Sześć miesięcy później
Czasami w życiu trzeba podjąć decyzję, decyzję która rani nas dogłębnie, ale jest konieczna do dalszej egzystencji. Egzystencji bo czegoś takiego nie można nazwać życiem, jest to zmuszanie się do wstania z łóżka każdego kolejnego dnia. Właśnie tak od sześciu miesięcy wyglądało moje życie.
Teoretycznie odniosłam wielki sukces, zaraz po przyjeździe zaczęłam startować w wyścigach, początki były naprawdę ciężkie byłam obca przez co nikt nie traktował mnie poważnie. Czasem wygrywałam, czasem przegrywałam, przez co pieniądze które ukradłam tacie skończyły się bardzo szybko, musiałam mieć jeszcze inne źródło dochodów. I je znalazłam. Włamałam się do magazynu z bronią jednego z najbardziej wpływowych gangsterów, w pojedynkę było to dość ciężkie zadanie wymagające bezbłędnego planu. Od tamtej pory mam swoich stałych klientów którym regularnie dostarczam broń. Zaczęłam też szukać odpowiedniej ekipy, w tym biznesie samemu niewiele można było wskórać, bez odpowiedniej obstawy nie miałam większych szans, zważając na to że nagromadziłam już wielu wrogów. Pojawiłam się znikąd i wkraczałam na czyjś teren, a to nigdy nie jest mile widziane. Zaufaną ekipę udało mi się zgromadzić dopiero po trzech miesiącach, wtedy moja kariera ruszyła z miejsca. Teraz w swoim posiadaniu mam dom, a właściwie rezydencję, dwa magazyny z bronią i dziesięć samochodów.
Sukcesy odnosiłam nie tylko na płaszczyźnie zawodowej prywatnie też całkiem nieźle mi szło... w końcu się zaręczyłam. Ale po kolei.
Max dokonał niemożliwego, wykonał zadanie które powierzyłam mu pierwszej nocy po przyjeździe tutaj. Udało mu się znaleźć taką wtykę na dyrektorkę mojej szkoły że mogłabym ją tym szantażować do końca życia, w końcu kto by się spodziewał że synek pani ''idealnej'' był dilerem narkotyków i trafił do poprawczaka. Gdyby ta informacja ujrzała światło dzienne paniusia mogła by się pożegnać z prowadzeniem szkoły, kto chciałby oddać własne dzieci pod opiekę kogoś kto nie umie nawet wychować swoich. Dzięki temu mogłam przestać chodzić do tej szkoły i wyprowadzić się z tego obskurnego internatu. Żeby nie wzbudzać podejrzeń zmusiłam ją też do tego żeby co miesiąc wysyłała do moich rodziców pismo z moimi wzorowymi ocenami.
Max był ze mną od samego początku, przez ten cały czas wiernie trwał przy moim boku. Z początku zupełnie tego nie rozumiałam dlaczego nie zajmie się swoim życiem, tylko kurczowo trzyma się kogoś bez żadnych perspektyw na przyszłość, do czasu... do czasu aż wyznał mi miłość. Nie byłam przygotowana na coś takiego, nie byłam przygotowana na taki obrót spraw, myślałam że to jak odrzuciłam go za pierwszym razem kiedy mnie pocałował było jasnym komunikatem że nie potrzebuję żadnych związków w moim życiu. Zaproponowałam mu przyjaźń to było wszystko co mogłam mu dać w tamtym momencie. Z początku nieźle się to spisywało, ale z czasem coraz bardziej się do siebie zbliżaliśmy i z jego inicjatywy przechodziliśmy na kolejne, coraz wyższe stopnie naszych relacji. Był dla mnie wyrozumiały i czuły, nigdy na mnie nie naciskał. Mimo że nie chciałam go ranić nie umiałam nic poradzić na to że kiedy mnie dotykał czułam obrzydzenie, nie tyle do niego co do samej siebie. Jego dotyk był inny bardziej stanowczy i mocny, w przeciwieństwie do tego jak delikatny zawsze był dla mnie Luke. Nie powinnam była tego porównywać, miałam zostawić przeszłość za sobą a tymczasem ona wracała do mnie z każdym dotykiem. Przez to wszystko powoli wpadałam w obłęd, zdawałam sobie sprawę że to nie powinno trwać ani chwili dłużej, a mimo to pozwoliłam żeby mi się oświadczył, co gorsza przyjęłam te oświadczyny. Nie umiałam go zranić, widziałam z jak wielką miłością i troską cały czas na mnie patrzył, może po prostu miałam za dobre serce i zamiast skrzywdzić jego wolałam unieszczęśliwić samą siebie i to na całe życie.
Ale nasz związek pomimo tego że z zewnątrz wyglądał na idealny miał swoje ciemne strony. Max nie miał pojęcia o tym że prowadziłam podwójne życie, o tym że byłam szefową jednego z najbardziej wpływowych gangów Australii. Teoretycznie ukrycie czegoś takiego przed drugą osobą graniczyłoby z cudem, ale nie w naszym przypadku. Mój narzeczony (musiałam się pogodzić z tym żeby tak go nazywać) nie był zazdrosny ani dociekliwy. Kiedy wracałam do domu nad ranem czekał na mnie całą noc tylko po to żeby kiedy tylko przekroczę próg mocno mnie przytulić, nie zadawał żadnych pytań, nigdy. Nawet wtedy kiedy wróciłam dopiero po trzech dniach nieobecności mocno poobijana, spojrzał tylko na mnie z żalem i powiedział '' Cieszę się że już jesteś, nawet nie wiesz jak bardzo się o ciebie martwiłem''. Znał moją historię więc byłam więcej niż pewna tego że domyśla się co się ze mną dzieję, ale brak pytań z jego strony był mi na rękę, dzięki temu nie musiałam go okłamywać.
Powinnam być szczęśliwa, w końcu osiągnęłam dużo więcej niż na początku sobie założyłam, ale ja nie umiałam się z tego cieszyć. Nie kiedy co noc budziły mnie przerażające koszmary, przez które budziłam się cała zlana zimnym potem z trudem łapiąc oddech, ale nie umiałam inaczej reagować, nie na coś takiego. Każdy sen zaczynał się dokładne tak samo, moja podświadomość przedstawiała mi dzień w którym zakończyło się moje prawdziwe życie, wchodziłam do sypialni kiedy on miał wziąć narkotyki, scenariusz zawsze był dokładnie ten sam, ale jeden moment za każdym razem bolał coraz bardziej... moment w którym mnie uderzył. Przeżywanie tego każdej nocy od nowa było jak rozdrapywanie starych ran które powoli goiły się w ciągu dnia.
Później sceneria ulegała zmianie stałam na środku łazienki patrząc z góry na Luke'a w kałuży krwi, serce waliło mi jak oszalałe a w głowie łomotała tylko jedna myśl ''on nie może umrzeć''. Rany na jego nadgarstkach były bardzo głębokie, ścisnęłam je usiłując zatamować krwawienie, ale to było na nic jego krew sączyła się przez moje palce z całej siły zaciśnięte na jego ranach. Kiedy na mnie spojrzał na jego bladych od upływu krwi ustach zagościł uśmiech.
-Mój aniele nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham- mówienie sprawiało mu wyraźny trud zdawałam sobie sprawę z tego co to oznaczało miałam coraz mniej czasu.
-Nic nie mów oszczędzaj siły, proszę cię.
-Wszystko zniszczyłem- poruszył się o mało nie wyrywając nadgarstków z mojego uścisku. Zacisnęłam palce jeszcze mocniej czując jak krew spływa mi po rękach. -Byłaś dla mnie za dobra, a ja za słaby żeby rzucić to co mnie niszczyło. Ale kochałem cię naprawdę, byłaś jedyną prawdziwą miłością w moim życiu. -Oczy zaczęły szczypać mnie od napływających łez, poczułam ucisk w brzuchu tak mocny że zgięłam się w pół, chciałam coś powiedzieć, ale nie umiałam znaleźć odpowiednich słów.- Odeszłaś, a z tobą straciłem wszystko, jedyny powód do życia, jedyną nadzieję na to że mogę być lepszy.
Podniósł rękę i przyłożył mi dłoń do policzka ścierając z niego łzy, dopiero w tamtym momencie zdałam sobie sprawę z tego że zaczęłam płakać.
-Przepraszam cię, przepraszam cię za wszystko księżniczko- jego czekoladowe oczy straciły swój cały blask, stały się matowe i puste.
Jego dłoń oderwała się od moje policzka i opadła bezwładnie na podłogę. Stracił przytomność. Wiedziałam że nie jestem na to gotowa, nie jestem gotowa na to żeby go stracić. Życie z dala od niego to jedno, ale świadomość że jego po prostu nie ma to co innego. Nie dała bym sobie z tym rady, w końcu to ja byłam tego winna, to ja byłam winna jego śmierci, tylko przeze mnie postanowił skończyć ze sobą.
-NIE MOŻESZ MI TEGO ZROBIĆ-zaczęłam krzyczeć z całej siły. -Rozumiesz nie pozwalam ci na to - zaczęłam krztusić się łzami. -Nie rób tego proszę ja cię kocham. Słyszysz kocham cię.
Byłam zupełnie bezsilna, potrzebowałam jego bliskości, chciałam żeby było tak jak dawniej, zanim to wszystko się zdarzyło. Przytuliłam się do niego jak zawszę kładąc głowę na jego klatce piersiowej, ale tym razem coś było inaczej...
Nie słyszałam bicia jego serca.
Właśnie ten moment zawsze mnie budził, nie umiałam przejść obok czegoś takiego obojętnie. Przeszłość wracała do mnie cały czas pomimo tego że za wszelką cenę starałam się wymazać ją ze swojego życia. Jai nie raz podczas naszych rozmów usiłował poruszyć temat Luke'a, ale ja byłam konsekwentna i za każdym razem po prostu kończyłam rozmowę. Nie chciałam słuchać o tym że on poukładał sobie życie z inną, może i byłam egoistką w końcu ja miałam innego więc on też miał prawo do swojego szczęścia, ale wolałam wierzyć w to że wciąż jest sam tylko i wyłącznie dlatego że wizja jego z inną dziewczyną wciąż była dla mnie zbyt bolesna.
Otworzyłam oczy. Koniec użalania się nad sobą, postanowiłam i wyślizgnęłam się z łóżka. Nie chciałam budzić Max'a, nie byłby szczęśliwy wiedząc że kolejny raz wymykam się w nocy, jeżeli wszystko pójdzie dobrze powinno udać mi się wrócić zanim się obudzi.
Przejechałam przez miasto upewniając się że nikt za mną nie jedzie, sprawdzanie czy nie jestem śledzona już jakoś weszło mi w nawyk. Magazyn do którego zmierzałam znajdował się na południowo-zachodnich obrzeżach miasta wybrałam tą lokalizację ze względu na sąsiedztwo kiedyś znajdowały się tu prężnie rozwijające się fabryki, odkąd upadły ludzie z okolicy powoli się wyprowadzali. Teraz ciężko uświadczyć tu żywą duszę, dzięki temu możemy pracować swobodzie bez obaw że przypadkowy przechodzień nas nakryje. Wjechałam do największego z magazynów służącego kiedyś do przechowywania i ładowania produktów z fabryk. Teraz był to mój garaż i zarazem nasza tajna baza. Weszłam po schodach i popchnęłam drzwi do pierwszego z pokoi znajdującego się nad magazynami.
-I jak macie go??- zapytałam jednocześnie lustrując wzrokiem wszystkich zebranych wokół stołu.
Od pewnego czasu polowaliśmy na kogoś konkretnego. Facet który pojawił się na moim terenie i zaczął podbierać mi klientów coraz bardziej mnie drażnił, przede wszystkim dlatego że ilekroć robiliśmy na niego zasadzkę dziwnym trafem wymykał się nam w ostatnim momencie. Przez chwilę zaczęłam nawet podejrzewać że w moich szeregach trafił się szpieg który ostrzega go o naszych zamiarach, ale to było niedorzeczne uważnie dobierałam swoich ludzi i ufałam im pomimo wszystko. W końcu zaufanie to podstawa szczególnie w takim środowisku.
-Jasne -odezwała się Savannah. -Jest w swoim magazynie, najwyraźniej nie zauważył nadajnika który mu założyłam.
-W takim razie do dzieła -pochyliłam się nad mapami.-Pamiętacie jaki jest plan, każdy jedzie swoim samochodem i zastawia jedną z pięciu bram wyjazdowych z magazynu. Ja, Jake i Savannah wchodzimy do środka, Michael i Scott zostajecie na zewnątrz. Skubaniec nie będzie miał z nami najmniejszych szans.
Uśmiechnęłam się sama do siebie i pośpieszyłam wszystkich, nie miałam ochoty na to żeby kolejny raz mi się wymknął, chciałam to wreszcie skończyć raz na zawsze. W końcu musiałam pilnować interesu.
Każdy z nas zostawił samochód przy innej bramie z bronią wyciągniętą przed siebie podeszłam do drzwi Jake i Savannah byli tuż za mną. Wiedziałam że nie mam do czynienia z amatorem a to oznaczało że na pewno już się nas spodziewał, kamery i czujniki ruchu były porozstawiane zapewne w niewidocznych miejscach żeby nie zwracać niepotrzebnej uwagi, w końcu stary, opuszczony magazyn z nowiutkimi kamerami byłby podejrzany nie tylko dla kogoś z mafii. Drzwi były otwarte, zmarszczyłam brwi wchodząc do środka, rozglądałam się uważnie po każdym nawet najmniejszym centymetrze. Trochę za łatwo poszło, a to nie mógł być przypadek podejrzewałam zasadzkę przez co podwoiłam czujność. W całym magazynie paliło się światło co też nie było normalne, raczej nie był to element nie zwracania uwagi. Tak jak było ustalone rozdzieliliśmy się, każdy miał do sprawdzenia po cztery pokoje w różnych częściach magazynu. Weszłam do pierwszego z nich, ale oprócz pudeł z bronią na nic ciekawego się nie natknęłam, w drugim pokoju tak samo, Kiedy stanęłam pod drzwiami trzeciego pokoju usłyszałam wyraźny szmer przesuwanych mebli. Wzięłam głęboki oddech i kopniakiem otworzyłam drzwi. W pokoju nie było zupełnie nic oprócz krzesła postawionego centralnie na jego środku, siedział na nim chłopak odwrócony plecami do mnie. Bez namysłu wymierzyłam pistoletem w tył jego głowy.
-Rusz się a od tej pory będziesz mógł pić przez dziurkę w czole- wycedziłam przez zęby. Miałam już wymierzyć strzał kiedy odwrócił się w moją stronę jednym zgrabnym ruchem.
Zamarłam.
Czy mój mózg naprawdę mógł płatać mi aż takie figle??
sobota, 15 sierpnia 2015
niedziela, 9 sierpnia 2015
Rozdział 36
Wyciągnęłam mój nowy nabytek i przyłożyłam do tyłu głowy mężczyzny. Takie sytuacje od pewnego czasu już nie powodowały u mnie mdłości, wręcz przeciwnie, adrenalina krążąca w żyłach tylko mnie nakręcała sprawiając mi nieziemską przyjemność. Stwierdzenie że przez ostatnie kilka miesięcy bardzo się zmieniałam było zdecydowanie za słabe, ja stałam się innym człowiekiem, z bojaźliwej zamkniętej w sobie dziewczynki stałam się kobietą która zna swoją wartość i nie pozwoli komukolwiek sterować swoim życiem.
-Odwróć się tylko żadnych gwałtownych ruchów- wycedziłam przez zęby usiłując wcisnąć w to tyle jadu ile tylko się dało.
-Tylko spokojnie -odwrócił się powoli unosząc przy tym ręce. -Nie chce żadnych kłopotów.
Wciąż plątał mu się język, ale sytuacja w której się znalazł najwyraźniej nieco go otrzeźwiła. Mierzył mnie zmieszanym spojrzeniem, jakby nie do końca wierzył że ktoś taki jak ja może zrobić mu coś złego. Miałam tego dość, dość tego że wszyscy oceniali mnie po pozorach, to że nie wyglądałam jak typowa dziewczyna spod ciemnej gwiazdy nie oznaczało że nie mogłam nią być.
-Kluczyki- rzuciłam ostro, przyciskając lufę pistoletu do czoła mężczyzny. -Ruszaj się bo zaraz stracę cierpliwość.
Śledziłam każdy, nawet najdrobniejszy jego ruch, z doświadczenia wiedziałam już że nie należy lekceważyć przeciwnika, to że był pijany i najprawdopodobniej bardzo głupi nie oznaczało że nie miał przy sobie broni. Kiedy tylko wyciągnął klucze z kieszeni wyszarpnęłam je z jego ręki.
-Ręce na kark i pod ścianę- zmierzył mnie niepewnym wzrokiem, ale nie ruszył z miejsca. -No już - machnęłam dłonią w której trzymałam broń, jednocześnie rozglądając się po okolicy. Doskonale wiedziałam o co mu chodziło, grał na zwłokę, w końcu nawet w najbardziej opustoszałej ulicy ktoś się w końcu pojawi. Nie potrzebowałam świadków, oficjalnie wciąż znajdowałam się w szkolę, więc każda kolejna osoba która mnie tu zauważy zwiększa ryzyko. Nie miałam ochoty na taką zabawę.
-Dalej -szturchnęłam go lufą w kręgosłup. Kiedy oceniałam że jest już wystarczająco daleko że nie może mi przeszkodzić, wślizgnęłam się za kierownicę i ruszyłam z piskiem opon. Drogi były prawie zupełnie puste, dzięki temu wreszcie nie musiałam się ograniczać. Taka już byłam że szybka jazda zawsze sprawiała mi przyjemność, mogłam zostawić za sobą wszystko, złe wspomnienia, każdą najgorszą myśl, kiedy wciskałam gaz mój umysł zupełnie się oczyszczał. Zauważyłam siedzącego na krawężniku Max'a ale zanim zdążyłam przekonać samą siebie że to naprawdę on byłam już kilkadziesiąt metrów dalej. Szarpnęłam kierownicą i zawróciłam samochód, teoretycznie obiecałam sobie że nie będę już utrzymywać z nim żadnego kontaktu, ale nie mogłam przegapić takiej okazji. Lubiłam go tak po prostu,a zwykła rozmowa to jeszcze nic złego, przecież nie miałam zamiaru kolejny raz się mu zwierzać. Zatrzymałam auto tuż przed jego stopami, jego twarz rozpromieniała kiedy na mnie spojrzał, kątem oka spostrzegłam że na siedzeniu obok mnie wciąż leżał mój pistolet, zgrabnym ruchem wsunęłam go za pasek moich spodni. Przygryzłam wargę ze zdenerwowania, jeżeli go zauważył zaczną się pytania, a ja nie miałam przygotowanej linii obrony.
-Jess co ty tu robisz?? Myślałem że jesteś w szkole.
-Bo jestem -odpowiedziałam całkiem odruchowo- Znaczy teoretycznie- roześmiałam się zdając sobie sprawę że to co mówiłam nie miało najmniejszego sensu. - To skomplikowane. Wsiadaj wybierzemy się na małą przejażdżkę i wszystko ci opowiem.
W zasadzie nie miałam jeszcze pomysłu na to co mu powiem, przecież nie mogłam się przyznać że wymknęłam się po kryjomu ze szkoły po to żeby kupić pistolet, a że trafiłam na sprzyjającą sytuację to ukradłam jeszcze samochód. Nie znałam go na tyle dobrze żeby wiedzieć jak zareaguje, w najgorszym przypadku mógł pójść na policję i opowiedzieć im cały mój życiorys w końcu wiedział o mnie wszystko. Co prawda nie wyglądał mi na kogoś kto perfidnie wykorzystuje ludzi, ale życie nauczyło mnie tego żeby brać pod uwagę każdą możliwość.
-Niezła bryka skąd ją masz?? -zapytał wsiadając do samochodu, z uznaniem skanował każdy jego centymetr. Na mnie nie robił on takiego wrażenia bardziej skupiałam się nad wymyśleniem wiarygodnego kłamstwa.
-Dostałam go od taty, to taka mała rekompensata za to że wysłali mnie do tej szkoły.
-Wow twój stary musi mieć sporo kasy.
-No bo ma -uciekłam krótko. Nie chciałam zagłębiać się jeszcze bardziej w kłamstwa, to że uwierzył w to nie oznaczało że uwierzy i w kolejne.
-Wiesz co mam fajny pomysł na najbliższym skrzyżowaniu skręć w prawo.
W mojej głowie od razu zapaliła się lampka ostrzegawcza.
-Ale po co??
-To niespodzianka zaufaj mi -wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
-Zaufać tobie??- roześmiałam się ironicznie. -Dobre sobie.
-No proszę cię przecież cię nie porwę jestem grzecznym chłopcem.
Rzuciłam mu spojrzenie z ukosa.
-Grzeczni chłopcy nie uciekają z domu.
Przewrócił oczami ani na chwilę nie tracąc entuzjazmu, zaczynałam się zastanawiać skąd wciąż bierze się u niego to pozytywne nastawienie.
-No dobrze -przyłożył dłoń do piersi. -Z ręką na sercu przyrzekam że nic złego ci się nie stanie, co więcej dopilnuje żeby nie spadł ci z głowy nawet jeden włos. Teraz może być??
Nie odpowiedziałam od razu kalkulowałam wszystkie za i przeciw, w zasadzie nie miałam nic do stracenia. Nieufność do ludzi którą tak uparcie wpajał mi Luke protestowała z całej siły, ale to było coś czego on mnie nauczył, a to był wystarczający powód żeby złamać tę zasadę.
Jechałam według wskazówek Max'a, po pięciu minutach zatrzymałam samochód na piaszczystej plaży, wysiadłam mierząc wzrokiem nieskończoną czerń oceanu. Powietrze przesycone było solą, a od wody wiała lekka bryza rozwiewająca mi włosy. Zamknęłam oczy wciągając powietrze głęboko do płuc, było tak bardzo idealnie, że aż nierealnie, zaczynałam się bać że jak otworzę oczy obudzę się na metalowym łóżku w tym obskurnym pokoju.
-Znalazłem to miejsce dzisiaj kiedy zwiedzałem okolicę, pomyślałem że ci się spodoba.
-Spodoba??-zapytałam z niedowierzaniem.- Jest perfekcyjnie.
Spojrzałam na niego, przy świetle księżyca jego rysy wyglądały na ostrzejsze niż zwykle, na jego ustach gościł niezmienny uśmiech ukazujący szeregi białych zębów. Patrzył na mnie w inny sposób, nie umiałam do końca określić na czym polegała ta zmiana, ale była bardzo wyraźna.
Usiadłam na masce samochodu wpatrując się w niewzruszoną taflę wody, za wszelką cenę starałam ukryć to że poczułam się nieswojo.
-Ta twoja szkoła chyba jednak nie jest taka zła skoro pozwolili ci wyjść w środku nocy??- zapytał siadając obok mnie. Na to nie miałam już wytłumaczenia, dobrze wiedział że miałam być w miejscu z którego nie można sobie tak po prostu wyjść, nie było szans na to żeby uwierzył że tak po prostu mnie wypuścili.
-Nie pozwolili-wbiłam wzrok w moje splecione dłonie.- Uciekłam.
Otworzył szerzej oczy kręcąc głową byłam pewna że zaraz krzyknie ''Ty uciekłaś'', ale nie zrobił tego, po minięciu pierwszego szoku uśmiechnął się zadziornie.
-Niegrzeczna z ciebie dziewczynka- pogroził mi palcem.- A mi wypominałaś to że uciekłem z domu. Podobało mi się jego podejście do życia, to że niczego nie traktował do końca poważnie, właśnie takich ludzi teraz potrzebowałam. Takich którzy pomogą mi wyjść z tego bagna do którego sama się wpakowałam.
-Wiem nie powinnam była.
-Oj tam dobrze zrobiłaś, w końcu masz prawo żyć tak jak chcesz.
Spojrzałam na zegarek, za piętnaście minut miał się odbyć kolejny obchód jeżeli zobaczą że nie ma mnie w pokoju wezwą policję, a jeżeli ci znajdą mnie z bronią w kradzionym samochodzie nie będę miała jak się z tego wywinąć.
-Cholera- zaklęłam zrywając się na równe nogi. -Muszę lecieć jeżeli zaraz nie wrócę do szkoły będę mieć problemy.
Max bez słowa złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie. Spojrzałam w jego oczy w których tym razem czaiło się coś więcej niż radość, nie rozumiałam co chce zrobić, takie sytuacje zazwyczaj nie kończyły się dobrze, a już na pewno nie dla przyjaciół. Zanim zdążyłam jakkolwiek zaprotestować jego usta złączyły się z moimi. Smakował inaczej, zupełnie inaczej niż... Luke. Moje serce zaczęło walić jak oszalałe odepchnęłam go z całej siły i biegiem ruszyłam w stronę samochodu.
-Muszę już jechać - wyszeptałam nie kontrolując tonu mojego głosu. Chciałam na niego nakrzyczeć, chciałam go pobić, ale wiedziałam że to nie ma najmniejszego sensu i tak nie mogłam cofnąć tego co już się stało. Otworzyłam drzwi samochodu, ale zatrzasnął je z całej siły. W tym momencie zaczęłam się go bać, nawet przez moment w mojej głowie pojawił się pomysł żeby wyciągnąć pistolet. Ale byłam na to za słaba, nie umiała bym go zabić, jednak wiedział o mnie zdecydowanie za dużo musiałam mieć go po swojej stronie, inaczej mógłby mnie pogrążyć.
-Przepraszam, nie chciałem tego zrobić trochę mnie poniosło, jestem impulsywnym człowiekiem i zawsze robię to co mi przyjdzie do głowy. Właśnie dlatego czasem robię głupoty, ale nie chcę żeby jedno głupie posunięcie zepsuło to co było między nami. Obiecuję że to się już nie powtórzy.
Pomimo tego że wciąż byłam w szoku postanowiłam robić dobrą minę do złej gry, nie pierwszy raz musiałam oszukiwać i szlifować moje zdolności aktorskie, od teraz całe moje życie miało tak wyglądać.
-Jak dla mnie to zdecydowanie za szybko, minęło zaledwie kilka dni od kiedy rozstałam się z moim chłopakiem i to wciąż jest dla mnie za ciężkie.
-Wiem i przepraszam, nie chciałem żeby tak wyszło. Mam nadzieję że nie spieprzyłem wszystkiego i jeszcze się spotkamy??
Zmrużyłam oczy, po tym co się stało najchętniej zerwała bym znajomość z nim raz na zawsze, nie chciałam spotykać się z kimś kto będzie chciał ode mnie czegoś więcej, czegoś czego nie będę w stanie mu dać. Ale to czego chciałam jak zawsze musiało zejść na drugi plan.
-Czekaj tu jutro o drugiej w nocy, przyjadę.
Uśmiechnął się promiennie, najwyraźniej dla niego znaczyło to więcej niż dla mnie, jeżeli liczył na to że coś między nami będzie to musiał wybić to sobie z głowy, nie miałam zamiaru mieszać się teraz w kolejny związek. Teraz chciałam się skupić tylko i wyłącznie na sobie.
-Mógłbym jeszcze coś dla ciebie zrobić??
-W zasadzie to tak znajdź coś na dyrektorkę mojej szkoły wtedy będziemy mogli się częściej spotykać.
Puściłam mu oczko i wsiadłam do samochodu, wiedziałam że mi w tym nie pomoże, sama musiałam coś na nią znaleźć, ale dzięki temu czuł się potrzebny a ja miałam go z głowy na jakiś czas.
Zostawiłam samochód w podziemnym parkingu pod jakimś opuszczonym biurowcem, tam nie powinien zwrócić niczyjej uwagi, przynajmniej na kilka dni dopóki nie znajdę dla niego lepszego lokum. Do szkoły wróciłam na dwie minuty przed kontrolą.
-Odwróć się tylko żadnych gwałtownych ruchów- wycedziłam przez zęby usiłując wcisnąć w to tyle jadu ile tylko się dało.
-Tylko spokojnie -odwrócił się powoli unosząc przy tym ręce. -Nie chce żadnych kłopotów.
Wciąż plątał mu się język, ale sytuacja w której się znalazł najwyraźniej nieco go otrzeźwiła. Mierzył mnie zmieszanym spojrzeniem, jakby nie do końca wierzył że ktoś taki jak ja może zrobić mu coś złego. Miałam tego dość, dość tego że wszyscy oceniali mnie po pozorach, to że nie wyglądałam jak typowa dziewczyna spod ciemnej gwiazdy nie oznaczało że nie mogłam nią być.
-Kluczyki- rzuciłam ostro, przyciskając lufę pistoletu do czoła mężczyzny. -Ruszaj się bo zaraz stracę cierpliwość.
Śledziłam każdy, nawet najdrobniejszy jego ruch, z doświadczenia wiedziałam już że nie należy lekceważyć przeciwnika, to że był pijany i najprawdopodobniej bardzo głupi nie oznaczało że nie miał przy sobie broni. Kiedy tylko wyciągnął klucze z kieszeni wyszarpnęłam je z jego ręki.
-Ręce na kark i pod ścianę- zmierzył mnie niepewnym wzrokiem, ale nie ruszył z miejsca. -No już - machnęłam dłonią w której trzymałam broń, jednocześnie rozglądając się po okolicy. Doskonale wiedziałam o co mu chodziło, grał na zwłokę, w końcu nawet w najbardziej opustoszałej ulicy ktoś się w końcu pojawi. Nie potrzebowałam świadków, oficjalnie wciąż znajdowałam się w szkolę, więc każda kolejna osoba która mnie tu zauważy zwiększa ryzyko. Nie miałam ochoty na taką zabawę.
-Dalej -szturchnęłam go lufą w kręgosłup. Kiedy oceniałam że jest już wystarczająco daleko że nie może mi przeszkodzić, wślizgnęłam się za kierownicę i ruszyłam z piskiem opon. Drogi były prawie zupełnie puste, dzięki temu wreszcie nie musiałam się ograniczać. Taka już byłam że szybka jazda zawsze sprawiała mi przyjemność, mogłam zostawić za sobą wszystko, złe wspomnienia, każdą najgorszą myśl, kiedy wciskałam gaz mój umysł zupełnie się oczyszczał. Zauważyłam siedzącego na krawężniku Max'a ale zanim zdążyłam przekonać samą siebie że to naprawdę on byłam już kilkadziesiąt metrów dalej. Szarpnęłam kierownicą i zawróciłam samochód, teoretycznie obiecałam sobie że nie będę już utrzymywać z nim żadnego kontaktu, ale nie mogłam przegapić takiej okazji. Lubiłam go tak po prostu,a zwykła rozmowa to jeszcze nic złego, przecież nie miałam zamiaru kolejny raz się mu zwierzać. Zatrzymałam auto tuż przed jego stopami, jego twarz rozpromieniała kiedy na mnie spojrzał, kątem oka spostrzegłam że na siedzeniu obok mnie wciąż leżał mój pistolet, zgrabnym ruchem wsunęłam go za pasek moich spodni. Przygryzłam wargę ze zdenerwowania, jeżeli go zauważył zaczną się pytania, a ja nie miałam przygotowanej linii obrony.
-Jess co ty tu robisz?? Myślałem że jesteś w szkole.
-Bo jestem -odpowiedziałam całkiem odruchowo- Znaczy teoretycznie- roześmiałam się zdając sobie sprawę że to co mówiłam nie miało najmniejszego sensu. - To skomplikowane. Wsiadaj wybierzemy się na małą przejażdżkę i wszystko ci opowiem.
W zasadzie nie miałam jeszcze pomysłu na to co mu powiem, przecież nie mogłam się przyznać że wymknęłam się po kryjomu ze szkoły po to żeby kupić pistolet, a że trafiłam na sprzyjającą sytuację to ukradłam jeszcze samochód. Nie znałam go na tyle dobrze żeby wiedzieć jak zareaguje, w najgorszym przypadku mógł pójść na policję i opowiedzieć im cały mój życiorys w końcu wiedział o mnie wszystko. Co prawda nie wyglądał mi na kogoś kto perfidnie wykorzystuje ludzi, ale życie nauczyło mnie tego żeby brać pod uwagę każdą możliwość.
-Niezła bryka skąd ją masz?? -zapytał wsiadając do samochodu, z uznaniem skanował każdy jego centymetr. Na mnie nie robił on takiego wrażenia bardziej skupiałam się nad wymyśleniem wiarygodnego kłamstwa.
-Dostałam go od taty, to taka mała rekompensata za to że wysłali mnie do tej szkoły.
-Wow twój stary musi mieć sporo kasy.
-No bo ma -uciekłam krótko. Nie chciałam zagłębiać się jeszcze bardziej w kłamstwa, to że uwierzył w to nie oznaczało że uwierzy i w kolejne.
-Wiesz co mam fajny pomysł na najbliższym skrzyżowaniu skręć w prawo.
W mojej głowie od razu zapaliła się lampka ostrzegawcza.
-Ale po co??
-To niespodzianka zaufaj mi -wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
-Zaufać tobie??- roześmiałam się ironicznie. -Dobre sobie.
-No proszę cię przecież cię nie porwę jestem grzecznym chłopcem.
Rzuciłam mu spojrzenie z ukosa.
-Grzeczni chłopcy nie uciekają z domu.
Przewrócił oczami ani na chwilę nie tracąc entuzjazmu, zaczynałam się zastanawiać skąd wciąż bierze się u niego to pozytywne nastawienie.
-No dobrze -przyłożył dłoń do piersi. -Z ręką na sercu przyrzekam że nic złego ci się nie stanie, co więcej dopilnuje żeby nie spadł ci z głowy nawet jeden włos. Teraz może być??
Nie odpowiedziałam od razu kalkulowałam wszystkie za i przeciw, w zasadzie nie miałam nic do stracenia. Nieufność do ludzi którą tak uparcie wpajał mi Luke protestowała z całej siły, ale to było coś czego on mnie nauczył, a to był wystarczający powód żeby złamać tę zasadę.
Jechałam według wskazówek Max'a, po pięciu minutach zatrzymałam samochód na piaszczystej plaży, wysiadłam mierząc wzrokiem nieskończoną czerń oceanu. Powietrze przesycone było solą, a od wody wiała lekka bryza rozwiewająca mi włosy. Zamknęłam oczy wciągając powietrze głęboko do płuc, było tak bardzo idealnie, że aż nierealnie, zaczynałam się bać że jak otworzę oczy obudzę się na metalowym łóżku w tym obskurnym pokoju.
-Znalazłem to miejsce dzisiaj kiedy zwiedzałem okolicę, pomyślałem że ci się spodoba.
-Spodoba??-zapytałam z niedowierzaniem.- Jest perfekcyjnie.
Spojrzałam na niego, przy świetle księżyca jego rysy wyglądały na ostrzejsze niż zwykle, na jego ustach gościł niezmienny uśmiech ukazujący szeregi białych zębów. Patrzył na mnie w inny sposób, nie umiałam do końca określić na czym polegała ta zmiana, ale była bardzo wyraźna.
Usiadłam na masce samochodu wpatrując się w niewzruszoną taflę wody, za wszelką cenę starałam ukryć to że poczułam się nieswojo.
-Ta twoja szkoła chyba jednak nie jest taka zła skoro pozwolili ci wyjść w środku nocy??- zapytał siadając obok mnie. Na to nie miałam już wytłumaczenia, dobrze wiedział że miałam być w miejscu z którego nie można sobie tak po prostu wyjść, nie było szans na to żeby uwierzył że tak po prostu mnie wypuścili.
-Nie pozwolili-wbiłam wzrok w moje splecione dłonie.- Uciekłam.
Otworzył szerzej oczy kręcąc głową byłam pewna że zaraz krzyknie ''Ty uciekłaś'', ale nie zrobił tego, po minięciu pierwszego szoku uśmiechnął się zadziornie.
-Niegrzeczna z ciebie dziewczynka- pogroził mi palcem.- A mi wypominałaś to że uciekłem z domu. Podobało mi się jego podejście do życia, to że niczego nie traktował do końca poważnie, właśnie takich ludzi teraz potrzebowałam. Takich którzy pomogą mi wyjść z tego bagna do którego sama się wpakowałam.
-Wiem nie powinnam była.
-Oj tam dobrze zrobiłaś, w końcu masz prawo żyć tak jak chcesz.
Spojrzałam na zegarek, za piętnaście minut miał się odbyć kolejny obchód jeżeli zobaczą że nie ma mnie w pokoju wezwą policję, a jeżeli ci znajdą mnie z bronią w kradzionym samochodzie nie będę miała jak się z tego wywinąć.
-Cholera- zaklęłam zrywając się na równe nogi. -Muszę lecieć jeżeli zaraz nie wrócę do szkoły będę mieć problemy.
Max bez słowa złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie. Spojrzałam w jego oczy w których tym razem czaiło się coś więcej niż radość, nie rozumiałam co chce zrobić, takie sytuacje zazwyczaj nie kończyły się dobrze, a już na pewno nie dla przyjaciół. Zanim zdążyłam jakkolwiek zaprotestować jego usta złączyły się z moimi. Smakował inaczej, zupełnie inaczej niż... Luke. Moje serce zaczęło walić jak oszalałe odepchnęłam go z całej siły i biegiem ruszyłam w stronę samochodu.
-Muszę już jechać - wyszeptałam nie kontrolując tonu mojego głosu. Chciałam na niego nakrzyczeć, chciałam go pobić, ale wiedziałam że to nie ma najmniejszego sensu i tak nie mogłam cofnąć tego co już się stało. Otworzyłam drzwi samochodu, ale zatrzasnął je z całej siły. W tym momencie zaczęłam się go bać, nawet przez moment w mojej głowie pojawił się pomysł żeby wyciągnąć pistolet. Ale byłam na to za słaba, nie umiała bym go zabić, jednak wiedział o mnie zdecydowanie za dużo musiałam mieć go po swojej stronie, inaczej mógłby mnie pogrążyć.
-Przepraszam, nie chciałem tego zrobić trochę mnie poniosło, jestem impulsywnym człowiekiem i zawsze robię to co mi przyjdzie do głowy. Właśnie dlatego czasem robię głupoty, ale nie chcę żeby jedno głupie posunięcie zepsuło to co było między nami. Obiecuję że to się już nie powtórzy.
Pomimo tego że wciąż byłam w szoku postanowiłam robić dobrą minę do złej gry, nie pierwszy raz musiałam oszukiwać i szlifować moje zdolności aktorskie, od teraz całe moje życie miało tak wyglądać.
-Jak dla mnie to zdecydowanie za szybko, minęło zaledwie kilka dni od kiedy rozstałam się z moim chłopakiem i to wciąż jest dla mnie za ciężkie.
-Wiem i przepraszam, nie chciałem żeby tak wyszło. Mam nadzieję że nie spieprzyłem wszystkiego i jeszcze się spotkamy??
Zmrużyłam oczy, po tym co się stało najchętniej zerwała bym znajomość z nim raz na zawsze, nie chciałam spotykać się z kimś kto będzie chciał ode mnie czegoś więcej, czegoś czego nie będę w stanie mu dać. Ale to czego chciałam jak zawsze musiało zejść na drugi plan.
-Czekaj tu jutro o drugiej w nocy, przyjadę.
Uśmiechnął się promiennie, najwyraźniej dla niego znaczyło to więcej niż dla mnie, jeżeli liczył na to że coś między nami będzie to musiał wybić to sobie z głowy, nie miałam zamiaru mieszać się teraz w kolejny związek. Teraz chciałam się skupić tylko i wyłącznie na sobie.
-Mógłbym jeszcze coś dla ciebie zrobić??
-W zasadzie to tak znajdź coś na dyrektorkę mojej szkoły wtedy będziemy mogli się częściej spotykać.
Puściłam mu oczko i wsiadłam do samochodu, wiedziałam że mi w tym nie pomoże, sama musiałam coś na nią znaleźć, ale dzięki temu czuł się potrzebny a ja miałam go z głowy na jakiś czas.
Zostawiłam samochód w podziemnym parkingu pod jakimś opuszczonym biurowcem, tam nie powinien zwrócić niczyjej uwagi, przynajmniej na kilka dni dopóki nie znajdę dla niego lepszego lokum. Do szkoły wróciłam na dwie minuty przed kontrolą.
niedziela, 2 sierpnia 2015
Rozdział 35
Pozostałe pięć godzin lotu poświęciłam na wymyślanie planu, nie chciałam poddać się bez walki. Skoro rodzice myśleli że uda im się zmusić mnie do posłuszeństwa tym że wysłali mnie na drugi koniec świata to się bardzo mylili. Pokażę im że od teraz żyję na własnych zasadach i nikt nie będzie mi rozkazywał.
Zupełnie nieświadomie zrobiłam coś czego nie powinnam była robić za żadne skarby, zwierzyłam się Max'owi. Nie wiem dlaczego to zrobiłam, może dlatego że mnie zagadał, nawet przez chwilę nie potrafił siedzieć cicho, a ja miałam dość jego ciągłych pytań: ''co się stało??'', a może dlatego że wzbudził moje zaufanie. Z zasady nie jestem osobą która rozmawia z obcymi ludźmi o swoim życiu prywatnym, mało tego ja prawie nikomu nic o sobie nie mówię. Tym razem było jednak inaczej.
W każdym bądź razie, nie ważne co do tego doprowadziło ważniejsze było to że opowiedziałam mu o wszystkim, nie tylko o tym dlaczego wylądowałam w samolocie do Australii skazana na idiotyczną szkołę wybraną przez rodziców, zaczęłam od tego jak pierwszy raz spotkałam Luke'a w ciemnej uliczce wracając z korepetycji, a skończyłam na naszej kłótni o narkotyki, i na tym jak mnie uderzył. Mówienie o tym wciąż sprawiło ból, i powodowało że do oczu napływały mi łzy.
Max wziął mnie w ramiona i mocno do siebie przytulił, jak dla mnie za dużo było tej bliskości z niemalże obcym mężczyzną. Przypomniały mi się słowa Luke'a, że w tym biznesie nikomu nie wolno ufać, bez namysłu wtuliłam się mocniej w jego ramiona. Wciąż wracało do mnie to o czym miałam zapomnieć, nie mogłam sobie na to pozwolić, nie mogłam pozwolić żeby przeszłość zniszczyła mi to co było jeszcze przede mną.
-Spokojnie -wyszeptał mi do ucha, dłonią delikatnie gładząc moje włosy. - Przeszłaś przez prawdziwy horror, ale to już przeszłość. Spróbuj pomyśleć inaczej o tym wyjeździe, nie znasz tutaj nikogo i nikt nie zna ciebie, dostałaś wielką szansę od losu, szansę na to żeby zacząć wszystko od początku. Teraz tylko ty decydujesz o tym co się będzie z tobą działo.
-Masz rację- przytaknęłam, nie miałam zamiaru nadmiernie przedłużać tej rozmowy, chciałam już wdrożyć w życie mój plan. -Mam nadzieję że tobie też wszystko ułoży się tak jak tego chcesz- uśmiechnęłam się szczerze, byłam pewna że będzie to ode mnie wymagało zdolności aktorskich, ale tak nie było, naprawdę bardzo cieszyłam się z tego że spotkałam na swojej drodze kogoś takiego jak Max. Dzięki niemu zrozumiałam że wszystko co się działo miało jakiś powód, a ja może właśnie zaczynałam ten najlepszy a nie najgorszy okres mojego życia.
-Ja za to mam nadzieję że jeszcze kiedyś się spotkamy, nie chciałbym kończyć tak najlepiej zapowiadającej się znajomości mojego życia. -Uśmiechnął się promiennie, a ja mimowolnie się roześmiałam, nie wiem jak on to robił, ale było w nim coś, co nie dawało mi się ciągle zamartwiać, zupełnie jak tęcza podczas burzy z piorunami, zdajesz sobie sprawę że aby powstała potrzebne są promienie słońca, a to daje ci nadzieję że pomimo tego jak okropnie jest teraz, jeszcze kiedyś wszystko się ułoży. A ja po prostu liczyłam na to że jeszcze kiedyś wzejdzie dla mnie słońce, Max był pierwszą tego zapowiedzią.
-Jeżeli jesteśmy sobie przeznaczeni, to na pewno jeszcze kiedyś się spotkamy- starałam się zachować powagę, ale kąciki moich ust powędrowały ku górze. A niech to no i nic nie wyszło z mojego monodramatycznego zakończenia rozmowy.
Odwróciłam się na pięcie i zamarłam, za barierką stało dwóch mężczyzn w garniturach. Odróżniali się od wszystkich tym że mieli z pewnością koło dwóch metrów wzrostu, obydwaj byli typowymi osiłkami którzy połowę swojego życia spędzili na siłowni. Nie zwróciłabym na nich uwagi gdyby nie fakt, że jeden z nich trzymał w rękach kartkę z moim imieniem i nazwiskiem. Nie było czasu na zastanowienie, jak najszybciej zawróciłam i schowałam się za plecami Max'a.
-Jessica co się dzieję??-zapytał usiłując odwrócić się twarzą do mnie. Złapałam go za koszulkę i przytrzymałam na miejscu.
-Zachowuj się naturalnie- szepnęłam kiedy poczułam że mięśnie jego ciała się napięły. -Widzisz tych dwóch typów po prawej??
-Jasne, a co to twój komitet powitalny?? -widziałam że bawiła go ta sytuacja, szkoda tylko że mi w ogóle nie było do śmiechu.
-Na to wygląda. Problem w tym że ja nie zamawiałam żadnego powitania.
-Jessica Evans zgadza się??-wyprostowałam się kiedy usłyszałam ochrypły męski głos. Najwyraźniej nie byłam dość uważna i zdążyli mnie zauważyć. Szybko przekalkulowałam w myślach wszystkie opcję. Nie miałam większych szans na ucieczkę, na pewno biegali szybciej ode mnie, chociaż to miejsce publiczne co dawało mi o tyle przewagi, że nie mogli wyciągnąć broni którą z pewnością mieli przy sobie. Pościg ściągnął by na nas uwagę ochrony, ale myśląc logicznie nie było najmniejszej szansy żeby stanęli po mojej stronie. Przypomniałam sobie że miałam nie robić sobie kłopotów, przynajmniej na początku.
-Tak to ja, a wy to niby kto jeżeli można spytać??
-Jesteśmy tutaj z polecenia twoich rodziców, mamy cię bezpiecznie odtransportować do szkoły.
Zacisnęłam pięści, prawie gotowałam się wewnątrz, tego już było za wiele kontrola moich rodziców posuwała się zdecydowanie za daleko, jeszcze trochę i nie będę mogła sama spać, ani korzystać z łazienki. Wzięłam głęboki oddech.
-Nie pozwolę wam jej zabrać- warknął Max i stanął pomiędzy mną a mężczyznami.
Złapałam go za ramię i przyciągnęłam do siebie patrząc mu prosto w oczy.
-Max nie trzeba- powiedziałam spokojnie, ale stanowczo.-Dam sobie radę -przyłożył rękę do mojego policzka. Zamknęłam oczy, dotąd na tak troskliwe gesty względem mnie pozwalałam jedynie Luke'owi, kolejny raz zaczęły wracać wspomnienia o których tak bardzo chciałam zapomnieć.
-Jesteś tego pewna??
-Tak -powiedziałam i odwróciłam się w stronę mężczyzn łapiąc torbę. -Chodźmy.
Idąc za nimi przez lotnisko nie odwróciłam się nawet na chwilę. Wolałam uniknąć kontaktu wzrokowego z Max'em, zaimponował mi tym że stanął w mojej obronie, ale nie na tyle żebym chciała utrzymywać z nim kontakt. Tak na prawdę z nikim nie chciałam się przyjaźnić, ani nawet utrzymywać żadnego kontaktu, wreszcie chciałam być sama, przywiązanie się do kogoś oznaczało tylko kłopoty, a tych to ja już miałam pod dostatkiem. Budynek pod który odstawili mnie ''goryle'' był gorszy niż mogłam to sobie wyobrazić wokół trzech szarych budynków ustawionych jeden koło drugiego ciągnął się mur wysoki na jakieś na dwa i pół metra. Co kawałek na jego szczycie zamontowana była kamera obracająca się w koło i monitorująca najbliższą okolicę, nad bramą widniał napis: ''Ośrodek dla trudnej młodzieży''. Ciarki przeszły mnie na samą myśl że przez jakiś czas będę musiała tu mieszkać, a to tylko umocniło mnie w moim postanowieniu, że muszę się jak najszybciej z tego wykręcić.
Po przedstawieniu mi całej listy zasad obowiązujących w ''szkolę'' wychowawca odprowadził mnie do mojego pokoju, o ile coś takiego w ogóle można nazwać pokojem. Pomieszczenie dwa na półtora metra z metalowym stelażem na którym leżał materac i maleńką szafką nocną warunkami bardziej przypominało więzienie, i to takie o zaostrzonym rygorze. Drzwi zatrzasnęły się z hukiem, no i dostałam to co chciałam, wreszcie byłam sama, ale zamiast poczuć ulgę zachciało mi się wyć, miałam ochotę podciąć sobie żyły i wreszcie mieć to wszystko z głowy.
Wzięłam kilka głębokich wdechów i otarłam łzy z policzków, jestem za silna na to żeby pozwolić sobie na samobójstwo. Miałam plan i musiałam się go trzymać. Spojrzałam przez okno, na szczęście trafił mi się pokój na drugim piętrze, kraty w oknach były tylko na tych bliżej ziemi. Wydostanie się stąd miało być trudniejsze niż do tej pory podejrzewałam, ale nie niemożliwe. Rzuciłam torbę na prowizoryczne łóżko , otwarłam ją i odetchnęłam z ulgą kiedy pod warstwą ubrań znalazłam pliki banknotów. Przed wyjazdem pożyczyłam trochę od taty na dobry początek, co z tego że o tym nie wie, kiedy się zorientuje nie będzie mógł mnie już ukarać. Coś należało mi się za to że wysłali mnie w takie miejsce.
Dochodziła północ, na korytarzu usłyszałam kroki, kiedy mówili o kontroli przeprowadzanej co trzy godziny nie traktowałam tego aż tak poważnie. Zamknęłam oczy i wtuliłam twarz w poduszkę, nie chciałam zwracać na siebie uwagi strażnika. Drzwi otwarły się skrzypiąc a ja na chwilę wstrzymałam oddech, ciężkie oficerskie buty głośno odbijały się od podłogi. Dopiero po chwili zrozumiałam że nie oddychanie nie jest najlepszym pomysłem, delikatnie wypuściłam powietrze z płuc imitując powolny senny oddech. Postać nachyliła się nade mną, poczułam ciepło bijące od jej ciała, zacisnęłam mocniej powieki. Trwało to zaledwie kilka sekund, ale dla mnie ciągnęło się jak wieczność. Kiedy wreszcie usłyszałam trzaśnięcie drzwiami odetchnęłam z ulgą, ale teraz nie mogłam sobie pozwolić na odpoczynek, miałam dużo rzeczy do zrobienia i tylko trzy godziny.
Ubrałam jeansy i czarną bluzę do której jakiś czas temu doszyłam specjalne wewnętrzne kieszenie, włożyłam do nich większość pieniędzy z torby. Otwarłam okno i spojrzałam w dół, nigdy nie miałam lęku wysokości, ale na myśl o tym że będę kilka metrów od ziemi bez żadnych zabezpieczeń przeszedł mnie dreszcz.
Trudno pomyślałam i wyślizgnęłam się przez okno, kluczem do sukcesu było dostanie do okna niżej, po kratach które je zasłaniały zeszłabym na wysokość z której mogłabym skoczyć nie łamiąc sobie przy okazji nóg. Palcami złapałam się parapetu, a stopami machałam usiłując wyczuć pręty. Wreszcie kiedy poczułam się w miarę bezpiecznie zeszłam po kratach zaglądając przy okazji do pokoju, na szczęście nikogo w nim nie było. Rozglądnęłam się upewniając że żadna z kamer nie ma mnie w swoim zasięgu. Zeskoczyłam uginając przy tym lekko kolana, a jednak na coś przydała się gimnastyka na którą rodzice zapisali mnie trzy lata temu. Przedostanie się przez mur również nie było dla mnie nadzwyczajnym wyczynem. Teraz jednak zaczynała się najtrudniejsza faza planu, musiałam znaleźć miejsce w którym dostępna była broń. Spędziłam ponad pół godziny na przemierzaniu miasta, trzymałam się tylko bocznych ulic, tylko w takich miejscach można było liczyć na spotkanie osób których szukałam. Przez większość czasu jednak wokół mnie nie było nawet żywej duszy, zaczynałam tracić już nadzieję kiedy zobaczyłam chłopaka ubranego na czarno, opierającego się niedbale o bagażnik samochodu.
Bingo właśnie o to chodziło. Podeszłam do niego pewnym krokiem, musiałam zrobić na nim dobre wrażenie, inaczej mógł uznać że blefuję i po prostu mnie spławić.
-Chce kupić broń-postanowiłam nie bawić się w żadne podchody i postawić sprawę jasno, miałam nadzieję że to ukryje fakt że w obecnej sytuacji wcale nie czułam się najlepiej.
-Ta jasne a czego ja nie chcę- parsknął śmiechem krzyżując ręce na piersi.
-Mam forsę- kiedy zobaczyłam że zmierzył mnie wzrokiem z wątpiącą miną, wyciągnęłam jeden plik banknotów z kieszeni.
-To zmienia postać rzeczy- z pożądliwością patrzył na pieniądze w mojej ręce, dla mnie one nigdy nie miały większego znaczenia, ale niektórzy byli gotowi dla nich zabijać. Chyba nigdy miałam nie zrozumieć mechanizmu myślenia takich ludzi. -Dobra niech ci będzie- otworzył bagażnik, jego wnętrze po brzegi wypełnione było różnymi rodzajami broni, ale moja uwagę od razu zwrócił jeden egzemplarz. Złoty pistolet klasycznej wielkości od razu skradł moje serce, przy wyborze takich przedmiotów raczej nie powinno się kierować emocjami, ale ja nigdy nie byłam taka jak wszyscy, właśnie dlatego ten pistolet tak do mnie przemawiał. Był oryginalny, inny od wszystkich zupełnie jak ja.
Wzięłam go do ręki i wycelowałam w ścianę, idealnie leżał w mojej dłoni, po prostu musiałam go mieć.
-Ten egzemplarz jest zdecydowanie poza twoimi możliwościami budżetowymi, wybierz coś z niższej półki.
Zmrużyłam oczy przejeżdżając opuszkami palców po metalu.
-Nie mam zamiaru zmieniać decyzji- wyciągnęłam kolejne dwa pliki banknotów.- Jeżeli dostanę do niego naboje ta kasa będzie twoja.
Bez namysłu wyciągnął z bagażnika cztery pudełeczka i mi je podał. Kiedy dostał pieniądze do ręki jego oczy aż zabłysły. Nie chciałam pozostawać w jego towarzystwie dłużej niż to było absolutnie konieczne. Kiedy tylko zniknęłam z jego pola widzenia naładowałam pistolet i włożyłam go za pasek spodni, nigdy nie sądziłam że to właśnie z bronią będę się czuć najlepiej, ale nic nie umiałam poradzić na to że wolałam być uzbrojona, mogło mi to przysporzyć wiele problemów, ale poczucie bezpieczeństwa które dzięki temu zyskałam było tego warte.
Poczułam jak telefon wibruje mi w kieszeni wyjęłam go i spojrzałam na wyświetlacz. Jai dlaczego musisz mi to utrudniać. W mojej głowie pojawiła się tylko jedna myśl, że on nie zasłużył sobie na takie traktowanie, w końcu mimo wszystko byliśmy przyjaciółmi. Na samo wspomnienie tego jak okropnie się czułam kiedy nie chciał ze mną rozmawiać ścisnęło mnie w gardle, teraz ja robiłam dokładnie to samo.
A niech to- pomyślałam, i odebrałam telefon.
-Jess proszę cię tylko się nie rozłączaj- w jego głosie dało się wyczuć nutę zdenerwowania, pomimo tego że jak zawsze starał się grać opanowanego.
Przełknęłam ślinę żeby mój głos zabrzmiał naturalnie.
-Nie zamierzam-zapewniłam go.
-To dobrze starałem się dodzwonić do ciebie już od jakichś dwóch godzin dlaczego nie odbierasz??
-Pamiętasz jak mówiłam ci że chcę o wszystkim zapomnieć?? Staram się zacząć nowe życie a ty mi w tym nie pomagasz.
Usiadłam na krawężniku, do oczu mimowolnie napłynęły mi łzy. Już za nim tęskniłam, Jai był jedyną osobą której ufałam w stu procentach, jedyną której mówiłam o wszystkim, a teraz byliśmy kilka tysięcy kilometrów od siebie. Zdałam sobie sprawę z tego że jestem tu zupełnie sama, nikogo nie znałam, na nikim nie mogłam polegać.
-Przepraszam, ale nie potrafię inaczej martwię się o ciebie...
-Nie musisz- przerwałam mu- jestem tutaj zupełnie bezpieczna.
-I myślisz że ci w to uwierzę??
No tak zapomniałam że starałam się oszukać najlepszy wykrywacz kłamstw świata, ale miałam nadzieję że przez telefon nie będzie umiał mnie przejrzeć. Niestety myliłam się.
-Szczerze??- zapytałam nie kontrolując już drżenia własnego głosu. -Tutaj jest koszmarnie, czuję się gorzej niż w więzieniu-starałam się powstrzymać łzy które mimo wszystko spłynęły po moich policzkach. -W dodatku jestem tu zupełnie sama i powoli zaczyna mnie to przerażać.-Miałam ochotę wyżalić mu się za wszystko co mnie spotkało, przecież nie zasługiwałam na przebywanie w takim miejscu, nie zrobiłam nic złego, a jeśli już to tylko z beznadziejnej miłości.
-Spokojnie nie łam się, po prostu powiedz gdzie jesteś??
Momentalnie wrócił do mnie zdrowy rozsądek, byłam o krok od zdradzenia mu miejsca mojego pobytu, a ja nie mogłam tego zrobić. Jeżeli on dowiedział by się gdzie jestem tylko kwestią czasu byłoby to jak dowiedział by się o tym i Luke, a na to nie mogłam sobie pozwolić.
-Nie ważne gdzie jestem poradzę sobie- głos niemal ugrzązł mi w gardle, było mi coraz trudniej wypowiadać kolejne słowa.
-Przestać grać twardą na siłę, potrzebujesz pomocy więc do cholery pozwól sobie pomóc.-Musiałam przyznać mu rację trochę na siłę starałam się być silna pomimo tego że zupełnie nie miałam na to siły, ale nie mogłam się poddać, nie brałam nawet pod uwagę takiej możliwości.
-Nie mogę ci nic powiedzieć- wzięłam głęboki oddech żeby choć trochę uspokoić głos.- Nie chce żebyś musiał okłamywać Luke'a, nie chce jeszcze bardziej pogarszać waszych relacji. Na pewno będzie cię o mnie pytał więc lepiej będzie jeżeli nie będziesz niczego wiedział.
-Daj spokój i tak już niczego nie pogorszysz, nie dogadywaliśmy się jeszcze zanim pojawiłaś się w jego życiu. Zresztą i tak uchlał się do nieprzytomności, zaczął bredzić coś w stylu że nie ma po co żyć a później zaczął pić. Nie martw się i tak niczego nie usłyszy.
Poczułam ukłucie w sercu, wcale nie chciałam żeby Jai mi o tym mówił, to wszystko była moja wina, to w jakim stanie był teraz Luke było tylko i wyłącznie moją winą. Łzy popłynęły mi po policzkach.
Zobaczyłam jak kawałek dalej z klubu ochroniarz wyprowadził słaniającego się na nogach mężczyznę, na początku zupełnie nie zwróciłam na niego uwagi, dopiero kiedy podszedł do sportowego samochody zaparkowanego przy południowej ścianie klubu zauważyłam szansę dla siebie. Miejsce było idealne zaciemniona ulica której ochroniarze z klubu nie mieli szansy zobaczyć.
-Jai muszę kończyć.
-Ani się waż jeszcze nie skończyliśmy- przewróciłam oczami. Może to prawda że mieliśmy jeszcze kilka spraw do omówienia, ale teraz nie miałam na to czasu. Taka okazja mogła się już nigdy nie powtórzyć.
-Zdzwonimy się - rozłączyłam się i pobiegłam w stronę mężczyzny.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziękuję wam za wszystkie wspaniałe komentarze które bardzo motywują mnie do dalszej pracy.
Mam nadzieję że rozdział wam się podoba, czekam na wasze opinie.
Całuski,
Jess
Zupełnie nieświadomie zrobiłam coś czego nie powinnam była robić za żadne skarby, zwierzyłam się Max'owi. Nie wiem dlaczego to zrobiłam, może dlatego że mnie zagadał, nawet przez chwilę nie potrafił siedzieć cicho, a ja miałam dość jego ciągłych pytań: ''co się stało??'', a może dlatego że wzbudził moje zaufanie. Z zasady nie jestem osobą która rozmawia z obcymi ludźmi o swoim życiu prywatnym, mało tego ja prawie nikomu nic o sobie nie mówię. Tym razem było jednak inaczej.
W każdym bądź razie, nie ważne co do tego doprowadziło ważniejsze było to że opowiedziałam mu o wszystkim, nie tylko o tym dlaczego wylądowałam w samolocie do Australii skazana na idiotyczną szkołę wybraną przez rodziców, zaczęłam od tego jak pierwszy raz spotkałam Luke'a w ciemnej uliczce wracając z korepetycji, a skończyłam na naszej kłótni o narkotyki, i na tym jak mnie uderzył. Mówienie o tym wciąż sprawiło ból, i powodowało że do oczu napływały mi łzy.
Max wziął mnie w ramiona i mocno do siebie przytulił, jak dla mnie za dużo było tej bliskości z niemalże obcym mężczyzną. Przypomniały mi się słowa Luke'a, że w tym biznesie nikomu nie wolno ufać, bez namysłu wtuliłam się mocniej w jego ramiona. Wciąż wracało do mnie to o czym miałam zapomnieć, nie mogłam sobie na to pozwolić, nie mogłam pozwolić żeby przeszłość zniszczyła mi to co było jeszcze przede mną.
-Spokojnie -wyszeptał mi do ucha, dłonią delikatnie gładząc moje włosy. - Przeszłaś przez prawdziwy horror, ale to już przeszłość. Spróbuj pomyśleć inaczej o tym wyjeździe, nie znasz tutaj nikogo i nikt nie zna ciebie, dostałaś wielką szansę od losu, szansę na to żeby zacząć wszystko od początku. Teraz tylko ty decydujesz o tym co się będzie z tobą działo.
-Masz rację- przytaknęłam, nie miałam zamiaru nadmiernie przedłużać tej rozmowy, chciałam już wdrożyć w życie mój plan. -Mam nadzieję że tobie też wszystko ułoży się tak jak tego chcesz- uśmiechnęłam się szczerze, byłam pewna że będzie to ode mnie wymagało zdolności aktorskich, ale tak nie było, naprawdę bardzo cieszyłam się z tego że spotkałam na swojej drodze kogoś takiego jak Max. Dzięki niemu zrozumiałam że wszystko co się działo miało jakiś powód, a ja może właśnie zaczynałam ten najlepszy a nie najgorszy okres mojego życia.
-Ja za to mam nadzieję że jeszcze kiedyś się spotkamy, nie chciałbym kończyć tak najlepiej zapowiadającej się znajomości mojego życia. -Uśmiechnął się promiennie, a ja mimowolnie się roześmiałam, nie wiem jak on to robił, ale było w nim coś, co nie dawało mi się ciągle zamartwiać, zupełnie jak tęcza podczas burzy z piorunami, zdajesz sobie sprawę że aby powstała potrzebne są promienie słońca, a to daje ci nadzieję że pomimo tego jak okropnie jest teraz, jeszcze kiedyś wszystko się ułoży. A ja po prostu liczyłam na to że jeszcze kiedyś wzejdzie dla mnie słońce, Max był pierwszą tego zapowiedzią.
-Jeżeli jesteśmy sobie przeznaczeni, to na pewno jeszcze kiedyś się spotkamy- starałam się zachować powagę, ale kąciki moich ust powędrowały ku górze. A niech to no i nic nie wyszło z mojego monodramatycznego zakończenia rozmowy.
Odwróciłam się na pięcie i zamarłam, za barierką stało dwóch mężczyzn w garniturach. Odróżniali się od wszystkich tym że mieli z pewnością koło dwóch metrów wzrostu, obydwaj byli typowymi osiłkami którzy połowę swojego życia spędzili na siłowni. Nie zwróciłabym na nich uwagi gdyby nie fakt, że jeden z nich trzymał w rękach kartkę z moim imieniem i nazwiskiem. Nie było czasu na zastanowienie, jak najszybciej zawróciłam i schowałam się za plecami Max'a.
-Jessica co się dzieję??-zapytał usiłując odwrócić się twarzą do mnie. Złapałam go za koszulkę i przytrzymałam na miejscu.
-Zachowuj się naturalnie- szepnęłam kiedy poczułam że mięśnie jego ciała się napięły. -Widzisz tych dwóch typów po prawej??
-Jasne, a co to twój komitet powitalny?? -widziałam że bawiła go ta sytuacja, szkoda tylko że mi w ogóle nie było do śmiechu.
-Na to wygląda. Problem w tym że ja nie zamawiałam żadnego powitania.
-Jessica Evans zgadza się??-wyprostowałam się kiedy usłyszałam ochrypły męski głos. Najwyraźniej nie byłam dość uważna i zdążyli mnie zauważyć. Szybko przekalkulowałam w myślach wszystkie opcję. Nie miałam większych szans na ucieczkę, na pewno biegali szybciej ode mnie, chociaż to miejsce publiczne co dawało mi o tyle przewagi, że nie mogli wyciągnąć broni którą z pewnością mieli przy sobie. Pościg ściągnął by na nas uwagę ochrony, ale myśląc logicznie nie było najmniejszej szansy żeby stanęli po mojej stronie. Przypomniałam sobie że miałam nie robić sobie kłopotów, przynajmniej na początku.
-Tak to ja, a wy to niby kto jeżeli można spytać??
-Jesteśmy tutaj z polecenia twoich rodziców, mamy cię bezpiecznie odtransportować do szkoły.
Zacisnęłam pięści, prawie gotowałam się wewnątrz, tego już było za wiele kontrola moich rodziców posuwała się zdecydowanie za daleko, jeszcze trochę i nie będę mogła sama spać, ani korzystać z łazienki. Wzięłam głęboki oddech.
-Nie pozwolę wam jej zabrać- warknął Max i stanął pomiędzy mną a mężczyznami.
Złapałam go za ramię i przyciągnęłam do siebie patrząc mu prosto w oczy.
-Max nie trzeba- powiedziałam spokojnie, ale stanowczo.-Dam sobie radę -przyłożył rękę do mojego policzka. Zamknęłam oczy, dotąd na tak troskliwe gesty względem mnie pozwalałam jedynie Luke'owi, kolejny raz zaczęły wracać wspomnienia o których tak bardzo chciałam zapomnieć.
-Jesteś tego pewna??
-Tak -powiedziałam i odwróciłam się w stronę mężczyzn łapiąc torbę. -Chodźmy.
Idąc za nimi przez lotnisko nie odwróciłam się nawet na chwilę. Wolałam uniknąć kontaktu wzrokowego z Max'em, zaimponował mi tym że stanął w mojej obronie, ale nie na tyle żebym chciała utrzymywać z nim kontakt. Tak na prawdę z nikim nie chciałam się przyjaźnić, ani nawet utrzymywać żadnego kontaktu, wreszcie chciałam być sama, przywiązanie się do kogoś oznaczało tylko kłopoty, a tych to ja już miałam pod dostatkiem. Budynek pod który odstawili mnie ''goryle'' był gorszy niż mogłam to sobie wyobrazić wokół trzech szarych budynków ustawionych jeden koło drugiego ciągnął się mur wysoki na jakieś na dwa i pół metra. Co kawałek na jego szczycie zamontowana była kamera obracająca się w koło i monitorująca najbliższą okolicę, nad bramą widniał napis: ''Ośrodek dla trudnej młodzieży''. Ciarki przeszły mnie na samą myśl że przez jakiś czas będę musiała tu mieszkać, a to tylko umocniło mnie w moim postanowieniu, że muszę się jak najszybciej z tego wykręcić.
Po przedstawieniu mi całej listy zasad obowiązujących w ''szkolę'' wychowawca odprowadził mnie do mojego pokoju, o ile coś takiego w ogóle można nazwać pokojem. Pomieszczenie dwa na półtora metra z metalowym stelażem na którym leżał materac i maleńką szafką nocną warunkami bardziej przypominało więzienie, i to takie o zaostrzonym rygorze. Drzwi zatrzasnęły się z hukiem, no i dostałam to co chciałam, wreszcie byłam sama, ale zamiast poczuć ulgę zachciało mi się wyć, miałam ochotę podciąć sobie żyły i wreszcie mieć to wszystko z głowy.
Wzięłam kilka głębokich wdechów i otarłam łzy z policzków, jestem za silna na to żeby pozwolić sobie na samobójstwo. Miałam plan i musiałam się go trzymać. Spojrzałam przez okno, na szczęście trafił mi się pokój na drugim piętrze, kraty w oknach były tylko na tych bliżej ziemi. Wydostanie się stąd miało być trudniejsze niż do tej pory podejrzewałam, ale nie niemożliwe. Rzuciłam torbę na prowizoryczne łóżko , otwarłam ją i odetchnęłam z ulgą kiedy pod warstwą ubrań znalazłam pliki banknotów. Przed wyjazdem pożyczyłam trochę od taty na dobry początek, co z tego że o tym nie wie, kiedy się zorientuje nie będzie mógł mnie już ukarać. Coś należało mi się za to że wysłali mnie w takie miejsce.
Dochodziła północ, na korytarzu usłyszałam kroki, kiedy mówili o kontroli przeprowadzanej co trzy godziny nie traktowałam tego aż tak poważnie. Zamknęłam oczy i wtuliłam twarz w poduszkę, nie chciałam zwracać na siebie uwagi strażnika. Drzwi otwarły się skrzypiąc a ja na chwilę wstrzymałam oddech, ciężkie oficerskie buty głośno odbijały się od podłogi. Dopiero po chwili zrozumiałam że nie oddychanie nie jest najlepszym pomysłem, delikatnie wypuściłam powietrze z płuc imitując powolny senny oddech. Postać nachyliła się nade mną, poczułam ciepło bijące od jej ciała, zacisnęłam mocniej powieki. Trwało to zaledwie kilka sekund, ale dla mnie ciągnęło się jak wieczność. Kiedy wreszcie usłyszałam trzaśnięcie drzwiami odetchnęłam z ulgą, ale teraz nie mogłam sobie pozwolić na odpoczynek, miałam dużo rzeczy do zrobienia i tylko trzy godziny.
Ubrałam jeansy i czarną bluzę do której jakiś czas temu doszyłam specjalne wewnętrzne kieszenie, włożyłam do nich większość pieniędzy z torby. Otwarłam okno i spojrzałam w dół, nigdy nie miałam lęku wysokości, ale na myśl o tym że będę kilka metrów od ziemi bez żadnych zabezpieczeń przeszedł mnie dreszcz.
Trudno pomyślałam i wyślizgnęłam się przez okno, kluczem do sukcesu było dostanie do okna niżej, po kratach które je zasłaniały zeszłabym na wysokość z której mogłabym skoczyć nie łamiąc sobie przy okazji nóg. Palcami złapałam się parapetu, a stopami machałam usiłując wyczuć pręty. Wreszcie kiedy poczułam się w miarę bezpiecznie zeszłam po kratach zaglądając przy okazji do pokoju, na szczęście nikogo w nim nie było. Rozglądnęłam się upewniając że żadna z kamer nie ma mnie w swoim zasięgu. Zeskoczyłam uginając przy tym lekko kolana, a jednak na coś przydała się gimnastyka na którą rodzice zapisali mnie trzy lata temu. Przedostanie się przez mur również nie było dla mnie nadzwyczajnym wyczynem. Teraz jednak zaczynała się najtrudniejsza faza planu, musiałam znaleźć miejsce w którym dostępna była broń. Spędziłam ponad pół godziny na przemierzaniu miasta, trzymałam się tylko bocznych ulic, tylko w takich miejscach można było liczyć na spotkanie osób których szukałam. Przez większość czasu jednak wokół mnie nie było nawet żywej duszy, zaczynałam tracić już nadzieję kiedy zobaczyłam chłopaka ubranego na czarno, opierającego się niedbale o bagażnik samochodu.
Bingo właśnie o to chodziło. Podeszłam do niego pewnym krokiem, musiałam zrobić na nim dobre wrażenie, inaczej mógł uznać że blefuję i po prostu mnie spławić.
-Chce kupić broń-postanowiłam nie bawić się w żadne podchody i postawić sprawę jasno, miałam nadzieję że to ukryje fakt że w obecnej sytuacji wcale nie czułam się najlepiej.
-Ta jasne a czego ja nie chcę- parsknął śmiechem krzyżując ręce na piersi.
-Mam forsę- kiedy zobaczyłam że zmierzył mnie wzrokiem z wątpiącą miną, wyciągnęłam jeden plik banknotów z kieszeni.
-To zmienia postać rzeczy- z pożądliwością patrzył na pieniądze w mojej ręce, dla mnie one nigdy nie miały większego znaczenia, ale niektórzy byli gotowi dla nich zabijać. Chyba nigdy miałam nie zrozumieć mechanizmu myślenia takich ludzi. -Dobra niech ci będzie- otworzył bagażnik, jego wnętrze po brzegi wypełnione było różnymi rodzajami broni, ale moja uwagę od razu zwrócił jeden egzemplarz. Złoty pistolet klasycznej wielkości od razu skradł moje serce, przy wyborze takich przedmiotów raczej nie powinno się kierować emocjami, ale ja nigdy nie byłam taka jak wszyscy, właśnie dlatego ten pistolet tak do mnie przemawiał. Był oryginalny, inny od wszystkich zupełnie jak ja.
Wzięłam go do ręki i wycelowałam w ścianę, idealnie leżał w mojej dłoni, po prostu musiałam go mieć.
-Ten egzemplarz jest zdecydowanie poza twoimi możliwościami budżetowymi, wybierz coś z niższej półki.
Zmrużyłam oczy przejeżdżając opuszkami palców po metalu.
-Nie mam zamiaru zmieniać decyzji- wyciągnęłam kolejne dwa pliki banknotów.- Jeżeli dostanę do niego naboje ta kasa będzie twoja.
Bez namysłu wyciągnął z bagażnika cztery pudełeczka i mi je podał. Kiedy dostał pieniądze do ręki jego oczy aż zabłysły. Nie chciałam pozostawać w jego towarzystwie dłużej niż to było absolutnie konieczne. Kiedy tylko zniknęłam z jego pola widzenia naładowałam pistolet i włożyłam go za pasek spodni, nigdy nie sądziłam że to właśnie z bronią będę się czuć najlepiej, ale nic nie umiałam poradzić na to że wolałam być uzbrojona, mogło mi to przysporzyć wiele problemów, ale poczucie bezpieczeństwa które dzięki temu zyskałam było tego warte.
Poczułam jak telefon wibruje mi w kieszeni wyjęłam go i spojrzałam na wyświetlacz. Jai dlaczego musisz mi to utrudniać. W mojej głowie pojawiła się tylko jedna myśl, że on nie zasłużył sobie na takie traktowanie, w końcu mimo wszystko byliśmy przyjaciółmi. Na samo wspomnienie tego jak okropnie się czułam kiedy nie chciał ze mną rozmawiać ścisnęło mnie w gardle, teraz ja robiłam dokładnie to samo.
A niech to- pomyślałam, i odebrałam telefon.
-Jess proszę cię tylko się nie rozłączaj- w jego głosie dało się wyczuć nutę zdenerwowania, pomimo tego że jak zawsze starał się grać opanowanego.
Przełknęłam ślinę żeby mój głos zabrzmiał naturalnie.
-Nie zamierzam-zapewniłam go.
-To dobrze starałem się dodzwonić do ciebie już od jakichś dwóch godzin dlaczego nie odbierasz??
-Pamiętasz jak mówiłam ci że chcę o wszystkim zapomnieć?? Staram się zacząć nowe życie a ty mi w tym nie pomagasz.
Usiadłam na krawężniku, do oczu mimowolnie napłynęły mi łzy. Już za nim tęskniłam, Jai był jedyną osobą której ufałam w stu procentach, jedyną której mówiłam o wszystkim, a teraz byliśmy kilka tysięcy kilometrów od siebie. Zdałam sobie sprawę z tego że jestem tu zupełnie sama, nikogo nie znałam, na nikim nie mogłam polegać.
-Przepraszam, ale nie potrafię inaczej martwię się o ciebie...
-Nie musisz- przerwałam mu- jestem tutaj zupełnie bezpieczna.
-I myślisz że ci w to uwierzę??
No tak zapomniałam że starałam się oszukać najlepszy wykrywacz kłamstw świata, ale miałam nadzieję że przez telefon nie będzie umiał mnie przejrzeć. Niestety myliłam się.
-Szczerze??- zapytałam nie kontrolując już drżenia własnego głosu. -Tutaj jest koszmarnie, czuję się gorzej niż w więzieniu-starałam się powstrzymać łzy które mimo wszystko spłynęły po moich policzkach. -W dodatku jestem tu zupełnie sama i powoli zaczyna mnie to przerażać.-Miałam ochotę wyżalić mu się za wszystko co mnie spotkało, przecież nie zasługiwałam na przebywanie w takim miejscu, nie zrobiłam nic złego, a jeśli już to tylko z beznadziejnej miłości.
-Spokojnie nie łam się, po prostu powiedz gdzie jesteś??
Momentalnie wrócił do mnie zdrowy rozsądek, byłam o krok od zdradzenia mu miejsca mojego pobytu, a ja nie mogłam tego zrobić. Jeżeli on dowiedział by się gdzie jestem tylko kwestią czasu byłoby to jak dowiedział by się o tym i Luke, a na to nie mogłam sobie pozwolić.
-Nie ważne gdzie jestem poradzę sobie- głos niemal ugrzązł mi w gardle, było mi coraz trudniej wypowiadać kolejne słowa.
-Przestać grać twardą na siłę, potrzebujesz pomocy więc do cholery pozwól sobie pomóc.-Musiałam przyznać mu rację trochę na siłę starałam się być silna pomimo tego że zupełnie nie miałam na to siły, ale nie mogłam się poddać, nie brałam nawet pod uwagę takiej możliwości.
-Nie mogę ci nic powiedzieć- wzięłam głęboki oddech żeby choć trochę uspokoić głos.- Nie chce żebyś musiał okłamywać Luke'a, nie chce jeszcze bardziej pogarszać waszych relacji. Na pewno będzie cię o mnie pytał więc lepiej będzie jeżeli nie będziesz niczego wiedział.
-Daj spokój i tak już niczego nie pogorszysz, nie dogadywaliśmy się jeszcze zanim pojawiłaś się w jego życiu. Zresztą i tak uchlał się do nieprzytomności, zaczął bredzić coś w stylu że nie ma po co żyć a później zaczął pić. Nie martw się i tak niczego nie usłyszy.
Poczułam ukłucie w sercu, wcale nie chciałam żeby Jai mi o tym mówił, to wszystko była moja wina, to w jakim stanie był teraz Luke było tylko i wyłącznie moją winą. Łzy popłynęły mi po policzkach.
Zobaczyłam jak kawałek dalej z klubu ochroniarz wyprowadził słaniającego się na nogach mężczyznę, na początku zupełnie nie zwróciłam na niego uwagi, dopiero kiedy podszedł do sportowego samochody zaparkowanego przy południowej ścianie klubu zauważyłam szansę dla siebie. Miejsce było idealne zaciemniona ulica której ochroniarze z klubu nie mieli szansy zobaczyć.
-Jai muszę kończyć.
-Ani się waż jeszcze nie skończyliśmy- przewróciłam oczami. Może to prawda że mieliśmy jeszcze kilka spraw do omówienia, ale teraz nie miałam na to czasu. Taka okazja mogła się już nigdy nie powtórzyć.
-Zdzwonimy się - rozłączyłam się i pobiegłam w stronę mężczyzny.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziękuję wam za wszystkie wspaniałe komentarze które bardzo motywują mnie do dalszej pracy.
Mam nadzieję że rozdział wam się podoba, czekam na wasze opinie.
Całuski,
Jess
Subskrybuj:
Posty (Atom)