poniedziałek, 23 marca 2015

Rozdział 26

Obudził mnie opuszkami palców śledząc kształty mojego ciała. To był jeden z tych momentów w których za wszelką cenę chciałam zatrzymać czas, wszystko było tak idealne, że aż nierealne. Zaczęłam podejrzewać że to jedynie mój sen przecież w prawdziwym życiu nie może być tak perfekcyjnie. Poczułam jego oddech na szyi i nie dałam rady powstrzymać się od uśmiechu.
-Dzień dobry księżniczko -przywitał mnie delikatnym pocałunkiem w policzek. Nie umiałam się temu oprzeć położyłam się na plecach i wtuliłam w niego z całej siły. Byłam szczęściarą, największą szczęściarą na świecie on mnie kochał i tego byłam pewna bardziej niż czegokolwiek innego. Ale mój zdrowy rozsądek jak zawsze musiał odzywać się w najmniej odpowiednim momencie. Nie mogłam tak po prostu zapomnieć o tym co zdarzyło się wczoraj. Zdawałam sobie sprawę z tego że to ja miałam na niego największy wpływ, a to była duża odpowiedzialność. To ja miałam mu udowodnić że da się żyć bez narkotyków, to było ciężkie zadanie, bardzo ciężkie ale wykonalne. W końcu podobno dla miłości nie ma rzeczy niemożliwych.
-Powiedz mi czy całe nasze życie będzie taką huśtawką??-odsunął się na tyle żeby móc patrzeć mi w oczy.- Pomiędzy tym co najpiękniejsze a tym co najgorsze.- Zmarszczył brwi a jego oczy przybrały nieco ciemniejszy kolor.
-Chodzi ci o wczoraj, tak??-kiwnęłam głową potwierdzając jego przypuszczenia.- Wiem poniosło mnie trochę ale kiedy pomyślałem że ktoś inny mógłby cię dotykać, że ktoś znowu mógłby cię skrzywdzić po prostu nie wytrzymałem- wbił wzrok w nasze złączone dłonie. Wiedziałam co ma na myśli, ale byłam już wystarczająco silna żeby zmierzyć się z tymi wspomnieniami.
-To po części też moja wina, nie powinnam była cię prowokować, ale to nie zmienia faktu że musisz nauczyć się inaczej rozwiązywać problemy. Prawie go zabiłeś a on nie był wart tego żeby za niego iść na dożywocie.
-Wiem i przepraszam -pocałował mnie delikatnie.-Ale obiecuje ci że od teraz wszystko się zmieni.
-Słyszałam to już wiele razy nie wiem czy mogę ci wierzyć- zawisnął nade mną opierając dłonie po obu stronach mojej głowy. -Jesteś moim skarbem i dobrze wiesz że nie mógł bym cię skrzywdzić.
Jego oczy koloru mlecznej czekolady błyszczały jak nigdy wcześniej, włosy odwijające się w każdym możliwym kierunku i kolczyk w lekko rozchylonych wargach tworzyły połączenie które skutecznie odbierało mi zdrowy rozsądek. Nie potrafiłam myśleć o niczym oprócz tego jak bardzo chciałam go pocałować. Nie musiałam długo czekać na spełnienie moich pragnień. Jego usta po raz kolejny sprawiły że odpłynęłam do mojego własnego prywatnego świata, w którym byłam tylko ja i on, i nikt więcej nie miał tam wstępu. Przerwał nasz pocałunek zrywając się z łóżka jednym zgrabnym ruchem. Byłam nieco zdezorientowana, nie mogłam zrozumieć dlaczego tak nagle przerwał coś co tak wspaniale się zapowiadało. Uśmiechnął się tajemniczo ubierając spodnie.
-Byłbym zapomniał mam dla ciebie małą niespodziankę.
-Niespodziankę??-zmierzyłam go wzrokiem, nie chciałam żeby zauważył że zaczęłam się denerwować. Nie chodziło o to że nie lubiłam niespodzianek po prostu tych w jego wykonaniu nieco się bałam.
-Spokojnie kochanie jestem pewien że ci się spodoba- pocałował mnie w czoło. - A teraz spakuj się i zejdź na duł jak będziesz gotowa. -Jak zawsze zniknął pozostawiając więcej pytań niż odpowiedzi. Spakuj?? Nic z tego nie rozumiałam.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~Jai~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Musiałem dopaść tego cymbała i porządnie przemówić mu do rozsądku. To już nie była zabawa i on w końcu musiał to zrozumieć, musiał docenić to że ma dziewczynę która naprawdę go kocha. Usłyszałem jak zbiega po schodach, postanowiłem nie czekać i załatwić sprawę od ręki.
-Luke...-zaszedłem go od tyłu, kiedy przegrzebywał kolejne półki w salonie. -Musimy  pogadać.
-Koniecznie teraz, nie mam czasu ani ochoty z tobą rozmawiać- odpowiedział nawet nie odwracając się w moim kierunku. Od początku wiedziałem że ta rozmowa nie będzie należała do łatwych ale najwyraźniej postanowił utrudnić mi ją jeszcze bardziej.
-Nieważne czy tego chcesz czy nie musisz mnie wysłuchać- nie odezwał się więc potraktowałem to jako pozwolenie. -Chodzi o Jessicę martwię się o nią.
Odwrócił się rzucając mi nienawistne spojrzenie.
-Ile razy mam ci mówić że nie masz się o co martwić.
-Ja jednak myślę że mam, ty nie zdajesz sobie sprawy z tego jaki wielki skarb przy sobie masz. Chyba zapominasz że ona nie jest taka jak twoje dotychczasowe dziewczyny i nie możesz jej tak traktować.
-Jest ze mną szczęśliwa więc przestań mnie pouczać- nie wierzyłem w to co powiedział czy on naprawdę był tak głupi żeby wierzyć w to że ona jest szczęśliwa. Ktoś w końcu musiał otworzyć mu oczy i tym razem to ja byłem tym kimś.
-Tak jasne i płakała ze szczęścia.
-Płakała- zmarszczył brwi a głos lekko mu zadrżał.-To nie możliwe, kłamiesz.- Wiedziałem że nie przyjmie tego po męsku, w końcu dużo prościej było posądzić kogoś o kłamstwo niż przyznać się samemu przed sobą do tego że popełniło się błąd.
-Znalazłem ją w garażu zwiniętą przy samochodzie. Nie chciała żeby ktokolwiek widział że płacze. Przy tobie udaje silną a ty jej we wszystko wierzysz. -Przysiadł na oparciu kanapy wbijając wzrok w podłogę. Widziałem że moje słowa nie były mu obojętne zaczął analizować swoje zachowanie i właśnie o to mi chodziło do tego chciałem go zmusić. -Posłuchaj mnie jesteś moim bratem więc dam ci jeszcze jedną szansę ale przysięgam ci że jeżeli kolejny raz ją zdradzisz, albo skrzywdzisz w jakikolwiek sposób sam namówię ją do tego żeby od ciebie odeszła.
Podniósł na mnie wzrok zaciskając pięści.
-Słuchaj nie będziesz mi groził ani rozkazywał, to nie twoja sprawa co robię w swoim związku, a jeśli spróbujesz nastawić ją przeciwko mnie bądź pewien że po prostu cię zabije. Ona jest moja i kocha mnie tak bezgraniczną miłością że mógłbym ja zdradzać codziennie a ona i tak by przy mnie była. Twoje głupie gadanie nic ci nie da, więc bądź na tyle dobry i przestań marnować mój czas.
Sam nie mogłem uwierzyć w to co on powiedział cały czas zarzekał się że ja kocha i chce się dla niej zmienić a teraz. Musiałem jej o tym powiedzieć skończyły się czasy dobrego brata który zawsze stawał po jego stronie. Zobaczyłem jak Jessica schodzi po schodach z dużą torbą w ręce, czyżby usłyszała naszą rozmowę i sama chciała od niego odejść, w takim razie musiałem jej pomóc, jednak Luke mnie ubiegł i znalazł się przy niej w ułamku sekundy stając mi na drodze.
-Jess idź do samochodu -zdziwił mnie jego przyjazny ton jeszcze chwilę temu był wściekły, zazwyczaj nastrój nie zmieniał się u niego tak szybko. Byłem tak zajęty analizowaniem sytuacji że nie zdążyłem zareagować kiedy wyszła z domu posyłając mi na pożegnanie szeroki uśmiech.
-Co ty robisz??-zapytałem brata z wyrzutem.
-Zabieram ją jak najdalej od ciebie- wyszedł trzaskając za sobą drzwiami.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~Jessica~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

-A więc możesz mi w końcu powiedzieć dokąd jedziemy - zapytałam kiedy splótł nasze palce.
-Czy ty zawsze musisz być taka ciekawska dowiesz się kiedy dojedziemy na miejsce-dobijała mnie ta jego tajemniczość, postanowiłam działać metodą małych kroczków i wyciągnąć od niego jakąkolwiek informację.
-To przynajmniej powiedz mi czy to daleko??- przewrócił oczami patrząc na drogę.
-Nie dasz za wygraną prawda??
-Nie- odpowiedziałam z dumą szeroko się uśmiechając.
-Jakieś 5 minut drogi mam nadzieję że wytrzymasz tyle nie zadręczając mnie pytaniami.
Zmrużyłam oczy udając że zastanawiam się nad odpowiedzią.
-Postaram się wytrzymać- wiedziałam że to nie będzie łatwe, to pięć minut miało należeć do najdłuższych w moim życiu. Zajęłam się śledzeniem życia ludzi za oknem, każdy w zamyśleniu zmierzał w swoją stronę, mężczyzna w garniturze zbierał do teczki dokumenty rozrzucone po ulicy, dziewczyna w mundurku szkoły do której jeszcze nie tak dawno uczęszczałam studiowała książkę do matematyki. Dziwnie było stwierdzić że wszyscy inni żyją takim samym życiem jak do tej pory podczas kiedy moje własne zostało obrócone do góry nogami. Kątem oka spojrzałam na mojego chłopaka który w skupieniu oddawał się swojemu ulubionemu zajęciu. Jednak za nic nie podjęła bym innej decyzji, byłam szczęśliwa że wybrałam właśnie jego, że wybrałam tą drogę. Straciłam całe moje dotychczasowe życie, ale zyskałam coś co jest dla mnie dużo cenniejsze.
-Dlaczego tak mi się przyglądasz??-zapytał odwracając się w moją stronę. Kiedy nasze oczy się spotkały moje serce zaczęło mocniej bić.
-Po prostu zastanawiam się jakie wielkie mam szczęście że ciebie spotkałam -odpowiedziałam odruchowo nawet przez chwilę nie zastanawiając się co on sobie o mnie pomyśli. Kąciki jego ust uniosły się w szerokim uśmiechu.
-To ja mam szczęście że taka księżniczka jak ty zechciała być właśnie ze mną- pociągnął mnie za rękę i delikatnie musnął wargami wierzch mojej dłoni. Właśnie za to tak bardzo go kochałam, za takie czułe gesty o które nikt nigdy by go nie podejrzewał.
-To już tutaj- zakomunikował zajeżdżając na podjazd przed sporych rozmiarów domem o jasnej elewacji i ciemnym dachu. -Jestem dumny że dałaś radę wytrzymać bez marudzenia.
Rzuciłam mu lekceważące spojrzenie wysiadając z samochodu. Byłam pewna że nigdy tutaj nie byłam, a przynajmniej nie przypominałam sobie takiej sytuacji. Coraz mniej rozumiałam.
-Właściwie to co to za dom i dlaczego mnie tutaj zabrałeś??
-Tak właściwie-wyciągnął moją torbę z samochodu.-To nasz dom-rzucił mijając mnie.
Stałam jak wryta analizując to co powiedział, w szczególności skupiłam się na słowie ''nasz'' co on przez to rozumiał?? Mnie i jego czy jego razem z całą ekipą. Nie to nie miałoby sensu. Dogoniłam go dopiero kiedy otwierał drzwi.
-Ale jak to nasz?? -zapytałam stając tuż obok niego.
Uśmiechnął się szeroko i zanim zdałam sobie sprawę z tego co się działo znajdowałam się u niego na rękach.
-Niechaj tradycji stanie się za dość- podrzucił mnie poprawiając chwyt, po czym z nadmiernie teatralną powagą przeniósł mnie przez próg. Roześmiałam się patrząc mu w oczy.
-A wiesz że żeby było właściwie według tradycji najpierw powinniśmy wziąć ślub??
Zmarszczył brwi usiłując nie wybuchnąć śmiechem.
-Cholera wiedziałem że o czymś zapomniałem-pocałował mnie powoli stawiając mnie na ziemi. -Musisz mi wybaczyć ale ślub zorganizuje następnym razem.- Zmarszczyłam nos, patrząc w jego czekoladowe oczy.
-Niech ci będzie-odwróciłam się rozglądając po pomieszczeniu w którym aktualnie się znajdowaliśmy ściany były lekko kremowe i idealnie kontrastowały z ciemnymi drewnianymi meblami na jednej ze ścian. Jasna skórzana kanapa stała naprzeciwko telewizora o dość imponujących rozmiarach.
-Od razu mówię że wszystko możemy urządzić tak jak chcesz, to co zrobiłem to tylko podstawy.
-Coś ty jest pięknie-powiedziałam przejeżdżając opuszkami palców po drewnianej szafie. Zaszedł mnie od tyłu i przytulił do siebie z całej siły.
-A wiesz co jest najlepsze-ściszył głos mówiąc wprost do mojego ucha. -To że nikt nie będzie nam przeszkadzał, będziemy tylko we dwoje. Jego usta delikatnie dotknęły mojej szyi, a moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz.

-Wiesz co zastanawia mnie tylko jedna rzecz - zaczęłam kiedy pokazywał mi czwartą sypialnię z rzędu. -Po co nam dwojgu aż tyle miejsca??
Oparł się o drzwi pocierając dłonią czoło.
-Sam nie wiem, jakoś tak od zawsze miałem zamiłowanie do dużych domów. Ale to ma też swoje dobre strony.
Zmarszczyłam brwi patrząc na niego pytająco.
-Kiedy znudzi ci się jedna sypialnia będziemy mogli po prostu przenieść się do innej.
-I kłopot rozwiązany -roześmiałam się podchodząc do niego i zaplatając ręce na jego szyi. -Wiesz że cię kocham i to bardzo.
-Ja ciebie też kocham -przygryzł delikatnie dolną wargę.-Chociaż sam nigdy nie podejrzewałem siebie o to że kiedykolwiek komuś to powiem.
Mój żołądek jak zawsze w najmniej odpowiednim momencie musiał o sobie przypominać, w zasadzie nie byłam zdziwiona ostatni posiłek zjadłam jeszcze przed naszym feralnym wyjściem do klubu.
-No tak zapominam o potrzebach mojej księżniczki-pocałował mnie w czoło i zniknął za drzwiami. Ruszyłam za nim. -Problem w tym że kiepski ze mnie gospodarz i nie zdążyłem zrobić zakupów w związku z czym nie mamy zupełnie nic w lodówce, ale nie martwmy się szybko naprawię swój błąd. Na co masz ochotę??-zapytał stając przy drzwiach z kluczykami do mustanga w dłoni.
-O nie nie ma mowy ja pojadę na zakupy.
-A to niby dlaczego?? -zmarszczył brwi przyglądając mi się uważnie.
-Dlatego że tak przynajmniej w małej mierze odpłacę ci się za to co ty dla mnie robisz.
Nie czekając na odpowiedź wyjęłam kluczyki z jego dłoni i wybiegłam z domu. Byłam taka szczęśliwa że sama nie umiałam nad sobą zapanować.

Znalezienie sklepu zajęło mi nieco dłużej niż się spodziewałam, bo okazało się że zupełnie nie znałam tej okolicy. Kiedy tylko przekroczyłam drzwi zadzwonił mój telefon. Wyciągnęłam go i bez patrzenia na ekran odebrałam.
-Cześć Jai co tam u ciebie.
-U mnie po staremu bardziej zastanawiam się co u ciebie, Luke zabrał cię z domu z walizką, gdzie wy jesteście??-był zdenerwowany i nawet nie próbował tego ukrywać. Najwyraźniej mój chłopak nie wtajemniczył go w swój plan.
-Zabrał mnie do naszego domu-nie wiedziałam że powiedzenie mu tego sprawi mi tak dużą przyjemność. Wrzucałam do wózka kolejne produkty myślami będąc zupełnie w innym miejscu.
-Jak to w waszym domu??
-Luke kupił dom tylko dla nas.
-Ta super-parsknął. -Cieszę się waszym szczęściem ale radzę ci go lepiej pilnować.- Chciałam coś powiedzieć, ale usłyszałam dźwięk rozłączanego połączenia. Jasne bo kiedy wszystko zaczyna się układać musi stać się coś takiego. Nie rozumiałam o co chodziło ale postanowiłam już wrócić do Luke'a. Jadąc w stronę domu zaczęłam mieć złe przeczucia, do tej pory mnie nie myliły, ale tym razem niczego bardziej nie pragnęłam niż tego żeby się pomylić.

3 komentarze:

  1. To jest takie boskie, że nie da się tego nie czytać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fantastyczny blog :) tylko ciekawi mnie jedna sprawa.. kiedy bedzie nastepny rozdział ??? :D

    OdpowiedzUsuń