niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozdział 35

Pozostałe pięć godzin lotu poświęciłam na wymyślanie planu, nie chciałam poddać się bez walki. Skoro rodzice myśleli że uda im się zmusić mnie do posłuszeństwa tym że wysłali mnie na drugi koniec świata to się bardzo mylili. Pokażę im że od teraz żyję na własnych zasadach i nikt nie będzie mi rozkazywał.
Zupełnie nieświadomie zrobiłam coś czego nie powinnam była robić za żadne skarby, zwierzyłam się Max'owi. Nie wiem dlaczego to zrobiłam, może dlatego że mnie zagadał, nawet przez chwilę nie potrafił siedzieć cicho, a ja miałam dość jego ciągłych  pytań: ''co się stało??'', a może dlatego że wzbudził moje zaufanie. Z zasady nie jestem osobą która rozmawia z obcymi ludźmi o swoim życiu prywatnym, mało tego ja prawie nikomu nic o sobie nie mówię. Tym razem było jednak inaczej.
W każdym bądź razie, nie ważne co do tego doprowadziło ważniejsze było to że opowiedziałam mu o wszystkim, nie tylko o tym dlaczego wylądowałam w samolocie do Australii skazana na idiotyczną szkołę wybraną przez rodziców, zaczęłam od tego jak pierwszy raz spotkałam Luke'a w ciemnej uliczce wracając z korepetycji, a skończyłam na naszej kłótni o narkotyki, i na tym jak mnie uderzył. Mówienie o tym wciąż sprawiło ból, i powodowało że do oczu napływały mi łzy.
Max wziął mnie w ramiona i mocno do siebie przytulił, jak dla mnie za dużo było tej bliskości z niemalże obcym mężczyzną. Przypomniały mi się słowa Luke'a, że w tym biznesie nikomu nie wolno ufać, bez namysłu wtuliłam się mocniej w jego ramiona. Wciąż wracało do mnie to o czym miałam zapomnieć, nie mogłam sobie na to pozwolić, nie mogłam pozwolić żeby przeszłość zniszczyła mi to co było jeszcze przede mną.
-Spokojnie -wyszeptał mi do ucha, dłonią delikatnie gładząc moje włosy. - Przeszłaś przez prawdziwy horror, ale to już przeszłość. Spróbuj pomyśleć inaczej o tym wyjeździe, nie znasz tutaj nikogo i nikt nie zna ciebie, dostałaś wielką szansę od losu, szansę na to żeby zacząć wszystko od początku. Teraz tylko ty decydujesz o tym co się będzie z tobą działo.
-Masz rację- przytaknęłam, nie miałam zamiaru nadmiernie przedłużać tej rozmowy, chciałam już wdrożyć w życie mój plan. -Mam nadzieję że tobie też wszystko ułoży się tak jak tego chcesz- uśmiechnęłam się szczerze, byłam pewna że będzie to ode mnie wymagało zdolności aktorskich, ale tak nie było, naprawdę bardzo cieszyłam się z tego że spotkałam na swojej drodze kogoś takiego jak Max. Dzięki niemu zrozumiałam że wszystko co się działo miało jakiś powód, a ja może właśnie zaczynałam ten najlepszy a nie najgorszy okres mojego życia.
-Ja za to mam nadzieję że jeszcze kiedyś się spotkamy, nie chciałbym kończyć tak najlepiej zapowiadającej się znajomości mojego życia. -Uśmiechnął się promiennie, a ja mimowolnie się roześmiałam, nie wiem jak on to robił, ale było w nim coś, co nie dawało mi się ciągle zamartwiać, zupełnie jak tęcza podczas burzy z piorunami, zdajesz sobie sprawę że aby powstała potrzebne są promienie słońca, a to daje ci nadzieję że pomimo tego jak okropnie jest teraz, jeszcze kiedyś wszystko się ułoży. A ja po prostu liczyłam na to że jeszcze kiedyś wzejdzie dla mnie słońce, Max był pierwszą tego zapowiedzią.
-Jeżeli jesteśmy sobie przeznaczeni, to na pewno jeszcze kiedyś się spotkamy- starałam się zachować powagę, ale kąciki moich ust powędrowały ku górze. A niech to no i nic nie wyszło z mojego monodramatycznego zakończenia rozmowy.
Odwróciłam się na pięcie i zamarłam, za barierką stało dwóch mężczyzn w garniturach. Odróżniali się od wszystkich tym że mieli z pewnością koło dwóch metrów wzrostu, obydwaj byli typowymi osiłkami którzy połowę swojego życia spędzili na siłowni. Nie zwróciłabym na nich uwagi gdyby nie fakt, że jeden z nich trzymał w rękach kartkę z moim imieniem i nazwiskiem. Nie było czasu na zastanowienie, jak najszybciej zawróciłam i schowałam się za plecami Max'a.
-Jessica co się dzieję??-zapytał usiłując odwrócić się twarzą do mnie. Złapałam go za koszulkę i przytrzymałam na miejscu.
-Zachowuj się naturalnie- szepnęłam kiedy poczułam że mięśnie jego ciała się napięły. -Widzisz tych dwóch typów po prawej??
-Jasne, a co to twój komitet powitalny?? -widziałam że bawiła go ta sytuacja, szkoda tylko że mi w ogóle nie było do śmiechu.
-Na to wygląda. Problem w tym że ja nie zamawiałam żadnego powitania.
-Jessica Evans zgadza się??-wyprostowałam się kiedy usłyszałam ochrypły męski głos. Najwyraźniej nie byłam dość uważna i zdążyli mnie zauważyć. Szybko przekalkulowałam w myślach wszystkie opcję. Nie miałam większych szans na ucieczkę, na pewno biegali szybciej ode mnie, chociaż to miejsce publiczne co dawało mi o tyle przewagi, że nie mogli wyciągnąć broni którą z pewnością mieli przy sobie. Pościg ściągnął by na nas uwagę ochrony, ale myśląc logicznie nie było najmniejszej szansy żeby stanęli po mojej stronie. Przypomniałam sobie że miałam nie robić sobie kłopotów, przynajmniej na początku.
-Tak to ja, a wy to niby kto jeżeli można spytać??
-Jesteśmy tutaj z polecenia twoich rodziców, mamy cię bezpiecznie odtransportować do szkoły.
Zacisnęłam pięści, prawie gotowałam się wewnątrz, tego już było za wiele kontrola moich rodziców posuwała się zdecydowanie za daleko, jeszcze trochę i nie będę mogła sama spać, ani korzystać z łazienki. Wzięłam głęboki oddech.
-Nie pozwolę wam jej zabrać- warknął Max i stanął pomiędzy mną a mężczyznami.
Złapałam go za ramię i przyciągnęłam do siebie patrząc mu prosto w oczy.
-Max nie trzeba- powiedziałam spokojnie, ale stanowczo.-Dam sobie radę -przyłożył rękę do mojego policzka. Zamknęłam oczy, dotąd na tak troskliwe gesty względem mnie pozwalałam jedynie Luke'owi, kolejny raz zaczęły wracać wspomnienia o których tak bardzo chciałam zapomnieć.
-Jesteś tego pewna??
-Tak -powiedziałam i odwróciłam się w stronę mężczyzn łapiąc torbę. -Chodźmy.
Idąc za nimi przez lotnisko nie odwróciłam się nawet na chwilę. Wolałam uniknąć kontaktu wzrokowego z Max'em, zaimponował mi tym że stanął w mojej obronie, ale nie na tyle żebym chciała utrzymywać z nim kontakt. Tak na prawdę z nikim nie chciałam się przyjaźnić, ani nawet utrzymywać żadnego kontaktu, wreszcie chciałam być sama, przywiązanie się do kogoś oznaczało tylko kłopoty, a tych to ja już miałam pod dostatkiem. Budynek pod który odstawili mnie ''goryle'' był gorszy niż mogłam to sobie wyobrazić wokół trzech szarych budynków ustawionych jeden koło drugiego ciągnął się mur wysoki na jakieś na dwa i pół metra. Co kawałek na jego szczycie zamontowana była kamera obracająca się w koło i monitorująca najbliższą okolicę, nad bramą widniał napis: ''Ośrodek dla trudnej młodzieży''. Ciarki przeszły mnie na samą myśl że przez jakiś czas będę musiała tu mieszkać, a to tylko umocniło mnie w moim postanowieniu, że muszę się jak najszybciej z tego wykręcić.
Po przedstawieniu mi całej listy zasad obowiązujących w ''szkolę'' wychowawca odprowadził mnie do mojego pokoju, o ile coś takiego w ogóle można nazwać pokojem. Pomieszczenie dwa na półtora metra z metalowym stelażem na którym leżał materac i maleńką szafką nocną warunkami bardziej przypominało więzienie, i to takie o zaostrzonym rygorze. Drzwi zatrzasnęły się z hukiem, no i dostałam to co chciałam, wreszcie byłam sama, ale zamiast poczuć ulgę zachciało mi się wyć, miałam ochotę podciąć sobie żyły i wreszcie mieć to wszystko z głowy.
Wzięłam kilka głębokich wdechów i otarłam łzy z policzków, jestem za silna na to żeby pozwolić sobie na samobójstwo. Miałam plan i musiałam się go trzymać. Spojrzałam przez okno, na szczęście trafił mi się pokój na drugim piętrze, kraty w oknach były tylko na tych bliżej ziemi. Wydostanie się stąd miało być trudniejsze niż do tej pory podejrzewałam, ale nie niemożliwe. Rzuciłam torbę na prowizoryczne łóżko , otwarłam ją i odetchnęłam z ulgą kiedy pod warstwą ubrań znalazłam pliki banknotów. Przed wyjazdem pożyczyłam trochę od taty na dobry początek, co z tego że o tym nie wie, kiedy się zorientuje nie będzie mógł mnie już ukarać. Coś należało mi się za to że wysłali mnie w takie miejsce.
Dochodziła północ, na korytarzu usłyszałam kroki, kiedy mówili o kontroli przeprowadzanej co trzy godziny nie traktowałam tego aż tak poważnie. Zamknęłam oczy i wtuliłam twarz w poduszkę, nie chciałam zwracać na siebie uwagi strażnika. Drzwi otwarły się skrzypiąc a ja na chwilę wstrzymałam oddech, ciężkie oficerskie buty głośno odbijały się od podłogi. Dopiero po chwili zrozumiałam że nie oddychanie nie jest najlepszym pomysłem, delikatnie wypuściłam powietrze z płuc imitując powolny senny oddech. Postać nachyliła się nade mną, poczułam ciepło bijące od jej ciała, zacisnęłam mocniej powieki. Trwało to zaledwie kilka sekund, ale dla mnie ciągnęło się jak wieczność. Kiedy wreszcie usłyszałam trzaśnięcie drzwiami odetchnęłam z ulgą, ale teraz nie mogłam sobie pozwolić na odpoczynek, miałam dużo rzeczy do zrobienia i tylko trzy godziny.
Ubrałam jeansy i czarną bluzę do której jakiś czas temu doszyłam specjalne wewnętrzne kieszenie, włożyłam do nich większość pieniędzy z torby. Otwarłam okno i spojrzałam w dół, nigdy nie miałam lęku wysokości, ale na myśl o tym że będę kilka metrów od ziemi bez żadnych zabezpieczeń przeszedł mnie dreszcz.
Trudno pomyślałam i wyślizgnęłam się przez okno, kluczem do sukcesu było dostanie do okna niżej, po kratach które je zasłaniały zeszłabym na wysokość z której mogłabym skoczyć nie łamiąc sobie przy okazji nóg. Palcami złapałam się parapetu, a stopami machałam usiłując wyczuć pręty. Wreszcie kiedy poczułam się w miarę bezpiecznie zeszłam po kratach zaglądając przy okazji do pokoju, na szczęście nikogo w nim nie było. Rozglądnęłam się upewniając że żadna z kamer nie ma mnie w swoim zasięgu. Zeskoczyłam uginając przy tym lekko kolana, a jednak na coś przydała się gimnastyka na którą rodzice zapisali mnie trzy lata temu. Przedostanie się przez mur również nie było dla mnie nadzwyczajnym wyczynem. Teraz jednak zaczynała się najtrudniejsza faza planu, musiałam znaleźć miejsce w którym dostępna była broń. Spędziłam ponad pół godziny na przemierzaniu miasta, trzymałam się tylko bocznych ulic, tylko w takich miejscach można było liczyć na spotkanie osób których szukałam. Przez większość czasu jednak wokół mnie nie było nawet żywej duszy, zaczynałam tracić już nadzieję kiedy zobaczyłam chłopaka ubranego na czarno, opierającego się niedbale o bagażnik samochodu.
Bingo właśnie o to chodziło. Podeszłam do niego pewnym krokiem, musiałam zrobić na nim dobre wrażenie, inaczej mógł uznać że blefuję i po prostu mnie spławić.
-Chce kupić broń-postanowiłam nie bawić się w żadne podchody i postawić sprawę jasno, miałam nadzieję że to ukryje fakt że w obecnej sytuacji wcale nie czułam się najlepiej.
-Ta jasne a czego ja nie chcę- parsknął śmiechem krzyżując ręce na piersi.
-Mam forsę- kiedy zobaczyłam że zmierzył mnie wzrokiem z wątpiącą miną, wyciągnęłam jeden plik banknotów z kieszeni.
-To zmienia postać rzeczy- z pożądliwością patrzył na pieniądze w mojej ręce, dla mnie one nigdy nie miały większego znaczenia, ale niektórzy byli gotowi dla nich zabijać. Chyba nigdy miałam nie zrozumieć mechanizmu myślenia takich ludzi. -Dobra niech ci będzie- otworzył bagażnik, jego wnętrze po brzegi wypełnione było różnymi rodzajami broni, ale moja uwagę od razu zwrócił jeden egzemplarz. Złoty pistolet klasycznej wielkości od razu skradł moje serce, przy wyborze takich przedmiotów raczej nie powinno się kierować emocjami, ale ja nigdy nie byłam taka jak wszyscy, właśnie dlatego ten pistolet tak do mnie przemawiał. Był oryginalny, inny od wszystkich zupełnie jak ja.
Wzięłam go do ręki i wycelowałam w ścianę, idealnie leżał w mojej dłoni, po prostu musiałam go mieć.
-Ten egzemplarz jest zdecydowanie poza twoimi możliwościami budżetowymi, wybierz coś z niższej półki.
Zmrużyłam oczy przejeżdżając opuszkami palców po metalu.
-Nie mam zamiaru zmieniać decyzji- wyciągnęłam kolejne dwa pliki banknotów.- Jeżeli dostanę do niego naboje ta kasa będzie twoja.
Bez namysłu wyciągnął z bagażnika cztery pudełeczka i mi je podał. Kiedy dostał pieniądze do ręki jego oczy aż zabłysły. Nie chciałam pozostawać w jego towarzystwie dłużej niż to było absolutnie konieczne. Kiedy tylko zniknęłam z jego pola widzenia naładowałam pistolet i włożyłam go za pasek spodni, nigdy nie sądziłam że to właśnie z bronią będę się czuć najlepiej, ale nic nie umiałam poradzić na to że wolałam być uzbrojona, mogło mi to przysporzyć wiele problemów, ale poczucie bezpieczeństwa które dzięki temu zyskałam było tego warte.
Poczułam jak telefon wibruje mi w kieszeni wyjęłam go i spojrzałam na wyświetlacz. Jai dlaczego musisz mi to utrudniać. W mojej głowie pojawiła się tylko jedna myśl, że on nie zasłużył sobie na takie traktowanie, w końcu mimo wszystko byliśmy przyjaciółmi. Na samo wspomnienie tego jak okropnie się czułam kiedy nie chciał ze mną rozmawiać ścisnęło mnie w gardle, teraz ja robiłam dokładnie to samo.
A niech to- pomyślałam, i odebrałam telefon.
-Jess proszę cię tylko się nie rozłączaj- w jego głosie dało się wyczuć nutę zdenerwowania, pomimo tego że jak zawsze starał się grać opanowanego.
Przełknęłam ślinę żeby mój głos zabrzmiał naturalnie.
-Nie zamierzam-zapewniłam go.
-To dobrze starałem się dodzwonić do ciebie już od jakichś dwóch godzin dlaczego nie odbierasz??
-Pamiętasz jak mówiłam ci że chcę o wszystkim zapomnieć?? Staram się zacząć nowe życie a ty mi w tym nie pomagasz.
Usiadłam na krawężniku, do oczu mimowolnie napłynęły mi łzy. Już za nim tęskniłam, Jai był jedyną osobą której ufałam w stu procentach, jedyną której mówiłam o wszystkim, a teraz byliśmy kilka tysięcy kilometrów od siebie. Zdałam sobie sprawę z tego że jestem tu zupełnie sama, nikogo nie znałam, na nikim nie mogłam polegać.
-Przepraszam, ale nie potrafię inaczej martwię się o ciebie...
-Nie musisz- przerwałam mu- jestem tutaj zupełnie bezpieczna.
-I myślisz że ci w to uwierzę??
No tak zapomniałam że starałam się oszukać najlepszy wykrywacz kłamstw świata, ale miałam nadzieję że przez telefon nie będzie umiał mnie przejrzeć. Niestety myliłam się.
-Szczerze??- zapytałam nie kontrolując już drżenia własnego głosu. -Tutaj jest koszmarnie, czuję się gorzej niż w więzieniu-starałam się powstrzymać łzy które mimo wszystko spłynęły po moich policzkach. -W dodatku jestem tu zupełnie sama i powoli zaczyna mnie to przerażać.-Miałam ochotę wyżalić mu się za wszystko co mnie spotkało, przecież nie zasługiwałam na przebywanie w takim miejscu, nie zrobiłam nic złego, a jeśli już to tylko z beznadziejnej miłości.
-Spokojnie nie łam się, po prostu powiedz gdzie jesteś??
Momentalnie wrócił do mnie zdrowy rozsądek, byłam o krok od zdradzenia mu miejsca mojego pobytu, a ja nie mogłam tego zrobić. Jeżeli on dowiedział by się gdzie jestem tylko kwestią czasu byłoby to jak dowiedział by się o tym i Luke, a na to nie mogłam sobie pozwolić.
-Nie ważne gdzie jestem poradzę sobie- głos niemal ugrzązł mi w gardle, było mi coraz trudniej wypowiadać kolejne słowa.
-Przestać grać twardą na siłę, potrzebujesz pomocy więc do cholery pozwól sobie pomóc.-Musiałam przyznać mu rację trochę na siłę starałam się być silna pomimo tego że zupełnie nie miałam na to siły, ale nie mogłam się poddać, nie brałam nawet pod uwagę takiej możliwości.
-Nie mogę ci nic powiedzieć- wzięłam głęboki oddech żeby choć trochę uspokoić głos.- Nie chce żebyś musiał okłamywać Luke'a, nie chce jeszcze bardziej pogarszać waszych relacji. Na pewno będzie cię o mnie pytał więc lepiej będzie jeżeli nie będziesz niczego wiedział.
-Daj spokój i tak już niczego nie pogorszysz, nie dogadywaliśmy się jeszcze zanim pojawiłaś się w jego życiu. Zresztą i tak uchlał się do nieprzytomności, zaczął bredzić coś w stylu że nie ma po co żyć a później zaczął pić. Nie martw się i tak niczego nie usłyszy.
Poczułam ukłucie w sercu, wcale nie chciałam żeby Jai mi o tym mówił, to wszystko była moja wina, to w jakim stanie był teraz Luke było tylko i wyłącznie moją winą. Łzy popłynęły mi po policzkach.
Zobaczyłam jak kawałek dalej z klubu ochroniarz wyprowadził słaniającego się na nogach mężczyznę, na początku zupełnie nie zwróciłam na niego uwagi, dopiero kiedy podszedł do sportowego samochody zaparkowanego przy południowej ścianie klubu zauważyłam szansę dla siebie. Miejsce było idealne zaciemniona ulica której ochroniarze z klubu nie mieli szansy zobaczyć.
-Jai muszę kończyć.
-Ani się waż jeszcze nie skończyliśmy- przewróciłam oczami. Może to prawda że mieliśmy jeszcze kilka spraw do omówienia, ale teraz nie miałam na to czasu. Taka okazja mogła się już nigdy nie powtórzyć.
-Zdzwonimy się - rozłączyłam się i pobiegłam w stronę mężczyzny.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziękuję wam za wszystkie wspaniałe komentarze które bardzo motywują mnie do dalszej pracy.
Mam nadzieję że rozdział wam się podoba, czekam na wasze opinie.
Całuski,
Jess

3 komentarze:

  1. Wspaniały rozdział! zresztą jak całe opowiadanie. Czekam na nn ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham!!!!!!! To opowiadanie jest genialne! Jedno z najlepszych jakie czytałam! Nie mogę się doczekać następnego <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Mega rozdział <3 "Zresztą i tak uchlał się do nieprzytomności, zaczął bredzić coś w stylu że nie ma po co żyć a później zaczął pić." ~ cierpi <3 Powiem, że też poczułam ukucie w sercu. Mimo tego co jej zrobił i tego, że wolę Jai'a xddd to też chcę, żeby Luke był szczęśliwy. Mam nadzieję, że to się nie skończy tak.

    OdpowiedzUsuń