niedziela, 19 lipca 2015

Rozdział 34

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~Luke~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wysiadłem z samochodu wyciągając z niego bukiet kwiatów. Ktoś powinien to udokumentować, ja Luke Brooks zawzięty kawaler i odwieczny łamacz kobiecych serc kupiłem kwiaty dla dziewczyny. Ale to nie była zwyczajna dziewczyna, była jedyną dziewczyną która sprawiała że byłem kompletny, jedyną przy której nie chciałem już żadnej innej. Skąd wiedziałam że to właśnie miłość skoro nigdy wcześniej jej nie zaznałem, to dziecinnie proste, trwała przy mnie pomimo tego że znała najgorsze fakty z mojej przeszłości, wiedziała że jestem mordercą i ćpunem, a mimo to zrezygnowała ze swojego wygodnego luksusowego życia tylko po to żeby być z kimś takim. Poza tym wciąż widziałem to w jej oczach, które nawet kiedy była na mnie wściekła wyrażały niezmierzoną troskę. Doskonale rozumiałem że złościła się na mnie tylko dla mojego dobra, chciała żeby moje życie nabrało wreszcie jakiegoś sensu, dlatego też ustaliła zasady, jedną z nich właśnie złamałem, i wcale nie byłem z tego dumny, wręcz przeciwnie, czułem się podle z tym że kolejny raz ją zawiodłem. Nie chciałem jej stracić, ale w moim życiu były rzeczy od których nie umiałem uciec.
Wszedłem do środka wciąż nie wiedząc co jej powiem i jakimi słowami mam ją przepraszać. Była dla mnie zdecydowanie za dobra, a ja nie chciałem jej już więcej krzywdzić, kiedyś nawet myślałem o tym żeby się z nią rozstać, to byłoby dla niej lepsze rozwiązanie. Pocierpiała by miesiąc może dwa, ale później ułożyła by sobie życie. Porzuciłem ten pomysł tylko dlatego że jestem strasznym egoistą, nie umiał bym poukładać sobie rzeczywistości bez niej, stanowiła nierozerwalną część mojego życia.
Wszedłem na górę biorąc głęboki wdech przed drzwiami sypialni, tak bardzo chciałem mieć to już za sobą, chciałem wziąć ją z całej siły w ramiona i obiecać że się zmienię. Tym razem na prawdę miałem taki zamiar, nie chciałem żeby kolejny raz powtórzyła się taka sama sytuacja jaka miała miejsce kilka godzin temu . Nie chciałem jej już krzywdzić.
Otworzyłem drzwi, ale zastałem puste łóżko, zmarszczyłem brwi, to dziwne była dopiero szósta rano, nigdy nie zrywaliśmy się tak wcześnie więc byłem pewien że tu ją zastanę, miałem już iść szukać dalej kiedy moją uwagę przykuła kartka leżąca na szafce nocnej. Usiadłem na łóżku kładąc bukiet obok siebie. Przeczytałem list co najmniej cztery razy, ale nie docierała do mnie jego treść. Ścisnęło mnie w gardle, ''żegnaj'' jak to żegnaj przecież nie mogła mnie tak po prostu zostawić, nie mogła ode mnie odejść to nie mogła być prawda. Wyjąłem telefon z kieszeni, wybrałem jej numer, ale odpowiedziała mi poczta głosowa, ponowiłem próbę z tym samym skutkiem.
Wszystko docierało do mnie z opóźnieniem. Złamałem obietnice, złamałem obietnice, mój mózg wciąż powtarzał tą samą myśl, musiałem się jakoś od tego uwolnić. W jednym momencie wezbrała we mnie taka furia której nie byłem w stanie poskromić, zacisnąłem pięści moim celem było wszystko, meble, łóżko, szyby w oknach. Chciałem zniszczyć wszystko, wszystko za to że zniszczyłem sobie życie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~Jessica~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Powrót do domu okazał się nie taki straszny jak mi się wydawało rodzice krzyczeli, ale ja nawet tego nie słuchałam, byłam pogrążona w moim świecie. Tym który jeszcze do nie dawna dzieliłam z Luke'iem, który był naszą prywatną siedzibą, teraz było tu zupełnie pusto i głucho, bez echa jego słów, bez jego dotyku, czułam że powoli zatracam się w tym uczuciu ogólnego bezsensu. W końcu jak miałam poukładać sobie życie bez najważniejszej części. Wiedziałam że nie będę już szczęśliwa, moje szczęście odeszło razem z nim, ale musiałam jakoś żyć, musiałam znaleźć nowy powód żeby chcieć się rano budzić. Los sobie z nas zakpił stawiając na drodze dwoje w ogóle nie pasujących do siebie ludzi, żeby było zabawniej pozwolił nam się w sobie zakochać z całej siły. A ja, ja uwierzyłam w bajkę, ale życie takie właśnie jest daje nam szczęście tylko i wyłącznie po to żeby później nam je odebrać i patrzeć jak dusimy się wracając wspomnieniami do najpiękniejszych momentów wiedząc że nie ma już odwrotu, czasu nie da się cofnąć a raz podjęte decyzje mogą mieć wpływ na całe nasze życie.
Nie miałam już siły płakać, mało tego nawet gdyby było inaczej nie pozwoliła bym sobie na to, nie mogłam pokazać tacie co tak na prawdę czułam. Przedstawiłam im dość specyficzną wizję rzeczywistości, moim zdaniem była ona dużo lepsza niż prawda. W końcu łatwiej powiedzieć im że wreszcie się nawróciłam, zauważyłam że tamto życie nie jest dla mnie, i postanowiłam wrócić do tych którzy naprawdę mnie kochają. Sama nie wierzyłam że to powiedziałam, nienawidziłam ich z całego serca, z całej siły życzyłam im najgorszej śmierci, tak jak oni życzyli tego Luke'owi. Byłam pewna że nigdy nie wybaczę im tego co zrobili, nigdy nie wybaczę im tego że nasłali na nas płatnego mordercę, chcieli odebrać mi wszystko, odebrać mi jedyny powód do życia i myśleli że jeszcze im za to podziękuję.
Spojrzałam na tablicę informacyjną do mojego lotu zostało tylko dwadzieścia minut. Tata siedział na krzesełku obok mnie, miał robić za opiekunkę i dopilnować tego żebym wsiadła do samolotu . W ciągu kilku godzin on i mama przygotowali dla mnie miejsce w szkole z internatem w Australii. Cały czas powtarzali że jest to szkoła z najlepszym programem nauczania i bez problemu nadrobię tam kilka miesięcy zaległości. Ale ja doskonale wiedziałam o co im chodziło, to nie była szkoła tylko więzienie, miejsce w którym miałam być obserwowana dwadzieścia cztery godziny na dobę, żeby opuścić zamknięty teren trzeba starać się o przepustkę która upoważnia do wyjścia na maksimum trzy godziny, jeżeli nie wrócisz w wyznaczonym czasie wzywana zostaje policja.
Wyjęłam telefon z kieszeni, od dwóch godzin przez cały czas dzwonił do mnie Luke, z każdym odrzuconym połączeniem czułam ucisk w klatce piersiowej, a moje serce rozpadało się na milion malutkich kawałeczków, nie chciałam myśleć nad tym jak on się teraz czuje. Gdybym poświęciła temu chociaż kilka sekund już bym stąd uciekła i pędziła do niego, ale musiałam być silna, podjęłam właściwą decyzję i musiałam się jej trzymać nie ważne jak dużo miało mnie to kosztować.
Na wyświetlaczu pojawił się numer Jai'a, czyli on też już o wszystkim wiedział, musiałam z nim porozmawiać, chciałam żeby zrozumiał dlaczego złamałam serce jego bratu.
Spojrzałam na tatę.
-Mogę odebrać?? - zapytałam patrząc na niego błagalnym wzrokiem.
-Przecież wiesz że twoja mama nie pozwoliła ci z nikim rozmawiać, a ja miałem tego dopilnować.
-Proszę cię tylko chwilkę, obiecuję że nikomu o tym nie powiem.
Odetchnął głęboko, a rysy jego twarzy nieco złagodniały.
-Dobrze niech stracę, tylko nie odchodź za daleko, mam cię mieć cały czas na oku.
Pogroził palcem, ale ja już wystrzeliłam jak oparzona.
-Cześć Jai -zaczęłam niepewnie.
-Jess?? Co ty robisz?? Gdzie ty jesteś?? Luke przyjechał do mnie z awanturą przewrócił cały dom do góry nogami. Pierwsze bredził coś o tym że od niego odeszłaś, a później zaczął wymyślać jakieś teorie o porwaniu. On myśli że to ja cię gdzieś ukryłem, co tu się do cholery dzieję??- Jego głos był bodźcem który przywołał wszystkie wspomnienia do życia. Oczy zaczęły mnie piec, i pomimo moich starań pojawiły się w nich łzy.
-Przepraszam, nie wiedziałam, że on o wszystko oskarży ciebie- poczułam wyrzuty sumienia, nie chciałam przecież robić kłopotów mojemu przyjacielowi.
-To nie ważne ja sobie jakoś z nim poradzę, wytłumacz mi tylko co się stało między wami.
-Złamał obietnicę- wzięłam głęboki oddech starając się uspokoić mój głos. -I mnie uderzył- pomimo wszystko te słowa ledwo przeszły mi przez gardło. Jai to przewidział od samego początku powtarzał mi że tak będzie, a ja dalej brnęłam w coś co nie miało żadnej przyszłości, właśnie dlatego przyznanie się do tego przed nim było najgorsze.
Wyczułam napięcie po drugiej stronie, najwyraźniej Luke nie pochwalił się jeszcze bratu tym czego dokonał. Wcale nie czułam się dobrze z tym że to ja wyjawiłam mu prawdę.
-Dlaczego nie przyjechałaś do mnie??- w jego głosie było słychać współczucie, wcale tego nie potrzebowałam, nie chciałam żeby mi współczuł.
-Ostatnim razem powiedziałeś że nie mogę do ciebie przyjść kiedy się z nim pokłócę.
Prawie usłyszałam jak przewraca oczami.
-Byłem trochę zły że mi nie wierzyłaś, ale to nie oznacza jeszcze że nie możesz na mnie liczyć.
-Dziękuję ci Jai.
-Nie dziękuj, tylko powiedz gdzie jesteś zaraz tam będę.
A więc teraz miała nastąpić najtrudniejsza część naszej rozmowy, musiałam uświadomić go że już nie wrócę. Przekonanie go do tego że chcę zacząc wszystko od nowa jak najdalej stąd, nie miało być proste.
-Nie ważne gdzie jestem, nie chce żebyś po mnie przyjeżdżał- świadomość że jedno słowo dzieliło mnie od tego żeby znowu wrócić do życia które tak bardzo pokochałam ścisnęła mi gardło. Musiałam być silna, i nie dać się ponieść emocjom.
-Jak to??
-Ja i Luke się rozstaliśmy , i to definitywnie, ja nie mogę tak po prostu wrócić tam i żyć obok niego, nie dała bym rady widywać go codziennie i patrzeć jak układa sobie życie beze mnie. Dlatego będzie lepiej jak po prostu raz na zawszę się od tego odetnę. Postawię grubą kreskę dzielącą przeszłość od teraźniejszości i zacznę wszystko od nowa. Poza tym obiecałam że już nigdy się nie zobaczymy i dotrzymam słowa.-Wypowiedziane brzmiało to dużo lepiej niż w mojej głowie, w której panował zupełny bałagan i ciągła gonitwa myśli. Raz uważałam że podjęłam właściwą decyzję i postępuję w stu procentach słusznie, a kilka sekund później wyzywałam samą siebie od idiotek.
-Dobrze rozumiem że nie chcesz widywać się z Luke'iem, ale ja nie chcę zrywać z tobą kontaktu, może moglibyśmy się spotykać chociaż czasami, daleko od domu żeby nikt tego nie widział.
Spojrzałam w stronę taty który wstał podnosząc moje bagaże, postukał palcem w zegarek. Mój czas się skończył musiałam się streszczać.
-Przepraszam Jai ale to nie realne, wyjeżdżam stąd i najprawdopodobniej już nigdy nie wrócę. Zawsze będziesz moim jedynym najprawdziwszym przyjacielem, i na swój sposób będę cię za to kochać, ale teraz nadszedł czas pożegnania, mam nadzieję że ułożysz sobie jakoś życie, bo jesteś wspaniałym chłopakiem i zasługujesz na szczęście.- Przełknęłam ślinę usiłując powstrzymać łzy.- Proszę cię zaopiekuj się Kate i pilnuj żeby Luke nie narobił jakiś głupstw, dobrze wiesz że on czasem potrzebuje anioła stróża. Żegnaj Jai - nie czekając na jego reakcję rozłączyłam się. Kula w moim gardle urosła do takich rozmiarów że utrudniała mi oddychanie. Wytarłam wierzchem dłoni łzy z policzków. Podeszłam do taty.
-Gotowa??- zapytał mierząc mnie wzrokiem.
Przytaknęłam, chociaż nie byłam pewna czy jestem w stanie przygotować się na życie bez serca.

Dopiero kiedy samolot wystartował przestałam się hamować nikt mnie tu nie znał i nikogo nawet nie obchodziło to że właśnie złamało mi się życie, że cała moja rzeczywistość którą budowałam przez kilka ostatnich miesięcy przestała istnieć. Rozpłakałam się, chowając twarz w dłoniach, tak bardzo chciałam stąd zniknąć, tak bardzo chciałam żeby ktoś zabrał ode mnie ten ból.
-Wszystko w porządku??-usłyszałam niski męski głos. Podniosłam oczy, ale łzy prawie zupełnie zamazywały obraz. Wiedziałam tylko że chłopak siedzący obok mnie jest wysoki, wysportowany i ma czarne włosy.
Nie miałam nawet siły kłamać.
-Miałeś kiedyś tak że zawaliło ci się życie?? Że nie miałeś ochoty już tego dłużej ciągnąć??
Zamyślił się drapiąc się po brodzie.
-Właśnie- dokończyłam.
-Posłuchaj mnie, ja nie wiem co takiego zdarzyło się w twoim życiu że mówisz takie okropności, ale wiem że to przejdzie ból w życiu jest tymczasowy. Czasami żeby dojść do czegoś najpiękniejszego musisz przejść przez koszmar. Nie ma co rozpaczać nad tym że coś pięknego się w twoim życiu skończyło. -Chwycił mnie za podbródek i uniósł lekko moją głowę.- Powinnaś z podniesioną głową iść na przód i czekać na wspaniałe rzeczy które los ma dla ciebie w zanadrzu.
Spojrzałam w jego błękitne oczy, dopiero teraz zauważyłam że jego włosy wcale nie były czarne, kolorem bardziej przypominały gorzką czekoladę. Mało brakowało a uwierzyła bym we wszystko co mówił, jego szczery uśmiech sprawiał że ciężko było poddawać w wątpliwość to co mówił, ale on nic nie wiedział, nie miał o niczym pojęcia.
-Dla mnie los nie ma już nic dobrego, właśnie straciłam miłość mojego życia, a teraz mam stracić też swoje życie.
-Jak to stracić życie?? -uniósł lekko brwi w pytającym geście.
Odetchnęłam głęboko i starłam ostatnie łzy z policzków, całe dłonie miałam czarne od rozmazanego makijażu. Z pewnością resztki makijażu miałam na całej twarzy, ale nawet nie pomyślałam żeby martwić się tym jak teraz wyglądam.
-Rodzice wysyłają mnie do szkoły z internatem z której nie mogę nawet wyjść bez pozwolenia, od tej pory moje całe życie będzie wypełniała jedynie nauka.
-Aham... -westchnął. -Więc to olej, skoro nie chcesz tam iść to nie idź. Najprawdopodobniej nie powinienem ci tego mówić, no ale co tam. Ja właśnie uciekłem z domu, od zawsze chciałem mieszkać w Australii , ale moi rodzice nie pozwalali mi na przeprowadzkę. Więc przez rok codziennie po szkole chodziłem do pracy, uzbierałem pieniądze i.... oto jestem. Jesteśmy młodzi, to jest właśnie czas na robienie głupstw, na szukanie samych siebie, na życie życiem które kochamy.
Zamyśliłam się na chwilę może właśnie miał rację, a co jeżeli tam, tak daleko od domu też mogłam żyć tak jak chciałam, co jeżeli mogłam wciąż jeździć w wyścigach. Teraz kiedy znałam już swoją wartość i wiedziałam na co mogę sobie pozwolić to byłaby sama przyjemność. Dzięki temu chociaż w minimalnym stopniu byłabym bliżej Luke'a, robiąc to co tak bardzo kochał, mogłabym czuć przy sobie jego obecność. Musiałam tylko wykombinować jak pozbyć się tej okropnej szkoły, nie chciałam zaczynać jako poszukiwana przez policję, czyste konto mogło mi się jeszcze przydać.
Kawałki mojego serca powoli zaczęły się scalać, wreszcie miałam jakiś cel, a to teraz mogło uratować mi życie. Bez namysłu rzuciłam się na szyję mojego sąsiada, chciałam mu jakoś podziękować za to że pomógł mi wytyczyć nową drogę. Położył ręce na moich plecach i przytulił mnie do siebie. Dziwnie wydawało mi się być w ramionach kogoś innego niż Luke lub Jai, ale oni należeli już do mojej przeszłości, teraz zaczynała się przyszłość.
-Widzę że jesteś bardzo impulsywna -roześmiał się rozluźniając uścisk.
-Zdarza mi się.
-Tak w ogóle to Max jestem. -Wyciągnął rękę w moim kierunku uśmiechając się tak szeroko, że dziwiłam się że nie bolą go od tego policzki.
-Jessica, dla przyjaciół Jess- uścisnęłam jego dłoń.  A więc pierwsza znajomość w nowej rzeczywistości nawiązana. To już dobry początek.

niedziela, 12 lipca 2015

Rozdział 33

- Podaj mi broń - krzyknął Luke, ale ja byłam jak sparaliżowana, nie mogłam się ruszyć. W mojej głowie nieznośnie kłębiły się myśli, jak moi rodzice mogli mi to zrobić, jak mogli nasłać na nas płatnego morderce. Przecież musieli zdawać sobie sprawę  z tego że nigdy nie wybaczyła bym im gdyby coś stało się Luke'owi, tym razem posunęli się zdecydowanie za daleko.
-Jess - wycedził przez zaciśnięte zęby. Podniosłam pistolet z podłogi, ale zatrzymałam się z wyciągniętą ręką. Nie chciałam żeby zrobił mu krzywdę, nie chciałam żeby zniżał się do jego poziomu, nie o to przecież cały czas walczyłam. Cofnęłam rękę.
-Ja nie chcę żebyś go zabijał. -Luke spojrzał na mnie przez moment z niedowierzaniem.
-Skarbie ja wiem że się boisz, ale musimy to skończyć- przydusił mężczyznę jeszcze mocniej do podłogi.- Jeżeli nie on będzie nas tropił dopóki nie wykona zlecenia, jesteś pewna że tego chcesz??
Jego głos pomimo niewielkiej zadyszki od szarpania się z mężczyzną brzmiał śmiertelnie poważnie, zawahałam się na chwilę po czym położyłam pistolet na jego wyciągniętej dłoni. Przyłożył lufę do głowy mężczyzny.
-Błagam cię zrób to co uważasz za słuszne, ale nie w naszym domu -jak zawsze zabrzmiałam bardziej żałośnie niż się tego spodziewałam. Wzniósł oczy ku niebu po czym wciąż trzymając mężczyznę za ręce wykręcone za plecy, podniósł go z podłogi.
-Weź broń, idź na górę, zamknij się w sypialni i nie wychodź dopóki do ciebie nie przyjdę. On może mieć jakiś wspólników, a ja nie chcę ryzykować żeby coś ci się stało.- Popatrzył na mnie przepraszającym wzrokiem, nie rozumiałam jego toku myślenia przecież to nie ja byłam celem tylko on, to jego miał zabić, mi nie miała stać się krzywda, nie licząc tego że wróciłabym do domu, co w moim mniemaniu było dużo gorsze niż śmierć. -Postaram się wrócić jak najszybciej.
Nie czekając na moją reakcję zniknął za drzwiami, słysząc głuchą ciszę wypełniającą cały dom dostałam ataku paniki. Wbiegłam na górę kilkakrotnie potykając się na schodach, w garderobie zza stosu ubrań poukładanych na półce wyciągnęłam pistolet, skuliłam się koło łóżka tak żeby ktoś kto wejdzie do pokoju nie widział mnie od razu. Trzymałam broń tuż przy walącym jak oszalałe sercu, wiedziałam że muszę mieć ją w gotowości. Jedyną przewagę którą mogłam mieć nad napastnikiem był element zaskoczenia, bo na celność w moim przypadku raczej  nie miałam co liczyć. Mijały kolejne minuty, a wszechobecna cisza coraz bardziej dzwoniła mi w uszach, napawając przerażeniem. Nie mogłam opanować drżenia mojego ciała które najwyraźniej tak samo jak ja wyczuwało że to jeszcze nie jest koniec. Moje myśli bezwładnie popłynęły w stronę Luke'a, byłam pewna że dał sobie radę, co do tego nie miałam żadnych wątpliwości, ale dlaczego nie było go aż tak długo, przecież obiecał że załatwi to najszybciej jak się da, o tyle, o ile szybko da się załatwić czyjąś śmierć. Starałam się nie myśleć o tym jak wyglądały ostatnie minuty życia tego mężczyzny, i o tym że to ja byłam tego powodem, to ja byłam powodem jego śmierci, gdybym nie wplątała się w zakazane życie wiele osób wciąż by żyło. Z moich skazańczych rozmyślań wyrwał mnie odgłos otwieranych drzwi wejściowych, kiedy usłyszałam kroki na parterze postanowiłam, że nie będę bezczynnie czekać na to aż włamywacz mnie tu znajdzie, w nagłym przypływie odwagi postanowiłam że wyjdę mu na przeciw. Uchyliłam drzwi sypialni i dyskretnie rozejrzałam się po korytarzu. Czysto, odetchnęłam z ulgą. Weszłam na schody, schodziłam powoli stopień po stopniu, z duszą na ramieniu, łomoczącym sercem i rękami trzęsącymi się do tego stopnia, że nie byłam pewna czy kiedy stanę twarzą w twarz z intruzem będę w stanie pociągnąć za spust. Wytężyłam słuch próbując go zlokalizować. Szuflada w kuchni została zasunięta z trzaskiem, ktokolwiek to był raczej nie należał do subtelnych, ani ostrożnych, takie hałasy obudziły by nawet zmarłego. Przed drzwiami wzięłam głęboki oddech żeby nieco się uspokoić, to tylko chwila- pomyślałam- zaraz będzie tu Luke i wszystko wróci do normy. Kopniakiem otworzyłam drzwi, wchodząc do środka z pistoletem wyciągniętym przed sobą. Zamarłam na kilka sekund, przy blacie kuchennym stał Luke z nieobecnym wyrazem twarzy, pustka w jego oczach wyrażała po części przerażenie i szaleńczą żądzę, nie wiedziałam co w większym stopniu. W jego dłoni zauważyłam woreczek z białym proszkiem który schował w zaciśniętej pięści kiedy zrozumiał że na niego patrzę.
-Jess mówiłem chyba żebyś została w sypialni, prawda??-zmusił się do bladego uśmiechu.
Moja mała niesubordynacja była teraz najmniejszym problemem.
-Naprawdę sądzisz że to jest najgorsze??- podeszłam do niego odkładając pistolet na blat. Wyciągnęłam z jego ręki woreczek, ku mojemu zdziwieniu nie zaprotestował. -Bo moim zdaniem to jest teraz ważniejszy temat.- Zacisnął powieki, oddychając głęboko. -Mam nadzieję że pamiętasz o tym co mi obiecałeś...- na wszelki wypadek postanowiłam przypomnieć mu warunki naszej umowy.- Jeżeli choć raz dotkniesz się tego świństwa, więcej mnie nie zobaczysz.
Odwrócił się gwałtownie i złapał moja twarz w dłonie.
-Ty nic nie rozumiesz, ja po prost nie umiem inaczej nigdy nie próbowałem żyć bez tego, to daje mi takiego kopa. Dzięki temu zapominam o strachu, zapominam o tym co się dzieję wokół mnie, jestem jakby oderwany od rzeczywistości. - Nabrał powietrza do płuc usiłując się uspokoić.- Dzisiaj pierwszy raz zabiłem kogoś będąc w pełni świadomy. Cały czas mam przed oczami widok jego twarzy. Proszę cię skarbie pozwól mi to wziąć ostatni raz, nie wytrzymał bym gdybym stracił jeszcze ciebie, ale ja nie dam sobie rady, chce o tym zapomnieć.
Wiedziałam co on czuję i przez co przechodzi w tym momencie, dobrze znałam smak wyrzutów sumienia. Pamiętam każdą noc i każdy koszmar który męczył mnie po tym jak zabiłam Nathalię. Wzdrygnęłam się na wspomnienie jej zakrwawionego ciała. Ale ja poradziłam sobie z tym bez użycia narkotyków i Luke też musiał.
-Nie pozwolę ci na to, jeżeli teraz się złamiesz i zaczniesz z powrotem brać to się nigdy nie skończy, nie możesz przy każdej trudności od razu rezygnować. Ja ci pomogę przejdziemy przez to razem tylko musisz wiedzieć że na prawdę chcesz to zrobić.
-Jeżeli to jedyna opcja żebyś była ze mną.
Nie czekałam na nic więcej, pocałowałam go namiętnie zarzucając ręce na jego szyję. Wiedziałam że muszę zrobić co w mojej mocy żeby chociaż na chwilę przestał myśleć o narkotykach. Podniósł mnie delikatnie i posadził na blacie. Uznałam to za przyzwolenie i moje dłonie wśliznęły się pod jego koszulkę, uwielbiałam dotykać jego idealnie wyrzeźbionych mięśni napinających się pod moim delikatnym dotykiem. Oplotłam nogami jego biodra zmuszając do tego żeby był tak blisko mnie jak to tylko możliwe. Po wrażeniach z ostatnich kilkunastu godzin potrzebowałam chwili wytchnienia, chwili sam na sam tylko z nim, w jego ramionach, w jedynym miejscu które było pewne i w stu procentach bezpieczne. Przerwał nasz pocałunek odsuwając się ode mnie na taką odległość że wciąż czułam jego lekko przyspieszony oddech. Złapał moje nadgarstki złączając je razem i musnął wargami kostki moich palców.
-Mówiłem ci już jak bardzo za tobą szaleję??-uśmiechnęłam się i przygryzłam dolną wargę.
-Może i tak ale teraz masz okazję mi to udowodnić.
-Właśnie taki mam zamiar - wziął mnie na ręce uśmiechając się łobuzersko.
-Chyba miałeś przestać mnie tak ciągle nosić, mam dwie zdrowe nogi dam sobie jakoś radę -spojrzałam na niego, ale jego uśmiech tylko się poszerzył. Pocałował mnie w czoło otwierając kopniakiem drzwi sypialni. Położył mnie na łóżku po czym wyprostował się ściągając koszulkę, doskonale znałam każdy centymetr jego ciała, ale kiedy widziałam go w pół nagiego zaparło mi dech. Pocałował mnie zachłannie, a ja czując zapach jego skóry zupełnie straciłam panowanie. Jednym zgrabnym ruchem pozbył się górnej części mojej garderoby, nie pozostałam mu dłużna, przesuwając dłońmi po jego ciele dotarłam aż do zapięcia jego spodni. Złapał moje ręce i popatrzył mi głęboko w oczy.
-Powiedz że mnie kochasz- wyszeptał a moje serce mocniej zabiło. Zmarszczyłam brwi przecież nie raz już to ode mnie słyszał, dlaczego akurat w tym momencie żądał ode mnie takiego wyznania.
-Przecież już to wiesz - wsunęłam palce w jego włosy, przyciągnęłam go do siebie i złożyłam na jego ustach namiętny pocałunek. Odwzajemnił go ale bez zaangażowania.
-Tak wiem, ale chce mieć motywację, chce mieć pewność że stawianie całego mojego życia do góry nogami nie pójdzie na marne.
Doskonale go rozumiałam sama na początku naszego związku nie byłam pewna tego czy powinnam się w to angażować, a co jeżeli miałam być dla niego tylko trofeum, kolejną naiwną idiotką którą da radę rozkochać w sobie do szaleństwa. Na szczęście później dał mi milion powodów dzięki którym niemal do końca pozbawił mnie obaw, niemal ponieważ teraz wiedziałam już że mnie kocha i jest mi w pełni oddany, ale zostawał jeszcze problem jego obietnicy. Wiedziałam że w jego psychice toczyła się teraz zacięta walka, po jednej stronie stała miłość do mnie, a po drugiej uzależnienie od narkotyków. Pod względem obecności w jego życiu zdecydowanie wygrywało to drugie w końcu brał już od kilku lat, a ze mną był zaledwie kilka miesięcy. Teraz wszystko zależało od niego i od jego decyzji.
-Kocham cię. Kocham cię bardziej niż kiedykolwiek mogłabym przypuszczać, bardziej niż kogokolwiek wcześniej. Dopiero przy tobie zrozumiałam co znaczy jeżeli na kimś ci na prawdę zależy...
Mogłam wymieniać jeszcze milion powodów dla których on jest dla mnie tak wyjątkowy, ale jego nagły pocałunek zupełnie zbił mnie z tropu, i pozwolił kolejny raz zatopić się w naszym prywatnym świecie.

Otwarłam oczy i rozejrzałam się po pokoju, za oknem zaczynało się już ściemniać, co oznaczało że było już koło dwudziestej. Miejsce obok mnie na łóżku było puste, rozciągnęłam się leniwie, zachodząc w głowę co tym razem sprawiło że Luke nie mógł zostać ze mną. Poczłapałam do garderoby, jako że nie jadłam dzisiaj zupełnie nic mój żołądek zaczął coraz głośniej protestować, naciągnęłam szorty i podkoszulek, i skierowałam się w kierunku kuchni. Miałam już zejść na dół kiedy usłyszałam hałas w ostatnim pokoju w głębi korytarza. Była to ta sama sypialnia w której zastałam Luke'a z tą dziwką, postanowiłam że nie będę więcej tam wchodzić te wspomnienia za dużo mnie kosztowały. Unikanie tego miejsca miało być moim sposobem na obronę, ale teraz po prostu musiałam sprawdzić co się tam działo. Uchyliłam drzwi i nogi się pode mną ugięły zobaczyłam najgorszy obraz, jaki mogłam zobaczyć. Luke siedział na skraju łóżka ze strzykawką maksymalnie dwa centymetry od swoich żył, nie miałam ani chwili do stracenia. Moja reakcja była odruchowa, wyrwałam mu strzykawkę z ręki i rzuciłam nią na zewnątrz przez otwarte okno. Spojrzał na mnie ze złością oddychając płytko.
-Mówiłam ci już nie będziesz brał tego świństwa.
Bez słowa wstał i zacisnął dłonie na moich ramionach, szarpnął mną z całej siły, nie rozumiałam skąd w nim aż tyle agresji, wiedziałam że jest uzależniony od narkotyków i odstawienie ich może powodować różne skutki uboczne, ale tego już było za wiele. Jego oczy przybrały obcy wyraz.
-Chyba za bardzo chcesz się rządzić moim życiem, mówiłem ci już że nie cierpię rozkazów a tobie ktoś w końcu musi pokazać gdzie jest twoje miejsce. -Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć wymierzył mi policzek tak silny że wylądowałam na łóżku. Luke wyszedł z pokoju trzaskając za sobą drzwiami, przez kilka sekund leżałam bez ruchu zastanawiając się co tak właściwie się wydarzyło, to przecież nie mogła być prawda, nie mogło być prawdą to że moja bajka w kilka sekund zmieniała się w horror, chciałam żeby to był sen, żeby to był koszmar z którego obudzę się za kilka minut w jego ramionach. Niestety z każdą kolejną sekundą mój mózg uświadamiał mi realizm tej sytuacji. Wszystko powoli stawało się jasne, mogłam pozwolić mu na wszystko, mogłam wybaczać mu jego zdrady i to że zazwyczaj nie był ze mną do końca szczery, ale na bicie nie mogłam sobie pozwolić. Biegiem wróciłam do naszej sypialni, rzuciłam torbę na łóżko i chaotycznie zaczęłam wrzucać do niej ubrania, chciałam zniknąć stąd jak najszybciej, musiałam zdążyć przed nawrotem wspomnień, wspomnień tego że jeszcze kilka godzin temu właśnie w tym miejscu wyznawałam mu miłość. Teraz na samą myśl o tym robiło mi się nie dobrze, pieprzony kłamca który najbardziej na świecie kocha swoje narkotyki. Chciałam mu pomóc, zrobiłam co w mojej mocy żeby go z tego wyciągnąć, żeby pokazać mu że można żyć inaczej, ale zrobił to co chciał, mógł się teraz stoczyć do tego swojego upragnionego bagna, ale beze mnie.
Wyciągnęłam kartkę i długopis, chciałam zostawić mu wiadomość, prędzej czy później miał wrócić tu w bardziej poczytalnym stanie, a wtedy będzie mógł przeczytać co mam mu do powiedzenia, o ile w ogóle będzie go to jeszcze interesować.
''Gratulacje, w końcu pozbyłeś się naiwnej idiotki która tylko cię ograniczała. Podjąłeś decyzje, a ja nie mam zamiaru zmuszać cię do jej zmiany, wybrałeś to co jest w twoim życiu najważniejsze, ale ja jestem pewna że jeszcze kiedyś zatęsknisz, obudzisz sie sam w twoim pięknym domu i przypomnisz sobie to że mieliśmy każdego ranka budzić się razem, przypomnisz sobie wszystkie twoje obietnice, wszystkie wspólne momenty, ale to będzie już tylko zamazane wspomnienie, do którego nie będziesz mógł wrócić. Za jedną rzecz muszę ci podziękować, nauczyłeś mnie kochać, kochać beznadziejnie, ale dzięki temu teraz ja poszukam miłości z wzajemnością, bo wiem że jestem tego warta.
Tak jak obiecałam zniknę z twojego życia bez śladu, będzie tak jakbyśmy się nigdy nie poznali.
Żegnaj,
Jessica''
Nie zauważyłam kiedy łzy spłynęły mi po policzkach, nie mogłam zostać w tym toksycznym domu ani minuty dłużej. W garażu wrzuciłam torbę na tylne siedzenie mustanga, po czym wślizgnęłam się za kierownicę. Starałam się pozbyć z głowy natarczywych myśli, które mimo wszystko wracały, przez łzy prawie w ogóle nie widziałam drogi. Starałam się głęboko oddychać, ale świadomość że moje życie właśnie się skończyło była silniejsza niż moja wola trzymania się jakoś na nogach. Cztery razy okrążyłam miasto, zanim wreszcie stanęłam na bocznej drodze na obrzeżach. Spojrzałam na telefon, było już po północy, normalnie w takiej sytuacji zadzwoniła bym do Jai'a, ale on przewidział że tak będzie, ostrzegł mnie żebym nie wracała bo niego z płaczem bo jego to już nie interesuje. Był moim jedynym przyjacielem na którego w tym momencie nie mogłam liczyć. Została mi jedyna opcja, której gdyby nie to że byłam popchnięta do ostateczności nie brała bym pod uwagę, mianowicie moi rodzice.
Odpaliłam silnik i skierowałam się w stronę mojego domu rodzinnego, nie chciałam zastanawiać się nad tym co ze mną zrobią i jaką karę wymierzą mi za tak wielkie nieposłuszeństwo i nieobecność w domu przez kilka miesięcy, teraz liczyło się tylko jedno. Być jak najdalej od Luke'a.