Ten dzień wisiał nade mną jak wyrok od kilku miesięcy, przez cały ten czas starałam się jak najbardziej oddalać od siebie tą myśl, mimo to z tyłu głowy cały czas miałam tą świadomość że będę musiała pożegnać się z Luke'iem dużo szybciej niż bym tego chciała. Nie wiem czy można się do tego przygotować, czy można się przygotować do odejścia. Nie wiem jak inni radzą sobie w takich sytuacjach, ale ja byłam rozbita, psychicznie rozsypałam się na malusieńkie kawałeczki których chyba już nikt nie był w stanie poskładać. Ale nie to było najgorsze, najgorsze było granie, pokazywanie wszystkim jak bardzo wspaniałe jest moje życie, wstawanie każdego ranka z uśmiechem było chyba najtrudniejszą rolą w moim życiu. Jednak dziękowałam za to że los dał mi momenty wytchnienia, w postaci spotkań z Jai'em, tylko przy nim byłam sobą, tylko w jego towarzystwie niczego nie musiałam udawać, wiedział wszystko i wspierał mnie w moich decyzjach, pomimo tego że sam ich nie akceptował. Był wzorem przyjaciela, i chyba wzorem człowieka w ogóle, nie no może oprócz jednej jego cechy, łatwowierności. Nie mam pojęcia dlaczego on zawsze w ludziach widział tylko te najlepsze cechy, nigdy nie widział tego że oni mogą go skrzywdzić, był jak dziecko, które nie spodziewa się tego że ktoś może mieć wobec niego złe zamiary. I właśnie ta jego naiwność względem ludzi nie raz pakowała go w nie małe kłopoty, ale chyba właśnie za to go kochałam. Za to że nigdy nikogo nie skreślał, u niego każdy miał nielimitowaną liczbę szans. Po każdym dniu stawiał grubą kreskę i zaczynał wszystko od nowa, w dzisiejszych czasach niewielu ludzi to potrafi, większość chowa nawet najmniejsze urazy i potrafi wypomnieć je w najmniej spodziewanym momencie.
Ale nie umiałam się teraz skupić na rozwiązywaniu problemów egzystencjalnych świata. Nie spałam całą noc, wolałam spędzić ostatnie godziny na czymś bardziej produktywnym niż sen, no dobra, przez cały ten czas patrzyłam na Luke'a który tak spokojnie spał przy moim boku, chyba starałam się wryć sobie w pamięć jego portret tak mocno żebym pamiętała go pomimo tego że moje serce przestanie już bić. Chociaż cały czas wątpiłam w to że cokolwiek mogło by mi go wyrwać z pamięci, napajałam się tym perfekcyjnym momentem. Prawdopodobnie była to dla niego ostatnia tak spokojna noc, od jutra wszystko miało się zmienić, jego życie miało wywrócić się do góry nogami, miał zostać samotnym ojcem, trochę się tego bałam, w końcu zostawiałam go z wszystkimi obowiązkami zupełnie samego, biorąc pod uwagę że on nie miał żadnego doświadczenia z małymi dziećmi wróżyło to nie małą katastrofę. Ale byłam dobrej myśli, Luke od zawsze radził sobie z każdym wyzwaniem stawianym mu przez życie, więc nie miałam najmniejszych wątpliwości że i z tym sobie poradzi. Mimo wszystko poprosiłam Jai'a o pomoc, przynajmniej w pierwszych tygodniach on i Kate mieli opiekować się i maleństwem i jego tatusiem. To była forma małego zabezpieczenia, nie bałam się że Luke będzie złym ojcem, bo nie znałam faceta który lepiej sprawił by się w tej roli, bardziej martwiłam się o niego. Jego reakcji na moją śmierć nie byłam w stanie przewidzieć, rozpatrywałam kilkadziesiąt wersji wydarzeń i zdecydowanie najgorsza była ta że z chęci zapomnienia on wróci do narkotyków, dopóki tutaj byłam mogłam zawsze go pilnować, ale to się miało zmienić, miałam stracić nad nim jakąkolwiek kontrolę, i chyba to przerażało mnie w tym wszystkim najbardziej. Bezpowrotnie stracę możliwość wpływania na jego życie i jego decyzję.
Przejechałam opuszkami palców od jego policzka, przez linię szczęki, szyję, ramię aż do jego palców. Uśmiechnął się przez sen i zbliżył do mnie, nawet kiedy tego nie kontrolował chciał być jak najbliżej mnie. Nie mogłam wytrzymać to zabijało mnie od środka, wstałam delikatnie pilnując żeby się nie obudził. Musiałam wyjść ochłonąć, inaczej zaczęłabym wyć z rozpaczy zaraz przy jego boku. Zeszłam na dół i wyszłam przed dom, nie chciałam żeby przypadkiem mógł mnie usłyszeć, nie wiem jak ale zawsze wyczuwał to że czułam się gorzej. Nie miałam zamiaru się kontrolować, wolałam teraz wyrzucić z siebie wszystko niż rozkleić się w obecności Luke'a. Zaczęłam płakać tak bardzo że całe moje ciało zaczęło się trząść, pozwalałam nagromadzonym emocjom po prostu ze mnie wyjść, nie myślałam nad tym wszystkim po prostu płakałam i tyle. Tylko tyle a raczej aż tyle.
Głębszy oddech zaczerpnęłam dopiero po jakiś dwudziestu minutach, byłam zupełnie wyczerpana i bezsilna. Uchyliłam wejściowe drzwi, musiałam się upewnić czy Luke przypadkiem się nie obudził, ale w środku panowała kompletna cisza. Odetchnęłam z ulgą i na palcach ruszyłam w stronę kuchni, nie mogłam zaniedbywać moich obowiązków, chociaż robienie śniadania dla Luka było dla mnie raczej przyjemnością niż obowiązkiem. Od kąt znalazł pracę w warsztacie samochodowym, przestałam się martwić przynajmniej o to że wplącze się w jakieś kłopoty. Nie mogłam uwierzyć w to że stał się taki odpowiedzialny, zmienił się, chociaż właściwie oboje się zmieniliśmy. W końcu niewiele par z naszym stażem związku może się pochwalić tym że przeszło tyle co my, to nas umocniło, to co się między nami narodziło pozwoliło nam znaleźć się wtedy kiedy wszystko inne w naszym życiu legło w gruzach.
Gotowanie pozwoliło mi na chwile przestać myśleć nad tym że ten dzień jest zupełnie inny od wszystkich. Można powiedzieć że teraz nasze życie było nudne, ale wcale tak nie było, codzienność z właściwą osobą może być na prawdę niezwykła i moja właśnie taka była. Usłyszałam kroki na schodach, ale nie odwróciłam się w jego stronę. Złapał mnie za biodra i przyciągnął do siebie a jego wargi dotknęły mojej szyi, przez co przeszył mnie prąd, nie mogłam uwierzyć w to że moje ciało wciąż reagowało na jego bliskość tak jak za pierwszym razem. To było fascynujące że nie mogłam się go nasycić.
-Dzień dobry żono- powiedział wciąż zaspanym głosem. -Obudził mnie jakiś nieziemski zapach i przypomniałem sobie że jestem śmiertelnie głodny.
Roześmiałam się i przełożyłam jedzenie na talerz, odwróciłam się w jego stronę i podałam mu go.
-Proszę, zadbałam o to żebyś nie musiał iść do pracy głodny.
Nasze oczy się spotkały i na jego ustach zagościł zadziorny uśmieszek. Odłożył talerz na blat i przyciągnął mnie z podejrzanym wyrazem twarzy.
-Ktoś to się chyba nie przywitał ze mną jak należy.
Przyciągnął mnie za rękę i złożył na moich ustach przeciągły pocałunek. Kiedy poczułam jego smak zakręciło mi się w głowie. To jeden z naszych ostatnich pocałunków. Odgoniłam od siebie tą myśl i cały czas starałam się uśmiechać. Położył obie dłonie na moim brzuchu i patrzył na niego z taką troską że coś zakuło mnie w żołądku.
-A jak tam junior??
-Chyba ćwiczy akrobatykę bo całą noc się wierci. -Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, mogłabym na to zrzucić całonocną bezsenność, ale najwyraźniej Luke nie zauważył moich podkrążonych oczu. Przynajmniej tyle, jedno zmartwienie mniej dla niego.
-Ej młody -starał się przybrać surowy ton głosu, ale nie mógł powstrzymać się od śmiechu. - Nie wolno ci tak znęcać się nad mamą. -Podniósł wzrok i nasze oczy się spotkały. -Tylko mi można sprawiać że nie śpi w nocy.
Roześmiałam się wiedząc co ma na myśli, co prawda nie kochaliśmy się od czasu kiedy zaszłam w ciąże, oboje wiedzieliśmy że mój stan na to nie pozwala. Luke wiedział że moja ciąża nie przebiega tak jak wszystkie inne, po prostu nie wtajemniczałam go we wszystkie szczegóły, a przynajmniej tak to sobie tłumaczyłam.
-Dlaczego uważasz że to chłopiec??-postawiłam na szybką zmianę tematu, wolałam unikać wszystkiego co mogło sprawić że się rozkleję.
-Mam nosa uwierz mi, to tak zwana ojcowska intuicja.
Zdziwiła mnie lekkość z jaką to wypowiedział, nie planowaliśmy dziecka, a on dużo szybciej niż ja oswoił się z myślą że będziemy rodzicami. Uwielbiałam to, uwielbiałam patrzeć na to jak bardzo się z tego cieszył.
-Mhm jasne -mruknęłam. - ty i ta twoja intuicja.
-Nie wierzysz mi??- zapytał udając oburzonego.
-No jasne że nie akurat w takich sprawach to ty nie masz wyczucia.
Roześmiał się i pokręcił głową.
-Jeszcze się przekonamy kto tu nie ma wyczucia.
Złączył nasze usta w przeciągłym niespiesznym pocałunku, musiałam się powstrzymywać żeby nie wsunąć palców w jego włosy i nie zmusić do tego żeby pocałował mnie tak żebym znowu zapomniała o wszystkim. Ale nie mogłam pozwolić sobie na chwile zapomnienia, nie teraz, nie dzisiaj.
-Jedz śniadanie bo znowu spóźnisz się do pracy.
Jęknął i odsunął się ode mnie, wiedział że mam rację i nie ma sensu się ze mną kłócić, nauczył się już że w niektórych przypadkach bezpieczniej jest kiedy mi ulega.
-Twój szef i tak jest względem ciebie wyjątkowo wyrozumiały ale uwierz mi że każdy ma jakieś granice wytrzymałości.
Usiadłam naprzeciwko niego przy stole. Zaczął jeść swoje tosty ale jego spojrzenie co chwile lądowało na mnie. Rozbawiło mnie to że za każdym razem kiedy się pochylał loki lądowały mu na oczach, przeczesywał je z irytacją, ale sytuacja wciąż się powtarzała.
-Wiesz co chyba powinieneś pójść do fryzjera- zaśmiałam się kiedy kolejny raz odsunął włosy z oczu.
Nic nie odpowiedział, przechylił tylko głowę przyglądając mi się uważnie, miałam wrażenie że śledzi każdy mój oddech. Jeden kącik jego ust powędrował ku górze. Miałam tego dość, musiałam wiedzieć o co mu chodzi.
-Dlaczego tak mi się przyglądasz- wypaliłam wreszcie nie mogąc znieść jego spojrzenia przewiercającego mnie na wylot.
-Po prostu nie mogę w to uwierzyć.
Zmarszczyłam brwi nie wiedząc o czym mówi, ale najwyraźniej tylko bardziej go rozbawiłam. To zaczynało być denerwujące. Albo zaraz powie mi o co mu chodzi, albo zrobię mu krzywdę.
-Ale w co??
Zagryzł dolną wargę i odsunął na bok talerz.
-W to że to robimy, że jesteśmy małżeństwem z dzieckiem w drodze, że robisz mi rano śniadanie i czekasz na mnie kiedy wrócę z pracy. -Teraz to ja przygryzłam wargę i wbiłam wzrok w blat stołu. Złapał moje dłonie i nie kontynuował dopóki na niego nie spojrzałam. - Zanim się pojawiłaś nie wiedziałam nawet że chce takiego życia, ba ja byłem pewien że tego nie chce, a teraz nie jestem w stanie wyobrazić sobie że mogłoby być inaczej, że mógłbym nie być z tobą. -Pociągnął mnie do siebie tak że wylądowałam na jego kolanach. Przytulił się do mnie mocno po czym jego wargi musnęły mój obojczyk. To było ledwie wyczuwalne, ale moje serce zupełnie zwariowało. -Dziękuje ci kochanie- wyszeptał wciąż się we mnie wtulając, dziękuję że otworzyłaś mi oczy i że we mnie nie zwątpiłaś, nawet wtedy kiedy wszyscy inni to zrobili.
Splótł palce naszych dłoni i wtulił głowę w moją szyję.
-Wciąż męczy mnie to ile razy cię zraniłem, ile razy okazałem się kompletnym dupkiem i doprowadziłem cię do płaczu. Ale obiecuje że ci to wynagrodzę, obiecuję że będę ci to wynagradzał każdego dnia aż do śmierci, bo dałaś mi coś niesamowitego.
Zamknęłam oczy starając się odgonić uporczywie napływające do nich łzy. Teraz toczyłam walkę sama ze sobą, jego słowa były niezwykłe, takie piękne i szczere, wiedziałam o tym że jest ze mną szczery i to raniło mnie jeszcze bardziej. Zasługiwał na szczerość też z mojej strony, w końcu miał prawo wiedzieć że to koniec. Wzięłam głęboki oddech i podjęłam decyzję, nie będę egoistką i pozwolę mu na jeszcze jeden dzień normalności. Może i chciałam trochę chronić siebie, bo jego reakcji na taką wiadomość nie byłam w stanie przewidzieć, ale przede wszystkim chodziło mi o to żeby nie musiał brać w tym udziału , żeby nie musiał na to wszytko patrzeć. Dużo łatwiej będzie mu się ze mną pożegnać jeżeli nie będzie wiedział że to nasze ostateczne pożegnanie.
Złapałam go za podbródek i zmusiłam do tego żeby spojrzał mi w oczy, jego tęczówki były, jasne, pogodne. Dlaczego musiał mi tak bardzo utrudniać zadanie.
-Kocham cię Luke -wyszeptałam, tylko tyle byłam w stanie zrobić.
Uśmiechnął się i zbliżył usta do moich, tak że dzieliło je tylko kilka milimetrów. Wciąż patrzyliśmy sobie w oczy.
-Jestem cholernym szczęściarzem że cię mam.
Jego głos wyrwał mi serce z piersi, od dawna należało do niego, ale teraz po prostu je ode mnie wziął. Kiedy nasze usta się spotkały nie dałam rady powstrzymać łez które spłynęły po moich policzkach. Luke spojrzał na mnie zdezorientowany i kciukami starł z moich policzków ślady słabości. Uśmiechnęłam się, nie chciałam sprawiać mu przykrości, to ostatnia rzecz jaką chciałam żeby zapamiętał, jego ostatnim wspomnieniem o mnie nie mogła być moja załzawiona twarz.
Pocałowałam go, z początku był zdziwiony, ale później zaczął odwzajemniać mój pocałunek. Tym razem moje ciało zupełnie inaczej zareagowało na jego bliskość, cała się spięłam i nie umiałam skupić się na niczym konkretnym. Wszystko mieszało mi się w głowie. Musiałam to przerwać zanim to pójdzie za daleko i powiem coś czego nie chce powiedzieć.
-Masz iść do pracy pamiętasz.
Wstałam z jego kolan zanim zdążył zaprotestować i pociągnęłam go za ręce. Kiedy stanął przede mną nasze usta znowu się spotkały, jednak tym razem pocałunek był bardziej powierzchowny.
-Ty nigdy nie dajesz za wygraną??
Bardziej stwierdził niż zapytał więc nie miałam zamiaru na to odpowiadać.
-Na pewno nie chcesz żebym dzisiaj został tutaj z tobą??
Nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo kusząca i zarazem nie możliwa do zrealizowania była jego propozycja. Poczułam rosnącą kulę w gardle która stawała się coraz większa wraz ze zbliżaniem się najtrudniejszego momentu. Jak miałam się z nim pożegnać, jak miałam go zostawić skoro nie zdążyłam się nim nawet nacieszyć, nie zdążyłam przyzwyczaić się do noszenia jego nazwiska, do mieszkania pod jednym dachem i wspólnego życia. Chciałam żeby ten moment jak najszybciej się skończył a za razem trwał jak najdłużej. Dlaczego ja musiałam być taka niezdecydowana.
Wtuliłam się w niego z całej siły, chciałam zniknąć, chciałam przeniknąć w jego wnętrze i już nigdy nie musieć się z nim rozstawać. Oczy znów zapiekły mnie od łez kiedy poczułam że pocałował czubek mojej głowy, a jego dłonie opiekuńczo wodziły po moich ramionach. Nie wiedział co się dzieje, a mimo to chciał żebym czuła że jest ze mną. Zawsze był, i od pewnego czasu wierzyłam w to że zawsze będzie. To dziwne uczucie mieć względem kogoś taką zupełną pewność. Ja ją miałam. Zamrugałam kilkakrotnie kiedy odsunął mnie od siebie na tyle żeby móc spojrzeć mi w oczy. Mogłabym przysiąc że na chwilę straciłam kontrolę nad własnym ciałem. Mógł zrobić ze mną co chciał. Należałam do niego.
-Praca, pamiętasz?? -wycedziłam przez zęby. Bardziej niż jemu chciałam przypomnieć o tym sobie, niektórych pożegnań nie należało nadmiernie przeciągać, bo to powodowało tylko większy ból. Nienawidziłam siebie, nienawidziłam się za tą decyzję, a raczej za to że teraz muszę być przez nią silna.
Przewrócił oczami i uśmiechnął się zalotnie. Jak on mógł mi to robić?? Jak mógł sprawiać że moje serce szalało?? Nie to nie była jego wina, to ja nie powinnam pozwalać sobie na taka reakcję.
-Dobra poddaję się.
Puścił mnie z nieukrywaną niechęcią. Nie lubił mnie zostawiać, a ja nie lubiłam być sama.
-Wiesz że im szybciej wyjdziesz tym szybciej wrócisz??
Starałam się podejść go podstępem, modliłam się żeby uśmiech na mojej twarzy wyglądał na bardziej szczery niż w moim odczuciu.
Najwyraźniej tak właśnie było, bo Luke złapał kluczyki do samochodu i stanął w drzwiach wyjściowych. Na prawdę niczego nie podejrzewał?? Mógł tak po prostu nie zauważyć że ja właśnie w tym momencie umieram od środka?? Ale to dobrze, o to właśnie mi chodziło, nie po to udawałam przed nim przez tak długi czas żeby teraz domyślił się że coś jest nie tak. Zaczynałam działać sama wbrew sobie, a to mi się nie podobało.
-Ale ostrzegam cię kochanie że będę z powrotem zanim zdążysz się stęsknić.
-Tylko że ja już za tobą tęsknie- wyrwało mi się zanim zdążyłam to skonsultować z mózgiem.
Posłał mi tak zniewalający uśmiech że serce łomotało mi w piersi chcąc się wyrwać do swojego właściciela. Nogi zupełnie odmówiły mi posłuszeństwa, przytrzymałam się blatu, nie byłam pewna czy dam radę ustać samodzielnie.
-Ja za tobą też skarbie- powiedział miękko i zatrzasnął za sobą drzwi.
I to tyle.
Koniec.
Po prostu zamknął za sobą drzwi i opuścił moje życie raz na zawsze. Sama nie umiałam określić tego jak się czuje. Przygniatał mnie ciężar który utrudniał mi oddychanie i poruszanie się. Stałam w zupełnym bezruchu , ze wzrokiem wbitym w podłogę. Bałam się że każdy chociaż najdrobniejszy ruch spowoduje falę bólu nad którą nie będę w stanie zapanować. Starałam się chronić moje serce które i tak już było w kawałkach przed zupełnym rozpadem.
Właśnie w tym momencie zauważyłam drugie śniadanie które mu przygotowałam wciąż leżące na kuchennym blacie. Moja reakcja była natychmiastowa, wybiegłam przed dom. Stał na podjeździe opierając się o samochód, zupełnie jakby właśnie na to czekał. Nie musiałam nic mówić, w kilku krokach znalazł się tuż przede mną. Słowo daję, że mogłabym utonąć w tych jego czekoladowych oczach, zatraciła bym się w nich i już nigdy nie odzyskała kontaktu z rzeczywistością.
-Chyba czegoś zapomniałeś.
Pomachałam mu przed oczami pakunkiem z jedzeniem. Wziął go ode mnie z nierozszyfrowanym wyrazem twarzy. Nie rozumiałam dlaczego nic nie mówi, tak bardzo chciałam jeszcze usłyszeć jego głos. Znienacka jego usta przywarły do moich z taką siłą i zachłannością że brakło mi tchu. Przez mój umysł przestały przemykać myśli, stał się zupełnie pusty, skupiając się tylko na tym jednym momencie. Moim małym ułamku wieczności.
-Zrobiłem to specjalnie-wyszeptał patrząc mi głęboko w oczy i delikatnie oblizał wargi. -Chciałem jeszcze raz poczuć twój smak. Wplotłam palce w jego włosy i przyciągnęłam go do siebie, nie byłam pewna co mam mu powiedzieć, nie byłam pewna czy w ogóle byłabym w stanie wydobyć z siebie jakiekolwiek słowo. Ale to było dobre pożegnanie, taki pocałunek był na to najlepszym sposobem. Bez słów zapewnialiśmy się o tym co czujemy, niczego więcej nie było trzeba.
Przez całą drogę do szpitala Jai nie odezwał się nawet słowem, rozumiał że potrzebowałam odrobiny czasu na poukładanie sobie tego wszystkiego w głowie. Kiedy do mnie przyjechał płakałam tak bardzo że nie byłam w stanie mówić, rozstanie z Luke'iem okazało się być milion razy trudniejsze niż się tego spodziewałam, wiedziałam że nie będzie łatwo, ale to co się stało zupełnie mnie zniszczyło. Czułam pustkę, ale nie taką zwyczajną, ta była dużo gorsza, rozrywała mnie od środka, przejmując władzę nad moim ciałem. Byłam zupełnie pusta, bez niego nie zostało mi już nic, zmuszałam się do tego żeby oddychać mimo że każdy kolejny oddech wypełniał moje płuca dawką ognia. Wyrzuty sumienia były nie do zniesienia, zostawiałam go samego ze wszystkim tym z czym mieliśmy sobie radzić razem. Nasze ''na zawsze'' było dużo za krótkie. Mój umysł nasuwał mi kolejne obrazy wspólnych chwil, wszystkiego tego co przeżyliśmy razem. Słyszałam o tym że przed śmiercią przelatuje ci przed oczami całe życie, ale nigdy nie sądziłam że jest to aż tak dosłowne. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to że moje wspomnienia zaczynały się dopiero od momentu pierwszego spotkania a nim, od momentu kiedy pierwszy raz spojrzałam w jego oczy i zdałam sobie sprawę z tego że już nigdy w życiu ich nie zapomnę, że wryły się w moją pamięć tak głęboko jak najpiękniejsze momenty które zachowujemy w pamięci po to żeby zawsze móc do nich wrócić. Wtedy mnie to przerażało, uzależniałam się od niego nawet nie zdając sobie do końca sprawy z tego co ja najlepszego zrobiłam. Teraz byłam tego w pełni świadoma. Byłam świadoma tego że moje życie zaczęło się dokładnie wtedy kiedy on stanął na mojej drodze. Wpuściłam go do mojego życia i pozwoliłam żeby nadał mu sens. I nie żałuje, niczego nie żałuje.
Zamknęłam oczy i uśmiechnęłam się sama do siebie. Nagle ogarnęła mnie fala spokoju, wszystko było takie jakie miało być, wszystko było na swoim miejscu. Zupełnie przestało się liczyć to że tak mało czasu było nam dane spędzić razem, nie ważne było to że musiałam odejść. Liczyło się tylko to że mieliśmy siebie, przez tak krótki czas znaleźliśmy w sobie wszystko to czego szukaliśmy w tym wszechświecie. Wszystko było na swoim miejscu, a ja tylko musiałam uwierzyć że tak właśnie jest.
Samochód się zatrzymał, otworzyłam oczy i rozejrzałam się po okolicy. Byliśmy na parkingu pod szpitalem. Jai złapał mnie za rękę zwracając moją uwagę na swoją osobę. Miał tak niepewną minę że miałam ochotę go przytulić i powiedzieć żeby tak się nie przejmował, ja na prawdę wiedziałam co robię, i chyba pierwszy raz w życiu byłam tak pewna swojej decyzji.
-Gotowa??-zapytał, a głos drżał mu do tego stopnia że zastanawiałam się czy zaraz nie zacznie płakać. Miałam nadzieję że tego nie zrobi, bo wtedy i ja dałabym upust swoim emocjom.
-Tak jestem gotowa- odpowiedziałam entuzjastycznie.
Uśmiechnął się krzywo, chyba nie do końca wierzył w to że na prawdę tak dobrze to znoszę, właściwie nie dziwiłam się mu, jeszcze kilka minut temu płakałam tak mocno że nie mogłam złapać oddechu. Teraz było inaczej.
-Jai posłuchaj mnie, wiem że się martwisz i uwierz mi ja też, ale to dziecko jest najwspanialszą rzeczą jaka mnie w życiu spotkała. To dowód na to co łączyło mnie z Luke'iem. A gdyby nie ta choroba pewnie wciąż siedziałabym w Australii z mężczyzną który kamuflował to że jest furiatem. Wszystko dzieje się z jakiegoś powodu, rozumiesz?? -Popatrzyłam mu w oczy, tak bardzo chciałam go przekonać do tego żeby spojrzał na to tak samo jak ja, żeby uwierzył że to wszystko to dar a nie kara.
Czekałam na jego odpowiedź, ale nadaremno, wysiadł z samochodu i otworzył mi drzwi. Nie wiedziałam co mam myśleć o jego reakcji. Złapał mnie za ramie i odprowadził do szpitala. Czyli teraz był na mnie zły, przecież nie miał powodu, nie zrobiłam nic co mogłoby spowodować taką jego reakcję. Skoro miał nie tolerować moich wyborów i utrudniać mi i tak jedną z najtrudniejszych sytuacji mojego życia mógł mi o tym wcześniej powiedzieć, poradziła bym sobie bez niego.
Odwrócił się w moją stronę dopiero kiedy byliśmy pod salą, miał zamknięte oczy i ściągnięte brwi.
-Przepraszam cię Jess- powiedział łagodnie. Spojrzał na mnie i rysy jego twarzy nieco złagodniały. Chciałam żeby mówił, żeby powiedział co tak go zdenerwowało że nie mógł nawet na mnie patrzeć.-Przepraszam że nie umiem patrzeć na to tak jak ty, że nie umiem cieszyć się z tego że umierasz. Uwierz mi że patrzenie na to jak się teraz uśmiechach jest cholernie trudne, bo wiem że już nigdy tego nie zobaczę, że nie będę miał się komu zwierzać, że nie będę miał być dla kogo przyjacielem, nie umiem wyobrazić sobie świata bez ciebie a wiem że dla Luke'a będzie to jeszcze trudniejsze, nie wiem jak on się po tym pozbiera rozumiesz?? Nie wiem jak mu wszyscy się po tym pozbieramy.
Zamurowało mnie, jego słowa były tak prawdziwe że to aż bolało, cały czas byłam egoistką, myślałam tylko o tym jak ciężko jest mi się pożegnać z Luke'iem, ale nawet nie pomyślałam o tym jak ciężko będzie im wszystkim wtedy jak mnie zabraknie, chyba nawet nie chciałam o tym myśleć, to spowodowało by tylko że chciałabym tu zostać, a to nie było możliwe.
-Ale wybrałaś mnie żebym był tutaj z tobą, i będę, będę przy tobie aż do samego końca.
Nie wytrzymałam przytuliłam się do niego z całej siły chcąc zapomnieć o tym co właśnie powiedział, pogłaskał mnie po plecach.
-Kocham cię Jess- wyszeptał tak cicho że ledwie zdołałam to usłyszeć.
-Też cię kocham Jai jesteś najlepszym przyjacielem o jakim mogłabym marzyć.
Czułam że się roześmiał.
-Nieprawda to ty jesteś najlepszą przyjaciółką, gdyby nie ty już dawno by mnie tutaj nie było.
Uśmiechnęłam się i wtuliłam w niego jeszcze mocniej. Miałam na prawdę dobre życie, właśnie w tym dniu zdałam sobie z tego sprawę. Na końcu liczyło się tylko to że miałam osoby którym na prawdę na mnie zależało. Kochałam i byłam kochana, a w końcu tylko to się liczy.
Odsunął mnie od siebie i spojrzał nade mną w stronę drzwi, podążyłam za jego spojrzeniem, w drzwiach sali stał lekarz z przepraszającym wyrazem twarzy.
-Już czas -zawyrokował.
Wzięłam głęboki oddech i znów spojrzałam w oczy Jai'a, nie było w nich ani śladu żalu. Był tutaj ze mną, dla mnie.
-Idź już -potarł moje ramię dłonią i uśmiechnął się ciepło. Sama jego obecność tutaj dodawała mi odwagi. Kiedy przekroczyłam próg odwróciłam się w jego stronę, będzie mi go brakowało, naszych szczerych rozmów, mojego wyciągania go z kłopotów, ale przede wszystkim tego jego nieziemskiego uśmiechu którym potrafił poprawić nawet najgorszy dzień w moim życiu.
-Żegnaj Jai- powiedziałam mimo że przez zaciśnięte gardło ciężko mi było mówić. Uśmiechnął się tak że jego uśmiech rozpromienił cały korytarz, ale nawet to nie odwróciło mojej uwagi od łez w jego oczach.
-Do zobaczenia Jess.
Nie oderwałam od niego wzroku do momentu aż zamknęły się drzwi.
-Jest pani gotowa??-zapytał lekarz, ale jego głos ledwie do mnie docierał. Pokiwałam głową, bo nie wiedziałam czy mój głos jest na tyle silny żebym mogła powiedzieć to na głos. Beznamiętnie wykonywałam każde jego polecenie, moje myśli były daleko od ciała, towarzyszył Luke'owi, zdawałam sobie sprawę z tego że Jai zaraz do niego zadzwoni i zburzy jego życie, ale tak miało być, tak musiało być.
-Teraz zrobię pani zastrzyk, w ciągu kilku sekund pani zaśnie. Możemy zaczynać??
-Tak -odpowiedziałam bez cienia wątpliwości.
Skupiłam się na tym jak wbijał igłę pod moją skórę, nie chciałam patrzeć na niego i widzieć współczucia na jego twarzy, nie potrzebowałam go. Przeźroczysty płyn powoli mieszał się z moją krwią, poczułam się senna. Zamknęłam oczy i przywołałam w myślach portret jedynej miłości mojego życia. Uśmiechnęłam się wiedząc że będzie on moim ostatnim wspomnieniem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~Luke~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Pędziłem do szpitala jak oszalały nie zwracając uwagi na ograniczenia prędkości. Odkąd Jai zadzwonił do mnie kilka minut temu z informacją że jest z Jess w szpitalu nie mogłem pozbierać myśli. Wiedziałem że termin jej porodu zbliża się wielkimi krokami, więc mówiłem jej że gdyby tylko poczuła że coś się dzieje ma do mnie dzwonić, ale tego nie zrobiła, w zamian za to zadzwoniła do Jai'a. Znowu. Wściekłość mieszała się we mnie ze strachem, bałem się o nią i o dziecko, chciałem być tam jak najszybciej.
Wbiegłem do szpitala, nie do końca zdając sobie sprawę z tego co tak właściwie miałem robić. Zaraz przy wejściu czekał na mnie Jai, w pierwszym odruchu chciałem mu przywalić, ale jego zmartwiona mina mnie powstrzymała, coś musiało się dziać.
-Co jest do cholery??-zapytałem go, ale tylko spuścił wzrok. Nie no tego już za wiele jak zaraz nie zacznie gadać zabije go, i to na oczach świadków. -Gadaj do cholery bo nie ręcze za siebie.
Złapałem go za ramiona i potrząsnąłem nim, jeśli zaraz czegoś nie powie rozwalę mu łeb, przysięgam.
-Jess ma cesarskie cięcie, zaprowadzę cię tam.
Starałem się o niczym nie myśleć i nie mnożyć czarnych scenariuszy, po prostu za nim poszedłem.
Czekaliśmy już dwie godziny, nie mogłem zrozumieć dlaczego to tyle trwa, samo czekanie nie było najgorsze, dużo gorszy był brak jakichkolwiek informacji, czułem się pominięty, wykluczony z życia mojej żony i mojego dziecka. Złość na Jai'a jakoś mi przeszła teraz byłem mu wdzięczny za to że tutaj jest, pomimo że nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa dobrze było wiedzieć że nie zostawił mnie z tym wszystkim samego.
Wstaliśmy równocześnie kiedy drzwi się otworzyły i wyszedł z nich lekarz. Ciężko było cokolwiek stwierdzić po jego minie, nigdy nie potrafiłem rozszyfrowywać tego jakie wiadomości przynoszą.
-Który z panów jest ojcem??-zapytał zupełnie bezbarwnym głosem.
-Ja- niemal krzyknąłem, panowanie nad tonem głosu w takich sytuacjach nie było możliwe.
-Ma pan piękną zdrową córeczkę, myślę że za jakieś dwie godziny będzie mógł się pan z nią poznać.
Jego słowa docierały do mnie z opóźnieniem, zastałem ojcem. Naprawdę ZOSTAŁEM OJCEM. Byłem tak szczęśliwy że nie panowałem na sobą, przytuliłem Jai'a i wiedziałem że on też dzieli ze mną tą radość. Wszystko się we mnie zmieniło w jednej sekundzie, jakby to maleństwo którego nawet jeszcze nie widziałem sprawiło że wszystko stało się lepsze, prostsze. Chciałem się zobaczyć z Jess, chciałem jej podziękować za najbardziej niesamowite uczucie w moim życiu.
-A co z moją żoną??-Zapytałem odwracając się twarzą w stronę lekarza. Wbił wzrok w swoje dłonie i spochmurniał. O nie, to nie znaczyło nic dobrego.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wiem zawaliłam i macie prawo mnie zabić. No ale mam nadzieję że przynajmniej wam się podoba. Napiszcie co sądzicie.
Kocham was;***
Jess