niedziela, 19 lipca 2015

Rozdział 34

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~Luke~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wysiadłem z samochodu wyciągając z niego bukiet kwiatów. Ktoś powinien to udokumentować, ja Luke Brooks zawzięty kawaler i odwieczny łamacz kobiecych serc kupiłem kwiaty dla dziewczyny. Ale to nie była zwyczajna dziewczyna, była jedyną dziewczyną która sprawiała że byłem kompletny, jedyną przy której nie chciałem już żadnej innej. Skąd wiedziałam że to właśnie miłość skoro nigdy wcześniej jej nie zaznałem, to dziecinnie proste, trwała przy mnie pomimo tego że znała najgorsze fakty z mojej przeszłości, wiedziała że jestem mordercą i ćpunem, a mimo to zrezygnowała ze swojego wygodnego luksusowego życia tylko po to żeby być z kimś takim. Poza tym wciąż widziałem to w jej oczach, które nawet kiedy była na mnie wściekła wyrażały niezmierzoną troskę. Doskonale rozumiałem że złościła się na mnie tylko dla mojego dobra, chciała żeby moje życie nabrało wreszcie jakiegoś sensu, dlatego też ustaliła zasady, jedną z nich właśnie złamałem, i wcale nie byłem z tego dumny, wręcz przeciwnie, czułem się podle z tym że kolejny raz ją zawiodłem. Nie chciałem jej stracić, ale w moim życiu były rzeczy od których nie umiałem uciec.
Wszedłem do środka wciąż nie wiedząc co jej powiem i jakimi słowami mam ją przepraszać. Była dla mnie zdecydowanie za dobra, a ja nie chciałem jej już więcej krzywdzić, kiedyś nawet myślałem o tym żeby się z nią rozstać, to byłoby dla niej lepsze rozwiązanie. Pocierpiała by miesiąc może dwa, ale później ułożyła by sobie życie. Porzuciłem ten pomysł tylko dlatego że jestem strasznym egoistą, nie umiał bym poukładać sobie rzeczywistości bez niej, stanowiła nierozerwalną część mojego życia.
Wszedłem na górę biorąc głęboki wdech przed drzwiami sypialni, tak bardzo chciałem mieć to już za sobą, chciałem wziąć ją z całej siły w ramiona i obiecać że się zmienię. Tym razem na prawdę miałem taki zamiar, nie chciałem żeby kolejny raz powtórzyła się taka sama sytuacja jaka miała miejsce kilka godzin temu . Nie chciałem jej już krzywdzić.
Otworzyłem drzwi, ale zastałem puste łóżko, zmarszczyłem brwi, to dziwne była dopiero szósta rano, nigdy nie zrywaliśmy się tak wcześnie więc byłem pewien że tu ją zastanę, miałem już iść szukać dalej kiedy moją uwagę przykuła kartka leżąca na szafce nocnej. Usiadłem na łóżku kładąc bukiet obok siebie. Przeczytałem list co najmniej cztery razy, ale nie docierała do mnie jego treść. Ścisnęło mnie w gardle, ''żegnaj'' jak to żegnaj przecież nie mogła mnie tak po prostu zostawić, nie mogła ode mnie odejść to nie mogła być prawda. Wyjąłem telefon z kieszeni, wybrałem jej numer, ale odpowiedziała mi poczta głosowa, ponowiłem próbę z tym samym skutkiem.
Wszystko docierało do mnie z opóźnieniem. Złamałem obietnice, złamałem obietnice, mój mózg wciąż powtarzał tą samą myśl, musiałem się jakoś od tego uwolnić. W jednym momencie wezbrała we mnie taka furia której nie byłem w stanie poskromić, zacisnąłem pięści moim celem było wszystko, meble, łóżko, szyby w oknach. Chciałem zniszczyć wszystko, wszystko za to że zniszczyłem sobie życie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~Jessica~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Powrót do domu okazał się nie taki straszny jak mi się wydawało rodzice krzyczeli, ale ja nawet tego nie słuchałam, byłam pogrążona w moim świecie. Tym który jeszcze do nie dawna dzieliłam z Luke'iem, który był naszą prywatną siedzibą, teraz było tu zupełnie pusto i głucho, bez echa jego słów, bez jego dotyku, czułam że powoli zatracam się w tym uczuciu ogólnego bezsensu. W końcu jak miałam poukładać sobie życie bez najważniejszej części. Wiedziałam że nie będę już szczęśliwa, moje szczęście odeszło razem z nim, ale musiałam jakoś żyć, musiałam znaleźć nowy powód żeby chcieć się rano budzić. Los sobie z nas zakpił stawiając na drodze dwoje w ogóle nie pasujących do siebie ludzi, żeby było zabawniej pozwolił nam się w sobie zakochać z całej siły. A ja, ja uwierzyłam w bajkę, ale życie takie właśnie jest daje nam szczęście tylko i wyłącznie po to żeby później nam je odebrać i patrzeć jak dusimy się wracając wspomnieniami do najpiękniejszych momentów wiedząc że nie ma już odwrotu, czasu nie da się cofnąć a raz podjęte decyzje mogą mieć wpływ na całe nasze życie.
Nie miałam już siły płakać, mało tego nawet gdyby było inaczej nie pozwoliła bym sobie na to, nie mogłam pokazać tacie co tak na prawdę czułam. Przedstawiłam im dość specyficzną wizję rzeczywistości, moim zdaniem była ona dużo lepsza niż prawda. W końcu łatwiej powiedzieć im że wreszcie się nawróciłam, zauważyłam że tamto życie nie jest dla mnie, i postanowiłam wrócić do tych którzy naprawdę mnie kochają. Sama nie wierzyłam że to powiedziałam, nienawidziłam ich z całego serca, z całej siły życzyłam im najgorszej śmierci, tak jak oni życzyli tego Luke'owi. Byłam pewna że nigdy nie wybaczę im tego co zrobili, nigdy nie wybaczę im tego że nasłali na nas płatnego mordercę, chcieli odebrać mi wszystko, odebrać mi jedyny powód do życia i myśleli że jeszcze im za to podziękuję.
Spojrzałam na tablicę informacyjną do mojego lotu zostało tylko dwadzieścia minut. Tata siedział na krzesełku obok mnie, miał robić za opiekunkę i dopilnować tego żebym wsiadła do samolotu . W ciągu kilku godzin on i mama przygotowali dla mnie miejsce w szkole z internatem w Australii. Cały czas powtarzali że jest to szkoła z najlepszym programem nauczania i bez problemu nadrobię tam kilka miesięcy zaległości. Ale ja doskonale wiedziałam o co im chodziło, to nie była szkoła tylko więzienie, miejsce w którym miałam być obserwowana dwadzieścia cztery godziny na dobę, żeby opuścić zamknięty teren trzeba starać się o przepustkę która upoważnia do wyjścia na maksimum trzy godziny, jeżeli nie wrócisz w wyznaczonym czasie wzywana zostaje policja.
Wyjęłam telefon z kieszeni, od dwóch godzin przez cały czas dzwonił do mnie Luke, z każdym odrzuconym połączeniem czułam ucisk w klatce piersiowej, a moje serce rozpadało się na milion malutkich kawałeczków, nie chciałam myśleć nad tym jak on się teraz czuje. Gdybym poświęciła temu chociaż kilka sekund już bym stąd uciekła i pędziła do niego, ale musiałam być silna, podjęłam właściwą decyzję i musiałam się jej trzymać nie ważne jak dużo miało mnie to kosztować.
Na wyświetlaczu pojawił się numer Jai'a, czyli on też już o wszystkim wiedział, musiałam z nim porozmawiać, chciałam żeby zrozumiał dlaczego złamałam serce jego bratu.
Spojrzałam na tatę.
-Mogę odebrać?? - zapytałam patrząc na niego błagalnym wzrokiem.
-Przecież wiesz że twoja mama nie pozwoliła ci z nikim rozmawiać, a ja miałem tego dopilnować.
-Proszę cię tylko chwilkę, obiecuję że nikomu o tym nie powiem.
Odetchnął głęboko, a rysy jego twarzy nieco złagodniały.
-Dobrze niech stracę, tylko nie odchodź za daleko, mam cię mieć cały czas na oku.
Pogroził palcem, ale ja już wystrzeliłam jak oparzona.
-Cześć Jai -zaczęłam niepewnie.
-Jess?? Co ty robisz?? Gdzie ty jesteś?? Luke przyjechał do mnie z awanturą przewrócił cały dom do góry nogami. Pierwsze bredził coś o tym że od niego odeszłaś, a później zaczął wymyślać jakieś teorie o porwaniu. On myśli że to ja cię gdzieś ukryłem, co tu się do cholery dzieję??- Jego głos był bodźcem który przywołał wszystkie wspomnienia do życia. Oczy zaczęły mnie piec, i pomimo moich starań pojawiły się w nich łzy.
-Przepraszam, nie wiedziałam, że on o wszystko oskarży ciebie- poczułam wyrzuty sumienia, nie chciałam przecież robić kłopotów mojemu przyjacielowi.
-To nie ważne ja sobie jakoś z nim poradzę, wytłumacz mi tylko co się stało między wami.
-Złamał obietnicę- wzięłam głęboki oddech starając się uspokoić mój głos. -I mnie uderzył- pomimo wszystko te słowa ledwo przeszły mi przez gardło. Jai to przewidział od samego początku powtarzał mi że tak będzie, a ja dalej brnęłam w coś co nie miało żadnej przyszłości, właśnie dlatego przyznanie się do tego przed nim było najgorsze.
Wyczułam napięcie po drugiej stronie, najwyraźniej Luke nie pochwalił się jeszcze bratu tym czego dokonał. Wcale nie czułam się dobrze z tym że to ja wyjawiłam mu prawdę.
-Dlaczego nie przyjechałaś do mnie??- w jego głosie było słychać współczucie, wcale tego nie potrzebowałam, nie chciałam żeby mi współczuł.
-Ostatnim razem powiedziałeś że nie mogę do ciebie przyjść kiedy się z nim pokłócę.
Prawie usłyszałam jak przewraca oczami.
-Byłem trochę zły że mi nie wierzyłaś, ale to nie oznacza jeszcze że nie możesz na mnie liczyć.
-Dziękuję ci Jai.
-Nie dziękuj, tylko powiedz gdzie jesteś zaraz tam będę.
A więc teraz miała nastąpić najtrudniejsza część naszej rozmowy, musiałam uświadomić go że już nie wrócę. Przekonanie go do tego że chcę zacząc wszystko od nowa jak najdalej stąd, nie miało być proste.
-Nie ważne gdzie jestem, nie chce żebyś po mnie przyjeżdżał- świadomość że jedno słowo dzieliło mnie od tego żeby znowu wrócić do życia które tak bardzo pokochałam ścisnęła mi gardło. Musiałam być silna, i nie dać się ponieść emocjom.
-Jak to??
-Ja i Luke się rozstaliśmy , i to definitywnie, ja nie mogę tak po prostu wrócić tam i żyć obok niego, nie dała bym rady widywać go codziennie i patrzeć jak układa sobie życie beze mnie. Dlatego będzie lepiej jak po prostu raz na zawszę się od tego odetnę. Postawię grubą kreskę dzielącą przeszłość od teraźniejszości i zacznę wszystko od nowa. Poza tym obiecałam że już nigdy się nie zobaczymy i dotrzymam słowa.-Wypowiedziane brzmiało to dużo lepiej niż w mojej głowie, w której panował zupełny bałagan i ciągła gonitwa myśli. Raz uważałam że podjęłam właściwą decyzję i postępuję w stu procentach słusznie, a kilka sekund później wyzywałam samą siebie od idiotek.
-Dobrze rozumiem że nie chcesz widywać się z Luke'iem, ale ja nie chcę zrywać z tobą kontaktu, może moglibyśmy się spotykać chociaż czasami, daleko od domu żeby nikt tego nie widział.
Spojrzałam w stronę taty który wstał podnosząc moje bagaże, postukał palcem w zegarek. Mój czas się skończył musiałam się streszczać.
-Przepraszam Jai ale to nie realne, wyjeżdżam stąd i najprawdopodobniej już nigdy nie wrócę. Zawsze będziesz moim jedynym najprawdziwszym przyjacielem, i na swój sposób będę cię za to kochać, ale teraz nadszedł czas pożegnania, mam nadzieję że ułożysz sobie jakoś życie, bo jesteś wspaniałym chłopakiem i zasługujesz na szczęście.- Przełknęłam ślinę usiłując powstrzymać łzy.- Proszę cię zaopiekuj się Kate i pilnuj żeby Luke nie narobił jakiś głupstw, dobrze wiesz że on czasem potrzebuje anioła stróża. Żegnaj Jai - nie czekając na jego reakcję rozłączyłam się. Kula w moim gardle urosła do takich rozmiarów że utrudniała mi oddychanie. Wytarłam wierzchem dłoni łzy z policzków. Podeszłam do taty.
-Gotowa??- zapytał mierząc mnie wzrokiem.
Przytaknęłam, chociaż nie byłam pewna czy jestem w stanie przygotować się na życie bez serca.

Dopiero kiedy samolot wystartował przestałam się hamować nikt mnie tu nie znał i nikogo nawet nie obchodziło to że właśnie złamało mi się życie, że cała moja rzeczywistość którą budowałam przez kilka ostatnich miesięcy przestała istnieć. Rozpłakałam się, chowając twarz w dłoniach, tak bardzo chciałam stąd zniknąć, tak bardzo chciałam żeby ktoś zabrał ode mnie ten ból.
-Wszystko w porządku??-usłyszałam niski męski głos. Podniosłam oczy, ale łzy prawie zupełnie zamazywały obraz. Wiedziałam tylko że chłopak siedzący obok mnie jest wysoki, wysportowany i ma czarne włosy.
Nie miałam nawet siły kłamać.
-Miałeś kiedyś tak że zawaliło ci się życie?? Że nie miałeś ochoty już tego dłużej ciągnąć??
Zamyślił się drapiąc się po brodzie.
-Właśnie- dokończyłam.
-Posłuchaj mnie, ja nie wiem co takiego zdarzyło się w twoim życiu że mówisz takie okropności, ale wiem że to przejdzie ból w życiu jest tymczasowy. Czasami żeby dojść do czegoś najpiękniejszego musisz przejść przez koszmar. Nie ma co rozpaczać nad tym że coś pięknego się w twoim życiu skończyło. -Chwycił mnie za podbródek i uniósł lekko moją głowę.- Powinnaś z podniesioną głową iść na przód i czekać na wspaniałe rzeczy które los ma dla ciebie w zanadrzu.
Spojrzałam w jego błękitne oczy, dopiero teraz zauważyłam że jego włosy wcale nie były czarne, kolorem bardziej przypominały gorzką czekoladę. Mało brakowało a uwierzyła bym we wszystko co mówił, jego szczery uśmiech sprawiał że ciężko było poddawać w wątpliwość to co mówił, ale on nic nie wiedział, nie miał o niczym pojęcia.
-Dla mnie los nie ma już nic dobrego, właśnie straciłam miłość mojego życia, a teraz mam stracić też swoje życie.
-Jak to stracić życie?? -uniósł lekko brwi w pytającym geście.
Odetchnęłam głęboko i starłam ostatnie łzy z policzków, całe dłonie miałam czarne od rozmazanego makijażu. Z pewnością resztki makijażu miałam na całej twarzy, ale nawet nie pomyślałam żeby martwić się tym jak teraz wyglądam.
-Rodzice wysyłają mnie do szkoły z internatem z której nie mogę nawet wyjść bez pozwolenia, od tej pory moje całe życie będzie wypełniała jedynie nauka.
-Aham... -westchnął. -Więc to olej, skoro nie chcesz tam iść to nie idź. Najprawdopodobniej nie powinienem ci tego mówić, no ale co tam. Ja właśnie uciekłem z domu, od zawsze chciałem mieszkać w Australii , ale moi rodzice nie pozwalali mi na przeprowadzkę. Więc przez rok codziennie po szkole chodziłem do pracy, uzbierałem pieniądze i.... oto jestem. Jesteśmy młodzi, to jest właśnie czas na robienie głupstw, na szukanie samych siebie, na życie życiem które kochamy.
Zamyśliłam się na chwilę może właśnie miał rację, a co jeżeli tam, tak daleko od domu też mogłam żyć tak jak chciałam, co jeżeli mogłam wciąż jeździć w wyścigach. Teraz kiedy znałam już swoją wartość i wiedziałam na co mogę sobie pozwolić to byłaby sama przyjemność. Dzięki temu chociaż w minimalnym stopniu byłabym bliżej Luke'a, robiąc to co tak bardzo kochał, mogłabym czuć przy sobie jego obecność. Musiałam tylko wykombinować jak pozbyć się tej okropnej szkoły, nie chciałam zaczynać jako poszukiwana przez policję, czyste konto mogło mi się jeszcze przydać.
Kawałki mojego serca powoli zaczęły się scalać, wreszcie miałam jakiś cel, a to teraz mogło uratować mi życie. Bez namysłu rzuciłam się na szyję mojego sąsiada, chciałam mu jakoś podziękować za to że pomógł mi wytyczyć nową drogę. Położył ręce na moich plecach i przytulił mnie do siebie. Dziwnie wydawało mi się być w ramionach kogoś innego niż Luke lub Jai, ale oni należeli już do mojej przeszłości, teraz zaczynała się przyszłość.
-Widzę że jesteś bardzo impulsywna -roześmiał się rozluźniając uścisk.
-Zdarza mi się.
-Tak w ogóle to Max jestem. -Wyciągnął rękę w moim kierunku uśmiechając się tak szeroko, że dziwiłam się że nie bolą go od tego policzki.
-Jessica, dla przyjaciół Jess- uścisnęłam jego dłoń.  A więc pierwsza znajomość w nowej rzeczywistości nawiązana. To już dobry początek.

2 komentarze:

  1. O matko rozdział taki smutny wiesz jak się poryczałam :(
    Ona nie mogła tak po prostu wyjechać i go zostawić, powinna mu wybaczyć przecież ona go kocha tak samo Luke ale no do cholery niech przestanie brać niech Luke coś zrobi proszę cię!
    Kocham to opowiadanie i nie mogę doczekać się następnego ! Życzę weny w pisaniu opowiadania Buziaczki :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciężko jest jeszcze raz komentować wiedząc co będzie potem xdd Ale przeczytałam ten rozdział jeszcze raz i nic się nie zmieniło. Przez całą notatkę jak i w tedy płakałam <3 No może oprócz końca ;* Ale i tak wolę mimo wszystkich rzeczy które zrobił Luke, żeby była z nim. Oni się kochają <3 Choć najbardziej chcę, żeby była z Jai'em <3 Buziaczkiiiii <3

    OdpowiedzUsuń