Po tym jak podałam James'owi antidotum zasnął, a jego oddech powoli zaczął się normować. Siedziałam chwilę wpatrując się w niego, pomimo że najchętniej pobiegłabym do salonu i wysłuchała opowieści Kate z całych czterech lat naszej rozłąki, ale musiałam mieć stu procentową pewność że antidotum zadziałało. W drodze powrotnej ja przedstawiłam jej moją historię, nie omijając żadnych szczegółów co nie bardzo podobało się Luke'owi. Rozumiałam jego metodę ograniczonego zaufania, i doskonale wiedziałam dlaczego ją stosuje, ale chyba miałam prawo podzielić się wrażeniami z najlepszą przyjaciółką.
Przykryłam Jamesa kocem, wyszłam na palcach z jego pokoju zamykając za sobą drzwi. Schodząc po schodach zauważyłam coś dziwnego z dołu nie dobiegały żadne odgłosy, nie było słychać żadnych rozmów a nawet szeptów, zupełnie nic. To nie było w ich stylu zazwyczaj po udanej akcji nie stronili od alkoholu i narkotyków przez co w domu robił się nieznośny hałas.
Weszłam do salonu uśmiechając się od ucha do ucha nie miałam zamiaru ukrywać tego że byłam z siebie dumna, miałam do tego prawo i chciałam z niego korzystać.
-Wygląda na to że z James'em już lepiej -zaczęłam pogodnie, ale nastrój panujący w pokoju nawet w najmniejszym stopniu nie przypominał radości. Kate siedziała na środku kanapy wbijając zakłopotany wzrok w niski stolik stający przed nią. Luke siedział naprzeciwko niej, reszta rozproszona po całym salonie patrzyła na nią jak hieny czekające na jakieś jej potknięcie i okazję do ataku. Usiadłam koło niej wciąż nie tracąc dobrego humoru, wiedziałam że oni na początku dosyć oschle podchodzą do nowych, ale kiedy poznają ją bliżej na pewno pokochają ją tak bardzo jak ja. No dobrze trochę koloryzowałam rzeczywistość wystarczyło by żeby zaakceptowali ją jak jedną ze swoich tak jak mnie. O nic więcej nie prosiłam.
-Teraz mamy wystarczająco czasu - nie umiałam ukryć swojego podekscytowania. -Opowiadaj wszystko i to ze szczegółami.
-No dobrze. Ale... -powiodła wzrokiem po chłopakach. -Muszę przy nich??
Beau uderzył pięściami w stół że aż podskoczyłam.
-Chyba że masz coś do ukrycia- prychnął, wbijając w nią jedno z tych swoich morderczych spojrzeń.
-Przestań -warknęłam. -Zachowujesz się jak jakiś psychopata, wyobraź sobie że nie każdy planuje cię zabić.
-Ty za to jesteś naiwna- wyprostował się i odsunął o dwa kroki.- Tacy jako pierwsi lądują w kostnicy.
Na jego słowa przeszył mnie dreszcz, ale nie miałam zamiaru tego po sobie pokazać, nie chciałam dać mu tej satysfakcji, zasługiwałam na szacunek i miałam zamiar to egzekwować.
-Gdyby nie ja James by już nie żył więc z łaski swojej racz się zamknąć, bo to ja a nie ty zdobyłam antidotum. -Miałam obrzucić go jeszcze kilkoma wyzwiskami które udało mi się wymyślić na prędce, ale Kate złapała mnie za rękę kręcąc głową.
-Nie warto - zaczęła łagodnie.- Nie mam nic do ukrycia -jej wzrok powędrował w stronę Beau- opowiem wam wszystko. Kiedy miałam trzynaście lat uciekłam z domu i zamieszkałam z Jev'em. Był moją pierwszą wielką miłością, chociaż jak teraz na to spojrzę to raczej przypominało chorą obsesję na jego punkcie, byłam tak bardzo w niego zapatrzona że nie zwracałam uwagi na jego wady. Był naćpany przez prawie cały czas, a kiedy był pod wpływem nie panował nad sobą i robił się agresywny do tego stopnia że cztery razy wylądowałam przez niego w szpitalu, zawsze używałam fałszywego nazwiska i dokumentów, żeby policji ani rodzicom nie udało się mnie namierzyć. Ocknęłam się dopiero kiedy któregoś razu zaczął do mnie strzelać, stwierdziłam że tego już za wiele i wyniosłam się od niego. Na moje nieszczęście zdążyłam uzależnić się od narkotyków. Po dwóch tygodniach na jednym z wyścigów błagałam wszystkich o działkę. Ryan mi pomógł, przez jakiś czas dawał mi narkotyki tak po prostu bez konieczności płacenia za nie, wtedy nie widziałam w tym nic złego ot co zwykła pomoc komuś kto zaliczył dołek, dopiero później zrozumiałam że miał w tym swój ukryty biznes -jej głos nabrał nieco rozgoryczony ton.-Kiedy mój dług u niego był już wystarczająco duży żebym nie dała rady go spłacić zażądał całej sumy, natychmiast. Nie mogłam nic zrobić kazał mi iść na ulicę, zabierał trzy czwarte moich zarobków na poczet mojego długu i tego że wciąż dostarczał mi narkotyki. -Jej słowa docierały do mnie z opóźnieniem. Pracowała na ulicy, ale czy to znaczy, że... No jasne a co innego mogło by to znaczyć. Chciałam coś powiedzieć wyrazić jakoś moje wsparcie, ale nie umiałam dobrać odpowiednich słów.- Ale ja przestałam brać udowodniłam sobie że mam wystarczająco silną wolę żeby nad tym zapanować i udało mi się, od tamtej pory tylko czekałam na dogodną sytuację żeby się go pozbyć. To nie było łatwe, on nas pilnował, byłyśmy jego własnością i żaden bunt nie wchodził w rachubę, jeżeli ktoś mu się sprzeciwił dziwnym trafem nagle znikał z powierzchni ziemi. Długo musiałam czekać, ale kiedy zobaczyłam ciebie uznałam że muszę działać.-Wytarła wierzchem dłoni łzy które zaczęły spływać po jej policzku. -Kiedy pobiegłaś do garażu zabiłam go, wreszcie odpłaciłam się za te lata upokorzeń i poniżania.
Siedziałam wpatrzona w nią szeroko otwartymi oczami, każda reakcja wydawała mi się nie na miejscu. Przytuliłam ją mocno czując że nie dam rady nic powiedzieć. Przeszła przez prawdziwy horror, coś czego nie da się opisać słowami. Mój mózg sam przypomniał mi o tym jak zostałam zgwałcona, wciąż nie mogłam się z tego otrząsnąć, okropne obrazy które stanęły mi przed oczami sprawiły że zacisnęłam mocniej powieki, zacieśniając mój uścisk na jej ciele.
Jai zakaszlał znacząco zdezorientowana spojrzałam na niego, kciuki trzymał w kieszeniach jeansów, przygryzając wargę.
-Jess możemy porozmawiać??- uniosłam jedną brew w pytającym geście. Kiwnął głową sugerując żebyśmy poszli na górę, zdziwiła mnie jego nagła zmiana frontu, to nie było do niego podobne. Spojrzałam przepraszająco na Kate po czym ruszyłam za nim po schodach.
-Wreszcie przestałeś się na mnie dąsać??-zapytałam kiedy przekroczyliśmy próg jego pokoju. Nie odpowiedział, w zamyśleniu przeczesał palcami włosy wyglądał jakby zastanawiał się czy w ogóle powinien ze mną rozmawiać. Jeżeli kolejny raz miała zamiar wmawiać mi jak bardzo Luke jest zły to czekała go niemiła niespodzianka, bo ja nie miałam zamiaru tego słuchać.
-Wiesz że oni się znają??- zaczął wreszcie.
-Jacy ''oni''?? -zapytałam mrużąc oczy, zupełnie nie rozumiałam o co mu chodzi.
-Luke i Kate -odpowiedział bez namysłu.
-No tak poznali się chwilę temu.
-Nie bądź naiwna, postanowiłem z tobą porozmawiać tylko dlatego że nie mogę patrzeć na to jak cię okłamują. Oni doskonale się znają i to od dłuższego czasu, kilka razy udało mi się przyłapać ich razem. Oni ze sobą sypiają, rozumiesz- nieznacznie podniósł głos.
To nie mogła być prawda, na pewno nie, zdawałam sobie sprawę z tego że on był przeciwny mojemu związkowi z jego bratem, ale posunięcie się do tak okropnego kłamstwa było już grubą przesadą. Nie mogłam pozwolić żeby oczerniał dwie tak bliskie mi osoby, były granice których nawet on nie mógł przekraczać.
-Posłuchaj mnie bardzo cenię sobie twoją przyjaźń i uważam cię za jedną z nielicznych osób którym mogę powiedzieć o wszystkim, ale ty musisz się w końcu pogodzić z tym że ja nie zostawię Luke'a. To nawet nie wiesz jak bardzo ranisz mnie zmyślając takie kłamstwa.
-Uważasz że kłamię -przerwał mi gorzko się uśmiechając. -Uwierz mi nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jak bardzo chciałbym kłamać. Chodź - złapał mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą, zanim zdążyłam zaprotestować.
-Przestań, co ty robisz??- szarpnęłam się, ale trzymał mnie za mocno. Czyżby już zupełnie mu odbiło, ciężko było w to uwierzyć, ale sprawiał takie wrażenie. Nigdy wcześniej nie zachowywał się tak irracjonalnie.
-Cii -przyłożył palec do moich ust.- Udowodnię ci że nie kłamię.- Postawił mnie przed sobą zaraz przy drzwiach salonu. Nie pierwszy raz miałam podsłuchiwać, w tym domu był to jeden z nielicznych niestety sposobów na poznanie prawdy.
- Jeżeli powiesz jej o czymkolwiek, obiecuje że tego pożałujesz. Nasz związek jest teraz na okresie próbnym i nie mogę sobie pozwolić żeby się o tym dowiedział. Rozumiesz?? Nie mogę pozwolić jej odejść, za bardzo ją kocham.- Kiedy usłyszałam głos Luke'a zdziwiłam się czyżby to co mówił Jai nie było wyssaną z palca bujdą. Nie możliwe, on na pewno nie rozmawiał z nią, na pewno źle coś zrozumiałam.
-Myślisz że ja chciałabym ją tak zranić?? Jest moją przyjaciółką i życzę wam wszystkiego co najlepsze. Możesz być pewien tego że ode mnie nie dowie się o tych kilku nocach.
Nogi się pode mną ugięły, a świat zawirował. Jak to on??? On i Kate??? To było obrzydliwe, żołądek podszedł mi do gardła powodując mdłości, czułam jak coś zaciska mi się na płucach. Zaczęłam się dusić, potrzebowałam powietrza, przebiegłam przez salon kierując się w stronę drzwi, nawet na nich nie spojrzałam, nie dałabym rady. Stanęłam na podjeździe przeczesując palcami włosy, nie wiedziałam kiedy moje policzki zrobiły się mokre od łez. Usłyszałam za sobą kroki, dlaczego nie mogli mnie teraz zostawić samej?? Dlaczego nie mogli uszanować tego że potrzebuje trochę prywatności, żeby poukładać sobie wszystko w głowie.
-Jessica pozwól mi wytłumaczyć -Luke dotknął delikatnie moich pleców, odruchowo zrobiłam dwa kroki do przodu.
-Kto powiedział że chce słuchać twoich wyjaśnień??-starałam się zachować ostry ton ale przez łzy głos mimowolnie mi się łamał.
-To było dawno temu jeszcze zanim cię poznałem - zaczął pomimo mojego sprzeciwu.- Dobrze wiesz że czasami ciężko mi nad sobą zapanować. -To miało być jego wytłumaczenie?? Było bardziej żałosne niż się tego spodziewałam, ale po głębszym zastanowieniu doszłam do wniosku że zareagowałam zdecydowanie za bardzo emocjonalnie, nie mogłam winić ich za to co stało się tak damno. Ale zostawała jeszcze jedna kwestia.
-Wiesz co ja się kiedyś z tym pogodzę- odwróciłam się w jego stronę patrząc w jego skruszone oczy. -Jakoś dam sobie radę z tym że mój chłopak i moja najlepsza przyjaciółka kiedyś ze sobą sypiali, ale nie mogę zrozumieć jednego, dlaczego chciałeś mnie okłamywać?? Dlaczego po prostu nie powiedziałeś mi prawdy??
Spuścił wzrok, wzdychając ciężko, ewidentnie chciał uniknąć odpowiedzi.
-I tak tego nie zrozumiesz.
-Nie obchodzi mnie to po prostu powiedz.
-Dobrze- podniósł głos. -Dobrze - powtórzył łagodniej. -Zrobiłem to bo nie chciałem cię ranić. Nie mogę cofnąć czasu i zmienić tamtych decyzji, ale uznałem że będzie lepiej jeżeli zachowamy to tylko między sobą, chciałem uniknąć właśnie tego, widzisz jak się teraz czujesz??
Otwarłam usta żeby kolejny raz wykrzyczeć mu jaki jest beznadziejny, ale zauważyłam że miał jednak trochę racji, to zdarzyło się dawno temu i nie miało najmniejszego wpływu na to co teraz było między nami, jego przeszłość ukrywała jeszcze wiele takich okropnych sekretów, a ja chyba nie chciałam znać ich wszystkich. Wzięłam głęboki wdech żeby mój głos zabrzmiał naturalnie.
-Ile razy korzystałeś z usług takich dziewczyn?? - Zapytałam pomimo tego że odpowiedź na to pytanie miała mnie wiele kosztować, byłam gotowa na prawdę, nawet tą najbardziej bolesną, im wcześniej ją poznam tym szybciej będę mogła się z nią pogodzić.
-A czy to ważne??- przyłożył dłoń do mojego policzka delikatnie go głaszcząc.
-Chce wiedzieć -powiedziałam stanowczo, łapiąc go za nadgarstek.
-Kilka.
-Kilka??-powtórzyłam, unosząc pytająco jedną brew.
-No może kilkanaście- spuściłam wzrok ze spokojem przyjmując gorzką prawdę. Zdawałam sobie sprawę z tego, że przede mną miał wiele kobiet, ale świadomość że korzystał z usług prostytutek była czymś okropnym.
-Zabierz mnie do domu- wyszeptałam ledwo słyszalnie. Miałam dość wszystkiego, dość mojego obecnego życia, niech ten pieprzony dzień się wreszcie skończy. Moim największym pragnieniem było położyć się do łóżka i zapomnieć o wszystkim co się wokół mnie działo.
-Dobrze idź do samochodu, ja lecę po kluczyki i cię stąd zabiorę - Przytulił mnie do siebie z całej siły, położyłam głowę na jego klatce piersiowej słuchając bicia jego serca. Zamknęłam oczy w jego ramionach pomimo wszystko czułam się bezpieczna, nieważna była jego przeszłość, nieważne było to że wkraczając w jego świat ryzykowałam swoim życiem. Liczyło się tylko to, tylko ta jedna ulotna chwila w jego ramionach, tylko ta chwila w której czułam że jestem w pełni szczęśliwa. Odsunął się delikatnie i spojrzał mi głęboko w oczy.
-Nawet nie wiesz jak ja cię kocham -wyszeptał, po czym jego wargi musnęły moje czoło. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć zniknął za drzwiami. Kierując się w stronę samochodu zdałam sobie sprawę że nie postępowałam zbyt uczciwie, zostawianie Kate z ludźmi którzy nie są do niej pozytywnie nastawieni nie było koleżeńskie.
A co tam-skarciłam się w myślach, ona jest już dużą dziewczynką jakoś sobie poradzi. Wsiadłam do auta, Luke niemal natychmiast do mnie dołączył. Uśmiechnął się szeroko lustrując mnie wzrokiem, zupełnie zapomniałam o tym że wciąż miałam na sobie te okropne ubrania.
-Proszę - rzucił mi swoją czarną bluzę którą odruchowo złapałam -pomyślałem że jest ci zimno.
-Dzięki- odpowiedziałam wsuwając ręce w rękawy, kiedy poczułam zapach jego perfum mimowolnie się uśmiechnęłam. Właśnie za to tak bardzo go uwielbiałam, dla wszystkich był bezdusznym, bezlitosnym gangsterem, ale dla mnie stawał się czuły i opiekuńczy.
Złapał mnie za rękę i splótł nasze palce.
-To był ciężki dzień księżniczko - stwierdził, a ja przytuliłam sobie jego dłoń do policzka.- Spisałaś się dzisiaj więc zasłużyłaś na odpoczynek.
-Mhm -wymruczałam na wpół śpiąc. Za oknami zaczynało już świtać a mi nieprzespana noc powoli zaczynała dawać się we znaki.
Nawet nie zauważyłam kiedy zajechaliśmy przed dom. Wysiadłam przecierając oczy, Luke podszedł do mnie śmiejąc się, gdybym nie była tak bardzo śpiąca na pewno powiedziałabym mu coś na temat tego złośliwego uśmieszku.
-Nie wiedziałem że jesteś aż tak zmęczona- zanim zrozumiałam co się ze mną dzieję znalazłam się na jego rękach.
-Co ty robisz?? -zapytałam skołowana.
-Jak to co zaniosę cię do łóżka.
-Wiesz że nie musisz tego robić??- zapytałam, ale wtuliłam się w niego.
-Ale chce.
Stanął pod drzwiami i znieruchomiał napinając wszystkie mięśnie, podniosłam głowę i przyjrzałam mu się uważnie.
-Co się stało?? -wyszeptałam. Nie zwrócił nawet uwagi na to że coś do niego mówiłam, odstawił mnie na ziemię i wyciągnął pistolet zza paska. Od razu się rozbudziłam.
-Zostań tu ja sprawdzę dom - wszedł do środka zostawiając mnie zupełnie zdezorientowaną, dopiero po chwili spojrzałam na drzwi których zamek był wyłamany. Teraz wszystko jasne ktoś się do nas włamał tylko kto to mógł być?? I z jakiego powodu przecież nie trzymamy w domu żadnych cennych przedmiotów. Chociaż... Luke na pewno miał swoje tajemne pomieszczenie w którym trzymał broń. Moje spekulacje przerwał hałas tłuczonego szkła, zawahałam się przez chwilę przecież nie powinnam wchodzić dopóki Luke mi na to nie pozwoli, ale jeżeli jest w niebezpieczeństwie?? Wbiegłam do środka dając spokój analizom. W salonie na podłodze zobaczyłam mojego chłopaka siedzącego na jakimś mężczyźnie i okładającego go pięściami. Wokół nich pełno było odłamków szkła.
-Zostaw go - krzyknęłam, nie chciałam żeby zakatował go na śmierć. -Słyszysz zostaw go - najchętniej podbiegłabym do niego i zaczęła go odciągać, ale wiedziałam że bardzo tego nienawidził. Jednym zgrabnym ruchem odwrócił mężczyznę twarzą do podłogi i wywinął jego ręce na plecy przytrzymując je mocno.
-Po co tu przyszedłeś?? -zapytał ostro. Na kilka sekund zapadła cisza, tak głucha że usłyszałam przyspieszone bicie własnego serca. Wiedziałam że Luke szybko traci cierpliwość, szarpnął mężczyznę za włosy odginając jego głowę do tyłu, po to żeby z impetem uderzyć nią o ziemię. Zapiszczałam po czym zasłoniłam usta dłońmi, chciałam powstrzymać płacz więc skupiłam się na unormowaniu oddechu. Mężczyzna splunął krwią i podniósł wzrok na mnie wyszczerzając swoje zakrwawione zęby w uśmiechu.
-To przez nią tu jestem jej rodzice mnie wynajęli miałem cię zabić, a ją odstawić do domu.
niedziela, 28 czerwca 2015
poniedziałek, 22 czerwca 2015
Rozdział 31
Uniosłam ręce w geście poddania, nie miałam ochoty drażnić kogoś kto w każdym momencie może pociągnąć za spust, tak właściwie to dziwne było to że jeszcze tego nie zrobił.
Cztery do sześciu minut, tak Beau?? Cholera- przeklęłam w myślach jak mogłam uwierzyć komuś kto od zawsze mnie nienawidził i tylko szukał dogodnej sytuacji żeby się mnie pozbyć. Sama byłam sobie winna, chciałam udowodnić że nadaję się do grupy której głównym zadaniem jest zabijanie, więc się doigrałam. Ale przysięgam że nie ujdzie mu to na sucho, jeżeli uda mi się wyjść z tego cało zabiję tego idiotę, uduszę go własnymi rękami.
-Myślałaś że wypiję to świństwo które mi dorzuciłaś?? -zaśmiał się szorstko. -Nie jestem taki głupi, twój plan się nie powiódł, a teraz pójdziesz spać z aniołkami mała dziwko.
Czyli to nie była wina Beau to ja nie dopilnowałam żeby wypił zawartość właściwej szklanki. Poczułam uderzenie i kujący ból z tyłu głowy po czym upadłam na ziemię tracąc kontakt z rzeczywistością.
Śmierć okazała się być dużo szybsza niż myślałam, niczego nie poczułam, żadnego bólu, żadnego niepokoju, żadnego zdezorientowania, zupełnie jakby to było coś naturalnego, ot co zwyczajne przejście na drugą stronę. Dziwił mnie jedynie ucisk na nadgarstkach który nasilał się w miarę tego jak starałam się nimi poruszać. Stwierdziłam że jestem już gotowa otworzyć oczy i zobaczyć w jakie miejsce trafiłam. Rozejrzałam się po pomieszczeniu które wydawało mi się być podejrzanie znajome, ten sam stolik, ta sama kanapa, ten sam obraz na ścianie. Jakbym już kiedyś tu była, mój mózg pomimo moich wysiłków odmówił jakiejkolwiek współpracy, kojarzenie faktów było najwyraźniej zbyt trudne. Wszystko się rozjaśniło kiedy do pokoju wszedł chłopak o ciemnych włosach i jeszcze ciemniejszych, zionących żywą nienawiścią, oczach. Wszystkie wspomnienia wróciły nagle, jak film z którego widziałam jedynie wybrane sceny, zatrzymałam się na ostatniej z nich kiedy chłopak który teraz kucnął przede mną, mierzył do mnie z pistoletu. Szarpnęłam się kiedy wszystko do mnie dotarło, wcale nie umarłam po prostu straciłam przytomność, ucisk na moich nadgarstkach to lina którą są przywiązane do oparcia krzesła.
-Chyba walnąłem cię trochę mocniej niż zamierzałem- poklepał mnie po policzku.- Pobudka nie mam ochoty trzymać tu śpiącej królewny- wyprostował się przeciągając się teatralnie. Jego podciągnięta koszulka ukazała pistolet wsunięty za pasek spodni, czyli traktował to jako ostrzeżenie.
-Jeżeli będziesz współpracować to jest nadzieja że będę dla ciebie delikatny, ale jeśli nie...- wyciągnął pistolet i przejechał lufą po moim policzku. -Będziemy musieli porozmawiać inaczej.
Zacisnęłam zęby, nie bałam się go, kiedy na niego patrzyłam nawet najmniejsza część mojego ciała nie trzęsła się ze strachu. Może to dlatego że już nie pierwszy raz byłam w sytuacji która zagrażała mojemu życiu, tylko czy do czegoś takiego w ogóle można przywyknąć, czy można się przyzwyczaić do tego że każdy tylko szuka dogodnej sytuacji żeby wysłać cię na tamten świat. Chyba nie. W moim przypadku trafniej byłoby stwierdzić, że mam swój cel do którego dążę i nic co stanie mi na drodze nie przeszkodzi mi w realizacji planu. Pojawiało się tylko jedno nurtujące pytanie: Do czego byłam mu potrzebna?? Skoro nie zabił mnie od razu a to zdaniem Luke'a miał zwyczaj robić ze szpiegami musiał mieć wobec mnie jakieś zamiary.
-Nie traćmy czasu, dla kogo pracujesz i co miałaś ode mnie zwinąć??-powiedział szorstko opierając się o ścianę.
Czegoś tu nie rozumiałam przecież wzięłam z jego sejfu to po co tu przyszłam, poruszyłam się i poczułam że fiolka z antidotum wciąż tkwi w moim staniku. Przeanalizowałam moją obecną sytuację i zdałam sobie sprawę z tego że miałam dwie możliwości. Pierwsza była prosta, odpowiem na wszystkie jego pytania, zdradzając przy tym jedynych ludzi na których mi zależy i będę liczyła na jego łaskawość. Właściwie jeżeli dowie się wszystkiego czego chce nie będę mu już do niczego potrzebna, a wtedy nie będzie miał już po co trzymać mnie przy życiu. Druga była nie mniej pesymistyczna, mogłam milczeć jak grób i czekać aż będzie na tyle wkurzony że mnie zabije. Skoro obie z nich kończyły się śmiercią wybór wydawał się prosty.
-Nie słyszałaś co powiedziałem??- krzyknął podchodząc do mnie. -Gadaj dla kogo pracujesz- wściekłość w jego oczach nie robiła na mnie żadnego wrażenia. Nawet mój instynkt samozachowawczy nie próbował przejąć panowania nad moim ciałem.
-Nie pracuje dla nikogo chciałam po prostu zdobyć trochę kasy.
-Przestań kłamać suko- wymierzył mi siarczysty policzek. Poczułam w ustach ostry, metaliczny smak krwi. Spojrzałam na niego delikatnie się uśmiechając, aż sapał ze wściekłości, tak mocno zaciskał pięści, że zbielały mu kostki, a ścięgna w nadgarstku napinały się niczym struny. Wiedziałam że to jeszcze nie koniec, a on jest gotowy na kolejny cios, ale ja nie zamierzałam zmieniać mojego postanowienia. Nagle urządzenie w moim uchu zaczęło piszczeć i wydawać odgłosy jak zepsute radio, chłopak nie czekał długo wyciągnął je i przyglądnął mu się uważnie. Przeczesał palcami włosy, jego złowrogi uśmieszek nie zapowiadał niczego dobrego.
-A więc jesteś szpiegiem- zacisnął dłoń z której po chwili wytrzepał jedynie małe okruszki. -Nie martw się na takich jak wy mam specjalne sposoby.
Znikł za drzwiami, to była moja ostatnia szansa i miałam zamiar ją wykorzystać, usiłowałam rozluźnić węzeł na nadgarstkach pocierając nimi o siebie, ale spowodowało to tylko większe obtarcia. Wpadłam na kolejny plan, malutkimi podskokami planowałam dostać się do kuchni, tak musiało być coś co pomogło by mi się uwolnić. Niestety mój oprawca wrócił wcześniej niż się tego spodziewałam, zdążyłam pokonać może jedną dziesiątą całej trasy. Wszedł do pokoju z małą metalową teczką którą delikatnie położył na stole.
-Nawet nie myśl że uda ci się zwiać - prychną niezadowolony nawet na mnie nie patrząc. Wiedziałam że jego umysł jest teraz zawładnięty przez zawartość tej teczki, której szczerze mówiąc powoli zaczynałam się bać. Serce omal nie wyskoczyło mi z piersi kiedy wyciągnął strzykawkę z zielonkawym płynem i ogromną igłą. Moje myśli same popędziły w stronę James'a on został otruty, a jeżeli to właśnie ta trucizna, a jeżeli i ja ją dostanę. Szczerze mówiąc wolałabym już gdyby mnie zastrzelił wtedy przynajmniej odbyło by się to szybko, kilkunastogodzinne leżenie i czekanie na śmierć ze świadomością że niczego nie możesz zrobić zdecydowanie nie było dla mnie.
-Co to jest?? - zapytałam łamiącym się głosem, na co on jedynie szerzej się uśmiechnął lustrując uważnie zawartość strzykawki.
-To moja droga jest serum prawdy- ton jego głosu był wyjątkowo spokojny. Podszedł do mnie, zacisnęłam pięści starałam się jak najdalej od niego odsunąć. Złapał moją rękę tak mocno że uniemożliwił mi jakiekolwiek ruchy, patrząc mi prosto w oczy wbił igłę pod moją skórę. Kiedy poczułam jak zimny płyn rozchodzi się po moich żyłach wpadłam w panikę, serce waliło mi jak oszalałe, oddech stał się płytki i urywany. Wiedziałam że od tej pory nie będę umiała panować nad tym co mówię, żadne sekrety nie były już bezpieczne, jednak najbardziej się bałam że dowie się po co tu przyszłam, strata antidotum byłaby równoznaczna ze skazaniem Jamesa na śmierć. Nie mogłam na to pozwolić. Czułam na sobie jego spojrzenie, zapewne czekał na pierwsze objawy tego że substancja którą mi podał zaczęła działać, w pewnym momencie usłyszałam jak ktoś odbezpiecza broń.
-Odsuń się od niej - usłyszałam kobiecy głos dochodzący zza jego pleców. Miałam wrażenie jakbym skądś znała ten głos, mało tego byłam pewna że go znam, jednak za nim zdążyłam przeszukać moją pamięć, on wstał i odsunął się na kilka kroków ode mnie ukazując mi postać średniego wzrostu dziewczyny o perfekcyjnej figurze, długich kręconych ciemnych włosach i jasnoniebieskich oczach. Od razu dotarło do mnie z kim miałam do czynienia, Kate była moją przyjaciółką odkąd pamiętam, każdą wolną chwilę spędzałyśmy razem co nie cieszyło moich rodziców którzy byli przeciwni temu żebym się z nią zadawała, uważali że ma na mnie zły wpływ. Zniknęła nagle w wieku trzynastu lat do dziś pamiętam dzień w którym znalazłam list od niej w którym pisała że się zakochała i chce od tej pory mieszkać z nim, to było dość dziwne wyznanie jak na dziecko w jej wieku, ale sześć miesięcy poszukiwań nie przyniosło żadnych rezultatów, zapadła się jak kamień w wodę. Przez ostatnie cztery lata nie miałyśmy ze sobą żadnego kontaktu, więc prawdopodobieństwo tego że to naprawdę ona było niemal zerowe. Jednak jakiś głośik głęboko w zakamarkach mojej świadomości podpowiadał mi że się nie mylę.
-Kate co to wyprawiasz?? - szepnął zdezorientowany, ale w jego głosie dało się wyczuć nutę paniki. To że użył jej imienia uświadomiło mi że miałam rację, a kilka metrów przede mną stała moja najlepsza przyjaciółka której nie widziałam od czterech lat - Odłóż ten pistolet i przestań świrować - zbliżył się do niej, ale ona złapała pistolet w obie ręce i wycelowała prosto w jego klatkę piersiową. Nie żartowała, było to widać po sposobie w jaki na niego patrzyła. Nigdy wcześniej nie widziałam żeby ktoś posyłał drugiej osobie tak pełne pogardy i obrzydzenia spojrzenie.
-Nie, nie przestanę, nie tym razem już za długo to co robisz uchodzi ci na sucho- zbliżała się do mnie krok po kroku wciąż do niego celując. Sięgnęła za pasek spodni i wyciągnęła nóż, jednym szybkim pociągnięciem przecięła liny krępujące moje nadgarstki. Odruchowo potarłam obolałe miejsca.-Teraz wreszcie zapłacisz za wszystko co zrobiłeś mi i każdej innej dziewczynie.
Cały czas przyglądałam jej się uważnie, musiałam przyznać że bardzo zmieniła się od czasu kiedy widziałam ją po raz ostatni, przybrała bardziej kobiecych kształtów, przestała nosić włosy w dwóch warkoczach, które zawsze były jej znakiem rozpoznawczym. Jednak jak dla mnie bardziej zmieniła się pod względem charakteru, od zawsze miała silną osobowość za co ją podziwiałam, ja nigdy nie potrafiłam postawić na swoim, albo sprzeciwić się moim rodzicom, dla mnie od zawsze ich zdanie było święte i nie wolno było go odrzucić. Dopiero w tym momencie dotarło do mnie jak wielką sama przeszłam przemianę w ciągu ostatnich kilku miesięcy, z szarej myszki która prawie całe swoje dotychczasowe życie spędziła w szkole chcąc zadowolić rodziców nawet wbrew sobie, zmieniłam się w kobietę która jest świadoma własnej wartości i na tyle silna, aby samodzielnie decydować o swojej przyszłości. Byłam dumna z siebie, i z tego czego do tej pory dokonałam.
-Jess idź do garażu i weź samochód - wcisnęła mi do ręki kluczyki. Nie chciałam jej tu zostawiać, nie było mowy o tym żebym mogła ją znowu stracić po tym jak właśnie ją odzyskałam.
-A ty?? -zapytałam ledwo słyszalnie, zastanawiając się dlaczego głos, aż do tego stopnia grzęźnie mi w gardle.
-Spokojnie zaraz do ciebie dołączę muszę tylko załatwić z nim jedną sprawę - ton jej głosu sugerował że doskonale wie co robi i nie mam się czym martwić, gdyby to jednak było takie proste. Rzuciła mi porozumiewawcze spojrzenie po czym uśmiechnęła się szeroko. -No dalej idź już.
Nie czekając na kolejną prośbę z jej strony ruszyłam korytarzem, z tego co zapamiętałam z planu który przedstawiał nam Beau, do garażu miały prowadzić ostatnie drzwi po prawej, bez namysłu skierowałam się właśnie do nich. Schody na dół doprowadziły mnie do ogromnej hali zastawionej samochodami, było ich przynajmniej dwadzieścia, skąd miałam wiedzieć do którego z nich dostałam kluczyki. Kate doskonale wiedziała że będziemy miały mało czasu więc... stanęłam przy pierwszym z nich srebrny sportowy samochód nie umiałam ocenić jakiej marki. Odetchnęłam z ulgą kiedy drzwi się otwarły wśliznęłam się za kierownicę i odpaliłam silnik. Usiłowałam uspokoić mój urywany oddech, wszystko działo się tak szybko, że nie miałam czasu się nad niczym zastanawiać jeszcze trzy minuty temu siedziałam tam przywiązana do krzesła czekając na pewną śmierć. Dwa przeraźliwie głośne strzały zagłuszyły na chwilę warkot silnika, wstrzymałam oddech wpatrując się w ostatnie stopnie schodów, sekundy mijały ale nikt się nie pojawiał. No dalej Kate przecież wiem że dałaś sobie radę, oczy zaczęły piec mnie od łez, przecież nie mogło być inaczej, nie przyjmowałam pod uwagę żadnego innego scenariusza. Nagle zobaczyłam ją zbiegającą po schodach, w kilka sekund znalazła się na siedzeniu obok mnie.
-Szybko ruszaj - krzyknęła, a ja nacisnęłam z całej siły pedał gazu. Auto w mgnieniu oka wyrwało do przodu. Kiedy wyjechałyśmy na podjazd brama dopiero się otwierała, zwolniłam żeby pozwolić jej się w pełni otworzyć, właśnie wtedy ktoś na werandzie otworzył ogień. Schyliłam się słysząc świstanie kolejnych kul, jedna z nich trafiła w tylną szybę która rozprysnęła się na drobne kawałeczki zasypując tylne siedzenie. Tego było już za wiele , nie miałam zamiaru czekać aż wreszcie uda mu się trafić we mnie. Wcisnęłam gaz i brama obiła się o maskę samochodu tworząc na niej podłużne wgniecenia. Włączyłam światła wyjeżdżając na ulicę była zupełnie pusta jak nigdy, popatrzyłam na mój zegarek no jasne trzecia w nocy, to oznaczało że byłam nieprzytomna dużo dłużej niż mi się wydawało.
-Co ty do cholery u niego robiłaś?? -zapytała Kate rzucając mi spojrzenie w stylu ''kogo jak kogo ale ciebie się tam nie spodziewałam''.
-Można powiedzieć że miałam do niego mały interes - sięgnęłam do stanika i wyciągnęłam fiolkę z antidotum, na szczęście wciąż była cała. Zacisnęłam ją w dłoni.- To jest to po co tam byłam.
-Mam rozumieć że ryzykowałaś życie dla jakiegoś płynu??- żartobliwy ton jej głosu sprawił że przypomniałam sobie za co tak bardzo ją uwielbiałam, potrafiła z wszystkiego żartować i niczego nie traktowała poważnie. Tak to właśnie moja przyjaciółka.
-To antidotum mój przyjaciel go potrzebuje- tuż za nami jeden po drugim z ciemności wyłoniło się cztery samochody. Kate też je zobaczyła.
-Cholera mamy towarzystwo- zaklęła po czym sięgnęła po pistolet w ostatnim momencie złapałam ją za rękę. Zmarszczyła brwi patrząc na mnie podejrzliwie.
-Spokojnie oni są ze mną - odpowiedziałam kiedy za kierownicą czarnego mustanga spostrzegłam Luke'a.
-Jak to z tobą??-wydawała się być jeszcze bardziej zdezorientowana niż ja kiedy zobaczyłam ją u Ryan'a w domu. Jasne przecież nic o sobie nie wiedziałyśmy, jednak cztery lata to czas przez który wiele może się zdarzyć.
-Przystąpiłam do gangu -zakomunikowałam zjeżdżając z drogi na pobliski parking, wszystkie auta jadące za nami zrobiły to samo. Luke w ułamku sekundy pojawił się koło moich drzwi, otworzył je i wyciągnął mnie z samochodu niemal na siłę. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć złączył nasze usta w pocałunku którego intensywność kolejny raz odebrała mi głos. Przyłożył dłonie do moich policzków przez kilka sekund patrząc w moje oczy. Wyraz ulgi na jego twarzy nie mógł się równać z niczym innym, nie przypominałam sobie żeby kiedykolwiek patrzył na mnie z takim utęsknieniem.
-Straciliśmy łączność myślałem... że już cię nie zobaczę - pierwszy raz to jemu a nie mi łamał się głos, dopiero teraz poczułam jak trzęsły mu się ręce. Objęłam go ramionami usiłując pokazać mu że jestem prawdziwa, jestem tu z nim i nie mam zamiaru go już nigdy zostawiać.
-Spokojnie wszystko w porządku i zobacz co mam- pomachałam mu przed oczami fiolką którą wciąż trzymałam w dłoni. Podniósł mnie i obrócił wkoło kilka razy.
-Mówiłem ci już że jesteś wielka??
-Dobrze, dobrze może i jestem ale możesz mnie już puścić??- roześmiałam się kiedy postawił mnie na ziemi. W sekundzie spoważniał wbijając wzrok w szybę samochodu. No jasne Kate. Skierował rękę w stronę broni ale skrytykowałam go spojrzeniem.
-Kto to jest??- wyszeptał, nie odrywając od niej wzroku.
-To Kate moja przyjaciółka.
-Przyjaciółka??- zmarszczył brwi przenosząc wzrok na mnie. -Przecież ty nie masz przyjaciółek, kiedy cię śledziłem nie spotkałaś się z nią ani razu.- Postanowiłam zignorować to że kolejny raz wspominał o tym jak mnie śledził, wolałam nie wracać do tego myślami.
-Bo nie widziałyśmy się przez ostatnie cztery lata.
-Więc skąd wiesz że nie jest szpiegiem??- jego podejrzliwość względem wszystkich zaczynała mnie denerwować, rozumiałam że robił to ze względów bezpieczeństwa, ale nie można było z tym aż tak przesadzać.
-Ufam jej i ty też powinieneś w końcu uratowała mi życie.
-Co takiego?? - otwarł szerzej oczy ze zdziwienia.
-To długa historia opowiem ci ją w domu teraz musimy się spieszyć.
Cztery do sześciu minut, tak Beau?? Cholera- przeklęłam w myślach jak mogłam uwierzyć komuś kto od zawsze mnie nienawidził i tylko szukał dogodnej sytuacji żeby się mnie pozbyć. Sama byłam sobie winna, chciałam udowodnić że nadaję się do grupy której głównym zadaniem jest zabijanie, więc się doigrałam. Ale przysięgam że nie ujdzie mu to na sucho, jeżeli uda mi się wyjść z tego cało zabiję tego idiotę, uduszę go własnymi rękami.
-Myślałaś że wypiję to świństwo które mi dorzuciłaś?? -zaśmiał się szorstko. -Nie jestem taki głupi, twój plan się nie powiódł, a teraz pójdziesz spać z aniołkami mała dziwko.
Czyli to nie była wina Beau to ja nie dopilnowałam żeby wypił zawartość właściwej szklanki. Poczułam uderzenie i kujący ból z tyłu głowy po czym upadłam na ziemię tracąc kontakt z rzeczywistością.
Śmierć okazała się być dużo szybsza niż myślałam, niczego nie poczułam, żadnego bólu, żadnego niepokoju, żadnego zdezorientowania, zupełnie jakby to było coś naturalnego, ot co zwyczajne przejście na drugą stronę. Dziwił mnie jedynie ucisk na nadgarstkach który nasilał się w miarę tego jak starałam się nimi poruszać. Stwierdziłam że jestem już gotowa otworzyć oczy i zobaczyć w jakie miejsce trafiłam. Rozejrzałam się po pomieszczeniu które wydawało mi się być podejrzanie znajome, ten sam stolik, ta sama kanapa, ten sam obraz na ścianie. Jakbym już kiedyś tu była, mój mózg pomimo moich wysiłków odmówił jakiejkolwiek współpracy, kojarzenie faktów było najwyraźniej zbyt trudne. Wszystko się rozjaśniło kiedy do pokoju wszedł chłopak o ciemnych włosach i jeszcze ciemniejszych, zionących żywą nienawiścią, oczach. Wszystkie wspomnienia wróciły nagle, jak film z którego widziałam jedynie wybrane sceny, zatrzymałam się na ostatniej z nich kiedy chłopak który teraz kucnął przede mną, mierzył do mnie z pistoletu. Szarpnęłam się kiedy wszystko do mnie dotarło, wcale nie umarłam po prostu straciłam przytomność, ucisk na moich nadgarstkach to lina którą są przywiązane do oparcia krzesła.
-Chyba walnąłem cię trochę mocniej niż zamierzałem- poklepał mnie po policzku.- Pobudka nie mam ochoty trzymać tu śpiącej królewny- wyprostował się przeciągając się teatralnie. Jego podciągnięta koszulka ukazała pistolet wsunięty za pasek spodni, czyli traktował to jako ostrzeżenie.
-Jeżeli będziesz współpracować to jest nadzieja że będę dla ciebie delikatny, ale jeśli nie...- wyciągnął pistolet i przejechał lufą po moim policzku. -Będziemy musieli porozmawiać inaczej.
Zacisnęłam zęby, nie bałam się go, kiedy na niego patrzyłam nawet najmniejsza część mojego ciała nie trzęsła się ze strachu. Może to dlatego że już nie pierwszy raz byłam w sytuacji która zagrażała mojemu życiu, tylko czy do czegoś takiego w ogóle można przywyknąć, czy można się przyzwyczaić do tego że każdy tylko szuka dogodnej sytuacji żeby wysłać cię na tamten świat. Chyba nie. W moim przypadku trafniej byłoby stwierdzić, że mam swój cel do którego dążę i nic co stanie mi na drodze nie przeszkodzi mi w realizacji planu. Pojawiało się tylko jedno nurtujące pytanie: Do czego byłam mu potrzebna?? Skoro nie zabił mnie od razu a to zdaniem Luke'a miał zwyczaj robić ze szpiegami musiał mieć wobec mnie jakieś zamiary.
-Nie traćmy czasu, dla kogo pracujesz i co miałaś ode mnie zwinąć??-powiedział szorstko opierając się o ścianę.
Czegoś tu nie rozumiałam przecież wzięłam z jego sejfu to po co tu przyszłam, poruszyłam się i poczułam że fiolka z antidotum wciąż tkwi w moim staniku. Przeanalizowałam moją obecną sytuację i zdałam sobie sprawę z tego że miałam dwie możliwości. Pierwsza była prosta, odpowiem na wszystkie jego pytania, zdradzając przy tym jedynych ludzi na których mi zależy i będę liczyła na jego łaskawość. Właściwie jeżeli dowie się wszystkiego czego chce nie będę mu już do niczego potrzebna, a wtedy nie będzie miał już po co trzymać mnie przy życiu. Druga była nie mniej pesymistyczna, mogłam milczeć jak grób i czekać aż będzie na tyle wkurzony że mnie zabije. Skoro obie z nich kończyły się śmiercią wybór wydawał się prosty.
-Nie słyszałaś co powiedziałem??- krzyknął podchodząc do mnie. -Gadaj dla kogo pracujesz- wściekłość w jego oczach nie robiła na mnie żadnego wrażenia. Nawet mój instynkt samozachowawczy nie próbował przejąć panowania nad moim ciałem.
-Nie pracuje dla nikogo chciałam po prostu zdobyć trochę kasy.
-Przestań kłamać suko- wymierzył mi siarczysty policzek. Poczułam w ustach ostry, metaliczny smak krwi. Spojrzałam na niego delikatnie się uśmiechając, aż sapał ze wściekłości, tak mocno zaciskał pięści, że zbielały mu kostki, a ścięgna w nadgarstku napinały się niczym struny. Wiedziałam że to jeszcze nie koniec, a on jest gotowy na kolejny cios, ale ja nie zamierzałam zmieniać mojego postanowienia. Nagle urządzenie w moim uchu zaczęło piszczeć i wydawać odgłosy jak zepsute radio, chłopak nie czekał długo wyciągnął je i przyglądnął mu się uważnie. Przeczesał palcami włosy, jego złowrogi uśmieszek nie zapowiadał niczego dobrego.
-A więc jesteś szpiegiem- zacisnął dłoń z której po chwili wytrzepał jedynie małe okruszki. -Nie martw się na takich jak wy mam specjalne sposoby.
Znikł za drzwiami, to była moja ostatnia szansa i miałam zamiar ją wykorzystać, usiłowałam rozluźnić węzeł na nadgarstkach pocierając nimi o siebie, ale spowodowało to tylko większe obtarcia. Wpadłam na kolejny plan, malutkimi podskokami planowałam dostać się do kuchni, tak musiało być coś co pomogło by mi się uwolnić. Niestety mój oprawca wrócił wcześniej niż się tego spodziewałam, zdążyłam pokonać może jedną dziesiątą całej trasy. Wszedł do pokoju z małą metalową teczką którą delikatnie położył na stole.
-Nawet nie myśl że uda ci się zwiać - prychną niezadowolony nawet na mnie nie patrząc. Wiedziałam że jego umysł jest teraz zawładnięty przez zawartość tej teczki, której szczerze mówiąc powoli zaczynałam się bać. Serce omal nie wyskoczyło mi z piersi kiedy wyciągnął strzykawkę z zielonkawym płynem i ogromną igłą. Moje myśli same popędziły w stronę James'a on został otruty, a jeżeli to właśnie ta trucizna, a jeżeli i ja ją dostanę. Szczerze mówiąc wolałabym już gdyby mnie zastrzelił wtedy przynajmniej odbyło by się to szybko, kilkunastogodzinne leżenie i czekanie na śmierć ze świadomością że niczego nie możesz zrobić zdecydowanie nie było dla mnie.
-Co to jest?? - zapytałam łamiącym się głosem, na co on jedynie szerzej się uśmiechnął lustrując uważnie zawartość strzykawki.
-To moja droga jest serum prawdy- ton jego głosu był wyjątkowo spokojny. Podszedł do mnie, zacisnęłam pięści starałam się jak najdalej od niego odsunąć. Złapał moją rękę tak mocno że uniemożliwił mi jakiekolwiek ruchy, patrząc mi prosto w oczy wbił igłę pod moją skórę. Kiedy poczułam jak zimny płyn rozchodzi się po moich żyłach wpadłam w panikę, serce waliło mi jak oszalałe, oddech stał się płytki i urywany. Wiedziałam że od tej pory nie będę umiała panować nad tym co mówię, żadne sekrety nie były już bezpieczne, jednak najbardziej się bałam że dowie się po co tu przyszłam, strata antidotum byłaby równoznaczna ze skazaniem Jamesa na śmierć. Nie mogłam na to pozwolić. Czułam na sobie jego spojrzenie, zapewne czekał na pierwsze objawy tego że substancja którą mi podał zaczęła działać, w pewnym momencie usłyszałam jak ktoś odbezpiecza broń.
-Odsuń się od niej - usłyszałam kobiecy głos dochodzący zza jego pleców. Miałam wrażenie jakbym skądś znała ten głos, mało tego byłam pewna że go znam, jednak za nim zdążyłam przeszukać moją pamięć, on wstał i odsunął się na kilka kroków ode mnie ukazując mi postać średniego wzrostu dziewczyny o perfekcyjnej figurze, długich kręconych ciemnych włosach i jasnoniebieskich oczach. Od razu dotarło do mnie z kim miałam do czynienia, Kate była moją przyjaciółką odkąd pamiętam, każdą wolną chwilę spędzałyśmy razem co nie cieszyło moich rodziców którzy byli przeciwni temu żebym się z nią zadawała, uważali że ma na mnie zły wpływ. Zniknęła nagle w wieku trzynastu lat do dziś pamiętam dzień w którym znalazłam list od niej w którym pisała że się zakochała i chce od tej pory mieszkać z nim, to było dość dziwne wyznanie jak na dziecko w jej wieku, ale sześć miesięcy poszukiwań nie przyniosło żadnych rezultatów, zapadła się jak kamień w wodę. Przez ostatnie cztery lata nie miałyśmy ze sobą żadnego kontaktu, więc prawdopodobieństwo tego że to naprawdę ona było niemal zerowe. Jednak jakiś głośik głęboko w zakamarkach mojej świadomości podpowiadał mi że się nie mylę.
-Kate co to wyprawiasz?? - szepnął zdezorientowany, ale w jego głosie dało się wyczuć nutę paniki. To że użył jej imienia uświadomiło mi że miałam rację, a kilka metrów przede mną stała moja najlepsza przyjaciółka której nie widziałam od czterech lat - Odłóż ten pistolet i przestań świrować - zbliżył się do niej, ale ona złapała pistolet w obie ręce i wycelowała prosto w jego klatkę piersiową. Nie żartowała, było to widać po sposobie w jaki na niego patrzyła. Nigdy wcześniej nie widziałam żeby ktoś posyłał drugiej osobie tak pełne pogardy i obrzydzenia spojrzenie.
-Nie, nie przestanę, nie tym razem już za długo to co robisz uchodzi ci na sucho- zbliżała się do mnie krok po kroku wciąż do niego celując. Sięgnęła za pasek spodni i wyciągnęła nóż, jednym szybkim pociągnięciem przecięła liny krępujące moje nadgarstki. Odruchowo potarłam obolałe miejsca.-Teraz wreszcie zapłacisz za wszystko co zrobiłeś mi i każdej innej dziewczynie.
Cały czas przyglądałam jej się uważnie, musiałam przyznać że bardzo zmieniła się od czasu kiedy widziałam ją po raz ostatni, przybrała bardziej kobiecych kształtów, przestała nosić włosy w dwóch warkoczach, które zawsze były jej znakiem rozpoznawczym. Jednak jak dla mnie bardziej zmieniła się pod względem charakteru, od zawsze miała silną osobowość za co ją podziwiałam, ja nigdy nie potrafiłam postawić na swoim, albo sprzeciwić się moim rodzicom, dla mnie od zawsze ich zdanie było święte i nie wolno było go odrzucić. Dopiero w tym momencie dotarło do mnie jak wielką sama przeszłam przemianę w ciągu ostatnich kilku miesięcy, z szarej myszki która prawie całe swoje dotychczasowe życie spędziła w szkole chcąc zadowolić rodziców nawet wbrew sobie, zmieniłam się w kobietę która jest świadoma własnej wartości i na tyle silna, aby samodzielnie decydować o swojej przyszłości. Byłam dumna z siebie, i z tego czego do tej pory dokonałam.
-Jess idź do garażu i weź samochód - wcisnęła mi do ręki kluczyki. Nie chciałam jej tu zostawiać, nie było mowy o tym żebym mogła ją znowu stracić po tym jak właśnie ją odzyskałam.
-A ty?? -zapytałam ledwo słyszalnie, zastanawiając się dlaczego głos, aż do tego stopnia grzęźnie mi w gardle.
-Spokojnie zaraz do ciebie dołączę muszę tylko załatwić z nim jedną sprawę - ton jej głosu sugerował że doskonale wie co robi i nie mam się czym martwić, gdyby to jednak było takie proste. Rzuciła mi porozumiewawcze spojrzenie po czym uśmiechnęła się szeroko. -No dalej idź już.
Nie czekając na kolejną prośbę z jej strony ruszyłam korytarzem, z tego co zapamiętałam z planu który przedstawiał nam Beau, do garażu miały prowadzić ostatnie drzwi po prawej, bez namysłu skierowałam się właśnie do nich. Schody na dół doprowadziły mnie do ogromnej hali zastawionej samochodami, było ich przynajmniej dwadzieścia, skąd miałam wiedzieć do którego z nich dostałam kluczyki. Kate doskonale wiedziała że będziemy miały mało czasu więc... stanęłam przy pierwszym z nich srebrny sportowy samochód nie umiałam ocenić jakiej marki. Odetchnęłam z ulgą kiedy drzwi się otwarły wśliznęłam się za kierownicę i odpaliłam silnik. Usiłowałam uspokoić mój urywany oddech, wszystko działo się tak szybko, że nie miałam czasu się nad niczym zastanawiać jeszcze trzy minuty temu siedziałam tam przywiązana do krzesła czekając na pewną śmierć. Dwa przeraźliwie głośne strzały zagłuszyły na chwilę warkot silnika, wstrzymałam oddech wpatrując się w ostatnie stopnie schodów, sekundy mijały ale nikt się nie pojawiał. No dalej Kate przecież wiem że dałaś sobie radę, oczy zaczęły piec mnie od łez, przecież nie mogło być inaczej, nie przyjmowałam pod uwagę żadnego innego scenariusza. Nagle zobaczyłam ją zbiegającą po schodach, w kilka sekund znalazła się na siedzeniu obok mnie.
-Szybko ruszaj - krzyknęła, a ja nacisnęłam z całej siły pedał gazu. Auto w mgnieniu oka wyrwało do przodu. Kiedy wyjechałyśmy na podjazd brama dopiero się otwierała, zwolniłam żeby pozwolić jej się w pełni otworzyć, właśnie wtedy ktoś na werandzie otworzył ogień. Schyliłam się słysząc świstanie kolejnych kul, jedna z nich trafiła w tylną szybę która rozprysnęła się na drobne kawałeczki zasypując tylne siedzenie. Tego było już za wiele , nie miałam zamiaru czekać aż wreszcie uda mu się trafić we mnie. Wcisnęłam gaz i brama obiła się o maskę samochodu tworząc na niej podłużne wgniecenia. Włączyłam światła wyjeżdżając na ulicę była zupełnie pusta jak nigdy, popatrzyłam na mój zegarek no jasne trzecia w nocy, to oznaczało że byłam nieprzytomna dużo dłużej niż mi się wydawało.
-Co ty do cholery u niego robiłaś?? -zapytała Kate rzucając mi spojrzenie w stylu ''kogo jak kogo ale ciebie się tam nie spodziewałam''.
-Można powiedzieć że miałam do niego mały interes - sięgnęłam do stanika i wyciągnęłam fiolkę z antidotum, na szczęście wciąż była cała. Zacisnęłam ją w dłoni.- To jest to po co tam byłam.
-Mam rozumieć że ryzykowałaś życie dla jakiegoś płynu??- żartobliwy ton jej głosu sprawił że przypomniałam sobie za co tak bardzo ją uwielbiałam, potrafiła z wszystkiego żartować i niczego nie traktowała poważnie. Tak to właśnie moja przyjaciółka.
-To antidotum mój przyjaciel go potrzebuje- tuż za nami jeden po drugim z ciemności wyłoniło się cztery samochody. Kate też je zobaczyła.
-Cholera mamy towarzystwo- zaklęła po czym sięgnęła po pistolet w ostatnim momencie złapałam ją za rękę. Zmarszczyła brwi patrząc na mnie podejrzliwie.
-Spokojnie oni są ze mną - odpowiedziałam kiedy za kierownicą czarnego mustanga spostrzegłam Luke'a.
-Jak to z tobą??-wydawała się być jeszcze bardziej zdezorientowana niż ja kiedy zobaczyłam ją u Ryan'a w domu. Jasne przecież nic o sobie nie wiedziałyśmy, jednak cztery lata to czas przez który wiele może się zdarzyć.
-Przystąpiłam do gangu -zakomunikowałam zjeżdżając z drogi na pobliski parking, wszystkie auta jadące za nami zrobiły to samo. Luke w ułamku sekundy pojawił się koło moich drzwi, otworzył je i wyciągnął mnie z samochodu niemal na siłę. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć złączył nasze usta w pocałunku którego intensywność kolejny raz odebrała mi głos. Przyłożył dłonie do moich policzków przez kilka sekund patrząc w moje oczy. Wyraz ulgi na jego twarzy nie mógł się równać z niczym innym, nie przypominałam sobie żeby kiedykolwiek patrzył na mnie z takim utęsknieniem.
-Straciliśmy łączność myślałem... że już cię nie zobaczę - pierwszy raz to jemu a nie mi łamał się głos, dopiero teraz poczułam jak trzęsły mu się ręce. Objęłam go ramionami usiłując pokazać mu że jestem prawdziwa, jestem tu z nim i nie mam zamiaru go już nigdy zostawiać.
-Spokojnie wszystko w porządku i zobacz co mam- pomachałam mu przed oczami fiolką którą wciąż trzymałam w dłoni. Podniósł mnie i obrócił wkoło kilka razy.
-Mówiłem ci już że jesteś wielka??
-Dobrze, dobrze może i jestem ale możesz mnie już puścić??- roześmiałam się kiedy postawił mnie na ziemi. W sekundzie spoważniał wbijając wzrok w szybę samochodu. No jasne Kate. Skierował rękę w stronę broni ale skrytykowałam go spojrzeniem.
-Kto to jest??- wyszeptał, nie odrywając od niej wzroku.
-To Kate moja przyjaciółka.
-Przyjaciółka??- zmarszczył brwi przenosząc wzrok na mnie. -Przecież ty nie masz przyjaciółek, kiedy cię śledziłem nie spotkałaś się z nią ani razu.- Postanowiłam zignorować to że kolejny raz wspominał o tym jak mnie śledził, wolałam nie wracać do tego myślami.
-Bo nie widziałyśmy się przez ostatnie cztery lata.
-Więc skąd wiesz że nie jest szpiegiem??- jego podejrzliwość względem wszystkich zaczynała mnie denerwować, rozumiałam że robił to ze względów bezpieczeństwa, ale nie można było z tym aż tak przesadzać.
-Ufam jej i ty też powinieneś w końcu uratowała mi życie.
-Co takiego?? - otwarł szerzej oczy ze zdziwienia.
-To długa historia opowiem ci ją w domu teraz musimy się spieszyć.
poniedziałek, 15 czerwca 2015
Rozdział 30
Ubrałam krótki top i czarna obcisłą skórzaną spódnicę, pierwszy raz zaczęłam się zastanawiać dlaczego w domu w którym w ostatnim czasie oprócz nie nie mieszkała żadna kobieta znajduje się tyle damskich ubrań. Nie słyszałam żeby któryś z nich miał dziewczynę, a już na pewno nie widziałam żeby tutaj mieszkała. Postanowiłam nie tracić więcej czasu na zastanawianie się nad tajemnicą której i tak najprawdopodobniej nie będzie dane mi poznać. Najtrudniejszą częścią mojej przemiany okazał się makijaż, jako że nigdy nie byłam ekspertką w takich sprawach namalowanie takiej samej kreski na obu powiekach wymagało dziesięciu prób. Dopiero kiedy podniosłam wzrok zobaczyłam że Luke stoi w drzwiach i z zaciekawieniem przygląda się moim mozolnym próbom.
- I jak ci się podoba?? - wstałam chcąc mu zaprezentować moją stylizację w pełnej okazałości. - Teraz chyba bardziej przypominam dziewczyny z twojego otoczenia.
Ku mojemu zdziwieniu nawet nie spojrzał na to jak byłam ubrana, cały czas patrzył prosto w moje oczy, jego reakcja zupełnie zbiła mnie z tropu, miałam nadzieję że okaże nieco więcej entuzjazmu. Zamiast tego uśmiechnął się tajemniczo i podszedł do mnie wciąż nie spuszczając wzroku.
-Tak masz racje teraz wyglądasz jak one, ale ja uwielbiałem twoją odrębność i wcale nie mam zamiaru udawać że cieszę się z takiej przemiany.- Jego oczy pociemniały jak zawsze kiedy był zdenerwowany.
-Przecież robię to tylko ze względu na to że od tego zależy życie Jamesa. Myślisz że ja dobrze się czuję w czymś takim?? - wskazałam na moje ubranie. -Uwierz mi też wolę być nieco bardziej ubrana.
- Proszę cię nie rób z siebie ofiary - zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc o co mu chodzi. Nie podobał mi się podniesiony ton jego głosu, wiedziałam że nie jest zadowolony że się na to zdecydowałam, ale nie miał prawa na mnie krzyczeć. - Mówiłem ci że poradzimy sobie sami, ale nie ty zawsze musisz grać bohaterkę i postanowiłaś się poświęcić. Nie licz na to że będę ci pomagał w tym szaleństwie. -Oparł pięści o parapet i wpatrywał się w jakiś daleki punkt za oknem, widziałam jak głęboko oddychał starając się uspokoić. Kolejny raz nie rozumiałam jego zachowania, jeszcze przed chwilą wszystko było w pożądku, a teraz krzyczał na mnie bez powodu.
-Wiesz dlaczego się na to zdecydowałam??- postanowiłam zaryzykować i postawić wszystko na jedną kartę.- Do tej pory byłam sama, zupełnie sama, moi rodzice uważali że tylko dzięki nauce kimś w życiu zostanę, oprócz moich ocen nic się dla nich nie liczyło, ale ty pokazałeś mi zupełnie inne wartości. Udowodniłeś mi że za osoby na których nam zależy można oddać wszystko, wy jesteście jedną drużyną, zawsze możecie liczyć na siebie nawzajem, a ja?? Co ja mam wam do zaoferowania??- przerwałam na chwilę usiłując dobrać odpowiednie słowa. -Niczego nie umiem, w niczym nie jestem dobra, chciałam udowodnić że jednak do czegoś się nadaję .
Ulżyło mi kiedy w końcu wyrzuciłam to z siebie, w końcu ktoś wiedział o tym jaka bezużyteczna czasami się czułam, na samo wspomnienie nocy które przepłakałam czując że moje życie zmierza do nikąd łzy napłynęły mi do oczu. Teraz czułam się inaczej, zupełnie inaczej wreszcie byłam potrzebna, pomimo że świadomość tego że czyjeś życie leży tylko i wyłącznie w moich rękach była przerażająca, to czułam że dzięki niej nie zawaham się przed niczym.
Luke zerwał się gwałtownie i zanim zdążyłam przełączyć mój mózg z fazy rozmyślań i zagłębiania się w przeszłości na analizę otoczenia stanął tak blisko mnie że nasze czoła się stykały. Jedną dłoń położył na moich plecach pilnując żebym była wystarczająco blisko niego, drugą przyłożył do mojej szyi kciukiem delikatnie gładząc mój policzek.
-Przecież wiesz że mi niczego nie musisz udowadniać- jego ton był już dużo łagodniejszy.
-Wiem- westchnęłam cicho wtulając twarz w jego dłoń. - Ale muszę udowodnić to sobie - starałam się wypowiedzieć to stanowczo ale zarazem łagodnie, nie chciałam wywoływać kolejnego napadu agresji, ale musiał wiedzieć że podjęłam już decyzję. Niepewnie podniosłam wzrok i popatrzyłam w jego oczy analizując tym samym jego nastrój. Odetchnęłam z ulgą kiedy jego oczy wciąż miały jasny odcień.
-Gdyby nie ty Jai już dawno by nie żył, już wtedy udowodniłaś że jesteś jedną z nas i za to będę ci wdzięczny już do końca życia- odsunął kosmyk moich włosów za ucho. - Tylko błagam cię o jedną rzecz, nie narażaj się już więcej. Straciłem w moim życiu już zbyt dużo osób na których mi zależało, straty ciebie po prostu bym nie wytrzymał, pojawiłaś się tak nagle i przewróciłaś moje życie do góry nogami, gdybyś teraz znikła nie umiał bym poukładać sobie tego wszystkiego od nowa.
Jego błagalny wzrok sprawiał że czułam się winna mimo że wcale nie powinnam, on też obiecywał mi wiele a później nie spełniał obietnic, ale w tej sytuacji doskonale go rozumiałam też panicznie bałam się tego że go stracę, to był najgorszy, najczarniejszy scenariusz jaki mogłam wymyślić.
-Dobrze wiesz że niczego nie mogę ci obiecać- odezwałam się w końcu. - Są rzeczy które po prostu trzeba zrobić.
Jego nagły pocałunek zakończył naszą rozmowę, zdawałam sobie sprawę z tego że z braku jakichkolwiek innych argumentów sięgnął po to co dawało zawsze najlepsze rezultaty. Wiedziałam że to część jego taktyki, ale był tak delikatny, a zarazem stanowczy, że powoli zaczynałam tracić grunt pod nogami. Oparłam dłonie na jego klatce piersiowej lekko się odpychając i łapiąc oddech. Spojrzał na mnie z przegraną miną.
-Czyli nie uda mi się ciebie przekonać??
-Nie - pokręciłam głową podkreślając moją odpowiedź.
-W takim razie...- szarpnął mnie i odwrócił w stronę lustra.
-Co chcesz zrobić??-zapytałam łamiącym się głosem. Wiedziałam że nie zrobi mi krzywdy, ale bałam się że może chcieć zapewnić mi bezpieczeństwo do tego stopnia że przykuje mnie do łóżka, albo zwiąże i wróci po mnie dopiero kiedy będzie po wszystkim.
-Przecież nie puszczę cię tam zupełnie bezbronnej- zanim zdążyłam dopytać go co ma na myśli wsunął mi do stanika niewielkich rozmiarów pistolet. Przeszły mnie ciarki kiedy poczułam dotyk zimnego metalu na skórze. - Tylko pamiętaj -odsunął moje włosy z szyi i przerzucił je na drugie ramię- masz tylko cztery strzały.
Mimowolnie zaczęłam kalkulować moje szanse, cztery kule wydawały się być po prostu śmieszne biorąc pod uwagę moje umiejętności równe zeru, przecież mi nie wystarczyło by ich nawet czterdzieści, no chyba że strzelając na oślep udało by mi się przypadkowo w coś trafić.
Wargi Luke'a delikatnie dotknęły mojej szyi skutecznie przerywając moje rozmyślania, nie rozumiałam dlaczego zawsze mi to robił, za każdym razem kiedy miałam się na czymś skupić kompletnie rozpraszał moją uwagę. Szarpnął mną sprawiając że moje plecy przylegały do jego klatki piersiowej tak mocno że czułam każdy jego ruch, czułam jak głęboko nabiera powietrza do płuc. Odwróciłam się i pocałowałam go jednocześnie podciągając jego koszulkę która uniemożliwiała mi dotykanie jego idealnego ciała. Popchnął mnie lekko, tak że wylądowałam na łóżku. Cały czas nie odrywałam od niego wzroku, jego oczy błyszczały symbolizując że nie tylko ja zupełnie straciłam nad sobą kontrolę. Patrząc na taki ideał nie potrafiłam się powstrzymać od przygryzienia wargi. Najwidoczniej uznał to za zaproszenie, bo zanim zdążyłam zrozumieć co się dzieję jego usta znalazły się zaledwie kilka centymetrów od moich. Byłam pewna, że zaraz znowu pocałuje mnie tak że zupełnie stracę oddech, ale nic takiego się nie działo, a odległość między nami nie zmniejszyła się nawet o milimetr. Zmarszczyłam brwi nie do końca rozumiejąc o co chodzi. Na jego usta wkradł się zwycięski uśmieszek.
- Tak łatwo cie rozproszyć kochanie - roześmiał się, a ja dopiero w tamtym momencie zrozumiałam że moje nadgarstki tkwiły w jego żelaznym uścisku tuż nad moją głową. Wstał z łóżka poprawiając koszulkę i zniknął za drzwiami garderoby.-Właśnie dlatego uważam że jeszcze nie jesteś gotowa.
Przez pierwsze kilka sekund starałam się unormować oddech i zrozumieć co tak właściwie właśnie się stało. To miała być jakaś kolejna jego pieprzona gra, jeżeli tak to raczej nie śmieszna. Jeżeli chciał żebym przez to zmieniała zdanie to może sobie dalej o tym marzyć.
-Przecież wiesz że ciebie traktuje inaczej niż wszystkich.
Pojawił się w drzwiach z czarnymi kilkunastocentymetrowymi szpilkami w dłoni.
-Właśnie o tym mówię, w tym biznesie nikomu nie można ufać- podszedł do łóżka i pociągnął mnie za rękę pomagając mi wstać. Wciąż się uśmiechał, najwyraźniej był dumny z tego że udowodnił mi jak bardzo nieprzygotowana jestem. Zbliżył się do mnie chcąc mnie pocałować, ale ja zgrabnym ruchem wymknęłam się mu zabierając jednocześnie buty z jego ręki.
-Nikomu nie mogę ufać, tak?? -zaśmiałam się wychodząc z pokoju. Założyłam ostatnią część mojego stroju, Luke na szczęście nie szedł za mną, byłam na niego zła za metody których używał, skoro ja nie manipulowałam nim to wymagałam od niego tego samego. Kiedy byłam w połowie drogi na dół obcas zaczepił mi o jeden ze stopni, zachwiałam się i gdyby nie czyjeś silne dłonie które pomogły mi utrzymać równowagę z pewnością byłabym już na dole. Spojrzałam na mojego wybawcę, Jai zmierzył mnie pogardliwym spojrzeniem, odwrócił się ale zanim zdążył odejść złapałam go za ramię tak mocno jak tylko dałam radę.
-Proszę cię porozmawiaj ze mną - nie zdawałam sobie sprawy z tego że mój głos zabrzmiał aż tak płaczliwie. Szarpnął ręką wyrywając ją z mojego uścisku bez najmniejszego problemu, czego się spodziewałam przecież był ode mnie dużo silniejszy.
-My już nie mamy o czym rozmawiać- podsumował oschle i odszedł w swoją stronę.
Usiadłam na schodach, nie dałam rady zapanować już nad swoimi łzami. Czego ja głupia się spodziewałam?? On mi tego nigdy nie wybaczy. Podjęłam własną decyzję, ale strata jedynego przyjaciela była dla mnie za wysoką ceną, mogłabym oddać wszystko, mogłabym stracić szacunek do samej siebie ale to?? To był cios poniżej pasa.
- Jess coś się stało?? -zmartwiony głos Luke'a przywrócił mnie do pożądku. Wytarłam łzy z policzków i modliłam się w myślach o to żeby nie zauważył moich przekrwionych oczu.
-Nie, wszystko w pożądku- wstałam i kolejny raz straciłam równowagę. Luke złapał mnie mocno w ramiona.
-Nie kłam przecież widzę.
-To wszystko przez te buty - uśmiechnęłam się starając się odwrócić jego uwagę.-Nie cierpię chodzić na szpilkach.
Roześmiał się melodyjnie i pocałował mnie w czoło.
-Obiecuje ci że dzisiaj ostatni raz musisz je nosić.
Wiedziałam że nie uwierzył w to co mówiłam a dociekania prawdy uniknęłam tylko dlatego że powinnam się skupić. Ale byłam jednocześnie więcej niż pewna że po wszystkim jeszcze wrócimy do tej rozmowy.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć pociągnął mnie za rękę i znaleźliśmy się w salonie. Jai siedział w fotelu z telefonem przed oczami i wydawał się być niczym nie zainteresowany. Tak bardzo chciałabym moc z nim porozmawiać tak jak dawniej, zostawił mnie akurat teraz kiedy najbardziej na świecie potrzebowałam prawdziwego przyjaciela. Rozumiałam że go zawiodłam, zapewne na świecie było zaledwie kilku ludzi których darzył zaufaniem, a ja najprawdopodobniej bezpowrotnie zostałam skreślona z tej listy.
-Słyszałaś??-zorientowałam się że ktoś coś do mnie mówił dopiero kiedy Luke potrząsnął mną za ramiona, popatrzyłam na niego zdezorientowana.
-No jasne nie słuchałaś- przewrócił oczami.- Byłoby łatwiej gdybyś przynajmniej chciała słuchać jak wyjść z tego cało.
Kolejny raz się na mnie zdenerwował, a jednak nie umiał dłużej wytrwać bez tego.
-Przepraszam- wyszeptałam.
- Plan jest w miarę prosty- zaczął Beau - Pierwsze musisz dopilnować tego żeby w klubie wypił wystarczająco dużo, później zmusisz go żeby zabrał cię do domu, to nie powinno być trudne bo dosyć często zabiera sobie laski chętne na jedną noc.
Starałam się skupić na tym co mówił do mnie Beau, ale nie wychodziło mi to najlepiej pomimo że od tego zależało moje życie mój mózg był w zupełności zajęty sprawą Jai'a.
-Antidotum powinno być w sejfie który otwiera pięcio cyfrowy kod- kontynuował zielonooki.- Musisz go ładnie poprosić żeby ci go zdradził.
-Jak mam to zrobić??- dopiero kiedy wszyscy popatrzyli na mnie podejrzliwie zrozumiałam że nieświadomie wypowiedziałam to na głos.
Beau podniósł wzrok znad mapy patrząc na mnie znacząco.
-Domyśl się- momentalnie dostałam mdłości, Luke ścisnął mocniej moją dłoń, nie spojrzał na mnie ale mogłabym przysiąc że zazgrzytał zębami.
-Teraz najważniejsze -Beau podszedł do mnie i położył mi na dłoni trzy małe tabletki.- Musisz mu to wrzucić do napoju to uśpi go na jakieś cztery do sześciu minut będziesz miała czas na zabranie antidotum i wyjście z jego domu. Będziemy czekać na ciebie pod bramą, wszystko jasne??
-Tak jasne -odpowiedziałam zaciskając w dłoni tabletki.
Jai zerwał się z fotela.
-Ja nie mam zamiaru w tym uczestniczyć, wiem jak to się skończy i nie chce na to patrzeć- zmierzyłam go wzrokiem, nie do końca rozumiałam co miało znaczyć że wie jak to się skończy. Czyżby już spisał moją misję na niepowodzenie, a mi nie dawał żadnych szans na przeżycie.
Beau złapał go za ramie i przyciągnął do siebie, zapewne nie chciał żeby wszyscy słyszeli o czym rozmawiają.
-Nigdzie nie pójdziesz - warknął starszy.
-Nie będziesz mi mówił co mam robić.
-Doprawdy?? Dobrze wiesz że potrzebujemy twojej pomocy.
-Nie obchodzi mnie to -krzyknął Jai usiłując uwolnić się z uścisku brata. Byłam pewna że zaraz skoczą sobie do gardeł, a ich bójka była aktualnie czymś czego najmniej potrzebowaliśmy.
-Szkoda że nie byłeś taki mądry kiedy sprowadziłeś do naszego domu tą swoją dziwkę -zdziwiło mnie opanowanie Beau, pomimo tego że aż zaciskał pięści ze zdenerwowania, ani na chwilę nie podniósł głosu.- Naraziłeś tym nie tylko siebie, ale nas wszystkich, teraz wreszcie masz szansę się za to zrewanżować.
Jai popatrzył bratu w oczy, znałam ten wyraz jego twarzy, doskonale zdawał sobie sprawę z tego że dalsza kłótnia nie miała by sensu. Wiedziałam jak wielkie wyrzuty sumienia miał w związku z tym do czego doszło przez jego złe decyzję. Nie odzywając się do nikogo ani słowem zabrał kluczyki do auta i wyszedł trzaskając za sobą drzwiami.
-No więc zaczynamy -zarządził Beau. Jak zawsze zanim zdążyłam zorientować się co się dzieję Luke pociągnął mnie za sobą, zatrzymaliśmy się dopiero przy srebrnym samochodzie którego wcześniej jakoś nie zauważyłam. Oparł mnie o niego i popatrzył mi w oczy, kolejny raz jego błagalne spojrzenie sprawiło że poczułam ukłucie w brzuchu, byłam pewna że nigdy więcej nie chce doprowadzać do takich sytuacji, nie chciałam żeby musiał się o mnie martwić.
-Jesteś gotowa??-zapytał zachowując poważny ton.
-Tak -odpowiedziałam, ale przez to jego ciągłe dopytywanie straciłam zupełnie wiarę w to co mówię. Pocałował mnie tak, jak zawsze kiedy musieliśmy się rozstać, tak jakbyśmy robili to po raz ostatni. Nie mogłam już dłużej przeciągać naszego rozstania, wiedziałam że jeżeli potrwa choć minutę dłużej nie dam rady go tak zostawić. Wsunął mi do ręki malutki przedmiot, przyjrzałam się mu uważnie. Użądzonko wielkości ziarnka grochu przypominało mi malutki głośnik, nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z czymś podobnym.
-Włóż to do ucha, dzięki temu będę przynajmniej słyszał co się wokół ciebie dzieje -posłusznie wykonałam jego polecenie wsiadając do samochodu. Nie chciałam się odzywać wiedziałam że po tonie mojego głosu zorientowałby się jak bardzo się boję, a znając jego wykorzystałby to jako pretekst do tego żeby namówić mnie do rezygnacji. Miałam już ruszyć kiedy złapał moją dłoń zaciśniętą na kierownicy i nachylił się do okna.
- W GPS'ie masz wgrane współrzędne klubu- wziął głęboki oddech. Tylko błagam cię uważaj na siebie.
-Przecież wiesz że będę- byłam zadowolona z tego że mój głos zabrzmiał wystarczająco naturalnie. Przejechał opuszkami palców po moim policzku i pocałował mnie w czoło, takie opiekuńcze gesty były u niego rzadkością przez co jeszcze bardziej ścisnęło mnie w żołądku. Kiedy wyczułam odpowiedni moment wcisnęłam z całej siły pedał gazu, opony zapiszczały a auto wyrwało do przodu. Droga miała mi zająć jakieś siedem minut, w końcu miałam chwilę czasu tylko i wyłącznie dla siebie, mogłam przemyśleć i poukładać sobie wszystko co się wokół mnie działo. Najbardziej nurtowało mnie pytanie dlaczego Jai był tak przeciwny temu żebym im pomogła przecież James jest jego przyjacielem od bardzo dawna, nie wierzę że nie chciał by mu pomóc to przecież nie logiczne. Chociaż?? Luke też był temu przeciwny a co jeżeli zgodził się tylko i wyłącznie dlatego że tak bardzo na niego naciskałam. Wszystko zaczynało układać się w logiczną całość, Beau nigdy za mną nie przepadał więc nie obchodziło go to czy wyjdę z tego cało, liczyła się tylko jego ekipa, a osoby którym na mnie zależało były przeciwne bo wiedziały że nie podołam temu zadaniu. Kiedy zdałam sobie z tego sprawę ścisnęło mnie w gardle. GPS zakomunikował że byłam już na miejscu. Kiedy przekroczyłam próg klubu zupełnie przestałam się bać doskonale wiedziałam że radziłam już sobie w trudnych sytuacjach, a to było po prostu kolejne przedstawienie które musiałam zagrać. Usiadłam na wysokim krześle przy barze zaplatając nogę na nogę, zamówiłam drinka i rozejrzałam się po pomieszczeniu zdałam sobie sprawę że w planie Beau był jeden mały błąd, nie dał mi zdjęcia mojego celu, a ja nigdy wcześniej go nie widziałam.
-Jeżeli mnie słyszysz napij się drinka- usłyszałam cichutki głos Luke'a w moim uchu. Byłam pewna że ten sprzęt działa tylko w jedną stronę i on będzie tylko mnie słyszał, ale najwyraźniej się myliłam. Napiłam się odrobinę i za wszelką cenę starałam się nie skrzywić, pech chciał że od zawsze nie cierpiałam alkoholu.
-Włamałem się do kamer ochrony więc mam podgląd na całą sytuację -uśmiechnęłam się sama do siebie, czułam się pewniej wiedząc że jest w pobliżu. -Tak ja też cię kocham księżniczko - zachowywał się jakby czytał w moich myślach. -Ale teraz przejdźmy do konkretów widzisz chłopaka siedzącego na kanapie po lewej??
Spojrzałam we wskazane miejsce i zobaczyłam chłopaka o ciemnej karnacji, ciemnych włosach i niemal czarnych oczach otoczonego przez pięć pięknych dziewczyn. Kiedy to zobaczyłam zupełnie straciłam pewność siebie, niby jak miałam zainteresować go swoją osobą kiedy miał pod dostatkiem dziewczyn dużo ładniejszych ode mnie. Ale wyglądało na to że chociaż raz mój problem miał rozwiązać się sam, chłopak usiadł obok mnie zamawiając coś u barmana. Czułam na sobie jego wzrok, wiedziałam że muszę się wcielić w rolę, traktowałam to jak aktorstwo, teraz nie byłam sobą, teraz byłam osobą stworzoną na potrzeby tej akcji.
-Co tak piękna kobieta robi tutaj sama??-musiałam przyznać że, wybrał najprostszy i chyba najbardziej oczywisty teksy na poderwanie dziewczyny. Zastanawiało mnie to czy ktokolwiek w ogóle się jeszcze na to nabiera.
-Właśnie rzuciłam chłopaka bo nie mógł zaakceptować tego że, nie jest jedynym mężczyzną z którym sypiam- zaczęłam krążyć palcem po brzegu kieliszka. -Frajer myślał że może mnie mieć na wyłączność.
Improwizowanie całkiem nieźle mi szło, zauważyłam że oczy aż mu się zaświeciły. Faceci byli naprawdę banalni w obsłudze.
-To dobrze się składa bo mnie właśnie zostawiła dziewczyna i szukam kogoś do towarzystwa- puścił do mnie oczko łapiąc mnie za rękę.-Mieszkam niedaleko, jeżeli chcesz to możemy razem spędzić ten wieczór.
Popatrzyłam na niego zalotnie udając że, się zastanawiam, wstał z krzesła zbliżając się do mnie.
-Nie daj się prosić -wyszeptał mi do ucha, po czym jego usta dotknęły mojej szyi. Przeszły mnie ciarki nienawidziłam kiedy dotykał mnie ktokolwiek oprócz Luke'a. Nie czekając na moją odpowiedź pociągnął mnie za rękę, posłusznie szłam za nim, nie spodziewałam się że pójdzie tak łatwo, co prawda była to najłatwiejsza część planu, ale jej powodzenie dało mi nadzieję na to że reszta też nie będzie sprawiać mi trudności. Jego samochód zaparkowany był przed samym wejściem do klubu, wsiadłam do środka starając się nie myśleć o tym że będę sam na sam z cholernie niebezpiecznym człowiekiem. Starałam się oddychać normalnie w końcu nie mógł się zorientować że coś jest nie tak.
- Nie martw się już za niedługo będziemy na miejscu -położył rękę na moim udzie i zaczął podciągać spódnicę. -Będziesz mogła w końcu pozbyć się tych ciuszków.
Zacisnęłam zęby, nie odepchnięcie go naprawdę dużo mnie kosztowało, starałam się myśleć o czymś innym i za wszelką cenę nie wracać myślami do przeszłości, ale jego dotyk wywołał falę najgorszych wspomnień, których nie potrafiłam zatrzymać. Teraz moim jedynym celem było powstrzymanie się od płaczu.
-Nie jesteś zbyt rozmowna- skomentował patrząc na mnie podejrzliwie.-Ale to nawet lepiej wolę dziewczyny które mniej gadają ale za to są lepsze w czynach.
Doskonale wiedziałam o co mu chodzi, na samą myśl o tym zrobiło mi się niedobrze.
-Dopiero zobaczysz jak dobra jestem - złapałam jego dłoń i odsunęłam ją od siebie. -Ale na razie łapki trzymaj przy sobie.
-Oj dziewczyno doprowadzasz mnie do obłędu.
Przyspieszył jeszcze bardziej, czułam że naprawdę bardzo zależało mu na tym żeby dotrzeć na miejsce jak najszybciej. Starałam się nie myśleć o tym co czuł teraz Luke, od zawsze był o mnie zazdrosny, zazwyczaj bez najmniejszego powodu, a teraz musiał wysłuchiwać tego wszystkiego. Zajechaliśmy na podjazd przed wielką, luksusową willę, wysiadłam z samochodu i zachwiałam się nie mogąc złapać równowagi na obcasach. Na szczęście w porę chwyciłam się drzwi i nie zauważył mojej wpadki. Kiedy tylko przekroczyliśmy próg domu zaczął mnie całować i podciągać moją spódnicę. Zapach jego perfum wymieszany z zapachem alkoholu był obrzydliwy. Spanikowałam, przyłożyłam dwa palce do jego ust i odsunęłam go od siebie na tyle ile się tylko dało.
-Pierwsze wolałabym się czegoś napić -zagryzłam dolną wargę z nadzieją że pójdzie na taki układ.
-No dobrze to ja coś przyniosę, a ty się rozgość -usiadłam na kanapie zaplatając nogę na nogę. Najchętniej wybuchnęłabym płaczem i poprosiła Luke'a żeby mnie stąd zabrał, na pewno zrobił by to z wielką przyjemnością, ale nie mogłam tego zrobić przypomniałam sobie dlaczego tu jestem. Jeżeli wytrzymam jeszcze trochę uratuję komuś życie, to jest ważniejsze od wszystkiego.
-Proszę - chłopak postawił na stole dwie szklanki z jakimś ciemnym płynem, usiadł koło mnie i bez słowa znów zaczął mnie całować. Starałam się nie myśleć o tym co się dzieję wyciągnęłam rękę i wrzuciłam do jego szklanki tabletki. Teraz tylko musiałam jakoś odwrócić jego uwagę.
-Włącz muzykę- wyszeptałam starając się nie wzbudzić jego podejrzeń.
-Co??-oderwał się ode mnie i zmierzył mnie wzrokiem.
-Włącz muzykę a zrobię dla ciebie specjalny pokaz- wiedziałam że nie będzie mógł się powstrzymać. I miałam rację. Usiadł łapiąc za pilota. Kiedy usłyszałam pierwsze nuty muzyki zaczęłam tańczyć, nigdy nie byłam w tym najlepsza więc miałam nadzieję że szybko wypije swojego drinka żebym mogła wcielić w życie dalszą część planu.
Kiedy tylko odłożył pustą szklankę wyciągnęłam pistolet i wymierzyłam w niego.
-O ty suko- krzyknął.
-Zamknij się i mów gdzie jest sejf- nie miałam ochoty na zabawę z nim.
-Chyba sobie śnisz -roześmiał się i rozłożył wygodnie na kanapie.
-Skoro tak uważasz -wymierzyłam między jego szeroko rozstawione nogi. Bez większego namysłu strzeliłam, nie chciałam zrobić mu krzywdy a jedynie go nastraszyć, i najwyraźniej mi się udało.
Popatrzył na dziurę z materiale zaledwie kilka centymetrów od jego zdaniem pewnie najważniejszej części jego ciała. Uniosłam jedną brew w pytającym geście.
-No dobra jest za tobą, za obrazem-podeszłam do ściany wciąż do niego mierząc. Zdjęłam obraz i moim oczom ukazał się sporych rozmiarów sejf.
-Teraz kod-krzyknęłam. Zastanowił się przez chwilę, ale kiedy miałam oddać kolejny ostrzegawczy strzał zaczął mówić.
-Siedem, dwa, trzy, pięć, jeden- wpisałam kombinacje i drzwiczki się uchyliły. Spojrzałam na niego, spał jak dziecko, nareszcie tabletki zaczęły działać. W sejfie znajdowało się mnóstwo pieniędzy, zapewne kilka milionów, diamenty, złoto na samym tyle zauważyłam buteleczkę z niebieskim płynem, złapałam ją i wsunęłam do stanika.
-I co teraz suko??-kiedy usłyszałam za sobą jego głos zamarłam a serce zaczęło mi bić jak oszalałe. Życie przeleciało mi przed oczami kiedy poczułam dotyk lufy jego pistoletu z tyłu głowy.
- I jak ci się podoba?? - wstałam chcąc mu zaprezentować moją stylizację w pełnej okazałości. - Teraz chyba bardziej przypominam dziewczyny z twojego otoczenia.
Ku mojemu zdziwieniu nawet nie spojrzał na to jak byłam ubrana, cały czas patrzył prosto w moje oczy, jego reakcja zupełnie zbiła mnie z tropu, miałam nadzieję że okaże nieco więcej entuzjazmu. Zamiast tego uśmiechnął się tajemniczo i podszedł do mnie wciąż nie spuszczając wzroku.
-Tak masz racje teraz wyglądasz jak one, ale ja uwielbiałem twoją odrębność i wcale nie mam zamiaru udawać że cieszę się z takiej przemiany.- Jego oczy pociemniały jak zawsze kiedy był zdenerwowany.
-Przecież robię to tylko ze względu na to że od tego zależy życie Jamesa. Myślisz że ja dobrze się czuję w czymś takim?? - wskazałam na moje ubranie. -Uwierz mi też wolę być nieco bardziej ubrana.
- Proszę cię nie rób z siebie ofiary - zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc o co mu chodzi. Nie podobał mi się podniesiony ton jego głosu, wiedziałam że nie jest zadowolony że się na to zdecydowałam, ale nie miał prawa na mnie krzyczeć. - Mówiłem ci że poradzimy sobie sami, ale nie ty zawsze musisz grać bohaterkę i postanowiłaś się poświęcić. Nie licz na to że będę ci pomagał w tym szaleństwie. -Oparł pięści o parapet i wpatrywał się w jakiś daleki punkt za oknem, widziałam jak głęboko oddychał starając się uspokoić. Kolejny raz nie rozumiałam jego zachowania, jeszcze przed chwilą wszystko było w pożądku, a teraz krzyczał na mnie bez powodu.
-Wiesz dlaczego się na to zdecydowałam??- postanowiłam zaryzykować i postawić wszystko na jedną kartę.- Do tej pory byłam sama, zupełnie sama, moi rodzice uważali że tylko dzięki nauce kimś w życiu zostanę, oprócz moich ocen nic się dla nich nie liczyło, ale ty pokazałeś mi zupełnie inne wartości. Udowodniłeś mi że za osoby na których nam zależy można oddać wszystko, wy jesteście jedną drużyną, zawsze możecie liczyć na siebie nawzajem, a ja?? Co ja mam wam do zaoferowania??- przerwałam na chwilę usiłując dobrać odpowiednie słowa. -Niczego nie umiem, w niczym nie jestem dobra, chciałam udowodnić że jednak do czegoś się nadaję .
Ulżyło mi kiedy w końcu wyrzuciłam to z siebie, w końcu ktoś wiedział o tym jaka bezużyteczna czasami się czułam, na samo wspomnienie nocy które przepłakałam czując że moje życie zmierza do nikąd łzy napłynęły mi do oczu. Teraz czułam się inaczej, zupełnie inaczej wreszcie byłam potrzebna, pomimo że świadomość tego że czyjeś życie leży tylko i wyłącznie w moich rękach była przerażająca, to czułam że dzięki niej nie zawaham się przed niczym.
Luke zerwał się gwałtownie i zanim zdążyłam przełączyć mój mózg z fazy rozmyślań i zagłębiania się w przeszłości na analizę otoczenia stanął tak blisko mnie że nasze czoła się stykały. Jedną dłoń położył na moich plecach pilnując żebym była wystarczająco blisko niego, drugą przyłożył do mojej szyi kciukiem delikatnie gładząc mój policzek.
-Przecież wiesz że mi niczego nie musisz udowadniać- jego ton był już dużo łagodniejszy.
-Wiem- westchnęłam cicho wtulając twarz w jego dłoń. - Ale muszę udowodnić to sobie - starałam się wypowiedzieć to stanowczo ale zarazem łagodnie, nie chciałam wywoływać kolejnego napadu agresji, ale musiał wiedzieć że podjęłam już decyzję. Niepewnie podniosłam wzrok i popatrzyłam w jego oczy analizując tym samym jego nastrój. Odetchnęłam z ulgą kiedy jego oczy wciąż miały jasny odcień.
-Gdyby nie ty Jai już dawno by nie żył, już wtedy udowodniłaś że jesteś jedną z nas i za to będę ci wdzięczny już do końca życia- odsunął kosmyk moich włosów za ucho. - Tylko błagam cię o jedną rzecz, nie narażaj się już więcej. Straciłem w moim życiu już zbyt dużo osób na których mi zależało, straty ciebie po prostu bym nie wytrzymał, pojawiłaś się tak nagle i przewróciłaś moje życie do góry nogami, gdybyś teraz znikła nie umiał bym poukładać sobie tego wszystkiego od nowa.
Jego błagalny wzrok sprawiał że czułam się winna mimo że wcale nie powinnam, on też obiecywał mi wiele a później nie spełniał obietnic, ale w tej sytuacji doskonale go rozumiałam też panicznie bałam się tego że go stracę, to był najgorszy, najczarniejszy scenariusz jaki mogłam wymyślić.
-Dobrze wiesz że niczego nie mogę ci obiecać- odezwałam się w końcu. - Są rzeczy które po prostu trzeba zrobić.
Jego nagły pocałunek zakończył naszą rozmowę, zdawałam sobie sprawę z tego że z braku jakichkolwiek innych argumentów sięgnął po to co dawało zawsze najlepsze rezultaty. Wiedziałam że to część jego taktyki, ale był tak delikatny, a zarazem stanowczy, że powoli zaczynałam tracić grunt pod nogami. Oparłam dłonie na jego klatce piersiowej lekko się odpychając i łapiąc oddech. Spojrzał na mnie z przegraną miną.
-Czyli nie uda mi się ciebie przekonać??
-Nie - pokręciłam głową podkreślając moją odpowiedź.
-W takim razie...- szarpnął mnie i odwrócił w stronę lustra.
-Co chcesz zrobić??-zapytałam łamiącym się głosem. Wiedziałam że nie zrobi mi krzywdy, ale bałam się że może chcieć zapewnić mi bezpieczeństwo do tego stopnia że przykuje mnie do łóżka, albo zwiąże i wróci po mnie dopiero kiedy będzie po wszystkim.
-Przecież nie puszczę cię tam zupełnie bezbronnej- zanim zdążyłam dopytać go co ma na myśli wsunął mi do stanika niewielkich rozmiarów pistolet. Przeszły mnie ciarki kiedy poczułam dotyk zimnego metalu na skórze. - Tylko pamiętaj -odsunął moje włosy z szyi i przerzucił je na drugie ramię- masz tylko cztery strzały.
Mimowolnie zaczęłam kalkulować moje szanse, cztery kule wydawały się być po prostu śmieszne biorąc pod uwagę moje umiejętności równe zeru, przecież mi nie wystarczyło by ich nawet czterdzieści, no chyba że strzelając na oślep udało by mi się przypadkowo w coś trafić.
Wargi Luke'a delikatnie dotknęły mojej szyi skutecznie przerywając moje rozmyślania, nie rozumiałam dlaczego zawsze mi to robił, za każdym razem kiedy miałam się na czymś skupić kompletnie rozpraszał moją uwagę. Szarpnął mną sprawiając że moje plecy przylegały do jego klatki piersiowej tak mocno że czułam każdy jego ruch, czułam jak głęboko nabiera powietrza do płuc. Odwróciłam się i pocałowałam go jednocześnie podciągając jego koszulkę która uniemożliwiała mi dotykanie jego idealnego ciała. Popchnął mnie lekko, tak że wylądowałam na łóżku. Cały czas nie odrywałam od niego wzroku, jego oczy błyszczały symbolizując że nie tylko ja zupełnie straciłam nad sobą kontrolę. Patrząc na taki ideał nie potrafiłam się powstrzymać od przygryzienia wargi. Najwidoczniej uznał to za zaproszenie, bo zanim zdążyłam zrozumieć co się dzieję jego usta znalazły się zaledwie kilka centymetrów od moich. Byłam pewna, że zaraz znowu pocałuje mnie tak że zupełnie stracę oddech, ale nic takiego się nie działo, a odległość między nami nie zmniejszyła się nawet o milimetr. Zmarszczyłam brwi nie do końca rozumiejąc o co chodzi. Na jego usta wkradł się zwycięski uśmieszek.
- Tak łatwo cie rozproszyć kochanie - roześmiał się, a ja dopiero w tamtym momencie zrozumiałam że moje nadgarstki tkwiły w jego żelaznym uścisku tuż nad moją głową. Wstał z łóżka poprawiając koszulkę i zniknął za drzwiami garderoby.-Właśnie dlatego uważam że jeszcze nie jesteś gotowa.
Przez pierwsze kilka sekund starałam się unormować oddech i zrozumieć co tak właściwie właśnie się stało. To miała być jakaś kolejna jego pieprzona gra, jeżeli tak to raczej nie śmieszna. Jeżeli chciał żebym przez to zmieniała zdanie to może sobie dalej o tym marzyć.
-Przecież wiesz że ciebie traktuje inaczej niż wszystkich.
Pojawił się w drzwiach z czarnymi kilkunastocentymetrowymi szpilkami w dłoni.
-Właśnie o tym mówię, w tym biznesie nikomu nie można ufać- podszedł do łóżka i pociągnął mnie za rękę pomagając mi wstać. Wciąż się uśmiechał, najwyraźniej był dumny z tego że udowodnił mi jak bardzo nieprzygotowana jestem. Zbliżył się do mnie chcąc mnie pocałować, ale ja zgrabnym ruchem wymknęłam się mu zabierając jednocześnie buty z jego ręki.
-Nikomu nie mogę ufać, tak?? -zaśmiałam się wychodząc z pokoju. Założyłam ostatnią część mojego stroju, Luke na szczęście nie szedł za mną, byłam na niego zła za metody których używał, skoro ja nie manipulowałam nim to wymagałam od niego tego samego. Kiedy byłam w połowie drogi na dół obcas zaczepił mi o jeden ze stopni, zachwiałam się i gdyby nie czyjeś silne dłonie które pomogły mi utrzymać równowagę z pewnością byłabym już na dole. Spojrzałam na mojego wybawcę, Jai zmierzył mnie pogardliwym spojrzeniem, odwrócił się ale zanim zdążył odejść złapałam go za ramię tak mocno jak tylko dałam radę.
-Proszę cię porozmawiaj ze mną - nie zdawałam sobie sprawy z tego że mój głos zabrzmiał aż tak płaczliwie. Szarpnął ręką wyrywając ją z mojego uścisku bez najmniejszego problemu, czego się spodziewałam przecież był ode mnie dużo silniejszy.
-My już nie mamy o czym rozmawiać- podsumował oschle i odszedł w swoją stronę.
Usiadłam na schodach, nie dałam rady zapanować już nad swoimi łzami. Czego ja głupia się spodziewałam?? On mi tego nigdy nie wybaczy. Podjęłam własną decyzję, ale strata jedynego przyjaciela była dla mnie za wysoką ceną, mogłabym oddać wszystko, mogłabym stracić szacunek do samej siebie ale to?? To był cios poniżej pasa.
- Jess coś się stało?? -zmartwiony głos Luke'a przywrócił mnie do pożądku. Wytarłam łzy z policzków i modliłam się w myślach o to żeby nie zauważył moich przekrwionych oczu.
-Nie, wszystko w pożądku- wstałam i kolejny raz straciłam równowagę. Luke złapał mnie mocno w ramiona.
-Nie kłam przecież widzę.
-To wszystko przez te buty - uśmiechnęłam się starając się odwrócić jego uwagę.-Nie cierpię chodzić na szpilkach.
Roześmiał się melodyjnie i pocałował mnie w czoło.
-Obiecuje ci że dzisiaj ostatni raz musisz je nosić.
Wiedziałam że nie uwierzył w to co mówiłam a dociekania prawdy uniknęłam tylko dlatego że powinnam się skupić. Ale byłam jednocześnie więcej niż pewna że po wszystkim jeszcze wrócimy do tej rozmowy.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć pociągnął mnie za rękę i znaleźliśmy się w salonie. Jai siedział w fotelu z telefonem przed oczami i wydawał się być niczym nie zainteresowany. Tak bardzo chciałabym moc z nim porozmawiać tak jak dawniej, zostawił mnie akurat teraz kiedy najbardziej na świecie potrzebowałam prawdziwego przyjaciela. Rozumiałam że go zawiodłam, zapewne na świecie było zaledwie kilku ludzi których darzył zaufaniem, a ja najprawdopodobniej bezpowrotnie zostałam skreślona z tej listy.
-Słyszałaś??-zorientowałam się że ktoś coś do mnie mówił dopiero kiedy Luke potrząsnął mną za ramiona, popatrzyłam na niego zdezorientowana.
-No jasne nie słuchałaś- przewrócił oczami.- Byłoby łatwiej gdybyś przynajmniej chciała słuchać jak wyjść z tego cało.
Kolejny raz się na mnie zdenerwował, a jednak nie umiał dłużej wytrwać bez tego.
-Przepraszam- wyszeptałam.
- Plan jest w miarę prosty- zaczął Beau - Pierwsze musisz dopilnować tego żeby w klubie wypił wystarczająco dużo, później zmusisz go żeby zabrał cię do domu, to nie powinno być trudne bo dosyć często zabiera sobie laski chętne na jedną noc.
Starałam się skupić na tym co mówił do mnie Beau, ale nie wychodziło mi to najlepiej pomimo że od tego zależało moje życie mój mózg był w zupełności zajęty sprawą Jai'a.
-Antidotum powinno być w sejfie który otwiera pięcio cyfrowy kod- kontynuował zielonooki.- Musisz go ładnie poprosić żeby ci go zdradził.
-Jak mam to zrobić??- dopiero kiedy wszyscy popatrzyli na mnie podejrzliwie zrozumiałam że nieświadomie wypowiedziałam to na głos.
Beau podniósł wzrok znad mapy patrząc na mnie znacząco.
-Domyśl się- momentalnie dostałam mdłości, Luke ścisnął mocniej moją dłoń, nie spojrzał na mnie ale mogłabym przysiąc że zazgrzytał zębami.
-Teraz najważniejsze -Beau podszedł do mnie i położył mi na dłoni trzy małe tabletki.- Musisz mu to wrzucić do napoju to uśpi go na jakieś cztery do sześciu minut będziesz miała czas na zabranie antidotum i wyjście z jego domu. Będziemy czekać na ciebie pod bramą, wszystko jasne??
-Tak jasne -odpowiedziałam zaciskając w dłoni tabletki.
Jai zerwał się z fotela.
-Ja nie mam zamiaru w tym uczestniczyć, wiem jak to się skończy i nie chce na to patrzeć- zmierzyłam go wzrokiem, nie do końca rozumiałam co miało znaczyć że wie jak to się skończy. Czyżby już spisał moją misję na niepowodzenie, a mi nie dawał żadnych szans na przeżycie.
Beau złapał go za ramie i przyciągnął do siebie, zapewne nie chciał żeby wszyscy słyszeli o czym rozmawiają.
-Nigdzie nie pójdziesz - warknął starszy.
-Nie będziesz mi mówił co mam robić.
-Doprawdy?? Dobrze wiesz że potrzebujemy twojej pomocy.
-Nie obchodzi mnie to -krzyknął Jai usiłując uwolnić się z uścisku brata. Byłam pewna że zaraz skoczą sobie do gardeł, a ich bójka była aktualnie czymś czego najmniej potrzebowaliśmy.
-Szkoda że nie byłeś taki mądry kiedy sprowadziłeś do naszego domu tą swoją dziwkę -zdziwiło mnie opanowanie Beau, pomimo tego że aż zaciskał pięści ze zdenerwowania, ani na chwilę nie podniósł głosu.- Naraziłeś tym nie tylko siebie, ale nas wszystkich, teraz wreszcie masz szansę się za to zrewanżować.
Jai popatrzył bratu w oczy, znałam ten wyraz jego twarzy, doskonale zdawał sobie sprawę z tego że dalsza kłótnia nie miała by sensu. Wiedziałam jak wielkie wyrzuty sumienia miał w związku z tym do czego doszło przez jego złe decyzję. Nie odzywając się do nikogo ani słowem zabrał kluczyki do auta i wyszedł trzaskając za sobą drzwiami.
-No więc zaczynamy -zarządził Beau. Jak zawsze zanim zdążyłam zorientować się co się dzieję Luke pociągnął mnie za sobą, zatrzymaliśmy się dopiero przy srebrnym samochodzie którego wcześniej jakoś nie zauważyłam. Oparł mnie o niego i popatrzył mi w oczy, kolejny raz jego błagalne spojrzenie sprawiło że poczułam ukłucie w brzuchu, byłam pewna że nigdy więcej nie chce doprowadzać do takich sytuacji, nie chciałam żeby musiał się o mnie martwić.
-Jesteś gotowa??-zapytał zachowując poważny ton.
-Tak -odpowiedziałam, ale przez to jego ciągłe dopytywanie straciłam zupełnie wiarę w to co mówię. Pocałował mnie tak, jak zawsze kiedy musieliśmy się rozstać, tak jakbyśmy robili to po raz ostatni. Nie mogłam już dłużej przeciągać naszego rozstania, wiedziałam że jeżeli potrwa choć minutę dłużej nie dam rady go tak zostawić. Wsunął mi do ręki malutki przedmiot, przyjrzałam się mu uważnie. Użądzonko wielkości ziarnka grochu przypominało mi malutki głośnik, nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z czymś podobnym.
-Włóż to do ucha, dzięki temu będę przynajmniej słyszał co się wokół ciebie dzieje -posłusznie wykonałam jego polecenie wsiadając do samochodu. Nie chciałam się odzywać wiedziałam że po tonie mojego głosu zorientowałby się jak bardzo się boję, a znając jego wykorzystałby to jako pretekst do tego żeby namówić mnie do rezygnacji. Miałam już ruszyć kiedy złapał moją dłoń zaciśniętą na kierownicy i nachylił się do okna.
- W GPS'ie masz wgrane współrzędne klubu- wziął głęboki oddech. Tylko błagam cię uważaj na siebie.
-Przecież wiesz że będę- byłam zadowolona z tego że mój głos zabrzmiał wystarczająco naturalnie. Przejechał opuszkami palców po moim policzku i pocałował mnie w czoło, takie opiekuńcze gesty były u niego rzadkością przez co jeszcze bardziej ścisnęło mnie w żołądku. Kiedy wyczułam odpowiedni moment wcisnęłam z całej siły pedał gazu, opony zapiszczały a auto wyrwało do przodu. Droga miała mi zająć jakieś siedem minut, w końcu miałam chwilę czasu tylko i wyłącznie dla siebie, mogłam przemyśleć i poukładać sobie wszystko co się wokół mnie działo. Najbardziej nurtowało mnie pytanie dlaczego Jai był tak przeciwny temu żebym im pomogła przecież James jest jego przyjacielem od bardzo dawna, nie wierzę że nie chciał by mu pomóc to przecież nie logiczne. Chociaż?? Luke też był temu przeciwny a co jeżeli zgodził się tylko i wyłącznie dlatego że tak bardzo na niego naciskałam. Wszystko zaczynało układać się w logiczną całość, Beau nigdy za mną nie przepadał więc nie obchodziło go to czy wyjdę z tego cało, liczyła się tylko jego ekipa, a osoby którym na mnie zależało były przeciwne bo wiedziały że nie podołam temu zadaniu. Kiedy zdałam sobie z tego sprawę ścisnęło mnie w gardle. GPS zakomunikował że byłam już na miejscu. Kiedy przekroczyłam próg klubu zupełnie przestałam się bać doskonale wiedziałam że radziłam już sobie w trudnych sytuacjach, a to było po prostu kolejne przedstawienie które musiałam zagrać. Usiadłam na wysokim krześle przy barze zaplatając nogę na nogę, zamówiłam drinka i rozejrzałam się po pomieszczeniu zdałam sobie sprawę że w planie Beau był jeden mały błąd, nie dał mi zdjęcia mojego celu, a ja nigdy wcześniej go nie widziałam.
-Jeżeli mnie słyszysz napij się drinka- usłyszałam cichutki głos Luke'a w moim uchu. Byłam pewna że ten sprzęt działa tylko w jedną stronę i on będzie tylko mnie słyszał, ale najwyraźniej się myliłam. Napiłam się odrobinę i za wszelką cenę starałam się nie skrzywić, pech chciał że od zawsze nie cierpiałam alkoholu.
-Włamałem się do kamer ochrony więc mam podgląd na całą sytuację -uśmiechnęłam się sama do siebie, czułam się pewniej wiedząc że jest w pobliżu. -Tak ja też cię kocham księżniczko - zachowywał się jakby czytał w moich myślach. -Ale teraz przejdźmy do konkretów widzisz chłopaka siedzącego na kanapie po lewej??
Spojrzałam we wskazane miejsce i zobaczyłam chłopaka o ciemnej karnacji, ciemnych włosach i niemal czarnych oczach otoczonego przez pięć pięknych dziewczyn. Kiedy to zobaczyłam zupełnie straciłam pewność siebie, niby jak miałam zainteresować go swoją osobą kiedy miał pod dostatkiem dziewczyn dużo ładniejszych ode mnie. Ale wyglądało na to że chociaż raz mój problem miał rozwiązać się sam, chłopak usiadł obok mnie zamawiając coś u barmana. Czułam na sobie jego wzrok, wiedziałam że muszę się wcielić w rolę, traktowałam to jak aktorstwo, teraz nie byłam sobą, teraz byłam osobą stworzoną na potrzeby tej akcji.
-Co tak piękna kobieta robi tutaj sama??-musiałam przyznać że, wybrał najprostszy i chyba najbardziej oczywisty teksy na poderwanie dziewczyny. Zastanawiało mnie to czy ktokolwiek w ogóle się jeszcze na to nabiera.
-Właśnie rzuciłam chłopaka bo nie mógł zaakceptować tego że, nie jest jedynym mężczyzną z którym sypiam- zaczęłam krążyć palcem po brzegu kieliszka. -Frajer myślał że może mnie mieć na wyłączność.
Improwizowanie całkiem nieźle mi szło, zauważyłam że oczy aż mu się zaświeciły. Faceci byli naprawdę banalni w obsłudze.
-To dobrze się składa bo mnie właśnie zostawiła dziewczyna i szukam kogoś do towarzystwa- puścił do mnie oczko łapiąc mnie za rękę.-Mieszkam niedaleko, jeżeli chcesz to możemy razem spędzić ten wieczór.
Popatrzyłam na niego zalotnie udając że, się zastanawiam, wstał z krzesła zbliżając się do mnie.
-Nie daj się prosić -wyszeptał mi do ucha, po czym jego usta dotknęły mojej szyi. Przeszły mnie ciarki nienawidziłam kiedy dotykał mnie ktokolwiek oprócz Luke'a. Nie czekając na moją odpowiedź pociągnął mnie za rękę, posłusznie szłam za nim, nie spodziewałam się że pójdzie tak łatwo, co prawda była to najłatwiejsza część planu, ale jej powodzenie dało mi nadzieję na to że reszta też nie będzie sprawiać mi trudności. Jego samochód zaparkowany był przed samym wejściem do klubu, wsiadłam do środka starając się nie myśleć o tym że będę sam na sam z cholernie niebezpiecznym człowiekiem. Starałam się oddychać normalnie w końcu nie mógł się zorientować że coś jest nie tak.
- Nie martw się już za niedługo będziemy na miejscu -położył rękę na moim udzie i zaczął podciągać spódnicę. -Będziesz mogła w końcu pozbyć się tych ciuszków.
Zacisnęłam zęby, nie odepchnięcie go naprawdę dużo mnie kosztowało, starałam się myśleć o czymś innym i za wszelką cenę nie wracać myślami do przeszłości, ale jego dotyk wywołał falę najgorszych wspomnień, których nie potrafiłam zatrzymać. Teraz moim jedynym celem było powstrzymanie się od płaczu.
-Nie jesteś zbyt rozmowna- skomentował patrząc na mnie podejrzliwie.-Ale to nawet lepiej wolę dziewczyny które mniej gadają ale za to są lepsze w czynach.
Doskonale wiedziałam o co mu chodzi, na samą myśl o tym zrobiło mi się niedobrze.
-Dopiero zobaczysz jak dobra jestem - złapałam jego dłoń i odsunęłam ją od siebie. -Ale na razie łapki trzymaj przy sobie.
-Oj dziewczyno doprowadzasz mnie do obłędu.
Przyspieszył jeszcze bardziej, czułam że naprawdę bardzo zależało mu na tym żeby dotrzeć na miejsce jak najszybciej. Starałam się nie myśleć o tym co czuł teraz Luke, od zawsze był o mnie zazdrosny, zazwyczaj bez najmniejszego powodu, a teraz musiał wysłuchiwać tego wszystkiego. Zajechaliśmy na podjazd przed wielką, luksusową willę, wysiadłam z samochodu i zachwiałam się nie mogąc złapać równowagi na obcasach. Na szczęście w porę chwyciłam się drzwi i nie zauważył mojej wpadki. Kiedy tylko przekroczyliśmy próg domu zaczął mnie całować i podciągać moją spódnicę. Zapach jego perfum wymieszany z zapachem alkoholu był obrzydliwy. Spanikowałam, przyłożyłam dwa palce do jego ust i odsunęłam go od siebie na tyle ile się tylko dało.
-Pierwsze wolałabym się czegoś napić -zagryzłam dolną wargę z nadzieją że pójdzie na taki układ.
-No dobrze to ja coś przyniosę, a ty się rozgość -usiadłam na kanapie zaplatając nogę na nogę. Najchętniej wybuchnęłabym płaczem i poprosiła Luke'a żeby mnie stąd zabrał, na pewno zrobił by to z wielką przyjemnością, ale nie mogłam tego zrobić przypomniałam sobie dlaczego tu jestem. Jeżeli wytrzymam jeszcze trochę uratuję komuś życie, to jest ważniejsze od wszystkiego.
-Proszę - chłopak postawił na stole dwie szklanki z jakimś ciemnym płynem, usiadł koło mnie i bez słowa znów zaczął mnie całować. Starałam się nie myśleć o tym co się dzieję wyciągnęłam rękę i wrzuciłam do jego szklanki tabletki. Teraz tylko musiałam jakoś odwrócić jego uwagę.
-Włącz muzykę- wyszeptałam starając się nie wzbudzić jego podejrzeń.
-Co??-oderwał się ode mnie i zmierzył mnie wzrokiem.
-Włącz muzykę a zrobię dla ciebie specjalny pokaz- wiedziałam że nie będzie mógł się powstrzymać. I miałam rację. Usiadł łapiąc za pilota. Kiedy usłyszałam pierwsze nuty muzyki zaczęłam tańczyć, nigdy nie byłam w tym najlepsza więc miałam nadzieję że szybko wypije swojego drinka żebym mogła wcielić w życie dalszą część planu.
Kiedy tylko odłożył pustą szklankę wyciągnęłam pistolet i wymierzyłam w niego.
-O ty suko- krzyknął.
-Zamknij się i mów gdzie jest sejf- nie miałam ochoty na zabawę z nim.
-Chyba sobie śnisz -roześmiał się i rozłożył wygodnie na kanapie.
-Skoro tak uważasz -wymierzyłam między jego szeroko rozstawione nogi. Bez większego namysłu strzeliłam, nie chciałam zrobić mu krzywdy a jedynie go nastraszyć, i najwyraźniej mi się udało.
Popatrzył na dziurę z materiale zaledwie kilka centymetrów od jego zdaniem pewnie najważniejszej części jego ciała. Uniosłam jedną brew w pytającym geście.
-No dobra jest za tobą, za obrazem-podeszłam do ściany wciąż do niego mierząc. Zdjęłam obraz i moim oczom ukazał się sporych rozmiarów sejf.
-Teraz kod-krzyknęłam. Zastanowił się przez chwilę, ale kiedy miałam oddać kolejny ostrzegawczy strzał zaczął mówić.
-Siedem, dwa, trzy, pięć, jeden- wpisałam kombinacje i drzwiczki się uchyliły. Spojrzałam na niego, spał jak dziecko, nareszcie tabletki zaczęły działać. W sejfie znajdowało się mnóstwo pieniędzy, zapewne kilka milionów, diamenty, złoto na samym tyle zauważyłam buteleczkę z niebieskim płynem, złapałam ją i wsunęłam do stanika.
-I co teraz suko??-kiedy usłyszałam za sobą jego głos zamarłam a serce zaczęło mi bić jak oszalałe. Życie przeleciało mi przed oczami kiedy poczułam dotyk lufy jego pistoletu z tyłu głowy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)