycji stanie się za dość- podrzucił mnie poprawiając chwyt, po czym z nadmiernie teatralną powagą przeniósł mnie przez próg. Roześmiałam się patrząc mu w oczy.
-A wiesz że żeby było właściwie według tradycji najpierw powinniśmy wziąć ślub??
Zmarszczył brwi usiłując nie wybuchnąć śmiechem.
-Cholera wiedziałem że o czymś zapomniałem-pocałował mnie powoli stawiając mnie na ziemi. -Musisz mi wybaczyć ale ślub zorganizuje następnym razem.- Zmarszczyłam nos, patrząc w jego czekoladowe oczy.
-Niech ci będzie-odwróciłam się rozglądając po pomieszczeniu w którym aktualnie się znajdowaliśmy ściany były lekko kremowe i idealnie kontrastowały z ciemnymi drewnianymi meblami na jednej ze ścian. Jasna skórzana kanapa stała naprzeciwko telewizora o dość imponujących rozmiarach.
-Od razu mówię że wszystko możemy urządzić tak jak chcesz, to co zrobiłem to tylko podstawy.
-Coś ty jest pięknie-powiedziałam przejeżdżając opuszkami palców po drewnianej szafie. Zaszedł mnie od tyłu i przytulił do siebie z całej siły.
-A wiesz co jest najlepsze-ściszył głos mówiąc wprost do mojego ucha. -To że nikt nie będzie nam przeszkadzał, będziemy tylko we dwoje. Jego usta delikatnie dotknęły mojej szyi, a moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz.

-Wiesz co zastanawia mnie tylko jedna rzecz - zaczęłam kiedy pokazywał mi czwartą sypialnię z rzędu. -Po co nam dwojgu aż tyle miejsca??
Oparł się o drzwi pocierając dłonią czoło.
-Sam nie wiem, jakoś tak od zawsze miałem zamiłowanie do dużych domów. Ale to ma też swoje dobre strony.
Zmarszczyłam brwi patrząc na niego pytająco.
-Kiedy znudzi ci się jedna sypialnia będziemy mogli po prostu przenieść się do innej.
-I kłopot rozwiązany -roześmiałam się podchodząc do niego i zaplatając ręce na jego szyi. -Wiesz że cię kocham i to bardzo.
-Ja ciebie też kocham -przygryzł delikatnie dolną wargę.-Chociaż sam nigdy nie podejrzewałem siebie o to że kiedykolwiek komuś to powiem.
Mój żołądek jak zawsze w najmniej odpowiednim momencie musiał o sobie przypominać, w zasadzie nie byłam zdziwiona ostatni posiłek zjadłam jeszcze przed naszym feralnym wyjściem do klubu.
-No tak zapominam o potrzebach mojej księżniczki-pocałował mnie w czoło i zniknął za drzwiami. Ruszyłam za nim. -Problem w tym że kiepski ze mnie gospodarz i nie zdążyłem zrobić zakupów w związku z czym nie mamy zupełnie nic w lodówce, ale nie martwmy się szybko naprawię swój błąd. Na co masz ochotę??-zapytał stając przy drzwiach z kluczykami do mustanga w dłoni.
-O nie nie ma mowy ja pojadę na zakupy.
-A to niby dlaczego?? -zmarszczył brwi przyglądając mi się uważnie.
-Dlatego że tak przynajmniej w małej mierze odpłacę ci się za to co ty dla mnie robisz.
Nie czekając na odpowiedź wyjęłam kluczyki z jego dłoni i wybiegłam z domu. Byłam taka szczęśliwa że sama nie umiałam nad sobą zapanować.

Znalezienie sklepu zajęło mi nieco dłużej niż się spodziewałam, bo okazało się że zupełnie nie znałam tej okolicy. Kiedy tylko przekroczyłam drzwi zadzwonił mój telefon. Wyciągnęłam go i bez patrzenia na ekran odebrałam.
-Cześć Jai co tam u ciebie.
-U mnie po staremu bardziej zastanawiam się co u ciebie, Luke zabrał cię z domu z walizką, gdzie wy jesteście??-był zdenerwowany i nawet nie próbował tego ukrywać. Najwyraźniej mój chłopak nie wtajemniczył go w swój plan.
-Zabrał mnie do naszego domu-nie wiedziałam że powiedzenie mu tego sprawi mi tak dużą przyjemność. Wrzucałam do wózka kolejne produkty myślami będąc zupełnie w innym miejscu.
-Jak to w waszym domu??
-Luke kupił dom tylko dla nas.
-Ta super-parsknął. -Cieszę się waszym szczęściem ale radzę ci go lepiej pilnować.- Chciałam coś powiedzieć, ale usłyszałam dźwięk rozłączanego połączenia. Jasne bo kiedy wszystko zaczyna się układać musi stać się coś takiego. Nie rozumiałam o co chodziło ale postanowiłam już wrócić do Luke'a. Jadąc w stronę domu zaczęłam mieć złe przeczucia, do tej pory mnie nie myliły, ale tym razem niczego bardziej nie pragnęłam niż tego żeby się pomylić.

niedziela, 8 marca 2015

Rozdział 25

Siedziałam na kanapie grając z Jaie'm w Fifę, pierwszy raz grałam w tego typu grę, moi rodzice uważali że to zbędne marnowanie czasu który powinnam poświęcić na naukę. Pomimo dużych forów ze strony mojego przeciwnika nie udało mi się wygrać ani razu. Nie miałam zbyt dużo czasu dla Jai'a pilnowanie Luke'a było na tyle absorbującym zajęciem że przestawałam mieć czas sama dla siebie. Na szczęście mój wysiłek się opłacał od dwóch tygodni mnie nie zdradzał, byłam dumna z tego wyniku ale zdawałam sobie sprawę z tego że gdyby nie moja całodobowa kontrola, na pewno już do czegoś by doszło, wiedziałam że takie rozwiązanie na dłuższą metę nie ma sensu, ale dopóki do głowy nie wpadnie mi żaden inny pomysł będę go pilnować.
-Jess jadę do klubu jedziesz ze mną??-usłyszałam głos Luke'a dochodzący z góry. Nie miałam ochoty nigdzie wychodzić, co prawda rana na moim brzuchu już prawie się zagoiła więc nic mnie już nie bolało, ale wolałam odpocząć w domu niż włóczyć się po głośnych i raczej średnio przyjaznych dla mnie miejscach. Jednak klub był najgorszym miejscem w które mogłam go posłać samego, był przystojny więc nie sposób się domyślić że miał spore powodzenie. Wolałam odgonić od siebie obrazy które podsuwała mi moja wyobraźnia.
-Już idę- odkrzyknęłam niechętnie podnosząc się z kanapy.
-Ej a co z naszym meczem- zapytał Jai zawiedzionym głosem pauzując grę.
-Chyba będziemy musieli dokończyć kiedy indziej- odetchnęłam ciężko poprawiając koszulkę.
-Dlaczego to robisz??-spojrzałam na niego marszcząc brwi. Rysy jego twarzy od razu stały się poważniejsze. Nie miałam pojęcia o co może mu chodzić tym razem.
-Ale co??
-Nie kłam przecież widzę wcale nie masz ochoty tam z nim iść więc dlaczego to robisz??-Zaczęłam szukać jakiegoś punktu zaczepienia żeby uniknąć jego przenikliwego wzroku. Zapomniałam już jak dobrze on mnie zna, przed nim nic nie dawało się ukryć.
-I tak nie zrozumiesz- odparłam wymijająco usiłując uniknąć odpowiedzi na pytanie, przekonywanie go że mam wielką ochotę iść do klubu nie miało sensu, domyśliłby się że kłamie. Ale przecież nie mogłam mu powiedzieć że chodzę za jego bratem jak niańka za dzieckiem żeby nie narobił głupot. Uznałby mnie za nienormalną.
-Mimo wszystko spróbuje -wstał z kanapy, podchodząc tak blisko że dzielił nas jeden mały krok.
-Chce spędzać czas ze swoim chłopakiem, czy to takie dziwne??-wybrałam najlepsze kłamstwo które udało mi się wymyślić w tak krótkim czasie. Najbardziej pasowało do sytuacji i było w miarę wiarygodne.
-Kłamiesz -podsumował oschłym tonem. Złapał moją twarz w dłonie i zmusił mnie do tego żebym patrzyła mu w oczy. -Teraz powiedz mi o co chodzi.
Zacisnęłam zęby przełykając głośno ślinę. Nie miałam szans musiałam wyjawić mu całą prawdę gdybym zaczęła coś kręcić od razu by się domyślił.
-Dobrze chcesz wiedzieć to ci powiem. Nie chce zostawiać go samego, wiem że jeśli pojedzie tam beze mnie to znowu coś weźmie i mnie zdradzi rozumiesz?? A ja nie zniosę tego po raz kolejny.
-To rodzaj kontroli tak??
-Tak, ale...
-Ale wiesz że on nie lubi kiedy ktoś go kontroluje.
-To co ja mam robić twoim zdaniem??-podniosłam głos.- Nie robiłabym tego gdybym nie musiała, ale on mnie do tego zmusił, rozumiesz??-Byłam o krok od płaczu, brakowało mi tylko tego żeby i on uznał mnie za nienormalną. Poczułam silne ramiona oplatające moje ciało, przytulił mnie tak mocno że nie umiałam tego nie odwzajemnić, potrzebowałam tego, potrzebowałam kogoś kto by mnie wspierał w moim szaleństwie.
-Spokojnie, tylko spokojnie wszystko będzie dobrze-delikatnie pogłaskał mnie po głowie, mimowolnie się uśmiechnęłam wtulając się w niego mocniej. Do głowy wpadł mi jeden pomysł.
-Jai pojedź tam z nami, dawno nigdzie nie byłeś a mi przydało by się twoje towarzystwo.
-Widzę że jesteś zajęta więc chyba pojadę sam- usłyszałam zza placów głos Luke'a. Dlaczego on zawsze musiał pojawiać się w najmniej odpowiednim momencie. Zrobiłam dwa kroki do tyłu wyplątując się z objęć przyjaciela.
-Przestań -postanowiłam być stanowcza i pokazać mojemu ukochanemu że nie ma prawa robić mi żadnych wyrzutów, bo w przeciwieństwie do niego ja jestem mu wierna.-Jadę z tobą i chcę żeby Jai pojechał z nami.
-Nie ma mowy -uciął tonem nie znoszącym sprzeciwu.
-Dlaczego znowu to robisz?? Dlaczego wszystko zawsze musi być po twojej myśli??- coraz bardziej denerwowało mnie to że w naszym związku to on decydował o wszystkim , ja nie miałam nic do powiedzenia, zupełnie nic.
-Dlatego że nie lubię słuchać niczyich rozkazów i słuchał ich nie będę. Jeżeli chcesz jechać masz pięć minut na przygotowanie się i przyjście do samochodu, jeśli nie to możesz zostać ze swoim pocieszycielem.
Rzucił bratu lekceważące spojrzenie i wyszedł trzaskając za sobą drzwiami. Miałam dość chciałam krzyczeć, chciałam zacząć rzucać wszystkim co wpadło by mi w ręce, ale wiedziałam że nie mogę tego zrobić. Jai był nie mniej zaskoczony tą sytuacją niż ja, oboje doskonale wiedzieliśmy co jest tego przyczyną. Znowu coś wziął.
-Wiesz co chyba lepiej będzie jak zostanę- w końcu zabrał głos. - Ale tym razem myślę że powinnaś z nim jechać, jest w takim stanie że może narobić głupot.
Nie miałam czasu na to żeby coś mu odpowiedzieć, wbiegłam po schodach zrzucając z siebie ciuchy, z szafy wyjęłam krótką czarną sukienkę i ubrałam ją na siebie. Makijaż i fryzura musiały zostać takie jakie były, może nie nadawały się na imprezę ale musiały wystarczyć. Przy drzwiach stał Jai z czarnymi szpilkami w dłoni, byłam mu wdzięczna za to jak mi pomagał pomimo że nie pochwalał mojego postępowania. Pocałowałam go w policzek zakładając buty.
-Baw się dobrze i uważaj na siebie-krzyknął kiedy wybiegłam z domu. Zupełnie jakbym słyszała swoją mamę, dziwne było to że był wobec mnie taki opiekuńczy, ale właściwie to była jedna z cech które najbardziej w nim lubiłam. Wsiadłam do auta w którym już czekał na mnie Luke. Czekałam na jego przeprosiny, nie miał prawa mnie tak traktować i chciałam żeby wiedział że takie zachowanie nie ujdzie mu na sucho. Przez całą drogę, patrzyłam przez szybę, kilka razy chciałam na niego zerknąć i sprawdzić czy jego oczy wróciły już do normalnego koloru, wiedziałam jednak że gdyby tak było złapał by mnie za rękę, przecież zawsze to robił kiedy prowadził. Tak właściwie to zawsze kiedy nie był pod wpływem czegoś. Do głowy zaczęły przychodzić mi pytania czy w takim razie to narkotyki nie są w jego życiu ważniejsze ode mnie. Nie brałam pod uwagę twierdzącej odpowiedzi pomimo że była ona bardzo prawdopodobna. Zajechaliśmy pod jeden z najpopularniejszych klubów w  mieście, mogłam się tego spodziewać przecież mój chłopak wymagał tylko tego co najlepsze. Jak zawsze nie czekaliśmy w kolejce jak wszyscy, Luke zamienił dwa słowa z ochroniarzem, który wpuścił nas bez większych protestów. Całe pomieszczenie wypełnione było zapachem alkoholu i dymem papierosowym za którym nie przepadałam. Mój towarzysz wsunął mi banknot w dłoń i zniknął w tłumie. Podeszłam do baru i zamówiłam sobie drinka. Do tej pory nigdy nie piłam rodzice mi tego zabraniali, a ja ich słuchałam, bałam się ich, a tak właściwie bałam się wziąć życie we własne ręce, zawsze uważałam że oni mają dla mnie konkretny plan i realizowanie go będzie dla mnie najlepsze. Teraz nie musiałam słuchać nikogo, żyłam na własną rękę i tylko dla siebie.
Rozglądnęłam się usiłując zlokalizować Luke'a w rozbawionym tłumie. Znalezienie go nie było trudne, jak zawsze otaczały go same dziewczyny, ocierały się o niego  a on najwyraźniej nie widział w tym najmniejszego problemu. Zrobiło mi się niedobrze, nie wiedziałam czy przez alkohol, czy przez widowisko które fundował mi mój chłopak. Zdawałam sobie sprawę że robienie mu sceny przyniesie efekt odwrotny do zamierzonego, postanowiłam więc zrobić coś troszkę innego, zagrać w jego grę według jego zasad. Wypiłam trzeciego drinka żeby nabrać więcej odwagi i pewności siebie. Moim celem był blondyn siedzący jakieś piętnaście metrów ode mnie, na oko wyglądał na jakieś dwadzieścia pięć lat, na pewno darował sobie dzisiaj dużo więcej drinków niż ja. Niezdarnie zeszłam z wysokiego krzesła, świat zawirował mi przed oczami, podejrzewałam że mam dość słabą głowę jednak nigdy nie sądziłam że aż tak bardzo. Przejechałam palcem po plecach chłopaka chcąc zwrócić na siebie jego uwagę, odwrócił się i zmierzył mnie swoimi szarymi oczami.
-No cześć maleńka- nie ukrywał entuzjazmu, najwyraźniej nie był typem mężczyzny który miał zbyt wielkie powodzenie u kobiet. Zmusiłam się do sztucznego uśmiechu, jedynego na jaki było mnie w tym momencie stać.
-Może mogłabym się przysiąść??-starałam się zachować naturalny, w miarę przyjazny ton głosu.
-Jasne- wskazał na krzesło obok siebie przysuwając je bliżej. Usiadłam zastanawiając się czy na pewno dobrze robię, chciałam żeby Luke był zazdrosny, chciałam żeby miał nauczkę. Jednak moje zachowanie nie było do końca przemyślane, w końcu nie wiedziałam z kim mam do czynienia, on mógł zrobić mi krzywdę, mógł mnie nawet zabić.
-A więc na co koleżanka ma ochotę??-zapytał kładąc dłoń na moim udzie. Zacisnęłam zęby ignorując napływające bolesne wspomnienia.
-Możesz postawić mi drinka.
Skinął na kelnera pokazując żeby nalał i jemu.
-Mam nadzieję że wiesz że za coś takiego trzeba zapłacić- przesunął dłoń wyżej, nachylił się do mnie, poczułam bijący od niego ostry zapach alkoholu. Usiłował mnie pocałować, ale odwróciłam głowę. Ktoś siłą ściągnął go z krzesła i rzucił na podłogę. Mój mózg potrzebował kilku sekund na przetworzenie informacji. Kiedy zdałam sobie sprawę że Luke bije go bez opamiętania, miałam tylko jeden cel, nie dopuścić do tego żeby go zabił.
-Zostaw go- krzyknęłam.- Zostaw go słyszysz??-pociągnęłam za koszulkę na jego plecach, ale zupełnie ignorował mój sprzeciw. Zachowywał się jak w transie, jakby kierowało nim coś zupełnie irracjonalnego. Odepchnął mnie jedną ręką z taką siłą że musiałam złapać się blatu żeby nie stracić równowagi. Stanął nad nieprzytomnym chłopakiem patrząc na mnie w taki sposób że pierwszy raz zaczęłam się go bać. W jego oczach nie było nic ludzkiego, przypominało mi to bardziej zwierzęcą rządzę mordu. Podszedł do mnie bez słowa, złapał za ramię i zaczął przepychać się przez tłum w stronę wyjścia. Byłam tak oszołomiona że nogi same się pode mną uginały, zaczęłam protestować dopiero w połowie drogi, jednak on nic sobie z tego nie robił, trzymał mnie tak mocno że nie miałam najmniejszych szans się uwolnić. Tylne wyjście z klubu prowadziło do ciasnej ciemnej uliczki, wreszcie puścił moją rękę, odruchowo zaczęłam rozmasowywać bolące miejsce.
-Co to miało być do cholery??-warknął, wciąż patrząc na mnie tym okropnym wzrokiem. Starałam się zignorować to że że bałam się go coraz bardziej, zupełnie go nie poznawałam, to już nie był ten sam człowiek. Postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę.
-Jak to co?? Nie podoba ci się to że zaczęłam grać według twoich zasad- starałam się żeby brzmiało to pewnie, skoro doszłam już do takiego punktu to nie mogłam się wycofać, musiałam doprowadzić tą sprawę do końca.
-Jakich moich zasad??-najwyraźniej go zaintrygowałam.
-Skoro ty możesz mnie zdradzać i spotykać się z innymi to chyba ja też mam takie prawo, w końcu wierność w związku obowiązuje obie strony. Ale skoro ty nie umiesz myśleć rozumem tylko tym co masz w spodniach to nie mamy o czym rozmawiać. -Odwróciłam się i ruszyłam przed siebie, nie miałam ochoty kontynuować tej dyskusji, ona i tak do niczego nie prowadziła. Nie miałam szans przemówić do niego w sposób który by zrozumiał.
Złapał mnie za nadgarstek i oparł o ścianę przylegając do mnie swoim ciałem.
-Puść mnie bo zacznę krzyczeć- zagroziłam mu usiłując się uwolnić.
-Nigdy więcej tego nie rób- dobitnie akcentował każdą sylabę. -Jesteś moja i tylko moja.-O nie tego już było za wiele traktował mnie jak swoją zabawkę, jak przedmiot który ma swojego właściciela.
-Nie jestem twoją własnością. Należę do siebie, tylko i wyłącznie do siebie. -Wycedziłam przez zęby mocniej się szarpiąc. Uderzył pięścią w ścianę zaledwie kilka centymetrów od mojej głowy. Zaczęłam z trudem łapać powietrze, ale strach zupełnie opuścił moje ciało, nie bałam się go, wiedziałam że nie jest w stanie zrobić mi krzywdy.
-No dalej uderz mnie- powiedziałam to z takim uśmiechem że sama dziwiłam się że przychodzi mi to tak łatwo.  Spojrzał na mnie oczami które wróciły już do swojego naturalnego koloru.
-Przecież wiesz że tego nie zrobię-przybrał spokojniejszy ton głosu. -Przepraszam, przepraszam za to wszystko.
-Nie obchodzi mnie to- bycie tak stanowczą patrząc na niego tak zagubionego było dla mnie trudne, w końcu wciąż go kochałam.
Pocałował mnie delikatnie przejeżdżając językiem po moich wargach, doskonale wiedział co robi, wiedział jak mnie uspokoić. Położyłam ręce na jego klatce piersiowej usiłując go od siebie odepchnąć, chociaż tak naprawdę walczyłam sama ze sobą. Chciałam tego pomimo że doskonale wiedziałam że będę tego żałować.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Od razu przepraszam że tak długo nie było nowego rozdziału, ale miałam małą stłuczkę i wielkie kłopoty.
Mam nadzieję że mi wybaczycie i czekam na wasze opinie na temat rozdziału.