Otworzyłam oczy kolejny raz żałując że śmierć nie zabrała mnie w czasie snu, miałam dość takiego życia, tak bardzo chciałam to skończyć. Rozejrzałam się po pokoju, przywiązany do krzesła na środku pomieszczenia siedział Luke. Wpatrywałam się w niego przez chwilę, byłam pod wrażeniem tego do czego jest zdolny mój własny mózg umiał przywołać takie obrazy tylko po to żebym jeszcze trzymała się przy życiu. Wykorzystałam ostatki moich sił i na doczołganie się do niego, dobrze wiedziałam że wraz z dotknięciem cały obraz zniknie a ja znowu zostanę zupełnie sama. Jednak mimo wszystko nie umiałam się powstrzymać, jego podbite oko i krew ściekająca z rozciętej wargi sprawiały że chciałam go jak najmocniej do siebie przytulić, zamiast tego jednak odważyłam się jedynie na lekkie przyłożenie ręki do jego policzka, obraz nie znikł a ja na dłoni czułam ciepło jego skóry. Przecież to nie możliwe, nie możliwe żeby był tutaj we własnej osobie, najwyraźniej musiałam się już do reszty stoczyć w otchłań szaleństwa skoro mogłam poczuć rzeczy które przedstawiała moja podświadomość.
-Luke??-szepnęłam tak żeby tylko on mógł to usłyszeć. Nie zareagował. Położyłam głowę na jego kolanach. -Luke błagam cię obudź się nie rób mi tego proszę. -Wiedziałam że to na nic, ale z całej siły chciałam wierzyć w to że dalsza walka ma jeszcze jakiś sens. Mogłabym przysiąc że się poruszył. Podniosłam głowę, otworzył oczy patrząc na mnie z niedowierzaniem.
-Luke to naprawdę ty??-ledwo byłam w stanie wydać z siebie jakikolwiek dźwięk.
-Jasne że ja, chyba nie myślałaś że zostawię cie samą z nim?? Wiem że długo to zajęło, ale nie miałem pojęcia gdzie możesz być, dopiero wczoraj to do mnie dotarło, nawet nie wiesz jak bardzo bałem się że może być za późno, że mogę nie zdążyć. -Jego oczy mówiły wszystko zrozumiałam że mówi prawdę, nigdy wcześniej nie widziałam łez w jego oczach. Podniosłam się tak żeby nasze czoła się stykały, czując jego oddech mimowolnie się uśmiechnęłam, od kilku dni nie marzyłam o niczym innym.
-Posłuchaj mnie nic mi nie jest, naprawdę- chciałam żeby brzmiało to jak najbardziej przekonywująco, ale ta sytuacja w ogóle temu nie sprzyjała. Przeniósł wzrok na moją posiniaczoną rękę.
-Właśnie widzę jak nic ci nie jest, powiedz mi co on ci zrobił proszę??
-To tylko siniaki wszystko się wygoi- nie chciałam wracać pamięcią do tego co działo się w ciągu ostatnich dni.
-To wszystko moja wina, miałem cię pilnować a przez własna głupotę naraziłem cię na coś takiego.-Odetchnęłam głęboko, ignorując ból w klatce piersiowej.
-To nie jest twoja wina, jemu chodziło tylko i wyłącznie o mnie, to na mnie chciał się zemścić za śmierć swojej dziewczyny.
-Może i tak ale to ja obiecałem że będę cię pilnował, gdybym dotrzymał obietnicy do tego by nie doszło.
-Przestań się obwiniać mamy teraz ważniejsze sprawy- nie zważając na to co powie zaczęłam rozwiązywać jego ręce przywiązane do krzesła. Usłyszałam najgorszy dźwięk jaki mogłam usłyszeć w tym momencie: otwierające się drzwi. Zamarłam w miejscu, byłam pewna że moje serce na chwilę przestało bić.
-Cóż za romantyczna scenka - Tony zaśmiał się zwycięsko podchodząc do mnie. -Ale z tego co pamiętam to ty miałaś być grzeczna. -Złapał mnie za rękę i popchnął na najbliższą ścianę. Poczułam ból w kręgosłupie i usiadłam na podłodze.
-Zostaw ją, masz mnie ona już nie jest ci potrzebna- Luke usiłował wywalczyć dla mnie wolność, szkoda że nie zdawał sobie sprawy z tego, że bez niego nie miałam zamiaru się nigdzie wybierać.
-Jaka rycerska postawa, nie wiedziałem że tak bardzo zależy ci na tej małej zdzirze, jaka szkoda że nie będzie wam dane dalej kontynuować waszego pięknego związku.-Ironia w jego głosie sprawiała że robiło mi się niedobrze.- Mylisz się myśląc że nie jest mi już potrzebna, chodziło mi właśnie o nią chciałem jej zafundować bolesną i długą śmierć, a twoje pojawienie się tu sprawia mi jedynie jeszcze większą frajdę, będę się mógł pozbyć nie tylko jej ale też ciebie. -Wymierzył mu cios prosto w brzuch, Luke zwinął się z bólu na krześle. Nie mogłam na to patrzeć, mało tego nie mogłam na to pozwolić.
-Przestań ty pieprzony idioto- starałam się krzyczeć, ale wyszedł z tego jedynie lekko podniesiony ton. Odwrócił się w moją stronę zaciskając zęby.
-Jak mnie nazwałaś??-podszedł do mnie z zaciśniętymi pięściami. Nie bałam się już bólu chodziło mi tylko o to żeby dał spokój Luke'owi.
-Powiedziałam że jesteś pieprzonym idiotą- popatrzyłam mu prosto w oczy , chciałam żeby wiedział że teraz nie może mnie już złamać. Zamachnął się chcąc wymierzyć mi cios, ale w ostatnim momencie zatrzymał rękę, nie wiedziałam o co chodzi, w jego oczach rozbłysnął dziki blask.
-Właśnie wpadłem na pomysł jak ukarać was oboje na raz. Skoro tak bardzo przeżywałaś to jak Luke cię zdradzał może teraz odwdzięczysz mu się tym samym. -Pokiwałam przecząco głową i starałam się odsunąć od niego jak najbardziej.
-Nie zbliżaj się do niej albo tego pożałujesz- usłyszałam podniesiony głos Luke'a, najwyraźniej nie tylko ja bałam się tego co miało się stać.
-Bo co mi zrobisz może mnie pobijesz?? Na wszelki wypadek przypomnę ci że to ty jesteś na mojej łasce, a nie odwrotnie a poza tym i tak nie wyjdziesz z tego żywy.
-Może i nie ale moi bracia się na tobie zemszczą.
Tony zaśmiał się głośno.
-Myślisz że boję się twoich braci.
Zbliżył się do mnie usiłując rozpiąć moje spodnie, starałam się bronić ale byłam na straconej pozycji, nawet w pełni sił nie dała bym sobie rady z tak silnym i umięśnionym mężczyzną. Przez to że od kilku dni nic nie jadłam nie miał większych problemów ze zdjęciem moich spodni. Serce waliło mi jak oszalałe, patrzyłam na niego z przerażeniem, miałam nadzieję że chciał mnie tylko nastraszyć, dać mi nauczkę i zostawi mnie w spokoju. Ale myliłam się. Rozpiął swoje spodnie i nachylił się nade mną, nie miałam zamiaru poddać się bez walki, zaczęłam go kopać i bić ile tylko miałam siły, w efekcie złapał oba moje nadgarstki w jedną dłoń i zbliżył usta do mojego ucha.
-Jeżeli będziesz grzeczna to może i tobie będzie dobrze- później czułam już tylko ból, ból i łzy spływające mi po policzkach. Krzyczałam i błagałam żeby przestał ale to działało na niego jak zachęta. Wreszcie moja świadomość jakby odłączyła się od ciała, przestałam czuć ból, tak właściwie przestałam czuć cokolwiek, nie zdawałam sobie sprawy z tego co dzieje się wokół mnie.
Wszystko wróciło dopiero gdy skończył, podwinęłam nogi pod brodę chowając twarz między kolanami. Czułam się nijaka, pusta, nie wiedziałam co mam teraz zrobić, płakałam jak nigdy wcześniej, tak jakby to niby miało w czymś pomóc. Nie zwracając na nic uwagi ubrałam spodnie i wróciłam do swojej poprzedniej pozycji.
-Jess?? Jessica kochanie odezwij się proszę- usłyszałam głos Luke'a, ale to spowodowało jeszcze większy napad płaczu. Nie umiałam mu odpowiedzieć, nie umiałam nawet na niego spojrzeć to czego przed chwilą był świadkiem miało być końcem naszego związku, nie wiem czy kiedykolwiek mogła bym jeszcze normalnie się przy nim czuć. Tony'emu się udało chciał odebrać mi wszystko i dopiął swego, zabrał mi wszystko co miało dla mnie jeszcze jakąś wartość.
Z otępienia wyrwał mnie odgłos strzału, podniosłam oczy, Luke leżał na podłodze z pulsującą krwią raną w klatce piersiowej, nie mogłam na to patrzeć, to nie mogła być prawda. Najwyraźniej uwolnił się i Tony postanowił go zabić. Dopiero po chwili zobaczyłam że teraz mierzył w moją stronę, nie miałam zamiaru protestować, chciałam żeby w końcu zrobił to czego chciał od samego początku. Zamknęłam oczy. Rozległ się strzał, ale niczego nie poczułam, czy to możliwe żeby nie czuć kiedy ktoś do ciebie strzela??
Usłyszałam jakieś hałasy. Uchyliłam oczy sprawdzając co się stało. Tony leżał w kałuży krwi z dziurą po kuli na samym środku czoła. Racjonalne myślenie powoli do mnie wracało, doczołgałam się do Luke'a, krew zalała już prawie całą jego koszulkę, docisnęłam ranę i pochyliłam się nad nim.
-Proszę cię nie zostawiaj mnie teraz ja bez ciebie sobie nie poradzę-wyszeptałam mu do ucha. Poczułam że ktoś dotyka moich dłoni. Spojrzałam w czekoladowe oczy Jai'a.
-Spokojnie dzwoniłem już po karetkę zaraz tu będą- kolejny raz się rozkleiłam patrząc na mojego przyjaciela.
Pomimo tego że upierałam się że nic mi nie jest do szpitala zostałam zawieziona karetką, teraz jednak nie umiałam myśleć o sobie. Lekarze nalegali na to żebym zgodziła się na badania, ale dzięki kroplówce którą dostałam w karetce czułam się już dużo lepiej, mogłam już chodzić o własnych siłach i to na razie musiało mi wystarczyć. Luke był na sali operacyjnej a ja chciałam być przy nim, zdawałam sobie sprawę z tego że czekając pod drzwiami na niewiele się zdam ale ja musiałam tam być niezależnie od tego co inni o tym myśleli. Jai też uważał że nie powinnam tak ryzykować ale rozumiał moją decyzję. Stałam pod drzwiami wpatrzona w pusty korytarz to było dziwne uczucie kiedy nie umiałam myśleć o tym co mnie spotkało liczyło się tylko to żeby jemu nic nie było. Poczułam ból w brzuchu zupełnie jakby coś rozrywało mnie od środka, później ogarnęła mnie już tylko ciemność.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wiem że nie najlepszy ale ostatnio jakoś nie miałam weny mam nadzieję że mi wybaczycie.
Kocham was ;*
Luke musi żyć !!
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział :)
Fantastico czekam na nn
OdpowiedzUsuńWeny życzę
Genialny,kocham i czekam na nastepny xoxo. <3
OdpowiedzUsuń