niedziela, 31 maja 2015

Rozdział 29

Postanowiliśmy spędzić wieczór tylko we dwoje, to miał być rodzaj odstresowania po przeżyciu możliwie najgorszego dnia w naszym związku. Miałam nadzieję że to już ostatni taki dzień. Luke włączył jakiś horror, wiedziałam że to z jego strony podejście taktyczne, ale nie miałam zamiaru protestować. Leżałam mocno przytulona do niego z głową położoną na jego klatce piersiowej, nie umiałam wytłumaczyć dlaczego tak bardzo uwielbiałam słuchać bicia jego serca, to było zupełnie jak uzależnienie, nie wiem czy dała bym teraz radę zasnąć bez niego. Nasz idealny wieczór przerwało wibrowanie telefonu w jego kieszeni. Złapałam jego rękę zanim jeszcze zdążył go wyciągnąć.
-Nie odbieraj- spojrzałam na niego usiłując przybrać groźną minę.
-Przepraszam, muszę- wstał odbierając telefon.
Usiadłam na kanapie starając się nie zgrzytać zębami. Denerwowało mnie to że zawsze było coś ważniejszego, zawsze coś musiało się dziać w najmniej odpowiednim momencie.
-Nie możecie załatwić tego sami??-Luke przemierzał salon w tę i z powrotem. Przyglądałam się jak ze zdenerwowania przygryzał kolczyk w wardze a jego oczy przybrały ciemniejszy odcień. Wiedziałam że musiało się coś stać on nigdy nie reagował tak bez powodu.
-Dobra niech będzie, będę za 15 minut.
A więc nasz romantyczny wieczór trafił szlak, można się było tego spodziewać. Wstałam i skierowałam się w stronę łazienki.
-Przepraszam nie chciałem żeby tak wyszło- stanął mi na drodze i złapał moje dłonie.- Beau dzwonił, coś się stało i nie poradzą sobie beze mnie. -Zmieszanie w jego oczach sprawiło że nie dałam rady dłużej grać poważnej i uśmiechnęłam się.
-Dobrze rozumiem daj mi minutkę i możemy jechać- pocałowałam go w policzek i ominęłam zgrabnym ruchem wchodząc do łazienki. Wciąż nie byłam przyzwyczajona do naszego nowego domu, jeszcze cztery miesiące temu nie podejrzewała bym siebie o to że w tym wieku siedemnastu lat zamieszkam sama z mężczyzną mojego życia. Mimowolnie uśmiechnęłam się do lustra na myśl o tym jak bardzo zmieniło się moje życie w ciągu tak krótkiego czasu. Byłam szczęśliwa że wybrałam właśnie tą drogę, mimo że nie należała ona do najłatwiejszych. Związałam włosy w wysoki kucyk, po drodze do drzwi złapałam jeszcze bluzę, bez mojego chłopaka blisko mnie zrobiło mi się zimno. Wsiadłam do samochodu w którym już czekał Luke, ruszył z piskiem opon, najwyraźniej śpieszyło mu się bardziej niż mi się wydawało.
-Jesteś na mnie zła??- odezwał się dopiero kiedy byliśmy w połowie drogi. Spojrzałam na niego, ale on nie oderwał wzroku od jezdni, zauważyłam jak napinały się ścięgna w jego ręce kiedy zacisnął dłonie na kierownicy. Miałam poważny dylemat, nie  wiedziałam czy powiedzieć mu prawdę, czy trochę go jeszcze pomęczyć. Stwierdziłam jednak że ten dzień był jednak dla nas obojga już wystarczająco wyczerpujący.
-Nie nie jestem, chociaż powinnam- uniósł jedną brew w pytającym geście. Odetchnęłam głęboko. -Po prostu wiem jak wygląda twoje życie, i wiem jak ciężko jest czasem zaplanować sobie dzień wolny. Uśmiechnął się i złapał mnie za rękę.
-Ja chyba wciąż za mało cię doceniam.
-Bardzo możliwe- stwierdziłam odwracając się w stronę okna. - A tak w ogóle to dlaczego jesteś im tak bardzo potrzebny??
-Nie wiem Beau stwierdził że to nie jest sprawa na telefon, ale musiało się stać coś ważnego inaczej by mnie nie nie wzywał.
Zajechaliśmy na podjazd, Luke niemal natychmiast wyskoczył z samochodu i otwarł mi drzwi, pierwszy raz widziałam żeby aż tak mu się spieszyło.
-No chodź- złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą, dopiero kiedy przekroczyliśmy próg zdałam sobie sprawę z tego, że będę musiała się zobaczyć z Jai'em, normalnie bardzo bym się z tego ucieszyła, ale po tym co on ostatnio powiedział, bałam się z nim rozmawiać, uważałam go za przyjaciela, ale on najwyraźniej mnie nie. Przy stole stali Beau z Jai'em i zacięcie o czymś rozmawiali.
-Co się stało??- mój chłopak najwyraźniej nie zamierzał marnować czasu na przywitanie się z wszystkimi.
-James dostał truciznę, mamy mało czasu- dopiero wtedy zobaczyłam chłopaka leżącego na kanapie. Nie wyglądał na bliskiego śmierci, mało tego nawet nie wyglądał jakby coś go bolało, przypominało to bardziej odpoczynek po ciężkim dniu.
-Kto mu to zrobił??
-A jak myślisz Ryan powiedział że dostaniemy antidotum jeżeli do wieczora wszyscy oddamy się w jego ręce. Daniel go śledzi.
Myślami wciąż byłam przy truciźnie, nie mogłam uwierzyć w to że w dzisiejszych czasach ktoś wciąż używa takich metod. Najwyraźniej wciąż za mało wiedziałam o moim nowym świecie. Usiadłam koło Jamesa, chciałam móc mu jakoś pomóc, ale sama nie wiedziałam co mam zrobić.
-Boli cię?? -zapytałam szeptem żeby nie przeszkadzać reszcie towarzystwa w wymyślaniu planu działania.
Spojrzał na mnie i uśmiechnął się ukazując dołeczki w policzkach.
-Nie, to nie jest typ trucizny która sprawia ból, nazywamy ją raczej ''cichym mordercą'', bo niszczy twój organizm od środka podczas gdy ty niczego nie czujesz.
-I nic nie da się zrobić??
Wstrzymał na chwilę oddech.
-Nic, jedyną nadzieją jest antidotum które ma ten sukinsyn.
Przeniosłam wzrok na mojego chłopaka który nie krył swojego zdenerwowania, opierając się pięściami o blat stołu usiłował nie stracić panowania.
-Mam pomysł zakradniemy się tam od wschodu- zaczął Jai, pokazując coś na mapce.- Z budynku naprzeciwko jest idealne miejsce dla snajpera dwóch zostanie tam a dwóch wejdzie do środka.
-Jai czy ty naprawdę jesteś takim idiotą- Luke zaczął ostro, cedząc każde słowo przez zęby.- Przecież on nas zna, dobrze wie o tym że będziemy się chcieli tam włamać tylko na to czeka a ty chcesz mu podać nas jak na tacy. Brawo braciszku brawo.
Zaczęli przekrzykiwać się nawzajem i gdyby nie to że Beau stanął między nimi i przypomniał im co jest teraz najważniejsze na pewno skoczyli by sobie do gardeł.
Poskładałam wszystkie fakty i w jednym momencie wszystko do mnie dotarło, zupełnie jakby nagle mnie olśniło.
-Ja to zrobię- głos mi się załamał, ale na szczęście udało mi się to powiedzieć na tyle głośno żeby wszyscy zgromadzeni w pokoju popatrzyli na mnie z niedowierzaniem.  - Pójdę tam i zdobędę antidotum.
-Niby jak chcesz to zrobić ??-zaczął sceptycznie Beau.
-On zna was wszystkich, ale nie zna mnie jeżeli odpowiednio to rozegram może uda mi się dostać do tego domu.
-Nie ma mowy- zaprotestował Luke.- Nie nadajesz się do tego przecież ty nawet nie umiesz kłamać.
-Poczekaj -Beau potarł palcami czoło.- Może to nie jest aż taki zły pomysł- mój chłopak rzucił bratu groźne spojrzenie.
Nie rozumiałam dlaczego był temu aż tak bardzo przeciwny, to była jedyna opcja więc musiałam to zrobić niezależnie od tego czy w końcu się zgodzi czy nie.
-Jeżeli dobrze to zaplanujemy to może się udać.
Luke uderzył pięścią w stół. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, zachowywał się zupełnie irracjonalnie, jakby dostał napadu furii. Zawsze jego agresja uaktywniała się po narkotykach, teraz nic nie brał a tak się zachowywał, a to oznaczało że cała moja teoria była błędna.
-Skoro powiedziałem że ona tego nie zrobi, to tego nie zrobi i koniec dyskusji- oświadczył tonem nie znoszącym sprzeciwu. Popatrzyłam na Beau starając się znaleźć w nim jakiekolwiek oparcie, do tej pory nasze relacje raczej nie należały do najlepszych, ale to on był jedyną osobą która teraz mogła wpłynąć na decyzję Luke'a. Nie rozumiałam dlaczego mój chłopak miał do niego tak duży szacunek i tak bardzo liczył się z jego zdaniem, byłam prawie pewna że nie chodziło tu wyłącznie o to że był jego starszym bratem, za tym musiało się kryć coś więcej.
Luke złapał mnie za rękę i szarpnął za sobą, najwyraźniej moje znaki dawane Beau nie były tak dyskretne jak myślałam. Puścił mnie dopiero kiedy wyszliśmy z salonu.
-Co to miało być??-krzyknął, nie odpowiedziałam. Nie miałam zamiaru rozmawiać z nim takim tonem. -Dobrze się bawisz robiąc ze mnie idiotę przed wszystkimi, prawda?? Jesteś moją dziewczyną więc powinnaś popierać moje decyzję.
Tego było dla mnie za wiele, to że byłam z nim nie oznaczało że miałam się we wszystkim z nim zgadzać, i on musiał o tym wiedzieć. Nasz związek był na swego rodzaju ''okresie próbnym'' więc to ja ustalałam zasady.
-Właśnie jestem twoją dziewczyną a nie twoją własnością i mam prawo decydować o tym co chcę zrobić- miałam nadzieję że byłam wystarczająco stanowcza żeby zrozumiał że nie może mnie tak traktować.
-Wiesz co myślałem, że jesteś trochę mądrzejsza- nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam, wybrał sobie po prostu idealny moment żeby powiedzieć mi że jestem głupia. Nie mogłam pozwolić się obrażać. Skierowałam się z powrotem w stronę salonu, ale zanim zdążyłam zrobić krok pojawił się przede mną i złapał za ramiona.
-Poczekaj, przepraszam nie chciałem tego powiedzieć- jego skruszony wyraz twarzy nie robił na mnie żadnego wrażenia, wiedziałam że jest doskonałym aktorem.
-Ale powiedziałeś, puszczaj mnie - szarpnęłam się kilka razy,ale bezskutecznie, jak zawsze nie miałam z nim najmniejszych szans. Kolejne próby skończyły by się siniakami więc postanowiłam sobie tego oszczędzić.
-Ty niczego nie rozumiesz, nie wiesz w co się pakujesz- spuścił wzrok i rozluźnił nieco uścisk na tyle że mogłabym się bez problemu uwolnić, ale ja chciałam zrozumieć o co chodziło, wiedziałam że jego zachowanie miało jakieś logiczne wytłumaczenie.
-Ale wiem że dam sobie radę w końcu uczyłam się od mistrza.
-Nic nie wiesz. Ryan jest bardzo niebezpieczny, dużo bardziej od wszystkich których spotkałaś do tej pory, oszukanie go byłoby sporym wyzwaniem dla kogoś z dużym doświadczeniem , a ty?? Nie poradzisz sobie z czymś takim. Jeżeli on odkryje nasz podstęp, jeżeli odkryje że kłamiesz... -przerwał na chwilę, uznałam że to odpowiedni moment żeby spróbować przekonać go że wszystko będzie dobrze i wcale się nie boję, chociaż naprawdę było zupełnie inaczej. Jego słowa nie pozostały mi obojętne, doskonale wiedział jak zasiać we mnie ziarno niepewności.
-Spokojnie ja dużo się nauczyłam od kiedy wiodę to ''inne'' życie, przede wszystkim sam nauczyłeś mnie tego, że dla osób na których ci zależy można zrobić wszystko. Myślisz że gdybym nie była pewna tego że dam sobie radę zdecydowała bym się na to, ale wierzę w powodzenie tej akcji a to już pierwszy stopień do sukcesu.
Uśmiechnął się sztucznie.
-Posłuchaj ja nie mogę ci na to pozwolić, już kiedyś ktoś cię skrzywdził z mojego powodu, wtedy obiecałem sobie że już nigdy nie dopuszczę do tego żebyś cierpiała- złapał moją twarz w dłonie i przysunął się tak blisko, że czułam każdy jego ruch i każdy oddech.- I dotrzymam słowa czy tego chcesz czy nie.
Pierwszy raz spojrzał mi w oczy, po jego niedawnym ataku furii nie było w nich ani śladu, zupełnie nie umiałam odczytać co teraz czuje. Musiałam zebrać w sobie ostatki samozaparcia żeby wciąż obstawać przy swojej decyzji.
-Nie mamy innego wyjścia więc mam nadzieję że zrozumiesz że muszę to zrobić - powiedziałam niepewnie bojąc się że mój sprzeciw spowoduje kolejną falę agresji.
Uderzył pięściami w ścianę, odwracając się tyłem do mnie, wiedziałam że musiał odreagować więc stałam bez ruchu czekając aż odezwie się pierwszy.
-Dlaczego ty musisz być taka uparta- jego głos przybrał tak rozpaczliwy ton, że przestałam rozumieć co się dzieję.- Ja nie jestem gotowy żeby cię stracić, nie jestem i nigdy nie będę.
Stanęłam za nim oplatając go ramionami, wiedziałam że wygrałam, że teraz zgodzi się na wszystko, ale czułam się źle że stawiałam go w takiej sytuacji.
-Nie stracisz mnie. Przecież wiesz że będę na siebie uważać w przeciwieństwie do tego co myślisz umiem sobie radzić w życiu.
-Dobrze -odwrócił się i pocałował mnie w czoło.- Wiem że sobie poradzisz - zbliżył się do mnie a ja nie mogłam się powstrzymać i delikatnie musnęłam jego wargi. Zamiast odwzajemnić mój pocałunek złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę salonu. A jednak był na mnie zły wciąż nie umiałam się przyzwyczaić do tego że nigdy nie okazuje tego co naprawdę czuje. Wszyscy zebrani w salonie siedzieli w ciszy, teraz byłam już pewna że słyszeli każde słowo. James wyglądał gorzej, zrobił się blady a na jego twarzy widać było grymas bólu który usiłował ukryć przed resztą.
-A więc jaki macie plan??-zapytał Luke a wszyscy wyraźnie odetchnęli z ulgą. No jasne w końcu to od jego nastrojów wszystko zależało.
-Dzwoniłem do Skipa Ryan jest w klubie to dobrze się składa jeżeli będzie trochę pijany prościej będzie nim manipulować ale to i tak trudne zadanie zdajesz sobie z tego sprawę??- zapytał Beau spoglądając na mnie podejrzliwie.
-Jasne jestem gotowa - starałam się zabrzmieć jak najbardziej pewnie, ale z marnym skutkiem.
-Dobrze w takim razie my opracujemy dokładny plan działania a ty idź się przygotować, tylko ubierz się bardzo wyzywająco on gustuje w łatwych dziewczynach.
Starałam  się nie dać po sobie poznać tego że nie zachwyciły mnie te wytyczne, nienawidziłam chodzić bardziej rozebrana niż ubrana, popatrzyłam na Luke'a błagalnym wzrokiem, miałam nadzieję że pomoże mi się przygotować.
Zbliżył się do mnie i wyszeptał mi do ucha:
-Leć już ja muszę to z nimi zostać, muszę znać plan żeby móc cię chronić.
Nie mieliśmy za dużo czasu więc postanowiłam nie opierać się dłużej i wbiegłam po schodach na górę.

2 komentarze:

  1. Fajny rozdział. :) Teraz tylko czekać nn. A i mała rada : przed że, który, a stawia się przecinek. Ja często zapominam postawić xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział! Z niecierpliwością czekam na następny. Zapraszam do mnie siostrycollins.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń