niedziela, 21 grudnia 2014

Rozdział 17

Obudziłam się z potwornym bólem głowy, usiłowałam otworzyć oczy, ale powieki wydawały się być jakby sklejone, przetarłam je dłonią i powoli uchyliłam. Oślepiło mnie jasne światło świetlówek przez które niewiele dało się dostrzec. Usiadłam na łóżku i od razu tego pożałowałam, pulsujący ból w głowie jedynie się nasili. Zignorowałam go przypominając sobie po co tu jestem, mieliśmy plan i musiałam go przestrzegać. Spojrzałam na swoją rękę, no jasne od razu mogłam się domyśleć o co chodzi, faszerowali mnie jakimiś lekami, bez dłuższego namysłu szarpnęłam wenflon. Zabolało. Zacisnęłam zęby przyciskając dwa palce do krwawiącego miejsca. Wstałam z łóżka kierując się w stronę drzwi. Musiałam wymknąć się stąd niezauważona, nie było to trudne ponieważ na korytarzu nie było nawet żywej duszy. Przypomniałam sobie wskazówki Luke'a trzecie drzwi po prawej powinny prowadzić do pokoju pielęgniarek, stanęłam przed nimi, ze środka dobiegały odgłosy rozmów i cichych śmiechów, musiałam improwizować aby je stamtąd wyciągnąć. Weszłam do pierwszej lepszej sali, na łóżku leżał starszy nieprzytomny mężczyzna. Bingo. Pomyślałam i odłączyłam od prądu całą aparaturę, w pomieszczeniu od razu rozległ się alarm. Stanęłam pod ścianą, kiedy drzwi zostały otwarte byłam skryta za nimi, trzy pielęgniarki stanęły przy łóżku pacjenta usiłując zrozumieć co się stało. Korzystając z zamieszania wyszłam na korytarz, pokój pielęgniarek był pusty, otworzyłam pierwszą szafkę z brzegu lekarstwa, igły, strzykawki, nie o to mi chodziło. Kolejny traf okazał się celny złapałam jeden z fartuchów pielęgniarek i pośpiesznie naciągnęłam na siebie, związałam włosy w wysoki kucyk i jakby nigdy nic opuściłam pomieszczenie. Wyjęłam telefon i wybrałam numer Luke'a odebrał niemal natychmiast.
-Co z tobą i gdzie jesteś?? -był zdenerwowany, ale też po części zmartwiony przynajmniej tak mi się wydawało.
-Spokojnie nic mi nie jest, po prostu dali mi jakieś świństwo i zasnęłam, wszystko idzie po naszej myśli jestem gotowa do drugiej części planu. A tak właściwie udało ci się wyciągnąć Beau??
-Jasne wszystko jest w porządku czekamy na parkingu na ciebie i Jai'a- westchnął ciężko. -Tylko uważaj na siebie kochanie-dodał ciszej. Mimowolnie uśmiechnęłam się sama do siebie, uwielbiałam kiedy był taki opiekuńczy. Rozłączyłam się i włożyłam telefon do kieszeni. Wzięłam wózek stojący na korytarzu i przyspieszyłam tempo, niebawem ktoś miał spostrzec nieobecność Beau a wtedy będzie tu policja. Nie mieliśmy zbyt dużo czasu, a ja byłam niedoświadczona w takich akcjach, to nie wróżyło nic dobrego. Weszłam do pokoju zamykając za sobą drzwi.
-Nareszcie jesteś dlaczego tak długo?? Zaczynałem się już martwić-usłyszałam głos przyjaciela.
-Wystąpiły małe komplikacje, ale już wszystko w porządku-spojrzałam na niego, był już ubrany i gotowy do wyjścia, na szczęście Luke przyszedł do niego rano i pomógł mu się ubrać, bo teraz, w pośpiechu byłby z tym nie mały problem. Pomogłam mu przesiąść się na wózek, dobrze że był silnym mężczyzną bo sama nie dała bym rady go podnieść. Wyjechaliśmy na korytarz, naciągnęłam mu kaptur na głowę, a sama starałam się nie patrzeć na nikogo. Brakowało tylko tego żeby ktoś teraz nas rozpoznał i cały nasz wysiłek poszedłby na marne. W końcu jednak szczęście nam dopisało, opuszczając budynek szpitala odetchnęłam z ulgą, jednak nie był to jeszcze koniec.
-Tutaj są, to oni-usłyszałam za sobą kobiecy krzyk, momentalnie się odwróciłam sprawdzając o co chodzi, zobaczyłam pielęgniarkę pokazującą prosto na nas, dołączyło do niej dwóch ochroniarzy z pistoletami w dłoniach. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe, musiałam podjąć decyzję która być może miała zdecydować o moim życiu lub śmierci. Od mojego celu dzieliło mnie góra kilkanaście metrów, drzwi czarnej furgonetki otwarły się i ze środka wysiadł Luke jego zatroskana mina pomogła mi zdecydować, puściłam się biegiem w jego stronę. Wyciągnął broń i wymierzył ją prosto w stronę mężczyzn, którzy dokładnie w tym momencie zaczęli strzelać. Droga do samochodu była najdłuższymi kilkoma sekundami mojego życia, wydawało mi się że wszystko zwolniło do tego stopnia że mogłam zobaczyć trajektorię lotu kul, potrafiłam zapamiętać dokładnie każdy szczegół, oczy Luka beznamiętnie wpatrzone w cel, bezradność Jai'a który przykuty do wózka nie mógł pomóc bratu, moje roztrzęsione ręce, zupełnie jakby mój mózg miał nagle większą pojemność. Wreszcie znalazłam się przy samochodzie, Beau otworzył drzwi i pomógł mi wciągnąć Jai'a do środka, wśliznęłam się na miejsce pasażera.
-Luke wsiadaj- krzyknęłam, chcąc mieć go jak najszybciej przy sobie. Wiedziałam że nie jestem w stanie zapewnić mu bezpieczeństwa, ale czułam się pewniej mając go bliżej siebie. O dziwo wykonał moje polecenie bez słowa. Podał mi broń przenikając mnie doszczętnie swoim spojrzeniem.
-Wiesz co masz robić prawda??-pokiwałam tylko głową i wymierzyłam w tylna szybę której ku mojemu zdziwieniu nie było, jedynie szkło rozsypane po wnętrzu samochodu symbolizowało że kiedyś była ona na swoim miejscu. Jai i Beau położyli się na siedzeniu usiłując uniknąć postrzelenia. Samochód ruszył z piskiem opon a ja zaczęłam strzelać, na początku na oślep, dopiero po pewnym czasie zaczęłam lepiej celować, przynajmniej tak mi się wydawało, ale mimo wszystko żadna z moich kul nie trafiała do celu. Wyjechaliśmy na ulice ale Luke wcale nie miał zamiaru zwalniać tempa, właściwie to go rozumiałam zaraz miała się tu pojawić policja, lepiej żebyśmy byli wtedy jak najdalej stąd. Usiadłam z powrotem w fotelu odkładając broń.
-Wszyscy cali??-spokój w głosie Luke'a doprowadzał mnie do szału, jak można w takiej sytuacji być tak opanowanym?? Najwyraźniej musiałam się jeszcze wiele nauczyć.
-Tak-Beau skwitował krótko, najwyraźniej nie był w nastroju do rozmowy, pewnie był zły na brata, że przez jego naiwność wszyscy mogli zginąć.
-Ja też, tylko wiecie co mogliście być bardziej delikatni- Jai jak zawsze musiał wyskoczyć z żartem w swoim typie, czy on naprawdę nie widział że zamiast zabawny jest irytujący.
-Następnym razem braciszku zostawimy cię na pastwę piesków może wtedy docenisz, że ktoś dla ciebie ryzykuje życie-starszy bliźniak ostudził jego entuzjazm. Przewrócił oczami i złapał się za żebra zaciskając zęby.
-Boli cię??-zapytałam najłagodniej jak tylko dałam radę.
-Trochę, ale da się przeżyć- uśmiechnął się blado wciąż dociskając rękę do bolącego  miejsca.
-Jak wrócimy do domu zmienię ci opatrunek, może to...-nie skończyłam bo Luke szarpnął mnie za ramię odwracając w swoją stronę. Jego oczy pierwszy raz od dawna zrobiły się niemal czarne, to był zły znak.
-Ał, to boli-usiłowałam wyrwać rękę z jego żelaznego uścisku, ale moje starania poszły na marne.
-Nie będziesz mu niczego zmieniać-wycedził przez zęby, znowu zaczęłam się go bać już dawno tak się nie zachowywał, ostatni tydzień był idealny, więc dlaczego wrócił do tego co było wcześniej. Nawet na sekundę nie popatrzył na drogę, rozumiałam że jest dobrym kierowcą ale to była już przesada.
-Patrz na drogę-nie umiałam ukryć tego że byłam zdenerwowana.
-Nie będziesz mi mówić co mam robić- nienawiść w  jego głosie była tak wyraźna, że po moich plecach przeszły ciarki.
-Luke puść ją-mój przyjaciel stanął po mojej stronie. Posłuchał go, puścił mnie, ale do końca drogi nie odezwał się już ani słowem. Kiedy dojechaliśmy do domu, wysiadł z samochodu trzaskając drzwiami. Nie miałam zamiaru za nim iść, to on musiał mnie przeprosić naskoczył na mnie bez powodu, wiedziałam że jak trochę ochłonie to do mnie przyjdzie.
-Beau pomógł byś mi zaprowadzić Jai'a do łóżka??
-Jasne-odpowiedział, ale widziałam że robi to niechętnie. Chwyciliśmy Jai'a z obu stron i powoli krok po kroku doprowadziliśmy do jego łóżka. Beau wychodząc z pokoju zamknął za sobą drzwi.
-On wciąż jest na mnie wściekły-westchnął ciężko układając się wygodniej.
-Właśnie widzę, ale nie rozumiem dlaczego przecież to ty zostałeś poważniej ranny dostałeś nauczkę, więc o co mu chodzi??
-Dokładnie o to-uniosłam jedną brew nie do końca rozumiejąc o co chodzi. Z jego pomocą pozbyłam się jego koszulki.-Nie jest zły dlatego, że naraziłem jego, tylko dlatego że naraziłem siebie-zdjęłam stary opatrunek, a do rany przyłożyłam wacik nasączony płynem dezynfekującym. Zacisnął zęby i zmarszczył czoło, na chwilę zatrzymując powietrze w płucach.
-Przepraszam- westchnęłam.-Jest wobec ciebie nadopiekuńczy??
-Nie tylko wobec mnie, wobec nas obu, jest z nas najstarszy i traktuje nas jak ojciec którego nigdy nie mieliśmy- zdekoncentrowałam się na chwilę, jak to nie mieli ojca i dlaczego ja o niczym nie wiedziałam?? Jai zauważył najwyraźniej moje zamyślenie. -Luke o niczym ci nie powiedział prawda??-nie miałam ochoty kłamać.
-Jakoś nie wspomniał.
-U niego to normalne rzadko wraca do naszego dzieciństwa, może to dlatego że nawet nie pamiętamy ojca zostawił nas kiedy biliśmy małymi dziećmi.
-Przykro mi- odpowiedziałam szczerze.
-Nie musi ci być przykro jakoś wyrośliśmy na prawdziwych mężczyzn w przeciwieństwie do niego.
Drzwi pokoju otwarły się z impetem i stanął w nich Beau.
-Nie będę wam za długo przeszkadzać, chciałem tylko powiedzieć że ja i Luke organizujemy małą imprezę, jak skończycie i będziecie mieć ochotę dołączyć to zapraszam.
Zanim zdążyliśmy cokolwiek odpowiedzieć już go nie było.
-Teraz ty odpowiedz mi na jedno pytanie-spojrzałam na niego podejrzliwym wzrokiem, przykładając do rany nowy opatrunek.-Tylko szczerze.
-No dobrze-starałam się zachować spokój, ale nie wiem czemu zaczynałam się denerwować.
-Dlaczego jesteś z Luke'iem?? Dlaczego taka dziewczyna jak ty, z dobrego domu, chodząca do dobrej szkoły, mająca wielkie perspektywy na przyszłość, chcesz być z kimś przez kogo możesz to wszystko stracić. On cię zdradził, spał z moją dziewczyną, nie rozumiem dlaczego pozwalasz się tak traktować.-
Na chwilę pogrążyłam się w myślach, właściwie sama nie znałam odpowiedzi na to pytanie, dlatego nigdy go sobie nie zadawałam.
-W zasadzie to sama nie wiem dlaczego tak jest, czuje jakby ciągnęło mnie do niego coś czemu nie jestem się w stanie oprzeć. Masz racje moje dotychczasowe życie z perspektywy kogoś innego wydawało się idealne, bogaci rodzice, najlepsza szkoła, piękny dom, ale ja czułam się jak w więzieniu, sama nie miałam władzy nad swoim życiem, zawsze to ktoś inny decydował co będzie dla mnie najlepsze. Kiedy poznałam Luke'a pokazał mi że może być inaczej, że to ode mnie zależy mój los, pokazał mi inny świat w którym się zakochałam, tak samo jak w nim.-Na moich ustach mimowolnie pojawił się uśmiech. -Ja wierzę w to że on się zmieni, wierzę w to że dla mnie przestanie brać.
Z parteru zaczęła dobiegać głośna muzyka domyśliłam się że pewnie impreza którą organizowali Luke i Beau już się zaczęła, nie miałam ochoty w niej uczestniczyć Luke nie przeprosił mnie jeszcze za swoje zachowanie, więc nie miałam zamiaru wpraszać się w jego towarzystwo. Po chwili ciszy Jai w końcu zabrał głos.
-Mam wielką nadzieję, że wam się uda, on traktuje cię inaczej niż wszystkie swoje poprzednie dziewczyny, myślę że masz wielką szansę go zmienić-przerwał na chwilę.- Zdziwiło mnie to jak bardzo jemu na tobie zależy, to właśnie dlatego jest tak zazdrosny boi się że wybierzesz kogoś innego, lepszego od niego.
-To przecież bzdura- zaprotestowałam.
-Ja to wiem i ty to wiesz, a teraz może lepiej tam idź, bezpieczniej będzie jeśli go przypilnujesz. Ale pierwsze chodź tu siostrzyczko- rozłożył szeroko ramiona w zapraszającym geście.
-Siostrzyczko??-spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
-No wiesz jesteś teraz z moim bratem, więc tak po części to jesteś moją siostrą.
Bez dłuższego namysłu wtuliłam się w niego, jego silne ramiona objęły moje ciało. Przez moment zapomniałam gdzie się znajduję.
-Dobrze leć już-ocknęłam się słysząc jego głos. Wykonałam jego polecenie, teraz musiałam znaleźć Luke'a, wciąż byłam na niego zła, ale mieliśmy sobie do wytłumaczenia kilka spraw. Przede wszystkim to dlaczego nie powiedział mi, że wychowywał się bez ojca. Skoro mieliśmy tworzyć jakikolwiek związek powinniśmy zbudować go na szczerości. Schodząc po schodach zobaczyłam tłum ludzi wypełniający niemal cały parter, jedni tańczyli, inni sączyli drinki rozmawiając, niestety nigdzie nie mogłam wypatrzeć  mojej zguby. Przepchnęłam się w stronę kuchni, stanęłam w drzwiach i świat zawirował przed moimi oczami, miałam nadzieję że mam halucynacje, że mój mózg po prostu płata mi figle. Wszystko tylko nie kolejny raz to. Luke całował ciemnowłosą dziewczynę siedzącą na blacie, zaplatała się na nim pilnując by był jak najbliżej niej, byli sobą tak zafascynowani,że nawet nie zauważyli mojej obecności. To był koniec, koniec wszystkiego i doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. Kierując się w stronę garażu złapałam którekolwiek kluczyki, odezwało się srebrne volvo. Wsiadłam  do środka i ruszyłam z piskiem opon. Tym razem nie chciało mi się już płakać, byłam po prostu na siebie zła, byłam zła, że okazało się że jestem tak naiwna, myślałam że mogę go zmienić, że będzie tylko mój a tymczasem to ja byłam dla niego jedną z wielu. Jak mogłam być tak głupia.
Ktoś z tyłu uderzył w mój samochód, szarpnęłam kierownicą żeby nie wypaść z drogi. Czarne audi znalazło się przy moim boku i ponowiło atak, tym razem moje starania poszły na marne, straciłam panowanie nad autem i znalazłam się poza drogą. Dwóch mężczyzn wysiadło z samochodu mierząc do mnie z pistoletów.
-Wysiadaj i żadnych pochopnych ruchów bo rozwalę ci łeb.
Nie miałam ochoty na drażnienie ich, wykonałam ich polecenie przeklinając w myślach to że nie mam przy sobie broni. Poczułam uderzenie w tył głowy i odpłynęłam w krainę snów.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
A teraz kilka ogłoszeń parafialnych:
Po pierwsze dziękuję za coraz większą liczbę wyświetleń i pozytywnych komentarzy które motywują mnie do dalszej pracy.
Po drugie niestety na okres świąt będę musiała zawiesić bloga, mój tata właśnie wrócił z Francji, mam nadzieję że zrozumiecie. Postaram się wrócić do pisania jak najszybciej się da.
Kocham was ;*

2 komentarze:

  1. Luke to świnia,wczesniej napisałam że jest słodki,ale po tym rozdziale zmieniam zdanie. Nie wiem czy przekonam sie tak łatwo.
    Rozdzial swietny jak zwykle po za tym
    Czekam na nn

    OdpowiedzUsuń