niedziela, 8 marca 2015

Rozdział 25

Siedziałam na kanapie grając z Jaie'm w Fifę, pierwszy raz grałam w tego typu grę, moi rodzice uważali że to zbędne marnowanie czasu który powinnam poświęcić na naukę. Pomimo dużych forów ze strony mojego przeciwnika nie udało mi się wygrać ani razu. Nie miałam zbyt dużo czasu dla Jai'a pilnowanie Luke'a było na tyle absorbującym zajęciem że przestawałam mieć czas sama dla siebie. Na szczęście mój wysiłek się opłacał od dwóch tygodni mnie nie zdradzał, byłam dumna z tego wyniku ale zdawałam sobie sprawę z tego że gdyby nie moja całodobowa kontrola, na pewno już do czegoś by doszło, wiedziałam że takie rozwiązanie na dłuższą metę nie ma sensu, ale dopóki do głowy nie wpadnie mi żaden inny pomysł będę go pilnować.
-Jess jadę do klubu jedziesz ze mną??-usłyszałam głos Luke'a dochodzący z góry. Nie miałam ochoty nigdzie wychodzić, co prawda rana na moim brzuchu już prawie się zagoiła więc nic mnie już nie bolało, ale wolałam odpocząć w domu niż włóczyć się po głośnych i raczej średnio przyjaznych dla mnie miejscach. Jednak klub był najgorszym miejscem w które mogłam go posłać samego, był przystojny więc nie sposób się domyślić że miał spore powodzenie. Wolałam odgonić od siebie obrazy które podsuwała mi moja wyobraźnia.
-Już idę- odkrzyknęłam niechętnie podnosząc się z kanapy.
-Ej a co z naszym meczem- zapytał Jai zawiedzionym głosem pauzując grę.
-Chyba będziemy musieli dokończyć kiedy indziej- odetchnęłam ciężko poprawiając koszulkę.
-Dlaczego to robisz??-spojrzałam na niego marszcząc brwi. Rysy jego twarzy od razu stały się poważniejsze. Nie miałam pojęcia o co może mu chodzić tym razem.
-Ale co??
-Nie kłam przecież widzę wcale nie masz ochoty tam z nim iść więc dlaczego to robisz??-Zaczęłam szukać jakiegoś punktu zaczepienia żeby uniknąć jego przenikliwego wzroku. Zapomniałam już jak dobrze on mnie zna, przed nim nic nie dawało się ukryć.
-I tak nie zrozumiesz- odparłam wymijająco usiłując uniknąć odpowiedzi na pytanie, przekonywanie go że mam wielką ochotę iść do klubu nie miało sensu, domyśliłby się że kłamie. Ale przecież nie mogłam mu powiedzieć że chodzę za jego bratem jak niańka za dzieckiem żeby nie narobił głupot. Uznałby mnie za nienormalną.
-Mimo wszystko spróbuje -wstał z kanapy, podchodząc tak blisko że dzielił nas jeden mały krok.
-Chce spędzać czas ze swoim chłopakiem, czy to takie dziwne??-wybrałam najlepsze kłamstwo które udało mi się wymyślić w tak krótkim czasie. Najbardziej pasowało do sytuacji i było w miarę wiarygodne.
-Kłamiesz -podsumował oschłym tonem. Złapał moją twarz w dłonie i zmusił mnie do tego żebym patrzyła mu w oczy. -Teraz powiedz mi o co chodzi.
Zacisnęłam zęby przełykając głośno ślinę. Nie miałam szans musiałam wyjawić mu całą prawdę gdybym zaczęła coś kręcić od razu by się domyślił.
-Dobrze chcesz wiedzieć to ci powiem. Nie chce zostawiać go samego, wiem że jeśli pojedzie tam beze mnie to znowu coś weźmie i mnie zdradzi rozumiesz?? A ja nie zniosę tego po raz kolejny.
-To rodzaj kontroli tak??
-Tak, ale...
-Ale wiesz że on nie lubi kiedy ktoś go kontroluje.
-To co ja mam robić twoim zdaniem??-podniosłam głos.- Nie robiłabym tego gdybym nie musiała, ale on mnie do tego zmusił, rozumiesz??-Byłam o krok od płaczu, brakowało mi tylko tego żeby i on uznał mnie za nienormalną. Poczułam silne ramiona oplatające moje ciało, przytulił mnie tak mocno że nie umiałam tego nie odwzajemnić, potrzebowałam tego, potrzebowałam kogoś kto by mnie wspierał w moim szaleństwie.
-Spokojnie, tylko spokojnie wszystko będzie dobrze-delikatnie pogłaskał mnie po głowie, mimowolnie się uśmiechnęłam wtulając się w niego mocniej. Do głowy wpadł mi jeden pomysł.
-Jai pojedź tam z nami, dawno nigdzie nie byłeś a mi przydało by się twoje towarzystwo.
-Widzę że jesteś zajęta więc chyba pojadę sam- usłyszałam zza placów głos Luke'a. Dlaczego on zawsze musiał pojawiać się w najmniej odpowiednim momencie. Zrobiłam dwa kroki do tyłu wyplątując się z objęć przyjaciela.
-Przestań -postanowiłam być stanowcza i pokazać mojemu ukochanemu że nie ma prawa robić mi żadnych wyrzutów, bo w przeciwieństwie do niego ja jestem mu wierna.-Jadę z tobą i chcę żeby Jai pojechał z nami.
-Nie ma mowy -uciął tonem nie znoszącym sprzeciwu.
-Dlaczego znowu to robisz?? Dlaczego wszystko zawsze musi być po twojej myśli??- coraz bardziej denerwowało mnie to że w naszym związku to on decydował o wszystkim , ja nie miałam nic do powiedzenia, zupełnie nic.
-Dlatego że nie lubię słuchać niczyich rozkazów i słuchał ich nie będę. Jeżeli chcesz jechać masz pięć minut na przygotowanie się i przyjście do samochodu, jeśli nie to możesz zostać ze swoim pocieszycielem.
Rzucił bratu lekceważące spojrzenie i wyszedł trzaskając za sobą drzwiami. Miałam dość chciałam krzyczeć, chciałam zacząć rzucać wszystkim co wpadło by mi w ręce, ale wiedziałam że nie mogę tego zrobić. Jai był nie mniej zaskoczony tą sytuacją niż ja, oboje doskonale wiedzieliśmy co jest tego przyczyną. Znowu coś wziął.
-Wiesz co chyba lepiej będzie jak zostanę- w końcu zabrał głos. - Ale tym razem myślę że powinnaś z nim jechać, jest w takim stanie że może narobić głupot.
Nie miałam czasu na to żeby coś mu odpowiedzieć, wbiegłam po schodach zrzucając z siebie ciuchy, z szafy wyjęłam krótką czarną sukienkę i ubrałam ją na siebie. Makijaż i fryzura musiały zostać takie jakie były, może nie nadawały się na imprezę ale musiały wystarczyć. Przy drzwiach stał Jai z czarnymi szpilkami w dłoni, byłam mu wdzięczna za to jak mi pomagał pomimo że nie pochwalał mojego postępowania. Pocałowałam go w policzek zakładając buty.
-Baw się dobrze i uważaj na siebie-krzyknął kiedy wybiegłam z domu. Zupełnie jakbym słyszała swoją mamę, dziwne było to że był wobec mnie taki opiekuńczy, ale właściwie to była jedna z cech które najbardziej w nim lubiłam. Wsiadłam do auta w którym już czekał na mnie Luke. Czekałam na jego przeprosiny, nie miał prawa mnie tak traktować i chciałam żeby wiedział że takie zachowanie nie ujdzie mu na sucho. Przez całą drogę, patrzyłam przez szybę, kilka razy chciałam na niego zerknąć i sprawdzić czy jego oczy wróciły już do normalnego koloru, wiedziałam jednak że gdyby tak było złapał by mnie za rękę, przecież zawsze to robił kiedy prowadził. Tak właściwie to zawsze kiedy nie był pod wpływem czegoś. Do głowy zaczęły przychodzić mi pytania czy w takim razie to narkotyki nie są w jego życiu ważniejsze ode mnie. Nie brałam pod uwagę twierdzącej odpowiedzi pomimo że była ona bardzo prawdopodobna. Zajechaliśmy pod jeden z najpopularniejszych klubów w  mieście, mogłam się tego spodziewać przecież mój chłopak wymagał tylko tego co najlepsze. Jak zawsze nie czekaliśmy w kolejce jak wszyscy, Luke zamienił dwa słowa z ochroniarzem, który wpuścił nas bez większych protestów. Całe pomieszczenie wypełnione było zapachem alkoholu i dymem papierosowym za którym nie przepadałam. Mój towarzysz wsunął mi banknot w dłoń i zniknął w tłumie. Podeszłam do baru i zamówiłam sobie drinka. Do tej pory nigdy nie piłam rodzice mi tego zabraniali, a ja ich słuchałam, bałam się ich, a tak właściwie bałam się wziąć życie we własne ręce, zawsze uważałam że oni mają dla mnie konkretny plan i realizowanie go będzie dla mnie najlepsze. Teraz nie musiałam słuchać nikogo, żyłam na własną rękę i tylko dla siebie.
Rozglądnęłam się usiłując zlokalizować Luke'a w rozbawionym tłumie. Znalezienie go nie było trudne, jak zawsze otaczały go same dziewczyny, ocierały się o niego  a on najwyraźniej nie widział w tym najmniejszego problemu. Zrobiło mi się niedobrze, nie wiedziałam czy przez alkohol, czy przez widowisko które fundował mi mój chłopak. Zdawałam sobie sprawę że robienie mu sceny przyniesie efekt odwrotny do zamierzonego, postanowiłam więc zrobić coś troszkę innego, zagrać w jego grę według jego zasad. Wypiłam trzeciego drinka żeby nabrać więcej odwagi i pewności siebie. Moim celem był blondyn siedzący jakieś piętnaście metrów ode mnie, na oko wyglądał na jakieś dwadzieścia pięć lat, na pewno darował sobie dzisiaj dużo więcej drinków niż ja. Niezdarnie zeszłam z wysokiego krzesła, świat zawirował mi przed oczami, podejrzewałam że mam dość słabą głowę jednak nigdy nie sądziłam że aż tak bardzo. Przejechałam palcem po plecach chłopaka chcąc zwrócić na siebie jego uwagę, odwrócił się i zmierzył mnie swoimi szarymi oczami.
-No cześć maleńka- nie ukrywał entuzjazmu, najwyraźniej nie był typem mężczyzny który miał zbyt wielkie powodzenie u kobiet. Zmusiłam się do sztucznego uśmiechu, jedynego na jaki było mnie w tym momencie stać.
-Może mogłabym się przysiąść??-starałam się zachować naturalny, w miarę przyjazny ton głosu.
-Jasne- wskazał na krzesło obok siebie przysuwając je bliżej. Usiadłam zastanawiając się czy na pewno dobrze robię, chciałam żeby Luke był zazdrosny, chciałam żeby miał nauczkę. Jednak moje zachowanie nie było do końca przemyślane, w końcu nie wiedziałam z kim mam do czynienia, on mógł zrobić mi krzywdę, mógł mnie nawet zabić.
-A więc na co koleżanka ma ochotę??-zapytał kładąc dłoń na moim udzie. Zacisnęłam zęby ignorując napływające bolesne wspomnienia.
-Możesz postawić mi drinka.
Skinął na kelnera pokazując żeby nalał i jemu.
-Mam nadzieję że wiesz że za coś takiego trzeba zapłacić- przesunął dłoń wyżej, nachylił się do mnie, poczułam bijący od niego ostry zapach alkoholu. Usiłował mnie pocałować, ale odwróciłam głowę. Ktoś siłą ściągnął go z krzesła i rzucił na podłogę. Mój mózg potrzebował kilku sekund na przetworzenie informacji. Kiedy zdałam sobie sprawę że Luke bije go bez opamiętania, miałam tylko jeden cel, nie dopuścić do tego żeby go zabił.
-Zostaw go- krzyknęłam.- Zostaw go słyszysz??-pociągnęłam za koszulkę na jego plecach, ale zupełnie ignorował mój sprzeciw. Zachowywał się jak w transie, jakby kierowało nim coś zupełnie irracjonalnego. Odepchnął mnie jedną ręką z taką siłą że musiałam złapać się blatu żeby nie stracić równowagi. Stanął nad nieprzytomnym chłopakiem patrząc na mnie w taki sposób że pierwszy raz zaczęłam się go bać. W jego oczach nie było nic ludzkiego, przypominało mi to bardziej zwierzęcą rządzę mordu. Podszedł do mnie bez słowa, złapał za ramię i zaczął przepychać się przez tłum w stronę wyjścia. Byłam tak oszołomiona że nogi same się pode mną uginały, zaczęłam protestować dopiero w połowie drogi, jednak on nic sobie z tego nie robił, trzymał mnie tak mocno że nie miałam najmniejszych szans się uwolnić. Tylne wyjście z klubu prowadziło do ciasnej ciemnej uliczki, wreszcie puścił moją rękę, odruchowo zaczęłam rozmasowywać bolące miejsce.
-Co to miało być do cholery??-warknął, wciąż patrząc na mnie tym okropnym wzrokiem. Starałam się zignorować to że że bałam się go coraz bardziej, zupełnie go nie poznawałam, to już nie był ten sam człowiek. Postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę.
-Jak to co?? Nie podoba ci się to że zaczęłam grać według twoich zasad- starałam się żeby brzmiało to pewnie, skoro doszłam już do takiego punktu to nie mogłam się wycofać, musiałam doprowadzić tą sprawę do końca.
-Jakich moich zasad??-najwyraźniej go zaintrygowałam.
-Skoro ty możesz mnie zdradzać i spotykać się z innymi to chyba ja też mam takie prawo, w końcu wierność w związku obowiązuje obie strony. Ale skoro ty nie umiesz myśleć rozumem tylko tym co masz w spodniach to nie mamy o czym rozmawiać. -Odwróciłam się i ruszyłam przed siebie, nie miałam ochoty kontynuować tej dyskusji, ona i tak do niczego nie prowadziła. Nie miałam szans przemówić do niego w sposób który by zrozumiał.
Złapał mnie za nadgarstek i oparł o ścianę przylegając do mnie swoim ciałem.
-Puść mnie bo zacznę krzyczeć- zagroziłam mu usiłując się uwolnić.
-Nigdy więcej tego nie rób- dobitnie akcentował każdą sylabę. -Jesteś moja i tylko moja.-O nie tego już było za wiele traktował mnie jak swoją zabawkę, jak przedmiot który ma swojego właściciela.
-Nie jestem twoją własnością. Należę do siebie, tylko i wyłącznie do siebie. -Wycedziłam przez zęby mocniej się szarpiąc. Uderzył pięścią w ścianę zaledwie kilka centymetrów od mojej głowy. Zaczęłam z trudem łapać powietrze, ale strach zupełnie opuścił moje ciało, nie bałam się go, wiedziałam że nie jest w stanie zrobić mi krzywdy.
-No dalej uderz mnie- powiedziałam to z takim uśmiechem że sama dziwiłam się że przychodzi mi to tak łatwo.  Spojrzał na mnie oczami które wróciły już do swojego naturalnego koloru.
-Przecież wiesz że tego nie zrobię-przybrał spokojniejszy ton głosu. -Przepraszam, przepraszam za to wszystko.
-Nie obchodzi mnie to- bycie tak stanowczą patrząc na niego tak zagubionego było dla mnie trudne, w końcu wciąż go kochałam.
Pocałował mnie delikatnie przejeżdżając językiem po moich wargach, doskonale wiedział co robi, wiedział jak mnie uspokoić. Położyłam ręce na jego klatce piersiowej usiłując go od siebie odepchnąć, chociaż tak naprawdę walczyłam sama ze sobą. Chciałam tego pomimo że doskonale wiedziałam że będę tego żałować.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Od razu przepraszam że tak długo nie było nowego rozdziału, ale miałam małą stłuczkę i wielkie kłopoty.
Mam nadzieję że mi wybaczycie i czekam na wasze opinie na temat rozdziału.

2 komentarze: