czwartek, 11 lutego 2016

Rozdział 46

Czytasz= skomentuj (z góry dziękuje;*)

Musiałam przyznać że nasze małżeństwo nie było stereotypowe, no dobrze trwało dopiero dwa miesiące i dwanaście dni, ale jak na razie nie przejawialiśmy żadnych objawów zmieniania się w typowe kłótliwe małżeństwo które z czasem coraz bardziej nienawidzi siebie nawzajem. Chyba za bardzo usiłowałam porównywać nasz związek z małżeństwem moich rodziców, zawsze uważałam że oni nie byli odpowiednio dobrani, skoro nie potrafili nawet ze sobą rozmawiać. My byliśmy inni, zupełnie inni spędzaliśmy razem tyle czasu ile tylko się dało i wciąż nie mogliśmy się sobą nacieszyć, może to kwestia tych straconych kilku miesięcy, teraz po prostu chcieliśmy nadrobić stracony czas. Ale szczerze mówiąc sama wątpiłam w ten scenariusz nie wierzyłam w to że kiedykolwiek będziemy zupełnie zaspokojeni swoją bliskością, taki moment miał chyba nigdy nie nadejść. Chociaż będziemy musieli się rozstać, i to dużo szybciej niż bym tego chciała. Stop. Koniec. Nie pozwolę na to żeby przyszłość na którą nie mam wpływy niszczyła mi najpiękniejsze momenty.
Usadowiłam się między nogami Luke'a kładąc sobie miskę z popcornem na kolanach, objął mnie ramionami i przyciągnął do siebie tak żebym oparła się o jego tors. Położyłam głowę na jego ramieniu i przyglądnęłam się złośliwemu uśmieszkowi który gościł na jego twarzy.
-To na czym skończyliśmy?- zapytałam, chociaż doskonale wiedziałam o czym rozmawialiśmy.
-Na tym że nasza córeczka będzie się nazywała Charlotte a w skrócie Charlie.
Wzięłam garść popcornu i włożyłam mu ją siłą do ust, chciałam żeby chociaż na chwilę się zamknął, czasami po prostu niemiłosiernie działał mi na nerwy.
-Nie ma szans, chcesz wpędzić nasze maleństwo w kompleksy?? Nie pozwolę żeby miała imię jak dla chłopca.
Chciał zaprotestować, ale nie mógł przełknąć kuli jedzenia tkwiącej mu w ustach. Perfidnie wykorzystałam sytuację.
-No to może Cassandra, Casie to słodkie imię i w przeciwieństwie do Charliego można tak nazwać tylko dziewczynkę.
Wreszcie uporał się z moją ''blokadą głupich pomysłów'' i biorąc dramatyczny teatralny oddech przeszedł do kontrataku.
-Dobrze niech ci będzie ale za to ja wybieram drugie umie i nie masz nic do gadania.
Spiorunowałam go wzrokiem, ale tylko się uśmiechnął przygryzając wargę.
-Hmm...- udawał zamyślonego kreśląc palcami wzory na moim przedramieniu. -Cassandra Amelia Brooks czy to nie brzmi cudownie.
Już miałam go uderzyć łokciem w żebra żeby przestał sobie ze mnie żartować, ale w porę zdążyłam się powstrzymać. On mówił zupełnie poważnie, a mi zaczęła podobać się ta wersja, naprawdę brzmiała wyjątkowo.
Zmarszczyłam nos i wróciłam do oglądania filmu szczerze mówiąc przez rozpraszanie mojego męża nie znałam nawet jego fabuły, ale nie chciałam pokazywać mu jak bardzo spodobał mi się jego pomysł.
-W sumie brzmi całkiem ciekawie, ale co będzie jeśli urodzi się chłopiec??
Oboje postanowiliśmy że nie chcemy znać płci dziecka, wiedziałam co to dla mnie oznacza, miałam się nigdy nie dowiedzieć czy na świecie pojawił się mój syn czy córka, ale to nie miało dla mnie najmniejszego znaczenia, kochałam to maleństwo, niezależnie od wszystkiego.
-Teraz to ja wybieram pierwsze imię- niemalże krzyknął mi do ucha próbując zapewnić sobie pierwszeństwo. Przewróciłam oczami i dałam za wygraną, mogłam pozwolić mu na to żeby coś zaproponował, w końcu w razie gdyby mi się nie spodobało i tak miałam jeszcze czas na to żeby przekonać go do mojej wersji, nie ważne jak bardzo byłby pewny swego i tak prędzej czy później zawsze mi ulegał. Najwyraźniej miałam wielką siłę perswazji.
-Dobra niech ci będzie, co proponujesz??
-Nathan i bez dyskusji, zawsze chciałem żeby mój syn tak się nazywał.
Spojrzał na mnie swoimi błagalnymi czekoladowymi oczami. Zaczęłam się zastanawiać czy on czasami nie próbuje wziąć mnie na litość, ale nawet mu się to udawało, chyba ostatnio zaczęłam tracić pazury, robiłam się dla niego zbyt pobłażliwa.
-Nawet mi się podoba, ale tylko pod jednym warunkiem.
-Zgodzę się na wszystko-zapewnił bez namysłu, i właśnie na to liczyłam.
-Na drugie imię będzie miał Jai.
Obserwowałam jak od razu zacisnął zęby i wzniósł oczy ku niebu.
-Ale nie na to.
Wiedziałam że będzie protestował, ale jego opór nie miał żadnych szans, w tym wypadku nie zgadzałam się na żaden kompromis. Odwróciłam się tak żeby móc spojrzeć mu w oczy, oparłam ręce po obu stronach jego ciała i delikatnie go pocałowałam. Miałam zamiar zniszczyć go jego własną bronią.
-Po tym wszystkim co Jai dla nas zrobił chyba należy mu się przynajmniej tyle.
Przygryzłam wargę i pociągnęłam za kołnierzyk jego koszulki, moim celem było rozproszenie go do tego stopnia że nawet nie zauważy kiedy się ze mną zgodzi.
-A niby co on takiego dla nas zrobił- jego oschły ton zmroził mi krew w żyłach. Nigdy nie przypuszczałam że żywił do własnego brata aż tak wielką urazę, w zasadzie nawet nie rozumiałam o co był tak bardzo na niego wściekły. Owszem w kilku sprawach mieli różne zdanie, zawsze inaczej patrzyli na świat, ale to chyba nie upoważnia go do używania takiego tonu, w końcu to jego brat, który zawsze chciała dla niego jak najlepiej. Ja widziałam to wyraźnie, ale on chyba nie dostrzegał pewnych rzeczy.
-Nie rozumiem dlaczego jesteś nim tak zafascynowana. Zawsze stajesz po jego stronie mino że to ja jestem twoim mężem, zastanawiałaś się czasami nad tym jak ja się czuję kiedy tak bardzo go wychwalasz?? Kiedy uważasz go za swojego najlepszego przyjaciela sprawiasz mi ból. Za każdym pieprzonym razem kiedy mówisz o nim z taką fascynacją coś rozrywa mnie od środka. On nigdy nie chciał żebyśmy byli razem, od samego początku tylko czatował na to żebyśmy się w końcu rozstali. - Jego oczy pociemniały, patrzył na mnie, ale miałam wrażenie że mnie nie widzi, że jestem zupełnie przezroczysta. Ciarki przeszły mi po plecach, już od dawna nie widziałam go w podobnym wydaniu. Starałam się nie pokazywać po sobie tego że mnie przestraszył, nie bałam się jego, ale bałam się jego słów. -Ale ty zawsze widziałaś w nim tylko swojego rycerza, pocieszyciela do którego leciałaś za każdym razem, po każdej kłótni. A ja po prostu się bałem, wiedziałem że ma na ciebie tak wielki wpływ że jeżeli tylko zechce namówi cię do tego żebyś ode mnie odeszła, i wreszcie to zrobił, doprowadził do naszego rozstania.
Nie wiedziałam co mam powiedzieć, byłam w tak ogromnym szoku że nie potrafiłam logicznie rozszyfrować jego słów. Czy on na prawdę uważał że to Jai namówił mnie do tego żebym go zostawiła?? Czy przez tyle czasu żywił w sobie urazę do niego i podsycał ją z każdym dniem. Przecież to niedorzeczne, Jai nie miał nic wspólnego z moim wyborem, podjęłam decyzję samodzielnie, zdając sobie sprawę ze wszystkich jej konsekwencji. Musiałam to wszystko odkręcić i to jak najszybciej, nie mogłam pozwolić na to żeby on dalej żył w błędnym przekonaniu.
-Ja nie miałam pojęcia- usiadłam na swoich piętach i spuściłam wzrok. Wolałam dać mu trochę przestrzeni zanim się uspokoi.
-Nie miałaś pojęcia że o wszystkim wiem.
Roześmiał się sucho i potarł twarz dłońmi.
-Tak wiem o tym że on nie raz namawiał cię do tego żebyś ode mnie odeszła, mało tego, sam bezczelnie mi się do tego przyznał, uznał że z dala ode mnie będzie ci lepiej. Ale ja nie jestem głupi, wiem co nim kierowało, chciał mi dopiec, zemścić się na mnie za to że to zawsze ja miałem większe powodzenie u kobiet, widział jak mi na tobie zależy i chciał to zniszczyć. Jak zawsze, on zawsze stawiał siebie w centrum wszechświata i robił wszystko tak jak mu było wygodnie.
-Przestać- warknęłam w końcu. Miałam dość jego słów, dość tej nienawiści. Kierowało nim coś co nigdy nie istniało, ubzdurał sobie swoją własną wersje wydarzeń i tak kurczowo się jej trzymał że musiałam nim porządnie wstrząsnąć żeby wybić go z tego amoku.
Spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem, nie spodziewał się takiej mojej reakcji, ale skoro myślał że będę bezczynnie siedzieć i wysłuchiwać głupot które opowiadał, to się grubo mylił. Przez chwilę oboje milczeliśmy, wiedziałam że muszę właściwie ważyć słowa, on miał zrozumieć mój punkt widzenia, a nie odebrać to jako atak na niego. A w jego przypadku granica między tymi dwoma była na prawdę cienka.
-Jai nigdy nie zrobił nic przeciwko tobie, wiem jak to wygląda, i jak możesz to odczuwać, ale nie zawsze wszystko jest takie jakie się wydaje na pierwszy rzut oka.
-No nie- wstał i zaczął chodzić po pokoju przyciskając sobie dłonie do głowy. -Ja po prostu nie wierzę ty znowu zamierzasz go bronić??
-Nie nie zamierzam go bronić -ściszyłam głos. Stąpałam po cienkim lodzie, to że nie brał już narkotyków nie oznaczało że zmienił się jego wybuchowy charakter.
-Chcę po prostu żebyś zrozumiał.
-Co takiego mam zrozumieć?? To że mimo tego że teraz jesteś moją żoną i tak trzymasz jego stronę, chyba nie na tym polega małżeństwo nie sądzisz kochanie.
Zignorowałam jego aluzję, musiałam być spokojna, kłótnia zupełnie w niczym nam teraz nie pomoże.
-Masz rację, Jai kilka razy postępował na prawdę nieuczciwie, nie powinien załatwiać niektórych spraw za twoimi plecami, ale przynajmniej pomyśl nad tym czy sam go do tego nie zmusiłeś. Masz rację, on kilka razy namawiał mnie do tego żebym od ciebie odeszła, żebym zostawiła to wszystko, i zaczęła życie na własną rękę, chciał mi nawet w tym pomóc. Ale to nigdy nie było działanie wbrew tobie. Skąd on mógł wiedzieć że traktujesz mnie poważnie, skoro to co robiłeś zupełnie przeczyło twoim słowom. Nawet ja nie mogłam być tego pewna, za każdym razem kiedy już zaczynałam w to wierzyć ty sprowadzałeś sobie kolejną dziewczynę mając gdzieś to co ja czuję. Przespałeś się nawet z jego dziewczyną, skoro w twoim mniemaniu tak właśnie miała wyglądać miłość, to ja w zupełności rozumiem to dlaczego on chciał mnie chronić. -Starałam się zachować niewzruszony ton głosu, ale emocje które odczuwałam były zbyt silne żeby dało się je kontrolować. -Jai nie miał nic wspólnego z moim wyjazdem do Australii to była moja decyzja, od początku do końca. Owszem przez cały ten czas utrzymywałam z nim kontakt, ale on był wtedy po twojej stronie. Miałam ci o tym nie mówić, ale skoro tak stawiasz sprawę to dowiesz się o wszystkim. -Wzięłam głęboki oddech i wbiłam wzrok we własne dłonie, nie chciałam na niego patrzeć, bo wiedziałam że brakło by mi odwagi.- On namawiał mnie do powrotu, za każdym razem kiedy rozmawialiśmy mówił mi co się z tobą dzieję, pomimo że wcale nie chciałam tego słuchać. To właśnie dzięki niemu wiedziałam że tym razem mogę ci zaufać, więc nie mów mi że on nic dla nas nie zrobił, bo zrobił dużo więcej niż ktokolwiek inny, gdyby nie on nie było by mnie tutaj teraz. Więc następnym razem dobrze się zastanów zanim kolejny raz go o coś oskarżysz.
Poczułam jak siada obok mnie na kanapie, kiedy uniosłam wzrok zobaczyłam że schował twarz w dłoniach. Chyba wreszcie udało mi się osiągnąć to co zamierzałam, zamiast oceniać chociaż raz zastanawiał się nad swoim zachowaniem. Przysunęłam się do niego i położyłam brodę na jego ramieniu, chciałam żeby wiedział że jestem przy nim nie zależnie od tego jak beznadziejnie się czasem zachowuje.
-Jestem palantem- powiedział szorstko. -Chyba w końcu powinienem przeprosić go za to że oskarżałem go o wszystko co najgorsze mnie w życiu spotkało.
-On już ci to wybaczył.
Odwrócił się w moją stronę, był tak blisko że stykaliśmy się czołami, jego oczy znowu zrobiły się jaśniejsze, patrzył na mnie w taki sposób że nie umiałam określić o czym teraz myślał.
-Jesteś moim aniołem, wiesz o tym??-zapytał, ale nie pozwolił mi odpowiedzieć. Jego wargi dotknęły moich, a ja nie chciałam przerywać tego momentu żadnymi słowami, jednak kącik moich ust mimowolnie powędrował w górę. Dobrze było mieć go przy sobie kiedy miałam pewność że jest mój, i tylko mój.
Nagle drzwi wejściowe zostały otwarte z takim impetem że uderzyły w ścianę wydając tępe uderzenie. Oboje z Luke'iem momentalnie od siebie odskoczyliśmy, nie spodziewaliśmy się żadnych gości, a taka niezapowiedziana wizyta nie wróżyła niczego dobrego.
-No witam was moje wy gołąbeczki mam nadzieję że wam nie przeszkadzam.
Do salonu jak burza wpadł Max wymacując na oślep kijem bejsbolowym. Nie wyglądał tak jak go zapamiętałam, potargane włosy kilka centymetrów dłuższe niż kiedyś niedbale opadały mu na czoło, luźne ubrania wisiały na nim jak na szkielecie. Jednak nie to najbardziej przykuło moją uwagę, najbardziej ze wszystkiego zmieniły się jego oczy, gościła w nich czysta furia, bez grama choćby najmniejszych ludzkich uczuć. Luke wstał szybciej ode mnie widziałam jak mocno zacisnął pięści i napiął mięśnie całego ciała. Jednym susem przeskoczył kanapę i znalazł się dwa metry bliżej Max'a niż ja, nie miałam pojęcia co zamierza, sama też nie wiedziałam co mam zrobić. Mój mózg odmówił pracy na tak wysokich obrotach, nie umiałam racjonalnie ocenić sytuacji, ale wiedziałam że na pewno nie podoba mi się to że Luke jest tak blisko zagrożenia.
Max wymachiwał kijem we wszystkie strony uniemożliwiając zbliżenie się do niego na tyle żeby można go było obezwładnić.
-No co macie takie miny nie spodziewaliście się mnie??-zapytał z jadem. -No tak jasne w końcu nie jestem kimś na tyle ważnym żeby poinformować mnie o waszym ślubie prawda??
Uderzył w szafkę na której stały ramki ze zdjęciami, na podłogę posypało się szkło, a drewno jęknęło pod naporem jego kolejnych ciosów. Luke co chwilę zerkał na mnie ukosem, starając się nie stracić Max'a z pola widzenia, zastanawiałam się czy on jest bardziej przyzwyczajony do takich sytuacji i czy ma jakiś plan awaryjny. Chyba zgłupiałam, przecież nikt nie ma planu na nagłe wtargnięcie do domu wariata z kijem bejsbolowym. Najwyraźniej po prostu umiał lepiej kryć swoje emocje niż ja, ręce trzęsły mi się do tego stopnia że wsunęłam je między nogi żeby nie widzieć ich drgań, serce waliło mi jak oszalałe, a ja bałam się wziąć oddech.
-Spokojnie odłóż ten kij a obiecuje że nikomu nic się nie stanie.
Luke próbował przemówić mu do rozsądku, tak opanowanym głosem, że byłam pod wrażeniem tego jak dobrze potrafi się kontrolować, ja nie byłam w stanie nawet otworzyć ust.
-Lepiej się zamknij bo to tobie coś się dzisiaj stanie.
Wymierzył czubkiem kija prosto we mnie.
-Ale to po ciebie tutaj przyszedłem.
Ruszył powoli w moją stronę, ale Luke stanął między mną a nim, zasłaniając mnie swoim ciałem.
-Obiecałaś mi coś i nie dotrzymałaś słowa mała suko. Powiedziałaś że będziesz moja już na zawsze, a ja dopilnuje tego żeby tak było. Znosiłem wszystko co robiłaś, wybaczyłem ci to że jak dziwka się z nim przespałaś, ale z tym już koniec, teraz będziemy grać na moich zasadach czy ci się to podoba czy nie.
Roześmiał się szorstko, a jego śmiech odbijał się echem w mojej głowie. W niczym nie przypominał opiekuńczego mężczyzny którego kiedyś znałam, teraz był inny, zimny i wyrachowany. Wtedy byłam prawie pewna tego że nie jest w stanie nikogo skrzywdzić, ale teraz nie było żadnej możliwości zapanowania nad nim. Był jak zwierze napędzane popędem a nie rozumiem. Był zdolny do wszystkiego a ja nie miałam zamiaru ryzykować. Zamachnął się i kij o kilka centymetrów minął głowę Luke'a. Szybkim ruchem odkleiłam pistolet przyklejony od spodu stołu, Luke poukrywał broń w różnych strategicznych punktach domu, nie rozumiałam po co to robił, aż do teraz.
-Nie ruszaj się bo strzelę- zagroziłam celując prosto w głowę Max'a. Spojrzał na mnie przez chwile, nieco zdezorientowany. Czy on na prawdę myślał że będę takim łatwym łupem?? Czy myślał że jeśli zacznie mi grozić po prostu z nim pójdę?? Przecież to niedorzeczne, wziął nas z zaskoczenia i liczył na to że będziemy nieuzbrojeni. Skoro tak to nieźle się przeliczył, nie miałam zamiaru pozwolić mu na to żeby skrzywdził osobę którą kocham.
Stałam w bezruchu kiedy Luke przejął inicjatywę i wyjął mi broń z ręki, nie protestowałam, i tak nie czułam się na tyle silna żeby pociągnąć za spust.
-Jess, idź na górę ja to załatwię- powiedział spokojnym tonem nie spuszczając wzroku z celu. Nie drgnęłam, chyba nie byłam gotowa opuścić tego pomieszczenia, bałam się stracić kontrole.
-O nie nigdzie nie pójdziesz.
Max zrobił krok do przodu, ale Luke wciąż mierzył prosto w jego czoło, nie odważył się podejść bliżej. A jednak zostały mu resztki zdrowego rozsądku- przemknęło mi przez myśl, ale od razu skarciłam samą siebie, wciąż trzymał kij w rękach. Był zagrożeniem i musiałam to sobie zakodować.
-Jess- Luke warknął przez zęby. Moja obecność tutaj tylko pogarszała sprawę, może kiedy zniknę Max'owi z oczu opamięta się i zrozumie jaki błąd popełnił.
Powoli skierowałam się w stronę schodów, cały czas czułam na sobie jego wzrok, ścisnęło mnie w gardle i kiedy znalazłam się na pierwszym stopniu schodów odwróciłam się.
-Luke proszę cię nie zrób mu nic złego.
Sama nie rozumiałam dlaczego to powiedziałam, ale czułam że powinnam. Byłam coś winna Max'owi za to że tak dobrze opiekował się mną przez te kilka miesięcy kiedy było mi tak ciężko. Nie ważne że wtedy był innym człowiekiem, nie chciałam żeby cokolwiek mu się stało z mojego powodu.
Kiedy znalazłam się w sypialni nie mogłam zebrać myśli, bałam się o Luke'a, ale wiedziałam że panuje nad sytuacją. Starałam się nasłuchiwać, ale na dole panowała grobowa cisza. Sekundy ciągnęły mi się w nieskończoność, aż do momentu w którym usłyszałam potworny huk. Wystrzał. A po nim trzy kolejne. Później powróciła cisza, przez kilkanaście sekund słyszałam jedynie nierówne bicie mojego serca. Kiedy w drzwiach pojawił się Luke wpadłam mu w ramiona, przytulił mnie bez słowa i pogłaskał po głowie.
-Spokojnie on już cię nie skrzywdzi. Musiałem to zrobić, inaczej nie dałby nam spokoju, a ja nie mogę ryzykować twojego bezpieczeństwa.
Nic nie odpowiedziałam, nie umiałam. Przytuliłam się do niego mocniej, chciałam zapomnieć o całej rzeczywistości. Liczył się tylko on.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak jak obiecałam jest troszeczkę szybciej, mam nadzieję że się podoba.
Dziękuje za wszystkie komentarze, to dla mnie naprawdę wielka motywacja.
Całuski,
Jess

6 komentarzy:

  1. Znowu nie wiem co napisać kochana..cóż miałam się nie powtarzać ale trudno..jesteś NIESAMOWITA! <3 czekam z utęsknieniem na kolejny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże dziewczyno piszesz genialnie! Zakochałam się w tej historii. Oby Jess i dziecko przeżyli i razem z Lukiem stworzyli cudowną rodzinkę. Mam nadzieję, że jak zakończysz to opowiadanie to zaczniesz pisać nowe albo książkę. Na pewno będzie cudowna :*
    Buziaki SMILE :D

    OdpowiedzUsuń
  3. omg <3 jezu. dziękuję że dodałaś go tak szybko <3
    i tak przegapiłam, ale cri XD
    jejciu ♥
    jestem ciekawa kolejnego <3 bosko piszesz :3
    chciałabym tak jak ty, ale to pewnie ni możliwe ;((
    boje się, bo przecież Jess miała umrzeć albo jej dziecko. Jesteeem mega zaintrygowana tym co się dalej stanie :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana moja kiedy kolejny rozdział? 💜

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopiero w weekend. Przepraszam was ale mam tyle zajęć że prawie w ogóle nie ma mnie w domu.
      Dziękuję za cierpliwość.
      Całuski;***

      Usuń