wtorek, 29 września 2015

Rozdział 39

Otworzyłam oczy czując na policzku jego oddech. Nasze splątane dłonie najprawdopodobniej nie rozdzieliły się przez całą noc. Nie umiałam powstrzymać uśmiechu który wkradł się na moje usta, pierwszy raz od niepamiętnego czasu byłam szczęśliwa, tak po prostu, bez żadnych zbędnych definicji. Nie wiedziałam czym było to spowodowane, może tym że wreszcie byłam z nim, tym że w jego miłosnym uścisku mogłabym spędzić resztę mojego życia nie zwracając uwagi na rzeczywistość. Zawsze przy nim właśnie tak się czułam, czułam jakbym odpływała do równoległego świata, który tylko on umiał otworzyć i tylko we dwoje mogliśmy w nim przebywać.
Poza tym pierwszy raz od dłuższego  czasu tak się wyspałam. Dzisiejsza noc była pierwszą od naszego rozstania w której nie przyśnił mi się ten koszmar, co za tym szło nie obudziłam się z krzykiem. Tłumaczyłam to sobie tym że przez całą noc przytulałam się do niego i słyszałam bicie jego serca, to mnie zawsze uspokajało, poza tym koszmar w którym popełnia samobójstwo nie miałby sensu skoro po przebudzeniu zobaczyłabym że jest przy mnie cały i zdrowy. Ta świadomość napełniała mnie bezgraniczną radością, nie wiedziałam jak coś tak głupiego jak to że rano obudzę się przy jego boku może być sensem mojego życia. Ale może właśnie o to w tym wszystkim chodzi, o pewność, o pewność że cokolwiek się nie stanie masz przy sobie kogoś na kogo możesz liczyć, kogoś kto nigdy nie zostawi cię samego z twoimi problemami.
Właśnie w tym momencie dopadły mnie wyrzuty sumienia i to dużo gorsze niż się tego spodziewałam. Ja w końcu miałam kogoś takiego, miałam kogoś na kogo mogłam liczyć zawsze i pomimo wszystko, a czym ja się mu odpłacałam?? Zdradą?? Nie mogłam uwierzyć w to jakim potworem się stałam, doskonale pamiętałam uczucie towarzyszące odkrywaniu każdej kolejnej zdrady Luke'a. Coś sobie wtedy obiecałam. Wiedziałam że nigdy nie chce stać się taka jak on, nigdy nie chcę krzywdzić ludzi którzy mnie kochają.
Położyłam dłoń na jego policzku, a on uśmiechnął się przez sen wtulając się w jej wnętrze. Ten widok złamał mi serce, bo doskonale wiedziałam co teraz powinnam zrobić. Im szybciej to skończę tym lepiej dla wszystkich, musiałam się od tego odciąć, jednym zdecydowanym szarpnięciem zerwać to co nas łączyło. Głównym powodem dla którego podejmowałam taką decyzję był strach, bałam się co mogłoby się stać gdyby on przebywał w moim życiu choć trochę dłużej. Skoro po kilku godzinach od odzyskania go byłam gotowa postawić wszystko na jedną kartę i zaryzykować związek który budowałam od sześciu miesięcy, po kilku kolejnych zapewne straciłabym zupełnie jasność umysłu. Ale to nie było wszystko, jeszcze czegoś bałam się dużo bardziej. Zaufać, zaufać mu po tym wszystkim co się między nami stało. Nie umiałam tak po prostu wymazać wspomnień które bezlitośnie wracały przypominając mi o najgorszych momentach mojego życia. Właściwie nie chciałam o niczym zapominać, chciałam pamiętać bo dzięki temu dużo łatwiej było mi wytłumaczyć to co właśnie chciałam zrobić.
Jednym zgrabnym ruchem wydostałam się z jego objęć. Zmarszczył brwi i zaczął niespokojnie przesuwając ręką po łóżku. Nie mogłam dopuścić do tego żeby się obudził. Pogłaskałam go po ręce a on złapał moją dłoń i splótł nasze palce. Zagryzłam wargi żeby się do niego nie przytulić, nie miałam pojęcia czy robił to świadomie, ale cholernie utrudniał mi sprawę.
Powoli rozdzieliłam nasze dłonie cały czas bacznie obserwując jego reakcję, na szczęście spał wystarczająco głęboko. Zebrałam ciuchy z podłogi i naciągnęłam je na siebie. W jednej z szuflad znalazłam kartkę i długopis. Znowu miałam zamiar to zrobić, znowu miałam zamiar uciec, pomimo tego że wiedziałam że to najgorsza z możliwych opcji. On na to nie zasługiwał, nie zasługiwał na to żebym uciekała od niego po kryjomu, teraz kiedy przestał brać nie musiałam się już martwić jego napadami agresji. Za to co dla mnie zrobił i przez co przeszedł powinnam zebrać w sobie przynajmniej tyle odwagi żeby szczerze z nim porozmawiać, ale ja nie umiałam nic poradzić na to że jego bliskość zupełnie wyłączała moje trzeźwe myślenie, a ja nie mogłam pozwolić sobie na to żeby krzywdzić ludzi dla których jestem ważna. Chociaż w obecnej sytuacji cokolwiek bym nie zrobiła moja decyzja kogoś zrani, a ja muszę wybrać po prostu mniejsze zło.
Nawet przez chwilę nie zastanawiałam się nad tym co powinnam napisać, po prostu to wiedziałam.
''Popełniłam błąd, wielki błąd pozwalając żeby stało się to co się stało. Teraz muszę go naprawić.''
Zgięłam kartkę i położyłam na poduszce, starałam się na niego nie patrzeć i bez tego moje gardło było już wyjątkowo zaciśnięte. Jednak kiedy stanęłam w drzwiach moje oczy same znalazły do niego drogę, nie umiałam zrozumieć tego dlaczego moje ciało buntowało się przeciwko moim decyzją. Musiałam to zrobić jak najszybciej, dopóki byłam wystarczająco silna psychicznie.
Nie wiem jak znalazłam się w samochodzie, i kiedy wyjechałam na drogę, ale od domu dzieliło mnie już zaledwie kilka kilometrów. Nie pierwszy raz jechałam ignorując ograniczenia prędkości, ale w biały dzień zwracało to powszechną uwagę. Docisnęłam gaz jeszcze mocniej, chciałam żeby do mojej głowy nie przedzierało się nic oprócz ryku silnika, ten sposób zdawał egzamin, przynajmniej do pewnego momentu.
Ta noc była jak potwierdzenie, jak potwierdzenie tego co nas łączy, tego że nigdy z nikim nie będę czuła się tak wspaniale jak z nim. Nie umiałam wytłumaczyć na czym polegała ta jego wyjątkowość, ale miałam sto procent pewności że nikt inny mi tego nie da, nikt inny nie spojrzy na mnie w taki sam sposób jak on. I ta świadomość bolała mnie najbardziej.
Wierzchem dłoni starłam pojedynczą łzę spływającą po moim policzku, nie mogłam się rozkleić, nie teraz, nie dopóki nie dotarłabym do mojego domu, do bezpiecznej przystani... Cholera. Zapomniałam o jednym małym szczególe. Max tam był, a to oznaczało kłopoty.
Nie chciałam go okłamywać, jak do tej pory był jedyną osobą która wiedziała o mnie wszystko, no dobrze może nie wszystko bo nie przyznałam mu się do prowadzenia podwójnego życia, ale wiedział wystarczająco dużo żeby zauważyć że coś jest nie tak. Nigdy o nic mnie nie pytał, wychodził z założenia że jeżeli będzie to coś co powinien wiedzieć to prędzej czy później mu o tym powiem. Ale tym razem było inaczej, nie mogłam wyznać mu prawdy, ufał mi a ja nie chciałam go ranić, to co zrobiłam było błędem, a skoro obiecałam sobie że to się już nigdy nie powtórzy, nie było po co martwić go takimi nowinami.
Zdawałam sobie sprawę z tego że to błędne przekonanie, pamiętam jak będąc z Luke'iem przede wszystkim chciałam znać prawdę, nie ważne jak bolesna miała dla mnie być. Wolałam wiedzieć na czym staję niż być karmiona jego słodkimi kłamstwami. Ale teraz byłam po drugiej stronie i powoli zaczynałam rozumieć to co nim wtedy kierowało, on mnie zdradzał ale tylko wtedy kiedy był pod wpływem narkotyków, ja byłam od niego dużo gorsza, zrobiłam to będąc w pełni świadomą tego co robię.
Zajechałam na podjazd przed domem i zacisnęłam powieki starając się powstrzymać łzy. Chciałam jak najdłużej odciągnąć w czasie moment mojego spotkania z Max'em. Czekała mnie prawdopodobnie najtrudniejsza rozmowa mojego życia i żadnym sposobem nie mogłam się od tego wykręcić. Tym razem nie mogłam stchórzyć, zawsze uciekałam kiedy robiło się trudno, ale teraz musiałam wypić piwo które sobie nawarzyłam, skoro byłam na tyle głupia żeby go zdradzić, to teraz musiałam stawić czoło wyrzutom sumienia i nauczyć się z tym żyć.
Przed wejściem do domu zamrugałam kilka razy powiekami żeby odgonić resztki łez, musiałam wyglądać tak jak gdyby nigdy nic się nie stało. Przekręciłam klucz i weszłam do środka. Jak zawsze czekał na mnie na kanapie w salonie, z łokciami opartymi na kolanach i dłońmi splecionymi na karku, wbijał wzrok w podłogę dopóki nie usłyszał moich kroków. Znalazł się przy mnie szybciej niż się tego spodziewałam, bez słowa chwycił mnie w ramiona i mocno do siebie przytulił. W mojej głowie pojawiła się tylko jedna myśl: martwił się, martwił się o mnie wtedy kiedy ja go zdradzałam, wtedy kiedy ja wyrzuciłam do śmieci wszystko to co razem zbudowaliśmy. Wyrzuty sumienia zacisnęły mi gardło do tego stopnia że ledwo dawałam radę oddychać. Odsunął mnie od siebie i położył dłonie na moich policzkach. Niechętnie spojrzałam mu w oczy, zmartwiony wyraz jego twarzy jeszcze bardziej utrudniał mi sprawę.
-Wszystko w porządku?? -zapytał gładząc kciukami moje policzki.
Wiedziałam że nie dam rady wypowiedzieć ani słowa, pokiwałam głową, a on uśmiechnął się z wyraźną ulgą po czym złożył krótki pocałunek na moich ustach i otoczył mnie ramionami.
Nie byłam tego warta, nie byłam warta mieć kogoś takiego, on był najlepszym co mogło się przytrafić każdej dziewczynie, a wybrał tak beznadziejny egzemplarz jak ja. Najprawdopodobniej byłam najgorszym wyborem jego życia, chociaż jeszcze nie do końca zdawał sobie z tego sprawę. To że moje wszystkie kłamstwa wyjdą na jaw było tylko kwestią czasu, zawsze tak było i zawsze tak będzie, każde nawet najlepiej ukrywane kłamstwo prędzej czy później ujrzy światło dzienne.
-Idź do łazienki i weź szybki prysznic, bo za dwie godziny masz przymiarkę sukni ślubnej.
Zmarszczyłam brwi, zupełnie o tym zapomniałam, ostanie na co miałam teraz ochotę to przypominać sobie o tym że za niedługo mam zostać jego żoną, byłam najgorszą dziewczyną świata i nic nie świadczyło na to żeby po naszym ślubie miało się to zmienić.
-Ale ja...- musiałam się jakoś z tego wymiksować, na samą myśl o sukience, welonie, dodatkach robiło mi się niedobrze.
-Żadnych wymówek, leć do łazienki a ja zrobię ci coś do jedzenia.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć zniknął za drzwiami do kuchni. Nie potrafiłam go rozgryźć, w jednej chwili wydawał się być bliski załamania, a w następnej tryskał radością. Był najbardziej zagadkowym człowiekiem jakiego znałam.
Kiedy zamknęłam za sobą drzwi łazienki przestałam panować nad emocjami, wszystko wróciło do mnie w jednym momencie. Weszłam pod prysznic i odkręciłam wodę, nie obchodziła mnie ani jej temperatura, ani to że cały czas miałam na sobie ubrania. Wreszcie mogłam odreagować, wreszcie  mogłam to wszystko z siebie wyrzucić. Usiadłam na podłodze i zaczęłam płakać.
Byłam zupełnie bezsilna moje życie kolejny raz postanowiło podciąć mi skrzydła wtedy kiedy już zaczynałam sobie radzić uświadamiając mi jak bardzo kocham kogoś z kim nie mogę być.


Zamknęłam oczy, nie chciałam widzieć siebie w sukni ślubnej, to uświadomiło by mi tylko jak blisko jest dzień sądu, bo właśnie tak myślałam o dniu który większość dziewczyn uważa za najpiękniejszy w swoim życiu. Ja nie umiałam był na tyle pozytywna, popełniłam ogromny błąd przyjmując oświadczyny Max'a, nie powinnam była nigdy pozwolić mu uwierzyć w to że ten związek ma w ogóle jakieś szanse, ale teraz to zabrnęło już zdecydowanie za daleko, a ja nie wiedziałam jak to odkręcić, kiedy widziałam jak bardzo podekscytowany jest całymi przygotowaniami, nie umiałam mu tego odebrać. To właśnie ja i moje miękkie serce, tak bardzo chcę go uszczęśliwić że pozwalam żeby wszystko wymknęło mi się z pod kontroli.  Tylko czy to na pewno uszczęśliwianie?? Skoro wiem że nigdy go nie pokocham, a przynajmniej nie tak jak powinno się kochać męża.
Powoli zaczynałam się już w tym wszystkim gubić, właściwie to nie powoli bo zagubiłam się już zupełnie. Starałam się wybierać rozwiązania które będą najlepsze, może nie zawsze dla mnie, ale dla osób na których mi zależało. Z czasem okazało się jednak że każda decyzja którą podjęłam prędzej czy później obróciła się przeciwko mnie. Dosłownie każda.
-Gotowe może się pani pokazać narzeczonemu.
Głos sprzedawczyni wyrwał mnie z zamyślenia, otworzyłam oczy i w ostatnim momencie powstrzymałam grymas niezadowolenia. Sukienka była piękna, a nawet bardzo piękna, ale ja niemalże dostawałam już ataku paniki, jeżeli zaraz nie padnę na ziemię i nie zacznę wyć z rozpaczy to będzie jakiś cud. Skoro teraz ledwo dawałam radę się kontrolować to nie było nawet mowy żebym poradziła sobie w dzień ślubu, nie mogłam złożyć tej przysięgi, to nie było coś z czego mogłabym zrezygnować po pewnym czasie, a prawda była taka, że nie wiedziałam ile wytrzymam oszukując samą siebie że to co robię to najlepsze możliwe rozwiązanie.
Kiedy kobieta odsunęła zasłonę przykleiłam do twarzy sztuczny uśmiech, w tym to akurat byłam mistrzynią, udawanie szczęścia w ostatnim czasie opanowałam do perfekcji. Oczy Maxa rozbłysły kiedy mnie zobaczył.
-I jak?? -zapytałam kiedy rozchylił wargi ale przez kilka sekund nie wypowiedział ani słowa.
-Nie wiem co powiedzieć -wydusił wreszcie. Podszedł do mnie i kładąc ręce na moich biodrach odwrócił mnie w stronę lustra. Położył głowę na moim ramieniu i wyszczerzył się tak szeroko jak tylko dał radę.
-Po prostu nie mogę uwierzyć w to że najpiękniejsza dziewczyna na świecie już za kilka miesięcy zostanie moją żoną. -Zakołysał moimi biodrami przez co materiał sukienki zaczął błyszczeć. -Wyobrażasz to sobie?? Pięknie udekorowana sala, orkiestra grająca nastrojowe piosenki i cały tłum ludzi którzy przyszli tam tylko z jednego powodu, żeby zobaczyć cię tak perfekcyjną jak dziś.
Spojrzałam na dziewczynę w lustrze, miał rację była idealna, zupełnie jak lalka ze sztucznym uśmiechem przyklejonym na stałe do ust. Wyglądało to zupełnie realistycznie,  jak szczęśliwa zakochana w sobie para która nie może się doczekać tego aż ich losy zwiążą się na zawsze, niewiele brakowało a sama uwierzyła bym w to szczęście które niemal z nich tryskało. Ale wystarczyło jedno spojrzenie w jej w oczy, przerażone szklące się od łez oczy. To spojrzenie było jak nieme błaganie o pomoc.
To nie mogłam być ja, zacisnęłam pięści ale dziewczyna zrobiła to samo. A jednak- te słowa wbiły się w mój umysł niczym szpilki. Zamknęłam oczy bezsilnie usiłując powstrzymać łzy które i tak spłynęły po moich policzkach. Nie miałam władzy nad swoim ciałem, ale czułam że ktoś mnie obraca.
-Wiem kochanie że się wzruszyłaś, ale proszę cię nie płacz- wytarł łzy z moich policzków. -Wiem że dużo w życiu przeszłaś i nasz ślub jest dla ciebie bardzo ważnym wydarzeniem, dzięki niemu będziesz mieć pewność że cokolwiek by się nie stało będziesz miała kogoś na kogo możesz liczyć, kogoś do kogo możesz się zwrócić z każdym problemem. Ja już teraz mogę ci obiecać że będę przy tobie na dobre i na złe, nieważne co się wydarzy i jak ciężko będzie, chce być przy tobie bo cię kocham.
Zamrugałam szybko powiekami żeby odgonić kolejną falę łez, wtuliłam się w niego z całej siły, ostatnie na co teraz miałam ochotę to wyznania miłości biorąc pod uwagę że wciąż nie byłam do końca pewna tego co do niego czuję.
Przypadkiem wyjrzałam przez okno i zamarłam. Luke stał na zewnątrz przyglądając się nam uważnie, kiedy nasze oczy się spotkały zmusił się do ponurego uśmiechu. Nie myślałam już zupełnie o niczym wyrwałam się z jego objęć i ruszyłam w stronę drzwi.
-Zostań tu, ja za chwilę wrócę- rzuciłam i zamknęłam za sobą drzwi.
-Co ty tu robisz?? -zapytałam kiedy stanęłam z nim twarzą w twarz. Jak zawsze wydawał się być zupełnie rozluźniony, ale nie ze mną te numery. Jego obecność tutaj nie oznaczała niczego dobrego, do tej pory nie spotkali się z Max'em osobiście, nie miałabym nic przeciwko temu żeby ich sobie przedstawić gdyby nie to że miałam coś na sumieniu, coś co mogło zniszczyć moją w miarę poukładaną codzienność i zranić kogoś, kogo za wszelką cenę chciałam chronić.
Zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów i uśmiechnął się, tym razem bardziej szczerze.
-Ślicznie wyglądasz wiesz??
Ścisnęło mnie w gardle kiedy zrozumiałam że stałam przed nim ubrana w suknie ślubną którą miałam założyć dla innego mężczyzny. To nie mogło być dla niego łatwe, zresztą dla mnie też nie było.
-Przestań -parsknęłam. Miałam nadzieję że uda mi się rozwiązać to w miarę szybko i możliwie jak najmniej boleśnie. Chciałam być zła, chciałam być na niego wściekła, ale jakoś nie mogłam znaleźć w sobie żadnego powodu do złości. Cieszyłam się że tu przyszedł, cieszyłam się że wyrwał mnie z tej chorej sytuacji, przy nim zawsze czułam się prawdziwie, nigdy nie chciałam niczego udawać, pokazywałam mu się taką jaką byłam naprawdę. Jeśli płakałam, krzyczałam, czy wyładowywałam na nim swoją złość robiłam to tylko dlatego że właśnie to wtedy czułam, a nie dlatego że uważałam że tak wypadało. Zaczynałam powoli nienawidzić się za to jaka sztuczna się stałam. -Znowu mnie śledziłeś??
-A czy to istotne?? Uznałem że musimy porozmawiać, twój list nie jest dla mnie wystarczającym pożegnaniem.
Na dźwięk ostatniego słowa moje serce zamarło, czyżby miało stać się to czego najbardziej się bałam?? Mieliśmy się pożegnać?? Tak po prostu?? ''Cześć już nigdy się nie zobaczymy''
Jedynym rozwiązaniem było grać na zwłokę, przeciągnąć to tak długo w czasie jak tylko to było możliwe.
Spojrzałam na Max'a który rozmawiał ze sprzedawczynią co chwilę jednak zerkał w naszym kierunku kontrolując sytuację.
-Nie sądzę żeby to było właściwe miejsce i czas na tak poważną rozmowę.
Zaśmiał się ironicznie i spojrzał na mnie rozczarowanym wzrokiem.
-Bo co?? Bo boisz się że mu o wszystkim powiem?? Że powiem mu o naszej wspólnej nocy??- Zbliżył się do mnie i wsunął kosmyk moich włosów za ucho, opuszkami palców musnął moją szyję. Zamknęłam oczy,chcąc zatrzymać tą chwilę, jego dotyk wciąż sprawiał mi zupełnie irracjonalną przyjemność i to bez względu na to czy tego chciałam czy nie. -Nie masz czego się bać, jeżeli sama mu o tym nie powiesz możesz być pewna że ja tego nie zrobię. Wiem że masz mnie za najgorsze co cię w życiu spotkało, ale ja się zmieniłem, nie zniszczę kolejny raz twojego szczęścia. - Spojrzałam mu w oczy. Jakiego szczęścia?? Gdyby wiedział co tak na prawdę czuję nie wygadywał by takich bzdur. Ale on nie miał prawa nawet domyślać się tego jak było na prawdę, nikt nie miał takiego prawa, odkąd tylko tu przyjechałam zaczęłam budować iluzję szczęścia w którą z czasem wszyscy uwierzyli, wszyscy oprócz mnie.
Luke cofnął się o krok dokładnie w tym samym momencie w którym poczułam że ktoś mnie obejmuje przyciągając do siebie dużo mocniej niż to było konieczne.
-Wszystko w porządku Jess?? - zapytał przenosząc wzrok ze mnie na Luke'a. Przyglądał mu się przez chwilę coraz mocniej zaciskając szczękę. Jednego już teraz mogłam być pewna, nie było szans na to żeby się polubili.
-Tak wszystko dobrze -odpowiedziałam. Ale wcale tak nie było, jego obecność tutaj nie była konieczna, wręcz przeciwnie, jego niby opiekuńczość była typową pokazówką, uwielbiał pokazywać całemu światu jaką to idealną parą niby byliśmy.
Wyciągnął rękę w stronę Luke'a uśmiechając się tak sztucznie jak tylko się dało.
-Cześć jestem Max narzeczony Jessicki. - Podkreślił słowo '' narzeczony'' wypowiadając go z aż nadmierną czcią. Miałam ochotę go za to uderzyć, najlepiej tak mocno żeby zwinął się z bólu. -A ty to??
-Luke- odpowiedział, ale nie podał mu ręki. Był zupełnie opanowany, beznamiętnie przyglądał się temu jak obejmuje mnie inny mężczyzna, nie wiedziałam czy jest to spowodowane tym że stał się najlepszym aktorem jakiego znałam, czy może tym że zupełnie nic już do mnie nie czuł i nie obchodziło go to z kim byłam. Obie możliwości wydawały mi się mało prawdopodobne. Chyba zaczynałam tęsknić za tym wybuchowym impulsywnym chłopakiem który niczego nigdy nie ukrywał. Chociaż tamto jego wcielenie nie raz mnie przerażało wolałam znosić jego wybuchy złości jeżeli później miał mi wykrzyczeć że mnie kocha. Teraz nie mogłam liczyć ani na jedno, ani na drugie, i to chyba bolało najbardziej. Był zupełnie obojętny.
-Ten Luke??
Max odwrócił się w moją stronę szeroko otwierając oczy, przytaknęłam. W tym momencie żałowałam tego że znał całą moją historię, gdyby było inaczej zmyśliłabym kolejną żałosną bajeczkę w którą i tak by mi uwierzył.
-To znaczy że już o mnie słyszałeś- Luke uśmiechnął się krzywo. Pewnie nie sądził że ktokolwiek będzie wiedział o tym co nas  kiedyś łączyło, to raczej nigdy nie był dla mnie powód do dumy, a już tym bardziej do tego żebym się komuś chwaliła.
-Żebyś wiedział że już o tobie słyszałem, ale to raczej nie jest powód do radości.
Niechęć Max'a była moją winą, w całej mojej opowieści Luke był ćpunem który zmuszał mnie do uczestniczenia w wyścigach, podawał mi narkotyki, a na dodatek jeszcze mnie pobił. Zdałam sobie sprawę z tego że kiedy to opowiadałam byłam na niego tak wściekła że cały nasz związek ujęłam w jak najgorszym świetle. Nic dziwnego że Max przyjmował postawę obronną, w końcu w jego mniemaniu groziło mi ogromne niebezpieczeństwo.
Z twarzy Luke'a zniknął uśmiech, zesztywniał i wziął kilka głębokich wdechów.
-Słuchaj, nie mam ochoty z tobą rozmawiać, ale mam ci coś do powiedzenia. - Popatrzył na mnie w sposób którego nie umiałam rozszyfrować. -Nie wyobrażasz sobie nawet tego jak pieprznym szczęściarzem jesteś, że ona wybrała ciebie, masz coś o czym ja mogę już tylko pomarzyć, coś za co byłbym gotów oddać życie, ale to i tak niczego już nie zmieni. Musisz pamiętać o tym że ona nie jest jak wszystkie inne dziewczyny, jest wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju i przez to potrzebuje specjalnego traktowania. Ona będzie cię potrzebować dużo częściej niż się tego spodziewasz, dlatego przez cały czas musisz być przy niej, bo ona nigdy nie prosi o pomoc, uważa że jest wystarczająco silna żeby poradzić sobie z całym życiem. Jest dumna i uparta, zawsze powtarza że wszystko jest w porządku nawet jeżeli cały świat jej się wali. Właśnie dlatego musisz patrzeć jej w oczy, bo tylko w nich zobaczysz co naprawdę czuje. -Wbił wzrok w ziemię zagryzając wargę uśmiechnął się leniwie. -Często budzi się w nocy- nasze oczy się spotkały, wstrzymałam oddech. Wiedziałam że mówił bardziej do mnie niż do niego. -Bo ma okropne koszmary, wtedy musisz ją przytulić tak po prostu, bez słowa,  żeby poczuła się bezpieczna. Mów jej że ją kochasz tak często jak to tylko możliwe, i udowadniaj jej to każdego dnia, bo ona już nie wierzy nikomu na słowo, za dużo razy została zawiedziona. Ale przede wszystkim pamiętaj że oddaję ci największy skarb mojego życia, dlatego kiedy będziesz trzymał ją w ramionach, trzymaj ją mocno bo będziesz miał w nich cały mój świat. Oddaję ją tobie i mam nadzieję że dasz jej to szczęście którego ja nie potrafiłem jej dać, ale jeżeli ją skrzywdzisz, jeżeli dowiem się że chociaż raz przez ciebie płakała znajdę cię choćby na końcu świata i zabiję z największą przyjemnością.
Byłam tak zdezorientowana tym co się wokół mnie działo że nie wiedziałam jak zareagować, Luke zrobił coś o co nigdy bym go nie podejrzewała, miał zamiar pozwolić mi odejść z innym, przecież to niedorzeczne, a już na pewno nie w jego stylu. Spojrzałam na niego żądając wyjaśnień.
-Wiesz co myślę że jesteś ostatnią osobą od której powinienem przyjmować jakiekolwiek rady, a już na pewno te jak należy ją traktować- Max podniósł głos. Nie zamierzał odpuścić, jak zawsze musiał udowodnić że jest lepszy. Luke jednak nie pozwolił się sprowokować, nawet na chwilę nie oderwał ode mnie wzroku. Musieliśmy porozmawiać, tylko we dwoje.
-Max zostaw nas samych-powiedziałam nawet na niego nie patrząc.
-Nie ma mowy, nie zostawię cię samej z tym palantem.
Wciągnęłam głośno powietrze zamykając oczy, jeśli jeszcze raz go obrazi to obiecuje że będzie zbierał zęby z chodnika.
-Max zostaw nas samych -wycedziłam przez zęby.
Odwrócił mnie w swoją stronę i spojrzał mi w oczy, nie obchodziło mnie to co miał mi do powiedzenia, chciałam żeby jak najszybciej się stąd wyniósł.
-Dobrze zrobię to bo ci ufam kochanie- pocałował mnie, ale ja tego nie odwzajemniłam. Obecność Luke'a krępowała mnie do tego stopnia że nie mogłam się z nim całować, zresztą i tak niczego nie czułam, niczego oprócz obrzydzenia do samej siebie. Przełknęłam głośno ślinę. -Mam nadzieję że wiesz co robisz.
Odruchowo przytaknęłam, nie miałam pojęcia co robię, działałam zupełnie impulsywnie i irracjonalnie, ale lubiłam kiedy tak się działo, lubiłam kiedy nie musiałam się nad czymś zastanawiać, po prostu wiedziałam co chcę zrobić, emocje brały górę nad zdrowym rozsądkiem i podejmowały decyzję za mnie. Niestety w ostatnim czasie dość rzadko dawałam się ponieść i działałam pod wpływem impulsu. Spotkanie z Luke'iem uświadomiło mi z jak wielu rzeczy które kiedyś sprawiały mi przyjemność tak po prostu zrezygnowałam. Moje życie stało się nudne i przewidywalne, działałam według wyznaczonego planu i nie pozwalałam sobie na żadne odstępstwa, zupełnie jakbym sama siebie zamknęła w więzieniu.
-On cię kocha- usłyszałam głos Luke'a. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego że Max zniknął już za drzwiami.
-Skąd ty to możesz wiedzieć??- zapytałam z niedowierzaniem marszcząc brwi. Nie miał prawa używać tak wielkich słów, nic o nas nie wiedział, nie miał pojęcia jak wyglądał nasz związek, więc skąd mógł wiedzieć co on do mnie czuje??
-Widzę jak on na ciebie patrzy- spojrzał na mnie z ukosa i uśmiechnął się krzywo. -Wiem bo kiedyś sam patrzyłem na ciebie w ten sposób.
-Dlaczego mi o tym mówisz?? Bo jeżeli to znowu jakaś twoja kolejna gierka która ma na celu zabawę moimi uczuciami to dziękuję ale w to nie wchodzę.
-To nie tak -potarł palcami czoło -pozwól mi to wszystko wytłumaczyć zanim zaczniesz mnie oceniać.
Odetchnęłam głęboko starając się uspokoić, chciałam dać mu szansę ale wszystko co mówił brzmiało co najmniej mało prawdziwie, nie mogłam uwierzyć w to że przez ten czas zmienił się do tego stopnia. Kiedyś szalał z zazdrości tak bardzo że podejrzewał mnie o romans z Jai'em a teraz tak po prostu przyjął do wiadomości że wychodzę za innego.
-Dobrze mów- odparłam krótko, nie chciałam żeby myślał że uwierzę w każdą bajeczkę którą mi przedstawi, chociaż odróżnienie prawdy od fikcji w jego przypadku co najmniej graniczyło z cudem.
-Od samego początku kiedy tylko pojawiłaś się w moim życiu wiedziałem że jesteś wyjątkowa, patrzyłaś na ten świat zupełnie inaczej niż wszyscy. - Złapał moje ręce i zbliżył się do mnie uśmiechając się blado. -Wciąż pamiętam twoje przerażone oczy którymi patrzyłaś na mnie pierwszej nocy kiedy się spotkaliśmy, nie mówiłem ci tego wcześniej ale ja zacząłem cię śledzić nie dlatego że zależało mi na samochodzie twojego ojca. Któregoś dnia zobaczyłem cię na ulicy czytałaś książkę, kiedy się mijaliśmy uniosłaś wzrok i uśmiechnęłaś się do mnie w taki sposób że od tamtej pory nie umiałem o tobie zapomnieć. Śniłaś mi się każdej nocy, właśnie wtedy postanowiłem zdobyć o tobie jakieś informacje i zacząłem cię śledzić. Akcje z samochodem wymyśliłem na poczekaniu kiedy Beau zorientował się że całymi dniami za tobą chodziłem, nie mogłem mu przecież powiedzieć że robię to bo zajmujesz większość moich myśli. - Wtuliłam się w dłoń którą przyłożył mi do policzka. - Później wszystko potoczyło się szybko, o wiele za szybko. Przez cały czas nie mogłem cię rozgryźć, nie mogłem zrozumieć co takiego we mnie zobaczyłaś, że aż tak bardzo mnie pokochałaś. Byłem mordercą gangsterem i ćpunem- roześmiał się bezsilnie patrząc na nasze dłonie- ale ty uznałaś mnie za swój ideał, ideał którym dla ciebie chciałem się stać. Ale nie potrafiłem, nie umiałem być taki na jakiego mnie zasługiwałaś. Zawsze kiedy  cię skrzywdziłem obiecywałem sobie że to już ostatni raz, że już nigdy więcej nie dopuszczę do tego żebyś musiała przeze mnie płakać. -Podniósł wzrok i popatrzył mi w oczy, dzięki temu zyskałam stu procentową pewność co do wiarygodności jego słów. -Byłem beznadziejny, ale tak naprawdę uświadomiłem to sobie dopiero wtedy kiedy złamałem już wszystkie zasady i cię uderzyłem, poczułem się jak śmieć jakbym był zupełnie nic nie warty, byłem gotów błagać cię o wybaczenie, ale kiedy wróciłem do domu ciebie już tam nie było. Właśnie to dało mi najwięcej do myślenia, kiedy budziłem się rano w pustym łóżku, w pustym domu który miał należeć do nas. Czułem że straciłem nie tylko siebie, ale też osobę którą się przy tobie stawałem.-Nie wytrzymałam i lekko się do niego przytuliłam, chciałam dodać mu siły żeby skończył swoją historię.- Wtedy przestałem brać, chciałem mieć pewność że jak w końcu cię odnajdę będę miał nad sobą pełną kontrolę, żeby znowu cię nie skrzywdzić. I udało mi się zerwałem z narkotykami i znalazłem cię, ale ty już byłaś szczęśliwa, byłaś szczęśliwa beze mnie. W pierwszym odruchu chciałem wrócić do brania, cel dla którego rzuciłem był nieosiągalny, ale musiałem się upewnić czy na prawdę tak jest. Chciałem wiedzieć czy naprawdę przestałaś mnie kochać. - Odetchnął głęboko i uśmiechnął się patrząc mi głęboko w oczy. - Ostatnia noc była najlepszą nocą mojego życia, była jak spełnienie marzeń, wreszcie byłaś tylko moja, chciałem żeby to trwało wiecznie, ale poranek odarł mnie ze złudzeń. Kolejny raz obudziłem się w pustym łóżku, i doskonale wiedziałem co to oznaczało, podjęłaś decyzję, wybrałaś swoją drogę beze mnie. Ale nie mogłem tego tak zostawić musiałem cię jeszcze raz zobaczyć, jeszcze raz spojrzeć w twoje oczy.
Odsunął się ode mnie i wbił niewzruszony wzrok w ziemię.
-Chciałem osobiście powiedzieć ci żegnaj.
Nie rozumiałam co do mnie mówił, po prostu to do mnie nie docierało, myślał że tak po prostu pozwolę mu odejść, nie było nawet takiej mowy, to że już nie byliśmy parą nie oznaczało że musimy zrywać ze sobą jakikolwiek kontakt. Przecież ja go potrzebowałam, potrzebowałam spotkań z nim, rozmów, a przede wszystkim tego żeby był częścią mojego życia. Musiałam zrobić coś szybko właśnie w tym momencie, inaczej straciłabym go na zawsze.
-Nie moglibyśmy się spotykać??-zapytałam tak żałosnym tonem że nie poznawałam samej siebie.-Przynajmniej czasami, raz na jakiś czas??
Spojrzał na mnie zupełnie niewzruszony.
-To raczej nie będzie możliwe. Sądzisz że mógłbym się z tobą spotykać, że mógłbym być tak blisko jak teraz i cię nie dotykać??-przesunął palcami po moim przedramieniu po czym delikatnie splótł nasze palce.- Nie całować??- jego druga dłoń spoczęła na moim policzku. Był tak blisko że nasze czoła się stykały, czułam każdy jego oddech, nasze usta dzieliło tylko kilka centymetrów i to doprowadzało mnie do szaleństwa. Pieprzyć wszystko, pieprzyć konsekwencje, pieprzyć to że Max może nas zobaczyć. Było mi wszystko jedno tylko niech on wreszcie to zrobi, niech mnie wreszcie pocałuje. Zamknął oczy wodząc kciukiem po moich wargach. Wzięłam głęboki oddech, bo od jego dotyku zaczynało mi się kręcić w głowie. Właśnie wtedy to przerwał, odsunął się ode mnie chowając ręce za plecami, byłam tak zdezorientowana że nie wiedziałam jak zareagować.
-To byłoby dla mnie jak tortury- zaczął ponurym tonem.- Nie sądzisz że za dużo ode mnie wymagasz??
Dojście do siebie i przeanalizowanie całej sytuacji chwile mi zajęło. Miał rację, nie miałam prawa prosić go o coś takiego. Oboje powinniśmy pójść na przód, a nie byłoby to możliwe jeśli ciągle byśmy się spotykali. Każde nasze spotkanie kończyło by się identycznie jak to wczorajsze, tacy już byliśmy, liczyło się tylko to żeby być jak najbliżej siebie. Właśnie dlatego musieliśmy się rozdzielić, kiedy będziemy na dwóch krańcach świata łatwiej będzie rozpocząć zupełnie nowy rozdział w życiu. Problem w tym że ja tak cholernie chciałabym zostać w poprzednim, oddałabym wszystko żeby cofnąć czas, żadne cierpienie które Luke mi zadał w ciągu całego naszego związku, nie mogło się równać z tym co czułam kiedy go przy mnie nie było.
-Czy to oznacza że już nigdy się nie zobaczymy??-zapytałam. Musiałam się upewnić, musiałam wiedzieć czy on właśnie to miał na myśli.
Przeczesał włosy palcami, przygryzł wargę i z całej siły usiłował się uśmiechnąć.
-Tak to oznacza że już nigdy się nie zobaczymy, a przynajmniej dołożę wszelkich starań żeby tak właśnie było.
Poczułam że do oczu napływają mi łzy, nie chciałam tego, nie chciałam się z nim żegnać, a już na pewno nie tak na zawsze. To że udało mi się jakoś przeżyć ostatnie pół roku nie oznaczało że chciałam żeby całe moje życie tak wyglądało, żeby całe było takim koszmarem.
-W takim razie chce ci coś oddać- złapałam go za nadgarstek i zerwałam łańcuszek z szyi, dotrzymałam obietnicy, nie zdjęłam go ani na chwilę od momentu w którym mi go założył, przez ten cały czas mi towarzyszył. Zawsze przypominał mi o tym co wtedy powiedział. Teraz uważałam że on potrzebuje go bardziej ode mnie. Położyłam go na jego dłoni, którą później zwinęłam w pięść.
Popatrzył mi w oczy nieobecnym wzrokiem, tak samo jak mnie przerażał go przebieg tej rozmowy. Żadne z nas tak naprawdę tego nie chciało, pierwszy raz w życiu postanowiliśmy postąpić tak jak trzeba, a nie tak jak chcieliśmy, i chyba to było w tym wszystkim najgorsze.
-Chcę żebyś go wziął- głos zaczynał łamać mi się od tłumionych łez.- Chcę żeby przypominał ci o tym wszystkim co między nami było, o tym jak wspaniale nam było razem, ale przede wszystkim o tym dlaczego przestałeś brać.
Spuściłam wzrok na nasze dłonie, kciukiem głaskałam jego palce kurczowo zaciśnięte na łańcuszku.
-Chcę mieć pewność że do tego nie wrócisz.
Nie odpowiedział, wziął mnie w ramiona i przytulił mocniej niż kiedykolwiek wcześniej. Zupełnie straciłam wątek całej rozmowy. Zacisnęłam palce na jego koszulce, nie wiem czy liczyłam na to że dzięki temu ze mną zostanie, ale czułam się bezpieczniej. Jego prawa ręka wciąż spoczywała na moich plecach, lewą powili gładził moje włosy. Czułam jak jego ciało powoli się rozluźnia, schodziło z niego całe nagromadzone napięcie. Żadne z nas nie miało w sobie wystarczającej siły żeby to przerwać, chociaż do mojej świadomości powoli przedzierały się myśli o tym że to nie może trwać wiecznie starałam się odpędzać je jak najdalej od siebie. Nie miałam pojęcia ile to trwało i ile tak staliśmy, ale dla mnie cały czas było za mało, wciąż byłam nienasycona jego bliskości, jego dotyku.
Spojrzał mi w oczy, miałam nadzieję że pokazują one wszystko to czego nie byłam w stanie mu powiedzieć, to jak bardzo przerażała mnie ta sytuacja i jak panicznie chciałam go przy sobie zatrzymać. Jego dolna warga zadrżała, ale zmusił się do uśmiechu.
-Nie płacz proszę- starł dłonią łzy z moich policzków. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę że faktycznie płakałam, byłam tak skupiona na patrzeniu w jego oczy, że nie kontrolowałam swojego ciała.
Złapał mnie za rękę i przyłożył moją dłoń do swojej klatki piersiowej.
-Czujesz to??- zapytał. -To serce bije i zawsze będzie biło tylko dla ciebie, na zawsze zostaniesz moją księżniczką której nigdy nie zapomnę.
Nie musiał składać mi takiej obietnicy, i bez tego wiedziałam że na zawszę pozostanę w jego pamięci, tak jak on w mojej, miał zostać moją własną definicją perfekcyjnej miłości, której teraz pozostaną mi już tylko nędzne podróbki.
Przycisnął usta do mojego czoła składając na nim przeciągły pocałunek, poczułam jak gwałtownie wciąga powietrze.
W następnej sekundzie stał już obok swojego samochodu, wślizgnął się za kierownicę i ruszył z piskiem opon. Przyglądałam się temu jak odjeżdża czując jak razem z nim traciłam sens mojego życia. Wreszcie zniknął za najbliższym skrzyżowaniem, a moje nogi odmówiły posłuszeństwa. Usiadłam na chodniku nie zważając na białą sukienkę którą wciąż miałam na sobie, gdybym miała wystarczająco siły podarłabym ją na malutkie kawałeczki, ale ja nie miałam siły nawet płakać. Chciałam tylko jednego, tego co mogłoby zabrać ode mnie cały ten ból i wszystkie wspomnienia: śmierci.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział miał pojawić się dużo wcześniej, ale postanowiłam go dopracować.
Mam nadzieję że wam się podoba.
Czekam na wasze opinię.
Buziaczki,
Jess

czwartek, 10 września 2015

Rozdział 38

To nie mogło być realne, ja za dobrze się ukrywałam nikt kto mógłby mu o tym powiedzieć nie miał pojęcia gdzie aktualnie się znajduję. Więc jakim cudem on, tutaj, teraz to nie trzymało się żadnych logicznych reguł. Byłam pewna że to tylko halucynacje, kolejna próba mojego mózgu pokazania mi jak bardzo za nim tęsknie, nie mogłam na to pozwolić, nie chciałam żeby coś tak absurdalnego mną kierowało. Nie potrzebowałam go i każda komórka mojego ciała musiała wreszcie to zrozumieć. Zrobił krok do przodu, automatycznie się cofnęłam, a jednak mój instynkt samozachowawczy nie wyłączył się do reszty. Jakiś cichy szept w mojej głowie powtarzał że nie powinnam mu ufać, od zawsze jego obecność w moim życiu oznaczała kłopoty więc dlaczego tym razem miałoby być inaczej.
-Nie zbliżaj się albo strzelę- zagroziłam usiłując zapanować nad własnym głosem. Blefowałam i wyraźnie było to słychać, poza tym wciąż byłam zdezorientowana przez to co widziałam, moje oczy przedstawiały mi fałszywy obraz rzeczywistości, więc nie mogłam już ufać nawet samej sobie.
-Chcesz strzelić?? Proszę, zrób to jeśli dasz radę- powiedział wyzywającym głosem stając tak blisko że lufa mojego pistoletu dotykała jego żeber.
Jego głos pozbawił mnie jakichkolwiek wątpliwości, byłam w stanie uwierzyć że moje oczy odmówiły posłuszeństwa, ale dwa zmysły w jednym momencie. Tego nie można było podrobić, nie najbardziej niesamowitego głosu jaki słyszałam w życiu.
To był on. Prawdziwy. Jedyny. A nie moje wyobrażenie. Zmiękły mi kolana a oddech przyspieszył. Pierwszy raz od sześciu miesięcy widziałam go na prawdę, miałam nadzieję że ten moment nigdy nie nadejdzie. Rozstałam się z nim zostawiając mu list dlatego że byłam tchórzem, bałam się stanąć z nim twarzą w twarz i powiedzieć że to koniec, bałam się tego że kiedy spojrzę w jego oczy zapomnę o wszystkim i znowu mu wybaczę. Byłam do tego zdolna, mógł robić wszystko co najgorsze, ale kiedy patrzyłam w jego skruszone oczy cała moja złość po prostu mijała, znikała jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ale tylko on jeden miał na mnie taki wpływ.
-Nie powinnaś grozić czymś czego nie jesteś w stanie zrobić- westchnął.- Kiedyś może cię to zbyt wiele kosztować.
Cały czas patrząc mi w oczy wyjął pistolet z moich drżących dłoni. Opuściłam ręce wzdłuż ciała, wciąż byłam pod wpływem szoku. Bałam się poruszyć, wiedziałam że kiedy wykonam choćby najmniejszy ruch mur który wokół siebie budowałam runie, a ja nie będę już w stanie się kontrolować i rzucę mu się na szyję. Zbliżył się na taką odległość że czułam ciepło bijące od jego ciała, moje serce zupełnie zwariowało, a ja wciągałam głęboko do płuc jego zapach. Delikatnym ruchem wyciągnął broń wsuniętą za pasek spodni. Dałam się rozbroić jak dziecko, nie mogłam w to uwierzyć, nauczyłam się już że nie wolno nikomu ufać a teraz stałam przed nim zupełnie bezbronna. Mimo wszystko wiedziałam że nic mi nie grozi, nie mógł mnie skrzywdzić, a przynajmniej nie bronią .
Nasze ciała niemal się sykały a ja czułam narastające między nami napięcie, zupełnie jakby przeskakiwały między nami iskry i zapłon był jedynie kwestią czasu. Wreszcie jego wargi dotknęły moich delikatnie je muskając. Ten jeden gest sprawił że po moim brzuchu rozlało się gorąco a w mózgu pojawiło się tylko jedno pragnienie, chciałam jego i niczego więcej. Jakby w jednym momencie wszystko wróciło na swoje miejsce, chociaż tak nie było, nie mogło tak być, ja nie mogłam sobie na to pozwolić. Nie mogłam pozwolić na to żeby całe moje życie które tak skrupulatnie starałam się poukładać w ciągu ostatnich miesięcy poszło na marne. Odeszłam od niego dla własnego dobra, skrzywdził mnie tak jak nikt inny rozrywając moje serce na kawałki. Związek z nim był udręką, był pasmem niekończących się upokorzeń. Obiecałam sobie wtedy że już nikt nigdy nie będzie mnie tak traktował i miałam zamiar dotrzymać słowa.
Starałam się odzyskać panowanie nad własnym ciałem, które zawzięcie upierało się przy swoim, jego bliskość sprawiła mi przyjemność z której szponów ciężko się było wydostać. Zebrałam w sobie resztki sił i odepchnęłam go od siebie.
-Przestań - krzyknęłam starając się żeby mój głos zamiast rozpaczliwie zabrzmiał złowrogo. Zatoczył się i stanął dwa kroki ode mnie mierząc mnie zdziwionym wzrokiem. Najwyraźniej nie spodziewał się tego że będę stawiać mu jakikolwiek opór.
Niespodzianka. Nie byłam już tą samą dziewczynką na posyłki którą mógł kierować tak jak mu pasowało. Zmieniałam się i miałam zamiar mu to pokazać.
-Przestać?? Bo co?? -zaczął rozgoryczonym głosem. - Bo już mnie nie kochasz?? Czy może dlatego że masz już innego??
Spojrzał mi w oczy, ale nie wytrzymałam jego spojrzenia. Kolejny raz wpędził mnie w szok, nie mógł wiedzieć o tym że kogoś miałam, nie mógł wiedzieć o tym że miałam narzeczonego. Chyba że... Spojrzałam na pierścionek na moim palcu, wydawał się być trzy razy większy niż do tej pory. Schowałam dłonie do kieszeni bluzy. Czułam się jak złodziej przyłapany na gorącym uczynku wstydziłam się przyznać mu do tego że się zaręczyłam, chociaż nie zrobiłam nic złego miałam prawo do swojego szczęścia, wreszcie miałam prawo żyć tak jak chciałam i on nie miał prawa mi w tym przeszkadzać.
-Nie musisz go chować i tak wiem że masz narzeczonego- przez jego twarz przebiegł grymas rozczarowania. -Ale wiesz co mam to gdzieś.
Zanim zdążyłam się zorientować co się wokół mnie dzieje złapał moją twarz w dłonie i zmusił mnie do tego żebym spojrzała mu w oczy, które błyszczały bardziej niż do tej pory, tliła się w niż żywa nadzieja. Przeszły mnie ciarki na samą myśl o tym że miał o mnie tak dużo informacji, zaczynałam się bać tego czego może ode mnie chcieć. Teoretycznie się go nie bałam, ale nie widziałam go od bardzo dawna, przez sześć miesięcy można się bardzo zmienić. Sama byłam na to doskonałym przykładem.
-Chce tylko jednego- przejechał kciukiem po mojej dolnej wardze. - Powiedz że już mnie nie kochasz.
Zaparło mi dech, nie miał prawa prosić mnie o coś takiego. Dobrze wiedział że był moją pierwszą miłością i niezależnie od mojej woli jakaś część mnie wciąż będzie go kochać, na początku starałam się z tym walczyć, ale zdałam sobie sprawę że tak już musi być, on miał już zawsze zajmować szczególne miejsce w moim sercu i to nie zależnie z moją, czy bez mojej zgody.
-Nie chce żadnych kłamstw, żadnych niedomówień, jeżeli teraz prosto w oczy powiesz mi że mnie nie kochasz przysięgam  że zniknę z twojego życia raz na zawsze.
Mijały kolejne sekundy a cisza między nami coraz bardziej mi ciążyła, czułam że powinnam była coś powiedzieć. W zasadzie nie powinnam się wachać nawet przez chwilę byłam w związku a to w zasadzie mówiło już samo za sobie.
-Ja, ja...- zająknęłam się. Nie czułam się na siłach żeby cokolwiek powiedzieć. Moje całe ciało pokryła gęsia skórka, nienawidziłam kiedy ktoś zmuszał mnie do podjęcia jakiejś decyzji. Szczególnie w takim momencie kiedy każda komórka mojego ciała czuła nieziemskie przyciąganie, wciąż nie umiałam zrozumieć jak między dwojgiem ludzi może wywiązać się coś co przyciąga ich do siebie tak mocno że przeciwstawienie się tej sile jest prawie niemożliwe. To jest coś więcej niż tylko uczucia czy pociąg fizyczny. Od samego początku tylko jego obecność powodowała u mnie takie odczucia.
Ten jeden moment uświadomił mi słuszność pewnego powiedzenie które mówiło, że każda kobieta potrafi czytać z oczu zakochanego mężczyzny. Zrozumiałam że ja też to umiem. W jego oczach widziałam wszystko, na pierwszy plan oczywiście wybijały się iskrzące drobinki nadziei, wciąż wierzył w to że nie kocham innego, że moje serce wciąż niezmiennie należy do niego. Ale ja nie poprzestawałam na tym, w głębi jego oczu krył się strach, ogromny strach może nawet połączony z nutką przerażenia, on się bał, naprawdę bał się tego że przez swoje zachowanie stracił mnie na zawsze, bezpowrotnie. Właściwie miał rację niezależnie od tego co się teraz działo ja miałam zostać żoną innego, a to na pewno nie było dla niego łatwe. Dla mnie właśnie to przerażenie które chował tak głęboko było najważniejsze.
-No powiedz to -wyszeptał będąc tak blisko mnie że czułam każdy jego oddech. Nie mogłam kłamać, nie patrząc w takie oczy. Zranienie go w takim momencie było by dla mnie jak bestialstwo, jak kopanie leżącego. Odebranie mu ostatniej nadziei nie wchodziło w rachubę. Nawet nie wiem czy takie słowa przeszły by mi przez gardło. Nie wiedziałam co tak dokładnie do niego czuje, to nie było coś co dało by się zdefiniować słowami.
-Ja nie dam rady - szarpnęłam się, ale jego ręce znalazły się na moich biodrach dociskając mnie mocno do niego. Nie zdążyłam zaprotestować kiedy jego usta wpiły się w moje z taką zachłannością że nie umiałam się od niego oderwać. Starałam się go znienawidzić, usiłowałam przypomnieć sobie najgorsze momenty z naszego związku, ale nie sprawiały mi one wystarczającego bólu żebym chciała przerwać to co właśnie się działo. Ostatkiem sił chwyciłam się ostatniej logicznej myśli, byłam zaręczona, wyznaczony był już termin mojego ślubu, nie mogłam zrobić tego Max'owi, nie mogłam zrobić tego osobie która darzyła mnie tak głębokim uczuciem. Wszystkie moje myśli stopniowo bledły pomimo tego że kurczowo się ich trzymałam. Wreszcie moje ciało się poddało, zarzuciłam ręce na jego szyję odwzajemniając jego pocałunek.
-Jess gdzie jesteś?? Wszystko w porządku?? -usłyszałam głos Jake'a. Odskoczyłam od Luke'a jak oparzona. Zupełnie zapomniałam że nie jestem tu sama. Nie chciałam nawet myśleć o tym co by się stało gdyby któreś z moich towarzyszy weszło do pokoju i nakryło mnie w jednoznacznej sytuacji z wrogiem numer jeden. Posądzili by mnie o zdradę, tego mogłam być pewna.
Luke jak zawsze zachowywał zimną krew złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie.
-Spokojnie musisz tam pójść i po prostu ich spławić.
Skupienie w jego oczach powoli mi się udzieliło, byłam gotowa do zrobienia tego co konieczne, nawet jeżeli wiązało się to z oszukaniem ludzi którzy w ostatnim czasie byli dla mnie prawie jak rodzina. Nie chciałam zbyt długo rozwodzić się nad tym co było moją aktualną motywacją, bo na pewno nie była to logika.
Wyszłam z pokoju Savannah i Jake już czekali na mnie przy wyjściu z hangaru. Wyraźnie odetchnęli z ulgą kiedy mnie zobaczyli.
-I co znalazłaś go?? - zapytała zniecierpliwiona Savannah.
-Nie, najwyraźniej nasz sprzęt nie jest tak niezawodny jak się tego spodziewaliśmy - starałam się udawać rozdrażnioną. W końcu polowaliśmy od niego już od dawna i gdyby on nie okazał się Luke'iem na pewno byłabym nieźle wkurzona że perfekcyjnie zaplanowana akcja została tak po prostu spieprzona.
-Ale ja byłam pewna... - zaczęła się jąkać- byłam pewna że wszystko działa tak jak powinno.
-Nie ważne -wypaliłam nie chcąc nadmiernie przedłużać naszej rozmowy, bałam się że wróci do mnie zdrowy rozsądek a co za tym idzie przestanę działać impulsywnie. Nigdy nie pochwalałam u siebie takiego zachowania, ale tym razem miałam zamiar odrobinę zejść z utartej ścieżki.
-Zbierajcie się-rozkazałam.- Ja jeszcze trochę się rozglądnę a później wrócę do swojego domu. Jutro wieczorem chce was wszystkich widzieć z bazie, przeanalizujemy sytuację i zorganizujemy kolejną zasadzkę.
To było czysto retoryczne zagranie z mojej strony nie miałam zamiaru organizować żadnej kolejnej akcji, chciałam po prostu zyskać więcej czasu na wymyślenie wiarygodnego kłamstwa dlaczego ten na którego polowaliśmy nagle przestał być naszym wrogiem.
Jake który do tej pory trzymał się z dala od nas zrobił dwa kroki w przód, jego rozdrażniona mina nie wróżyła niczego dobrego.
-Dlaczego chcesz zostać tu sama??-zapytał mrużąc oczy. Zachowywał się tak jakby zaczynał coś podejrzewać, było to jednak nie możliwe żadne z nich nie znało mojej przeszłości, nie mogli wiedzieć o tym jakie stosunki kiedyś łączyły mnie z człowiekiem którego teraz mieliśmy dopaść.
-Od kiedy to zacząłeś podważać moje decyzję- przeszłam do kontrataku. Zdawałam sobie sprawę z tego że sama obrona na niewiele się zda, nie umiała bym wytłumaczyć im dlaczego maja zostawić mnie w paszczy lwa. Naszą podstawową zasadą było nie zostawianie nikogo w sytuacji która zagrażałaby jego życiu, a można powiedzieć że ta właśnie taka była.
-Nie podważam, uważam po prostu że powinniśmy zostać na czatach, tak żebyś mogła rozglądnąć się w spokoju. Chyba to jest bezpieczniejsze niż zostawienie cię tu samej kiedy on może wrócić w każdym momencie.
Złapałam się za nasadę nosa mrużąc oczy. Dlaczego akurat w tym momencie musiała najść go ochota na dyskusję na temat bezpieczeństwa. Nie do końca wierzyłam w jego czyste intencje. Teoretycznie wydawało się że był po prostu opiekuńczy ale od początku w jego dzisiejszym zachowaniu coś nie trzymało się kupy.
Zajmiesz się tym kiedy indziej. Skarciłam się w myślach, teraz czekało mnie coś lepszego, dużo lepszego niż dochodzenie wierności moich towarzyszy.
-Skoro tak bardzo chcesz wiedzieć dlaczego nie chcę żebyście tu zostali to ci powiem, daliście dzisiaj plamę i zepsuliście całą akcję- podniosłam nieznacznie głos. -A ja nie mam ochoty ryzykować tego żeby to się powtórzyło.
Źle czułam się z tym że ich o to oskarżałam, sęk w tym że oni zrobili wszystko dokładnie tak jak powinni, to ja popełniłam błąd. To ja spotkałam osobę ze swojej przeszłości i straciłam dla niego głowę, oni nie mieli z tym nic wspólnego. Spuściłam wzrok, nie byłabym w stanie spojrzeć im w oczy po tym jak bezpodstawnie ich oskarżyłam wyrzuty sumienia zacisnęły mi gardło. Powinnam ich za to przeprosić i jak najszybciej opuścić z nimi to miejsce, nie minęło nawet pół godziny od kiedy on znowu pojawił się w moim życiu a ja już stawiałam go na pierwszym miejscu, ponad przyjaźnią, ponad zaufaniem, nie chciałam wiedzieć co będzie jeżeli to potrwa dłużej. Od zawsze tak było, od zawsze był jak trucizna w moim życiu która im dłużej z nim przebywałam tym bardziej mnie wypełniała psując moje relacje z wszystkimi. To było chore, każdy normalny człowiek trzymał by się z daleka od czegoś co go niszczy, ale ja nie potrafiłam. Kilka minut spędzone z nim sprawiło że pragnęłam więcej o wiele więcej. Było to pragnienie irracjonalne silniejsze od wszystkiego, nawet od rozsądku.
-Więc wynoście się stąd bez gadania- wycedziłam przez zęby. Savannah pokornie wykonała moje polecenie ze spuszczoną głową, pewnie miała niemałe poczucie winy, w końcu to ona tym razem była odpowiedzialna za sprzęt, starałam się nie myśleć o tym że to ja doprowadziłam ją do takiego stanu. Jake przed wyjściem puścił mi nienawistne spojrzenie z serii ''i tak wiem że coś kombinujesz i kiedyś cię dopadnę''.
Zmrużyłam oczy, od kiedy niby on był do mnie tak negatywnie nastawiony, analizowałam naszą znajomość od samego początku, ale nie zauważyłam niczego niepokojącego. Prawie krzyknęłam z zaskoczenia kiedy ktoś złapał mnie za biodra i przyciągnął do swojego mocnego ciała. Odwróciłam się szeroko uśmiechając. Przez kilka sekund nic nie robiliśmy po prostu patrzyliśmy sobie nawzajem tak głęboko w oczy jak tylko się dało. Oboje napawaliśmy się tą chwilą, naszą bliskością i tym że nikt nie mógł nam tego popsuć nikt nie mógł nam przeszkodzić. To było jak zapewnienie tego że czas niczego między nami nie zmienił, że ta rozłąka nie zmieniała tego jak na siebie patrzyliśmy. I tak właśnie było wciąż patrzyłam na niego jak na mężczyznę mojego życia. Wreszcie złożył na moich ustach pocałunek z początku delikatny, ale z każdą chwilą stawał się coraz bardziej namiętny i zachłanny. Przedłużył go tak bardzo jak tylko się dało. Jego dłonie spoczęły na moich placach, obejmował mnie tak ciasno jakbym zaraz miała się rozpuścić w powietrzu.
Spojrzał na mnie zbolałym wzrokiem.
-Nawet nie wiesz jak bardzo za tobą tęskniłem.
Te słowa były dla mnie ukojeniem w zasadzie chciałam żeby w końcu poukładał sobie życie, ale jakaś cząstka mnie pragnęła tego żeby mnie kochał, żeby tęsknił i nigdy o mnie nie zapomniał. Może i byłam egoistką, ale nie potrafiłam nic na to poradzić.
Pociągnęłam go za koszulkę i wpiłam się w jego usta dziko i namiętnie. Najprawdopodobniej jutro czekały mnie wyrzuty sumienia jak z sąd do księżyca albo i dalej, ale nie dziś, nie teraz, ta jedna jedyna noc należała tylko i wyłącznie do nas i miałam zamiar w pełni ją wykorzystać.


Zamknęłam oczy kładąc głowę na jego klatce piersiowej, delikatnie gładził moje plecy wywołując uśmiech na mojej twarzy. Było tak perfekcyjnie że aż nierealnie, bałam się że jeżeli otworzę oczy wszystko zniknie, a ja obudzę się z najpiękniejszego snu jaki mógł mi się przyśnić. On mnie kochał i był tu przy mnie czy można sobie było wyobrazić coś bardziej perfekcyjnego, moim zdaniem nie.
-Długo na to czekałem- jego głos przerwał ciszę.
Spojrzałam na nasze splecione palce.
-Na co??-postanowiłam nie zadowalać się domysłami i poprosić go o dokładną definicję.
Westchnął mocniej mnie do siebie przyciskając.
-Na ciebie, na to żebyś znów była moja, żebym znów mógł poczuć że mam wszystko. -Przerwał na chwilę biorąc głęboki wdech tak jakby coś na nim ciążyło i chciał to z siebie wyrzucić.-  To pół roku było najtrudniejsze w moim życiu, ale teraz wiem że było warto.
-Było watro?? -powtórzyłam nieświadomie, nie do końca rozumiejąc co ma przez to na myśli.
-Choćby dla tego jednego momentu warto było rzucić narkotyki.
Uniosłam się na łokciu i spojrzałam mu w oczy, wiedziałam że umie doskonale kłamać, sama już nie raz padłam tego ofiarą. Tym razem jednak miałam sposób na poznanie prawdy, skoro umiałam tak doskonale czytać z jego oczu to na pewno wykryła bym w nich kłamstwo.
-Rzuciłeś?? -zapytałam bacznie obserwując jego reakcję.
-Tak, od pół roku nie biorę- wydawał się nieobecny, jego spojrzenie wbite w sufit nie zdradzało żadnych emocji.
-Nie wierzę -skomentowałam. Tak właśnie było, nie wierzyłam mu, a na pewno nie jeżeli chodziło o narkotyki to świństwo już nie raz robiło mu pranie mózgu. Podejrzewałam że i tym razem właśnie tak jest.
Romantyczny nastrój zupełnie prysł, moja czujność została wyostrzona jak zawsze kiedy w grę wchodziły narkotyki, przypomniałam sobie wszystko całą historię naszego związku i to przez co się rozstaliśmy, po plecach przeszły mi ciarki a jego ramiona nie były dla mnie tak bezpieczne jak jeszcze kilka minut temu. Zaczęłam się od niego odsuwać.
Jego ręka spoczywająca na moich plecach nie pozwoliła mi oddalić się od niego tak jakbym tego chciała, przeniósł wzrok na mnie i łapiąc mnie za podbródek zmusił do tego żebym spojrzała mu w oczy.
-Spokojnie ja na prawdę nie biorę.
Moja zacięta mina mówiła sama za siebie, stracił moje zaufanie już bardzo dawno temu, i to że teraz mu uległam niczego w tej kwestii nie zmieniało.
-Pomyśl logicznie widziałaś na moim ciele jakikolwiek ślad po wkłuciu?? Jeżeli wskażesz mi chociaż jeden to przyznam się do kłamstwa.
Zmarszczyłam brwi. Właściwie miał rację każdy centymetr jego skóry był czysty, to już nie była kwestia tego czy mu wierzę, to był fakt a tego nie mogłam zignorować. Według logiki to co mówił było prawdą, ale w mojej głowie mimo wszystko został jakiś cień wątpliwości. Jeśli chodziło o narkotyki nigdy niczego nie mogłam być pewna.
-Zrozumiałem że muszę z tym skończyć kiedy wróciłem do pustego domu, a właściwie to dopiero kiedy wytrzeźwiałem, bo moją pierwszą reakcją było zalanie się w trupa. -Zauważyłam że mówienie o tym sprawiało mu trudność, co kilka słów zaciskał szczękę tak mocno że słyszałam jak zgrzyta zębami.-Nie radziłem sobie z tym, nie radziłem sobie z tym co ci zrobiłem, kiedy zostałaś zgwałcona przysiągłem sobie że zrobię wszystko żebyś była bezpieczna, że dopilnuję tego żeby nikt cię już nigdy nie skrzywdził, a sam złamałem tą przysięgę.
Zakrył oczy dłonią przez chwilę wstrzymując oddech.
-Właśnie dlatego poszedłem na odwyk. Przez ten cały czas przy życiu trzymała mnie tylko jedna myśl, że dzięki temu jeszcze kiedyś będę mógł cię odzyskać, że jeszcze kiedyś odzyskam to stało się dla mnie sensem życia.
Nie do końca wiedziałam czy powinnam mu w to wierzyć w wymyślaniu przepięknych historyjek był mistrzem, ale moje serce wiedziało swoje, zaczęło łomotać jak oszalałe. To o co walczyłam od samego początku, to żeby w końcu przestał brać i postawił mnie w swojej hierarchii wyżej od narkotyków stało się prawdą. Wszystkie kłótnie które przeszliśmy w naszym związku i całe rozstanie wydało mi się zupełnie bezsensowne ich powód zniknął a to oznaczało że już nic między nami nie stało.
Wciąż zakrywał oczy przez co nie mógł zobaczyć jaki uśmiech wywołał na mojej twarzy. Pochyliłam się nad nim i delikatnie musnęłam jego wargi. Odsunął rękę i spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami.
-Czy to oznacza że mi wierzysz??
Przygryzłam wargę przewracając oczami.
-Może- roześmiałam się i opadłam na niego wracając do poprzedniej pozycji, nie umiałam wytłumaczyć dlaczego tak bardzo kochałam używać go w roli poduszki. Nasze dłonie znowu się złączyły, kciukiem delikatnie gładził wierzch mojej dłoni.
-Ale to jeszcze nie było w tym wszystkim najgorsze. Śledziłem cię przez ostatni miesiąc. -Zacisnęłam mocno powieki, ale nie podniosłam głowy, nie chciałam znać szczegółów, nie chciałam wiedzieć jak udało mu się mnie znaleźć pomimo mojej ostrożności. Bałam się że dowiem się o ubraniach z lokalizatorami, albo co gorsza o monitoringu w moim domu. Akurat w tej sprawie im mniej wiedziałam tym lepiej dla mnie.
-Właśnie stąd wiem że się zaręczyłaś. -Powoli obrócił pierścionkiem na moim palcu. - Kiedy widywałem was razem buzowała we mnie zazdrość, kilka razy nawet byłem gotów wyciągnąć broń i zrobić mu krzywdę, ale wiedziałem że byś mi tego nie wybaczyła.- Słuchałam go starając się nie mieszać w to wszystko emocji, ostatnie czego teraz potrzebowałam to wybuch wściekłości.- Mogłem znieść wszystko i pogodzić się ze wszystkim, ale najgorsza była świadomość że on dotykał cię tak jak do tej pory tylko ja mogłem. - Jego silne ramiona mocniej zacisnęły się na moim ciele. -Świadomość że już nie jestem jedyny.
Uśmiechnęłam się sama do siebie, on jeszcze o niczym nie wiedział, nie miał pojęcia że od zawsze należałam i na zawsze będę należeć tylko i wyłącznie do niego.
-Ale ty wciąż jesteś jedyny- odezwałam się po chwili.
-Ja nie jestem na ciebie zły, nie musisz kłamać miałaś prawo robić to co chciałaś. Zdążyłem się już pogodzić z faktami.
Musiałam przyznać że zaimponowało mi jego zachowanie, wcześniej kiedy tylko ktoś mnie dotknął, albo przynajmniej na mnie spojrzał Luke był gotowy odstrzelić mu łeb. Zdałam sobie sprawę że to pół roku może nie zmieniło tego co było między nami, ale każde z nas się zmieniło, kochaliśmy się tak samo pomimo tego że byliśmy już zupełnie innymi ludźmi.
-Mówię prawdę. Nigdy z nim nie spałam, uznałam że jeszcze nie jestem na to gotowa, a on to uszanował. Nie umiem nic poradzić na to że źle się czuję kiedy dotyka mnie ktokolwiek inny niż ty.
Przerwał mi pocałunkiem w czubek głowy.
-To wszystko jest nie ważne, liczy się to że teraz jesteś tutaj, ze mną.
Uśmiechnęłam się wsłuchując się w bicie jego serca. Tak, ma rację nie liczy się nic oprócz tego momentu. Naszego momentu.