piątek, 30 stycznia 2015

Rozdział 21

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~Jai~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Każda kolejna godzina spędzona na szpitalnym korytarzu była jak tortury, jak czekanie na wyrok. Luke był na sali pooperacyjnej i lada chwila mieli go wybudzać, z Jessicą było gorzej, z tego co udało mi się dowiedzieć dostała krwotoku wewnętrznego z powodu licznych obrażeń, operowali ją od sześciu godzin, chciałem zobaczyć co się z nią dzieje ale Beau mi na to nie pozwolił. Nawiasem mówiąc to były jedyne słowa które do mnie wypowiedział, od tamtej pory już się nie odezwał, kolejny raz był na mnie wściekły. Nie dziwiłem się mu, w końcu wszystko zaczęło się ode mnie i mojej naiwności, gdybym tylko nie ściągnął jej do domu wszystko byłoby inaczej. Miałem ogromne wyrzuty sumienia, bo za moją głupotę płacili wszyscy których kocham, obiecałem sobie że już nigdy nie dopuszczę do takiej sytuacji, że już nigdy nikomu nie zaufam. Z sali wyszedł lekarz Beau podniósł się równocześnie ze mną, z wyrazu twarzy mężczyzny niewiele dało się odczytać, zapewne lata pracy w zawodzie sprawiły że takie rozmowy nie były dla niego większym wyzwaniem. Czekaliśmy w napięciu na to jakie wiadomości przynosi.
-Wszystko wraca do normy, brat się wybudził, ale musi na razie odpoczywać.
-Ale można go odwiedzić??- moja impulsywność jak zawsze wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem. Mężczyzna zmarszczył brwi mierząc mnie wzrokiem.
-Niech będzie ale pojedynczo i tylko na chwilkę. -Ominął nas zgrabnym ruchem, a ja jednym susem znalazłem się przy drzwiach.
-Aha i jeszcze jedno nie wolno go denerwować- rzuciłem mu lekceważące spojrzenie i wszedłem do sali. Luke od samego progu mierzył mnie podejrzliwym spojrzeniem, wiedziałem o co mu chodzi i jakie pytanie chce mi zadać, ale dla własnego bezpieczeństwa i jego zdrowia chciałem na razie unikać tego tematu.
-No i jak się czujesz braciszku-próbowałem zacząć jak najbardziej naturalnym tonem, wiedziałem że on mimo wszystko nie da się na to nabrać.
-W porządku nie jest tak źle jak to wygląda. Gdzie jest Jess??
Spuściłem wzrok nie chcąc odpowiadać na jego pytanie, lekarz nie kazał go denerwować, a ja miałem zamiar trzymać się tych zaleceń. Złapał mnie za nadgarstek, zaciskając palce tak mocno że prawie odciął mi dopływ krwi do dłoni.
-Zapytałem o coś- zrozumiałem że milczenie nie jest najlepszym rozwiązaniem, denerwowałem go tym prawdopodobnie dużo bardziej niż gdybym mu o wszystkim powiedział.
-Dobrze już dobrze, tylko się nie denerwuj.
-Jak mam się nie denerwować skoro robisz mi tu jakieś tajemnice.
Odetchnąłem ciężko wiedząc że nie da za wygraną.
-Ona jest na sali operacyjnej.
-Co??Co się stało??- zauważyłem że urządzenia monitorujące pracę jego serca zaczęły pokazywać coraz szybsze tętno.
-Uspokój się proszę, wszystko ci wyjaśnię-przyłożył sobie rękę do czoła i zacisnął zęby.
-Mów.
-Ona...-zamyśliłem się na chwilę usiłując dobrać odpowiednie słowa.-Przez to pobicie dostała krwotoku wewnętrznego.
-Dobra idę do niej- uniósł się na łóżku podpierając na łokciu. Widziałem jak zacisnął szczękę usiłując zapanować nad bólem.
-To nie jest dobry pomysł-starałem się żeby ton mojego głosu był jednocześnie stanowczy i łagodny.
-Muszę tam iść rozumiesz- popatrzył mi w oczy w taki sposób że od razu wszystko zrozumiałem. Był taki sam jak ja jeszcze całkiem niedawno temu. Zakochany. Zaślepiony wizją tego że w końcu może być inaczej. Zdałem sobie sprawę z tego że muszę mu pomóc.
-Dobrze, ale pomyśl czy pomożesz jej jeśli zrobisz sobie większą krzywdę?? Czy poczuje się lepiej jeśli pogorszysz swój stan tylko dlatego że chciałeś zobaczyć co z nią?? Szczerze w to wątpię. Będziesz bardziej pomocny jeśli dojdziesz do siebie. Ja pójdę sprawdzić co się z nią dzieję, ale pod jednym warunkiem.
-Jakim??-warknął opadając z powrotem na łóżko.
-Nie będziesz nic kombinował dopóki nie wyzdrowiejesz, zgoda??
-Niech ci będzie idź już.-Nie chcąc go bardziej denerwować wyszedłem z sali. Zaraz pod drzwiami siedział Beau ze spuszczoną głową, zrobiło mi się go szkoda owszem był na mnie zły ale nie bez powodu po prostu się o nas martwił.
-I co z nim??-wstał patrząc na mnie oczami pełnymi nadziei.
-Czuje się już lepiej ale kazał mi sprawdzić co u Jessic'y- złapał mnie za ramię kiedy usiłowałem go ominąć.
-Dobrze wiesz że on powinien o niej zapomnieć dla własnego dobra- jego nagły ostry ton nieco zbił mnie z tropu. Opiekowanie się nami to jedno a kierowanie naszym życiem i decydowanie z kim mamy się spotykać to lekka przesada.
-Dobrze wiesz że to nie jest takie proste-wyrwałem rękę z jego uścisku i ruszyłem w swoja stronę.


Operacja trwała jeszcze trzy godziny, na szczęście wszystko się powiodło. Przekazanie dobrej nowiny Luke'owi było dla mnie przyjemnością, przynajmniej w końcu się uspokoił a jego tętno przestało tak szaleńczo galopować. Niestety dobiegała już dwudziesta druga i musieliśmy opuścić oddział, do domu wracałem już o wiele spokojniejszy, wiadomość że ody dwoje czują się już lepiej i mi poprawiła humor, w końcu po części byłem temu wszystkiemu winny. Beau też przestał się denerwować chyba powoli zaczęło do niego docierać że nie jesteśmy już dziećmi i umiemy sami o siebie zadbać. W końcu mieliśmy być ekipą a nie jego marionetkami. Następnego dnia zaraz po przebudzeniu i zjedzeniu śniadania postanowiłem pojechać do szpitala, korzystając z okazji że mój ''opiekun'' wciąż spał, mógłbym spokojnie odwiedzić Jessicę nie narażając się na jego mordercze spojrzenia. Droga do szpitala niezmiernie mi się dłużyła,nie byłem przyzwyczajony do przestrzegania przepisów, jednak dzisiaj postanowiłem zrobić od tego wyjątek, nie chciałem żeby zatrzymała mnie policja, wolałem spędzić ten czas w szpitalu niż na komisariacie. Przez to całe zamieszanie zupełnie zapomniałem o mojej jeszcze nie do końca zagojonej ranie, było już dużo lepiej ale wciąż nie mogłem się przeciążać. Pierwsze postanowiłem zaglądnąć do Luke'a i zapytać jak się czuję, powoli uchyliłem drzwi do jego sali ale łóżko było puste, nieco mnie to zdziwiło przecież miał się nie ruszać. Chyba że?? Usiłowałem znaleźć jakieś logiczne wytłumaczenie jego nieobecności. Przecież mógł zostać przeniesiony. Zwróciłem się do pielęgniarki która akurat szła korytarzem.
-Przepraszam ja chciałem zapytać o brata Luke Brooks leżał w tej sali-wskazałem na drzwi.-Gdzie został przeniesiony??
-Z tego co mi wiadomo to nadal jest w tej samej sali, więc niech mi pan nie zawraca głowy.
Super dlaczego to ja zawsze trafiałem na takich chamskich ludzi. Zastanawiałem się gdzie tez mógł się podziać mój braciszek przecież w swoim stanie nie powinien nawet wstawać a co dopiero urządzać sobie jakieś spacerki, przecież mi to obiecał. Jasne. Nagle mnie olśniło, wiedziałem już gdzie go szukać. Dobiegniecie do OIOM'u zajęło mi raptem dwie minuty, przez szklane drzwi zobaczyłem go siedzącego przy jej łóżku. Mogłem się spodziewać że mnie nie posłucha, przecież kto by słuchał młodszego brata. Po cichu wszedłem do środka Luke się nie odwrócił zacząłem się zastanawiać czy czasem coś mu się nie stało. Dotknąłem lekko jego ramienia, niechętnie odwrócił się w moja stronę, nie wyglądał najlepiej podkrążone oczy sugerowały że nie spał za dużo tej nocy.
-Co ty tu robisz powinieneś odpoczywać w swojej sali.
-Nie ja muszę przy niej być- jak zawsze jeśli na coś się uparł to nie było na niego mocnych, nawet jeżeli chodziło o jego zdrowie. Mimo wszystko postanowiłem podjąć kolejną próbę przemówienia mu do rozsądku.
-Posłuchaj mnie ja przy niej zostanę a ty idź do siebie przyjdziesz tu jak poczujesz się lepiej.
-Nie- niemalże warknął. -To ja muszę przy niej zostać, ty nie masz o niczym pojęcia, nikt nie ma o niczym pojęcia, tylko ja wiem co się tam stało, rozumiesz?? I tylko ja mogę teraz przy niej być.
Byłem ciekawy o co mu chodziło ale smutek w jego głosie sprawił że wolałem już nie poruszać drażliwego dla niego tematu. Postanowiłem wyjść i zostawić ich samych.

Każdy kolejny dzień wyglądał niemal identycznie zawsze kiedy przyjeżdżałem do szpitala on już czuwał przy jej łóżku. Prawie nie spał i nie jadł a przecież sam był ranny i powinien o siebie dbać. Codziennie przywoziłem mu czyste ubrania i jedzenie, starałem się nawiązać z nim jakikolwiek kontakt ale prawie  w ogóle się do nikogo nie odzywał, Beau też martwił się jego stanem, nigdy wcześniej tak się nie zachowywał. Ja sam też czułem się coraz gorzej patrząc na niego i to jak się teraz zachowuje wiedziałem że to moja wina, wszyscy powtarzali mi że ona nie jest dobra, że nie powinienem jej tak bezgranicznie ufać ale ja nie słuchałem i teraz mam za swoje. Mój własny brat bliźniak, najbliższa mi osoba na świecie tak bardzo cierpi tylko i wyłącznie z mojego powodu. Ta świadomość powoli zabijała mnie od środka.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~Jessica~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przez cały ten czas czułam przy sobie jego obecność, czułam jak delikatnie dotykał mojej ręki, jak całował mnie w czoło kiedy na chwile musiał odejść od mojego łóżka. Martwiłam się o niego, martwiłam się o to że w ogóle o siebie nie dbał, przecież został ranny. Starałam się nie wracać do wspomnień z tamtego okresu, wciąż były dla mnie zbyt bolesne, a jego obecność pomimo tego jak bardzo jej potrzebowałam tylko przypominała mi o tym co się stało. Właśnie dlatego nie chciałam się obudzić, podjęłam najtrudniejszą decyzję w moim życiu, zdawałam sobie sprawę że po tym co się stało już nigdy nie będę tą samą osobą, a to oznaczało że musiałam skończyć z Luke'iem. Doskonale wiedziałam że nie byłabym w stanie patrzeć na niego tak jak kiedyś, nie chciałam sprawiać mu bólu. Starałam się wybrać jak najmniej bolesne rozwiązanie dla nas obojga, bycie razem nie wchodziło już w rachubę, bałam się tylko że nie będę wystarczająco silna żeby to zakończyć, jedno spojrzenie w jego oczy mogło sprawić że zmieniłabym tak dobrze przemyślaną decyzję. Nie mogłam trzymać go już dłużej w niepewności, to byłoby z mojej strony egoistyczne, mimo że to jego obecność sprawiała że chciało mi się żyć musiałam z tym skończyć, im szybciej tym lepiej, tym łatwiej będzie mu się pozbierać. Niechętnie otworzyłam oczy które po tak długim czasie odpoczynku zaczęły piec, Luke spał na krześle delikatnie oparty o moje łóżko, do policzka przytulał moją dłoń, jak zawsze kiedy spał wyglądał tak niesamowicie że coś zakuło mnie w sercu, nie byłam pewno czy jestem wystarczająco silna żeby z niego zrezygnować. Starałam się jednak przypominać sobie to dlaczego to robię, lepiej żeby zabolało go raz niż żebym raniła go od nowa każdego dnia. Poruszyłam delikatnie palcami dłoni którą wciąż miał przytuloną do policzka. Przeciągnął się i powoli otworzył oczy.
-Jess... Ty... Ty wreszcie się obudziłaś-szeroki uśmiech na jego twarzy i radosne iskierki w jego oczach spowodowały że w moim gardle pojawiła się kula przez którą nie wiedziałam czy dam radę cokolwiek powiedzieć. Postanowiłam tylko odwzajemnić jego uśmiech.
-Nawet nie wiesz jak bardzo się o ciebie bałem, myślałem że już się nie obudzisz, że spędzę resztę mojego życia czuwając przy twoim łóżku. -Zacisnęłam zęby, chciałam być twarda i nie pokazać mu jak bardzo się cieszę że go widzę, przecież zaraz miałam go zranić nie mogłam pozwolić sobie na to żeby cierpiał jeszcze bardziej.
-Luke wyjdź stąd - pomimo moich starań zabrzmiało to dość niepewnie. Otworzył szeroko oczy i zbliżył się do mnie łapiąc moja dłoń między swoje.
-Spokojnie kochanie to tylko ja już nic ci nie grozi, obiecuję nie pozwolę cię już nigdy skrzywdzić.-Szarpnęłam ręką wyrywając ją z jego uścisku.
-Wyjdź stąd nie chcę cię znać rozumiesz, to wszystko twoja wina, to ty wplątałeś mnie w takie życie-starałam się na niego nie patrzeć wiedziałam że nie dałabym rady powiedzieć mu tego prosto w oczy, miałam nadzieję że kiedyś dotrze do niego że zraniłam go tylko i wyłącznie dla jego dobra. Za bardzo go kochałam żeby pozwolić mu cierpieć każdego dnia coraz bardziej, musiałam być silna w tym co sobie postanowiłam.
-Przepraszam, nie wiedziałem że tak to się skończy ale ja się zmienię przestane brać wyjedziemy stąd zaczniemy wszystko gdzie indziej od nowa tylko we dwoje. Obiecuje ci wszystko będzie idealnie tylko daj mi szansę.-Wbiłam wzrok w ścianę, nie wiedziałam że to będzie wymagać ode mnie aż tak silnej  woli. Perspektywa wyjazdu z nim tylko we dwoje była tym czego teraz potrzebowałam. Ale ja nie umiałabym go pocałować, nie umiałabym być z nim blisko, nie chciałam żeby musiał przez to przechodzić.
-Dostałeś już wystarczająco szans, ja już nie chce kolejny raz próbować. Wynoś się stąd i nie pokazuj się w moim życiu już nigdy więcej.
Usłyszałam jak kieruje się w stronę drzwi, kiedy zdałam sobie sprawę z tego że najprawdopodobniej już nigdy go nie zobaczę do moich oczu napłynęły łzy.
-I tak zawsze będę cię kochał- wyszeptał stojąc w drzwiach.
Poczułam jakby coś rozrywało mnie od środka jakby w moim ciele pojawiła się wielka rana, podciągnęłam kolana pod brodę i zaczęłam płakać, nie umiałam sobie z tym poradzić, niby po co teraz miałam żyć. Tracąc jego straciłam sens życia, straciłam wszystko czym byłam.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Od razu przepraszam że tak długo to trwało, ale wystawianie ocen i takie tam.
Na szczęście właśnie zaczynam ferie i postaram się nadrobić zaległości.
Kocham was ;*

niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział 20

Otworzyłam oczy kolejny raz żałując że śmierć nie zabrała mnie w czasie snu, miałam dość takiego życia, tak bardzo chciałam to skończyć. Rozejrzałam się po pokoju, przywiązany do krzesła na środku pomieszczenia siedział Luke. Wpatrywałam się w niego przez chwilę, byłam pod wrażeniem tego do czego jest zdolny mój własny mózg umiał przywołać takie obrazy tylko po to żebym jeszcze trzymała się przy życiu. Wykorzystałam ostatki moich sił i na doczołganie się do niego, dobrze wiedziałam że wraz z dotknięciem cały obraz zniknie a ja znowu zostanę zupełnie sama. Jednak mimo wszystko nie umiałam się powstrzymać, jego podbite oko i krew ściekająca z rozciętej wargi sprawiały że chciałam go jak najmocniej do siebie przytulić, zamiast tego jednak odważyłam się jedynie na lekkie przyłożenie ręki do jego policzka, obraz nie znikł a ja na dłoni czułam ciepło jego skóry. Przecież to nie możliwe, nie możliwe żeby był tutaj we własnej osobie, najwyraźniej musiałam się już do reszty stoczyć w otchłań szaleństwa skoro mogłam poczuć rzeczy które przedstawiała moja podświadomość.
-Luke??-szepnęłam tak żeby tylko on  mógł to usłyszeć. Nie zareagował. Położyłam głowę na jego kolanach. -Luke błagam cię obudź się nie rób mi tego proszę. -Wiedziałam że to na nic, ale z całej siły chciałam wierzyć w to że dalsza walka ma jeszcze jakiś sens. Mogłabym przysiąc że się poruszył. Podniosłam głowę, otworzył oczy patrząc na mnie z niedowierzaniem.
-Luke to naprawdę ty??-ledwo byłam w stanie wydać z siebie jakikolwiek dźwięk.
-Jasne że ja, chyba nie myślałaś że zostawię cie samą z nim?? Wiem że długo to zajęło, ale nie miałem pojęcia gdzie możesz być, dopiero wczoraj to do mnie dotarło, nawet nie wiesz jak bardzo bałem się że może być za późno, że mogę nie zdążyć. -Jego oczy mówiły wszystko zrozumiałam że mówi prawdę, nigdy wcześniej nie widziałam łez w jego oczach. Podniosłam się tak żeby nasze czoła się stykały, czując jego oddech mimowolnie się uśmiechnęłam, od kilku dni nie marzyłam o niczym innym.
-Posłuchaj mnie nic mi nie jest, naprawdę- chciałam żeby brzmiało to jak najbardziej przekonywująco, ale ta sytuacja w ogóle temu nie sprzyjała. Przeniósł wzrok na moją posiniaczoną rękę.
-Właśnie widzę jak nic ci nie jest, powiedz mi co on ci zrobił proszę??
-To tylko siniaki wszystko się wygoi- nie chciałam wracać pamięcią do tego co działo się w ciągu ostatnich dni.
-To wszystko moja wina, miałem cię pilnować a przez własna głupotę naraziłem cię na coś takiego.-Odetchnęłam głęboko, ignorując ból w klatce piersiowej.
-To nie jest twoja wina, jemu chodziło tylko i wyłącznie o mnie, to na mnie chciał się zemścić za śmierć swojej dziewczyny.
-Może i tak ale to ja obiecałem że będę cię pilnował, gdybym dotrzymał obietnicy do tego by nie doszło.
-Przestań się obwiniać mamy teraz ważniejsze sprawy- nie zważając na to co powie zaczęłam rozwiązywać jego ręce przywiązane do krzesła. Usłyszałam najgorszy dźwięk jaki mogłam usłyszeć w tym momencie: otwierające się drzwi. Zamarłam w miejscu, byłam pewna że moje serce na chwilę przestało bić.
-Cóż za romantyczna scenka - Tony zaśmiał się zwycięsko podchodząc do mnie. -Ale z tego co pamiętam to ty miałaś być grzeczna. -Złapał mnie za rękę i popchnął na najbliższą ścianę. Poczułam ból w kręgosłupie i usiadłam na podłodze.
-Zostaw ją, masz mnie ona już nie jest ci potrzebna- Luke usiłował wywalczyć dla mnie wolność, szkoda że nie zdawał sobie sprawy z tego, że bez niego nie miałam zamiaru się nigdzie wybierać.
-Jaka rycerska postawa, nie wiedziałem że tak bardzo zależy ci na tej małej zdzirze, jaka szkoda że nie będzie wam dane dalej kontynuować waszego pięknego związku.-Ironia w jego głosie sprawiała że robiło mi się niedobrze.- Mylisz się myśląc że nie jest mi już potrzebna, chodziło mi właśnie o nią chciałem jej zafundować bolesną i długą śmierć, a twoje pojawienie się tu sprawia mi jedynie jeszcze większą frajdę, będę się mógł pozbyć nie tylko jej ale też ciebie. -Wymierzył mu cios prosto w brzuch, Luke zwinął się z bólu na krześle. Nie mogłam na to patrzeć, mało tego nie mogłam na to pozwolić.
-Przestań ty pieprzony idioto- starałam się krzyczeć, ale wyszedł z tego jedynie lekko podniesiony ton. Odwrócił się w moją stronę zaciskając zęby.
-Jak mnie nazwałaś??-podszedł do mnie z zaciśniętymi pięściami. Nie bałam się już bólu chodziło mi tylko o to żeby dał spokój Luke'owi.
-Powiedziałam że jesteś pieprzonym idiotą- popatrzyłam mu prosto w oczy , chciałam żeby wiedział że teraz nie może mnie już złamać. Zamachnął się chcąc wymierzyć mi cios, ale w ostatnim momencie zatrzymał rękę, nie wiedziałam o co chodzi, w jego oczach rozbłysnął dziki blask.
-Właśnie wpadłem na pomysł jak ukarać was oboje na raz. Skoro tak bardzo przeżywałaś to jak Luke cię zdradzał może teraz odwdzięczysz mu się tym samym. -Pokiwałam przecząco głową i starałam się odsunąć od niego jak najbardziej.
-Nie zbliżaj się do niej albo tego pożałujesz- usłyszałam podniesiony głos Luke'a, najwyraźniej nie tylko ja bałam się tego co miało się stać.
-Bo co mi zrobisz może mnie pobijesz?? Na wszelki wypadek przypomnę ci że to ty jesteś na mojej łasce, a nie odwrotnie a poza tym i tak nie wyjdziesz z tego żywy.
-Może i nie ale moi bracia się na tobie zemszczą.
Tony zaśmiał się głośno.
-Myślisz że boję się twoich braci.
Zbliżył się do mnie usiłując rozpiąć moje spodnie, starałam się bronić ale byłam na straconej pozycji, nawet w pełni sił nie dała bym sobie rady z tak silnym i umięśnionym mężczyzną. Przez to że od kilku dni nic nie jadłam nie miał większych problemów ze zdjęciem moich spodni. Serce waliło mi jak oszalałe, patrzyłam na niego z przerażeniem, miałam nadzieję że chciał mnie tylko nastraszyć, dać mi nauczkę i zostawi mnie w spokoju. Ale myliłam się. Rozpiął swoje spodnie i nachylił się nade mną, nie miałam zamiaru poddać się bez walki, zaczęłam go kopać i bić ile tylko miałam siły, w efekcie złapał oba moje nadgarstki w jedną dłoń i zbliżył usta do mojego ucha.
-Jeżeli będziesz grzeczna to może i tobie będzie dobrze- później czułam już tylko ból, ból i łzy spływające mi po policzkach. Krzyczałam i błagałam żeby przestał ale to działało na niego jak zachęta. Wreszcie moja świadomość jakby odłączyła się od ciała, przestałam czuć ból, tak właściwie przestałam czuć cokolwiek, nie zdawałam sobie sprawy z tego co dzieje się wokół mnie.
Wszystko wróciło dopiero gdy skończył, podwinęłam nogi pod brodę chowając twarz między kolanami. Czułam się nijaka, pusta, nie wiedziałam co mam teraz zrobić, płakałam jak nigdy wcześniej, tak jakby to niby miało w czymś pomóc. Nie zwracając na nic uwagi ubrałam spodnie i wróciłam do swojej poprzedniej pozycji.
-Jess?? Jessica kochanie odezwij się proszę- usłyszałam głos Luke'a, ale to spowodowało jeszcze większy napad płaczu. Nie umiałam mu odpowiedzieć, nie umiałam nawet na niego spojrzeć to czego przed chwilą był świadkiem miało być końcem naszego związku, nie wiem czy kiedykolwiek mogła bym jeszcze normalnie się przy nim czuć. Tony'emu się udało chciał odebrać mi wszystko i dopiął swego, zabrał mi wszystko co miało dla mnie jeszcze jakąś wartość.
Z otępienia wyrwał mnie odgłos strzału, podniosłam oczy, Luke leżał na podłodze z pulsującą krwią raną w klatce piersiowej, nie mogłam na to patrzeć, to nie mogła być prawda. Najwyraźniej uwolnił się i Tony postanowił go zabić. Dopiero po chwili zobaczyłam że teraz mierzył w moją stronę, nie miałam zamiaru protestować, chciałam żeby w końcu zrobił to czego chciał od samego początku. Zamknęłam oczy. Rozległ się strzał, ale niczego nie poczułam, czy to możliwe żeby nie czuć kiedy ktoś do ciebie strzela??
Usłyszałam jakieś hałasy. Uchyliłam oczy sprawdzając co się stało. Tony leżał w kałuży krwi z dziurą po kuli na samym środku czoła. Racjonalne myślenie powoli do mnie wracało, doczołgałam się do Luke'a, krew zalała już prawie całą jego koszulkę, docisnęłam ranę i pochyliłam się nad nim.
-Proszę cię nie zostawiaj mnie teraz ja bez ciebie sobie nie poradzę-wyszeptałam mu do ucha. Poczułam że ktoś dotyka moich dłoni. Spojrzałam w czekoladowe oczy Jai'a.
-Spokojnie dzwoniłem już po karetkę zaraz tu będą- kolejny raz się rozkleiłam patrząc na mojego przyjaciela.
Pomimo tego że upierałam się że nic mi nie jest do szpitala zostałam zawieziona karetką, teraz jednak nie umiałam myśleć o sobie. Lekarze nalegali na to żebym zgodziła się na badania, ale dzięki kroplówce którą dostałam w karetce czułam się już dużo lepiej, mogłam już chodzić o własnych siłach i to na razie musiało mi wystarczyć. Luke był na sali operacyjnej a ja chciałam być przy nim, zdawałam sobie sprawę z tego że czekając pod drzwiami na niewiele się zdam ale ja musiałam tam być niezależnie od tego co inni o tym myśleli. Jai też uważał że nie powinnam tak ryzykować ale rozumiał moją decyzję. Stałam pod drzwiami wpatrzona w pusty korytarz to było dziwne uczucie kiedy nie umiałam myśleć o tym co mnie spotkało liczyło się tylko to żeby jemu nic nie było. Poczułam ból w brzuchu zupełnie jakby coś rozrywało mnie od środka, później ogarnęła mnie już tylko ciemność.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wiem że nie najlepszy ale ostatnio jakoś nie miałam weny mam nadzieję że mi wybaczycie.
Kocham was ;*

niedziela, 11 stycznia 2015

Rozdział 19

Obudziłem się ale nie otwierałam oczu, nie chciałam pokazywać mojemu oprawcy że odzyskałam przytomność. Delikatnie poruszyłam dłońmi ale były związane, dokładnie tak jak myślałam, powtórzyłam czynność ze stopami z tym samym rezultatem. Słyszałam jak ktoś w pomieszczeniu bierze głęboki oddech.
-Widzę że śpiąca królewna wreszcie się obudziła.
Stwierdziłam że dalsze udawanie nie ma już większego sensu. Uchyliłam oczy, pierwsze poraziło mnie jaskrawe światło dopiero później zobaczyłam pochylającą się nade mną postać. Chciałam zacząć krzyczeć, albo chociaż wydać z siebie jakikolwiek dźwięk, ale moje usta zaklejone były taśmą.
-Nie tak prędko malutka, myślałaś że od razu będzie ci można wszystko??-Kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do światła przyglądnęłam się mu uważniej. Jego czarne włosy i zacięte rysy twarzy coś mi przypominały, zupełnie jakbym już gdzieś go kiedyś widziała. Jego głos też wydawał się znajomy, pomimo wytężenia pamięci nie wiedziałam skąd mogę go znać. -Pierwsze muszę być pewien że będziesz grzeczna.
Zebrałam w sobie siły i usiadłam na twardej podłodze na której do tej pory leżałam. Przyłożył rękę do mojego policzka i zaczął go delikatnie głaskać. Odruchowo odwróciłam głowę odsuwając się od niego.
-Skoro nie podobają ci się takie pieszczoty mogę trochę zmienić taktykę-patrzyłam na niego  narastającym przerażeniem, wymierzył mi siarczysty policzek a w ustach poczułam smak krwi.
-Mam nadzieję że to bardziej ci pasuje, bo w najbliższym czasie i tak nie będziesz miała wyboru- spojrzałam na niego podejrzliwie. Strach powili ze mnie ustępował, mógł mnie zabić przecież i tak nie miałam dla kogo żyć, w jego miejsce pojawiła się ciekawość, nie rozumiałam dlaczego mnie tu trzyma i jakie ma wobec mnie zamiary. Cały czas przeszukiwałam moją pamięć usiłując dopasować jego rysopis do kogokolwiek. Bez skutku.
-Pewnie nawet mnie nie pamiętasz, nie wiesz kim jestem??-potwierdziłam jego podejrzenia kiwnięciem głowy.
-Dobrze więc opowiem ci wszystko ze szczegółami. A więc jestem Anthony dla przyjaciół Tony, ale ty raczej do przyjaciół nie należysz, jestem handlarzem narkotyków, przemytnikiem broni, i biorę udział w nielegalnych wyścigach. Ale twój kochaś i ta jego banda idiotów cały czas przeszkadzają mi w interesach, odbierają odbiorców, przekupują wspólników, jednym słowem zachodzą mi za skórę. A nikomu takie rzeczy nie uchodzą płazem, więc postanowiłem ich wykończyć. Razem z moją dziewczyną wymyśliłem genialny plan, miała wkupić się w ich łaski i rozkochać w sobie Jai'a zawsze był naiwny więc był najłatwiejszym celem, za pierwszym razem jednak udało jej się jedynie go postrzelić, musieliśmy ponowić próbę. -Kiedy poskładałam w głowie wszystkie fakty i zrozumiałam że w jego historii chodzi o Nathalię zrobiło mi się słabo, świat zawirował prze moimi oczami. Przełknęłam głośno ślinę żeby pozbyć się kuli w moim gardle. - Lecz wtedy w ich domu pojawiłaś się ty, musiałem sprawdzić kim jesteś, właśnie dlatego zapisałem się do twojej szkoły. Wiedziałem że nie jesteś groźna ale nie potrzebowaliśmy żadnych świadków. Nathalia miała załatwić sprawę, okazało się to prostsze niż przypuszczałem, wystarczyło że przespała się z Luke'iem a zniknęłaś z ich życia.- Nagle przypomniałam sobie skąd go pamiętam to on był chłopakiem z mojej szkoły który oskarżył mnie o wplątanie się w kryminał, wszystko zaczęło układać się w logiczną całość.- Kiedy mi uciekłaś byłem pewien że wrócisz do domu, jesteś typem kujona któremu w głowie tylko nauka, ale myliłem się, na moje nieszczęście myliłem się. Poszłaś do nich i to akurat wtedy kiedy Nathalia wykonywała nasz plan. Myślę że już podejrzewasz dlaczego tu jesteś??
Posłałam mu spojrzenie pełne nienawiści, sama czułam wyrzuty sumienia, nigdy nie planowałam nikogo zabijać. Gdyby ona nie zagrażała osobom które kocham nic by się nie stało.
-Zemsta będzie słodka, odebrałaś mi moją kobietę, moją narzeczoną. Na szczęście umarła szybko, bez bólu twoja kula trafiła prosto w serce.-Jego głos był do tego stopnia wypełniony goryczą, że przez chwilę zrobiło mi się go szkoda, nie wyobrażałam sobie sytuacji w której musiałabym żyć bez Luke'a, na pewno też szukałabym zemsty.- Ty nie będziesz miała tyle szczęścia, przygotowałem dla ciebie długą śmierć, w męczarniach-całe moje współczucie wobec niego zupełnie zniknęło. -Chcę żebyś błagała mnie o śmierć, żebyś błagała mnie o to żebym do ciebie strzelił. Wtedy uczynię to z wielką przyjemnością.- Odsunął kosmyk moich włosów za ucho.- Nie sądzisz że to piękny plan??
Jednym gwałtownym ruchem zerwał taśmę z moich ust. Poczułam ból, ale byłam tak wściekła że od razu go zignorowałam.
-Nigdy ci się to nie uda, a wiesz dlaczego?? Luke po mnie przyjdzie, a wtedy to ja będę bardzo szczęśliwa kiedy będę mogła do ciebie strzelić.
Zaśmiał się głośno i popatrzył mi prosto w oczy, jeszcze nigdy u nikogo nie widziałam tak kamiennych oczu, były zupełnie niewzruszone, na próżno było w nich szukać jakichkolwiek ludzkich uczuć.
-Nie  myślałem że jesteś aż tak naiwna, ale najwyraźniej się myliłem. Naprawdę myślisz że on po ciebie przyjdzie??-kolejny raz się zaśmiał. -Posłuchaj mnie byłaś dla niego tylko jednorazową przygodą, chciał się tylko dobrać do twoich majtek i to jest prawda, jestem pewien że teraz zalicza kolejną laskę i nawet o tobie nie pamięta.
Nie oderwałam się, za bardzo bałam się że to co powiedział jest prawdą w końcu tej nocy zastałam go z inną, myśl o tym że mógł mieć rację była jednak dla mnie zbyt drastyczna, oznaczało by to odebranie ostatniej nadziei, ostatniej nadziei na przeżycie.
-A teraz lepiej przejdźmy do rzeczy-zbliżył się do mnie ponownie zaklejając mi usta. Bałam się tego co nadejdzie, tego co dla mnie przygotował. Zdawałam sobie sprawę z tego że on nie ma litości. Zamknęłam oczy nie chcąc patrzeć na to co się ze mną dzieje. Zaczął mnie bić i kopać, bez opamiętania, podniosłam związane ręce i starałam się zasłaniać głowę. Najbardziej bolały ciosy w brzuch, po którymś z kolei straciłam przytomność i byłam za to bardzo wdzięczna.

Od tamtego dnia minął ponad tydzień, według moich obliczeń. Każdy dzień mojego więzienia wyglądał podobnie, moje bolesne sesje dostawałam dwa razy dziennie rano i wieczorem przynajmniej tak mi się wydawało, bo w pokoju bez okien ciężko było to ocenić. Nie po każdej sesji traciłam przytomność jeśli to się nie stało starałam się pogrążyć w swego rodzaju letargu, zrobić coś żeby nie czuć bólu, ale on był sprytniejszy i wiedział jak przedostać się do mojej świadomości. Nie miałam się czemu dziwić prawie całe moje ciało pokrywały fioletowo-niebieskie plamy. Coraz bardziej traciłam siły, moje ciało było wykończone od przeszło tygodnia nic nie jadłam, przez ten cały czas dostałam jedynie dwie butelki wody, on nie chciał mnie zabić, chciał mnie złamać psychicznie.
Jednak ani bicie ani głód nie były najgorsze, najgorsze było to, ze straciłam już nadzieję. Zdawałam sobie sprawę z tego że jeśli Luke by mnie szukał na pewno już dawno by tu był. Wniosek z tego nasuwał się sam. On na prawdę mnie nie kochał i już o mnie zapomniał. Ta świadomość odbierała mi resztkę chęci do walki o moje życie. Nawet kilka razy chciałam go już poprosić żeby z tym skończył, byłam gotowa błagać żeby mnie zabił, jednak za każdym razem coś mnie od tego powstrzymywało.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~Luke~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Od jej zniknięcia minęło dokładnie 10 dni, 15 godzin, 47 minut i 20 sekund, czy miałem już obsesję?? Chyba tak. Świadomość tego że nie wiem gdzie jest, co robi i przede wszystkim czy jest szczęśliwa powodowała obłęd i to że nie mogłem myśleć o niczym innym. Przeszukałem całe miasto, każdy zakamarek, każdą najmniejszą uliczkę i nie znalazłem nawet najmniejszego śladu. Ja który od dziecka byłem szkolony do wyszukiwania wszelkich śladów i likwidowania wrogów , nie mogłem sobie poradzić. Z doświadczenia wiedziałem że każdy zastawia jakiś trop musiałem tylko go znaleźć. Wstałem z łóżka i ubrałem szare dresy które same zaczęły się ze mnie zsuwać, jasne jak zawsze kiedy się denerwowałem nie mogłem jeść. Zszedłem na dół naciągając na siebie koszulkę. Kuchnie odwiedziłem tylko po to żeby nalać sobie soku. Usiadłem na kanapie ze szklanką w ręce. Chciałem odpocząć i ułożyć sobie plan dzisiejszych poszukiwań. Nie miałem zamiaru się poddawać, to nie było w moim stylu. Do pokoju wszedł Beau, po jego minie stwierdziłem że znowu czeka mnie trudna rozmowa, usiadł obok mnie na kanapie.
-Luke martwię się o ciebie- rzuciłem mu lekceważące spojrzenie, nie wierzyłem w te jego bajeczki. -To trwa już za długo powinieneś zacząć w końcu normalnie żyć. Pomyśl nad tym czy to co się stało nie jest dobre, ona i tak nie pasowała do naszego świata była od nas inna, była dla nas zagrożeniem-przerwał na chwilę. -Prawie tak jak Nathalia. Słyszałem że ona kolejny raz tylko udawała podobno Tony szaleje, myślę że będziemy mieć z nim problem. Będzie chciał się zemścić za jej śmierć.
Nagle jakby mnie olśniło, jak mogłem wcześniej o tym nie pomyśleć, to ona ją zabiła, już wiedziałem gdzie jest. I musiałem się tam znaleźć jak najszybciej.

sobota, 3 stycznia 2015

Rozdział 18

                                                                    ~Luke~

Otworzyłem oczy i od razu pożałowałem tego że poprzedniego dnia aż tle wypiłem. Wydawało mi się że mój mózg pulsuje boleśnie naciskając na czaszkę, pulsowanie nasilało się przy każdym, nawet najmniejszym ruchu. Przed oczami przelatywały mi jaskrawe plamki. Koło mnie na dywanie leżała obca dziewczyna, domyślałem się do czego między nami doszło.  Musiałem znaleźć Jessicę. Po piętnastu minutach przeszukany był cały dom, cały oprócz pokoju mojego ukochanego brata bliźniaka. Jasne przecież miała mu zmieniać opatrunek. Nie wiem skąd i dlaczego miałem tę pewność: ona mnie zdradziła. Wściekłość buzowała w moich żyłach, wpadłem do pokoju brata, który spał na swoim łóżku. Nie umiałem nad sobą zapanować, wymierzyłem mu cios prosto w twarz. W tamtym momencie byłem gotów go zabić, byłem gotów uderzać dopóki nie przestanie oddychać, ostatkiem świadomości odepchnąłem od siebie tę myśl.
-Zgłupiałeś czy co??-krzyknął przykładając palce do swojej rozciętej wargi.
-Gdzie ona jest?? -rozejrzałem się po pokoju, podszedłem do szafy i zajrzałem do środka.
-Tu jej nie ma przecież miała być z tobą- przez jego durne tłumaczenia kolejny raz zacisnąłem pięści.
-Nie rób ze mnie idioty, wiem że ze sobą spaliście. Chciałeś się na mnie zemścić. Oko za oko tak?? Przespałem się z twoją dziewczyna więc ty przespałeś się z moją.-Zaczynałem czuć rozpacz, wielką rozpacz, nie umiałem zrozumieć jak mój własny brat mógł zrobić mi coś takiego, jak mógł odebrać mi pierwszą dziewczynę na której naprawdę mi zależało, przecież dobrze wiedział jaka jest dla mnie ważna. Dopiero po chwili dotarło do mnie że wcale nie byłem od niego lepszy, to ja to wszystko zacząłem, to ja pierwszy nie uszanowałem jego związku.
-Co ty bredzisz?? Nic mnie z nią nie łączy. Owszem była u mnie wczoraj zmieniła mi opatrunek, porozmawialiśmy chwilę ale później kazałem jej iść do ciebie, miała cię pilnować żebyś nie zrobił nic głupiego.
W jednym momencie wszystko zrozumiałem. Usiadłem na skraju łóżka zasłaniając twarz dłońmi. Przypomniało mi się wszystko co zrobiłem zeszłej nocy. Kolejny raz ją zdradziłem, podejrzewałem to już wcześniej, ale wiedzieć to na pewno to zupełnie inna sprawa.
-Cholera- wycedziłem przez zęby, wyciągając z kieszeni telefon.
-Coś ty znowu zrobił-usłyszałem głos brata, ale zignorowałem go wsłuchując się w sygnał połączenia.
Nie odebrała, mogłem się tego spodziewać. Rzuciłem telefonem o podłogę a jego części rozpadły się po pokoju. Jai patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami. Nie miałem czasu na tłumaczenie mu wszystkiego. Schodząc po schodach zauważyłem okropny bałagan i gości z wczorajszej imprezy śpiących w najdziwniejszych miejscach i pozycjach.
-Wypierdalać stąd wszyscy i to już- krzyknąłem wciąż stając na schodach. Zdawałem sobie sprawę że nie był to najmilszy sposób wyproszenia ich, ale teraz mało interesowało mnie to czy ktoś czasami nie poczuje się urażony. Większość z nich patrzyła na mnie zdezorientowana, zapewne myśleli że robię sobie z nich żarty. -Jesteście głusi czy może głupi?? Wypad stąd.- Kiedy powoli zaczęli kierować się w stronę wyjścia zająłem się szukaniem Beau. Miałem nadzieję że on wie coś więcej i pomoże mi ją znaleźć. Znalazłem go w kuchni pijącego wodę z butelki, najwyraźniej on też nie żałował sobie wczoraj alkoholu.
-Beau mam mały problem widziałeś gdzieś może Jessicę??
-A co ja jestem jej niańką??
Po szyderczym uśmieszku na jego ustach wywnioskowałem że jednak coś wie.
-To nie są żarty naprawdę gadaj gdzie ją widziałeś- ominął mnie i wyszedł z kuchni kierując się w stronę salonu. Szedłem za nim, kątem oka zobaczyłem że na schodach stoi Jai przyciskając sobie rękę do klatki piersiowej, na jego twarzy wciąż widniała stróżka krwi. Złapałem Beau za ramię i odwróciłem w swoją stronę, miałem dość jego gierek moja dziewczyna mogła być w niebezpieczeństwie a ja siedziałem tutaj bo on nie miał ochoty powiedzieć prawdy.
-Nie mam ochoty na zabawę z tobą, mów co wiesz albo mnie tutaj już nigdy nie zobaczysz- wiedziałem że nie pozwoli mi odejść, kiedyś już próbowałem zacząć życie na własną rękę, wtedy zatrzymał mnie tłumacząc jak ważna jest rodzina.
-Dobrze dobrze skoro chcesz wiedzieć powiem-uśmiechnąłem się pod nosem dumny z tego że złamałem jego opór.- Zobaczyła cię w kuchni z twoją nową dziewczyną- pokazał na kanapę w salonie na której wciąż siedziała dziewczyna koło której się obudziłem. Zacisnąłem zęby kiedy do mnie pomachała.-W dość intymnej sytuacji-kontynuował Beau. -Wzięła kluczyki do twojego volvo i tyle ją widziałem.
-I nie mogłeś jej zatrzymać-w moich żyłach kolejny raz za buzowała wściekłość.
-Twoje życie towarzyskie to nie mój interes sam kiedyś tak mówiłeś.
-Dobra nie ważne jadę jej poszukać-złapałem kluczyki do mustanga.
-Jadę z tobą- usłyszałem głos Jai'a .
-Nie ma mowy powinieneś odpoczywać.
-Nie obchodzi mnie co powinienem ona jest moją przyjaciółką a przyjaciół się nie zostawia tak??-nie miałem siły się z nim sprzeczać.
-Dobra jak chcesz-pomogłem mu zejść ze schodów. Poczułem czyjś dotyk na ramieniu i odwróciłem się gwałtownie. Przede mną stała dziewczyną z którą spędziłem ostatnią noc. Tylko jej tu brakowało, przekląłem w myślach kiedy ona uśmiechała się do mnie szeroko.
-No cześć koteczku- próbowała mnie pocałować ale odwróciłem głowę.-Co się stało misiaczku??
-Słuchaj mnie nie mam czasu lepiej będzie jeżeli po prostu stąd pójdziesz.
-Wczoraj byłeś bardziej chętny do zabawy- przejechała ręką po moim torsie zatrzymując ją dopiero przy pasku moich spodni. -Opowiadałeś jak bardzo kiepska jest twoja dziewczyna. -Nie mogłem uwierzyć że wygadywałem takie głupstwa, owszem byłem pijany ale żeby do tego stopnia?- Ja mając takiego chłopaka lepiej bym się starała. -Odpięła pasek spoglądając na mnie zalotnie. To był odpowiedni moment na przerwanie tego.
-Nie chciałem być niemiły ale najwyraźniej nic innego nie dotrze do tej twojej pustej główki -otwarła szeroko oczy przyglądając mi się ze zdziwieniem.- Ja mam dziewczynę którą kocham i tylko ona się dla mnie liczy. Gdybym nie był wczoraj tak nawalony nie dotknął bym się nawet jednym palcem. Mam dość lasek jak ty które potrafią wepchnąć się do łóżka każdemu. -Stała w miejscu osłupiona tym co jej powiedziałem, ominąłem ją i skierowałem się w stronę garażu. Jai już siedział w samochodzie z nerwów obgryzając paznokcie.
-Gdzieś ty był tyle czasu??Ja pomimo tego jak wolno teraz chodzę czekam tu na ciebie już dobre pięć minut.
-Przepraszam musiałem pozbyć się jednego śmiecia.
-Masz na myśli tą dziewczynę??
-Tak niestety.
Wyjechaliśmy na ulicę, wciąż nie mogłem się uspokoić, byłem zły tak najbardziej na samego siebie, nie powinienem był jej podejrzewać o zdradę, przecież to niedorzeczne wiem jak ona mnie kocha, nigdy by mnie nie zdradziła.
-Wiesz co ja czegoś nie rozumiem- odezwał się Jai.- Dlaczego z nią spałeś skoro masz o niej takie zdanie. Uwierzyłem ci w to że kochasz Jessicę i broniłem cię przed nią ale teraz sam nie wiem czy dobrze zrobiłem, ona zasługuję na mężczyznę który będzie pewny tego że ją kocha.
-Ale ja jestem pewny.
-Jakoś nie wygląda.
-Wiem, wiem jak to wygląda ale to nie jest dla mnie takie proste, ja ją kocham, kocham ją za to że zobaczyła we mnie kogoś więcej niż tylko gangstera, zobaczyła we mnie więcej niż ja sam widzę. Zawaliłem sprawę owszem i to na całego ale ciężko mi odzwyczaić się od dawnych przyzwyczajeń do tej pory moje życie zawsze tak wyglądało, teraz pierwszy raz w życiu odczuwam strach.
-Strach??-zobaczyłem blask zainteresowania w jego oczach.-Strach przed czym??
Zastanawiałem się jak ubrać to w słowa, nie chciałem wyjść przed nim na mięczaka, ale w tym jednym przypadku musiałem schować dumę do kieszeni. Utkwiłem wzrok w drodze żeby nie widzieć jego reakcji.
-Boje się że ona mnie zostawi. Dlatego nie chcę poświęcać jej całego mojego życia, boje się że jeżeli podporządkuje moje życie tylko dla niej a ona odejdzie nie będę miał do czego wracać, dlatego chwilami żyję tak jakby jej nie było, to moje zabezpieczenie.
-Nie łatwiej po prostu sprawić żeby nie chciała odejść.
-Łatwo ci mówić zawsze byłeś ode mnie lepszy, a ja właśnie tego się boję że ona znajdzie kogoś kto nie będzie jej sprawiał tylu problemów.
-Ale ona cię kocha.
-Wiem -zatopiłem się w myślach nad tym czy moje zachowanie jest właściwe, może powinienem zaryzykować i oddać się jej w całości, zasługiwała na to. Była ze mną pomimo tego jak się zachowywałem, pomimo tego jak mocno ją raniłem. Moje rozmyślania przerwało srebrne volvo stojące na poboczu, nie zastanawiając się ani chwilę stanąłem za nim. Jai został w samochodzie ja musiałem sprawdzić czy ona jest w środku. Przeszukałem całe wnętrze ale nie znalazłem nic  co świadczyło bo o jej obecności. Kluczyki wisiały w stacyjce. Coś musiało się stać, czułem to, czułem że grozi jej niebezpieczeństwo.