czwartek, 10 września 2015

Rozdział 38

To nie mogło być realne, ja za dobrze się ukrywałam nikt kto mógłby mu o tym powiedzieć nie miał pojęcia gdzie aktualnie się znajduję. Więc jakim cudem on, tutaj, teraz to nie trzymało się żadnych logicznych reguł. Byłam pewna że to tylko halucynacje, kolejna próba mojego mózgu pokazania mi jak bardzo za nim tęsknie, nie mogłam na to pozwolić, nie chciałam żeby coś tak absurdalnego mną kierowało. Nie potrzebowałam go i każda komórka mojego ciała musiała wreszcie to zrozumieć. Zrobił krok do przodu, automatycznie się cofnęłam, a jednak mój instynkt samozachowawczy nie wyłączył się do reszty. Jakiś cichy szept w mojej głowie powtarzał że nie powinnam mu ufać, od zawsze jego obecność w moim życiu oznaczała kłopoty więc dlaczego tym razem miałoby być inaczej.
-Nie zbliżaj się albo strzelę- zagroziłam usiłując zapanować nad własnym głosem. Blefowałam i wyraźnie było to słychać, poza tym wciąż byłam zdezorientowana przez to co widziałam, moje oczy przedstawiały mi fałszywy obraz rzeczywistości, więc nie mogłam już ufać nawet samej sobie.
-Chcesz strzelić?? Proszę, zrób to jeśli dasz radę- powiedział wyzywającym głosem stając tak blisko że lufa mojego pistoletu dotykała jego żeber.
Jego głos pozbawił mnie jakichkolwiek wątpliwości, byłam w stanie uwierzyć że moje oczy odmówiły posłuszeństwa, ale dwa zmysły w jednym momencie. Tego nie można było podrobić, nie najbardziej niesamowitego głosu jaki słyszałam w życiu.
To był on. Prawdziwy. Jedyny. A nie moje wyobrażenie. Zmiękły mi kolana a oddech przyspieszył. Pierwszy raz od sześciu miesięcy widziałam go na prawdę, miałam nadzieję że ten moment nigdy nie nadejdzie. Rozstałam się z nim zostawiając mu list dlatego że byłam tchórzem, bałam się stanąć z nim twarzą w twarz i powiedzieć że to koniec, bałam się tego że kiedy spojrzę w jego oczy zapomnę o wszystkim i znowu mu wybaczę. Byłam do tego zdolna, mógł robić wszystko co najgorsze, ale kiedy patrzyłam w jego skruszone oczy cała moja złość po prostu mijała, znikała jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ale tylko on jeden miał na mnie taki wpływ.
-Nie powinnaś grozić czymś czego nie jesteś w stanie zrobić- westchnął.- Kiedyś może cię to zbyt wiele kosztować.
Cały czas patrząc mi w oczy wyjął pistolet z moich drżących dłoni. Opuściłam ręce wzdłuż ciała, wciąż byłam pod wpływem szoku. Bałam się poruszyć, wiedziałam że kiedy wykonam choćby najmniejszy ruch mur który wokół siebie budowałam runie, a ja nie będę już w stanie się kontrolować i rzucę mu się na szyję. Zbliżył się na taką odległość że czułam ciepło bijące od jego ciała, moje serce zupełnie zwariowało, a ja wciągałam głęboko do płuc jego zapach. Delikatnym ruchem wyciągnął broń wsuniętą za pasek spodni. Dałam się rozbroić jak dziecko, nie mogłam w to uwierzyć, nauczyłam się już że nie wolno nikomu ufać a teraz stałam przed nim zupełnie bezbronna. Mimo wszystko wiedziałam że nic mi nie grozi, nie mógł mnie skrzywdzić, a przynajmniej nie bronią .
Nasze ciała niemal się sykały a ja czułam narastające między nami napięcie, zupełnie jakby przeskakiwały między nami iskry i zapłon był jedynie kwestią czasu. Wreszcie jego wargi dotknęły moich delikatnie je muskając. Ten jeden gest sprawił że po moim brzuchu rozlało się gorąco a w mózgu pojawiło się tylko jedno pragnienie, chciałam jego i niczego więcej. Jakby w jednym momencie wszystko wróciło na swoje miejsce, chociaż tak nie było, nie mogło tak być, ja nie mogłam sobie na to pozwolić. Nie mogłam pozwolić na to żeby całe moje życie które tak skrupulatnie starałam się poukładać w ciągu ostatnich miesięcy poszło na marne. Odeszłam od niego dla własnego dobra, skrzywdził mnie tak jak nikt inny rozrywając moje serce na kawałki. Związek z nim był udręką, był pasmem niekończących się upokorzeń. Obiecałam sobie wtedy że już nikt nigdy nie będzie mnie tak traktował i miałam zamiar dotrzymać słowa.
Starałam się odzyskać panowanie nad własnym ciałem, które zawzięcie upierało się przy swoim, jego bliskość sprawiła mi przyjemność z której szponów ciężko się było wydostać. Zebrałam w sobie resztki sił i odepchnęłam go od siebie.
-Przestań - krzyknęłam starając się żeby mój głos zamiast rozpaczliwie zabrzmiał złowrogo. Zatoczył się i stanął dwa kroki ode mnie mierząc mnie zdziwionym wzrokiem. Najwyraźniej nie spodziewał się tego że będę stawiać mu jakikolwiek opór.
Niespodzianka. Nie byłam już tą samą dziewczynką na posyłki którą mógł kierować tak jak mu pasowało. Zmieniałam się i miałam zamiar mu to pokazać.
-Przestać?? Bo co?? -zaczął rozgoryczonym głosem. - Bo już mnie nie kochasz?? Czy może dlatego że masz już innego??
Spojrzał mi w oczy, ale nie wytrzymałam jego spojrzenia. Kolejny raz wpędził mnie w szok, nie mógł wiedzieć o tym że kogoś miałam, nie mógł wiedzieć o tym że miałam narzeczonego. Chyba że... Spojrzałam na pierścionek na moim palcu, wydawał się być trzy razy większy niż do tej pory. Schowałam dłonie do kieszeni bluzy. Czułam się jak złodziej przyłapany na gorącym uczynku wstydziłam się przyznać mu do tego że się zaręczyłam, chociaż nie zrobiłam nic złego miałam prawo do swojego szczęścia, wreszcie miałam prawo żyć tak jak chciałam i on nie miał prawa mi w tym przeszkadzać.
-Nie musisz go chować i tak wiem że masz narzeczonego- przez jego twarz przebiegł grymas rozczarowania. -Ale wiesz co mam to gdzieś.
Zanim zdążyłam się zorientować co się wokół mnie dzieje złapał moją twarz w dłonie i zmusił mnie do tego żebym spojrzała mu w oczy, które błyszczały bardziej niż do tej pory, tliła się w niż żywa nadzieja. Przeszły mnie ciarki na samą myśl o tym że miał o mnie tak dużo informacji, zaczynałam się bać tego czego może ode mnie chcieć. Teoretycznie się go nie bałam, ale nie widziałam go od bardzo dawna, przez sześć miesięcy można się bardzo zmienić. Sama byłam na to doskonałym przykładem.
-Chce tylko jednego- przejechał kciukiem po mojej dolnej wardze. - Powiedz że już mnie nie kochasz.
Zaparło mi dech, nie miał prawa prosić mnie o coś takiego. Dobrze wiedział że był moją pierwszą miłością i niezależnie od mojej woli jakaś część mnie wciąż będzie go kochać, na początku starałam się z tym walczyć, ale zdałam sobie sprawę że tak już musi być, on miał już zawsze zajmować szczególne miejsce w moim sercu i to nie zależnie z moją, czy bez mojej zgody.
-Nie chce żadnych kłamstw, żadnych niedomówień, jeżeli teraz prosto w oczy powiesz mi że mnie nie kochasz przysięgam  że zniknę z twojego życia raz na zawsze.
Mijały kolejne sekundy a cisza między nami coraz bardziej mi ciążyła, czułam że powinnam była coś powiedzieć. W zasadzie nie powinnam się wachać nawet przez chwilę byłam w związku a to w zasadzie mówiło już samo za sobie.
-Ja, ja...- zająknęłam się. Nie czułam się na siłach żeby cokolwiek powiedzieć. Moje całe ciało pokryła gęsia skórka, nienawidziłam kiedy ktoś zmuszał mnie do podjęcia jakiejś decyzji. Szczególnie w takim momencie kiedy każda komórka mojego ciała czuła nieziemskie przyciąganie, wciąż nie umiałam zrozumieć jak między dwojgiem ludzi może wywiązać się coś co przyciąga ich do siebie tak mocno że przeciwstawienie się tej sile jest prawie niemożliwe. To jest coś więcej niż tylko uczucia czy pociąg fizyczny. Od samego początku tylko jego obecność powodowała u mnie takie odczucia.
Ten jeden moment uświadomił mi słuszność pewnego powiedzenie które mówiło, że każda kobieta potrafi czytać z oczu zakochanego mężczyzny. Zrozumiałam że ja też to umiem. W jego oczach widziałam wszystko, na pierwszy plan oczywiście wybijały się iskrzące drobinki nadziei, wciąż wierzył w to że nie kocham innego, że moje serce wciąż niezmiennie należy do niego. Ale ja nie poprzestawałam na tym, w głębi jego oczu krył się strach, ogromny strach może nawet połączony z nutką przerażenia, on się bał, naprawdę bał się tego że przez swoje zachowanie stracił mnie na zawsze, bezpowrotnie. Właściwie miał rację niezależnie od tego co się teraz działo ja miałam zostać żoną innego, a to na pewno nie było dla niego łatwe. Dla mnie właśnie to przerażenie które chował tak głęboko było najważniejsze.
-No powiedz to -wyszeptał będąc tak blisko mnie że czułam każdy jego oddech. Nie mogłam kłamać, nie patrząc w takie oczy. Zranienie go w takim momencie było by dla mnie jak bestialstwo, jak kopanie leżącego. Odebranie mu ostatniej nadziei nie wchodziło w rachubę. Nawet nie wiem czy takie słowa przeszły by mi przez gardło. Nie wiedziałam co tak dokładnie do niego czuje, to nie było coś co dało by się zdefiniować słowami.
-Ja nie dam rady - szarpnęłam się, ale jego ręce znalazły się na moich biodrach dociskając mnie mocno do niego. Nie zdążyłam zaprotestować kiedy jego usta wpiły się w moje z taką zachłannością że nie umiałam się od niego oderwać. Starałam się go znienawidzić, usiłowałam przypomnieć sobie najgorsze momenty z naszego związku, ale nie sprawiały mi one wystarczającego bólu żebym chciała przerwać to co właśnie się działo. Ostatkiem sił chwyciłam się ostatniej logicznej myśli, byłam zaręczona, wyznaczony był już termin mojego ślubu, nie mogłam zrobić tego Max'owi, nie mogłam zrobić tego osobie która darzyła mnie tak głębokim uczuciem. Wszystkie moje myśli stopniowo bledły pomimo tego że kurczowo się ich trzymałam. Wreszcie moje ciało się poddało, zarzuciłam ręce na jego szyję odwzajemniając jego pocałunek.
-Jess gdzie jesteś?? Wszystko w porządku?? -usłyszałam głos Jake'a. Odskoczyłam od Luke'a jak oparzona. Zupełnie zapomniałam że nie jestem tu sama. Nie chciałam nawet myśleć o tym co by się stało gdyby któreś z moich towarzyszy weszło do pokoju i nakryło mnie w jednoznacznej sytuacji z wrogiem numer jeden. Posądzili by mnie o zdradę, tego mogłam być pewna.
Luke jak zawsze zachowywał zimną krew złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie.
-Spokojnie musisz tam pójść i po prostu ich spławić.
Skupienie w jego oczach powoli mi się udzieliło, byłam gotowa do zrobienia tego co konieczne, nawet jeżeli wiązało się to z oszukaniem ludzi którzy w ostatnim czasie byli dla mnie prawie jak rodzina. Nie chciałam zbyt długo rozwodzić się nad tym co było moją aktualną motywacją, bo na pewno nie była to logika.
Wyszłam z pokoju Savannah i Jake już czekali na mnie przy wyjściu z hangaru. Wyraźnie odetchnęli z ulgą kiedy mnie zobaczyli.
-I co znalazłaś go?? - zapytała zniecierpliwiona Savannah.
-Nie, najwyraźniej nasz sprzęt nie jest tak niezawodny jak się tego spodziewaliśmy - starałam się udawać rozdrażnioną. W końcu polowaliśmy od niego już od dawna i gdyby on nie okazał się Luke'iem na pewno byłabym nieźle wkurzona że perfekcyjnie zaplanowana akcja została tak po prostu spieprzona.
-Ale ja byłam pewna... - zaczęła się jąkać- byłam pewna że wszystko działa tak jak powinno.
-Nie ważne -wypaliłam nie chcąc nadmiernie przedłużać naszej rozmowy, bałam się że wróci do mnie zdrowy rozsądek a co za tym idzie przestanę działać impulsywnie. Nigdy nie pochwalałam u siebie takiego zachowania, ale tym razem miałam zamiar odrobinę zejść z utartej ścieżki.
-Zbierajcie się-rozkazałam.- Ja jeszcze trochę się rozglądnę a później wrócę do swojego domu. Jutro wieczorem chce was wszystkich widzieć z bazie, przeanalizujemy sytuację i zorganizujemy kolejną zasadzkę.
To było czysto retoryczne zagranie z mojej strony nie miałam zamiaru organizować żadnej kolejnej akcji, chciałam po prostu zyskać więcej czasu na wymyślenie wiarygodnego kłamstwa dlaczego ten na którego polowaliśmy nagle przestał być naszym wrogiem.
Jake który do tej pory trzymał się z dala od nas zrobił dwa kroki w przód, jego rozdrażniona mina nie wróżyła niczego dobrego.
-Dlaczego chcesz zostać tu sama??-zapytał mrużąc oczy. Zachowywał się tak jakby zaczynał coś podejrzewać, było to jednak nie możliwe żadne z nich nie znało mojej przeszłości, nie mogli wiedzieć o tym jakie stosunki kiedyś łączyły mnie z człowiekiem którego teraz mieliśmy dopaść.
-Od kiedy to zacząłeś podważać moje decyzję- przeszłam do kontrataku. Zdawałam sobie sprawę z tego że sama obrona na niewiele się zda, nie umiała bym wytłumaczyć im dlaczego maja zostawić mnie w paszczy lwa. Naszą podstawową zasadą było nie zostawianie nikogo w sytuacji która zagrażałaby jego życiu, a można powiedzieć że ta właśnie taka była.
-Nie podważam, uważam po prostu że powinniśmy zostać na czatach, tak żebyś mogła rozglądnąć się w spokoju. Chyba to jest bezpieczniejsze niż zostawienie cię tu samej kiedy on może wrócić w każdym momencie.
Złapałam się za nasadę nosa mrużąc oczy. Dlaczego akurat w tym momencie musiała najść go ochota na dyskusję na temat bezpieczeństwa. Nie do końca wierzyłam w jego czyste intencje. Teoretycznie wydawało się że był po prostu opiekuńczy ale od początku w jego dzisiejszym zachowaniu coś nie trzymało się kupy.
Zajmiesz się tym kiedy indziej. Skarciłam się w myślach, teraz czekało mnie coś lepszego, dużo lepszego niż dochodzenie wierności moich towarzyszy.
-Skoro tak bardzo chcesz wiedzieć dlaczego nie chcę żebyście tu zostali to ci powiem, daliście dzisiaj plamę i zepsuliście całą akcję- podniosłam nieznacznie głos. -A ja nie mam ochoty ryzykować tego żeby to się powtórzyło.
Źle czułam się z tym że ich o to oskarżałam, sęk w tym że oni zrobili wszystko dokładnie tak jak powinni, to ja popełniłam błąd. To ja spotkałam osobę ze swojej przeszłości i straciłam dla niego głowę, oni nie mieli z tym nic wspólnego. Spuściłam wzrok, nie byłabym w stanie spojrzeć im w oczy po tym jak bezpodstawnie ich oskarżyłam wyrzuty sumienia zacisnęły mi gardło. Powinnam ich za to przeprosić i jak najszybciej opuścić z nimi to miejsce, nie minęło nawet pół godziny od kiedy on znowu pojawił się w moim życiu a ja już stawiałam go na pierwszym miejscu, ponad przyjaźnią, ponad zaufaniem, nie chciałam wiedzieć co będzie jeżeli to potrwa dłużej. Od zawsze tak było, od zawsze był jak trucizna w moim życiu która im dłużej z nim przebywałam tym bardziej mnie wypełniała psując moje relacje z wszystkimi. To było chore, każdy normalny człowiek trzymał by się z daleka od czegoś co go niszczy, ale ja nie potrafiłam. Kilka minut spędzone z nim sprawiło że pragnęłam więcej o wiele więcej. Było to pragnienie irracjonalne silniejsze od wszystkiego, nawet od rozsądku.
-Więc wynoście się stąd bez gadania- wycedziłam przez zęby. Savannah pokornie wykonała moje polecenie ze spuszczoną głową, pewnie miała niemałe poczucie winy, w końcu to ona tym razem była odpowiedzialna za sprzęt, starałam się nie myśleć o tym że to ja doprowadziłam ją do takiego stanu. Jake przed wyjściem puścił mi nienawistne spojrzenie z serii ''i tak wiem że coś kombinujesz i kiedyś cię dopadnę''.
Zmrużyłam oczy, od kiedy niby on był do mnie tak negatywnie nastawiony, analizowałam naszą znajomość od samego początku, ale nie zauważyłam niczego niepokojącego. Prawie krzyknęłam z zaskoczenia kiedy ktoś złapał mnie za biodra i przyciągnął do swojego mocnego ciała. Odwróciłam się szeroko uśmiechając. Przez kilka sekund nic nie robiliśmy po prostu patrzyliśmy sobie nawzajem tak głęboko w oczy jak tylko się dało. Oboje napawaliśmy się tą chwilą, naszą bliskością i tym że nikt nie mógł nam tego popsuć nikt nie mógł nam przeszkodzić. To było jak zapewnienie tego że czas niczego między nami nie zmienił, że ta rozłąka nie zmieniała tego jak na siebie patrzyliśmy. I tak właśnie było wciąż patrzyłam na niego jak na mężczyznę mojego życia. Wreszcie złożył na moich ustach pocałunek z początku delikatny, ale z każdą chwilą stawał się coraz bardziej namiętny i zachłanny. Przedłużył go tak bardzo jak tylko się dało. Jego dłonie spoczęły na moich placach, obejmował mnie tak ciasno jakbym zaraz miała się rozpuścić w powietrzu.
Spojrzał na mnie zbolałym wzrokiem.
-Nawet nie wiesz jak bardzo za tobą tęskniłem.
Te słowa były dla mnie ukojeniem w zasadzie chciałam żeby w końcu poukładał sobie życie, ale jakaś cząstka mnie pragnęła tego żeby mnie kochał, żeby tęsknił i nigdy o mnie nie zapomniał. Może i byłam egoistką, ale nie potrafiłam nic na to poradzić.
Pociągnęłam go za koszulkę i wpiłam się w jego usta dziko i namiętnie. Najprawdopodobniej jutro czekały mnie wyrzuty sumienia jak z sąd do księżyca albo i dalej, ale nie dziś, nie teraz, ta jedna jedyna noc należała tylko i wyłącznie do nas i miałam zamiar w pełni ją wykorzystać.


Zamknęłam oczy kładąc głowę na jego klatce piersiowej, delikatnie gładził moje plecy wywołując uśmiech na mojej twarzy. Było tak perfekcyjnie że aż nierealnie, bałam się że jeżeli otworzę oczy wszystko zniknie, a ja obudzę się z najpiękniejszego snu jaki mógł mi się przyśnić. On mnie kochał i był tu przy mnie czy można sobie było wyobrazić coś bardziej perfekcyjnego, moim zdaniem nie.
-Długo na to czekałem- jego głos przerwał ciszę.
Spojrzałam na nasze splecione palce.
-Na co??-postanowiłam nie zadowalać się domysłami i poprosić go o dokładną definicję.
Westchnął mocniej mnie do siebie przyciskając.
-Na ciebie, na to żebyś znów była moja, żebym znów mógł poczuć że mam wszystko. -Przerwał na chwilę biorąc głęboki wdech tak jakby coś na nim ciążyło i chciał to z siebie wyrzucić.-  To pół roku było najtrudniejsze w moim życiu, ale teraz wiem że było warto.
-Było watro?? -powtórzyłam nieświadomie, nie do końca rozumiejąc co ma przez to na myśli.
-Choćby dla tego jednego momentu warto było rzucić narkotyki.
Uniosłam się na łokciu i spojrzałam mu w oczy, wiedziałam że umie doskonale kłamać, sama już nie raz padłam tego ofiarą. Tym razem jednak miałam sposób na poznanie prawdy, skoro umiałam tak doskonale czytać z jego oczu to na pewno wykryła bym w nich kłamstwo.
-Rzuciłeś?? -zapytałam bacznie obserwując jego reakcję.
-Tak, od pół roku nie biorę- wydawał się nieobecny, jego spojrzenie wbite w sufit nie zdradzało żadnych emocji.
-Nie wierzę -skomentowałam. Tak właśnie było, nie wierzyłam mu, a na pewno nie jeżeli chodziło o narkotyki to świństwo już nie raz robiło mu pranie mózgu. Podejrzewałam że i tym razem właśnie tak jest.
Romantyczny nastrój zupełnie prysł, moja czujność została wyostrzona jak zawsze kiedy w grę wchodziły narkotyki, przypomniałam sobie wszystko całą historię naszego związku i to przez co się rozstaliśmy, po plecach przeszły mi ciarki a jego ramiona nie były dla mnie tak bezpieczne jak jeszcze kilka minut temu. Zaczęłam się od niego odsuwać.
Jego ręka spoczywająca na moich plecach nie pozwoliła mi oddalić się od niego tak jakbym tego chciała, przeniósł wzrok na mnie i łapiąc mnie za podbródek zmusił do tego żebym spojrzała mu w oczy.
-Spokojnie ja na prawdę nie biorę.
Moja zacięta mina mówiła sama za siebie, stracił moje zaufanie już bardzo dawno temu, i to że teraz mu uległam niczego w tej kwestii nie zmieniało.
-Pomyśl logicznie widziałaś na moim ciele jakikolwiek ślad po wkłuciu?? Jeżeli wskażesz mi chociaż jeden to przyznam się do kłamstwa.
Zmarszczyłam brwi. Właściwie miał rację każdy centymetr jego skóry był czysty, to już nie była kwestia tego czy mu wierzę, to był fakt a tego nie mogłam zignorować. Według logiki to co mówił było prawdą, ale w mojej głowie mimo wszystko został jakiś cień wątpliwości. Jeśli chodziło o narkotyki nigdy niczego nie mogłam być pewna.
-Zrozumiałem że muszę z tym skończyć kiedy wróciłem do pustego domu, a właściwie to dopiero kiedy wytrzeźwiałem, bo moją pierwszą reakcją było zalanie się w trupa. -Zauważyłam że mówienie o tym sprawiało mu trudność, co kilka słów zaciskał szczękę tak mocno że słyszałam jak zgrzyta zębami.-Nie radziłem sobie z tym, nie radziłem sobie z tym co ci zrobiłem, kiedy zostałaś zgwałcona przysiągłem sobie że zrobię wszystko żebyś była bezpieczna, że dopilnuję tego żeby nikt cię już nigdy nie skrzywdził, a sam złamałem tą przysięgę.
Zakrył oczy dłonią przez chwilę wstrzymując oddech.
-Właśnie dlatego poszedłem na odwyk. Przez ten cały czas przy życiu trzymała mnie tylko jedna myśl, że dzięki temu jeszcze kiedyś będę mógł cię odzyskać, że jeszcze kiedyś odzyskam to stało się dla mnie sensem życia.
Nie do końca wiedziałam czy powinnam mu w to wierzyć w wymyślaniu przepięknych historyjek był mistrzem, ale moje serce wiedziało swoje, zaczęło łomotać jak oszalałe. To o co walczyłam od samego początku, to żeby w końcu przestał brać i postawił mnie w swojej hierarchii wyżej od narkotyków stało się prawdą. Wszystkie kłótnie które przeszliśmy w naszym związku i całe rozstanie wydało mi się zupełnie bezsensowne ich powód zniknął a to oznaczało że już nic między nami nie stało.
Wciąż zakrywał oczy przez co nie mógł zobaczyć jaki uśmiech wywołał na mojej twarzy. Pochyliłam się nad nim i delikatnie musnęłam jego wargi. Odsunął rękę i spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami.
-Czy to oznacza że mi wierzysz??
Przygryzłam wargę przewracając oczami.
-Może- roześmiałam się i opadłam na niego wracając do poprzedniej pozycji, nie umiałam wytłumaczyć dlaczego tak bardzo kochałam używać go w roli poduszki. Nasze dłonie znowu się złączyły, kciukiem delikatnie gładził wierzch mojej dłoni.
-Ale to jeszcze nie było w tym wszystkim najgorsze. Śledziłem cię przez ostatni miesiąc. -Zacisnęłam mocno powieki, ale nie podniosłam głowy, nie chciałam znać szczegółów, nie chciałam wiedzieć jak udało mu się mnie znaleźć pomimo mojej ostrożności. Bałam się że dowiem się o ubraniach z lokalizatorami, albo co gorsza o monitoringu w moim domu. Akurat w tej sprawie im mniej wiedziałam tym lepiej dla mnie.
-Właśnie stąd wiem że się zaręczyłaś. -Powoli obrócił pierścionkiem na moim palcu. - Kiedy widywałem was razem buzowała we mnie zazdrość, kilka razy nawet byłem gotów wyciągnąć broń i zrobić mu krzywdę, ale wiedziałem że byś mi tego nie wybaczyła.- Słuchałam go starając się nie mieszać w to wszystko emocji, ostatnie czego teraz potrzebowałam to wybuch wściekłości.- Mogłem znieść wszystko i pogodzić się ze wszystkim, ale najgorsza była świadomość że on dotykał cię tak jak do tej pory tylko ja mogłem. - Jego silne ramiona mocniej zacisnęły się na moim ciele. -Świadomość że już nie jestem jedyny.
Uśmiechnęłam się sama do siebie, on jeszcze o niczym nie wiedział, nie miał pojęcia że od zawsze należałam i na zawsze będę należeć tylko i wyłącznie do niego.
-Ale ty wciąż jesteś jedyny- odezwałam się po chwili.
-Ja nie jestem na ciebie zły, nie musisz kłamać miałaś prawo robić to co chciałaś. Zdążyłem się już pogodzić z faktami.
Musiałam przyznać że zaimponowało mi jego zachowanie, wcześniej kiedy tylko ktoś mnie dotknął, albo przynajmniej na mnie spojrzał Luke był gotowy odstrzelić mu łeb. Zdałam sobie sprawę że to pół roku może nie zmieniło tego co było między nami, ale każde z nas się zmieniło, kochaliśmy się tak samo pomimo tego że byliśmy już zupełnie innymi ludźmi.
-Mówię prawdę. Nigdy z nim nie spałam, uznałam że jeszcze nie jestem na to gotowa, a on to uszanował. Nie umiem nic poradzić na to że źle się czuję kiedy dotyka mnie ktokolwiek inny niż ty.
Przerwał mi pocałunkiem w czubek głowy.
-To wszystko jest nie ważne, liczy się to że teraz jesteś tutaj, ze mną.
Uśmiechnęłam się wsłuchując się w bicie jego serca. Tak, ma rację nie liczy się nic oprócz tego momentu. Naszego momentu.

4 komentarze:

  1. OMG XDD W końcu <3333 Jejciu to najlepsze ni mojego życia <333 Awww... GENIALNY ROZDZIAŁ ♥ HAFJHFHDAF <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ryczeee, ryczę jak głupia
    Wczoraj do pierwszej w nocy czytałam bloga od początku :D <3 i nie żałuję! <3
    Mam nadzieje że ułoży im się wszystko ;)
    Wenyy życzę. ;*

    OdpowiedzUsuń