Kiedy koła samolotu oderwały się od płyty lotniska poczułam ulgę, zostawiałam to wszystko za sobą, Max'a, mój niedoszły ślub, mój gang i wyścigi w których startowałam. Teraz tego po prostu nie było, czułam jakby spadł ze mnie wielki ciężar z którego istnienia nawet nie zdawałam sobie sprawy, świadomość że najgorszy koszmar mojego życia dobiegł końca sprawiała że czułam się lekka jak nigdy wcześniej. Teraz wracałam do domu, do miejsca w którym wszystko się zaczęło i w którym na zawsze zostało moje serce. Nie potrafiłam racjonalnie myśleć, nie obchodziło mnie to że nie będę miała się gdzie podziać, bo przecież przed moim wyjazdem mieszkałam u Luke'a, ani to że prawdopodobnie moi rodzice zorientują się że nie jestem w Australii, w końcu nie było mowy o tym żebym mieszkając w tym samym mieście co oni nie natchnęła się na któregoś z ich ''szpiegów'' który zaraz im o mnie doniesie. Ale miałam to gdzieś byłam gotowa zmierzyć się z konsekwencjami, postanowiłam sobie koniec z uciekaniem od najtrudniejszych sytuacji i miałam zamiar dotrzymać słowa. Jednak moje myśli cały czas odpływały tylko w jednym kierunku, wyobraziłam sobie już chyba z tysiąc różnym możliwości rozmowy z Luke'iem, w jednych brał mnie w ramiona i przytulał tak mocno że zapominałam o tych kilku zmarnowanych miesiącach czułam się wtedy tak jakbyśmy się nigdy nie rozstali, jakby wymazał mi pamięć z ostatnich kilku miesięcy. To był najwspanialszy scenariusz, ale ja nie byłam głupia, wiedziałam że jest na mnie wściekły, dlatego przed moimi oczami pojawiały się też inne wizje, na przykład kiedy krzyczy że mnie nienawidzi a później każe mi się wynosić. To było bolesne, wiedziałam że go skrzywdziłam i nie będzie mi łatwo wytłumaczyć mu całą tą sytuację, zamknęłam oczy mokre od łez, ale mimo wszystko się uśmiechnęłam, jednak niezależnie od tego jaki scenariusz miał się okazać prawdziwym było w nich coś wspólnego, w każdym się z nim spotykałam, i patrzyłam w jego czekoladowe oczy. To było aktualnie moje największe marzenie, nie wybaczenie, bo wiedziałam że na to nie zasłużyłam, ale rozmowa, w której mogłabym wyjaśnić mu wszystko od początku do końca. Miał prawo wiedzieć co mną kierowało kiedy decydowałam się że zostawię go samego i ucieknę na drugi koniec świata. W miarę zbliżania się do Los Angeles moje serce biło coraz mocniej a w żołądku zawiązał mi się supeł, byłam tak podniecona że nie umiałam usiedzieć na miejscu, cały czas zmieniałam pozycję i patrzyłam na zegarek, jeszcze tylko dziesięć minut i wylądujemy. Miałam nadzieję że Jai będzie czekał na mnie na lotnisku tak jak się umawialiśmy, miałam do niego zadzwonić przed samym startem, ale pech chciał że włożyłam telefon do torby która została w domu, wolałam po nią nie wracać i nie narażać się na to że Max mnie zobaczy, za bardzo bałam się jego nowego agresywnego wcielenia, był jak zupełnie obca osoba, jak ktoś kogo nie znałam, a przecież spędziłam z nim dziewięć miesięcy.
Koniec tego, koniec rozpamiętywania przeszłości i analizowania wszystkiego w najmniejszych detalach to co ma się stać i tak się stanie niezależnie od mojej woli.
Wysiadłam z samolotu i ruszyłam w stronę miasta, po przejściu przez bramki zobaczyłam wszystkich ludzi czekających na swoich bliskich, poczułam ukłucie w sercu, brakowało mi tego, brakowało mi mężczyzny który czekał by na mnie z takim utęsknieniem w oczach, że kiedy tylko by mnie zobaczył pojawiły by się w nich łzy. Łzy szczęścia.
Potrząsnęłam głową starając się odgonić od siebie te myśli i wróciłam do szukania Jai'a, wypatrzyłam go zanim on zdążył zobaczyć mnie. Stanęłam jak wmurowana kiedy zorientowałam się że nie jest sam, przy jego boku stała Kate i opierała głowę na jego ramieniu, trzymali się za ręce. Zachowywali się tak jakby wokół nich nie było nikogo, jakby nie widzieli poza sobą świata. Przełknęłam głośno ślinę, najwyraźniej tutaj zmieniło się dużo więcej niż się tego spodziewałam. Przez chwilę zastanawiałam się czy mam prawo im przeszkadzać, najchętniej schowała bym się gdzieś jak najszybciej i udawała że mnie tu nie ma. Nie rozumiałam samej siebie, oboje byli moimi przyjaciółmi, i powinnam chcieć ich szczęścia, przecież ich znałam i wiedziałam że oboje za dużo przeszli żeby pozwolić sobie na kolejny nieudany związek. Tylko dlaczego mi o tym nie powiedzieli, przecież tak często rozmawiałam z Jai'em wydawało mi się że ta rozłąka nic nie zmienia, że wciąż jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi którzy mówią sobie o wszystkim, a tymczasem on ukrywał przede mną coś takiego.
Odetchnęłam głęboko, wcale nie byłam lepsza, ukrywałam przed nim moją ciążę, ukrywałam wszystko co zdarzyło się między mną a Luke'iem w Australii. Ja chyba najzwyczajniej w świecie byłam zazdrosna, tak na pewno byłam zazdrosna, nie umiałam się powstrzymać przed tym uczuciem, kiedy widziałam jacy byli zapatrzeni w siebie czułam ucisk w klatce piersiowej, ja i Luke też kiedyś tak wyglądaliśmy, wciąż doskonale pamiętam wyraz jego oczu kiedy na mnie patrzył, był tak zafascynowany, patrzył na mnie jak na coś najwspanialszego, nikt już nigdy nie spojrzał na mnie w ten sposób.
Poczułam się bezsilna, zaczynało robić mi się słabo więc zrobiłam krok do tyłu miałam nadzieje że uda mi się uciec zanim zdążą mnie zauważyć. Ale mój pech musiał objawić się po raz kolejny, Jai popatrzył w moją stronę i uśmiechnął się przeskakując barierki, zanim zdążyłam zrozumieć co się ze mną dzieję przycisnął mnie do swojej piersi i przytulił tak mocno że w jednej chwili wyczyścił wszystkie moje myśli, znów było tak jak kiedyś, jak wtedy kiedy po każdej kłótni z Luke'iem zawsze znajdowałam u niego schronienie, był jak mój obrońca, jak ktoś na kogo mogłam liczyć zawsze, niezależnie od tego w jak beznadziejnej sytuacji się znalazłam. On zawsze znajdował wyjście.
Ale tym razem nie mogłam liczyć na to że rozwiąże mój problem za mnie, to ja musiałam się z nim zmierzyć. Sama.
-Nawet nie wiesz jak się za tobą stęskniłem -powiedział, wtulając twarz w moją szyję. Nie umiałam się temu oprzeć, przytuliłam go z całej siły i dałam się ponieść tej chwili.
-Ja też za tobą tęskniłam- czułam że łzy spływają mi po policzkach, przez tą ciążę stałam się dużo bardziej emocjonalna niż dotychczas.
-Ale ja bardziej i bez dyskusji-odsunął się ode mnie i złapał za ramiona, uważnie studiując każdy centymetr mojej twarzy. -Nic się nie zmieniłaś- stwierdził w końcu.
Poczułam jak znowu robi mi się słabo, teraźniejszość nie dawała o sobie zapomnieć. Chociaż tak kurczowo starałam się trzymać przeszłości, tej w której byłam bezpieczna i szczęśliwa, nie mogłam tam zostać, nie mogłam żyć wspomnieniami, chociaż tak bardzo tego chciałam.
-Myślę że zmieniłam się dużo bardziej niż ci się wydaję.
-Jesteś w ciąży??- wypaliła Kate niespodziewanie. Było to z jej strony bardziej stwierdzenie niż pytanie. Wyglądało na to że faktycznie kobiety miały lepszego nosa jeśli o to chodzi. Zresztą to nie było specjalne osiągnięcie, wystarczyło mi się tylko przyglądnąć, biorąc pod uwagę że nie miałam zamiaru chować brzucha pod luźnymi ubraniami. Moja ciąża nie była dla mnie powodem do wstydu, wręcz przeciwnie, była owocem największej miłości mojego życia, więc chciałam żeby cały świat o tym wiedział.
Jai rzucił jej podejrzliwe spojrzenie, po czym przeniósł je na mnie. Nie mogłam znieść przenikliwego wyrazu jego oczu. Wiedziałam że jest bystry i szybko kojarzy fakty, problem polegał na tym że on nie wiedziała o wszystkim, nie wiedziała o wizycie Luke'a w Australii, nie wiedział o tym że się spotkaliśmy, a tym bardziej o tym że ze sobą spaliśmy. Sprawa była prosta byłam w ciąży, a ojcem dziecka mógł być tylko i wyłącznie mój narzeczony, właściwie były narzeczony, ale o tym też nie zdążyłam go poinformować. Dzieliło nas za dużo niedomówień, musiałam to zmienić, i to jak najszybciej, zanim to na czym mi obecnie najbardziej zależało, nasza przyjaźń legnie w gruzach. Nigdy nie darowała bym sobie gdybym go straciła.
-To prawda?? -zapytał w końcu, a jego oczy spoważniały.
-Tak, to prawda jestem w ciąży- rozluźnił uścisk na moich ramionach i zagryzł wargi w zamyśleniu.
-Który to miesiąc??-zapytał wciąż unikając mojego spojrzenia.
-Czwarty.
-I przez cztery miesiące nie wpadłaś na to żeby mi o tym powiedzieć?? Przecież tyle razy ze sobą rozmawialiśmy, myślałem że mówimy sobie o wszystkim a ty wycinasz mi taki numer??
Nie był zły bardziej rozgoryczony, rozumiałam go, je też chciałam wiedzieć o wszystkim co działo się w jego życiu, w końcu na tym polegała przyjaźń, ale nie miał prawa mnie oceniać dopóki nie pozna całej historii.
-Jai daj spokój, najwyraźniej miała jakiś powód żeby nam nie powiedzieć.
-Nie, Jai ma rację, powinnam była mu powiedzieć. -Wzięłam głęboki oddech żeby uspokoić nerwy. -Ale spójrz na siebie, wcale nie jesteś lepszy, kiedy zamierzałeś mi powiedzieć o tym że jesteście razem, a może wcale nie miałeś takiego zamiaru, tylko pech chciał że akurat was razem zobaczyłam. Nie mam zamiaru ci tego wypominać, ani licytować się kto jest gorszym przyjacielem, chce tylko żebyś wysłuchał tego co mam ci do powiedzenia, zanim zaczniesz mnie oceniać.
Razem z Kate spojrzeli sobie w oczy, wiedziałam że trafiłam w ich czuły punkt, i o to mi chodziło. Nie czekałam ani chwili, za bardzo bałam się że stracę odwagę, od razu zaczęłam opowiadać im moją historię. Przedstawiłam wszystko, w najdrobniejszych szczegółach, nie ominęłam nawet mojej choroby, byli moimi przyjaciółmi, czyli jedynymi osobami do których miałam stu procentowe zaufanie, nie chciałam żeby wszyscy o tym wiedzieli ale musiałam się tym z kimś podzielić. Chyba najgorsze co może się komukolwiek przytrafić to bycie w takiej sytuacji zupełnie samemu, bez żadnego wsparcia, bez kogokolwiek kto przynajmniej znał by prawdę. Nie życzyłam czegoś takiego nawet najgorszemu wrogowi.
-A to sukinsyn- skwitował Jai kiedy doszłam do fragmentu mojej opowieści w którym Max siłą zaciągnął mnie do sypialni i zamknął tam żebym zmądrzała. Kate skupiła się na innym fragmencie.
-Chwileczkę bo ja chyba już nic nie rozumiem...Czy to oznacza że... Że zostało ci??
-Tak zostało mi kilka miesięcy życia- postanowiłam dokończyć za nią kiedy widziałam jak nie może znaleźć odpowiednich słów. Dla nich musiał to być wstrząs, sama nie wiem jak zareagowałabym na wiadomość że jedno z nich ma umrzeć za kilka miesięcy, ale ja byłam już pogodzona z losem.
-To przecież niedorzeczne, zabiorę cię do najlepszych lekarzy w kraju na pewno znajdą jakieś inne rozwiązanie. Przecież do cholery musi dać się coś zrobić.
-Jai nie, nie ma takiej potrzeby.
Zaczął nerwowo chodzić w tę i z powrotem. Było jeszcze gorzej niż się tego spodziewałam, wiedziałam że to jemu najciężej będzie pogodzić się z tą diagnozą, ale naiwne szukanie innej drogi nie miało sensu, musiał zrozumieć że świadomie podjęłam tą decyzję zdając sobie sprawę z wszystkich jej konsekwencji. Zatrzymałam go kładąc rękę na jego ramieniu, niespodziewanie przyciągnął mnie do siebie i przytulił tak mocno że w jednym momencie zdałam sobie sprawę z tego co on czuje. Był bezsilny i to go bolało, tak bardzo chciał mi pomóc, ale nie mógł nic zrobić, ani on ani nikt inny nie mógł sprawić że stałby się cud.
-Dopiero cię odzyskałem- wyszeptał łamiącym się głosem, wciąż trzymając mnie w żelaznym uścisku. -Nie mogę pozwolić ci odejść. Nie tak, nie w ten sposób proszę ja za bardzo cię kocham. Nie rób mi tego błagam.
Zacisnęłam palce na jego koszulce. Nie byłam z kamienia, jego słowa bardzo mnie dotykały. Wiedziałam że nie chciał mnie ranić ale to właśnie robił każdej jego słowo było jak sztylet wbijany mi prosto w serce. Gdyby sytuacja była inna bez wahania uległabym jego błaganiom, chciałam z nim zostać, chciałam być częścią jego życia, dzielić z nim wszystko, każdą radość i każdą porażkę, ale taka przyszłość była nierealna, była tak odległa jakby oddzielała mnie od niej przepaść tak wielka że nie widziałam drugiego brzegu, wiedziałam że on gdzieś tam jest, ale zdecydowanie za daleko żebym mogła tam sięgnąć.
-Wiem Jai ja też cię kocham i oddałabym wszystko żeby nie musieć cię teraz zostawiać, ale ja już podjęłam decyzję. -Przerwałam na chwilę usiłując pozbierać myśli które krążyły wokół mnie doprowadzając do obłędu. Musiałam mu powiedzieć co czuje, powiedzieć mu jak bardzo go teraz potrzebuje, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej potrzebowałam teraz przyjaciela.- Zrozumiem jeżeli tego nie zaakceptujesz i nie będziesz chciał brać w tym wszystkim udziału, ale musisz wiedzieć że ja bez ciebie sobie z tym nie poradzę, ja nie umiem się z tego podnieść, nie umiem ustalić planu na przyszłość. Właściwie sama nie wiem dlaczego tu przyjechałam, nie wiem na co liczyłam. Byłam głupia, chyba po prostu bałam się że zostanę z tym wszystkim sama. Ja wciąż się boję, boję się że moje dziecko nie będzie miało nikogo kto się nim zaopiekuje, ja nie chcę żeby ono musiało iść do domu dziecka, chcę zapewnić mu jak najlepszą przyszłość- gadałam jak najęta. Wydawało mi się że zupełnie straciłam władzę nad tym co wychodziło z moich ust.
Jai odsunął mnie od siebie i spojrzał mi w oczy, dopiero wtedy zobaczyłam że płakał, nie chciałam tego, nie chciałam żeby było mu źle, przecież zależało mi na jego szczęściu, a zrzucałam na niego coś tak okropnego. Owszem zrobiło mi się lepiej kiedy w końcu komuś się z tego zwierzyłam, ale tylko kolejny raz pokazałam tym jaką wielką egoistką byłam.
-Nie mów tak nigdy więcej, nie pozwalam ci na to, nie zostaniesz sama, będę przy tobie bez względu na to co postanowisz, nawet jeżeli nie pozwolisz mi zabrać się do lekarzy, i jakoś ci pomóc. Ja przy tobie będę do samego końca. -Widziałam jak trudno było mu wypowiedzieć ostatnie słowa, zareagowałam impulsywnie, zaplotłam ręce na jego szyi i przytuliłam go mocno. Nie wiedziałam w jaki sposób mogłabym wyrazić to jak bardzo byłam mu wdzięczna, pokazał jak wspaniałym jest człowiekiem, chociaż ja doskonale wiedziałam o tym już wcześniej.
-Dziękuje -wyszeptałam wreszcie i puściłam go.
Przyłożył rękę do mojego brzucha czym nieco mnie zaskoczył, w pierwszym odruchu chciałam się cofnąć, nie umiałam nic poradzić na to że za wszelką cenę starałam się chronić moje maleństwo, na szczęście w ostatnim momencie udało mi się powstrzymać ten odruch. On był jedyną osobą o której intencje nie musiałam się obawiać.
-Czyli zostanę wujkiem -skwitował ze szczerym uśmiechem, ale w jego oczach wciąż czaił się smutek. -Nie sądziłem że to kiedykolwiek nastąpi, a już na pewno nie że tak szybko.
Właśnie chciałam mu odpowiedzieć, ale jego twarz spoważniała, i spojrzał mi w oczy w sposób którego nie umiałam określić. Ewidentnie coś chodziło mu po głowie.
-Luke o tym wie??- wstrzymałam powietrze kiedy zadał to pytanie, przypomniałam sobie prawdziwy cel mojego powrotu.
-Nie jeszcze nie- stwierdziłam zrezygnowana. -Ale chce mu powiedzieć i to teraz. Zabierzesz mnie do niego Jai??- mówiłam tak szybko żeby nie zdążył wejść mi w słowo.
Przez chwile wyglądał na zmieszanego, ale później rozluźnił się i złapał mnie za ręce.
-Oczywiście że cię do niego zabiorę, uważam że powinnaś mu jak najszybciej powiedzieć o wszystkim, może jemu uda się przemówić ci do rozsądku i zmusić do pójścia do lekarza.
Pokręciłam głową, Jai niczego nie rozumiał, musiałam wytłumaczyć mu że w ogóle nie mam zamiaru mówić Luke'owi że jestem chora. Nie potrafiłam tylko znaleźć odpowiednich słów żeby mój przyjaciel zrozumiał co mną kieruje.
-Jai ale ja nie chcę mówić mu o tym że zostało mi niecałe sześć miesięcy życia.
-Jak to??-zmarszczył brwi przyglądając mi się podejrzliwie.
-Po prostu chce mu powiedzieć że jestem z nim w ciąży, ale nie chcę mówić że jestem chora. Przecież go znasz, wiesz jak zareaguje, ale ja nie potrzebuje jego litości, nie potrzebuję tego żeby był ze mną tylko ze względu na to że za kilka miesięcy mnie tu nie będzie.
Puścił moje ręce i kolejny raz zaczął nerwowo chodzić w kółko. Chciałam żeby coś powiedział, żeby uświadomił mnie na czym stoję. Ta niepewność była okrutna, ścisnęło mnie w gardle, a w brzuchu czułam ostrza przebijające mnie od środka.
-Nie na to nie mogę się zgodzić, on powinien znać prawdę, całą prawdę.
-Wiem Jai, wiem o tym, ale zrób to dla mnie, wiem że proszę cię o bardzo wiele, ale chce przeżyć ten czas tak jak żyłam kiedyś, kiedy do was dołączyłam i byłam najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Rozumiesz?? Nie chce żeby wisiał nade mną zegar który odlicza moje ostanie minuty, który tylko czeka żeby mnie stąd zabrać. Chce żeby on wybaczył mi bo mnie kocha, a nie dlatego że uważa że wypada tak postąpić, rozumiesz??
Przystanął na chwile i się zamyślił, wiedziałam już że jest po mojej stronie, widziałam to po nim, nie miał siły się ze mną sprzeczać, kiedy wiedział że i tak mam rację.
-Może jestem wariatem że się na to wszystko godzę, ale niech ci będzie, skoro dzięki temu poczujesz się lepiej.
Przeniosłam wzrok z niego na Kate, byłam jej wdzięczna za to że pozwoliła nam wszystko sobie wyjaśnić, nie czułam z nią już takiej więzi jak przed laty, ale wciąż była ważną osobą w moim życiu, cieszyłam się z tego że ona i Jai odnaleźli wspólne szczęście. Znałam ich oboje i wiedziałam że do siebie pasują, że też wcześniej nie wpadłam na to żeby ich ze sobą zeswatać. Ale teraz to ja musiałam odwiedzić mężczyznę mojego życia.
-Chcę jechać do Luke'a -powiedziałam zanim opuściły mnie resztki odwagi.
-Teraz?? -zapytał Jai z nieukrywanym zaskoczeniem. -Może pierwsze trochę odpoczniesz?? Zasłużyłaś sobie na to.
-Nie, chcę jechać teraz mam mu dużo do powiedzenia.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam.
Jeśli ktokolwiek to jeszcze czyta proszę o komentarze, chce wiedzieć czy jest jeszcze dla kogo pisać.