niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 27

Zajechałam przed dom i od razu wiedziałam że coś jest nie tak, na podjedzie stał czerwony kabriolet. Nie trudno było się domyślić że nie był to kolejny prezent dla mnie Luke znał mnie na tyle dobrze że wiedział że takie auto nie było w moim stylu. W mojej głowie nie pytając o pozwolenie pojawiły się najgorsze przypuszczenia. Drzwi domu były otwarte, weszłam jak najciszej, nie chciałam przedwcześnie zdradzać mojej obecności. Z góry dobiegał kobiecy śmiech, najwyraźniej moja intuicja i tym razem mnie nie zawiodła. Dzięki mojemu niedawno zdobytemu doświadczeniu w skradaniu się po kilku sekundach byłam już na górze. Zajrzałam przez uchylone drzwi do sypialni. Zobaczyłam Luke'a z tą samą dziewczyną z którą całował się kilka dni temu, leżeli razem, w łóżku, nago. Widok jego z inną nie sprawił mi takiego bólu jak wcześniej, wręcz przeciwnie poczułam się głupia, bardzo głupia, jak mogłam uwierzyć w jego bajeczkę o szczęśliwym domu. Sama byłam sobie winna zachęciłam go do tego tym że wybaczałam mu za każdym razem, teraz dostałam za swoje.
-Naprawdę ta twoja dziewczyna jest na tyle głupia że myśli że ze mną nie sypiasz??-zapytała wodząc paznokciami po jego ramieniu. Spuścił wzrok jakby nieco zmieszany.
- Tak naprawdę ale moglibyśmy teraz o niej nie rozmawiać??
-No dobrze ale obiecaj mi że zerwiesz z nią jak najszybciej.
-Przecież wiesz że to nie jest takie proste. Obiecuje pozbędę się jej kiedy tylko nadarzy się dobra okazja. 
Tego było już za wiele miałam dość, wszystko w co tak usilnie starałam się wierzyć on zburzył jednym słowem. Pchnęłam drzwi i weszłam do środka. 
-Nie będziesz musiał długo czekać. -Odskoczył jak oparzony i zaczął się ubierać.
-To nie jest tak jak myślisz daj to sobie wytłumaczyć.
-Jasne nie musisz nic tłumaczyć wszystko słyszałam ale naprawdę nie przeszkadzajcie sobie ja zaraz znikam a wy możecie kontynuować-podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej moją torbę której nawet nie zdążyłam rozpakować. -No więc bawcie się dobrze pa pa -pomachałam i posłałam im buziaka. Trzasnęłam za sobą drzwiami i odetchnęłam z ulgą, sama dziwiłam się skąd we mnie tyle siły, może po prostu nie do końca docierało do mnie to co właśnie się działo, ale nie chciałam się nad tym zastanawiać. Schodząc po schodach poczułam uścisk na ramieniu.
-Zgłupiałaś?? Co ty wyrabiasz??
W jednym momencie wróciła do mnie cała złość, cała wściekłość, brzydziłam się jego dotyku. Odetchnęłam głęboko żeby móc cokolwiek powiedzieć. 
-Jak to co a nie widać wynoszę się z twojego domu i twojego popieprzonego życia.-Wyszarpnęłam rękę z jego uścisku usiłując zachować równowagę. 
-Nie możesz tak po prostu wyjść nie możesz mnie tak zostawić. -Jak on śmiał mi rozkazywać , sam nie dotrzymywał obietnic a chciał mnie zmusić do tego żebym tu została. Tym bardziej chciałam jak najszybciej się stamtąd wydostać. 
-Nie mogę?? No to patrz- złapałam za klamkę wyjściowych drzwi ale stanął mi na drodze. Zrobiłam krok do tyłu nie mogąc znieść jego bliskości.  Miałam tylko jedną zasadę nie patrzeć mu w oczy jak długo jak się jej trzymałam byłam pewna że dam sobie radę.
-Nie wypuszczę cię stąd ostatnim razem kiedy pozwoliłem ci odejść stała ci się krzywda nie pozwolę na to żeby to się powtórzyło.
Wiedziałam o co mu chodzi ale wyciąganie tego w takim momencie nie było z jego strony uczciwe, doskonale wiedział że przy nim czułam się bezpiecznie. Nie mogłam uwierzyć w to że był na tyle perfidny żeby to wykorzystywać.
-Teraz chcesz mnie siłą przy sobie zatrzymać?? Gratuluję tylko wiesz co pozwól że przypomnę ci że to wszystko stało się przez ciebie to ty wplątałeś mnie w wasze mafijne porachunki ja się o to wcale nie prosiłam. -Zdawałam sobie sprawę z tego że zrzucanie całej winy na niego nie było z mojej strony fair, ale doprowadził mnie do stanu w którym nie umiałam już nad sobą panować. -Twój świat jest okropny , a ja nie chce być już jego częścią, nie umiem. Jai miał racje to mnie zniszczy, właśnie dlatego muszę odejść. Na chwilę to była ciekawa przygoda ale nie chce żeby całe moje życie polegało tylko i wyłącznie na pilnowaniu cię. 
Pokornie przyjmował każde słowo, ze wzrokiem wbitym w ziemię powoli odsunął się od drzwi. Wyszłam z domu starając się nie skupiać na niczym oprócz dotarcia do samochodu. Kiedy byłam w połowie drogi do celu znowu usłyszałam jego głos.
-Przecież wiesz że to nie może się tak skończyć , dobrze wiesz że jesteśmy sobie pisani??
Smutny ton jego głosu sprawił że musiałam się odwrócić i na niego popatrzeć, widząc go ze spuszczoną głową wpatrzonego w czubki własnych butów wiedziałam że żałuje, ale to było jeszcze za mało, on musiał się nauczyć, że ja nie mogę darować mu wszystkiego, że ja też mam uczucia które on rani. 
-Wiem też że nie żyjemy w bajce- odwróciłam się usiłując wykonać kilka ostatnich kroków. Złapał mnie za rękę i odwrócił twarzą do siebie. 
-Chcesz żebym błagał?? Dobrze będę błagał- klęknął na ziemi trzymając moje dłonie. - Ja wiem że może nie jestem odpowiednim księciem jak dla tak wspaniałej księżniczki jak ty, ale mogę ci przysiąc że zrobię wszystko żebyś codziennie budziła się szczęśliwa, będę nad sobą pracował żebyś mogła być ze mnie dumna, zostawię to wszystko zostawię wyścigi, kradzieże i cały ten syf. Ale bez ciebie nie będę miał siły żeby o to walczyć. -Patrzył na mnie swoim błagalnym wzrokiem w taki sposób że omal w to nie uwierzyłam, omal bo doskonale zdawałam sobie sprawę z tego że on potrafi naprawdę pięknie mówić, problem polegał na tym że zawsze kończyło się jedynie na wspaniałych obietnicach, a ja teraz wymagałam dowodów a nie kolejnych pustych słów. 
-Już to kiedyś słyszałam -spojrzałam na drzwi w których pojawiła się dziewczyna ubrana tylko w koszulkę Luke'a, uśmiechnęła się zwycięsko w moim kierunku. Najchętniej teraz wydrapałabym jej oczy ale wiedziałam że nie mogę się zniżać do jej poziomu.-A teraz chyba ktoś na ciebie czeka- kiwnęłam głową w jej kierunku. 
-Ale ja cię kocham- straciłam nad sobą kontrolę takie słowa z jego ust były jak obelga. 
-Błagam cię, kochasz?? Twoim zdaniem tak powinna wyglądać miłość?? Bo skoro tak to ja nie chcę twojej miłości. 
Odwróciłam się  i wsiadłam do samochodu nie czekając na jego reakcję. Ruszyłam z piskiem opon, walczyłam sama ze sobą, ale to było ode mnie silniejsze musiałam na niego spojrzeć możliwe że po raz ostatni. Wciąż klęczał na ziemi ze spuszczoną głową, widziałam jak bardzo był zagubiony i zdezorientowany, zaczęłam się przez to zastanawiać czy aby na pewno podjęłam właściwą decyzję. Przecież nigdy bym sobie nie wybaczyła gdyby on coś sobie przeze mnie zrobił. O co ja go podejrzewałam?? Przecież to nie było w ogóle w jego stylu. Wiedziałam że muszę się znaleźć jak najszybciej jak najdalej stąd. Przejeżdżałam kolejne ulice i mijałam kolejne skrzyżowania wiedziałam że jazda bez celu na dłuższą metę nie ma sensu, stanęłam na poboczu i wyciągnęłam telefon, teraz potrzebowałam czyjegoś towarzystwa, potrzebowałam czyjegoś wsparcia. Mój wybór był oczywisty. Jai. 

Piętnaście minut później stałam już pod jego drzwiami, kiedy je otworzył emocje wzięły nade mną górę, a po policzkach popłynęły mi łzy. Dlaczego jedyna osoba która mogła mi teraz pomóc wyglądała jak odbicie lustrzane tego, przez którego właśnie tak się czułam? O nic nie pytał wiedział że teraz i tak niczego ze mnie nie wyciągnie, przytulił mnie z całej siły. Odwzajemniłam jego gest wsłuchując się w spokojne bicie jego serca. Nie poganiał mnie, spokojnie trzymał mnie w ramionach i czekał aż do siebie dojdę. Byłam mu za to wdzięczna, za to że tylko on jeden zawsze był po mojej stronie, tylko na jego pomoc mogłam liczyć w najtrudniejszych dla mnie sytuacjach, za to ja zdecydowanie nie umiałam mu się odpłacić tym samym. Po pięciu a może nawet dziesięciu minutach zdołałam wyrównać mój oddech z jego oddechem uznałam że to wystarczy żeby móc wreszcie się od niego odkleić. Zrobiłam krok do tyłu i popatrzyłam mu w oczy które na pierwszy rzut oka były identyczne jak jego brata bliźniaka, sama dopiero po kilku dniach zauważyłam między nimi znaczącą różnicę, Jai miał bardziej orzechowe oczy w których nigdy nie gasły radosne iskierki, Luke to zupełnie inna historia jego oczy są ciemniejsze kolorem przypominają czekoladę, ale większa różnica kryje się w środku, kryją w sobie tajemnice tak wielką że nikt i nic nie jest w stanie jej odgadnąć. Ale kiedy patrzył na mnie wiedziałam że w głębi duszy jest dobrym człowiekiem, czułam to że on narkotykami próbował wyłączyć swoje uczucia. Podobno patrząc komuś w oczy można dowiedzieć się kim jest, myślę, a nawet jestem pewna, że to prawda. 
-Już ci lepiej??-jego głos wyrwał mnie z zamyślenia.
-Tak dużo lepiej-odpowiedziałam i właściwie nie minęłam się z prawdą, bo było mi lepiej, i to była tylko i wyłącznie jego zasługa.
Opowiedziałam mu całą historię ze szczegółami w końcu za to jaki dla mnie był należała mu się prawda. Kiedy skończyłam wstał i zaczął przemierzać korytarz pocierając palcami skronie.
-Być może to po części moja wina.
Nie rozumiałam o co mu chodzi przecież on nie mógł brać odpowiedzialności za zachowanie swojego brata. 
-Przestań bredzić on jest dorosły i sam podejmuje decyzję. 
Usiadł koło mnie łapiąc delikatnie moją dłoń.
-Ale to prawda rano chciałem z nim porozmawiać, miałem zamiar przemówić mu do rozsądku i uświadomić że powinien cię lepiej traktować, ale chyba trochę źle mnie zrozumiał, powiedział że nie ważne ile razy cię zdradzi ty i tak mu wybaczysz, pewnie chciał mi pokazać że jest tak jak powiedział. 
-To dlatego do mnie dzwoniłeś??
-Tak chciałem cię ostrzec, ale miałem nadzieję że ten kretyn ma wystarczająco rozumu. 
Starałam się nie pokazać po sobie jak bardzo dotknęło mnie to co powiedział, Luke traktował mnie jak swoją zdobycz, jak zabawkę z którą może robić co mu się tylko podoba, a ona i tak będzie przy nim. Ale tym razem nieco się przeliczył, bo ja już nie mam ochoty grać według jego reguł. Telefon zaczął wibrować w mojej kieszeni, wyciągnęłam go i zerknęłam na ekran. Zupełnie odruchowo zdjęłam obudowę i wyjęłam baterię.
-To on?? -zapytał Jai śledząc uważnie każdy mój ruch.
-Tak ale to już skończony rozdział. 

 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wiem wiem jestem okropna że kazałam wam tyle czekać na tak kiepski rozdział, no ale mam nadzieję że mi to wybaczycie.