poniedziałek, 22 czerwca 2015

Rozdział 31

Uniosłam ręce w geście poddania, nie miałam ochoty drażnić kogoś kto w każdym momencie może pociągnąć za spust, tak właściwie to dziwne było to że jeszcze tego nie zrobił.
Cztery do sześciu minut, tak Beau?? Cholera- przeklęłam w myślach jak mogłam uwierzyć komuś kto od zawsze mnie nienawidził i tylko szukał dogodnej sytuacji żeby się mnie pozbyć. Sama byłam sobie winna, chciałam udowodnić że nadaję się do grupy której głównym zadaniem jest zabijanie, więc się doigrałam. Ale przysięgam że nie ujdzie mu to na sucho, jeżeli uda mi się wyjść z tego cało zabiję tego idiotę, uduszę go własnymi rękami.
-Myślałaś że wypiję to świństwo które mi dorzuciłaś?? -zaśmiał się szorstko. -Nie jestem taki głupi, twój plan się nie powiódł, a teraz pójdziesz spać z aniołkami mała dziwko.
Czyli to nie była wina Beau to ja nie dopilnowałam żeby wypił zawartość właściwej szklanki. Poczułam uderzenie i kujący ból z tyłu głowy po czym upadłam na ziemię tracąc kontakt z rzeczywistością.

Śmierć okazała się być dużo szybsza niż myślałam, niczego nie poczułam, żadnego bólu, żadnego niepokoju, żadnego zdezorientowania, zupełnie jakby to było coś naturalnego, ot co zwyczajne przejście na drugą stronę. Dziwił mnie jedynie ucisk na nadgarstkach który nasilał się w miarę tego jak starałam się nimi poruszać. Stwierdziłam że jestem już gotowa otworzyć oczy i zobaczyć w jakie miejsce trafiłam. Rozejrzałam się po pomieszczeniu które wydawało mi się być podejrzanie znajome, ten sam stolik, ta sama kanapa, ten sam obraz na ścianie. Jakbym już kiedyś tu była, mój mózg pomimo moich wysiłków odmówił jakiejkolwiek współpracy, kojarzenie faktów było najwyraźniej zbyt trudne. Wszystko się rozjaśniło kiedy do pokoju wszedł chłopak o ciemnych włosach i jeszcze ciemniejszych, zionących żywą nienawiścią, oczach. Wszystkie wspomnienia wróciły nagle, jak film z którego widziałam jedynie wybrane sceny, zatrzymałam się na ostatniej z nich kiedy chłopak który teraz kucnął przede mną, mierzył do mnie z pistoletu. Szarpnęłam się kiedy wszystko do mnie dotarło, wcale nie umarłam po prostu straciłam przytomność, ucisk na moich nadgarstkach to lina którą są przywiązane do oparcia krzesła.
-Chyba walnąłem cię trochę mocniej niż zamierzałem- poklepał mnie po policzku.- Pobudka nie mam ochoty trzymać tu śpiącej królewny- wyprostował się przeciągając się teatralnie. Jego podciągnięta koszulka ukazała pistolet wsunięty za pasek spodni, czyli traktował to jako ostrzeżenie.
-Jeżeli będziesz współpracować to jest nadzieja że będę dla ciebie delikatny, ale jeśli nie...- wyciągnął pistolet i przejechał lufą po moim policzku. -Będziemy musieli porozmawiać inaczej.
Zacisnęłam zęby, nie bałam się go, kiedy na niego patrzyłam nawet najmniejsza część mojego ciała nie trzęsła się ze strachu. Może to dlatego że już nie pierwszy raz byłam w sytuacji która zagrażała mojemu życiu, tylko czy do czegoś takiego w ogóle można przywyknąć, czy można się przyzwyczaić do tego że każdy tylko szuka dogodnej sytuacji żeby wysłać cię na tamten świat. Chyba nie. W moim przypadku trafniej byłoby stwierdzić, że mam swój cel do którego dążę i nic co stanie mi na drodze nie przeszkodzi mi w realizacji planu. Pojawiało się tylko jedno nurtujące pytanie: Do czego byłam mu potrzebna?? Skoro nie zabił mnie od razu a to zdaniem Luke'a miał zwyczaj robić ze szpiegami musiał mieć wobec mnie jakieś zamiary.
-Nie traćmy czasu, dla kogo pracujesz i co miałaś ode mnie zwinąć??-powiedział szorstko opierając się o ścianę.
Czegoś tu nie rozumiałam przecież wzięłam z jego sejfu to po co tu przyszłam, poruszyłam się i poczułam że fiolka z antidotum wciąż tkwi w moim staniku. Przeanalizowałam moją obecną sytuację i zdałam sobie sprawę z tego że miałam dwie możliwości. Pierwsza była prosta, odpowiem na wszystkie jego pytania, zdradzając przy tym jedynych ludzi na których mi zależy i  będę liczyła na jego łaskawość. Właściwie jeżeli dowie się wszystkiego czego chce nie będę mu już do niczego potrzebna, a wtedy nie będzie miał już po co trzymać mnie przy życiu. Druga była nie mniej pesymistyczna, mogłam milczeć jak grób i czekać aż będzie na tyle wkurzony że mnie zabije. Skoro obie z nich kończyły się śmiercią wybór wydawał się prosty.
-Nie słyszałaś co powiedziałem??- krzyknął podchodząc do mnie. -Gadaj dla kogo pracujesz- wściekłość w jego oczach nie robiła na mnie żadnego wrażenia. Nawet mój instynkt samozachowawczy nie próbował przejąć panowania nad moim ciałem.
-Nie pracuje dla nikogo chciałam po prostu zdobyć trochę kasy.
-Przestań kłamać suko- wymierzył mi siarczysty policzek. Poczułam w ustach ostry, metaliczny smak krwi. Spojrzałam na niego delikatnie się uśmiechając, aż sapał ze wściekłości, tak mocno zaciskał pięści, że zbielały mu kostki, a ścięgna w nadgarstku napinały się niczym struny. Wiedziałam że to jeszcze nie koniec, a on jest gotowy na kolejny cios, ale ja nie zamierzałam zmieniać mojego postanowienia. Nagle urządzenie w moim uchu zaczęło piszczeć i wydawać odgłosy jak zepsute radio, chłopak nie czekał długo wyciągnął je i przyglądnął mu się uważnie. Przeczesał palcami włosy, jego złowrogi uśmieszek nie zapowiadał niczego dobrego.
-A więc jesteś szpiegiem- zacisnął dłoń z której po chwili wytrzepał jedynie małe okruszki. -Nie martw się na takich jak wy mam specjalne sposoby.
Znikł za drzwiami, to była moja ostatnia szansa i miałam zamiar ją wykorzystać, usiłowałam rozluźnić węzeł na nadgarstkach pocierając nimi o siebie, ale spowodowało to tylko większe obtarcia. Wpadłam na kolejny plan, malutkimi podskokami planowałam dostać się do kuchni, tak musiało być coś co pomogło by mi się uwolnić. Niestety mój oprawca wrócił wcześniej niż się tego spodziewałam, zdążyłam pokonać może jedną dziesiątą całej trasy. Wszedł do pokoju z małą metalową teczką którą delikatnie położył na stole.
-Nawet nie myśl że uda ci się zwiać - prychną niezadowolony nawet na mnie nie patrząc. Wiedziałam że jego umysł jest teraz zawładnięty przez zawartość tej teczki, której szczerze mówiąc powoli zaczynałam się bać. Serce omal nie wyskoczyło mi z piersi kiedy wyciągnął strzykawkę z zielonkawym płynem i ogromną igłą. Moje myśli same popędziły w stronę James'a on został otruty, a jeżeli to właśnie ta trucizna, a jeżeli i ja ją dostanę. Szczerze mówiąc wolałabym już gdyby mnie zastrzelił wtedy przynajmniej odbyło by się to szybko, kilkunastogodzinne leżenie i czekanie na śmierć ze świadomością że niczego nie możesz zrobić zdecydowanie nie było dla mnie.
-Co to jest?? - zapytałam łamiącym się głosem, na co on jedynie szerzej się uśmiechnął lustrując uważnie zawartość strzykawki.
-To moja droga jest serum prawdy- ton jego głosu był wyjątkowo spokojny. Podszedł do mnie, zacisnęłam pięści starałam się jak najdalej od niego odsunąć. Złapał moją rękę tak mocno że uniemożliwił mi jakiekolwiek ruchy, patrząc mi prosto w oczy wbił igłę pod moją skórę. Kiedy poczułam jak zimny płyn rozchodzi się po moich żyłach wpadłam w panikę, serce waliło mi jak oszalałe, oddech stał się płytki i urywany. Wiedziałam że od tej pory nie będę umiała panować nad tym co mówię, żadne sekrety nie były już bezpieczne, jednak najbardziej się bałam że dowie się po co tu przyszłam, strata antidotum byłaby równoznaczna ze skazaniem Jamesa na śmierć. Nie mogłam na to pozwolić. Czułam na sobie jego spojrzenie, zapewne czekał na pierwsze objawy tego że substancja którą mi podał zaczęła działać, w pewnym momencie usłyszałam jak ktoś odbezpiecza broń.
-Odsuń się od niej  - usłyszałam kobiecy głos dochodzący zza jego pleców. Miałam wrażenie jakbym skądś znała ten głos, mało tego byłam pewna że go znam, jednak za nim zdążyłam przeszukać moją pamięć, on wstał i odsunął się na kilka kroków ode mnie ukazując mi postać średniego wzrostu dziewczyny o perfekcyjnej figurze, długich kręconych ciemnych włosach i jasnoniebieskich oczach. Od razu dotarło do mnie z kim miałam do czynienia, Kate była moją przyjaciółką odkąd pamiętam, każdą wolną chwilę spędzałyśmy razem co nie cieszyło moich rodziców którzy byli przeciwni temu żebym się z nią zadawała, uważali że ma na mnie zły wpływ. Zniknęła nagle w wieku trzynastu lat do dziś pamiętam dzień w którym znalazłam list od niej w którym pisała że się zakochała i chce od tej pory mieszkać z nim, to było dość dziwne wyznanie jak na dziecko w jej wieku, ale sześć miesięcy poszukiwań nie przyniosło żadnych rezultatów, zapadła się jak kamień w wodę. Przez ostatnie cztery lata nie miałyśmy ze sobą żadnego kontaktu, więc prawdopodobieństwo tego że to naprawdę ona było niemal zerowe. Jednak jakiś głośik głęboko w zakamarkach mojej świadomości podpowiadał mi że się nie mylę.
-Kate co to wyprawiasz?? - szepnął zdezorientowany, ale w jego głosie dało się wyczuć nutę paniki. To że użył jej imienia uświadomiło mi że miałam rację, a kilka metrów przede mną stała moja najlepsza przyjaciółka której nie widziałam od czterech lat - Odłóż ten pistolet i przestań świrować - zbliżył się do niej, ale ona złapała pistolet w obie ręce i wycelowała prosto w jego klatkę piersiową. Nie żartowała, było to widać po sposobie w jaki na niego patrzyła. Nigdy wcześniej nie widziałam żeby ktoś posyłał drugiej osobie tak pełne pogardy i obrzydzenia spojrzenie.
-Nie, nie przestanę, nie tym razem już za długo to co robisz uchodzi ci na sucho- zbliżała się do mnie krok po kroku wciąż do niego celując. Sięgnęła za pasek spodni i wyciągnęła nóż, jednym szybkim pociągnięciem przecięła liny krępujące moje nadgarstki. Odruchowo potarłam obolałe miejsca.-Teraz wreszcie zapłacisz za wszystko co zrobiłeś mi i każdej innej dziewczynie.
Cały czas przyglądałam jej się uważnie, musiałam przyznać że bardzo zmieniła się od czasu kiedy widziałam ją po raz ostatni, przybrała bardziej kobiecych kształtów, przestała nosić włosy w dwóch warkoczach, które zawsze były jej znakiem rozpoznawczym. Jednak jak dla mnie bardziej zmieniła się pod względem charakteru, od zawsze miała silną osobowość za co ją podziwiałam, ja nigdy nie potrafiłam postawić na swoim, albo sprzeciwić się moim rodzicom, dla mnie od zawsze ich zdanie było święte i nie wolno było go odrzucić. Dopiero w tym momencie dotarło do mnie jak wielką sama przeszłam przemianę w ciągu ostatnich kilku miesięcy, z szarej myszki która prawie całe swoje dotychczasowe życie spędziła w szkole chcąc zadowolić rodziców nawet wbrew sobie, zmieniłam się w kobietę która jest świadoma własnej wartości i na tyle silna, aby samodzielnie decydować o swojej przyszłości. Byłam dumna z siebie, i z tego czego do tej pory dokonałam.
-Jess idź do garażu i weź samochód - wcisnęła mi do ręki kluczyki. Nie chciałam jej tu zostawiać, nie było mowy o tym żebym mogła ją znowu stracić po tym jak właśnie ją odzyskałam.
-A ty?? -zapytałam ledwo słyszalnie, zastanawiając się dlaczego głos, aż do tego stopnia grzęźnie mi w gardle.
-Spokojnie zaraz do ciebie dołączę muszę tylko załatwić z nim jedną sprawę - ton jej głosu sugerował że doskonale wie co robi i nie mam się czym martwić, gdyby to jednak było takie proste. Rzuciła mi porozumiewawcze spojrzenie po czym uśmiechnęła się szeroko. -No dalej idź już.
Nie czekając na kolejną prośbę z jej strony ruszyłam korytarzem, z tego co zapamiętałam z planu który przedstawiał nam Beau, do garażu miały prowadzić ostatnie drzwi po prawej, bez namysłu skierowałam się właśnie do nich. Schody na dół doprowadziły mnie do ogromnej hali zastawionej samochodami, było ich przynajmniej dwadzieścia, skąd miałam wiedzieć do którego z nich dostałam kluczyki. Kate doskonale wiedziała że będziemy miały mało czasu więc... stanęłam przy pierwszym z nich srebrny sportowy samochód nie umiałam ocenić jakiej marki. Odetchnęłam z ulgą kiedy drzwi się otwarły wśliznęłam się za kierownicę i odpaliłam silnik. Usiłowałam uspokoić mój urywany oddech, wszystko działo się tak szybko, że nie miałam czasu się nad niczym zastanawiać jeszcze trzy minuty temu siedziałam tam przywiązana do krzesła czekając na pewną śmierć. Dwa przeraźliwie głośne strzały zagłuszyły na chwilę warkot silnika, wstrzymałam oddech wpatrując się w ostatnie stopnie schodów, sekundy mijały ale nikt się nie pojawiał. No dalej Kate przecież wiem że dałaś sobie radę, oczy zaczęły piec mnie od łez, przecież nie mogło być inaczej, nie przyjmowałam pod uwagę żadnego innego scenariusza. Nagle zobaczyłam ją zbiegającą po schodach, w kilka sekund znalazła się na siedzeniu obok mnie.
-Szybko ruszaj - krzyknęła, a ja nacisnęłam z całej siły pedał gazu. Auto w mgnieniu oka wyrwało do przodu. Kiedy wyjechałyśmy na podjazd brama dopiero się otwierała, zwolniłam żeby pozwolić jej się w pełni otworzyć, właśnie wtedy ktoś na werandzie otworzył ogień. Schyliłam się słysząc świstanie kolejnych kul, jedna z nich trafiła w tylną szybę która rozprysnęła się na drobne kawałeczki zasypując tylne siedzenie. Tego było już za wiele , nie miałam zamiaru czekać aż wreszcie uda mu się trafić we mnie. Wcisnęłam gaz i brama obiła się o maskę samochodu tworząc na niej podłużne wgniecenia. Włączyłam światła wyjeżdżając na ulicę była zupełnie pusta jak nigdy, popatrzyłam na mój zegarek no jasne trzecia w nocy, to oznaczało że byłam nieprzytomna dużo dłużej niż mi się wydawało.
-Co ty do cholery u niego robiłaś?? -zapytała Kate rzucając mi spojrzenie w stylu ''kogo jak kogo ale ciebie się tam nie spodziewałam''.
-Można powiedzieć że miałam do niego mały interes - sięgnęłam do stanika i wyciągnęłam fiolkę z antidotum, na szczęście wciąż była cała. Zacisnęłam ją w dłoni.- To jest to po co tam byłam.
-Mam rozumieć że ryzykowałaś życie dla jakiegoś płynu??- żartobliwy ton jej głosu sprawił że przypomniałam sobie za co tak bardzo ją uwielbiałam, potrafiła z wszystkiego żartować i niczego nie traktowała poważnie. Tak to właśnie moja przyjaciółka.
-To antidotum mój przyjaciel go potrzebuje- tuż za nami jeden po drugim z ciemności wyłoniło się cztery samochody.  Kate też je zobaczyła.
-Cholera mamy towarzystwo-  zaklęła po czym sięgnęła po pistolet w ostatnim momencie złapałam ją za rękę. Zmarszczyła brwi patrząc na mnie podejrzliwie.
-Spokojnie oni są ze mną - odpowiedziałam kiedy za kierownicą czarnego mustanga spostrzegłam Luke'a.
-Jak to z tobą??-wydawała się być jeszcze bardziej zdezorientowana niż ja kiedy zobaczyłam ją u Ryan'a w domu. Jasne przecież nic o sobie nie wiedziałyśmy, jednak cztery lata to czas przez który wiele może się zdarzyć.
-Przystąpiłam do gangu -zakomunikowałam zjeżdżając z drogi na pobliski parking, wszystkie auta jadące za nami zrobiły to samo. Luke w ułamku sekundy pojawił się koło moich drzwi, otworzył je i wyciągnął mnie z samochodu niemal na siłę. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć złączył nasze usta w pocałunku którego intensywność kolejny raz odebrała mi głos. Przyłożył dłonie do moich policzków przez kilka sekund patrząc w moje oczy. Wyraz ulgi na jego twarzy nie mógł się równać z niczym innym, nie przypominałam sobie żeby kiedykolwiek patrzył na mnie z takim utęsknieniem.
-Straciliśmy łączność myślałem... że już cię nie zobaczę - pierwszy raz to jemu a nie mi łamał się głos, dopiero teraz poczułam jak trzęsły mu się ręce. Objęłam go ramionami usiłując pokazać mu że jestem prawdziwa, jestem tu z nim i nie mam zamiaru go już nigdy zostawiać.
-Spokojnie wszystko w porządku i zobacz co mam- pomachałam mu przed oczami fiolką którą wciąż trzymałam w dłoni. Podniósł mnie i obrócił wkoło kilka razy.
-Mówiłem ci już że jesteś wielka??
-Dobrze, dobrze może i jestem ale możesz mnie już puścić??- roześmiałam się kiedy postawił mnie na ziemi. W sekundzie spoważniał wbijając wzrok w szybę samochodu. No jasne Kate. Skierował rękę w stronę broni ale skrytykowałam go spojrzeniem.
-Kto to jest??- wyszeptał, nie odrywając od niej wzroku.
-To Kate moja przyjaciółka.
-Przyjaciółka??- zmarszczył brwi przenosząc wzrok na mnie. -Przecież ty nie masz przyjaciółek, kiedy cię śledziłem nie spotkałaś się z nią ani razu.- Postanowiłam zignorować to że kolejny raz wspominał o tym jak mnie śledził, wolałam nie wracać do tego myślami.
-Bo nie widziałyśmy się przez ostatnie cztery lata.
-Więc skąd wiesz że nie jest szpiegiem??- jego podejrzliwość względem wszystkich zaczynała mnie denerwować, rozumiałam że robił to ze względów bezpieczeństwa, ale nie można było z tym aż tak przesadzać.
-Ufam jej i ty też powinieneś w końcu uratowała mi życie.
-Co takiego?? - otwarł szerzej oczy ze zdziwienia.
-To długa historia opowiem ci ją w domu teraz musimy się spieszyć.

2 komentarze: