niedziela, 12 lipca 2015

Rozdział 33

- Podaj mi broń - krzyknął Luke, ale ja byłam jak sparaliżowana, nie mogłam się ruszyć. W mojej głowie nieznośnie kłębiły się myśli, jak moi rodzice mogli mi to zrobić, jak mogli nasłać na nas płatnego morderce. Przecież musieli zdawać sobie sprawę  z tego że nigdy nie wybaczyła bym im gdyby coś stało się Luke'owi, tym razem posunęli się zdecydowanie za daleko.
-Jess - wycedził przez zaciśnięte zęby. Podniosłam pistolet z podłogi, ale zatrzymałam się z wyciągniętą ręką. Nie chciałam żeby zrobił mu krzywdę, nie chciałam żeby zniżał się do jego poziomu, nie o to przecież cały czas walczyłam. Cofnęłam rękę.
-Ja nie chcę żebyś go zabijał. -Luke spojrzał na mnie przez moment z niedowierzaniem.
-Skarbie ja wiem że się boisz, ale musimy to skończyć- przydusił mężczyznę jeszcze mocniej do podłogi.- Jeżeli nie on będzie nas tropił dopóki nie wykona zlecenia, jesteś pewna że tego chcesz??
Jego głos pomimo niewielkiej zadyszki od szarpania się z mężczyzną brzmiał śmiertelnie poważnie, zawahałam się na chwilę po czym położyłam pistolet na jego wyciągniętej dłoni. Przyłożył lufę do głowy mężczyzny.
-Błagam cię zrób to co uważasz za słuszne, ale nie w naszym domu -jak zawsze zabrzmiałam bardziej żałośnie niż się tego spodziewałam. Wzniósł oczy ku niebu po czym wciąż trzymając mężczyznę za ręce wykręcone za plecy, podniósł go z podłogi.
-Weź broń, idź na górę, zamknij się w sypialni i nie wychodź dopóki do ciebie nie przyjdę. On może mieć jakiś wspólników, a ja nie chcę ryzykować żeby coś ci się stało.- Popatrzył na mnie przepraszającym wzrokiem, nie rozumiałam jego toku myślenia przecież to nie ja byłam celem tylko on, to jego miał zabić, mi nie miała stać się krzywda, nie licząc tego że wróciłabym do domu, co w moim mniemaniu było dużo gorsze niż śmierć. -Postaram się wrócić jak najszybciej.
Nie czekając na moją reakcję zniknął za drzwiami, słysząc głuchą ciszę wypełniającą cały dom dostałam ataku paniki. Wbiegłam na górę kilkakrotnie potykając się na schodach, w garderobie zza stosu ubrań poukładanych na półce wyciągnęłam pistolet, skuliłam się koło łóżka tak żeby ktoś kto wejdzie do pokoju nie widział mnie od razu. Trzymałam broń tuż przy walącym jak oszalałe sercu, wiedziałam że muszę mieć ją w gotowości. Jedyną przewagę którą mogłam mieć nad napastnikiem był element zaskoczenia, bo na celność w moim przypadku raczej  nie miałam co liczyć. Mijały kolejne minuty, a wszechobecna cisza coraz bardziej dzwoniła mi w uszach, napawając przerażeniem. Nie mogłam opanować drżenia mojego ciała które najwyraźniej tak samo jak ja wyczuwało że to jeszcze nie jest koniec. Moje myśli bezwładnie popłynęły w stronę Luke'a, byłam pewna że dał sobie radę, co do tego nie miałam żadnych wątpliwości, ale dlaczego nie było go aż tak długo, przecież obiecał że załatwi to najszybciej jak się da, o tyle, o ile szybko da się załatwić czyjąś śmierć. Starałam się nie myśleć o tym jak wyglądały ostatnie minuty życia tego mężczyzny, i o tym że to ja byłam tego powodem, to ja byłam powodem jego śmierci, gdybym nie wplątała się w zakazane życie wiele osób wciąż by żyło. Z moich skazańczych rozmyślań wyrwał mnie odgłos otwieranych drzwi wejściowych, kiedy usłyszałam kroki na parterze postanowiłam, że nie będę bezczynnie czekać na to aż włamywacz mnie tu znajdzie, w nagłym przypływie odwagi postanowiłam że wyjdę mu na przeciw. Uchyliłam drzwi sypialni i dyskretnie rozejrzałam się po korytarzu. Czysto, odetchnęłam z ulgą. Weszłam na schody, schodziłam powoli stopień po stopniu, z duszą na ramieniu, łomoczącym sercem i rękami trzęsącymi się do tego stopnia, że nie byłam pewna czy kiedy stanę twarzą w twarz z intruzem będę w stanie pociągnąć za spust. Wytężyłam słuch próbując go zlokalizować. Szuflada w kuchni została zasunięta z trzaskiem, ktokolwiek to był raczej nie należał do subtelnych, ani ostrożnych, takie hałasy obudziły by nawet zmarłego. Przed drzwiami wzięłam głęboki oddech żeby nieco się uspokoić, to tylko chwila- pomyślałam- zaraz będzie tu Luke i wszystko wróci do normy. Kopniakiem otworzyłam drzwi, wchodząc do środka z pistoletem wyciągniętym przed sobą. Zamarłam na kilka sekund, przy blacie kuchennym stał Luke z nieobecnym wyrazem twarzy, pustka w jego oczach wyrażała po części przerażenie i szaleńczą żądzę, nie wiedziałam co w większym stopniu. W jego dłoni zauważyłam woreczek z białym proszkiem który schował w zaciśniętej pięści kiedy zrozumiał że na niego patrzę.
-Jess mówiłem chyba żebyś została w sypialni, prawda??-zmusił się do bladego uśmiechu.
Moja mała niesubordynacja była teraz najmniejszym problemem.
-Naprawdę sądzisz że to jest najgorsze??- podeszłam do niego odkładając pistolet na blat. Wyciągnęłam z jego ręki woreczek, ku mojemu zdziwieniu nie zaprotestował. -Bo moim zdaniem to jest teraz ważniejszy temat.- Zacisnął powieki, oddychając głęboko. -Mam nadzieję że pamiętasz o tym co mi obiecałeś...- na wszelki wypadek postanowiłam przypomnieć mu warunki naszej umowy.- Jeżeli choć raz dotkniesz się tego świństwa, więcej mnie nie zobaczysz.
Odwrócił się gwałtownie i złapał moja twarz w dłonie.
-Ty nic nie rozumiesz, ja po prost nie umiem inaczej nigdy nie próbowałem żyć bez tego, to daje mi takiego kopa. Dzięki temu zapominam o strachu, zapominam o tym co się dzieję wokół mnie, jestem jakby oderwany od rzeczywistości. - Nabrał powietrza do płuc usiłując się uspokoić.- Dzisiaj pierwszy raz zabiłem kogoś będąc w pełni świadomy. Cały czas mam przed oczami widok jego twarzy. Proszę cię skarbie pozwól mi to wziąć ostatni raz, nie wytrzymał bym gdybym stracił jeszcze ciebie, ale ja nie dam sobie rady, chce o tym zapomnieć.
Wiedziałam co on czuję i przez co przechodzi w tym momencie, dobrze znałam smak wyrzutów sumienia. Pamiętam każdą noc i każdy koszmar który męczył mnie po tym jak zabiłam Nathalię. Wzdrygnęłam się na wspomnienie jej zakrwawionego ciała. Ale ja poradziłam sobie z tym bez użycia narkotyków i Luke też musiał.
-Nie pozwolę ci na to, jeżeli teraz się złamiesz i zaczniesz z powrotem brać to się nigdy nie skończy, nie możesz przy każdej trudności od razu rezygnować. Ja ci pomogę przejdziemy przez to razem tylko musisz wiedzieć że na prawdę chcesz to zrobić.
-Jeżeli to jedyna opcja żebyś była ze mną.
Nie czekałam na nic więcej, pocałowałam go namiętnie zarzucając ręce na jego szyję. Wiedziałam że muszę zrobić co w mojej mocy żeby chociaż na chwilę przestał myśleć o narkotykach. Podniósł mnie delikatnie i posadził na blacie. Uznałam to za przyzwolenie i moje dłonie wśliznęły się pod jego koszulkę, uwielbiałam dotykać jego idealnie wyrzeźbionych mięśni napinających się pod moim delikatnym dotykiem. Oplotłam nogami jego biodra zmuszając do tego żeby był tak blisko mnie jak to tylko możliwe. Po wrażeniach z ostatnich kilkunastu godzin potrzebowałam chwili wytchnienia, chwili sam na sam tylko z nim, w jego ramionach, w jedynym miejscu które było pewne i w stu procentach bezpieczne. Przerwał nasz pocałunek odsuwając się ode mnie na taką odległość że wciąż czułam jego lekko przyspieszony oddech. Złapał moje nadgarstki złączając je razem i musnął wargami kostki moich palców.
-Mówiłem ci już jak bardzo za tobą szaleję??-uśmiechnęłam się i przygryzłam dolną wargę.
-Może i tak ale teraz masz okazję mi to udowodnić.
-Właśnie taki mam zamiar - wziął mnie na ręce uśmiechając się łobuzersko.
-Chyba miałeś przestać mnie tak ciągle nosić, mam dwie zdrowe nogi dam sobie jakoś radę -spojrzałam na niego, ale jego uśmiech tylko się poszerzył. Pocałował mnie w czoło otwierając kopniakiem drzwi sypialni. Położył mnie na łóżku po czym wyprostował się ściągając koszulkę, doskonale znałam każdy centymetr jego ciała, ale kiedy widziałam go w pół nagiego zaparło mi dech. Pocałował mnie zachłannie, a ja czując zapach jego skóry zupełnie straciłam panowanie. Jednym zgrabnym ruchem pozbył się górnej części mojej garderoby, nie pozostałam mu dłużna, przesuwając dłońmi po jego ciele dotarłam aż do zapięcia jego spodni. Złapał moje ręce i popatrzył mi głęboko w oczy.
-Powiedz że mnie kochasz- wyszeptał a moje serce mocniej zabiło. Zmarszczyłam brwi przecież nie raz już to ode mnie słyszał, dlaczego akurat w tym momencie żądał ode mnie takiego wyznania.
-Przecież już to wiesz - wsunęłam palce w jego włosy, przyciągnęłam go do siebie i złożyłam na jego ustach namiętny pocałunek. Odwzajemnił go ale bez zaangażowania.
-Tak wiem, ale chce mieć motywację, chce mieć pewność że stawianie całego mojego życia do góry nogami nie pójdzie na marne.
Doskonale go rozumiałam sama na początku naszego związku nie byłam pewna tego czy powinnam się w to angażować, a co jeżeli miałam być dla niego tylko trofeum, kolejną naiwną idiotką którą da radę rozkochać w sobie do szaleństwa. Na szczęście później dał mi milion powodów dzięki którym niemal do końca pozbawił mnie obaw, niemal ponieważ teraz wiedziałam już że mnie kocha i jest mi w pełni oddany, ale zostawał jeszcze problem jego obietnicy. Wiedziałam że w jego psychice toczyła się teraz zacięta walka, po jednej stronie stała miłość do mnie, a po drugiej uzależnienie od narkotyków. Pod względem obecności w jego życiu zdecydowanie wygrywało to drugie w końcu brał już od kilku lat, a ze mną był zaledwie kilka miesięcy. Teraz wszystko zależało od niego i od jego decyzji.
-Kocham cię. Kocham cię bardziej niż kiedykolwiek mogłabym przypuszczać, bardziej niż kogokolwiek wcześniej. Dopiero przy tobie zrozumiałam co znaczy jeżeli na kimś ci na prawdę zależy...
Mogłam wymieniać jeszcze milion powodów dla których on jest dla mnie tak wyjątkowy, ale jego nagły pocałunek zupełnie zbił mnie z tropu, i pozwolił kolejny raz zatopić się w naszym prywatnym świecie.

Otwarłam oczy i rozejrzałam się po pokoju, za oknem zaczynało się już ściemniać, co oznaczało że było już koło dwudziestej. Miejsce obok mnie na łóżku było puste, rozciągnęłam się leniwie, zachodząc w głowę co tym razem sprawiło że Luke nie mógł zostać ze mną. Poczłapałam do garderoby, jako że nie jadłam dzisiaj zupełnie nic mój żołądek zaczął coraz głośniej protestować, naciągnęłam szorty i podkoszulek, i skierowałam się w kierunku kuchni. Miałam już zejść na dół kiedy usłyszałam hałas w ostatnim pokoju w głębi korytarza. Była to ta sama sypialnia w której zastałam Luke'a z tą dziwką, postanowiłam że nie będę więcej tam wchodzić te wspomnienia za dużo mnie kosztowały. Unikanie tego miejsca miało być moim sposobem na obronę, ale teraz po prostu musiałam sprawdzić co się tam działo. Uchyliłam drzwi i nogi się pode mną ugięły zobaczyłam najgorszy obraz, jaki mogłam zobaczyć. Luke siedział na skraju łóżka ze strzykawką maksymalnie dwa centymetry od swoich żył, nie miałam ani chwili do stracenia. Moja reakcja była odruchowa, wyrwałam mu strzykawkę z ręki i rzuciłam nią na zewnątrz przez otwarte okno. Spojrzał na mnie ze złością oddychając płytko.
-Mówiłam ci już nie będziesz brał tego świństwa.
Bez słowa wstał i zacisnął dłonie na moich ramionach, szarpnął mną z całej siły, nie rozumiałam skąd w nim aż tyle agresji, wiedziałam że jest uzależniony od narkotyków i odstawienie ich może powodować różne skutki uboczne, ale tego już było za wiele. Jego oczy przybrały obcy wyraz.
-Chyba za bardzo chcesz się rządzić moim życiem, mówiłem ci już że nie cierpię rozkazów a tobie ktoś w końcu musi pokazać gdzie jest twoje miejsce. -Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć wymierzył mi policzek tak silny że wylądowałam na łóżku. Luke wyszedł z pokoju trzaskając za sobą drzwiami, przez kilka sekund leżałam bez ruchu zastanawiając się co tak właściwie się wydarzyło, to przecież nie mogła być prawda, nie mogło być prawdą to że moja bajka w kilka sekund zmieniała się w horror, chciałam żeby to był sen, żeby to był koszmar z którego obudzę się za kilka minut w jego ramionach. Niestety z każdą kolejną sekundą mój mózg uświadamiał mi realizm tej sytuacji. Wszystko powoli stawało się jasne, mogłam pozwolić mu na wszystko, mogłam wybaczać mu jego zdrady i to że zazwyczaj nie był ze mną do końca szczery, ale na bicie nie mogłam sobie pozwolić. Biegiem wróciłam do naszej sypialni, rzuciłam torbę na łóżko i chaotycznie zaczęłam wrzucać do niej ubrania, chciałam zniknąć stąd jak najszybciej, musiałam zdążyć przed nawrotem wspomnień, wspomnień tego że jeszcze kilka godzin temu właśnie w tym miejscu wyznawałam mu miłość. Teraz na samą myśl o tym robiło mi się nie dobrze, pieprzony kłamca który najbardziej na świecie kocha swoje narkotyki. Chciałam mu pomóc, zrobiłam co w mojej mocy żeby go z tego wyciągnąć, żeby pokazać mu że można żyć inaczej, ale zrobił to co chciał, mógł się teraz stoczyć do tego swojego upragnionego bagna, ale beze mnie.
Wyciągnęłam kartkę i długopis, chciałam zostawić mu wiadomość, prędzej czy później miał wrócić tu w bardziej poczytalnym stanie, a wtedy będzie mógł przeczytać co mam mu do powiedzenia, o ile w ogóle będzie go to jeszcze interesować.
''Gratulacje, w końcu pozbyłeś się naiwnej idiotki która tylko cię ograniczała. Podjąłeś decyzje, a ja nie mam zamiaru zmuszać cię do jej zmiany, wybrałeś to co jest w twoim życiu najważniejsze, ale ja jestem pewna że jeszcze kiedyś zatęsknisz, obudzisz sie sam w twoim pięknym domu i przypomnisz sobie to że mieliśmy każdego ranka budzić się razem, przypomnisz sobie wszystkie twoje obietnice, wszystkie wspólne momenty, ale to będzie już tylko zamazane wspomnienie, do którego nie będziesz mógł wrócić. Za jedną rzecz muszę ci podziękować, nauczyłeś mnie kochać, kochać beznadziejnie, ale dzięki temu teraz ja poszukam miłości z wzajemnością, bo wiem że jestem tego warta.
Tak jak obiecałam zniknę z twojego życia bez śladu, będzie tak jakbyśmy się nigdy nie poznali.
Żegnaj,
Jessica''
Nie zauważyłam kiedy łzy spłynęły mi po policzkach, nie mogłam zostać w tym toksycznym domu ani minuty dłużej. W garażu wrzuciłam torbę na tylne siedzenie mustanga, po czym wślizgnęłam się za kierownicę. Starałam się pozbyć z głowy natarczywych myśli, które mimo wszystko wracały, przez łzy prawie w ogóle nie widziałam drogi. Starałam się głęboko oddychać, ale świadomość że moje życie właśnie się skończyło była silniejsza niż moja wola trzymania się jakoś na nogach. Cztery razy okrążyłam miasto, zanim wreszcie stanęłam na bocznej drodze na obrzeżach. Spojrzałam na telefon, było już po północy, normalnie w takiej sytuacji zadzwoniła bym do Jai'a, ale on przewidział że tak będzie, ostrzegł mnie żebym nie wracała bo niego z płaczem bo jego to już nie interesuje. Był moim jedynym przyjacielem na którego w tym momencie nie mogłam liczyć. Została mi jedyna opcja, której gdyby nie to że byłam popchnięta do ostateczności nie brała bym pod uwagę, mianowicie moi rodzice.
Odpaliłam silnik i skierowałam się w stronę mojego domu rodzinnego, nie chciałam zastanawiać się nad tym co ze mną zrobią i jaką karę wymierzą mi za tak wielkie nieposłuszeństwo i nieobecność w domu przez kilka miesięcy, teraz liczyło się tylko jedno. Być jak najdalej od Luke'a.

3 komentarze:

  1. Jesteś genialna! Jestem ciekawa jak potoczą się dalsze losy Jess i mam taką cichą nadzieję ze odnajdzie odwzajemniona miłość u boku Jai'a :) normalnie kocham Cię dziewczyno za to opowiadanie !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Luke musi o nią walczyć!
    Proszę...
    Świetny rozdział xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezuu jak Luke mógł jej to zrobić ;'( Mam nadzieję, że będzie o nią walczył do końca życia żeby w końcu mu wybaczyła chociaż tego wybaczania było dość dużo. Ale mam nadzieję, że Jess zrozumie, że to jest uzależnienie...
    Niech Luke się stara niech coś zrobi, niech przestanie brać i chodzić do łóżka z innymi dziewczynami ;'(
    Kocham to ff mam nadzieję, że będzie happy end bo nie wytrzymam.
    Chcę żeby się pogodzili :)
    Powodzenia w dalszym pisaniu, życzę weny i do następna rozdziały Paa :* <3

    OdpowiedzUsuń