niedziela, 25 października 2015

Rozdział 41

Zaczynał się właśnie czwarty miesiąc mojej ciąży, wszystko w moim życiu zmieniło się diametralnie od kiedy zmieniło się moje myślenie, teraz nie było ważne to co czułam i czego chciałam, liczyła się ta mała kruszynka w moim brzuchu i to żeby ona była szczęśliwa. Właśnie dlatego zrezygnowałam z wyścigów i wycofałam się z całego mafijnego świata, teoretycznie wiedziałam że jeśli raz się w to wplączesz nie ma już odwrotu, dlatego byłam więcej niż pewna tego że moja przeszłość jeszcze kiedyś się o mnie upomni. Wolałam jednak jak najbardziej oddalać od siebie te myśli co w ostatnim czasie nie było takie łatwe, miałam wrażenie że moje życie na zmianę popada ze skrajności w skrajność. Jeszcze trzy miesiące temu nie miałam nawet minuty na to żeby usiąść w spokoju i poważnie zastanowić się nad swoim życiem, teraz było zupełnie odwrotnie. Max znalazł sobie pracę twierdząc że skoro jestem w ciąży, a on jest prawdziwym mężczyzną musi zapewnić mi dobrobyt przez co nie było go w domu prawie wcale, a mi pozostało siedzenie w samotności i rozmyślanie które powoli doprowadzało mnie do szału. Jednak dogłębne analizowanie każdej sekundy nie było niczym dobrym, raczej stwarzało więcej problemów których do tej pory nie było. Było jeszcze coś: wspomnienia które wracały do mnie niezależnie od mojej woli. Szczególnie prześladował mnie jeden obraz, oczy Luke'a kiedy ostatni raz na mnie patrzył, kiedy oboje wiedzieliśmy że to już koniec. Te oczy w niczym nie przypominały mi tych w które patrzyłam kiedy się przy nim budziłam wtedy były jasne, radosne, kiedy na mnie patrzył błyszczały w nich iskierki, jego ostatnie spojrzenie było inne z wierzchu zimne i wyrachowane, ale ja wiedziałam że to tylko jego poza, nie chciał pokazać mi, ani samemu sobie tego jak bardzo go to dotyka. Od zawsze taki był, niezwykle oszczędny jeżeli chodziło o wyrażanie uczuć, to że był impulsywny nie oznaczało że tak łatwo było zgadnąć co czuje, swoimi wybuchami złości nie raz umiał zakamuflować zawód, troskę, albo nawet to jak bardzo mu zależy.
Właśnie dlatego bardzo często kiedy zostawałam sama w domu opowiadałam mojemu maleństwu o jego prawdziwym ojcu, zdawałam sobie sprawę z tego że kiedy podrośnie to do Max'a będzie mówiło tato, i to było najgorsze, świadomość że nie tylko ja będę żyła w kłamstwie, ale skazuje też na to swoje dziecko. Cały czas tłumaczę sobie że robię to dla jego dobra, ale czy można kłamać dla czyjegoś dobra. Kłamstwo i tak prędzej czy później wyjdzie na jaw, a wtedy zostanie już tylko złość. Takich rzeczy się po prostu nie wybacza.
Dlatego starałam się nie myśleć o przyszłości, całe moje plany wykraczały maksymalnie kilka miesięcy w przód. Jak na przykład te o naszym ślubie który miał się odbyć już za szesnaście dni, można powiedzieć że wszystko było dopięte już na ostatni guzik menu, tort, dekoracje, a nawet maja suknia którą trzeba było dopasować do moich nowych gabarytów. Max był perfekcjonistą do tego stopnia że wszystko musiało grać jak w zegarku, nie było mowy o żadnym odstępstwie od wcześniej ustalonego planu. To była kolejna jego cecha której nienawidziłam, ja wolałam iść na żywioł, podejmować decyzje pod wpływem impulsu, niż planować każdy szczegół z kilku miesięcznym wyprzedzeniem. Ale może to właśnie dobrze, teraz kiedy spodziewałam się dziecka potrzebowałam kogoś ustatkowanego, kogoś kto poukłada za mnie moje życie, nie ważne że wbrew temu w co wierzyłam, potrzebowałam stabilizacji.
Byłam do tego stopnia pogrążona w myślach, że nawet nie zauważyłam kiedy do gabinetu wszedł lekarz, ocknęłam się dopiero kiedy usiadł na przeciwko mnie kładąc na biurku teczkę z moim nazwiskiem. Była to trzecia wizyta kontrolna, na której miałam odebrać wyniki badań  zrobionych dwa tygodnie temu. Nie denerwowałam się, w ostatnim czasie czułam się coraz lepiej, dolegliwości z pierwszych dwóch miesięcy minęły, teraz mogłam cieszyć się idealnym spokojem czekając na moją upragnioną kruszynkę. Przynajmniej w teorii tak właśnie było.
Mężczyzna odetchnął ciężko przeglądając wyniki starałam się odczytać coś z wyrazu jego twarzy, ale dwie poprzeczne zmarszczki na jego czole nie wiele mi mówiły.
-Obawiam się że nie będę miał dla pani dobrych wiadomości. -Podniósł wzrok spoglądając na mnie, podparł brodę na rękach bacznie obserwując moją reakcję. Odruchowo przyłożyłam dłonie do brzucha, jego słowa mogły oznaczać tylko jedno, coś złego stało się z moim maleństwem. Zaczęłam szybciej oddychać, starałam się nie dramatyzować, ale w mojej głowie pojawiały się tylko najczarniejsze scenariusze, straciłam już wszystko na czym mi w życiu zależała, nie mogłam stracić mojego dziecka. To byłby koniec, koniec wszystkiego.
-Co to oznacza??-zapytałam, ale słowa z trudnością przechodziły mi przez gardło.
Lekarz jeszcze raz spojrzał na kartki leżące przed nim, teraz żałowałam że nie mogę rozszyfrować tego co na nich pisze, chciałam wiedzieć na czym stoję, chciałam wiedzieć co się dzieje że robi on z tego przede mną taką tajemnice.
-Ma pani złe wyniki, można powiedzieć że bardzo złe.
Wstrzymałam oddech. Nie dramatyzuj, tylko nie dramatyzuj, starałam się przekonać samą siebie że to nic takiego, że jego słowa nie koniecznie muszą oznaczać wyrok.
-Czy to oznacza że... -nie miałam siły żeby dokończyć zdanie, ale to było chyba na tyle jasne że nie musiałam tego wyjaśniać. Przybrał łagodniejszy wyraz twarzy, wydawało mi się że był nawet bliski tego żeby się uśmiechnąć.
-Nie, pani dziecko żyje i jest zdrowe.
Ulga jaką poczułam była niesamowita, wydawało mi się że ktoś zdjął ze mnie ogromny ciężar. Byłam tak szczęśliwa że dopiero po dłuższej chwili odezwał się mój rozsądek. Skoro z moim dzieckiem wszystko było w porządku jakie złe wiadomości miał mi do przekazania.
-Problem leży zupełnie gdzie indziej, pani organizm bardzo źle znosi tą ciążę, nie do końca wiem dlaczego, ale traktuje on dziecko jako rodzaj choroby, na którą produkuje przeciwciała, które z kolei zamiast atakować ciało dziecka zabijają panią od środka.
Wbiłam pusty wzrok w blat stołu, nie rozumiałam ani jednego słowa które wypowiadał mężczyzna. A właściwie to je rozumiałam, ale mój mózg szukał w nich ukrytego znaczenia, czegoś co wytłumaczyło by mi co się w ogóle ze mną dzieje.
-Pierwszy raz w mojej karierze spotykam się z takim przypadkiem, więc skonsultowałem się z najlepszymi lekarzami w kraju i ustaliliśmy że mas pani teraz dwie możliwości.
Zakaszlał chcąc przykuć tym moją uwagę, spojrzałam na niego, ale od razu tego pożałowałam, jego zatroskana twarz i współczucie niemal lejące się z jego oczu oznaczały kolejne złe informacje. W środku krzyczałam i z całej siły zaprzeczałam, ale na zewnątrz nie poruszyłam nawet małym palcem, nie mogłam sobie pozwolić na coś takiego. Nauczyłam się tego już bardzo dawno temu, za żadne skarby świata nie mogłam pokazywać moich słabości, bo nigdy nie wiedziałam kto mógł mnie obserwować i wykorzystać to w najmniej odpowiednim momencie.
-W zasadzie nie powinienem dawać pani wyboru, ponieważ etyka lekarska wymaga ode mnie tego żebym działał dla pani dobra, nawet wbrew pani woli, ale uważam że tak ważne decyzje każdy z nas powinien podejmować samodzielnie. Pierwsza możliwość jest gorsza, przynajmniej moim zdaniem, polega ona na tym że teraz przepiszę pani leki, dzięki którym przeciwciała nie dostaną się do ciała dziecka, dzięki temu będzie pani mogła donosić tę ciążę. Jednak wiąże się to z wielkim ryzykiem, nie mogę zapewnić pani tego że przeciwciała nie zabiją pani przed końcem tej ciąży, a nawet jeżeli uda nam się doprowadzić ją do końca nie ma pani szans na przeżycie porodu.-Przerwał czekając na moją reakcję, ale ja byłam myślami zbyt daleko stąd żeby cokolwiek powiedzieć. Odetchnął ciężko i zaczął mówić:- Druga opcja jest dużo lepsza, polega ona na tym że podda się pani aborcji, cały zabieg przeprowadzony będzie w znieczuleniu ogólnym więc niczego pani nie poczuje, później wykonamy szereg szczegółowych badań, dzięki którym ustalimy co jest powodem takiej sytuacji, kiedy uda nam się wyeliminować przyczynę będzie pani mogła zajść w ciąże która nie będzie zagrożeniem dla pani życia.
Oddychałam tak płytko że zaczynało kręcić mi się w głowie. Zacisnęłam zęby żeby się nie rozpłakać, kolejny raz wszystko co zbudowałam legło w gruzach, całe moje plany, moje marzenia, moja nadzieja, teraz już tego nie było. Niczego już nie było.
Nie miałam pojęcia co przedstawiał teraz wyraz mojej twarzy, ale lekarz podszedł do mnie i usiadł na kraju biurka kładąc dłoń na moim ramieniu.
-Rozumiem że jest pani teraz w szoku i potrzebuje czasu na decyzję, niech pani wróci do domu na spokojnie porozmawia z bliskimi na ten temat i podejmie odpowiednią decyzję.
Od razu domyśliłam się co miał na myśli mówiąc odpowiednią decyzję, jednak nie docierały do mnie żadne wytyczne. Bez słowa opuściłam gabinet nawet na chwilę nie odrywając wzroku od podłogi. Opadłam na krzesło w poczekalni, nogi miałam jak z waty, a całe ciało trzęsło mi się od płaczu którego nie umiałam już zatrzymać. Może i byłam słaba, ale mogłabym przysiąc że nie znałam ani jednej osoby która w takim momencie byłaby silna. Stałam na ruinach mojego życia, wszystko w co wierzyłam, wszystko co miało dla mnie jakiekolwiek znaczenie upadło w jednej chwili, przez kilka słów lekarza które w moim przypadku oznaczały wyrok. W głowie kłębiły mi się miliony myśli, każda kolejna jeszcze gorsza od poprzedniej, chciałam się tym z kimś podzielić, oddałabym wszystko żeby mieć teraz przy sobie kogoś kto pomógłby mi to wszystko poukładać. Właśnie w tym momencie zdałam sobie sprawę jak ważne jest mieć przyjaciela, kogoś kto będzie przy tobie właśnie w takiej sytuacji, kto bez słowa po prostu cię przytuli, liczyła się obecność, bo w tym momencie żadne słowa nie były w stanie na mnie wpłynąć. Na co dzień otaczało mnie wielu ludzi, ale teraz potrzebowałam kogoś kto złapałby mnie za ramiona i mocno potrząsnął zapewniając o tym że niezależnie od tego co wybiorę on ze mną będzie, i spełniłby tą obietnice. Ale ja sobie na to zasłużyłam, zasłużyłam sobie na samotność i odrzucenie, po tym jak potraktowałam ludzi którym na mnie na prawdę zależało należała mi się nauczka. Dostaje się dokładnie to co dawało się innym, ja skrzywdziłam i odrzuciłam wszystkich moich przyjaciół, za co los każe mi płacić największą karę.
Sama musiałam się z tym zmierzyć, sama musiałam zmierzyć się z najtrudniejszą decyzją mojego życia. Właściwie nie zostawał mi żaden wybór, kochałam to maleństwo najbardziej na świecie, bardziej niż siebie, bardziej niż moje życie. Uśmiechnęłam się kiedy zdałam sobie z czegoś sprawę, od samego początku ta ciąża była dla mnie największym darem, ta diagnoza niczego nie zmieniała, wręcz przeciwnie, dzięki niej dostałam kilka miesięcy na naprawienie wszystkiego co zniszczyłam.
Wpadłam do gabinetu lekarza nie zawracając sobie głowy pukaniem.
-Podjęłam decyzję -oznajmiłam przyglądając się zdziwionemu wyrazowi jego twarzy. - Proszę dać mi lekarstwa. -Starałam się nad sobą zapanować, ale byłam tak bardzo podekscytowana, że emocje brały nade mną górę.
Odłożył  dokumenty które trzymał w rękach i popatrzył mi w oczy. Prawdopodobnie teraz miał mnie za chorą psychicznie, albo co najmniej mocno niestabilną uczuciowo. Ala ja miałam to gdzieś, nie chciałam tracić już ani sekundy, skoro zastało mi na tym świecie tak mało czasu musiałam spędzić go z osobami które kocham, błagając je o wybaczenie tego jak wielką egoistką byłam do tej pory.
Pokazał ręką na krzesło.
-Niech pani usiądzie i się uspokoi. Decyzje podejmowane pod wpływem impulsu często nie są właściwe, a tej konkretnej nie będzie pani mogła już odwrócić.
Przymknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech zaciskając zęby. Nie rozumiałam dlaczego zawsze tak było, dlaczego wszyscy zawsze kwestionowali moje decyzje, zachowywali się zupełnie tak jakby lepiej znali się na moim życiu, jakby wiedzieli co jest dla mnie najlepsze pomimo tego że wcale mnie nie znali.
-Chcę te lekarstwa. Czy naprawdę tak ciężko to zrozumieć??-wykrzyczałam tracąc nad sobą panowanie.- To moje życie i moja decyzja, do pana zadań należy jedynie wypisanie głupiego świstka. Czy to na prawdę jest takie ciężkie?? Nie prosiłam o żadną psychoanalizę, ani o użalanie się nade mną, jestem dorosła i mam prawo o sobie decydować. Jasne??
Dyszałam ciężko wciąż nie mogąc do siebie dojść. Czułam jakby wszystko co robię działo się poza mną, jakbym opuściła swoje ciało i przyglądała się z boku całej tej sytuacji, nie poznawałam takiej siebie. Wiedziałam że o rzeczy które kocham jestem gotowa walczyć do końca, ale to był zupełnie nowy wymiar walki, tutaj sama dla siebie byłam wrogiem. Wszystko zależało od tego co we mnie było silniejsze, chęć życia, czy miłość do ostatniego elementu tego wszechświata który przypominał mi o tym że kiedyś byłam na prawdę szczęśliwa.
-Dobrze -powiedział lekarz dając za wygraną, wyciągnął z szuflady bloczek karteczek i położył je na biurku. -Przepiszę pani receptę, ale proszę się dwa razy zastanowić zanim weźmie pani pierwszą tabletkę.
-Dziękuję- powiedziałam ironicznie, wyrywając kartkę z jego ręki. Opuściłam gabinet tak szybko jak tylko się dało, nie chciałam słuchać kolejnych argumentów które miały mnie przekonać do zmiany decyzji, to co postanowiłam było ostateczne i nic już nie mogło tego zmienić.

Spakowanie się zajęło mi tylko kilka minut, postanowiłam wziąć tylko najpotrzebniejsze rzeczy, nie potrzebowałam niczego co przypominało by mi ten czas, czas który straciłam będąc tak daleko od ludzi których kocham. Dziwiło mnie jedynie to jak głupia byłam do tej pory, jak mogłam wcześniej nie zauważyć czegoś co było tak oczywiste, chciałam wierzyć w to że jestem silna i niezależna, w to że sama jestem w stanie zaplanować sobie szczęście. Tymczasem nie widziałam go nawet wtedy kiedy stało kilka centymetrów ode mnie. Byłam idiotką, zwyczajną idiotką, teraz mogło być już za późno na wszystko, byłam przygotowana na to że Luke może mi tego nigdy nie wybaczyć, przecież przez ten czas mógł już sobie poukładać życie i być szczęśliwym, ale musiałam spróbować, nadzieja była wszystkim co mi zostało w obecnej sytuacji.
Większość ludzi na moim miejscu robiła by sobie wielki rachunek sumienia, zamartwiali by się jak wiele jest im odbierane, na jak wiele rzeczy zabraknie im czasu. Ja myślałam o tym zupełnie inaczej, dzięki tej diagnozie otwarły mi się oczy, zrozumiałam że byłam bliska popełnienia największego błędu w swoim życiu, miałam wyjść za kogoś, do kogo tak naprawdę nic nie czuję. Ale wszystko się zmieniło, dostałam drugą szansę którą mogę wykorzystać na naprawienie błędów i bycie naprawdę szczęśliwą, niezależnie od tego ile miało to trwać.
Nie czułam smutku czy złości, wręcz przeciwnie, czułam euforię która rozpierała mnie od środka na samą myśl o tym że za jakieś dwadzieścia cztery godziny zobaczę Luke'a, niczego nie oczekiwałam, ani nie wymagałam, wiedziałam że nie rzuci mi się na szyję z radości po tym co mu zrobiłam, ale chciałam jeszcze raz spojrzeć w jego oczy i powiedzieć mu jak bardzo go kocham. Tylko tyle, a może raczej aż tyle.
Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer do Jai'a, chciałam się z kimś podzielić tą informacją, chciałam porozmawiać z kimś kto ucieszy się z mojego powrotu, teraz potrzebowałam pewności że ktoś tam na mnie czeka, że kiedy wysiądę z samolotu będę mogła wreszcie przytulić się do mojego przyjaciela. Przez ten cały czas nie zdawałam sobie nawet sprawy z tego jak bardzo za nim tęskniłam, cały czas cierpiałam nie mając osoby której mogłabym o wszystkim powiedzieć, dusiłam się tłumiąc to wszystko w sobie.
-Hej Jess co tam u ciebie??- przerwał moje rozmyślania swoim jak zawsze radosnym tonem.
-Wracam -niemalże wypiszczałam, budowanie napięcia zdecydowanie nie należało do moich mocnych stron.
-Jak to wracasz?? Gdzie?? Kiedy??
-Za kilka godzin mam samolot, jeszcze przed południem będę u was- oznajmiłam. Sprawiło mi to dużo większą przyjemność niż się tego spodziewałam. Wiedziałam że przed nim nie jestem w stanie niczego ukrywać, a już na pewno nie kiedy będziemy się spotykać twarzą w twarz. Do tej pory zawsze kiedy rozmowa schodziła na złe tory po prostu się rozłączałam, teraz nie będzie takiej możliwości, ale może to właśnie lepiej, dzięki temu nie będę miała okazji żeby go okłamywać, a to była rzecz której nienawidziłam najbardziej na świecie.
-Jessica co się dzieję skąd ta nagła zmiana planów??- jego poważny ton oznaczał że nie obejdzie się bez odpowiedzi.
-Nigdy nie słyszałeś o tym że kobiety są zmienne??-starałam się obrócić całą sytuację w żart.
-Nie ściemniaj-skwitował krótko. -Jeszcze kilka dni temu nie chciałaś nawet słyszeć o powrocie, uważałaś że to tam jest twoje życie, i nagle z dnia na dzień postanawiasz wrócić?? Co się stało??
Zacisnęłam zęby, nie chciałam mówić mu o mojej diagnozie, a przynajmniej nie w ten sposób. Kiedyś musiał się o wszystkim dowiedzieć, w końcu był kimś kto znał mnie doskonale, czasami wydawało mi się że nawet lepiej niż ja samą siebie.
-To nie jest rozmowa na telefon, opowiem ci wszystko kiedy się spotkamy.
Zakończyłam rozmowę. Ostatni raz udało mi się w ten sposób uniknąć wyjaśnień, jutro miał nadejść dzień prawdy, wszyscy mieli się dowiedzieć o tym co starałam się ukrywać od kilku miesięcy. Na samą myśl o tym jak Jai zareaguje kiedy dowie się jaką decyzję podjęłam ściskało mnie w żołądku. Jak miałam mu to powiedzieć?? Jak powiedzieć komukolwiek że wybrało się taką drogę?? Jak powiedzieć że zostało mi maksymalnie pół roku życia??
Zacisnęłam powieki chcąc zatrzymać łzy. Położyłam ręce na brzuchu żeby przypomnieć sobie po co to wszystko. Nikt nie musiał tego rozumieć, ważne że ja wiedziałam że to maleństwo w moim brzuchu jest tego warte, ono jest warte każdego poświęcenia.
Jednak coś w moim życiu się zmieniło, do tej pory byłam bardziej dziecinna, uciekałam kiedy robiło się trudno, Luke wiedział o tym najlepiej. Nigdy nie umiałam rozmawiać z ludźmi, zawsze robiłam co w mojej mocy żeby ich nie ranić, dlatego zostawiałam tylko listy, to było dużo łatwiejsze niż rozmowa, i wysłuchanie tego co ktoś miał do powiedzenia. Może to kwestia tego że zawsze ulegałam, kiedy widziałam że decyzja którą podjęłam kogoś rani zmieniałam ją, nie umiałam patrzeć na ludzkie cierpienie. Byłam słaba, teraz było inaczej, tym razem nie miałam zamiaru uciekać, chciałam pierwszy raz w moim życiu stawić czoła moim lenkom. Rozmowę z Max'em zaplanowałam w każdym nawet najmniejszym szczególe, nigdy nie byłam fanką planów, ale tym razem mógł mi się on przydać. Jeśli wykonywała bym go punkt po punkcie wszystko miało pójść jak z płatka.
Kiedy usłyszałam otwierane drzwi serce we mnie zamarło, teraz chciałam uciec, chociaż nie miałam już na to szans. Stało się, decyzja została podjęta, teraz muszę zrobić to co konieczne.
-Cześć kochanie- usłyszałam radosny głos Max'a. Kiedy wszedł do salonu zastygł w bezruchu przyglądając mi się pustymi oczami. Nie był głupi, doskonale wiedział co oznaczają moje walizki. Teraz moja kolej, kolej na wytłumaczenia.
-Max musimy poważnie porozmawiać- wstałam z kanapy usiłując zachować neutralny wyraz twarzy.
-Nie -zaczął rozpaczliwie.- Proszę cię nie.
Spojrzał na mnie załzawionymi oczami, błagającymi o litość. Właśnie tego się bałam, od samego początku o to mi chodziło. Teraz czułam się winna, on nie zasłużył na takie traktowanie, był dla mnie dobry przez cały ten czas. Mało tego on był przy mnie wtedy kiedy nikogo innego nie było. Wyrzuty sumienia będą mnie męczyć już do końca, ale tak miało być. Podjęłam decyzję i musiałam się zmierzyć z jej konsekwencjami.
-Byłeś i już na zawsze pozostaniesz bardzo ważną osobą w moim życiu, pokochałeś mnie taką jaka  jestem, ze wszystkimi moimi wadami, i problemami które ci sprawiałam. Dzięki tobie uwierzyłam że można mnie kochać bez żadnych warunków i wymagań, że ja naprawdę zasługuje na taką miłość. Ale ty też na to zasługujesz, zasługujesz na to żeby ktoś pokochał ciebie tak mocno jak ty pokochałeś mnie, żeby ktoś nie widział świata poza tobą. Ja nie jestem w stanie ci tego dać, nie jestem w stanie pokochać cię tak jak na to zasługujesz. -Zsunęłam z palca pierścionek zaręczynowy i położyłam na stole. - Każde z nas zasługuje na prawdziwe szczęście którego nie jesteśmy w stanie dać sobie nawzajem. Przepraszam że tak długo pozwoliłam ci wierzyć w coś co nie miało szans na przetrwanie.
Wzięłam torbę i ruszyłam w stronę drzwi, nie patrzyłam na niego, nie byłam aż na tyle silna, chciałam jak najszybciej to zakończyć i znaleźć się w samolocie. Mijając go zauważyłam jak głęboko oddychał, serce łamało mi się na drobne kawałeczki kiedy myślałam o tym co on teraz czuje, nie mogłam tego robić, nie mogłam stawiać się na jego miejscu. W momencie w którym złapałam za klamkę poczułam jak jego silne ramie oplata mnie w talii krępując ruchy, jego dłoń spoczęła na moich ustach uniemożliwiając mi wezwanie pomocy. Zaczęłam się szarpać, ale tylko mocniej przyciągnął mnie do sobie.
-Myślałaś że tak po prostu pozwolę ci odejść??- zapytał ochrypłym głosem.
Nie znałam takiego jego oblicza, i chyba wolałabym go nigdy nie poznać. Uspokoiłam się, przypomniałam sobie sytuację sprzed trzech miesięcy, kiedy dowiedział się o tym że jestem w ciąży, wtedy też zareagował agresją, ale później wróciło jego normalne oblicze, miałam nadzieję że i tym razem tak właśnie będzie.
-Przez dziewięć miesięcy cały czas się tobą opiekowałem, byłem przy tobie przez ten cały czas, znosiłem wszystko, twoje humorki, zachcianki, nawet to że nie pozwoliłaś się dotknąć. Tolerowałem to że to on jest na pierwszym miejscu, że to jego kochasz bardziej, ale nie pozwolę ci odejść, nie pozwolę ci do niego wrócić. Jesteś i będziesz już tylko moja.
Oddychałam płytko, nie mógł mi tego zrobić nie mógł zatrzymać mnie tu siłą, całe moje ciało wypełniała adrenalina, byłam gotowa do walki o swoją wolność. Zaczęłam się szarpać kiedy ruszył ze mną w stronę schodów, liczyłam na to że mój opór w końcu go złamie, że rozluźni uścisk na tyle żebym mogła się z niego wyswobodzić.
Kiedy pokonaliśmy schody zwątpiłam w to że cokolwiek uda mi się jeszcze zrobić, policzki zrobiły mi się mokre od łez, nie chciałam żeby to tak się skończyło, Max nie miał pojęcia o tym że jestem chora, nie miał pojęcia o tym że powinnam brać lekarstwa. A bez nich ani ja, ani moja mała kruszynka nie mieliśmy szans na przeżycie. Nie mogłam pozwolić na to żeby to wszystko skończyło się właśnie w ten sposób.
Udało mi się wymierzyć mu łokciem cios w brzuch, puścił mnie zwijając się z bólu. Od schodów dzieliły mnie cztery kroki, zdążyłam wykonać dwa zanim poczułam jak jego dłonie z miażdżącą siłą zacisnęły się na moich ramionach. Podniósł mnie i wrzucił do sypialni zamykając za sobą drzwi, zaczęłam bić w nie pięściami i kopać z całej siły. Wreszcie bezsilna usiadłam na podłodze, dławiąc się własnymi łzami.
-Wypuść mnie błagam-wyszlochałam.
-Nie ma mowy- odpowiedział ostro. -Nie wyjdziesz stąd dopóki nie zmądrzejesz.
Zakryłam twarz dłońmi usiłując się uspokoić. Co teraz?? Przecież musiało być jakieś wyjście, nie mogłam tutaj zostać, to była kwestia życia albo śmierci, a w takiej sytuacji nie przyjmuje się pod uwagę przegranej. Z tylnej kieszeni jeansów wyciągnęłam przedmiot który uwierał mnie już od dłuższego czasu. Spojrzałam na książeczkę, i podziękowałam Bogu w myślach. Zawsze przed wylotem trzymałam paszport i bilet na samolot przy sobie, ze względy na to że lubiłam zapominać niektórych rzeczy. To oznaczało że bez problemu mogłam polecieć do Los Angeles, wystarczyło jedynie dostać się na lotnisko. Podbiegłam do okna i otworzyłam je, nasza sypialnia znajdowała się na pierwszym piętrze, pokonywałam już dużo trudniejsze zadania, co z tego że wtedy nie byłam w ciąży, musiałam sobie poradzić. Ściągnęłam prześcieradło z łóżka i przywiązałam je do jego nogi, nie wyglądało to zbyt bezpiecznie, ale musiało mi wystarczyć. Stanęłam na parapecie i powoli zaczęłam schodzić na dół trzymając Się prześcieradła. Kiedy moje stopy dotknęły ziemi uznałam że mam dziś szczęście. Ogromne szczęście.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Oto i nowy rozdział, wiem długo to trwało ale studiowanie ssie XD
A tak serio proszę o komentarze kochani bo to bardzo motywuje
Kocham was ;*
Jess

niedziela, 11 października 2015

Rozdział 40

Luke zrobił dokładnie tak jak obiecał, cztery tygodnie temu zniknął z mojego życia, teoretycznie wszystko powinno wrócić do normy, ale wcale tak nie było. Jego nagłe pojawienie się, coś mi uświadomiło, coś czego teraz nie byłam w stanie zagłuszyć. Przez ten cały czas łudziłam się że jeżeli uwierzę w to że mogę być szczęśliwa bez niego to na prawdę tak będzie. Nic bardziej mylnego. Potrzebowałam go bardziej niż się tego do tej pory spodziewałam, byłam od niego uzależniona prawie tak jak on od narkotyków, prawie bo on potrafił się z tym uporać, potrafił stawić czoła swoim słabościom, ja tego nie potrafiłam. Nie umiałam tak po prostu przestać o nim myśleć, przestać myśleć o kolorze jego oczu który zmieniał się w zależności od jego nastroju, o zniewalającym uśmiechu za który byłam w stanie oddać wszystko i kojącym dotyku dzięki któremu dużo łatwiej było mi uwierzyć że wszystko pójdzie po naszej myśli.
On sam nie pomagał mi w zapominaniu, dzień po naszym pożegnaniu w skrzynce na listy znalazłam plik kluczy i karteczkę z informacją że wszystko czego dorobił się w Australii teraz należy do mnie. Na początku postanowiłam że nie będę z tego korzystać, przebywanie w miejscu w którym i on kiedyś był nie mogło przynieść niczego dobrego. Jednak z biegiem czasu coraz częściej zaczynałam łapać się na tym że chciałabym usiąść za kierownicą jego samochodu, że chciałabym używać jego broni. Tak na prawdę sama nie wiem dlaczego tak było, przecież to i tak nie mogło niczego zmienić, używanie jego rzeczy nie mogło sprawić że będę bliżej niego, ale te pragnienia wreszcie stały się na tyle silne że nie umiałam się im oprzeć. Od tamtej pory wtedy kiedy najbardziej mi go brakowało jechałam tam i kładłam się w łóżku przesyconym jego zapachem, w tym samym łóżku w którym spędziliśmy ostatnią wspólną noc, wspomnienia tego jak bardzo byłam wtedy szczęśliwa może i były bolesne, ale sprawiały że wciąż tliła się we mnie nadzieja że to jeszcze nie koniec, że nasza historia wciąż trwa, tylko chwilowo jest troszeczkę inaczej niż powinno być. Nie umiałam uwierzyć w to, że to było nasze definitywne pożegnanie, to co było między nami było wciąż żywe, a to oznaczało iż prędzej czy później któreś z nas ulegnie temu przyciąganiu i złamie zasady, miałam nadzieję że tak jest, że on teraz tęskni za mną tak mocno jak ja za nim i wciąż wspomina nasze ostatnie spotkanie. Tak na prawdę nie brałam pod uwagę innej opcji, nie mógł o mnie zapomnieć, w końcu nie zapomina się o czymś co jest sensem naszego życia.
Wjechałam do magazynu, gdzie jak zawsze wszyscy już na mnie czekali, nie mogłam nic poradzić na to że zawsze wybierałam najbardziej okrężną drogę żeby jak najwięcej czasu spędzać tylko w swoim własnym towarzystwie, ostatnio coraz bardziej lubiłam być sama, denerwowało mnie to że wszyscy okazywali się być ekspertami od mojego życia. Każdy dawał mi niezawodne porady, ale nikt nie zapytał o to jak się teraz czułam, w zasadzie miałam za swoje, przez cały czas właśnie do tego dążyłam, chciałam żeby nie liczyli się z moimi uczuciami, więc spełniali moją prośbę.
Wysiadłam z samochodu i ruszyłam w stronę ekipy, musiałam im pogratulować, dzisiaj nareszcie dobrze się spisali, wygraliśmy trzy wyścigi i zarobiliśmy jakieś pięćdziesiąt tysięcy. Nareszcie wszystko wracało do normy, po tym jak spotkałam się z Luke'iem, a później przejęłam wszystko co do niego należało nadwyrężyłam zaufanie moich ludzi. Sprzedałam im bajeczkę że ten po którego pojechaliśmy nakrył mnie w swoim magazynie, ale byłam na tyle szybka że udało mi się go zabić, fakty na szczęście się zgadzały, nikt go nie widział od tamtej pory więc równie dobrze mógł być martwy, niż ukrywać się na drugim końcu świata. Jednak nie wszyscy mi wierzyli, w szczególności Jake wątpił w to że sama byłam w stanie poradzić sobie z kimś na kogo wszyscy polowaliśmy od dłuższego czasu. Ale jego niedowierzanie nie było moją sprawą, przynajmniej dopóki nie wpływało to na nasze relacje służbowe. Miał się mnie słuchać , i na tym kończyła się dyskusja.
Poczułam że wszystko zamazuje mi się przed oczami, aż obraz rozmył się w niewyraźną plamę, moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa, usiadłam na masce samochodu biorąc serię głębokich wdechów. W ostatnim czasie takie sytuacje były u mnie na porządku dziennym, przemęczenie i brak snu dawały mi się nieźle we znaki. Do tej pory myślałam że jestem niezniszczalna i mogę prowadzić swoje podwójne życie bez żadnych konsekwencji, całe dnie spędzałam z Max'em na planowaniu naszego ślubu, a nocami startowałam w wyścigach, jednak moje ciało postanowiło sprowadzić mnie na ziemię i pokazać że na dłuższą metę nie da się prowadzić takiego trybu życia.
Ktoś złapał mnie za ramię, podniosłam oczy i skrzywiłam się widząc zmartwioną twarz Savann'y, nie potrzebowałam ich litości, a tym bardziej nie potrzebowałam tego żeby widzieli mnie w takim stanie.
-Musimy porozmawiać- stwierdziła i pociągnęła mnie za sobą do jednego z pokoi. Zamknęła drzwi upewniając się że nikt za nami nie szedł. Przez cały czas mierzyłam ją podejrzliwym wzrokiem, nie miałam pojęcia o co mogło jej chodzić, a rozmowy w tajemnicy przed resztą nigdy nie oznaczały niczego dobrego.
-O co chodzi??- spytałam zniecierpliwiona, jakoś nie specjalnie spieszyła się z wyjaśnieniami.
Zawroty głowy już minęły więc nie miałam czasu na zabawę, chciałam wrócić do domu zanim Max się obudzi, dzięki temu uniknęłabym jego zawiedzionego spojrzenia, którego tak nienawidziłam. Zawsze kiedy udawało mu się nakryć mnie na tym że nie spałam obok niego przez całą noc patrzył na mnie tak jakbym zrobiła mu właśnie najgorszą krzywdę na świecie. Właśnie w tym momencie od środka zżerało mnie poczucie winy, zdradziłam go i obiecałam sobie że on nigdy się o tym nie dowie, uznałam że tak będzie lepiej, skoro miałam tym oszczędzić mu bólu to było warto przeżywać  momenty nienawiści do samej siebie kiedy tylko na mnie spojrzał. Wyrzuty sumienia nie pozwalały mi patrzeć na nasz związek tak samo jak kiedyś, teraz wszystko było inne, całe moje życie było inne, a to wszystko za sprawą tylko jednego jedynego człowieka, jednej nocy, i jednej rozmowy.
-Oni są facetami, i nie widzą tego co się dzieje, ale ja nie jestem ślepa. -Stanęła przede mną i popatrzyła mi w oczy. Pocierała nerwowo ręce, wydawała się być zmieszana całą tą sytuacją. A to już było dziwne, bo w końcu sama chciała ze mną rozmawiać. Wreszcie wzięła głęboki oddech i kontynuowała: -Wiem że jesteś w ciąży, przede mną nie musisz tego ukrywać.
Byłam pewna że szczęka odbiła mi się od ziemi z wrażenia. Przez chwile przyglądałam się jej bez słowa, potrzebowałam czasu na przetworzenie informacji które docierały do mnie z niemałym opóźnieniem. Ja i ciąża?? To przecież było tak niedorzeczne że aż śmieszne, nie mogła wymyślić nic bardziej nieprawdopodobnego, najwyraźniej miała za dużo wolnego czasu skoro zamiast skupić się na robocie, albo przynajmniej na swoim życiu, wtrącała się do mojego. Koniecznie musiałam to ukrócić w moim zespole nie było miejsca na głupie plotki, a już na pewno nie na takie które mogłyby zaszkodzić mojej pozycji.
Podeszłam do drzwi, nie mogąc powstrzymać się od ironicznego śmiechu.
-Nie bądź żałosna, nie jestem w żadnej ciąży, a to że ostatnio trochę gorzej się czuję to kwestia przemęczenia, wystarczy że zostanę dwie noce w domu i porządnie odpocznę. -Stanęłam w drzwiach teatralnie stukając paznokciami o futrynę.- A teraz pozwól że zajmę się swoim życiem, i tobie radzę to samo.
Pożegnałam się z resztą i wsiadłam do samochodu. Musiałam stąd odjechać jak najszybciej i jak najdalej, czułam jakbym się dusiła, jakby na mojej szyi coraz mocniej zaciskał się drut kolczasty. Miałam problemy ze złapaniem oddechu, a oczy same wypełniły mi się łzami, nie miałam pojęcia dlaczego tak reaguje, przecież nic wielkiego się nie stało, ot co koleżanka podejrzewa że jestem w ciąży, to nic takiego, normalna ludzka rzecz, każdy ma prawo popełnić błąd. Biorąc pod uwagę że ona nie ma pojęcia co łączy mnie z Max'em, nie ma pojęcia o tym że nigdy ze sobą nie spaliśmy więc nie było nawet mowy o żadnej ciąży. Chyba że... Nagle do mojej głowy napłynęły miliony myśli, co gorsza wszystkie układały się w jedną logiczną całość. Do tej pory nie miałam na tyle czasu żeby to przemyśleć ale fakty były jasne, moje ostatnie spotkanie z Luke'iem miało miejsce dokładnie cztery tygodnie temu, okres spóźniał mi się od dwóch, myślałam że to kwestia przemęczenia i stresu, a co jeśli nie??
Usłyszałam dźwięk klaksonu i zobaczyłam światła samochodu jadącego wprost na mnie, moja reakcja była odruchowa skręciłam ostro kierownicę i wylądowałam na poboczu w tłumanach kurzu. Oddychałam głęboko kurczowo zaciskając dłonie na kierownicy, wciąż byłam skołowana, ale bardziej tym z czego właśnie zdałam sobie sprawę, niż tym że kilka sekund dzieliło mnie od śmierci. Przyłożyłam rękę do brzucha. Czy to w ogóle możliwe?? Czy ja na prawdę mogę nosić w sobie jego dziecko?? Uśmiechnęłam się sama do siebie, ta myśl była piękna, przede wszystkim dlatego że obudziła we mnie nadzieję o której już dawno zapomniałam. Miałam gdzieś konsekwencje które musiałabym ponieść jeśli to okazało by się prawdą, chciałam tego, chciałam problemów i komplikacji w życiu, tylko niech chociaż ten jeden raz się nie mylę. Musiałam mieć pewność.
Wróciłam na jezdnie i po dziesięciu minutach zaparkowałam samochód przed apteką. Na wszelki wypadek wzięłam aż trzy testy ciążowe, tak żeby nie było szans na żadną pomyłkę, nie mogłam sobie na nią pozwolić, nie mogłam sobie pozwolić na złudną nadzieję. Teraz w moim życiu mogły mieć miejsce tylko dwa scenariusze, albo miałabym wszystko, albo nie miałabym nic, pomiędzy tym nie było niczego.
Zaparkowałam na podjeździe przed domem, Max nie mógł się dowiedzieć o tym że najprawdopodobniej jestem w ciąży, więc wchodząc do domu schowałam moje zakupy za plecami, może nie była to najlepsza kryjówka, ale zawsze lepsze to niż paradowanie z testami ciążowymi w dłoni. Na palcach przeszłam przez salon i weszłam po schodach na górę. Weszłam do sypialni, ale na łóżku nie było nikogo, zamiast tego na stoliku nocnym leżał liścik:
''Wyszedłem po coś na śniadanie, mam nadzieję że kiedy wrócę będziesz już na mnie czekać.''
Odetchnęłam z ulgą, przynajmniej miałam wystarczająco czasu żeby poskładać myśli i wymyślić jakieś logiczne wytłumaczenie mojej kolejnej nocnej nieobecności.
Czekając na wynik zaczęłam obgryzać paznokcie, nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło, zazwyczaj radziłam sobie ze stresem w zupełnie inny sposób. Właściwie to nie była jedyna rzecz której wcześniej nie robiłam, w ostatnim czasie w ogóle nie poznawałam samej siebie. Najprawdopodobniej było to najdłuższe kilka minut mojego życia, wykorzystałam je na przeanalizowanie wszystkich możliwych scenariuszy, jednak najbardziej martwił mnie jeden. Zastanawiałam się czy jeżeli naprawdę okazało by się że jestem w ciąży miałabym prawo znowu niszczyć życie Luke'a. Czy to że miałam nosić w sobie jego dziecko cokolwiek zmieniało?? Teoretycznie miał prawo dowiedzieć się że zostanie ojcem, ale ja nie chciałam żeby był ze mną z litości, ostatnim razem dobitnie pokazał mi co sądzi o naszym związku, zostawił mnie samą pomimo tego że widział jak bardzo go potrzebuje. Ja nie miałam prawa zmuszać go do tego żeby tworzył ze mną i z naszym dzieckiem szczęśliwą rodzinkę. A może właśnie lepiej mu będzie beze mnie, teraz kiedy rzucił narkotyki, i wreszcie pozbył się tego co ciągnęło go w dół świat stał przed nim otworem, był niesamowitym zdolnym i mądrym mężczyzną, który mógł osiągnąć wszystko, ja nie chciałam być dla niego ciężarem, nie chciałam być kulą u nogi która przeszkadzała by mu w spełnianiu marzeń. Co jeśli on chciał innego życia, nigdy nie rozmawialiśmy o tym czy chciałby zakładać rodzinę, zawsze byliśmy tylko we dwoje, nie miałam prawa podejmować decyzji bez niego.
Spojrzałam na test i zacisnęłam mocno powieki, nie chciałam płakać a pomimo to łzy spłynęły po moich policzkach. A jednak to była prawda, trzymałam w ręce dowód na to że ja i Luke jesteśmy już na zawsze ze sobą połączeni, niezależnie od naszej woli. Byłam szczęśliwa, pierwszy raz od czterech tygodni byłam naprawdę szczęśliwa. Nie miałam pojęcia co się teraz ze mną stanie, ani co powinnam zrobić w tej sytuacji, ale jedno było pewne, od teraz już nigdy nie miałam być sama, w moim życiu za kilka miesięcy miał się pojawić ktoś dla kogo już teraz byłam w stanie zrobić wszystko.
Musiałam z kimś porozmawiać, czułam że inaczej zwariuję, najprawdopodobniej właśnie przeżywałam najpiękniejszy moment mojego życia, a nie miałam z kim go dzielić. Trzęsącymi się rękami wybrałam numer do Jai'a, tylko na niego mogłam liczyć, jak zawsze mój przyjaciel był jedyną osobą do której mogłam zwrócić się zawsze i ze wszystkim.
Odebrał po trzecim sygnale.
-Cześć Jess, mam nadzieję że masz dobry powód żeby dzwonić do mnie o drugiej w nocy.
Cholera zupełnie zapomniałam o tym że on jest na drugim końcu świata.
-Przepraszam że cię obudziłam, ale muszę ci coś powiedzieć, właściwie muszę się po prostu tym z kimś podzielić, a ty jesteś jedyną osobę której ufam.
-Nie martw się nie obudziłaś mnie jesteśmy na wyścigach.
No tak to tłumaczyło by hałas na który dopiero teraz zwróciłam uwagę. Przez nagłą myśl która przyszła mi do głowy  cała zesztywniałam.
-Jesteście?? Czy to znaczy że Luke jest teraz przy tobie?? -zagryzłam wargę czekając na odpowiedź, jeżeli on dowiedział by się o tym że cały czas kontaktuje się z Jai'em na pewno nie byłby zadowolony.
-Można tak powiedzieć, ale nie musisz się martwić jest na tyle zajęty że na pewno nie zorientuje się że rozmawiamy.
Zajęty... chyba aż za dobrze znałam znaczenie tego słowa, zrobiło mi się niedobrze jak tylko o tym pomyślałam, miał prawo do własnego życia i swoich decyzji, ale mimo wszystko strasznie mnie to bolało. Wciąż czułam się zdradzana pomimo tego że nie byliśmy już razem, w jednym momencie straciłam całą odwagę, nie mogłam powiedzieć o niczym Jai'owi, może i był w stanie ukrywać przed bratem to że ciągle się kontaktujemy, ale moja ciąża zdecydowanie komplikowała sprawę, dużo lepiej będzie jeżeli nikt się o tym nie dowie.
-To co takiego chciałaś mi powiedzieć??- kiedy usłyszałam jego radosny ton straciłam już resztki wątpliwości, zostałam z tym wszystkim zupełnie sama.
-Już nic Jai- starałam się zachować neutralny ton głosu, ale szarpały mną tak skrajne emocje że nie byłam w stanie nad tym zapanować.-Już nic -wypowiedziałam na w pół szeptem i się rozłączyłam. To było łatwiejsze niż wytłumaczenie mu dlaczego zrezygnowałam z powiedzenia mu prawdy.
-Jess jesteś już??-usłyszałam głos Max'a. Dlaczego nie mogłam mieć nawet chwili na to żeby jakoś sobie to wszystko poukładać. Teraz potrzebowałam spokoju, a tymczasem dostałam największy bałagan mojego życia. Nie miałam czasu na wymyślanie planu, wzięłam test  do ręki i zeszłam na dół. Stanęłam w drzwiach kuchni patrząc jak Max kręci się rozpakowując zakupy.
-No to na co masz ochotę??-zapytał z uśmiechem, ale mi było daleko od dobrego humoru.
-Musimy porozmawiać -rzuciłam i ruszyłam w stronę salonu. Miałam nadzieję że za mną pójdzie, chciałam mu o wszystkim powiedzieć, im szybciej to zrobię tym lepiej, to do niego należała decyzja co teraz zrobi z naszym związkiem i byłam z tego powodu bardzo zadowolona, miałam dość podejmowania decyzji które później i tak obracały się przeciwko mnie.
Usiadłam na kanapie wbijając wzrok w splątane dłonie w których trzymałam mimo wszystko najlepszą informację mojego życia. Usiadł na fotelu na przeciwko mnie przyglądając mi się zmartwionym wzrokiem, przyłożył dłoń do mojego policzka usiłując zwrócić moją uwagę na swoją osobę.
-Coś się stało kochanie??-zacisnęłam zęby słysząc ton jego głosu. Starałam się robić wszystko tak żeby go nie zranić, ale teraz dotarłam do granicy w której wyjdą na jaw wszystkie moje kłamstwa i występki. Mogłabym zrobić tak samo jak zrobiłam z Luke'iem, uciec bez żadnego wytłumaczenia i już więcej nie wrócić, ale teraz byłam inna, wydoroślałam i zrozumiałam że każdy zasługuje na szczerą rozmowę, nie ważne jak bardzo bolesną.
-Nie, a właściwie to tak- nie chciałam nadmiernie przedłużać jego niepewności, z doświadczenia wiem że takie momenty wzmagają tylko wyobraźnię która nasuwa najgorsze scenariusze. Wyciągnęłam rękę i podałam mu test, nie chciałam patrzeć na jego reakcję więc wbiłam wzrok w podłogę.
-Czy...?? Czy to oznacza to co myślę??
Pokiwałam tylko głową potwierdzając jego przypuszczenia. Wstał i zaczął nerwowo przemierzać pokój w tę i z powrotem. Zupełnie nic nie mówił, a ja nie wiedziałam co o tym myśleć, wolałabym żeby krzyczał żeby się na mnie złościł, żeby jakkolwiek wyraził to co teraz czuje, zamiast tego mogłam się tylko domyślać co dzieje się teraz w jego głowie.
-To jego dziecko prawda?? -wycedził przez zęby.
Kolejny raz jedyne na co było mnie stać to pokiwanie głową. Uderzył pięścią w ścianę tak mocno że byłam pewna że coś sobie złamał. Czułam jego ból, prawie słyszałam jak łamało mu się serce, nie chciałam tego, nie chciałam żeby cierpiał, ale wiedziałam że muszę poczekać aż się uspokoi, siedziałam na kanapie i oddychałam głęboko. Czułam się okropnie, wyrzuty sumienia ściskały mi żołądek, a oczy same wypełniły się łzami.
-Dlaczego mi to zrobiłaś?? -zaczął spokojnie odwracając się w moją stronę. Ja nie miałam wystarczająco odwagi żeby na niego spojrzeć, poza tym nie znałam odpowiedzi na jego pytanie , sama sobie nie umiałam odpowiedzieć na pytanie dlaczego. -No mów dlaczego?? -podniósł głos. -Czy chociaż raz cię skrzywdziłem?? Czy chociaż raz cię zawiodłem?? Doprowadziłem do płaczu?? Nie. Więc dlaczego?? Może dlatego że cały czas przy tobie byłem, dlatego że wspierałem cię na każdym kroku i przymykałem oko na to że każdej nocy się gdzieś szlajasz?? A może dlatego że ci zaufałem?? Co?? To jest właśnie w tym najlepsze prawda?? Skoro ci zaufałem zabawa była lepsza??
-To nie tak - zaczęłam niepewnie. Bałam się takiego jego oblicza, nigdy wcześniej nie widziałam w jego oczach takiej furii, nie było w nich nic znajomego, zupełnie jakbym patrzyła na kompletnie obcą osobę.
-A więc jak??- krzyknął łapiąc mnie za brodę i zmuszając do tego żebym na niego spojrzała. Chciałam się wyrwać ale trzymał mnie za mocno. -Dlaczego do cholery mnie z nim zdradziłaś??
Prawie zgrzytał zębami a ja byłam tak zrozpaczona że łzy spłynęły mi po policzkach. Zebrałam w sobie resztki sił i szarpnęłam się tak mocno że udało mi się wyswobodzić. Zdążyłam zrobić zaledwie dwa kroki zanim znowu mnie złapał, mogłam to przewidzieć, ale moje impulsywne działanie zazwyczaj kończyło się tak beznadziejnymi planami. Przyparł mnie do ściany i złapał za nadgarstki, czułam na szyi jego przyśpieszony oddech, przez chwile stał w zupełnym bezruchu, a ja nie wiedziałam czego mogę się po nim spodziewać w takiej sytuacji.
-Przepraszam- wyszeptał wreszcie. Zrozumiałam że niebezpieczeństwo minęło i odetchnęłam z ulgą, należało mi się takie traktowanie z jego strony, ale wiedziałam że mam ustalone pewne granice których nikt nie może przekraczać. On na razie ich nie przekroczył.
-Przepraszam że tak mnie poniosło, ale to tylko i wyłącznie dlatego że tak bardzo cię kocham- puścił moje nadgarstki i przyłożył dłonie do moich policzków. Niechętnie spojrzałam mu w oczy i od razu tego pożałowałam skrucha jaka się w nich malowała łamała mi serce, on na prawdę mnie kochał a ja robiłam mu takie świństwa. Byłam egoistką, pieprzoną egoistką.
-Nie chcę cię stracić- odetchnął głośno i pocałował mnie w czoło. -Jeżeli mi na to pozwolisz obiecuję że zaopiekuję się tobą i twoim dzieckiem, będę je kochał tak jak swoje, tak mocno jak kocham ciebie, tylko powiedz że ze mną zostaniesz.
Byłam zupełnie zmieszana, jeszcze trzydzieści sekund temu byłam pewna że nienawidzi mnie za to że zrobiłam mu takie świństwo, a teraz chce być ojcem dla nie swojego dziecka. To nie było normalne, i to w żadnym stopniu. A może to właśnie jest rozwiązanie?? Może o to właśnie w tym wszystkim chodzi, dzięki temu nie musiałabym niszczyć życia Luke'a, a moje dziecko miałoby kochającego ojca, nie chciałam się nad tym za długo zastanawiać, bo dotarłoby do mnie że to nie jest właściwe zachowanie. A chciałam uwierzyć że takie jest, chciałam zapomnieć o wszystkim i mieć na uwadze tylko to żeby moje maleństwo było szczęśliwe, a dla niego ta opcja była najlepsza.
-Dobrze niech będzie tak jak chcesz -odpowiedziałam starając się zapomnieć o tym jak bardzo łamie mi to serce.