-Jai jeżeli zaraz nie przyśpieszysz to obiecuje ci że wysiądę z tego samochodu, wyciągnę cię z niego siłą i sama tam pojadę - wycedziłam przez zęby. Byłam na niego zła, nie ja byłam na niego wściekła dobrze znałam możliwości tego samochodu i wiedziałam że nie jest on stworzony do jazdy zgodnie z przepisami. W umiejętności kierowcy też nie miałam jak wątpić, zbyt wiele razy widziałam go w wyścigach, a więc postanowił zrobić mi na złość, specjalnie chciał utrudnić mi życie. Tylko po co miałby to robić. Logiczne myślenie powoli do mnie wracało, to że do tej pory zachowywałam się jak furiatka nie znaczyło że nie umiałam poprawnie ocenić sytuacji. Zwyczajnie się na nim wyżywałam, wiedziałam że cała ta sytuacja jest tylko i wyłącznie moją winą, i starałam się chociaż część tego poczucia winy przerzucić na kogoś innego, ale kiedy zdałam sobie sprawę z tego że oskarżam niewinną osobę, w dodatku jest to mój jedyny przyjaciel poczułam się jeszcze gorzej. Nie mogłam uwierzyć że mój mózg znowu to robił, czy ja naprawdę byłam aż tak słaba psychicznie że miałam sobie z tym nie poradzić?? Przecież i tak radziłam sobie ze świadomością tego że za kilka miesięcy umrę, a miałam się załamać przez coś takiego.
-Przepraszam -wyszeptałam. -Ale nie mógłbyś chociaż spróbować jechać szybciej-zabrzmiało to jak żałosne błaganie, ale nie dbałam o to co on sobie o mnie pomyśli. Zawsze był jedyną osobą przy której nie musiałam niczego ukrywać, właśnie dlatego tak bardzo ceniłam sobie jego przyjaźń.
Wsunęłam palce we włosy i zaczęłam płakać, emocje przechodziły przeze mnie jak fale, nie umiałam nad tym zapanować, między wściekłością a rozpaczą była tak cienka granica, że nie zdawałam sobie nawet sprawy z tego kiedy ją przekroczyłam.
Poczułam że Jai zatrzymuje samochód i podniosłam wzrok zdezorientowana.
-Co się stało?? Dlaczego się zatrzymujemy?? Dlaczego nie jedziemy??- rozglądałam się wokół, ale łzy prawie zupełnie przesłoniły mi widoczność. - Dlaczego do cholery nie jedziemy??-wykrzyczałam w stronę Jai'a. Znowu czułam narastającą wściekłość, czy on nie potrafił zrozumieć tego że ja chciałam być teraz przy Luke'u, musiałam przy nim być, przynajmniej ten jeden raz nie chciałam go zawieść.
-Jessica!!!-słyszałam że Jai mnie woła, ale jego głos docierał do mnie jakby z pod wody, wydawało mi się że dzielą nas tysiące kilometrów i nawet gdybym bardzo chciała nie mogłam nawiązać z nim żadnego kontaktu.
-Jessica uspokój się i popatrz na mnie. Słyszysz popatrz na mnie.
Wykonałam jego polecenie, nawet nie zdając sobie sprawy z tego że wykonuje jakiekolwiek ruchy, czułam się zupełnie odłączona od ciała, jakby ono miało swój własny rozum i decydowało za mnie o każdym ruchu. Oczy Jai'a były spokojne, zupełnie niewzruszone jak dwie latarnie które pozwoliły mi obrać odpowiedni kierunek. Chyba wyczuł że odzyskałam kontakt z rzeczywistością, bo rozluźnił nieco uścisk dłoni które trzymał na moich policzkach.
-Nigdzie nie pojedziemy dopóki się nie uspokoisz.
Z całej siły zagryzłam wargi, nie umiałam powstrzymać się od płaczu, to było silniejsze ode mnie.
-Ty nic nie rozumiesz Jai- powiedziałam z wyrzutem.- To wszystko moja wina, to przeze mnie on miał wypadek, byłam głupia że w ogóle do niego poszłam, powinnam trzymać się od niego z daleka, wtedy przynajmniej byłby bezpieczny. -Na jednym wydechu wypowiedziałam wszystko co leżało mi na sercu, miałam tak ogromne poczucie winy, że czułam jak przyciąga mnie ono do ziemi. Nie ma na świecie gorszego uczucia niż to kiedy komuś kogo kochasz nad życie dzieje się krzywda i to z twojego powodu.
-Nie wolno ci tak mówić ja ci na to nie pozwalam, to nie była niczyja wina a już na pewno nie twoja. Powiedzieli mi że stracił panowanie nad samochodem i wjechał w ścianę. -Przestałam oddychać kiedy powiedział mi co się stało. Zrobiło mi się czarno o przed oczami i moja wyobraźnia podsunęła mi najstraszniejszy obraz jaki mogłam w życiu zobaczyć. Trumnę w której leżała miłość mojego życia, miał sine usta i przerażająco bladą skórę, słyszałam tylko jeden głos dudniący mi w uszach, powtarzał nieprzerwanie te same słowa: ''To twoja wina''.
-Jeśli on umrze- przez zaciśnięte gardło miałam kłopoty z mówieniem.- Ja sobie nigdy tego nie wybaczę.
-Cholera Jessica co ty mówisz.
Jai wyglądał na autentycznie zaskoczonego moimi słowami. Zastanawiałam się czy naprawdę jest aż tak dobrym aktorem, bo nie wierzyłam w to że nie przyszła mu do głowy taka ewentualność. Przecież on wjechał w ścianę, nie ciężko się było domyśleć jak się to może skończyć.
-On żyje, i będzie żył, nie mów że tego nie czujesz. -Zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc do końca o co mu chodzi. -Wsłuchaj się po prostu w swoje serce, ciebie i Luke'a łączy specyficzna więź której ja nie umiem zrozumieć, ale wiem że gdyby on umarł poczułabyś coś. To co jest między wami jest zbyt silne żeby on mógł cię zostawić bez pożegnania.
Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam przez szybę, potrzebowałam chwili na zrozumienie tego, że on na prawdę miał rację, czułam że Luke żyje. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
-No widzisz- powiedział Jai ścierając łzę z mojego policzka.- Więc się uspokój, jadę wolno bo wiem że Luke nigdy by mi nie darował gdyby coś stało się tobie, albo waszemu dziecku.
Przytaknęłam usiłując zachować uśmiech na twarzy, w rozumowaniu Jai'a był jeden mały błąd. Luke nie uznawał tego dziecka, uważał że go zdradziłam, że z wielką przyjemnością spałam z innym mężczyzną. Gdyby tylko mi uwierzył, gdyby dał mi chociaż wszystko wytłumaczyć. Zresztą wątpię żeby jakiekolwiek tłumaczenie do niego dotarło, nie ufał mi, a to przekreślało wszystko. Mimo że miał prawo tak bardzo mnie znienawidzić czułam się zawiedziona, po tym wszystkim przez co razem przeszliśmy, jak za każdym razem mu wybaczałam, on nie umiał mi zaufał raz. Ten jeden jedyny raz.
Wbiegliśmy z Jai'em do szpitala w rejestracji dowiedzieliśmy się że Luke jest na sali pooperacyjnej, podobno jego stan jest stabilny. Odetchnęłam z ulgą, ale mimo wszystko znalazłam się pod salą tak szybko jak tylko dałam radę. Chciałam przynajmniej czuć że jestem blisko niego. Jai rozmawiał z lekarzem, dowiedział się że jak na tak poważny wypadek Luke wyszedł z niego w dobrym stanie, ale odwiedzić możemy go dopiero za dwadzieścia cztery godziny. Nie chciałam wracać do domu, pomimo ciągłego namawiania przez Jai'a nawet nie ruszyłam się z miejsca, przecież musiałam przy nim być, za te kilka miesięcy kiedy tak bardzo mnie potrzebował a ja go zostawiłam.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam jarzące światło świetlówek, moje oczy potrzebowały kilku chwil na przyzwyczajenie się do światła. Usiadłam na krzesełku i potarłam obolały kark, czułam że ledwo się ruszam, całe ciało zdrętwiało mi od spania w niewygodnej pozycji. Nagle ktoś przesłonił mi światło podniosłam wzrok i zobaczyłam Jai'a uśmiechającego się do mnie pocieszająco. W jednej ręce trzymał dwie białe tabletki a w drugiej butelkę z wodą.
-Weź to- powiedział łagodnym tonem podając mi tabletki.
Zmarszczyłam brwi nie do końca wiedząc o co mu chodzi.
-A co to jest??-zapytałam podejrzliwie.
Roześmiał się i podał mi tabletki.
-Głuptasie chyba nie myślisz że chce cię otruć?? To twoje lekarstwa, mówiłaś że tamte zostawiłaś w Australii więc załatwiłem ci nowe.
Wzięłam tabletki do ust i szybko popiłam wodą, nienawidziłam ich smaku. Jai między czasie usiadł obok mnie i złapał moją dłoń w swoje.
-Kiedy spałaś rozmawiałem z lekarzem, mówił że Luke czuje się już na tyle dobrze że będzie można go odwiedzić.
-Naprawdę??-zapytałam, a kiedy potwierdził rzuciłam mu się na szyję przytulając z całej siły.
-Chciałem żebyś to ty pierwsza go odwiedziła.
Jego słowa momentalnie mnie otrzeźwiły, wzruszyło mnie to że nie wszedł do niego pomimo tego że mógł to zrobić bez mojej wiedzy.
-Nie mogę tego zrobić-odsunęłam się od niego, ale wciąż trzymaliśmy się za ręce. Wbiłam wzrok w podłogę, nie wiedziałam jak logicznie wytłumaczyć mu motywy mojego działania. Z całej siły pragnęłam tam wejść i się z nim zobaczyć, ale musiałam chociaż raz pomyśleć o kimś innym niż tylko o sobie, koniec bycia egoistką.
-Jak to nie możesz?? Niby dlaczego.
Słyszałam że Jai był wyraźnie zmartwiony, zamknęłam oczy i skupiłam się na tym co mam do powiedzenia.
-On potrzebuje teraz spokoju, powinien odpoczywać a moja obecność tam tylko by go denerwowała.
-O czym ty mówisz??
-On jest na mnie wściekły, nienawidzi mnie, wątpię żeby moje odwiedziny teraz doprowadziły do czegokolwiek dobrego.
Jai zmarszczył brwi i podniósł delikatnie mój podbródek zmuszając do spojrzenia mu w oczy.
-Nie gadaj głupot, widziałem go przez ten cały czas, przez te wszystkie miesiące patrzyłem na to jak się pogrąża, widziałem jak bardzo za tobą tęskni. Ja wiem że on wciąż cię kocha, może teraz nie umie się do tego przyznać sam przed sobą, ale tak jest. Ja to widzę, a uwierz mi znam go jak własną kieszeń.
Sama chciałabym przejawiać tyle optymizmu, ale już nie umiałam patrzeć na świat tak samo naiwnie jak kiedyś. To co mówił było piękne, zbyt piękne żeby mogło być prawdziwe.
-Idź do niego Jai- powiedziałam spokojnym tonem.
-Nie dasz za wygraną prawda??- Opuścił rękę którą wciąż trzymał na moim podbródku i spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
-Nie -skwitowałam krótko tonem który nie znosił sprzeciwu.
Wypuścił gwałtownie powietrze i uniósł ręce na znak przegranej.
-No dobrze wygrałaś.
Stanął przed drzwiami do sali i odwrócił się do mnie dokładnie w momencie w którym nacisnął klamkę.
-Ale i tak powiem mu że tu jesteś.
-Ani mi się waż -niemal krzyknęłam, ale zniknął już za drzwiami.
Opadłam na krzesełko i pogrążyłam się w myślach. Zastanawiałam się czy to co mi powiedział w ogóle mogło być prawdą, przecież gdyby Luke naprawdę wciąż coś do mnie czuł nie byłby tak bezduszny podczas naszego ostatniego spotkania. Czy naprawdę względem osoby do której cokolwiek czujemy można być tak okrutnym, przecież on nawet nie chciał wysłuchać mojego wytłumaczenia. Obiecywał mi że zawsze będzie moim opiekunem, a kiedy ktoś mnie skrzywdził uważał że to tylko moja wina. Ale kiedy postawiłam się na jego miejscu, wszystko rozumiałam. Nie wiem czy postąpiła bym dokładnie tak samo, ale rozumiałam go, może faktycznie nie przestał mnie kochać, ale na pewno przestał mi ufać. Sama zapracowałam sobie na jego brak zaufania względem mojej osoby.
Drzwi się otworzyły, a ja odruchowo zerwałam się na równe nogi.
-I co??-zapytałam Jai'a który wydawał się w ogóle nie zwracać na mnie uwagi. Poczułam uścisk w żołądku i nogi zrobiły mi się miękkie.
-Co z nim Jai??
Zareagował dopiero kiedy złapałam go za rękę. Spojrzał mi w oczy nieobecnym spojrzeniem.
-Muszę przyznać że on ma jakieś wyjątkowe szczęście.
Odetchnęłam z ulgą kiedy się zaśmiał, był okrutny że tak bardzo mnie wystraszył, ale nie umiałam mieć mu tego za złe.
-To znaczy że wszystko z nim w porządku??
-Jasne -odpowiedział radośnie. -Jest trochę poobijany, ale operacja nie była poważna. Już nie raz był w dużo gorszym stanie, wyliże się z tego.
Uśmiechnęłam się i położyłam dłonie na brzuchu, chyba usiłowałam telepatycznie przekazać dziecku dobrą nowinę. Zaczynałam rozśmieszać samą siebie, ale uważałam że nasze maleństwo też wyczuwa to że jego tatuś jest wreszcie bezpieczny.
-A tak poza tym to on chciał cię zobaczyć.
Podniosłam oczy zdumiona tym co Jai do mnie powiedział. Przez chwilę zastanawiałam się czy to nie jest tylko wymysł mojej wyobraźni, ale wyraz jego twarzy zastygłej w oczekiwaniu na moją reakcję wyprowadził mnie z błędu.
-On na prawdę chce się ze mną spotkać?? Wiesz że jeżeli kłamiesz tylko dlatego że chcesz nas pogodzić to może się dla niego źle skończyć?? Mam nadzieję że zrozumiałeś co oznacza że nie należy go denerwować??- Czułam że za bardzo się rozgadałam, ale nie umiałam się powstrzymać miałam nadzieję że pod moim naporem Jai się złamie i przyzna się że nazmyślał tylko po to żebyśmy mieli z Luke'iem okazję do rozmowy. Spojrzałam mu w oczy, za dobrze go znałam żeby nie wyczuć tego że spróbuje mnie okłamać.
-Przysięgam -Przyłożył prawą dłoń do klatki piersiowej.- Przysięgam ci z ręką na sercu że Luke na prawdę chce się z tobą zobaczyć. Poprosił mnie o to, a ja tylko spełniam jego prośbę, więc byłbym wdzięczny gdybyś nie oskarżała mnie o żadne teorie spiskowe.
Zrobiło mi się głupio kiedy zrozumiałam że Jai mówił prawdę, wiedziałam że nie okłamał by mnie patrząc mi prosto w oczy. Teraz to ja wykazałam się wobec niego brakiem zaufania niemalże takim samym jak Luke wobec mnie.
-Przepraszam- wyszeptałam. Nie umiałam wyrazić tego jak podle czułam się z tego powodu.
-Nie przepraszaj tylko leć do niego.
Nie potrzebowałam większej zachęty, zerwałam się i w mgnieniu oka byłam już pod drzwiami sali. Wzięłam głęboki wdech i popchnęłam drzwi.
Kiedy zobaczyłam Luke'a gardło samo zacisnęło mi się do tego stopnia że niemalże nie mogłam oddychać, a oczy same się zaszkliły.
Oprócz bandaża na głowie i kilku otarć na prawej ręce nie widziałam u niego żadnych obrażeń, widziałam go już kiedyś w dużo gorszym stanie, a mimo to widok jego na łóżku szpitalnym wciąż był dla mnie ciężki do zniesienia.
-Przepraszam- wyszeptałam ledwo panując nad łamaniem własnego głosu. -Jai mówił że chciałeś mnie widzieć, ale jeśli ci przeszkadzam to mogę sobie stąd pójść. Siedziałam tu bo strasznie się o ciebie martwiłam, ale nie musisz czuć się zobowiązany, jeśli nie życzysz sobie mojej obecności to po prostu sobie pójdę.
Znowu czułam że zaczęłam gadać zupełnie bez sensu, ale nie wiedziałam co takiego mam mu powiedzieć, przecież i tak nie wierzył w żadne moje słowo. Byłam tak bardzo sfrustrowana, tak bardzo chciałam żeby wiedział jak było na prawdę.
-Cicho nic nie musisz mówić.
Przygryzłam wargę żeby powstrzymać się od niepotrzebnej paplaniny. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, nie umieliśmy oderwać od siebie wzroku. Patrzenie w jego oczy wcale nie było dla mnie bolesne, wręcz przeciwnie po tak długim czasie rozłąki sprawiało mi nadzwyczajną przyjemność, mogłabym trwać w takiej sytuacji już na zawsze, nie liczyło się nic oprócz czekoladowej głębi jego oczu. Przypominały mi się wszystkie nasze wspólne poranki, wtedy kiedy budziłam się przy nim i patrzyłam dokładnie w te same oczy, wtedy tak mocno mnie do siebie przytulał że cały świat przestawał dla nas istnieć. Chyba właśnie za tym najbardziej tęskniłam, za poczuciem jego bliskości, za tym że zawsze mogłam na niego liczyć niezależnie od tego w jak beznadziejnej sytuacji bym się znalazła.
-O czym teraz myślisz??-zapytał nagle, a ja byłam tak zaskoczona że odpowiedziałam całkiem mechanicznie, zupełnie nie myśląc nad co co mówię.
-O tym jak wspaniale byłoby się do ciebie przytulić.
Widziałam jak drgnęła mu warga, nie wiedziałam co było tego powodem. Oparł się na łokciu i powoli zaczął się podnosić, widziałam jak zaciskał zęby z bólu. Chciałam go powstrzymać, zaczęłam się bać że może zrobić sobie jakąś krzywdę, ale popatrzył ma mnie tak pewnym wzrokiem że nie miałam siły zaprotestować. Kiedy wreszcie udało mu się usiąść rozłożył ręce w zapraszającym geście. Logiczne myślenie odpłynęło ode mnie w jednej sekundzie. Przytuliłam go bardzo delikatnie, bałam się że nieumyślnie mogę zrobić mu krzywdę, ale on objął mnie ramionami i z całej siły przyciągnął do siebie. Odpłynęłam wciągając głęboko do płuc jego zapach, nie byłam pewna dlaczego mi na to pozwolił, cichy szept w mojej głowie mówił że on robi to specjalnie, żeby później bardziej bolało mnie to jak mnie od siebie odepchnie. Nie wierzyłam w to, widziałam w jego oczach że pragnął tego tak samo mocno jak ja, cieszyłam się jak małe dziecko moim własnym kawałkiem nieba.
Nie byłam w stanie powiedzieć czy trwamy tak kilka minut, czy kilka godzin, przestał się liczyć czas, otoczenie, byłam tak oszołomiona jego bliskością, że zapomniałam o wszystkim innym. Wreszcie odsunął mnie bardzo delikatnie, jednak wciąż byliśmy tak blisko siebie że doskonale czułam jego oddech, położył dłonie na moich policzkach delikatnie gładząc je kciukami. Wtuliłam twarz w jego dłonie, a on studiował dokładnie każdy centymetr mojej twarzy.
-Już zapomniałem jaka jesteś piękna- wyszeptał patrząc mi prosto w oczy. -Tak strasznie się bałem że już nigdy cię nie zobaczę.
Nie wiedziałam jak powinnam interpretować jego słowa, dla mnie były one równoznaczne z tym że on mi wybaczył, ale nie chciałam robić sobie złudnych nadziei, dopóki on nie powie mi tego wprost.
-Nie mów tak proszę cię.
Chciałam żeby wiedział że jego słowa mnie raniły, sama myśl o tym, że mógł umrzeć nie pozwalała mi normalnie oddychać. Wciąż czułam się winna tego wszystkiego przez co musiał przejść.
-Muszę ci coś powiedzieć- zaczął łagodnie, ale moje serce i tak drgnęło z niepokoju. -Byłem na ciebie wściekły, przez ten cały czas byłem na ciebie tak bardzo wściekły że wydawało mi się że cię nienawidzę. Nie umiałem sobie poradzić z tym że wybrałaś jego, że straciłem wszystko na czym mi naprawdę zależało. Dlatego nie umiałem ci uwierzyć, nie chciałem kolejny raz obudzić się w pustym łóżku, bez ciebie, nie przeżył bym tego kolejny raz. -Odetchnął głęboko, a ja zauważyłam że dobór kolejnych słów sprawia mu coraz większą trudność. Położyłam dłoń na jego dłoni, chciałam żeby poczuł że jestem teraz przy nim i może na mnie liczyć.- Zrobiłem to co zawsze robię kiedy chcę zapomnieć, pojechałem na wyścigi, jechaliśmy jedną z najtrudniejszych tras i po prostu wypadłem z zakrętu, robiłem co w mojej mocy, ale nie odzyskałem już panowania nad samochodem. Wiedziałem co się zaraz stanie, i właśnie wtedy pomyślałem o tobie, poczułem że cię zawiodłem, że zawiodłem samego siebie. Myślałem o tym że już nigdy nie spojrzę ci w oczy, że już nigdy nie będę mógł cię dotknąć, nie chciałem tego, nie chciałem tego co się stało. Właśnie wtedy zrozumiałem że tak naprawdę nie liczy się nic oprócz ciebie, nie ważne jest to że mnie zostawiłaś, ani to że prawie wzięłaś ślub z innym, liczyło się to że do mnie wróciłaś, że znowu byłaś moja, tak samo jak kiedyś. Dzięki temu chciałem żyć, chciałem wrócić do ciebie i do naszego maleństwa.
Wydawało mi się że się przesłyszałam, to wszystko było tak nierealne że nie umiałam w to uwierzyć. Przepełniało mnie tak wielkie szczęście, że nie potrafiłam wydobyć z siebie ani jednego słowa, nawet nie wiedziałam co takiego mam mu powiedzieć.
-Dziękuje -to było wszystko co przyszło mi do głowy.
Zbliżył się tak bardzo że nasze usta dzieliło zaledwie kilka milimetrów, odebrał mi tym resztki rozsądku. Czując jego zapach zamknęłam oczy, chciałam żeby ta chwila trwała w nieskończoność.
-Nie to ja ci dziękuje za to że sprawiłaś moje życie kompletnym.
Jego usta delikatnie dotknęły moich, wsunęłam palce w jego włosy i przyciągnęłam jeszcze bliżej, chciałam go czuć jak najbliżej siebie, tak żeby już nigdy nie udało mu się ode mnie odsunąć.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
W związku z tym że blog powoli zbliża się do końca mam do was wielką prośbę. Napiszcie mi co sądzicie o moim stylu pisania, bo kiedy skończę bloga chciałabym zacząć pisać książkę, ale nie wiem czy się do tego nadaję.
Z góry dziękuję wam za każdy komentarz.
Całuski,
Jess