Luke wciąż mieszkał w naszym domu. Ta informacja poruszyła mnie dużo bardziej niż powinna, najprawdopodobniej jak zawsze nadinterpretowałam rzeczywistość, ale nie umiałam się od tego powstrzymać. Gdyby chciał zapomnieć wyprowadził by się stamtąd zaraz po moim wyjeździe, ale nie zrobił tego, może była to jedynie jego podświadomość, ale chciał pamiętać. Wierzyłam w to. Jeśli chcesz zamknąć w życiu jakiś rozdział nie przebywasz w miejscu które ciągle ci o tym przypomina. Chyba usiłowałam przekonać samą siebie do tego że mam rację.
Zdawałam sobie sprawę z tego że Jai i Kate cały czas coś do mnie mówią, ale nawiązanie ze mną jakiegokolwiek kontaktu w momencie w którym byłam tak głęboko pogrążona we własnym świecie było po prostu niemożliwe. Wiem że chcieli mnie przekonać do zmiany decyzji, w końcu każdy przy zdrowych zmysłach próbowałby mnie odciągnąć od tego szaleństwa, ale ich argumenty do mnie nie przemawiały, do tego stopnia że wreszcie przestałam nawet ich słuchać.
Kiedy zajechaliśmy na podjazd przed domem w którym sama kiedyś mieszkałam ścisnęło mnie w żołądku, dokładnie o to mi chodziło. Wystarczyło że zobaczyłam budynek, zwykły przedmiot jakich na świecie miliony, a jednak przed oczami stanęły mi wspomnienia, te z dnia, kiedy po raz pierwszy tu przyjechaliśmy, kiedy Luke zakomunikował że kupił go specjalnie dla nas. Mieliśmy być w nim szczęśliwi, tak szczęśliwi jak jeszcze nigdzie wcześniej, tymczasem nie minął nawet rok od tamtego dnia, a moje życie obróciło się do góry nogami. Ale wspomnienia wcale nie były najgorsze, one przynajmniej były dowodem na to że kiedyś byłam szczęśliwa, najgorsza była świadomość tego że coś takiego zdarza się tylko raz w życiu, tylko raz kocha się w taki sposób, ja straciłam swoją szansę, teraz jedyne co mi zostało to nadzieja na to że on mnie nie znienawidził.
Otworzyłam drzwi i miałam wysiąść kiedy Jai złapał mnie za ramię i posadził z powrotem na siedzeniu.
-Jessica ty mnie w ogóle słuchasz??- zapytał, ale w jego głosie nie było słychać wyrzutu, bardziej troskę. Poczułam się jak ostatnia idiotka, on się o mnie troszczył, a ja nawet nie umiałam skupić się na tym co on do mnie mówił.
-Przepraszam zamyśliłam się trochę.
-Właśnie widzę, nie sądzisz że to nie jest dobry pomysł, uważam że powinnaś odpocząć i trochę ochłonąć nadmierne emocje w twoim stanie nie są dobre.
Popatrzył mi w oczy, ale nie wytrzymałam jego spojrzenia i spuściłam wzrok. Trafił w czuły punkt, wiedział że moja ciąża jest dla mnie czymś najważniejszym i zrobię wszystko żeby jej nie narażać, ale prawda była taka że każdy inny dzień byłby tak samo beznadziejny do wyznania prawdy, a może i gorszy, świadomość że zostało mi mniej czasu tylko utrudniła by zadanie.
-Rozumiem Jai, ale ja na prawdę wiem co robię, możesz myśleć że jestem naiwna, ale są w życiu rzeczy które trzeba załatwić jak najszybciej, bo druga szansa może się nigdy nie trafić.
Otworzył usta, ale po chwili je zamknął, jego oczy kolejny raz straciły blask i posmutniały. Dotarło do niego że miałam rację, jeśli dziś bym sobie odpuściła mogłabym nie dożyć jutra, i zabrać tajemnicę ze sobą do grobu, nie chciałam tak ryzykować.
-Dobrze niech ci będzie przyjadę po ciebie za godzinę myślę że tyle wam wystarczy.
Jego słowa sprowadziły mnie na ziemię, godzina, tylko tyle miało połączyć mnie z Luke'iem, po tych długich dziewięciu miesiącach tak daleko od siebie mieliśmy mieć tylko godzinę?? A czego ja się spodziewałam?? Chyba byłam popieprzoną marzycielką, ale wciąż miałam nadzieję, że jeżeli przekroczę próg tego domu, to zostanę tam już do końca.
-Wiesz co lepiej będzie jeżeli po prostu do ciebie zadzwonię.
-Zadzwonisz?? Niby jak przecież nie masz telefonu.
Miałam ochotę uderzyć się w głowę, najlepiej czymś ciężkim. Miał rację mój telefon został w Australii. Musiałam coś szybko wymyślić.
-W takim razie Luke do ciebie zadzwoni, chyba tyle będzie mógł dla mnie zrobić.
Zanim zdążył zaprotestować wysiadłam z samochodu i ruszyłam w kierunku domu. Kiedy byłam w połowie drogi usłyszałam jeszcze jego głos:
-Tylko pamiętaj że na mnie możesz zawsze liczyć.
Machnęłam tylko ręką na znak że zrozumiałam, ale nawet na chwilę się nie zatrzymałam, bałam się że zabraknie mi odwagi. Zachowanie Jai'a było dla mnie co najmniej dziwne próbował robić wszystko, żebym tylko przypadkiem nie spotkała się z Luke'iem. Zawsze starał się mnie chronić, więc nie sądzę żeby teraz miało być inaczej. Ale jednak coś ukrywał, i tego byłam pewna.
Stanęłam przed drzwiami i zamarłam w bezruchu, moje ciało odmówiło posłuszeństwa, a myśli krążyły wokół mnie powodując zupełną dezorientację. Po prostu się bałam, bałam się pewności, dopóki się z nim nie spotkałam mogłam wymyślać milion różnych scenariuszy, tysiące jego reakcji. Musiałam podjąć decyzję, czy lepsze jest życie w moich złudzeniach o tym że jemu wciąż na mnie zależy, czy spotkanie z nim i rozwianie wszystkich nadziei. Podjęłam już decyzję i nie miałam zamiaru stchórzyć w ostatnim momencie.
Dzwonek nacisnęłam dopiero kiedy usłyszałam że samochód odjechał z podjazdu, nie miałam ochoty na dodatkową publiczność, ta sytuacja i tak była już dla mnie wyjątkowo krępująca. Błaganie o litość nie jest raczej czymś, czym należy się chwalić. Sekundy dłużyły mi się w nieskończoność, obmyśliłam już kilkanaście sposobów ucieczki, żołądek podszedł mi do gardła a nogi powoli robiły się coraz miększe. Wreszcie drzwi się uchyliły, kiedy tylko mnie zobaczył starał się je zamknąć, odruchowo podstawiłam je nogą uniemożliwiając mu to. Zabolało mnie to, zabolało to że nie chciał dać mi nawet szansy, nie miał pojęcia co chce mu powiedzieć. Nie wierzyłam w to że nie jest ciekawy, że chociaż trochę nie gryzie go ciekawość tego dlaczego po tylu miesiącach rozłąki znalazłam się pod jego drzwiami. Spojrzał na mnie z tak wielką niechęcią w oczach że zaczęłam się zastanawiać czy to ta sama osoba którą zapamiętałam, dawny Luke nigdy tak na mnie nie patrzył, nie pamiętałam nawet żeby kiedykolwiek na kogoś tak popatrzył.
-Musimy porozmawiać- powiedziałam ledwo wydobywając z siebie głos.
Najwyraźniej go rozbawiłam, bo zaśmiał się kręcąc przy tym głową.
-Ja nie widzę takiej konieczności.
Zamurowało mnie, przez kilka sekund stałam z rozchylonymi ustami i nie wiedziałam co mam powiedzieć, z jednej strony cieszyłam się jak dziecko, znowu usłyszałam jego głos, to było coś za czym tęskniłam od tak dawna, coś za co byłam w stanie oddać wszystko. Ale słowa które wypowiedział sprawiły że moje serce rozpadło się na miliony kawałeczków, poczułam się rozbita, a coś co do tej pory było dla mnie jedyna pewną rzeczą we wszechświecie, nasza miłość, w jednej sekundzie przestała istnieć.
-Proszę- wyszeptałam błagalnym tonem.
Przewrócił oczami i otworzył drzwi, dopiero wtedy zobaczyłam że miał na sobie tylko dresy, widziałam jak bardzo schudł, byłam pewna że jestem w stanie policzyć wszystkie jego żebra, zagryzłam wargę żeby niczego nie powiedzieć, ale podejrzewałam co się stało. Kiedy był u mnie w Australii wyglądał normalnie, błagam nie, tylko nie to. To narkotyki, to one to z nim zrobiły.
-Streszczaj się, bo mam ciekawsze zajęcia niż siedzenie tutaj, z tobą.
Oparł się o szafkę w salonie zaplatając ręce na piersi, niepewnie weszłam do środka. Nie rozumiałam kiedy wszystko zmieniło się do tego stopnia, jeszcze przecież nie tak dawno temu obiecywał że będzie mnie kochał zawsze, przecież nie można tak po prostu przestać kogoś kochać. Ja nigdy nie przestałam, pomimo tego wszystkiego co mi zrobił, pomimo tego jak strasznie czasami się przez niego czułam, nigdy o nim nie zapomniałam, zawsze był wszystkim czego tak na prawdę pragnęłam. To wszystko naprawdę miało skończyć się w ten sposób??
Zmierzył mnie wzrokiem który zatrzymał na moim brzuchu, wyraz jego twarzy mówił wszystko, widziałam jak mocno zaciskał zęby, musiałam mu to wszystko wytłumaczyć, i to jak najszybciej.
Opowiedzenie tej samej historii drugi raz tego dnia było dużo trudniejsze, ale chyba ze względu na to że na jego zrozumieniu zależało mi jeszcze bardziej, nie chciałam niczego omijać, każdy szczegół był ważny. Ale on cały czas pozostawał obojętny, był zupełnie niewzruszony, nawet wtedy kiedy powiedziałam że noszę w sobie jego dziecko.
-Chciałam żebyś znał prawdę, chciałam żebyś wiedział co czułam i co mną kierowało. Nigdy nie chciałam cię zranić, choć wiem że to zrobiłam. Przepraszam- wyszeptałam, nie byłam już w stanie powstrzymać łez które spłynęły mi po policzkach.
Stał wciąż w tej samej pozycji, kręcił głową ironicznie się uśmiechając. Nie znałam go takiego, i nie chciałam go takiego znać.
-No powiedz coś- zażądałam, ale w odpowiedzi usłyszałam jedynie jego szorstki śmiech.
-Powiedzieć, tak??- znowu się zaśmiał podchodząc do mnie. Stanął tak blisko mnie że czułam ciepło bijące od jego ciała, jego bliskość wciąż działała na mnie w niezrozumiały dla mnie sposób, zacisnęłam pięści żeby się do niego nie przytulić, to pragnienie było tak silne że jego powstrzymywanie sprawiało mi ból. Popatrzył mi w oczy, miał zimne wyrachowane spojrzenie.-Jeśli chcesz to powiem. Nigdy nie sądziłem że jesteś tak dobra w zmyślaniu bajeczek, nie to żebym odmawiał ci inwencji twórczej, bo zawsze lubiłaś zmyślać, ale teraz to już przeszłaś samą siebie.
-Że co??-Nie umiałam wydobyć z siebie nic więcej, nie rozumiałam o co mu chodzi.
-O, a teraz nieźle udajesz głupią, chociaż może wcale nie udajesz. Ale tym razem nie uda ci się zrobić ze mnie idioty. Twój kochaś dzwonił do mnie wczoraj i uprzedził że wpadniesz do mnie z wizytą, wspominał że masz jakieś wątpliwości dotyczące ślubu, że niby taka przedślubna trema. -Odwrócił moją uwagę nakręcając sobie kosmyk moich włosów na palec.- Z pewnością byłabyś piękną panną młodą-wycedził przez zęby i podniósł moją brodę zmuszając do tego, żebym znowu spojrzała w jego oczy.- Jednak nigdy nie sądziłem, że będziesz aż na tyle perfidna żeby wmawiać mi cudzego bachora.
Wciągnęłam powietrze głęboko do płuc, nie mogłam w to uwierzyć, jak Max mógł mi to zrobić, jak mógł do niego zadzwonić, po ostatnim wiedziałam że jest gotowy na wszystko żeby tylko mnie przy sobie zatrzymać, ale to mu się nie uda, nie pozwolę mu zniszczyć mojego życia.
-To nieprawda- usiłowałam się wytłumaczyć.-On chciał mnie siłą zatrzymać w domu, zamknął mnie w sypialni, właśnie dlatego miał mój telefon, uciekłam przez okno.
-Nie bądź żałosna, jeszcze brakowało mi historyjek o znęcaniu, ostatnio jakoś nie wyglądałaś jakbyś chciała od niego uciec, wręcz przeciwnie. To ja wtedy byłem tym złym, to mnie odstawiałaś na boczny tor, więc teraz nie myśl że będę twoim kołem ratunkowym i zastępczym ojcem dla tego dziecka. Masz dokładnie to czego chciałaś.
Złapałam go za ręce ale szarpnął się i odsunął ode mnie dwa kroki. Nie umiałam sie uspokoić, nie umiałam przestać płakać, wszystko miało się skończyć tylko i wyłącznie przez kłamstwa Max'a. Przez ułamek sekundy chciałam powiedzieć mu o tym że jestem chora, że zostało mi już tak niewiele czasu i dlatego wróciłam, dlatego że chciałam go spędzić z osobami które kocham. Ale nie mogłam mu tego zrobić, może właśnie tak miało być, może o to w tym chodziło, jeśli przestał mnie kochać, nie będzie cierpiał, nie będzie mu mnie brakowało. Starałam się przekonać samą siebie że to dobrze, że przynajmniej ten jeden raz go nie zranię. Teraz musiałam już walczyć tylko o jedno.
-Niczego od ciebie nie wymagam, ani o nic nie proszę, ale chce żebyś wiedział że będziemy mieli dziecko i nic już tego nie zmieni. Ja wiem że ono jest dowodem na to że kiedyś się kochaliśmy tak naprawdę, wbrew wszystkim i wszystkiemu.-Wyrzuciłam z siebie wszystko to co czułam, wciąż paliła się we mnie iskierka nadziei, że on jednak mi uwierzy, że wszystko będzie tak jak w moich najskrytszych marzeniach.
-Ty naprawdę chcesz dalej w to brnąć?? Gra skończona, znam już prawdę i nie masz po co udawać. Puszczałaś się z nim, puszczałaś się z nim jak jakaś ostatnia dziwka, a teraz przychodzisz do mnie jak zbity pies i błagasz o wybaczenie. Przykro mi, ale w moim życiu nie ma miejsca dla takich szmat jak ty.
Zamknęłam oczy, jego wyzwiska bolały mnie bardziej niż mógł przypuszczać, nigdy go nie zdradziłam, nigdy nie przestałam go kochać, a usłyszenie takich słów od kogoś kto był dla mnie całym życiem zupełnie mnie złamało. Nie miałam już siły, nie miałam siły do życia, ja nawet nie chciałam żyć. Wolałam już żeby śmierć przyszła teraz, właśnie w tym momencie, żeby nie czuć tego wszystkiego, żebym nie musiała żyć w świecie w którym on mnie nie kocha.
-To znaczy że wierzysz jemu, a nie mi??
Znowu się roześmiał, a jego śmiech rozrywał mi serce.
-Chyba sobie żartujesz?? Tobie nie uwierzył bym już w żadne słowo.
-W takim razie faktycznie nie mamy o czym rozmawiać- podeszłam do drzwi. Starałam się odpychać od siebie wszystkie myśli, przynajmniej do czasu aż wyjdę z jego domu. Musiałam zachować co najmniej resztki godności, to że był całym moim światem i oddałabym za niego wszystko, nie oznaczało że mógł mnie poniżać. Zrobiłam wszystko co mogłam zrobić żeby mi wybaczył, zerwałam zaręczyny z Max'em, przyleciałam tutaj, i błagałam go o wybaczenie, nic więcej nie mogę zrobić.
-No nareszcie długo zajęło ci zrozumienie że nie jesteś tu mile widziana.
-Mam nadzieję że wiesz co robisz, bo niektórych błędów nie da się już naprawić.
-Daj sobie spokój z tą psychologiczną gadką, jestem dużym chłopcem i wiem co robię.
Przez łzy prawie nie widziałam co się ze mną dzieję, poczułam jego ręce na plecach, wypchnął mnie na zewnątrz i trzasną drzwiami z taką siłą że aż podskoczyłam.
A więc to był koniec, i to ten ostateczny, definitywny. Nie chciałam o tym myśleć, nie teraz ani nie kiedykolwiek. Czułam jak boli mnie każdy kolejny oddech, słyszałam przyspieszone bicie serca i myślałam tylko o tym żeby wreszcie przestało bić. Chciałam umrzeć, to było aktualnie moje największe marzenie, gdyby śmierć przyszła teraz właśnie w tym momencie byłabym najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Ruszyłam przed siebie, ale nogi same się pode mną uginały, w jednym momencie mój mózg postawił mi przed oczami okropne wspomnienie. Luke klęczał przede mną i błagał mnie o wybaczenie po tym jak mnie zdradził, pierwszy raz w naszym domu, w naszej sypialni. Ona stała w drzwiach i zwycięsko się uśmiechała, ale to nie miało znaczenia, liczyły się tylko jego oczy to z jakim przerażeniem na mnie patrzył, jak bardzo chciał mnie wtedy zatrzymać. Wtedy nie potrzebowałam żadnych słów, żadnych zapewnień, wystarczyło że na niego popatrzyłam i wiedziałam że mnie kocha, wiedziałam że był w stanie zrobić wszystko żebym tylko mu wybaczyła. Płakałam tak bardzo że zaczynałam tracić oddech. To nie było sprawiedliwe, on nie był sprawiedliwy, rozumiałam co on musiał teraz czuć i jak bardzo musiał cierpieć, ale to go nie tłumaczyło, to nie tłumaczyło tego jak mnie potraktował. Ja wybaczałam mu wszystko, każdą jego zdradę, każde kłamstwo, każdą obietnicę że już nigdy więcej nie weźmie narkotyków, a on nawet nie umiał mnie wysłuchać, nie chciał nawet wziąć pod uwagę tego że mogę mówić prawdę, po prostu mnie skreślił. Do mojej świadomości przebijało się tylko jedno stwierdzenie: gdyby mnie kochał uwierzył by mi, nie chciałam w to wierzyć, ale na prawdę tak było, jeżeli się kogoś kocha ufa się mu nie ważne ile razy nas okłamię i wybacza choćby popełnił najgorszy błąd świata. Jest się przy nim w najlepszych i najgorszych momentach życia, ale przede wszystkim nigdy się go nie opuszcza, a on zostawił mnie właśnie teraz, w momencie w którym potrzebowałam go bardziej niż kiedykolwiek.
Nawet nie wiem ile czasu spędziłam błąkając się bez celu po ulicach, wreszcie znalazłam się nad klifem który pokazał mi Luke tak dawno temu. Najwyraźniej coś podświadomie ciągnęło mnie do tego miejsca. Usiadłam na ziemi i wpatrywałam się w niebo które robiło sie coraz ciemniejsze, aż do momentu w którym zapadła całkowita ciemność. Czułam przy sobie jego bliskość, cały czas czułam to jak mocno mnie przytulał kiedy byliśmy tutaj razem. Zamknęłam oczy i położyłam dłonie na brzuchu. A jednak czułam sie szczęśliwa, moje życie miało dobiec końca za kilka miesięcy, ale ja czułam że wciąż będę żyła, będę żyła w tej malutkiej kruszynce, poza tym miałam w niej część Luke'a której nikt nie mógł mi odebrać. Niczego nie żałowałam, bo każda decyzja którą podejmowałam doprowadziła mnie właśnie do tego momentu. Przeżyłam wspaniałą miłość o której większość ludzi może tylko pomarzyć, nikt nie patrzył na mnie w taki sam sposób jak on, nikt nie dotykał mnie z taką czcią, nikt oprócz niego nie całował mnie w taki sposób żebym straciła oddech, nikt nigdy nie kochał i nie pokocha mnie tak jak on. Byłam wdzięczna Bogu za to że w czasie mojego tak krótkiego życia pokazał mi tak wspaniałe uczucia.
Usłyszałam że niedaleko mnie zatrzymał się samochód. Wstałam i spojrzałam w jego stronę, kierowca wysiadł zostawiając zapalone światła. Rozpoznałam jego sylwetkę, i kolejny raz byłam pewna że mam halucynację, to nie mógł być on, nie teraz nie w tym momencie. A jednak, kiedy zbliżył się do mnie jednocześnie wchodząc w zasięg reflektorów nie miałam już wątpliwości. Biegiem pokonałam dzielącą nas odległość i u ułamku sekundy znalazłam się w jego silnych ramionach.
-Wiedziałam- wyszeptałam.-Wiedziałam że mi uwierzysz. Tak bardzo cię kocham.
Zamknęłam oczy i wciągałam głęboko do płuc zapach jego skóry, kurczowo przyciskałam go do siebie. Chciałam zatrzymać tą chwile na zawsze, właśnie tak idealną. Ale on nie pozwolił mi się nią cieszyć wystarczająco długo, złapał mnie za ramiona i brutalnie odsunął od siebie. Wystarczyło mi jedno spojrzenie w jego oczy żeby zrozumieć że wcale mi nie wybaczył, wręcz przeciwnie jego oczy aż kipiały od wściekłości.
-Widzę że już do reszty ci odbiło, wiesz jak niebezpieczne jest błąkanie się po takich miejscach w środku nocy. Myślałem że jesteś choć trochę mądrzejsza.
-Nie odbiło mi po prostu chciałam pobyć sama, a z tego co wiem to jest właśnie najlepsze do tego miejsce, ale przyjechałeś po mnie, czyli się o mnie martwiłeś. Wciąż nie jestem ci obojętna tylko boisz się do tego przyznać zupełnie nie wiem dlaczego.
Roześmiał się i założył ręce na piersi, usiłował grać zupełnie wyluzowanego, ale widziałam jak napięte było jego ciało.
-Martwiłem się?? Dobre sobie. Jai postawił wszystkich na nogi, uznał że na pewno coś ci się stało, nie miałem zamiaru uczestniczyć w tej zabawie, ale ty chyba zrobiłaś mu jakieś pranie mózgu bo nie chciał dać mi spokoju.
Podszedł do samochodu i otworzył drzwi, to była ostatnia szansa na szczerą rozmowę.
-Myślałeś nad tym dlaczego to właśnie ty mnie znalazłeś?? Bo ja uważam że to nie jest przypadek, i wiem że ty też to czujesz. Dla nas obojga to miejsce wiele znaczy, dlaczego tu przyjechałeś??Dlaczego pomyślałeś że mogę być akurat tu?? No dlaczego?? -Dopytywałam kiedy zobaczyłam że jego palce coraz bardziej zaciskają się na drzwiach samochodu. Zadawałam mu niewygodne pytania, takie na które nie umiał odpowiedzieć, nie włączając w to uczuć. Na nie nie było logicznej odpowiedzi. Patrzyłam jak starał się mimo wszystko zachować spokojny oddech, stał tyłem do mnie, w dodatku w ciemności, więc nie mogłam do końca rozszyfrować co teraz czuje. Gdybym tylko mogła spojrzeć mu teraz w oczy.
-Wsiadaj do samochodu odwiozę cie do Jai'a - zakomunikował głosem zupełnie wypranym z jakichkolwiek uczuć.
Teraz miałam już pewność że tak samo jak ja był skołowany całą tą sytuacją, nie umiał wytłumaczyć samemu sobie dlaczego tu przyjechał, coś nas tutaj przyciągnęło nie bez powodu. A ja miałam zamiar wykorzystać tą sytuację.
-Nigdzie nie pójdę- zabrzmiałam tak stanowczo że sama dziwiłam się że jeszcze nie zaczął łamać mi się głos.
-Co takiego??-usłyszałam jego warknięcie.
-Nigdzie nie pójdę dopóki mi nie uwierzysz.
Znowu stanął koło mnie, wreszcie mogłam spojrzeć w jego oczy, uwielbiałam to robić, mimo że teraz patrzył na mnie inaczej, zupełnie inaczej niż kiedyś.
-Dlaczego musisz być taką egoistką?? Zawsze myślisz tylko o sobie. Było tak kiedy mnie zostawiłaś i wyjechałaś do Australii, tak po prostu bez słowa. Później kiedy ja rzuciłem dla ciebie narkotyki, przestałem sypiać z przypadkowymi dziewczynami i pojechałem tam do ciebie potraktowałaś mnie jak śmiecia, jak zepsutą zabawkę. Nie wiesz co ja wtedy przez ciebie przeszedłem, nie masz pojęcia ile nocy spędziłem siedząc na łóżku i myśląc nad tym jak dobrze byłoby wziąć śmiertelną dawkę tego świństwa żeby w końcu nie mieć przed oczami obrazu ciebie w jego objęciach. Rozumiesz?? Wtedy straciłem wszystko, ale kiedy nauczyłem się żyć od nowa ty nagle zjawiasz się pod moimi drzwiami z jego bachorem w brzuchu. Jeżeli faktycznie kochasz mnie tak bardzo jak to deklarujesz, zostaw mnie i chociaż raz nie utrudniaj mi życia.
Ani przez chwilę nie spuściłam z niego wzroku, wiedziałam że musi się wyładować, musiał dać upust temu co siedziało zamknięte w nim od czasu kiedy ostatni raz się widzieliśmy. Dzięki temu przeszłość przestanie nam ciążyć i będziemy mogli iść na przód. Nigdy nie sądziłam że nasze rozstanie było dla niego aż tak bolesne, że mógł je aż tak mocno przeżyć że chciał się zabić, nie dopuszczałam do siebie myśli że mógłby to zrobić, że z własnej winy mogłabym stracić największy skarb mojego życia.
-Dobrze wiesz że to nie tak, historia którą przedstawił ci Max nie jest prawdziwa, wiem że mi nie wierzysz, ale myślisz że mogłabym cię okłamać tak?? Patrząc ci prosto w oczy.
Spuścił wzroki zakrył usta pięścią, wiedziałam że jest o krok od tego żeby mi uwierzyć, złapałam jego dłoń i przyłożyłam do mojego brzucha.
Odskoczył jak oparzony i cofnął się na tyle żebym nie mogła go dosięgnąć.
-Wsiadaj do samochodu.
-Nie Luke proszę.
Czułam że znowu go tracę, dystans między nami powiększał się z sekundy na sekundę.
-Po prostu wsiądź do tego cholernego samochodu.
Znowu był wściekły, nie bałam się go, wiedziałam że nie zrobi mi krzywdy, bałam się że sam sobie ją zrobi, nie mogłam go zostawić w takim stanie. Kiedy nie ruszyłam się z miejsca wyciągnął telefon i wybrał czyjś numer. Kolejny raz zniknął w ciemności, po chwili usłyszałam jego głos:
-Tak Jai znalazłem ją, ale musisz tu po nią przyjechać.
Żałowałam że nie słyszę co mówi Jai, ale najwyraźniej to co powiedział nie spodobało się Luke'owi, słyszałam jak głośno wypuszczał powietrze.
-Nie, nie mogę jej zabrać do sobie przyjedź nad klif albo zostawię ją tu samą.
Najwyraźniej zakończył rozmowę bo już więcej się nie odezwał, nie miałam pojęcia gdzie jest, ale wiedziałam że mnie usłyszy.
-Luke przepraszam, przepraszam że nie umiałam kochać cię wystarczająco mocno. Popełniłam w życiu wiele błędów, i wielu z nich żałuje, ale zakochanie się w tobie było najwspanialszą rzeczą jaka przytrafiła mi się w życiu, dzięki tobie nauczyłam się jak to jest kochać i być kochaną. Dziękuje ci za to.
Rozglądałam się przez chwilę wokół siebie, ale nigdzie go nie było, nie pojawił się nagle i nie wziął mnie z całej siły w ramiona. Musiałam się po prostu pogodzić z tym że życie nie jest bajką i nie ma szans na spełnienie się najwspanialszych scenariuszy. Usiadłam na ziemi i oparłam się o zderzak samochodu.
Jai przyjechał po jakiś dziesięciu minutach, po tym jak mocno mnie przytulił i uświadomił mi jak bardzo wielkiego stracha mu napędziłam pojechaliśmy do domu. Zadawał mi setki pytań, a ja odpowiadałam na nie tak jak gdyby nigdy nic się nie stało, chciałam oszczędzić nerwów przynajmniej jemu. Kiedy tylko wróciliśmy przypomniałam sobie o tym że wszystkie moje lekarstwa zostały u Max'a, umówiłam się z Jai'em że jutro z samego rana zabierze mnie do lekarza i kupimy nowe tabletki, w końcu nie mogłam ryzykować tego żeby coś stało się mojemu maleństwu. Zadzwonił jego telefon, odebrał jak najszybciej żeby nie obudzić wszystkich w domu.
-Tak to ja-odpowiedział sztywnym tonem.
Zmarszczyłam brwi, już dawno nie słyszałam żeby rozmawiał z kimkolwiek w ten sposób. Widziałam jak zapadał w coraz większy szok.
-Dziękuję zaraz tam będę.
Stanęłam przed nim i popatrzyłam w jego zupełnie nieobecne oczy, na sam ich widok ciarki przeszły mi po plecach.
-Jai co się stało?-zapytałam zdezorientowana.
Nie odpowiadał, trzęsącymi się rękami wsunął telefon do kieszeni.
-Jai??-starałam się nim potrząsnąć żeby się ocknął. Dopiero po kilku sekundach spojrzał mi w oczy z niezrozumiałym dla mnie wyrazem.
-Luke miał wypadek -wypowiedział wreszcie.
Wystarczyły trzy słowa w odpowiednim zestawieniu żeby zmrozić moją krew i wstrzymać bicie serca.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wreszcie rozmowa z Luke'iem na którą wszyscy czekali. Mam nadzieję że wam się podoba. Czekam na wasze opinie.