niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 13

Przed wyjściem do szkoły postanowiłam zajrzeć do samochodu. Co prawda prawdopodobieństwo tego że policjanci przeszukując go nie znaleźli mojego pistoletu zawiniętego w koszulkę i schowanego pod siedzenie było minimalne, ale wolałam mieć pewność że tata nie trafi na niego przypadkiem szukając swojego złotego pióra. Na moje szczęście broń była na swoim miejscu, odetchnęłam z ulgą wsuwając ją za pasek spodni, trochę dziwnie się czułam mając ją przy sobie, ale przeczucie że stanie się coś złego nie odstępowało mnie nawet na chwilę. Wchodząc na teren szkoły poczułam na sobie zdumione spojrzenia wszystkich zgromadzonych na parkingu, pewnie sądzili że skoro ostatnim razem kiedy tu byłam zostałam porwana już tu nie wrócę. Zignorowałam ich wchodząc do środka, zaraz po przekroczeniu progu podeszło do mnie kilka osób które kojarzyłam z mojej klasy ale nigdy nie utrzymywałam z nimi jakichkolwiek kontaktów, więc nie byłam w stanie przypomnieć sobie nawet ich imion. Zaczęli się nawzajem przekrzykiwać pytając czy nic mi nie jest i jak się czuję, usiłowałam każdemu z nich w miarę kulturalnie odpowiadać, jednak po chwili zaczęło mnie to irytować. Z niezręcznej sytuacji wybawił mnie chłopak o kruczoczarnych włosach którego pojawienie się sprawiło że wszyscy momentalnie ucichli. Zaczęłam się zastanawiać czy czasem coś ważnego mnie nie ominęło, nie przypominałam sobie kogoś kto miał w szkole tak wielki autorytet. Podszedł do mnie luźnym krokiem, dotknął mojego policzka delikatnie go gładząc, odruchowo odsunęłam się na bezpieczną odległość a po moich plecach przeszły ciarki.
-Sama jest sobie winna, skoro jest tak głupia że wplątała się w kryminał to niech teraz cierpi.
Złowrogi ton jego głosu sprawił że momentalnie wmurowało mnie w ziemię, przecież nikt nie nie miał prawa wiedzieć o moim drugim życiu. Ludzie z którymi chodziłam do szkoły pochodzili z najlepszych domów więc wątpię żeby mieli cokolwiek wspólnego z czymkolwiek co jest nielegalne. Kim więc u licha był ten chłopak. Poczułam się zagrożona, a na sytuacje zagrożenia zawsze reagowałam tak samo. Ucieczką. Wybiegłam z budynku nie obierając żadnego konkretnego kierunku. Wiedziałam że nie mogę wrócić do domu, nie udało by mi się wytłumaczyć rodzicom dlaczego nie chce już chodzić do tej szkoły, nigdy mnie nie słuchali.  Z drugiej strony do Luke'a też nie mogłam wrócić nawet jeżeli mówił prawdę i znaczę dla niego coś więcej musiał się zmienić, nie mogłam żyć w ciągłej niepewności i strachu myśląc tylko o tym czy znowu czegoś nie weźmie. Błąkałam się po mieście dobrych kilka godzin, kiedy zorientowałam się że zupełnie nieświadomie dotarłam w okolice ich domu. Nie rozumiałam dlaczego mój mózg płata mi takie figle i postanowił zaprowadzić mnie właśnie w to miejsce. A może po prostu podświadomie wciąż coś mnie tu ciągnęło, może miało to dotyczyć mojego dziwnego przeczucia. Na wszelki wypadek postanowiłam sprawdzić czy wszystko jest w porządku w końcu jak by nie patrzeć Jai wciąż był moim przyjacielem a po tym co Luke mu zrobił musiał być załamany. Sama przed sobą usiłowałam ukryć to że mimo wszystko chciałam też sprawdzić co z nim, nie umiałam tak po prostu go wykreślić z moich myśli i moich wspomnień. Stanęłam przed drzwiami, moja odwaga jakby zupełnie ze mnie wyparowała. Przez dłuższą chwilę wahałam się czy powinnam kolejny raz ingerować w ich życie. Z rozmyślań wyrwał mnie strzał. Nie, to nie możliwe na pewno musiałam coś sobie uroić, przecież nie byli by tak głupi żeby demaskować się w ten sposób. Kolejny raz moich uszu doszedł ten sam odgłos. Tym razem byłam już pewna ktoś strzelał. Nacisnęłam klamkę, drzwi na szczęście były otwarte. Wyciągnęłam broń i trzymałam ją przed sobą na wyprostowanych rękach. Weszłam powoli do środka rozglądając się uważnie Na podłodze w salonie leżał Beau z raną postrzałową brzucha. Odruchowo sprawdziłam mu puls. Żył.
Usłyszałam niepokojące odgłosy dobiegające zza ściany. Zaczęłam się skradać jak kot. Zobaczyłam blondynkę stojącą nad zakrwawionym nieprzytomnym Jai'em, mierzyła do niego z pistoletu. Zrozumiałam że życie mojego przyjaciela leży tylko i wyłącznie w moich rekach. Weszłam do pokoju popychając drzwi tak aby uderzyły o ścianę.
-Żuć to albo rozwalę ci ten głupi łeb-wycedziłam przez zęby. Nie zareagowała. Pewnie uważała że nie mam na tyle odwagi, musiałam działać. Nacisnęłam na spust, nie umiałam najlepiej celować, ale najwyraźniej udało mi się trafić. Dziewczyna upadła. Uklękłam przy Jai'u przykładając rękę do jego klatki piersiowej. Sprawdziłam jego puls, był słabo wyczuwalny. Z pomiędzy moich palców zaczęła wypływać czerwona ciecz. Usłyszałam czyjeś kroki, byłam tak zrozpaczona że nie miałam siły nawet sprawdzić kto to.
-Co tu się u licha dzieje??- kiedy usłyszałam głos Luke'a nieco mi ulżyło, przynajmniej jemu nic nie było.
-Dzwoń po karetkę, szybko - wyłkałam, sama nie wiem kiedy zaczęłam płakać.
Zniknął na chwilę za drzwiami. Nie przestawałam uciskać krwawiącego miejsca ale to nic nie pomagało.


Po piętnastu minutach karetka zabrała obydwu chłopaków, dziewczyna nie żyła a śledczy z policji mieli przyjechać dopiero za chwilę. Stałam na środku pokoju wpatrując się w swoje zakrwawione ręce, nie umiałam przestać płakać, sama nie wiem czemu. Po części dlatego że byłam zupełnie bezradna, nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić, ale byłam też morderczynią nie mogłam o tym zapomnieć. Czułam jakby całe moje życie właśnie się kończyło. Luke złapał mnie i z całej siły przyciągnął do siebie, może i zupełnie zgłupiałam ale właśnie tego teraz potrzebowałam, jego ramiona były ostatnią rzeczą która łączyła mnie jeszcze z rzeczywistością.
-Spokojnie już po wszystkim- wyszeptał mi spokojnie do ucha. Usiłował być twardy ale w jego głosie wyczułam drżenie niepewności.
-Po wszystkim ja zabiłam człowieka- wycedziłam przytulając się do niego mocniej. Zapach jego skóry nieco mnie uspokajał.
-Gdybyś tego nie zrobiła ona zabiła by Jai'a.
-I tak nie wiemy czy Jai przeżyje.
-Przeżyje jest silnym mężczyzną już nie z takich sytuacji wychodził cało.-Zdawałam sobie sprawę że chce mnie tylko uspokoić ale wierzyłam mu.
-A Beau??
-Jego rany są mniej poważne nic mu nie będzie.
-Co się teraz ze mną stanie?? Pójdę do więzienia przecież ją zabiłam- zupełnie się załamałam.
-Nie pozwolę na to, obiecałem że nie pozwolę cię skrzywdzić i tak będzie, rozumiesz??
-Ciekawe dlaczego miałabym ci wierzyć- chciałam powiedzieć mu wszystko co o nim myślę.- Będziesz mnie bronił dopóki znowu czegoś nie weźmiesz tak?? Później to ty będziesz dla mnie zagrożeniem.
Złapał moja twarz w dłonie zmuszając do spojrzenia mu w oczy.
-Nie będzie tak rozumiesz??- zbliżył usta do mojego czoła.- Nie będzie tak bo cię kocham-wyszeptał. Musiałam przyznać że umiał sobie wybrać moment na takie wyznania.

3 komentarze: