niedziela, 8 lutego 2015

Rozdział 22

Starałam się nie myśleć nad niczym, nie zastanawiałam się nad tym jak będzie wyglądała moja przyszłość, wolałabym zasnąć i więcej się już nie obudzić to byłoby łatwiejsze niż dalsze życie ze świadomością że już nigdy nic nie będzie tak jak powinno. Ktoś otworzył drzwi, nie umiałam znaleźć w sobie na tyle siły żeby sprawdzić kto to.
-Od razu mówiłam ci że z tym dzieckiem będą same problemy- usłyszałam głos... mamy. Najwyraźniej los postanowił sobie mnie nie oszczędzać, to było chyba najgorsze co mogło się teraz stać. Nie chciałam wysłuchiwać jej pretensji i wykładów jaka głupia byłam wplątując się w taki świat.
-Jessica ja wiem że od zawsze byłaś mało inteligentna, ba łagodnie powiedziane, zawsze byłaś po prostu głupia, ale tym razem przeszłaś samą siebie- jej drwiący głos bardzo mnie ranił, zdawałam sobie sprawę z tego że ona taka już była, ale była też moją matką to chyba coś znaczyło powinna mnie wspierać szczególnie w takim momencie, w momencie kiedy potrzebowałam kogokolwiek. Chciałam po prostu poczuć że komuś na mnie zależy. -Dostałaś to czego chciałaś, mam nadzieję że w końcu coś dotrze do tej twojej pustej główki. -Nie wytrzymałam, nie mogłam już tego słuchać, wolałabym żeby w ogóle jej nie było w moim życiu wolałabym być sierotą niż mieć takich rodziców.
-To moja wina, tak?? To wszystko moja wina, to że zostałam zgwałcona też??- wykrzyczałam nie umiejąc już zapanować nad własnymi emocjami. Moja wybuchowa reakcja najwyraźniej ją zaskoczyła, ale kamienne rysy jej twarzy zostały niewzruszone.
-Tak- zaczęła spokojnie.- Skoro zachciało ci się zostać dziwką która oddaje się kryminalistom, to sama na to zasłużyłaś.- Usiłowałam zapanować nad swoim przyśpieszonym oddechem, miałam już dość, szwy na brzuchu zaczęły boleć tak mocno że zwinęłam się w kłębek. Lekarz wpadł do pomieszczenia, pierwszy raz byłam wdzięczna za jego obecność, wyprosił moich rodziców, można nawet powiedzieć że ich wyrzucił. Wstrzyknął w moją rękę jakiś mętny płyn.
-Spokojnie zaraz będzie lepiej -zacisnęłam zęby chcąc doczekać momentu upragnionej ulgi. Zapewne dostałam trochę morfiny bo zaczęła działać zanim do końca zdążyłam uspokoić mój oddech. Razem z odejściem bólu wróciło trzeźwe myślenie, tym razem jednak się z tego cieszyłam. Zdałam sobie sprawę że jeżeli się kogoś kocha trwa się przy nim pomimo wszelkich przeciwności, Luke był przy mnie przez cały ten czas pomimo że sam nie czuł się najlepiej a ja w zamian tak go potraktowałam. Całe moje dotychczasowe myślenie było błędne myślałam że łatwiej będzie nam obydwojgu pozbierać się osobno, a tak naprawdę potrzebowaliśmy siebie nawzajem, przecież ja chciałam mu pomóc chciałam go nauczyć że można żyć beż narkotyków. Nie po to tyle razy wybaczałam mu zdrady żeby teraz tak łatwo to wszystko zaprzepaścić. Trzeba zostawić przeszłość za sobą i pogodzić się z nią, to jedyny sposób na to, żeby zacząć wszystko od nowa i dać sobie szansę na szczęście. Teraz musiałam porozmawiać z Luke'iem  nie wiedziałam czy da mi szansę po tym jak go potraktowałam i czy mimo wszystko damy radę jakoś to poukładać ale chciałam spróbować, w końcu miałam tylko jedną szansę. Wszystko zależało od tego czy był jeszcze w szpitalu. Dzięki morfinie nie czułam bólu więc wstanie z łóżka nie było takie trudne jak podejrzewałam, gorsze było to że nie do końca czułam własne ciało, najwyraźniej leżenie przez tyle czasu sprawiło że było mi dużo trudniej utrzymać się na nogach. Szwy na brzuchu nie bolały ale kiedy usiłowałam się wyprostować ciągnęły przez co prawie cały czas musiałam chodzić lekko zgięta. Tym razem jednak szczęście mi dopisywało, przemierzałam kolejne korytarze i nikt nie zwracał na mnie uwagi zupełnie jakbym była niewidzialna. Z upływem czasu wzrastał mój niepokój, miałam coraz mniejsze szanse na to że go tutaj zastanę, nie miałam żadnego planu awaryjnego, jeżeli okazało by się że musiałabym iść aż do ich domu zrobiłabym to, musiałam z nim porozmawiać i co do tego nie było żadne dyskusji. Jednak kiedy straciłam już resztki nadziei zobaczyłam go stojącego w drzwiach szpitala, był zupełnie sam, po jego twarzy wywnioskowałam że jest smutny, nie mogłam na to patrzeć wiedząc że to wszystko moja wina.
-Luke- zaczęłam niepewnie. Podniósł wzrok spoglądając na mnie. Jego oczy były ciemniejsze, nie czarne jak wtedy kiedy coś brał, ale jakby zgaszone. W ułamku sekundy pokonał dzielącą nas odległość. Złapał mnie za ręce pomagając mi utrzymać równowagę.
-Co ty tu robisz przecież powinnaś leżeć- był bardziej zmartwiony tym że wyszłam z sali, niż tym co się między nami wcześniej wydarzyło. -Chodź zaprowadzę cię tam z powrotem.
-Nie pierwsze musimy porozmawiać - widziałam jak momentalnie spoważniał i nerwowo się wyprostował.- A właściwie to ja muszę ci coś wyjaśnić.
-Niech ci będzie byle szybko- skwitował krótko głosem zupełnie pozbawionym jakichkolwiek emocji. Rozumiałam że była to z jego strony reakcja obronna. Zastanawiałam się jak ubrać w słowa to do czego sama jeszcze nie tak dawno doszłam, bałam się że nie zrozumie co mną kierowało i zostawi mnie tu zupełnie samą. Chciałam żeby znowu wrócił ten sam opiekuńczy Luke którego tak bardzo kochałam.
-Wiem że możesz tego wszystkiego nie zrozumieć i najprawdopodobniej tak właśnie będzie ale jestem ci winna wyjaśnienia. Ja po prostu się bałam, bałam się że po tym wszystkim co się stało nie będę umiała być dla ciebie wystarczająco dobra, nie chciałam żebyś cierpiał tylko dlatego że ja nie umiem uporać się z tym co się stało. Wydawało mi się że to będzie lepsze rozwiązanie, że będzie nam łatwiej poukładać sobie życie na nowo osobno, ale myliłam się i to bardzo się myliłam teraz już wiem że w prawdziwym związku właśnie o to chodzi, o wsparcie które dajesz drugiej osobie. Byłeś przy mnie cały ten czas, jako jedyny się o mnie troszczyłeś, nawet moi rodzice obwiniają mnie o to co się stało, a ty byłeś przy mnie niezależnie od tego czy była to moja wina. Myślę że jeżeli się postaramy możemy jeszcze to wszystko naprawić, musisz tylko powiedzieć czy tego chcesz i czy jesteś w stanie mi wybaczyć? -Cały czas obserwowałam jego reakcję, ale był lepszym aktorem niż do tej pory myślałam, jego twarz była jak skała zupełnie niewzruszona, nie drgnął w niej nawet jeden nerw. Czekałam jak na wyrok starając się mimo wszystko myśleć pozytywnie.
-Powiem ci coś miałaś racje taki związek nie miał najmniejszego sensu, pochodzimy z dwóch różnych światów a twoje zachowanie tylko to potwierdziło jesteś dokładnie taka sama jak wszystkie kiedy pojawia się jakikolwiek problem najlepiej się wycofać niby to dla dobra drugiej osoby, a tak naprawdę jesteś zwykłą egoistką która pragnie idealnego życia, muszę cię jednak zmartwić ja nie dam ci takiego życia, przy mnie każdego dnia miałabyś coraz większe problemy, z każdym dniem byłoby coraz ciężej i musielibyśmy pracować na to żeby mimo wszystko dać temu radę, ale skoro masz zamiar reagować  właśnie tak to miałaś rację lepiej zakończyć to jak najszybciej. -Starałam się powstrzymać łzy które mimowolnie napłynęły mi do oczu, nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo raniły mnie jego słowa, pierwszy raz zaczęłam żałować że Anthony mnie nie zabił wolałabym nie żyć niż usłyszeć te słowa.
-Ja przepraszam -nie dałam rady powiedzieć niczego więcej.
-Jeśli myślisz że głupie przepraszam cokolwiek zmieni to grubo się mylisz, nie jestem fundacją charytatywną która przygarnie cię tylko dlatego że pokłóciłaś się z rodzicami.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nie jest najlepszy i trochę krótki, ale mam nadzieję że wam się spodoba.

2 komentarze:

  1. Jest fantastyczny
    Czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział!
    Jeśli znalazłabyś minutkę mogłabyś zajrzeć do mnie? Nie proszę o follow czy coś z tego bo wiem że jeśli cię nie zaciekawi to bez sensu. Ale bylo by mi bardzo miło gdybyś szczerze skomentowała, może coś podpowiedziała sama wiesz.
    To dla mnie bardzo dużo znaczy. Z góry dziękuję kochanie ily http://chance-liampayne-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń