sobota, 15 sierpnia 2015

Rozdział 37

                                                      Sześć miesięcy później

Czasami w życiu trzeba podjąć decyzję, decyzję która rani nas dogłębnie, ale jest konieczna do dalszej egzystencji. Egzystencji bo czegoś takiego nie można nazwać życiem, jest to zmuszanie się do wstania z łóżka każdego kolejnego dnia. Właśnie tak od sześciu miesięcy wyglądało moje życie.
Teoretycznie odniosłam wielki sukces, zaraz po przyjeździe zaczęłam startować w wyścigach, początki były naprawdę ciężkie byłam obca przez co nikt nie traktował mnie poważnie. Czasem wygrywałam, czasem przegrywałam, przez co pieniądze które ukradłam tacie skończyły się bardzo szybko, musiałam mieć jeszcze inne źródło dochodów. I je znalazłam. Włamałam się do magazynu z bronią jednego z najbardziej wpływowych gangsterów, w pojedynkę było to dość ciężkie zadanie wymagające bezbłędnego planu. Od tamtej pory mam swoich stałych klientów którym regularnie dostarczam broń. Zaczęłam też szukać odpowiedniej ekipy, w tym biznesie samemu niewiele można było wskórać, bez odpowiedniej obstawy nie miałam większych szans, zważając na to że nagromadziłam już wielu wrogów. Pojawiłam się znikąd i wkraczałam na czyjś teren, a to nigdy nie jest mile widziane. Zaufaną ekipę udało mi się zgromadzić dopiero po trzech miesiącach, wtedy moja kariera ruszyła z miejsca. Teraz w swoim posiadaniu mam dom, a właściwie rezydencję, dwa magazyny z bronią i dziesięć samochodów.
Sukcesy odnosiłam nie tylko na płaszczyźnie zawodowej prywatnie też całkiem nieźle mi szło... w końcu się zaręczyłam. Ale po kolei.
Max dokonał niemożliwego, wykonał zadanie które powierzyłam mu pierwszej nocy po przyjeździe tutaj. Udało mu się znaleźć taką wtykę na dyrektorkę mojej szkoły że mogłabym ją tym szantażować do końca życia, w końcu kto by się spodziewał że synek pani ''idealnej'' był dilerem narkotyków i trafił do poprawczaka. Gdyby ta informacja ujrzała światło dzienne paniusia mogła by się pożegnać z prowadzeniem szkoły, kto chciałby oddać własne dzieci pod opiekę kogoś kto nie umie nawet wychować swoich. Dzięki temu mogłam przestać chodzić do tej szkoły i wyprowadzić się z tego obskurnego internatu. Żeby nie wzbudzać podejrzeń zmusiłam ją też do tego żeby co miesiąc wysyłała do moich rodziców pismo z moimi wzorowymi ocenami.
Max był ze mną od samego początku, przez ten cały czas wiernie trwał przy moim boku. Z początku zupełnie tego nie rozumiałam dlaczego nie zajmie się swoim życiem, tylko kurczowo trzyma się kogoś bez żadnych perspektyw na przyszłość, do czasu... do czasu aż wyznał mi miłość. Nie byłam przygotowana na coś takiego, nie byłam przygotowana na taki obrót spraw, myślałam że to jak odrzuciłam go za pierwszym razem kiedy mnie pocałował było jasnym komunikatem że nie potrzebuję żadnych związków w moim życiu. Zaproponowałam mu przyjaźń to było wszystko co mogłam mu dać w tamtym momencie. Z początku nieźle się to spisywało, ale z czasem coraz bardziej się do siebie zbliżaliśmy i z jego inicjatywy przechodziliśmy na kolejne, coraz wyższe stopnie naszych relacji. Był dla mnie wyrozumiały i czuły, nigdy na mnie nie naciskał. Mimo że nie chciałam go ranić nie umiałam nic poradzić na to że kiedy mnie dotykał czułam obrzydzenie, nie tyle do niego co do samej siebie. Jego dotyk był inny bardziej stanowczy i mocny, w przeciwieństwie do tego jak delikatny zawsze był dla mnie Luke. Nie powinnam była tego porównywać, miałam zostawić przeszłość za sobą a tymczasem ona wracała do mnie z każdym dotykiem. Przez to wszystko powoli wpadałam w obłęd, zdawałam sobie sprawę że to nie powinno trwać ani chwili dłużej, a mimo to pozwoliłam żeby mi się oświadczył, co gorsza przyjęłam te oświadczyny. Nie umiałam go zranić, widziałam z jak wielką miłością i troską cały czas na mnie patrzył, może po prostu miałam za dobre serce i zamiast skrzywdzić jego wolałam unieszczęśliwić samą siebie i to na całe życie.
Ale nasz związek pomimo tego że z zewnątrz wyglądał na idealny miał swoje ciemne strony. Max nie miał pojęcia o tym że prowadziłam podwójne życie, o tym że byłam szefową jednego z najbardziej wpływowych gangów Australii. Teoretycznie ukrycie czegoś takiego przed drugą osobą graniczyłoby z cudem, ale nie w naszym przypadku. Mój narzeczony (musiałam się pogodzić  z tym żeby tak go nazywać) nie był zazdrosny ani dociekliwy. Kiedy wracałam do domu nad ranem czekał na mnie całą noc tylko po to żeby kiedy tylko przekroczę próg mocno mnie przytulić, nie zadawał żadnych pytań, nigdy. Nawet wtedy kiedy wróciłam dopiero po trzech dniach nieobecności mocno poobijana, spojrzał tylko na mnie z żalem i powiedział '' Cieszę się że już jesteś, nawet nie wiesz jak bardzo się o ciebie martwiłem''. Znał moją historię więc byłam więcej niż pewna tego że domyśla się co się ze mną dzieję, ale brak pytań z jego strony był mi na rękę, dzięki temu nie musiałam go okłamywać.
Powinnam być szczęśliwa, w końcu osiągnęłam dużo więcej niż na początku sobie założyłam, ale ja nie umiałam się z tego cieszyć. Nie kiedy co noc budziły mnie przerażające koszmary, przez które budziłam się cała zlana zimnym potem z trudem łapiąc oddech, ale nie umiałam inaczej reagować, nie na coś takiego. Każdy sen zaczynał się dokładne tak samo, moja podświadomość przedstawiała mi dzień w którym zakończyło się moje prawdziwe życie, wchodziłam do sypialni kiedy on miał wziąć narkotyki, scenariusz zawsze był dokładnie ten sam, ale jeden moment za każdym razem bolał coraz bardziej... moment w którym mnie uderzył. Przeżywanie tego każdej nocy od nowa było jak rozdrapywanie starych ran które powoli goiły się w ciągu dnia.
Później sceneria ulegała zmianie stałam na środku łazienki patrząc z góry na Luke'a w kałuży krwi, serce waliło mi jak oszalałe a w głowie łomotała tylko jedna myśl ''on nie może umrzeć''. Rany na jego nadgarstkach były bardzo głębokie, ścisnęłam je usiłując zatamować krwawienie, ale to było na nic jego krew sączyła się przez moje palce z całej siły zaciśnięte na jego ranach. Kiedy na mnie spojrzał na jego bladych od upływu krwi ustach zagościł uśmiech.
-Mój aniele nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham- mówienie sprawiało mu wyraźny trud zdawałam sobie sprawę z tego co to oznaczało miałam coraz mniej czasu.
-Nic nie mów oszczędzaj siły, proszę cię.
-Wszystko zniszczyłem- poruszył się o mało nie wyrywając nadgarstków z mojego uścisku. Zacisnęłam palce jeszcze mocniej czując jak krew spływa mi po rękach. -Byłaś dla mnie za dobra, a ja za słaby żeby rzucić to co mnie niszczyło. Ale kochałem cię naprawdę, byłaś jedyną prawdziwą miłością w moim życiu. -Oczy zaczęły szczypać mnie od napływających łez, poczułam ucisk w brzuchu tak mocny że zgięłam się w pół, chciałam coś powiedzieć, ale nie umiałam znaleźć odpowiednich słów.- Odeszłaś, a z tobą straciłem wszystko, jedyny powód do życia, jedyną nadzieję na to że mogę być lepszy.
Podniósł rękę i przyłożył mi dłoń do policzka ścierając z niego łzy, dopiero w tamtym momencie zdałam sobie sprawę z tego że zaczęłam płakać.
-Przepraszam cię, przepraszam cię za wszystko księżniczko- jego czekoladowe oczy straciły swój cały blask, stały się matowe i puste.
Jego dłoń oderwała się od moje policzka i opadła bezwładnie na podłogę. Stracił przytomność. Wiedziałam że nie jestem na to gotowa, nie jestem gotowa na to żeby go stracić. Życie z dala od niego to jedno, ale świadomość że jego po prostu nie ma to co innego. Nie dała bym sobie z tym rady, w końcu to ja byłam tego winna, to ja byłam winna jego śmierci, tylko przeze mnie postanowił skończyć ze sobą.
-NIE MOŻESZ MI TEGO ZROBIĆ-zaczęłam krzyczeć z całej siły. -Rozumiesz nie pozwalam ci na to - zaczęłam krztusić się łzami. -Nie rób tego proszę ja cię kocham. Słyszysz kocham cię.
Byłam zupełnie bezsilna, potrzebowałam jego bliskości, chciałam żeby było tak jak dawniej, zanim to wszystko się zdarzyło. Przytuliłam się do niego jak zawszę kładąc głowę na jego klatce piersiowej, ale tym razem coś było inaczej...
Nie słyszałam bicia jego serca.

Właśnie ten moment zawsze mnie budził, nie umiałam przejść obok czegoś takiego obojętnie. Przeszłość wracała do mnie cały czas pomimo tego że za wszelką cenę starałam się wymazać ją ze swojego życia. Jai nie raz podczas naszych rozmów usiłował poruszyć temat Luke'a, ale ja byłam konsekwentna i za każdym razem po prostu kończyłam rozmowę. Nie chciałam słuchać o tym że on poukładał sobie życie z inną, może i byłam egoistką w końcu ja miałam innego więc on też miał prawo do swojego szczęścia, ale wolałam wierzyć w to że wciąż jest sam tylko i wyłącznie dlatego że wizja jego z inną dziewczyną wciąż była dla mnie zbyt bolesna.
Otworzyłam oczy. Koniec użalania się nad sobą, postanowiłam i wyślizgnęłam się z łóżka. Nie chciałam budzić Max'a, nie byłby szczęśliwy wiedząc że kolejny raz wymykam się w nocy, jeżeli wszystko pójdzie dobrze powinno udać mi się wrócić zanim się obudzi.
Przejechałam przez miasto upewniając się że nikt za mną nie jedzie, sprawdzanie czy nie jestem śledzona już jakoś weszło mi w nawyk. Magazyn do którego zmierzałam znajdował się na południowo-zachodnich obrzeżach miasta wybrałam tą lokalizację ze względu na sąsiedztwo kiedyś znajdowały się tu prężnie rozwijające się fabryki, odkąd upadły ludzie z okolicy powoli się wyprowadzali. Teraz ciężko uświadczyć tu żywą duszę, dzięki temu możemy pracować swobodzie bez obaw że przypadkowy przechodzień nas nakryje. Wjechałam do największego z magazynów służącego kiedyś do przechowywania i ładowania produktów z fabryk. Teraz był to mój garaż i zarazem nasza tajna baza. Weszłam po schodach i popchnęłam drzwi do pierwszego z pokoi znajdującego się nad magazynami.
-I jak macie go??- zapytałam jednocześnie lustrując wzrokiem wszystkich zebranych wokół stołu.
Od pewnego czasu polowaliśmy na kogoś konkretnego. Facet który pojawił się na moim terenie i zaczął podbierać mi klientów coraz bardziej mnie drażnił, przede wszystkim dlatego że ilekroć robiliśmy na niego zasadzkę dziwnym trafem wymykał się nam w ostatnim momencie. Przez chwilę zaczęłam nawet podejrzewać że w moich szeregach trafił się szpieg który ostrzega go o naszych zamiarach, ale to było niedorzeczne uważnie dobierałam swoich ludzi i ufałam im pomimo wszystko. W końcu zaufanie to podstawa szczególnie w takim środowisku.
-Jasne -odezwała się Savannah. -Jest w swoim magazynie, najwyraźniej nie zauważył nadajnika który mu założyłam.
-W takim razie do dzieła -pochyliłam się nad mapami.-Pamiętacie jaki jest plan, każdy jedzie swoim samochodem i zastawia jedną z pięciu bram wyjazdowych z magazynu. Ja, Jake i Savannah wchodzimy do środka, Michael i  Scott zostajecie na zewnątrz. Skubaniec nie będzie miał z nami najmniejszych szans.
Uśmiechnęłam się sama do siebie i pośpieszyłam wszystkich, nie miałam ochoty na to żeby kolejny raz mi się wymknął, chciałam to wreszcie skończyć raz na zawsze. W końcu musiałam pilnować interesu.
Każdy z nas zostawił samochód przy innej bramie z bronią wyciągniętą przed siebie podeszłam do drzwi Jake i Savannah byli tuż za mną. Wiedziałam że nie mam do czynienia z amatorem a to oznaczało że na pewno już się nas spodziewał, kamery i czujniki ruchu były porozstawiane zapewne w niewidocznych miejscach żeby nie zwracać niepotrzebnej uwagi, w końcu stary, opuszczony magazyn z nowiutkimi kamerami byłby podejrzany nie tylko dla kogoś z mafii. Drzwi były otwarte, zmarszczyłam brwi wchodząc do środka, rozglądałam się uważnie po każdym nawet najmniejszym centymetrze. Trochę za łatwo poszło, a to nie mógł być przypadek podejrzewałam zasadzkę przez co podwoiłam czujność. W całym magazynie paliło się światło co też nie było normalne, raczej nie był to element nie zwracania uwagi. Tak jak było ustalone rozdzieliliśmy się, każdy miał do sprawdzenia po cztery pokoje w różnych częściach magazynu. Weszłam do pierwszego z nich, ale oprócz pudeł z bronią na nic ciekawego się nie natknęłam, w drugim pokoju tak samo, Kiedy stanęłam pod drzwiami trzeciego pokoju usłyszałam wyraźny szmer przesuwanych mebli. Wzięłam głęboki oddech i kopniakiem otworzyłam drzwi. W pokoju nie było zupełnie nic oprócz krzesła postawionego centralnie na jego środku, siedział na nim chłopak odwrócony plecami do mnie. Bez namysłu wymierzyłam pistoletem w tył jego głowy.
-Rusz się a od tej pory będziesz mógł pić przez dziurkę w czole- wycedziłam przez zęby. Miałam już wymierzyć strzał kiedy odwrócił się w moją stronę jednym zgrabnym ruchem.
Zamarłam.
Czy mój mózg naprawdę mógł płatać mi aż takie figle??

6 komentarzy:

  1. No nieee czemu w takim momencie?! Wydaje mi się ze jest tam któryś z bliźniaków ;DD

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. MEGA <3 Kiedy next ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak po za tym zapraszam na bloga:
      http://stars-do-not-lie.blogspot.com

      PS. Nadal mega czekam na next <3

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak zawsze genialny!!! Pewnie to jest któryś z bliźniaków. Dawaj szybko next <3

    OdpowiedzUsuń