Obudziłam się nie czując już przy sobie jego obecności, rozejrzałam się po pokoju, za oknem zrobiło się już zupełnie ciemno. Przeciągnęłam się pomimo ciągnięcia w brzuchu. Czułam się dużo lepiej, zaczynałam być głodna co było dobrym znakiem, zawsze kiedy coś było nie tak przestawałam jeść. Postanowiłam zejść na dół poszukać Luke'a przecież miał tu ze mną zostać, kolejny raz nie dotrzymał słowa. Zmarszczyłam nos schodząc po schodach, w powietrzu wyczułam zapach tostów, mój żołądek zareagował niemal natychmiast, z salonu dobiegały jakieś rozmowy, weszłam do środka na kanapie siedzieli Beau i Luke, którzy o dziwo nie skakali sobie do gardeł, jeszcze kilka godzin temu byli gotowi się wyzabijać a teraz spokojnie rozmawiali, nie umiałam za nimi nadążyć.
-O Jess wstałaś??-Luke podszedł do mnie i pocałował na przywitanie. Byłam tak zaskoczona jego dobrym nastrojem że stałam jak posąg, ocknęłam się dopiero kiedy zauważyłam że Beau ma podbite oko, to była moja wina i byłam pewna że zaraz zacznie mi to wypominać. Tak się jednak nie stało, odwrócił się tylko w stronę telewizora ignorując moją obecność. Trudno musiałam przyzwyczaić się do tego że nie wszyscy muszą mnie lubić, nie koniecznie z mojej winy. Młodszy pomachał mi ręką przed oczami, dopiero wtedy odwróciłam się w jego stronę.
-Ty jesteś pewna że nie lunatykujesz??
-Nie- uderzyłam go w ramię.- Po prostu się zamyśliłam.- Uśmiechał się od ucha do ucha, rzadko widziałam go aż tak szczęśliwego. -Pogodziłeś się z Beau?? -Zmrużył nieco oczy.
-Nie powiedział bym że się pogodziliśmy po prostu ogłosiliśmy zawieszenie broni nic więcej.
-Czyli nici z naszego pięknego domku??-zrobiłam smutną minkę patrząc mu w oczy.
-O nie- zaplótł ręce za moimi plecami przyciągając mnie bliżej.- Miałbym zrezygnować z tego że bylibyśmy tylko we dwoje- przygryzł delikatnie moją dolną wargę. -Nie ma mowy.
-Luke rusz się, nie będziemy na ciebie czekać w nieskończoność- usłyszałam głos Beau. Spojrzałam na Luke'a z wyrzutem, znowu było coś o czym mi nie powiedział??
-Już idę- odkrzyknął do brata. Byłam na niego zła, chciałam żeby wytłumaczył mi o co chodzi. Nie musiałam o nic pytać doskonale wiedział że musi się wytłumaczyć.
-Przepraszam zapomniałem ci powiedzieć jedziemy na wyścigi- przewróciłam oczami.
-Dobrze daj mi pięć minut, przebiorę się i możemy jechać-weszłam na pierwszy stopień schodów. Złapał moje ręce nie pozwalając mi iść dalej.
-Poczekaj źle mnie zrozumiałaś, my jedziemy ty zostajesz w domu.
-O nie, nie ma mowy - zbulwersowałam się, obiecałam sobie że będę go pilnować przez cały czas i miałam zamiar dotrzymać słowa.- Jadę z tobą- starałam się przybrać ton nie znoszący sprzeciwu, musiał wiedzieć że podjęłam już decyzję.
-Wybacz mi porozmawiamy później- jego wargi delikatnie dotknęły mojego czoła. Otworzyłam usta chcąc zaprotestować, w odpowiedzi usłyszałam tylko zatrzaskujące się za nim drzwi. Pięknie, pogratulowałam sobie w myślach. Było dokładnie tak jak zawsze, kiedy miałam coś do powiedzenia po prostu znikał. W drzwiach kuchni pojawił się Jai.
-Pomyślałem że pewnie będziesz głodna więc zrobiłem ci coś do jedzenia- złapał kluczyki do samochodu. - Mam nadzieję że będzie ci smakować- posłał mi przelotny uśmiech kierując się w stronę wyjścia.
-Dzięki- odkrzyknęłam kiedy przekraczał próg. I już go nie było. W domu nagle zrobiło się nienaturalnie cicho. Znowu zostałam sama, do tej pory lubiłam przebywać we własnym towarzystwie, zawsze byłam typem samotnika, ale od kiedy poznałam Luke'a całe moje życie zostało postawione do góry nogami. Roześmiałam się sama z siebie wchodząc do kuchni. Nie mogłam uwierzyć że tak się zachowuje, nigdy nie mogłam zrozumieć jak można spędzać z drugą osobą każdą chwilę, zawsze śmiałam się z ludzi którzy uważali że nie mogą bez siebie żyć, teraz sama rozumiałam o co w tym chodziło. Zaczęłam jeść tosty przygotowane przez mojego przyjaciela. Nie mogłam przestać myśleć o tym co w tym momencie robił Luke, najbardziej bałam się hipotezy że wygrał wyścig i w pół nagie dziewczyny wieszają się mu na szyi, nie mogłam czekać musiałam to sprawdzić. Wzięłam kolejnego tosta i ruszyłam w kierunku szafki na której zawsze leżały kluczyki do wszystkich samochodów znajdujących się w garażu. Znalazłam tam jedynie kartkę z napisem: ''Domyślałem się że nie będziesz grzecznie odpoczywać więc pozwoliłem sobie zabrać kluczyki. Wracaj do łóżka i czekaj na nasz powrót. Luke'' No jasne jak zawsze pomyślał o wszystkim. Obliczyłam że dotarcie do miejsca gdzie zazwyczaj odbywały się wyścigi pieszo zajęło by mi zdecydowanie za dużo czasu , na pewno zanim zdążyła bym dotrzeć na miejsce wrócili by już do domu. Poddałam się. Wolnym krokiem weszłam z powrotem na górę. Usiadłam na łóżku biorąc do ręki gitarę która stała tuż obok niego. Musiałam poprosić Luke'a żeby kiedyś coś mi zagrał, przejechałam palcem po strunach.
Czas dłużył mi się coraz bardziej, z każdą minutą rósł mój niepokój, żeby nie zwariować zaczęłam sprzątać w pokoju, kiedy zbierałam ciuchy Luke'a porozrzucane w najdziwniejszych zakamarkach usłyszałam warkot silnika na podjeździe, jak dzikie zwierzę rzuciłam się w stronę okna. Uśmiechnęłam się widząc czarnego mustanga. Nareszcie mogłam odetchnąć ze spokojem moja zguba wróciła do domu. Zmarszczyłam brwi kiedy otwarły się drzwi od strony pasażera, ze środka wysiadła długonoga blondynka w krótkie spódnicy i podkoszulku. Podeszła do Luke'a kręcąc biodrami, zaplotła ręce na jego szyi i wpiła się w jego usta. Byłam pewna że ją odepchnie, że przerwie to co się działo. Tak się jednak nie stało. Odwzajemnił jej pocałunek kładąc dłonie na jej pośladkach i przyciągając ją bliżej. Zrobiło mi się niedobrze, przełknęłam głośno ślinę usiłując pozbierać myśli. Widziałam jak nie mógł się od niej odkleić. To było żałosne, żałosne bo ona była tym typem dziewczyny którą mógł mieć każdy, nie rozumiałam dlaczego Luke zniżał się do jej poziomu. Musiałam znaleźć miejsce w którym mogłabym to wszystko odreagować, nie mogłam pozwolić na to żeby ktokolwiek widział moje łzy, w świecie którego od niedawna byłam częścią oznaczały one słabość, a nie chciałam być uważana za słabą. Usiadłam w garażu pomiędzy dwoma zaparkowanymi samochodami opierając się o jeden z nich.
-Jess co ty tu robisz?? -usłyszałam głos Jai'a. Wolałam teraz być sama, nie chciałam z nikim rozmawiać, chciałam sama wyrobić sobie opinię na temat tego co się stało. -Coś ci jest?? Źle się czujesz??
Nie umiałam skupić się na tym co do mnie mówił, ale właściwie byłam wdzięczna że to on a nie jego brat bliźniak, tego bym chyba nie zniosła. Złapał delikatnie moją dłoń ale odruchowo ją cofnęłam. W głowie miałam tylko jedno pytanie.
-Luke coś brał?? -podniosłam oczy pierwszy raz na niego patrząc, chciałam wiedzieć czy mówi prawdę, czy tylko broni brata. Momentalnie spoważniał, usiadł opierając się o drugi samochód, już wiedziałam co ma mi do powiedzenia.
-Widziałaś tą scenę pod domem tak?? Mówiłem mu żeby nie brał tego świństwa, ale jego nie da się przekonać, uważa że bez tego nie jest w stanie wygrywać.
-Powiedz mi co ona ma czego ja nie mam??- Przerwałam mu nie zwracając uwagi na to że nie skończył.-Dlaczego po każdym wyścigu ląduje u innej?? Dlaczego nie wraca do mnie??-Starałam się wyrzucić z siebie wszystkie nurtujące mnie pytania. Przyłożył rękę do mojego policzka ścierając z niego łzy, dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego że zaczęłam płakać.
-Nie umiem powiedzieć ci dlaczego on to robi, nie wiem co nim kieruje. Ale wiem jedno -ściszył głos podnosząc moją brodę, zmusił mnie do tego żebym spojrzała mu w oczy. -Powinnaś go zostawić-spojrzałam na niego podejrzliwie, nie rozumiałam dlaczego to mówił, jego zachowanie wydawało mi się nielogiczne. Jeśli chciałby szczęścia swojego brata namawiała by mnie raczej do tego żebym była z nim mimo wszystko. Musiał mieć w tym wszystkim jakiś ukryty cel którego ja w tym momencie nie widziałam.
-Dlaczego?? -to było jedyne co mogłam w tym momencie powiedzieć. Spuścił wzrok zabierając rękę.
-Luke jest moim bratem i wiem że będzie cierpiał jeżeli odejdziesz, do tej pory nie widziałem żeby na kimkolwiek zależało mu tak jak na tobie, ale widzę co on z tobą robi, widzę jak to wszystko powoli zabija cię od środka, wykańcza psychicznie. Jesteś po prostu za dobra jak dla takiego świata.
Przetwarzanie tych wszystkich informacji chwilę mi zajęło, rejestrowałam każde jego słowo po kolei. Siedzieliśmy w zupełnej ciszy, zdawałam sobie sprawę z tego że czeka na moją reakcję ale byłam mu wdzięczna za to że mnie nie popędzał.
-Skoro mu na mnie zależy to się zmieni, pokażę mu jak to jest mieć kogoś kto zawsze przy tobie jest i kocha cię mimo wszystko, wtedy zrozumie że te wszystkie dziewczyny wcale nie są mu potrzebne.
-Obyś miała rację, bo nie chcę żebyś znowu przez niego płakała.
-Nie będę- wymusiłam uśmiech. Starałam się wmówić mu coś w co sama nie do końca wierzyłam.
Luke wjechał do garażu, naciągnęłam rękaw na dłoń i wytarłam nim policzki wstając z podłogi. Prawie natychmiast pojawił się obok mnie.
-Miałaś odpoczywać prawda??-zapytał obejmując mnie ramionami.
-Tak wiem, ale nie mogłam się już doczekać- spojrzałam w jego czekoladowe oczy, najwyraźniej narkotyki przestały już działać, bo miały swój naturalny odcień.
-Ja też się bardzo za tobą stęskniłem księżniczko- pocałował mnie, a ja starałam się nie myśleć o tym że jeszcze kilka minut temu całował inną dziewczynę.
niedziela, 22 lutego 2015
niedziela, 15 lutego 2015
Rozdział 23
Nie byłam już w stanie powstrzymywać łez, to był koniec, koniec wszystkiego. Oparłam się o ścianę i zamknęłam oczy, teraz dokładnie wiedziałam jak on się poczuł kiedy ja zrobiłam mu coś takiego. Takie słowa są gorsze niż nóż wbijany prosto w serce. Nie chciałam patrzeć na to jak wychodzi ze szpitala bo zdawałam sobie sprawę że nie byłam wystarczająco silna żeby go nie zatrzymać. Nie umiałam zapanować nad drżeniem moich rąk, starałam się miarowo łapać oddech. Przyciągnął mnie do siebie z całej siły , nie umiałam wytłumaczyć motywów jego działania, jednak kiedy poczułam zapach jego perfum przestałam myśleć nad czymkolwiek. Zdawałam sobie sprawę z tego że to najprawdopodobniej jedynie projekcja mojej wyobraźni ale nie umiałam się temu oprzeć.
-Przepraszam-wyszeptałam, ale w odpowiedzi tylko mocniej mnie przytulił, słyszałam bicie jego serca. Właśnie w tym momencie zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo byłam głupia, myślałam że będę się bać bliskości a tymczasem pierwszy raz od dłuższego czasu poczułam się w końcu naprawdę bezpieczna, teraz nic nie było mi straszne mogłam zrobić wszystko bo byłam w najbezpieczniejszym miejscu na świecie.
-Tylko spokojnie księżniczko- delikatnie pogłaskał mnie po głowie. - Myślę że oboje powiedzieliśmy trochę za dużo.- Nie mogłam przestać wsłuchiwać się w rytmiczne bicie jego serca. To było jak kołysanka, jak coś co było obietnicą lepszego jutra. Nie chciałam wypuścić go z objęć bojąc się że zmieni decyzję i mimo wszystko postanowi mnie zostawić.
-Ale pierwsze powinnaś wrócić do łóżka- oderwałam się od niego i spojrzałam prosto w jego oczy, na szczęście wróciły już do swojego normalnego koloru . Nie chciałam tam wracać, postanowiłam że będę mu towarzyszyć przez cały czas i tak właśnie będzie.
-Nie proszę ja nie chce, moi rodzice znów tam przyjdą i będą powtarzać że to wszystko moja wina. -Miałam nadzieję że nie zorientuje się że to tylko moja wymówka po to żeby się z nim nie rozstawać.
-Obwiniają cie o to??-Wyraźnie go to zdziwiło, no jasne przecież nie znał moich rodziców, nie wiedział jacy potrafią być dla mnie okropni.
-Tak uważają że sama tego chciałam, że prosiłam się o taka nauczkę.
-A jeżeli obiecam że będę tam z tobą przez cały czas??-jego propozycja była kusząca ale nie na tyle żebym chciała z niej skorzystać.
-Wolałabym wrócić do domu tam czuję się o wiele lepiej.-Przewrócił oczami, uśmiechając się w sposób który tak kochałam.
-Ale ty jesteś uparta -delikatnie mnie pocałował.- Ale właśnie za to tak bardzo cię uwielbiam.
Zdziwiło mnie to że nikt nie zwracał na nas uwagi, w końcu wychodziłam ze szpitala ubrana w piżamę. Bez pomocy Luke'a pewnie nie dała bym rady dojść do samochodu. Jak zawsze kiedy prowadził trzymał mnie za rękę, pomimo tego jak bardzo się starałam nie umiałam wymazać z pamięci wszystkich strasznych wspomnień, starałam się nie pokazywać niczego po sobie ale Luke dobrze mnie znał wiedział że coś jest nie tak. Zacisnęłam mocno powieki starając się powstrzymać od płaczu.
-Jesteś pewna że nie chcesz wrócić do szpitala?? -Popatrzyłam na jego zmartwioną twarz.
-Jestem pewna że chce w końcu wrócić do domu.-Starałam się zabrzmieć przekonująco. -Tylko tam będę mogła w końcu odpocząć.
-Odpocząć w domu pełnym gangsterów- roześmiał się. -Ty chyba nie wiesz co mówisz.
-Już jestem takim dziwnym typem człowieka który czuje się dobrze tylko w otoczeniu niebezpiecznych ludzi. -Cieszyłam się że był już w lepszym humorze, starałam się nie wracać myślami do naszych rozmów ze szpitala.
Zwolnił wjeżdżając na podjazd. Starałam się przygotować psychicznie na to że nie byłam tu mile widziana. Beau mnie nienawidził, a ja dobrze o tym wiedziałam, w końcu narażałam jego brata a on chciał go chronić przed niebezpieczeństwami. To nie było dla mnie łatwe, nie chciałam stawać pomiędzy Luke'iem a jego bratem, ale on musiał zrozumieć że ja tak łatwo nie dam za wygraną. Kiedy stanęliśmy pod drzwiami ogarnął mnie niepokój, ścisnęłam mocniej dłoń Luke'a.
-Co jest??-spytał odwracając się w moją stronę ze zmartwioną miną. To było dla mnie niesamowite że tak bardzo się o mnie martwił. -Jest ci gorzej?? Chcesz wrócić do szpitala??
Zaprzeczyłam ruchem głowy i wbiłam wzrok w nasze splątane palce.
-Więc o co chodzi??-Musiałam powiedzieć mu prawdę im szybciej dowiedziałby się o co mi chodzi tym lepiej.
-O Beau- zmarszczył brwi przyglądając mi się niepewnie.-Wiem że on nie chce żebyśmy się spotykali, a ja nie chcę żebyś kłócił się z nim tylko z mojego powodu.
Uśmiechnął się szeroko przykładając dłoń do mojego policzka.
-Posłuchaj mnie jesteś moją dziewczyną którą bardzo kocham więc masz prawo tu mieszkać tak samo jak ja.
Patrzył mi prosto w oczy doskonale wiedział jak sprawić żebym uwierzyła we wszystko co mówił.
-Ale...
-Żadnego ale.
Zbliżył się do mnie i pocałował w taki sposób że pozbyłam się jakichkolwiek wątpliwości. To co robiliśmy było słuszne a jeżeli komukolwiek to nie pasowało to był już jego problem. O wiele pewniejsza siebie przekroczyłam próg drzwi które Luke przede mną otworzył. W domu jak zazwyczaj było dość głośno, muzyka dobiegająca z głośników zagłuszała prawie wszystkie inne odgłosy.
-No nareszcie Luke myślałem że już nigdy nie dotrze do ciebie to że ona była jedną wielką pomyłką i dobrze się stało że się rozsta...- nie skończył zdania wchodząc do salonu.
-Co ona tutaj robi??- prawie warknął mierząc mnie nienawistnym spojrzeniem które później przeniósł na Luke'a. Cała moja pewność siebie znikła w jednym momencie, znowu nie byłam przekonana czy powinnam stawać pomiędzy braćmi.
-Jak to co robi?? Mieszka- mój obrońca stanął obok mnie obejmując mnie ramieniem.
-Z tego co mi wiadomo to się rozstaliście, a pary po rozstaniu raczej nie zamieszkują razem.
-Tak się składa że to nie jest twój interes.
Postanowiłam przejąć inicjatywę, nie chciałam przecież żeby się nawzajem pozabijali.
-Przestańcie proszę was nie możecie porozmawiać na spokojnie- Beau znowu odwrócił się w moim kierunku.
-Zamknij się i nie wtrącaj do naszej rozmowy- Luke zacisnął pięści, a mięśnie w jego ciele niebezpiecznie się napiłęły.
-Jess proszę cię idź na górę-popatrzyłam na niego błagalnym wzrokiem, dobrze wiedziałam że jeżeli ich tu zostawię pobiją się, a nie chciałam żeby coś im się stało z mojego powodu.
-Pójdę tylko jeżeli pójdziesz ze mną- nie odezwał się, zrozumiałam że moja obecność tylko pogarsza sytuację. Ruszyłam w stronę schodów. Wcale nie miałam zamiaru go słuchać, chodziło tylko o to żeby zniknąć im z oczu, ale przecież musiałam kontrolować sytuację. Stanęłam na pierwszym stopniu wsłuchując się w ich dalszą rozmowę.
-Po co do jasnej cholery przywiozłeś tutaj tą dziwkę- Beau krzyknął tak głośno że pewnie usłyszała bym go będąc na górze. Zabolało mnie to jak o mnie mówił w końcu nie zrobiłam mu niczego złego, niczego oprócz zakochania się w jego bracie.
-Jeszcze raz tak ją nazwiesz a obiecuje że nie będę zważał na to że jesteś moim bratem i po prostu cię zabije. Ona jest moją dziewczyną i masz traktować ją z szacunkiem.
-Szacunkiem?? Proszę cię nie rozśmieszaj mnie tyle co byłeś na nią wkurzony i sam podobnie ją nazywałeś a teraz wielki obrońca się znalazł.- Zacisnęłam zęby na samą myśl o tym jak Luke mógł o mnie mówić. Nie miałam mu tego za złe w końcu to ja nieźle nabroiłam i zasłużyłam sobie na to, ale ciężko mi było wyobrażać sobie taką sytuację, w której przestał mnie bronić i przeszedł na stronę brata. Poczułam pieczenie szwów ale starałam się je zignorować, miałam teraz ważniejsze sprawy na głowie niż mój stan zdrowia.
-Mam dla ciebie jedną dobrą radę, z łaski swojej zrozum w końcu że nie jestem już małym dzieckiem i raz na zawsze odpieprz się od mojego życia- głos Luke'a brzmiał coraz groźniej martwiłam się o to czy zaraz nie rzuci się na Beau.
-Miałem cię za trochę mądrzejszego niż Jai'a, ale widzę że jesteś jeszcze głupszy dobrze wiesz jak skończyła się jego historia, naprawdę chcesz pchać się w coś takiego i narażać życie całej reszty. - Nagle wszystko do mnie dotarło Luke będąc ze mną narażał nie tylko siebie ale ich wszystkich. Ja nie mogłam pozwolić sobie na to żeby przeze mnie coś im się stało. Ból w brzuchu nasilił się do tego stopnia, że nie dałam rady ustać na nogach. Położyłam się na zimnej podłodze i przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej. Skupiłam się na kontrolowaniu własnego oddechu przez co nie słyszałam dalszego ciągu rozmowy.
-Jess co ci jest??-usłyszałam nad sobą zatroskany głos mojego chłopaka.
-Boli- tylko tyle dałam radę z siebie wydusić. Najdelikatniej jak tylko portafił podniósł mnie z ziemi i wziął na ręce. Wtuliłam się w niego zaplatając ręce na jego szyi, może to było dziwne ale czując przy sobie jego obecność, czując jego zapach ból nieco zelżył, nie mogłam powiedzieć że zupełnie przestałam go czuć ale mój mózg zajął się zupełnie czymś innym, przez co było mi dużo lepiej. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej słuchając bicia jego serca, uwielbiałam to robić, sama nie wiem dlaczego. Przy wchodzeniu po schodach delikatnie kołysał moim ciałem. Kiedy położył mnie na łóżku ból wrócił ze zdwojoną siłą, nie dawałam rady udawać że nic się nie dzieję, zwiałam się z bólu nie mogąc nad sobą zapanować.
-Daj rękę- usłyszałam jego głos. Doskonale wiedziałam o co chodzi, nie chciałam brać narkotyków, ale ufałam mu, wiedziałam że nie zrobiłby nic co miałoby mi zaszkodzić. Wykonałam jego polecenie, ale odwróciłam głowę, nigdy nie lubiłam zastrzyków ani igieł. Po kilku sekundach zaczęło robić się coraz lepiej, ból opuszczał moje ciało a ja mogłam w końcu normalnie oddychać. Luke wciąż patrzył na mnie lekko zdenerwowany, kiedy przyjrzałam się mu uważniej zobaczyłam że miał rozciętą wargę. Czyli jednak się pobili, no jasne a jakby inaczej.
-Pobiłeś się z Beau??- pokiwał głową i mimowolnie się uśmiechnął, nie rozumiałam co bawiło go w tej sytuacji.
-To nic takiego, mała męska sprzeczka, za to ty napędziłaś mi niezłego stracha, ale z tego co widzę to czujesz się już dużo lepiej- uniósł jedną brew w pytającym geście.
-Tak czuje się lepiej, ale jak mogłeś pobić się z własnym bratem?? To wszystko moja wina, to przeze mnie cały czas się kłócicie- spoważniał spuszczając wzrok, to była moja wina i ja doskonale o tym wiedziałam.
-To nie tak, ja kłóciłem się z nim jeszcze przed twoim pojawieniem się w moim życiu, on po prostu chce mnie kontrolować na każdym kroku, zachowuje się jakby chciał mnie mieć na wyłączność. Do tej pory miałem wiele dziewczyn i nigdy nie robił mi z tego powodu żadnych problemów, dopiero kiedy ty się pojawiłaś zaczął takie cyrki. Może to dlatego że traktuje cię inaczej, do tej pory nigdy na nikim mi tak nie zależało i właśnie to denerwuje Beau, przestaje mieć nade mną kontrolę. Ale ja też dzięki temu zdałem sobie z czegoś sprawę powinienem zacząć życie na własną rękę a nie pod okiem nadopiekuńczego starszego brata, dlatego kiedy tylko lepiej się poczujesz znajdziemy dom tylko dla nas, taki w którym w końcu nikt nie będzie nam robił żadnych wyrzutów tylko ty i ja. Co ty na to??-
Przez dłuższą chwilę milczałam, on nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo byłam szczęśliwa, bycie z nim sam na sam w naszym domu, to było jak najpiękniejsze marzenie które wkrótce miało się spełnić. Miałam ochotę skakać po całym pokoju, ale wiedziałam że w moim stanie to nie byłby najlepszy pomysł. Zawiesiłam się na jego szyi przytulając się do niego najmocniej jak tylko potrafiłam.
-Czyli mogę wywnioskować że mój pomysł ci się spodobał.
-Żartujesz?? Nie wyobrażam sobie nic lepszego.
-Dobrze, dobrze ale teraz odpoczywaj.
-Niech ci będzie- oderwałam się od niego i popatrzyłam mu w oczy.- Ale pod jednym warunkiem- zmarszczył brwi przyglądając mi się podejrzliwie.
-Jakim??
-Zostaniesz tu ze mną- roześmiał się zmuszając mnie do położenia się na łóżku.
-Wiesz że czasem jesteś nieznośna??
-Wiem, wiem- położył się za mną obejmując mnie ramionami. Teraz mogłam iść spać, w końcu byłam bezpieczna.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Chyba coraz mniej osób to czyta, zastanawiam się czy w ogóle jest sens dalej pisać. Jeśli czytacie komentujcie, każda opinia jest dla mnie ważna.
-Przepraszam-wyszeptałam, ale w odpowiedzi tylko mocniej mnie przytulił, słyszałam bicie jego serca. Właśnie w tym momencie zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo byłam głupia, myślałam że będę się bać bliskości a tymczasem pierwszy raz od dłuższego czasu poczułam się w końcu naprawdę bezpieczna, teraz nic nie było mi straszne mogłam zrobić wszystko bo byłam w najbezpieczniejszym miejscu na świecie.
-Tylko spokojnie księżniczko- delikatnie pogłaskał mnie po głowie. - Myślę że oboje powiedzieliśmy trochę za dużo.- Nie mogłam przestać wsłuchiwać się w rytmiczne bicie jego serca. To było jak kołysanka, jak coś co było obietnicą lepszego jutra. Nie chciałam wypuścić go z objęć bojąc się że zmieni decyzję i mimo wszystko postanowi mnie zostawić.
-Ale pierwsze powinnaś wrócić do łóżka- oderwałam się od niego i spojrzałam prosto w jego oczy, na szczęście wróciły już do swojego normalnego koloru . Nie chciałam tam wracać, postanowiłam że będę mu towarzyszyć przez cały czas i tak właśnie będzie.
-Nie proszę ja nie chce, moi rodzice znów tam przyjdą i będą powtarzać że to wszystko moja wina. -Miałam nadzieję że nie zorientuje się że to tylko moja wymówka po to żeby się z nim nie rozstawać.
-Obwiniają cie o to??-Wyraźnie go to zdziwiło, no jasne przecież nie znał moich rodziców, nie wiedział jacy potrafią być dla mnie okropni.
-Tak uważają że sama tego chciałam, że prosiłam się o taka nauczkę.
-A jeżeli obiecam że będę tam z tobą przez cały czas??-jego propozycja była kusząca ale nie na tyle żebym chciała z niej skorzystać.
-Wolałabym wrócić do domu tam czuję się o wiele lepiej.-Przewrócił oczami, uśmiechając się w sposób który tak kochałam.
-Ale ty jesteś uparta -delikatnie mnie pocałował.- Ale właśnie za to tak bardzo cię uwielbiam.
Zdziwiło mnie to że nikt nie zwracał na nas uwagi, w końcu wychodziłam ze szpitala ubrana w piżamę. Bez pomocy Luke'a pewnie nie dała bym rady dojść do samochodu. Jak zawsze kiedy prowadził trzymał mnie za rękę, pomimo tego jak bardzo się starałam nie umiałam wymazać z pamięci wszystkich strasznych wspomnień, starałam się nie pokazywać niczego po sobie ale Luke dobrze mnie znał wiedział że coś jest nie tak. Zacisnęłam mocno powieki starając się powstrzymać od płaczu.
-Jesteś pewna że nie chcesz wrócić do szpitala?? -Popatrzyłam na jego zmartwioną twarz.
-Jestem pewna że chce w końcu wrócić do domu.-Starałam się zabrzmieć przekonująco. -Tylko tam będę mogła w końcu odpocząć.
-Odpocząć w domu pełnym gangsterów- roześmiał się. -Ty chyba nie wiesz co mówisz.
-Już jestem takim dziwnym typem człowieka który czuje się dobrze tylko w otoczeniu niebezpiecznych ludzi. -Cieszyłam się że był już w lepszym humorze, starałam się nie wracać myślami do naszych rozmów ze szpitala.
Zwolnił wjeżdżając na podjazd. Starałam się przygotować psychicznie na to że nie byłam tu mile widziana. Beau mnie nienawidził, a ja dobrze o tym wiedziałam, w końcu narażałam jego brata a on chciał go chronić przed niebezpieczeństwami. To nie było dla mnie łatwe, nie chciałam stawać pomiędzy Luke'iem a jego bratem, ale on musiał zrozumieć że ja tak łatwo nie dam za wygraną. Kiedy stanęliśmy pod drzwiami ogarnął mnie niepokój, ścisnęłam mocniej dłoń Luke'a.
-Co jest??-spytał odwracając się w moją stronę ze zmartwioną miną. To było dla mnie niesamowite że tak bardzo się o mnie martwił. -Jest ci gorzej?? Chcesz wrócić do szpitala??
Zaprzeczyłam ruchem głowy i wbiłam wzrok w nasze splątane palce.
-Więc o co chodzi??-Musiałam powiedzieć mu prawdę im szybciej dowiedziałby się o co mi chodzi tym lepiej.
-O Beau- zmarszczył brwi przyglądając mi się niepewnie.-Wiem że on nie chce żebyśmy się spotykali, a ja nie chcę żebyś kłócił się z nim tylko z mojego powodu.
Uśmiechnął się szeroko przykładając dłoń do mojego policzka.
-Posłuchaj mnie jesteś moją dziewczyną którą bardzo kocham więc masz prawo tu mieszkać tak samo jak ja.
Patrzył mi prosto w oczy doskonale wiedział jak sprawić żebym uwierzyła we wszystko co mówił.
-Ale...
-Żadnego ale.
Zbliżył się do mnie i pocałował w taki sposób że pozbyłam się jakichkolwiek wątpliwości. To co robiliśmy było słuszne a jeżeli komukolwiek to nie pasowało to był już jego problem. O wiele pewniejsza siebie przekroczyłam próg drzwi które Luke przede mną otworzył. W domu jak zazwyczaj było dość głośno, muzyka dobiegająca z głośników zagłuszała prawie wszystkie inne odgłosy.
-No nareszcie Luke myślałem że już nigdy nie dotrze do ciebie to że ona była jedną wielką pomyłką i dobrze się stało że się rozsta...- nie skończył zdania wchodząc do salonu.
-Co ona tutaj robi??- prawie warknął mierząc mnie nienawistnym spojrzeniem które później przeniósł na Luke'a. Cała moja pewność siebie znikła w jednym momencie, znowu nie byłam przekonana czy powinnam stawać pomiędzy braćmi.
-Jak to co robi?? Mieszka- mój obrońca stanął obok mnie obejmując mnie ramieniem.
-Z tego co mi wiadomo to się rozstaliście, a pary po rozstaniu raczej nie zamieszkują razem.
-Tak się składa że to nie jest twój interes.
Postanowiłam przejąć inicjatywę, nie chciałam przecież żeby się nawzajem pozabijali.
-Przestańcie proszę was nie możecie porozmawiać na spokojnie- Beau znowu odwrócił się w moim kierunku.
-Zamknij się i nie wtrącaj do naszej rozmowy- Luke zacisnął pięści, a mięśnie w jego ciele niebezpiecznie się napiłęły.
-Jess proszę cię idź na górę-popatrzyłam na niego błagalnym wzrokiem, dobrze wiedziałam że jeżeli ich tu zostawię pobiją się, a nie chciałam żeby coś im się stało z mojego powodu.
-Pójdę tylko jeżeli pójdziesz ze mną- nie odezwał się, zrozumiałam że moja obecność tylko pogarsza sytuację. Ruszyłam w stronę schodów. Wcale nie miałam zamiaru go słuchać, chodziło tylko o to żeby zniknąć im z oczu, ale przecież musiałam kontrolować sytuację. Stanęłam na pierwszym stopniu wsłuchując się w ich dalszą rozmowę.
-Po co do jasnej cholery przywiozłeś tutaj tą dziwkę- Beau krzyknął tak głośno że pewnie usłyszała bym go będąc na górze. Zabolało mnie to jak o mnie mówił w końcu nie zrobiłam mu niczego złego, niczego oprócz zakochania się w jego bracie.
-Jeszcze raz tak ją nazwiesz a obiecuje że nie będę zważał na to że jesteś moim bratem i po prostu cię zabije. Ona jest moją dziewczyną i masz traktować ją z szacunkiem.
-Szacunkiem?? Proszę cię nie rozśmieszaj mnie tyle co byłeś na nią wkurzony i sam podobnie ją nazywałeś a teraz wielki obrońca się znalazł.- Zacisnęłam zęby na samą myśl o tym jak Luke mógł o mnie mówić. Nie miałam mu tego za złe w końcu to ja nieźle nabroiłam i zasłużyłam sobie na to, ale ciężko mi było wyobrażać sobie taką sytuację, w której przestał mnie bronić i przeszedł na stronę brata. Poczułam pieczenie szwów ale starałam się je zignorować, miałam teraz ważniejsze sprawy na głowie niż mój stan zdrowia.
-Mam dla ciebie jedną dobrą radę, z łaski swojej zrozum w końcu że nie jestem już małym dzieckiem i raz na zawsze odpieprz się od mojego życia- głos Luke'a brzmiał coraz groźniej martwiłam się o to czy zaraz nie rzuci się na Beau.
-Miałem cię za trochę mądrzejszego niż Jai'a, ale widzę że jesteś jeszcze głupszy dobrze wiesz jak skończyła się jego historia, naprawdę chcesz pchać się w coś takiego i narażać życie całej reszty. - Nagle wszystko do mnie dotarło Luke będąc ze mną narażał nie tylko siebie ale ich wszystkich. Ja nie mogłam pozwolić sobie na to żeby przeze mnie coś im się stało. Ból w brzuchu nasilił się do tego stopnia, że nie dałam rady ustać na nogach. Położyłam się na zimnej podłodze i przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej. Skupiłam się na kontrolowaniu własnego oddechu przez co nie słyszałam dalszego ciągu rozmowy.
-Jess co ci jest??-usłyszałam nad sobą zatroskany głos mojego chłopaka.
-Boli- tylko tyle dałam radę z siebie wydusić. Najdelikatniej jak tylko portafił podniósł mnie z ziemi i wziął na ręce. Wtuliłam się w niego zaplatając ręce na jego szyi, może to było dziwne ale czując przy sobie jego obecność, czując jego zapach ból nieco zelżył, nie mogłam powiedzieć że zupełnie przestałam go czuć ale mój mózg zajął się zupełnie czymś innym, przez co było mi dużo lepiej. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej słuchając bicia jego serca, uwielbiałam to robić, sama nie wiem dlaczego. Przy wchodzeniu po schodach delikatnie kołysał moim ciałem. Kiedy położył mnie na łóżku ból wrócił ze zdwojoną siłą, nie dawałam rady udawać że nic się nie dzieję, zwiałam się z bólu nie mogąc nad sobą zapanować.
-Daj rękę- usłyszałam jego głos. Doskonale wiedziałam o co chodzi, nie chciałam brać narkotyków, ale ufałam mu, wiedziałam że nie zrobiłby nic co miałoby mi zaszkodzić. Wykonałam jego polecenie, ale odwróciłam głowę, nigdy nie lubiłam zastrzyków ani igieł. Po kilku sekundach zaczęło robić się coraz lepiej, ból opuszczał moje ciało a ja mogłam w końcu normalnie oddychać. Luke wciąż patrzył na mnie lekko zdenerwowany, kiedy przyjrzałam się mu uważniej zobaczyłam że miał rozciętą wargę. Czyli jednak się pobili, no jasne a jakby inaczej.
-Pobiłeś się z Beau??- pokiwał głową i mimowolnie się uśmiechnął, nie rozumiałam co bawiło go w tej sytuacji.
-To nic takiego, mała męska sprzeczka, za to ty napędziłaś mi niezłego stracha, ale z tego co widzę to czujesz się już dużo lepiej- uniósł jedną brew w pytającym geście.
-Tak czuje się lepiej, ale jak mogłeś pobić się z własnym bratem?? To wszystko moja wina, to przeze mnie cały czas się kłócicie- spoważniał spuszczając wzrok, to była moja wina i ja doskonale o tym wiedziałam.
-To nie tak, ja kłóciłem się z nim jeszcze przed twoim pojawieniem się w moim życiu, on po prostu chce mnie kontrolować na każdym kroku, zachowuje się jakby chciał mnie mieć na wyłączność. Do tej pory miałem wiele dziewczyn i nigdy nie robił mi z tego powodu żadnych problemów, dopiero kiedy ty się pojawiłaś zaczął takie cyrki. Może to dlatego że traktuje cię inaczej, do tej pory nigdy na nikim mi tak nie zależało i właśnie to denerwuje Beau, przestaje mieć nade mną kontrolę. Ale ja też dzięki temu zdałem sobie z czegoś sprawę powinienem zacząć życie na własną rękę a nie pod okiem nadopiekuńczego starszego brata, dlatego kiedy tylko lepiej się poczujesz znajdziemy dom tylko dla nas, taki w którym w końcu nikt nie będzie nam robił żadnych wyrzutów tylko ty i ja. Co ty na to??-
Przez dłuższą chwilę milczałam, on nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo byłam szczęśliwa, bycie z nim sam na sam w naszym domu, to było jak najpiękniejsze marzenie które wkrótce miało się spełnić. Miałam ochotę skakać po całym pokoju, ale wiedziałam że w moim stanie to nie byłby najlepszy pomysł. Zawiesiłam się na jego szyi przytulając się do niego najmocniej jak tylko potrafiłam.
-Czyli mogę wywnioskować że mój pomysł ci się spodobał.
-Żartujesz?? Nie wyobrażam sobie nic lepszego.
-Dobrze, dobrze ale teraz odpoczywaj.
-Niech ci będzie- oderwałam się od niego i popatrzyłam mu w oczy.- Ale pod jednym warunkiem- zmarszczył brwi przyglądając mi się podejrzliwie.
-Jakim??
-Zostaniesz tu ze mną- roześmiał się zmuszając mnie do położenia się na łóżku.
-Wiesz że czasem jesteś nieznośna??
-Wiem, wiem- położył się za mną obejmując mnie ramionami. Teraz mogłam iść spać, w końcu byłam bezpieczna.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Chyba coraz mniej osób to czyta, zastanawiam się czy w ogóle jest sens dalej pisać. Jeśli czytacie komentujcie, każda opinia jest dla mnie ważna.
niedziela, 8 lutego 2015
Rozdział 22
Starałam się nie myśleć nad niczym, nie zastanawiałam się nad tym jak będzie wyglądała moja przyszłość, wolałabym zasnąć i więcej się już nie obudzić to byłoby łatwiejsze niż dalsze życie ze świadomością że już nigdy nic nie będzie tak jak powinno. Ktoś otworzył drzwi, nie umiałam znaleźć w sobie na tyle siły żeby sprawdzić kto to.
-Od razu mówiłam ci że z tym dzieckiem będą same problemy- usłyszałam głos... mamy. Najwyraźniej los postanowił sobie mnie nie oszczędzać, to było chyba najgorsze co mogło się teraz stać. Nie chciałam wysłuchiwać jej pretensji i wykładów jaka głupia byłam wplątując się w taki świat.
-Jessica ja wiem że od zawsze byłaś mało inteligentna, ba łagodnie powiedziane, zawsze byłaś po prostu głupia, ale tym razem przeszłaś samą siebie- jej drwiący głos bardzo mnie ranił, zdawałam sobie sprawę z tego że ona taka już była, ale była też moją matką to chyba coś znaczyło powinna mnie wspierać szczególnie w takim momencie, w momencie kiedy potrzebowałam kogokolwiek. Chciałam po prostu poczuć że komuś na mnie zależy. -Dostałaś to czego chciałaś, mam nadzieję że w końcu coś dotrze do tej twojej pustej główki. -Nie wytrzymałam, nie mogłam już tego słuchać, wolałabym żeby w ogóle jej nie było w moim życiu wolałabym być sierotą niż mieć takich rodziców.
-To moja wina, tak?? To wszystko moja wina, to że zostałam zgwałcona też??- wykrzyczałam nie umiejąc już zapanować nad własnymi emocjami. Moja wybuchowa reakcja najwyraźniej ją zaskoczyła, ale kamienne rysy jej twarzy zostały niewzruszone.
-Tak- zaczęła spokojnie.- Skoro zachciało ci się zostać dziwką która oddaje się kryminalistom, to sama na to zasłużyłaś.- Usiłowałam zapanować nad swoim przyśpieszonym oddechem, miałam już dość, szwy na brzuchu zaczęły boleć tak mocno że zwinęłam się w kłębek. Lekarz wpadł do pomieszczenia, pierwszy raz byłam wdzięczna za jego obecność, wyprosił moich rodziców, można nawet powiedzieć że ich wyrzucił. Wstrzyknął w moją rękę jakiś mętny płyn.
-Spokojnie zaraz będzie lepiej -zacisnęłam zęby chcąc doczekać momentu upragnionej ulgi. Zapewne dostałam trochę morfiny bo zaczęła działać zanim do końca zdążyłam uspokoić mój oddech. Razem z odejściem bólu wróciło trzeźwe myślenie, tym razem jednak się z tego cieszyłam. Zdałam sobie sprawę że jeżeli się kogoś kocha trwa się przy nim pomimo wszelkich przeciwności, Luke był przy mnie przez cały ten czas pomimo że sam nie czuł się najlepiej a ja w zamian tak go potraktowałam. Całe moje dotychczasowe myślenie było błędne myślałam że łatwiej będzie nam obydwojgu pozbierać się osobno, a tak naprawdę potrzebowaliśmy siebie nawzajem, przecież ja chciałam mu pomóc chciałam go nauczyć że można żyć beż narkotyków. Nie po to tyle razy wybaczałam mu zdrady żeby teraz tak łatwo to wszystko zaprzepaścić. Trzeba zostawić przeszłość za sobą i pogodzić się z nią, to jedyny sposób na to, żeby zacząć wszystko od nowa i dać sobie szansę na szczęście. Teraz musiałam porozmawiać z Luke'iem nie wiedziałam czy da mi szansę po tym jak go potraktowałam i czy mimo wszystko damy radę jakoś to poukładać ale chciałam spróbować, w końcu miałam tylko jedną szansę. Wszystko zależało od tego czy był jeszcze w szpitalu. Dzięki morfinie nie czułam bólu więc wstanie z łóżka nie było takie trudne jak podejrzewałam, gorsze było to że nie do końca czułam własne ciało, najwyraźniej leżenie przez tyle czasu sprawiło że było mi dużo trudniej utrzymać się na nogach. Szwy na brzuchu nie bolały ale kiedy usiłowałam się wyprostować ciągnęły przez co prawie cały czas musiałam chodzić lekko zgięta. Tym razem jednak szczęście mi dopisywało, przemierzałam kolejne korytarze i nikt nie zwracał na mnie uwagi zupełnie jakbym była niewidzialna. Z upływem czasu wzrastał mój niepokój, miałam coraz mniejsze szanse na to że go tutaj zastanę, nie miałam żadnego planu awaryjnego, jeżeli okazało by się że musiałabym iść aż do ich domu zrobiłabym to, musiałam z nim porozmawiać i co do tego nie było żadne dyskusji. Jednak kiedy straciłam już resztki nadziei zobaczyłam go stojącego w drzwiach szpitala, był zupełnie sam, po jego twarzy wywnioskowałam że jest smutny, nie mogłam na to patrzeć wiedząc że to wszystko moja wina.
-Luke- zaczęłam niepewnie. Podniósł wzrok spoglądając na mnie. Jego oczy były ciemniejsze, nie czarne jak wtedy kiedy coś brał, ale jakby zgaszone. W ułamku sekundy pokonał dzielącą nas odległość. Złapał mnie za ręce pomagając mi utrzymać równowagę.
-Co ty tu robisz przecież powinnaś leżeć- był bardziej zmartwiony tym że wyszłam z sali, niż tym co się między nami wcześniej wydarzyło. -Chodź zaprowadzę cię tam z powrotem.
-Nie pierwsze musimy porozmawiać - widziałam jak momentalnie spoważniał i nerwowo się wyprostował.- A właściwie to ja muszę ci coś wyjaśnić.
-Niech ci będzie byle szybko- skwitował krótko głosem zupełnie pozbawionym jakichkolwiek emocji. Rozumiałam że była to z jego strony reakcja obronna. Zastanawiałam się jak ubrać w słowa to do czego sama jeszcze nie tak dawno doszłam, bałam się że nie zrozumie co mną kierowało i zostawi mnie tu zupełnie samą. Chciałam żeby znowu wrócił ten sam opiekuńczy Luke którego tak bardzo kochałam.
-Wiem że możesz tego wszystkiego nie zrozumieć i najprawdopodobniej tak właśnie będzie ale jestem ci winna wyjaśnienia. Ja po prostu się bałam, bałam się że po tym wszystkim co się stało nie będę umiała być dla ciebie wystarczająco dobra, nie chciałam żebyś cierpiał tylko dlatego że ja nie umiem uporać się z tym co się stało. Wydawało mi się że to będzie lepsze rozwiązanie, że będzie nam łatwiej poukładać sobie życie na nowo osobno, ale myliłam się i to bardzo się myliłam teraz już wiem że w prawdziwym związku właśnie o to chodzi, o wsparcie które dajesz drugiej osobie. Byłeś przy mnie cały ten czas, jako jedyny się o mnie troszczyłeś, nawet moi rodzice obwiniają mnie o to co się stało, a ty byłeś przy mnie niezależnie od tego czy była to moja wina. Myślę że jeżeli się postaramy możemy jeszcze to wszystko naprawić, musisz tylko powiedzieć czy tego chcesz i czy jesteś w stanie mi wybaczyć? -Cały czas obserwowałam jego reakcję, ale był lepszym aktorem niż do tej pory myślałam, jego twarz była jak skała zupełnie niewzruszona, nie drgnął w niej nawet jeden nerw. Czekałam jak na wyrok starając się mimo wszystko myśleć pozytywnie.
-Powiem ci coś miałaś racje taki związek nie miał najmniejszego sensu, pochodzimy z dwóch różnych światów a twoje zachowanie tylko to potwierdziło jesteś dokładnie taka sama jak wszystkie kiedy pojawia się jakikolwiek problem najlepiej się wycofać niby to dla dobra drugiej osoby, a tak naprawdę jesteś zwykłą egoistką która pragnie idealnego życia, muszę cię jednak zmartwić ja nie dam ci takiego życia, przy mnie każdego dnia miałabyś coraz większe problemy, z każdym dniem byłoby coraz ciężej i musielibyśmy pracować na to żeby mimo wszystko dać temu radę, ale skoro masz zamiar reagować właśnie tak to miałaś rację lepiej zakończyć to jak najszybciej. -Starałam się powstrzymać łzy które mimowolnie napłynęły mi do oczu, nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo raniły mnie jego słowa, pierwszy raz zaczęłam żałować że Anthony mnie nie zabił wolałabym nie żyć niż usłyszeć te słowa.
-Ja przepraszam -nie dałam rady powiedzieć niczego więcej.
-Jeśli myślisz że głupie przepraszam cokolwiek zmieni to grubo się mylisz, nie jestem fundacją charytatywną która przygarnie cię tylko dlatego że pokłóciłaś się z rodzicami.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nie jest najlepszy i trochę krótki, ale mam nadzieję że wam się spodoba.
-Od razu mówiłam ci że z tym dzieckiem będą same problemy- usłyszałam głos... mamy. Najwyraźniej los postanowił sobie mnie nie oszczędzać, to było chyba najgorsze co mogło się teraz stać. Nie chciałam wysłuchiwać jej pretensji i wykładów jaka głupia byłam wplątując się w taki świat.
-Jessica ja wiem że od zawsze byłaś mało inteligentna, ba łagodnie powiedziane, zawsze byłaś po prostu głupia, ale tym razem przeszłaś samą siebie- jej drwiący głos bardzo mnie ranił, zdawałam sobie sprawę z tego że ona taka już była, ale była też moją matką to chyba coś znaczyło powinna mnie wspierać szczególnie w takim momencie, w momencie kiedy potrzebowałam kogokolwiek. Chciałam po prostu poczuć że komuś na mnie zależy. -Dostałaś to czego chciałaś, mam nadzieję że w końcu coś dotrze do tej twojej pustej główki. -Nie wytrzymałam, nie mogłam już tego słuchać, wolałabym żeby w ogóle jej nie było w moim życiu wolałabym być sierotą niż mieć takich rodziców.
-To moja wina, tak?? To wszystko moja wina, to że zostałam zgwałcona też??- wykrzyczałam nie umiejąc już zapanować nad własnymi emocjami. Moja wybuchowa reakcja najwyraźniej ją zaskoczyła, ale kamienne rysy jej twarzy zostały niewzruszone.
-Tak- zaczęła spokojnie.- Skoro zachciało ci się zostać dziwką która oddaje się kryminalistom, to sama na to zasłużyłaś.- Usiłowałam zapanować nad swoim przyśpieszonym oddechem, miałam już dość, szwy na brzuchu zaczęły boleć tak mocno że zwinęłam się w kłębek. Lekarz wpadł do pomieszczenia, pierwszy raz byłam wdzięczna za jego obecność, wyprosił moich rodziców, można nawet powiedzieć że ich wyrzucił. Wstrzyknął w moją rękę jakiś mętny płyn.
-Spokojnie zaraz będzie lepiej -zacisnęłam zęby chcąc doczekać momentu upragnionej ulgi. Zapewne dostałam trochę morfiny bo zaczęła działać zanim do końca zdążyłam uspokoić mój oddech. Razem z odejściem bólu wróciło trzeźwe myślenie, tym razem jednak się z tego cieszyłam. Zdałam sobie sprawę że jeżeli się kogoś kocha trwa się przy nim pomimo wszelkich przeciwności, Luke był przy mnie przez cały ten czas pomimo że sam nie czuł się najlepiej a ja w zamian tak go potraktowałam. Całe moje dotychczasowe myślenie było błędne myślałam że łatwiej będzie nam obydwojgu pozbierać się osobno, a tak naprawdę potrzebowaliśmy siebie nawzajem, przecież ja chciałam mu pomóc chciałam go nauczyć że można żyć beż narkotyków. Nie po to tyle razy wybaczałam mu zdrady żeby teraz tak łatwo to wszystko zaprzepaścić. Trzeba zostawić przeszłość za sobą i pogodzić się z nią, to jedyny sposób na to, żeby zacząć wszystko od nowa i dać sobie szansę na szczęście. Teraz musiałam porozmawiać z Luke'iem nie wiedziałam czy da mi szansę po tym jak go potraktowałam i czy mimo wszystko damy radę jakoś to poukładać ale chciałam spróbować, w końcu miałam tylko jedną szansę. Wszystko zależało od tego czy był jeszcze w szpitalu. Dzięki morfinie nie czułam bólu więc wstanie z łóżka nie było takie trudne jak podejrzewałam, gorsze było to że nie do końca czułam własne ciało, najwyraźniej leżenie przez tyle czasu sprawiło że było mi dużo trudniej utrzymać się na nogach. Szwy na brzuchu nie bolały ale kiedy usiłowałam się wyprostować ciągnęły przez co prawie cały czas musiałam chodzić lekko zgięta. Tym razem jednak szczęście mi dopisywało, przemierzałam kolejne korytarze i nikt nie zwracał na mnie uwagi zupełnie jakbym była niewidzialna. Z upływem czasu wzrastał mój niepokój, miałam coraz mniejsze szanse na to że go tutaj zastanę, nie miałam żadnego planu awaryjnego, jeżeli okazało by się że musiałabym iść aż do ich domu zrobiłabym to, musiałam z nim porozmawiać i co do tego nie było żadne dyskusji. Jednak kiedy straciłam już resztki nadziei zobaczyłam go stojącego w drzwiach szpitala, był zupełnie sam, po jego twarzy wywnioskowałam że jest smutny, nie mogłam na to patrzeć wiedząc że to wszystko moja wina.
-Luke- zaczęłam niepewnie. Podniósł wzrok spoglądając na mnie. Jego oczy były ciemniejsze, nie czarne jak wtedy kiedy coś brał, ale jakby zgaszone. W ułamku sekundy pokonał dzielącą nas odległość. Złapał mnie za ręce pomagając mi utrzymać równowagę.
-Co ty tu robisz przecież powinnaś leżeć- był bardziej zmartwiony tym że wyszłam z sali, niż tym co się między nami wcześniej wydarzyło. -Chodź zaprowadzę cię tam z powrotem.
-Nie pierwsze musimy porozmawiać - widziałam jak momentalnie spoważniał i nerwowo się wyprostował.- A właściwie to ja muszę ci coś wyjaśnić.
-Niech ci będzie byle szybko- skwitował krótko głosem zupełnie pozbawionym jakichkolwiek emocji. Rozumiałam że była to z jego strony reakcja obronna. Zastanawiałam się jak ubrać w słowa to do czego sama jeszcze nie tak dawno doszłam, bałam się że nie zrozumie co mną kierowało i zostawi mnie tu zupełnie samą. Chciałam żeby znowu wrócił ten sam opiekuńczy Luke którego tak bardzo kochałam.
-Wiem że możesz tego wszystkiego nie zrozumieć i najprawdopodobniej tak właśnie będzie ale jestem ci winna wyjaśnienia. Ja po prostu się bałam, bałam się że po tym wszystkim co się stało nie będę umiała być dla ciebie wystarczająco dobra, nie chciałam żebyś cierpiał tylko dlatego że ja nie umiem uporać się z tym co się stało. Wydawało mi się że to będzie lepsze rozwiązanie, że będzie nam łatwiej poukładać sobie życie na nowo osobno, ale myliłam się i to bardzo się myliłam teraz już wiem że w prawdziwym związku właśnie o to chodzi, o wsparcie które dajesz drugiej osobie. Byłeś przy mnie cały ten czas, jako jedyny się o mnie troszczyłeś, nawet moi rodzice obwiniają mnie o to co się stało, a ty byłeś przy mnie niezależnie od tego czy była to moja wina. Myślę że jeżeli się postaramy możemy jeszcze to wszystko naprawić, musisz tylko powiedzieć czy tego chcesz i czy jesteś w stanie mi wybaczyć? -Cały czas obserwowałam jego reakcję, ale był lepszym aktorem niż do tej pory myślałam, jego twarz była jak skała zupełnie niewzruszona, nie drgnął w niej nawet jeden nerw. Czekałam jak na wyrok starając się mimo wszystko myśleć pozytywnie.
-Powiem ci coś miałaś racje taki związek nie miał najmniejszego sensu, pochodzimy z dwóch różnych światów a twoje zachowanie tylko to potwierdziło jesteś dokładnie taka sama jak wszystkie kiedy pojawia się jakikolwiek problem najlepiej się wycofać niby to dla dobra drugiej osoby, a tak naprawdę jesteś zwykłą egoistką która pragnie idealnego życia, muszę cię jednak zmartwić ja nie dam ci takiego życia, przy mnie każdego dnia miałabyś coraz większe problemy, z każdym dniem byłoby coraz ciężej i musielibyśmy pracować na to żeby mimo wszystko dać temu radę, ale skoro masz zamiar reagować właśnie tak to miałaś rację lepiej zakończyć to jak najszybciej. -Starałam się powstrzymać łzy które mimowolnie napłynęły mi do oczu, nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo raniły mnie jego słowa, pierwszy raz zaczęłam żałować że Anthony mnie nie zabił wolałabym nie żyć niż usłyszeć te słowa.
-Ja przepraszam -nie dałam rady powiedzieć niczego więcej.
-Jeśli myślisz że głupie przepraszam cokolwiek zmieni to grubo się mylisz, nie jestem fundacją charytatywną która przygarnie cię tylko dlatego że pokłóciłaś się z rodzicami.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nie jest najlepszy i trochę krótki, ale mam nadzieję że wam się spodoba.
Subskrybuj:
Posty (Atom)