piątek, 30 stycznia 2015

Rozdział 21

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~Jai~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Każda kolejna godzina spędzona na szpitalnym korytarzu była jak tortury, jak czekanie na wyrok. Luke był na sali pooperacyjnej i lada chwila mieli go wybudzać, z Jessicą było gorzej, z tego co udało mi się dowiedzieć dostała krwotoku wewnętrznego z powodu licznych obrażeń, operowali ją od sześciu godzin, chciałem zobaczyć co się z nią dzieje ale Beau mi na to nie pozwolił. Nawiasem mówiąc to były jedyne słowa które do mnie wypowiedział, od tamtej pory już się nie odezwał, kolejny raz był na mnie wściekły. Nie dziwiłem się mu, w końcu wszystko zaczęło się ode mnie i mojej naiwności, gdybym tylko nie ściągnął jej do domu wszystko byłoby inaczej. Miałem ogromne wyrzuty sumienia, bo za moją głupotę płacili wszyscy których kocham, obiecałem sobie że już nigdy nie dopuszczę do takiej sytuacji, że już nigdy nikomu nie zaufam. Z sali wyszedł lekarz Beau podniósł się równocześnie ze mną, z wyrazu twarzy mężczyzny niewiele dało się odczytać, zapewne lata pracy w zawodzie sprawiły że takie rozmowy nie były dla niego większym wyzwaniem. Czekaliśmy w napięciu na to jakie wiadomości przynosi.
-Wszystko wraca do normy, brat się wybudził, ale musi na razie odpoczywać.
-Ale można go odwiedzić??- moja impulsywność jak zawsze wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem. Mężczyzna zmarszczył brwi mierząc mnie wzrokiem.
-Niech będzie ale pojedynczo i tylko na chwilkę. -Ominął nas zgrabnym ruchem, a ja jednym susem znalazłem się przy drzwiach.
-Aha i jeszcze jedno nie wolno go denerwować- rzuciłem mu lekceważące spojrzenie i wszedłem do sali. Luke od samego progu mierzył mnie podejrzliwym spojrzeniem, wiedziałem o co mu chodzi i jakie pytanie chce mi zadać, ale dla własnego bezpieczeństwa i jego zdrowia chciałem na razie unikać tego tematu.
-No i jak się czujesz braciszku-próbowałem zacząć jak najbardziej naturalnym tonem, wiedziałem że on mimo wszystko nie da się na to nabrać.
-W porządku nie jest tak źle jak to wygląda. Gdzie jest Jess??
Spuściłem wzrok nie chcąc odpowiadać na jego pytanie, lekarz nie kazał go denerwować, a ja miałem zamiar trzymać się tych zaleceń. Złapał mnie za nadgarstek, zaciskając palce tak mocno że prawie odciął mi dopływ krwi do dłoni.
-Zapytałem o coś- zrozumiałem że milczenie nie jest najlepszym rozwiązaniem, denerwowałem go tym prawdopodobnie dużo bardziej niż gdybym mu o wszystkim powiedział.
-Dobrze już dobrze, tylko się nie denerwuj.
-Jak mam się nie denerwować skoro robisz mi tu jakieś tajemnice.
Odetchnąłem ciężko wiedząc że nie da za wygraną.
-Ona jest na sali operacyjnej.
-Co??Co się stało??- zauważyłem że urządzenia monitorujące pracę jego serca zaczęły pokazywać coraz szybsze tętno.
-Uspokój się proszę, wszystko ci wyjaśnię-przyłożył sobie rękę do czoła i zacisnął zęby.
-Mów.
-Ona...-zamyśliłem się na chwilę usiłując dobrać odpowiednie słowa.-Przez to pobicie dostała krwotoku wewnętrznego.
-Dobra idę do niej- uniósł się na łóżku podpierając na łokciu. Widziałem jak zacisnął szczękę usiłując zapanować nad bólem.
-To nie jest dobry pomysł-starałem się żeby ton mojego głosu był jednocześnie stanowczy i łagodny.
-Muszę tam iść rozumiesz- popatrzył mi w oczy w taki sposób że od razu wszystko zrozumiałem. Był taki sam jak ja jeszcze całkiem niedawno temu. Zakochany. Zaślepiony wizją tego że w końcu może być inaczej. Zdałem sobie sprawę z tego że muszę mu pomóc.
-Dobrze, ale pomyśl czy pomożesz jej jeśli zrobisz sobie większą krzywdę?? Czy poczuje się lepiej jeśli pogorszysz swój stan tylko dlatego że chciałeś zobaczyć co z nią?? Szczerze w to wątpię. Będziesz bardziej pomocny jeśli dojdziesz do siebie. Ja pójdę sprawdzić co się z nią dzieję, ale pod jednym warunkiem.
-Jakim??-warknął opadając z powrotem na łóżko.
-Nie będziesz nic kombinował dopóki nie wyzdrowiejesz, zgoda??
-Niech ci będzie idź już.-Nie chcąc go bardziej denerwować wyszedłem z sali. Zaraz pod drzwiami siedział Beau ze spuszczoną głową, zrobiło mi się go szkoda owszem był na mnie zły ale nie bez powodu po prostu się o nas martwił.
-I co z nim??-wstał patrząc na mnie oczami pełnymi nadziei.
-Czuje się już lepiej ale kazał mi sprawdzić co u Jessic'y- złapał mnie za ramię kiedy usiłowałem go ominąć.
-Dobrze wiesz że on powinien o niej zapomnieć dla własnego dobra- jego nagły ostry ton nieco zbił mnie z tropu. Opiekowanie się nami to jedno a kierowanie naszym życiem i decydowanie z kim mamy się spotykać to lekka przesada.
-Dobrze wiesz że to nie jest takie proste-wyrwałem rękę z jego uścisku i ruszyłem w swoja stronę.


Operacja trwała jeszcze trzy godziny, na szczęście wszystko się powiodło. Przekazanie dobrej nowiny Luke'owi było dla mnie przyjemnością, przynajmniej w końcu się uspokoił a jego tętno przestało tak szaleńczo galopować. Niestety dobiegała już dwudziesta druga i musieliśmy opuścić oddział, do domu wracałem już o wiele spokojniejszy, wiadomość że ody dwoje czują się już lepiej i mi poprawiła humor, w końcu po części byłem temu wszystkiemu winny. Beau też przestał się denerwować chyba powoli zaczęło do niego docierać że nie jesteśmy już dziećmi i umiemy sami o siebie zadbać. W końcu mieliśmy być ekipą a nie jego marionetkami. Następnego dnia zaraz po przebudzeniu i zjedzeniu śniadania postanowiłem pojechać do szpitala, korzystając z okazji że mój ''opiekun'' wciąż spał, mógłbym spokojnie odwiedzić Jessicę nie narażając się na jego mordercze spojrzenia. Droga do szpitala niezmiernie mi się dłużyła,nie byłem przyzwyczajony do przestrzegania przepisów, jednak dzisiaj postanowiłem zrobić od tego wyjątek, nie chciałem żeby zatrzymała mnie policja, wolałem spędzić ten czas w szpitalu niż na komisariacie. Przez to całe zamieszanie zupełnie zapomniałem o mojej jeszcze nie do końca zagojonej ranie, było już dużo lepiej ale wciąż nie mogłem się przeciążać. Pierwsze postanowiłem zaglądnąć do Luke'a i zapytać jak się czuję, powoli uchyliłem drzwi do jego sali ale łóżko było puste, nieco mnie to zdziwiło przecież miał się nie ruszać. Chyba że?? Usiłowałem znaleźć jakieś logiczne wytłumaczenie jego nieobecności. Przecież mógł zostać przeniesiony. Zwróciłem się do pielęgniarki która akurat szła korytarzem.
-Przepraszam ja chciałem zapytać o brata Luke Brooks leżał w tej sali-wskazałem na drzwi.-Gdzie został przeniesiony??
-Z tego co mi wiadomo to nadal jest w tej samej sali, więc niech mi pan nie zawraca głowy.
Super dlaczego to ja zawsze trafiałem na takich chamskich ludzi. Zastanawiałem się gdzie tez mógł się podziać mój braciszek przecież w swoim stanie nie powinien nawet wstawać a co dopiero urządzać sobie jakieś spacerki, przecież mi to obiecał. Jasne. Nagle mnie olśniło, wiedziałem już gdzie go szukać. Dobiegniecie do OIOM'u zajęło mi raptem dwie minuty, przez szklane drzwi zobaczyłem go siedzącego przy jej łóżku. Mogłem się spodziewać że mnie nie posłucha, przecież kto by słuchał młodszego brata. Po cichu wszedłem do środka Luke się nie odwrócił zacząłem się zastanawiać czy czasem coś mu się nie stało. Dotknąłem lekko jego ramienia, niechętnie odwrócił się w moja stronę, nie wyglądał najlepiej podkrążone oczy sugerowały że nie spał za dużo tej nocy.
-Co ty tu robisz powinieneś odpoczywać w swojej sali.
-Nie ja muszę przy niej być- jak zawsze jeśli na coś się uparł to nie było na niego mocnych, nawet jeżeli chodziło o jego zdrowie. Mimo wszystko postanowiłem podjąć kolejną próbę przemówienia mu do rozsądku.
-Posłuchaj mnie ja przy niej zostanę a ty idź do siebie przyjdziesz tu jak poczujesz się lepiej.
-Nie- niemalże warknął. -To ja muszę przy niej zostać, ty nie masz o niczym pojęcia, nikt nie ma o niczym pojęcia, tylko ja wiem co się tam stało, rozumiesz?? I tylko ja mogę teraz przy niej być.
Byłem ciekawy o co mu chodziło ale smutek w jego głosie sprawił że wolałem już nie poruszać drażliwego dla niego tematu. Postanowiłem wyjść i zostawić ich samych.

Każdy kolejny dzień wyglądał niemal identycznie zawsze kiedy przyjeżdżałem do szpitala on już czuwał przy jej łóżku. Prawie nie spał i nie jadł a przecież sam był ranny i powinien o siebie dbać. Codziennie przywoziłem mu czyste ubrania i jedzenie, starałem się nawiązać z nim jakikolwiek kontakt ale prawie  w ogóle się do nikogo nie odzywał, Beau też martwił się jego stanem, nigdy wcześniej tak się nie zachowywał. Ja sam też czułem się coraz gorzej patrząc na niego i to jak się teraz zachowuje wiedziałem że to moja wina, wszyscy powtarzali mi że ona nie jest dobra, że nie powinienem jej tak bezgranicznie ufać ale ja nie słuchałem i teraz mam za swoje. Mój własny brat bliźniak, najbliższa mi osoba na świecie tak bardzo cierpi tylko i wyłącznie z mojego powodu. Ta świadomość powoli zabijała mnie od środka.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~Jessica~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przez cały ten czas czułam przy sobie jego obecność, czułam jak delikatnie dotykał mojej ręki, jak całował mnie w czoło kiedy na chwile musiał odejść od mojego łóżka. Martwiłam się o niego, martwiłam się o to że w ogóle o siebie nie dbał, przecież został ranny. Starałam się nie wracać do wspomnień z tamtego okresu, wciąż były dla mnie zbyt bolesne, a jego obecność pomimo tego jak bardzo jej potrzebowałam tylko przypominała mi o tym co się stało. Właśnie dlatego nie chciałam się obudzić, podjęłam najtrudniejszą decyzję w moim życiu, zdawałam sobie sprawę że po tym co się stało już nigdy nie będę tą samą osobą, a to oznaczało że musiałam skończyć z Luke'iem. Doskonale wiedziałam że nie byłabym w stanie patrzeć na niego tak jak kiedyś, nie chciałam sprawiać mu bólu. Starałam się wybrać jak najmniej bolesne rozwiązanie dla nas obojga, bycie razem nie wchodziło już w rachubę, bałam się tylko że nie będę wystarczająco silna żeby to zakończyć, jedno spojrzenie w jego oczy mogło sprawić że zmieniłabym tak dobrze przemyślaną decyzję. Nie mogłam trzymać go już dłużej w niepewności, to byłoby z mojej strony egoistyczne, mimo że to jego obecność sprawiała że chciało mi się żyć musiałam z tym skończyć, im szybciej tym lepiej, tym łatwiej będzie mu się pozbierać. Niechętnie otworzyłam oczy które po tak długim czasie odpoczynku zaczęły piec, Luke spał na krześle delikatnie oparty o moje łóżko, do policzka przytulał moją dłoń, jak zawsze kiedy spał wyglądał tak niesamowicie że coś zakuło mnie w sercu, nie byłam pewno czy jestem wystarczająco silna żeby z niego zrezygnować. Starałam się jednak przypominać sobie to dlaczego to robię, lepiej żeby zabolało go raz niż żebym raniła go od nowa każdego dnia. Poruszyłam delikatnie palcami dłoni którą wciąż miał przytuloną do policzka. Przeciągnął się i powoli otworzył oczy.
-Jess... Ty... Ty wreszcie się obudziłaś-szeroki uśmiech na jego twarzy i radosne iskierki w jego oczach spowodowały że w moim gardle pojawiła się kula przez którą nie wiedziałam czy dam radę cokolwiek powiedzieć. Postanowiłam tylko odwzajemnić jego uśmiech.
-Nawet nie wiesz jak bardzo się o ciebie bałem, myślałem że już się nie obudzisz, że spędzę resztę mojego życia czuwając przy twoim łóżku. -Zacisnęłam zęby, chciałam być twarda i nie pokazać mu jak bardzo się cieszę że go widzę, przecież zaraz miałam go zranić nie mogłam pozwolić sobie na to żeby cierpiał jeszcze bardziej.
-Luke wyjdź stąd - pomimo moich starań zabrzmiało to dość niepewnie. Otworzył szeroko oczy i zbliżył się do mnie łapiąc moja dłoń między swoje.
-Spokojnie kochanie to tylko ja już nic ci nie grozi, obiecuję nie pozwolę cię już nigdy skrzywdzić.-Szarpnęłam ręką wyrywając ją z jego uścisku.
-Wyjdź stąd nie chcę cię znać rozumiesz, to wszystko twoja wina, to ty wplątałeś mnie w takie życie-starałam się na niego nie patrzeć wiedziałam że nie dałabym rady powiedzieć mu tego prosto w oczy, miałam nadzieję że kiedyś dotrze do niego że zraniłam go tylko i wyłącznie dla jego dobra. Za bardzo go kochałam żeby pozwolić mu cierpieć każdego dnia coraz bardziej, musiałam być silna w tym co sobie postanowiłam.
-Przepraszam, nie wiedziałem że tak to się skończy ale ja się zmienię przestane brać wyjedziemy stąd zaczniemy wszystko gdzie indziej od nowa tylko we dwoje. Obiecuje ci wszystko będzie idealnie tylko daj mi szansę.-Wbiłam wzrok w ścianę, nie wiedziałam że to będzie wymagać ode mnie aż tak silnej  woli. Perspektywa wyjazdu z nim tylko we dwoje była tym czego teraz potrzebowałam. Ale ja nie umiałabym go pocałować, nie umiałabym być z nim blisko, nie chciałam żeby musiał przez to przechodzić.
-Dostałeś już wystarczająco szans, ja już nie chce kolejny raz próbować. Wynoś się stąd i nie pokazuj się w moim życiu już nigdy więcej.
Usłyszałam jak kieruje się w stronę drzwi, kiedy zdałam sobie sprawę z tego że najprawdopodobniej już nigdy go nie zobaczę do moich oczu napłynęły łzy.
-I tak zawsze będę cię kochał- wyszeptał stojąc w drzwiach.
Poczułam jakby coś rozrywało mnie od środka jakby w moim ciele pojawiła się wielka rana, podciągnęłam kolana pod brodę i zaczęłam płakać, nie umiałam sobie z tym poradzić, niby po co teraz miałam żyć. Tracąc jego straciłam sens życia, straciłam wszystko czym byłam.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Od razu przepraszam że tak długo to trwało, ale wystawianie ocen i takie tam.
Na szczęście właśnie zaczynam ferie i postaram się nadrobić zaległości.
Kocham was ;*

2 komentarze: